Wydawcy prasy, internetowy clipping oraz "źródło internet"

Źródło internet?Najgłośniejszą bodaj sprawą, dotyczacą korzystania z materiałów prasowych publikowanych na stronach internetowych tradycyjnych wydawców, był spór belgijskich wydawców z Google (por. Google przegrało w sporze z belgijskimi wydawcami prasy). W zeszłym roku pojawił się "lokalizowany" serwis Google dla polskich użytkowników. Komentowałem to w tekście Ruszył news.google.pl - czekamy teraz na reakcję polskich wydawców prasy. Zapowiada się, że polscy wydawcy maja zamiar chronić publikowane przez siebie teksty, chociaż przygotowują się do prawnej batalii z większą ilością podmiotów: z "małymi, średnimi, ale i dużymi serwisami internetowymi". Dziś pojawiła się informacja, że pozwy przygotowują takie wydawnictwa jak Infor Biznes oraz Presspublica, a więc wydawcy Gazety Prawnej, Rzeczpospolitej oraz Parkietu.

O tych przygotowaniach można przeczytać w tekście Roszczenia wobec portali sięgać mogą kilku milionów złotych, opublikowanym na łamach serwisu internetowego Gazety Prawnej. Zgodnie z tym materiałem - kroplą, która przepełniła naczynie spokoju wydawców, był serwis Sfora, uruchomiony przez o2.pl. Serwis Sfora.pl ("węszymy w internecie") pisze o sobie: "Sfora to serwis informacyjny prezentujący informacje ze wszystkich polskich i licznych zagranicznych źródeł". Tymczasem pojawienie się tego serwisu - jak wynika z tekstu GP - wywołało reakcje:

Jego start zdenerwował jednak wydawców do tego stopnia, że zaledwie pięć dni później zwołali specjalne spotkanie w tej sprawie w Izbie Wydawców Prasy. Przedstawiciele dziesięciu spółek wydawniczych spotkali się z prawnikami, by zdecydować, co dalej. Część z nich zgodziła się, że Sfora.pl to kolejny przykład naruszania praw autorskich wydawców przez właścicieli portali internetowych i że trzeba szybko zareagować.

Jeśli polscy wydawcy chcą teraz w pierwszej kolejności wypracować "kodeks wykorzystywania w sieci cudzych treści redakcyjnych", to internauci będą pewnie bacznie się przyglądali tym działaniom, w szczególności będą pewnie porównywali publikowane na łamach serwisów internetowych tych wydawców teksty z tekstami publikowanymi w serwisach np. angielskojęzycznych. Internauci pewnie będą również (bardziej niż do tej pory) wyczuleni na to, że "tradycyjne media" korzystając z materiałów publikowanych w internecie nie linkują do nich (a weźmy nawet ostatnio: Fake-MORE: czy pojawią się sprostowania? Chyba nie...). To często z góry założona polityka redakcyjna - w materiałach prasowych nie podaje się linków do źródeł w obawie przed tym, że internauci klikną w taki link i wyjdą z "portalu" wydawcy, a tym samym będą oglądali reklamy prezentowane przez kogoś innego (a więc reklamy, z których żyje ktoś inny). Jeśli któryś z tradycyjnych wydawców zdecydował się dać użytkownikom możliwość komentowania publikowanych tam materiałów prasowych - w komentarzach użytkownicy nie będą mogli często umieszczać linków (por. Uwaga opinii publicznej skupiona na "dobrych pedofilach").

Z jednej strony czytam, wypowiedź p. Michała Prysłopskiego, dyrektora serwisu internetowego Rzeczpospolitej, który twierdzi, że Rzeczpospolita jest zadowolona z takich serwisów jak Wykop.pl, który stwierdza: "teksty, które serwis cytuje, są odpowiednio podlinkowane do naszych stron, dzięki czemu użytkownik klika i trafia do nas", z drugiej zaś przykłady dziwnego wskazywania źródeł przez "dużych wydawców" można mnożyć (chociaż - przyznaję - nie pamiętam teraz, by akurat Rzeczpospolita w ten sposób postępowała). Weźmy przykład z tej samej półki (mam nadzieję, że się nikt nie pogniewa).

Serwis Deser.pl (Agora SA) opublikował jakiś czas temu materiał Jak zmieni się Twój wygląd, gdy włożysz okulary?. Ten materiał, to w istocie seria grafik reklamowych firmy Oogmerk, które użytkownicy serwisu Wykop.pl "zauważyli" i "wykopali" (Jak okulary wpływają na nasz wygląd...), ale w istocie co "wykopali"? Wykopali grafikę opublikowaną pod adresem http://apina.biz/3346.jpg, bo Apina.biz ("Automagic People Image Naked Archive") pozwala na publikowanie tam wielu różnych grafik... Skoro użytkownicy Wykop.pl wykopali, to - być może - to coś warte. A jeśli warte, to dlaczego z tego nie skorzystać. I w ten sposób Agora SA w swoim serwisie Deser.pl "zaczerpnęła sobie" te grafiki reklamowe z kampanii Oogmerk. No, ale trzeba chyba podać jakieś źródło? Agora czasem podaje źródło zaczerpniętych grafik w postaci podpisu "(c) Agencja Gazeta" (por. Prawnoautorski matrix Gazety i PiS). Jak sobie Agora poradziła z prawem autorskim i podaniem źródła w przypadku utworów z kampanii reklamowej firmy optycznej? Oto podała "źródło":

Utwory wykorzystane w kampanii reklamowej firmy Oogmerk, które ktoś opublikował w ramach infrastruktury Apina.biz, które zostały wykopane (podlinkowane) przez Wykop.pl, które zaczerpnięte zostały przez Agorę (Deser.pl) z podpisem: Fot. za wykop.pl

Utwory przygotowane i wykorzystane w ramach kampanii reklamowej firmy Oogmerk, które ktoś opublikował w ramach infrastruktury serwisu Apina.biz, które to grafiki zostały wykopane (podlinkowane) przez Wykop.pl, które następnie "zaczerpnięte" zostały przez Agorę (Deser.pl) z podpisem: "Fot. za wykop.pl". Czy należy to komentować bardziej?

A weźmy Życie Warszawy, które wydawane jest przez Presspublica Sp. z o.o. Jakiś czas temu opublikowano tam materiał Fajna sztuka berlińskiej ulicy, w którym zaczerpnięto sobie grafiki z podaniem źródła. Źródło: internet? Cóż to za źródło? Co to za grafika? Kto jest jej twórcą? Z jakiego adresu Presspublica Sp. z o.o. (występująca przecież w "koalicji" przygotowującej dziś pozwy) sobie ją przygarnęła?

Życie Warszawy i ilustracja berlińskiego street art

Na stronie internetowej, której ilustracją jest grafika przedstawiająca berliński street art ze źródłem "internet", można się dowiedzieć, że grafika zaczerpnięta jest z serwisu taz.de, ale na drugiej stronie, czyli - po kliknięciu w grafikę - tej informacji nie ma. W każdym przypadku sama grafika podpisana jest "źródłem internet"... W serwisie ŻW można również przeczytać: "Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniania lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją, fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody PRESSPUBLICA Sp. z o.o. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody PRESSPUBLICA Sp. z o.o. lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie."

Jakiś czas temu opublikowałem tekst Rola agencji informacyjnych w społeczeństwie... informacyjnym, w którym relacjonowałem (a jakże) stanowisko p. Piotra Skwiecińskiego, Prezesa Polskiej Agencji Prasowej, który napisał w Rzeczpospolitej: "ważne, by prawo zaczęło wreszcie umożliwiać wytwórcom informacji realną obronę przed informacyjnym piractwem". Dzisiejsze doniesienia pochodzące od wydawców, wtórują zatem tamtemu głosowi, pochodzącemu z PAP. Co więcej - na końcu tekstu pojawia się nawet teza o tym, że warto rozważyć powołanie nowej organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi. Organizacja taka miałaby być stworzona przez wydawców. A ja twierdzę, że tego typu organizacja już jest i nazywa się KOPIPOL, a sposób jej działania przedstawiłem w serii tekstów, w szczególności Otrzymałem odpowiedź z KOPIPOL'u. Przypuszczam, że gdyby pojawiła się nowa organizacja - również w takim przypadku nie otrzymałbym wynagrodzenia, należnego mi z ustawy i stosownego rozporządzenia, ponieważ - jak był uprzejmy napisać mi prof. dr hab. inż. Mieczysław Poniewski, Przewodniczący Stowarzyszenia KOPIPOL:

Wobec bardzo dużej liczby podmiotów uprawnionych do ich utrzymywania powstaje niebezpieczeństwo znacznej atomizacji wysokości wynagrodzeń należnych poszczególnym uprawnionym.

A co z licencją ustawową z art. 25 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych? Oczywiście można wyraźnie zastrzec, że dalsze rozpowszechnianie artykułów jest zabronione (art. 25 ust. 1 pkt. 1) lit. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych - takie zastrzeżenie jest również w niniejszym serwisie). Jeśli takiego zastrzeżenia nie ma, wówczas wolno rozpowszechniać, byle w celach informacyjnych i byle w prasie, radiu i telewizji, również "aktualne artykuły na tematy polityczne, gospodarcze lub religijne". Artykuły mają być aktualne, a więc pojawia się pytanie o archiwa "aktualnych" materiałów, które przecież raz umieszczone w internecie nadal tam są, chociaż straciły aktualność. W celach informacyjnych, a więc nie w innych celach. Ważne jest jednak to, że - zgodnie z ustawą - "za korzystanie z utworów, o których mowa w ust. 1 pkt 1 lit. b i c, twórcy przysługuje prawo do wynagrodzenia". Kto ma ustalać to wynagrodzenie? Pożywkę do rozważań na ten temat daje chyba przypadek takich pism jak Tygodnik Angora ("Przegląd prasy krajowej i światowej") czy Tygodnik Forum (najciekawsze artykuły z prasy światowej). One żyją z przedruków, ale same ustalają wysokość wynagrodzenia, które ich zdaniem przysługiwać ma twórcom. Ciekawe, czy gdyby Angora opublikowała któryś z moich tekstów (a zastrzegłem, że nie może), to czy sąd później brałby pod uwagę propozycję wyceny tekstu przedstawioną przez Angorę, czy raczej skutecznie mogłem ogłosić kilka miesięcy temu, że Cena za utwory mojego autorstwa wynosi miliard euro za sztukę?

W tekście Gazety Prawnej znajduje się odpowiedź na pytanie postawione przeze mnie w tekście podlinkowanym we wstępie tej notatki, które dotyczyło stosunku polskich wydawców do Google. Google może być spokojne, ponieważ: "żaden rozsądny wydawca w Polsce nie będzie walczył z Google". Tak miał powiedzieć "przedstawiciel jednego z wydawców". Czyli Google może być w Polsce spokojne. Nie dziwi to, gdy kiedykolwiek miało się szanse zobaczyć statystyki oglądalności dowolnego internetowego serwisu, a zwłaszcza posortowane logi "referery" (czyli wskazania "skąd przychodzi ruch"; por. Czysta karta raz jeszcze, czyli jak przystąpić do googlowego samobójstwa)...

Myślę, że prasowe ogłoszenie przygotowań do wielkich pozwów w roku 2009 ma przygotować grunt negocjacyjny do wypracowania mechanizmów dzielenie się pieniędzmi. W moim odczuciu dzielić się będą mali z dużymi, bo duzi z małymi raczej nie będą się dzielić. Zresztą - w to prasowe ogłoszenie przygotowań do pozwów wpisuje się trend do podziału na Twórców i twórców (por. Kampania społeczna na rzecz certyfikacji Twórców, oraz na utwory i user generated content (por. Zielona Księga: Prawo autorskie w gospodarce opartej na wiedzy (bez wiedzy) oraz Zielona Księga: Odpowiedzi ISOC Polska).

W "roku kryzysu" dobrze postarać się o przychody z każdego dostępnego źródła. Wśród podmiotów, które nie płacą, a same zarabiają, są firmy monitorujące media (clipping). Przypuszczam, że w pierwszej kolejności artykuł o przygotowywanych pozwach trafi na biurka szefów tych firm, z propozycja opłaty licencyjnej. To już było zapowiadane w 2007 roku (por. Kto ma informacje, ten ma władzę, a konkretnie komentarz pod tym tekstem i podlinkowane tam nagranie probka_clipping.mp3 (679 Kb).

Sięgnij również do następujących tekstów:

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Warto jeszcze wspomnieć o

Warto jeszcze wspomnieć o serwisie joemonster.org (ostatnio na wykopie tez było o nim) To m.in. zbiór śmiesznych grafik z sieci które również bardzo często podpisane są: "Źródło: Internet". Denerwuje mnie jednak bardziej ich modyfikacja (dodawanie własnego znaku wodnego z adresem strony)

Trochę się tam zmienia. Od

Trochę się tam zmienia. Od pewnego czasu źródła podawane są coraz częściej w sposób dokładny, tzn autor lub nazwa strony i link. Przynajmniej w tym, co idzie na główną.

linkować, to do nas, ale nie my

z drugiej zaś przykłady dziwnego wskazywania źródeł przez "dużych wydawców" można mnożyć (chociaż - przyznaję - nie pamiętam teraz, by akurat Rzeczpospolita w ten sposób postępowała).

Służę przykładem :-) Rzeczpospolita nagminnie publikuje w swoim serwisie grafiki z Wikipedii. Co prawda nie podają jako źródła "Internetu", tylko Wikipedię, ale ani do Wikipedii nie linkują, ani nie podają informacji o licencji (a zarówno GFDL, jak i CC tego wymagają).

Przykład:
http://www.rp.pl/galeria/12,1,250602.html
http://en.wikipedia.org/wiki/File:Raymond_James_Stadium02.JPG

à propos kłopotów "tradycyjnej' prasy

Polską sytuację należy oceniać w pewnym globalnym kontekście, a na rynku prasy dzieje się ostatnio sporo (przygnębiających tę branżę rzeczy). Dlatego, jako komentarz do relacjonowanej wyżej zapowiedzi pozwów, warto odesłać czytelników do paru tekstów, które niedawno opublikował u siebie Edwin Bendyk:

W tym przedostatnim z wymienionych tu tekstów Edwin relacjonuje wywiad z Erikiem Schmidtem, prezesem Google:

Problem, jak pisałem w poprzednim wpisie nie polega na braku popytu na dobrą informację, tylko na braku modeli biznesowych dających szansę przetrwać wydawnictwom prasowym. Google ma wystarczająco dużo pieniędzy, by kupić cały amerykański rynek wydawniczy - nie ma jednak w tej chwili jeszcze odpowiedniej strategii, przyznaje Schmidt. Na pewno jednak nie chciałby stać się prasowym monopolistą.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

przedruk

Ciekawe, czy gdyby Angora opublikowała któryś z moich tekstów (a zastrzegłem, że nie może), to czy sąd później brałby pod uwagę propozycję wyceny tekstu przedstawioną przez Angorę, czy raczej skutecznie mogłem ogłosić kilka miesięcy temu, że Cena za utwory mojego autorstwa wynosi miliard euro za sztukę?

Problem w tym, że przyjmuje się, iż zastrzeżenie takie nie może być ogólne, nie może dotyczyć wszystkich tekstów, nie może więc np. znaleźć w impressum żeby być skutecznym. A tak jest podobnie chyba w Twoim serwisie. Podobnie też zresztą, uważam, że np. automatyczne wklejanie takiego zastrzeżenia do każdego tekstu w serwisach jak np. rp.pl ma podobny skutek, tzn. nie ma go w cale.

Kto przyjmuje?

Kto przyjmuje? Mógłbym prosić o podanie źródła, do którego mógłbym się odnieść?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

zastrzeżenie

Prof. E. Traple w komentarzu podaje tak:

Dla prawa przedruku zasadnicze znaczenie ma dopuszczalny zakres tego prawa uregulowany w konwencji berneńskiej, a to ze względu na wspomnianą na wstępie, w uwadze 1, konsekwencję wynikającą z art. 7 ustawy. Art. 10bis konwencji, regulujący szczegółowo dozwolony użytek w działalności szeroko ujętej prasy, przewiduje możliwość dokonywania przez podmiot uprawniony wyraźnych zastrzeżeń wyłączających skorzystanie z ustawowej licencji w tym przedmiocie. Na mocy art. 7 ustawy polska prasa jest obecnie obowiązana respektować zastrzeżenie o wyłączeniu przedruku nie tylko odnośnie do podmiotów korzystających z ochrony konwencyjnej. Zastrzeżenie musi być wyraźne i nie może dotyczyć całego czasopisma, nie może być więc umieszczone np. w impressum (E. Traple [w:] J. Barta, M. Czajkowska-Dąbrowska, Z. Ćwiąkalski, R. Markiewicz, E. Traple, Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Komentarz, Dom Wydawniczy ABC, 2003, s. 304).

I jest to stanowisko ugruntowane "historycznie" albowiem już Ritterman w klasycznym komentarzu pisał tak z kolei:

Zastrzeżenie winno być uczynione odnośnie do poszczególnych artykułów z o s o b n a, skoro chodzi o prawo przedruku p o s z c z e g ó l n y c h artykułów; ogólna tedy wzmianka na wstępie gazety, że artykułów przedrukowywać nie wolno, jeśli nie zawiera przynajmniej bliższego określenia kategorii tych artykułów, nie wystarcza, jak słusznie zauważa Allefeld (str. 218 Komentarza z r. 1928). (Dr Stefan Ritterman, "Komentarz do ustawy o prawie autorskim" z przedmową Stefana Sieczkowskiego, Ministra Sprawiedliwości, Kraków 1937, s. 100)

Miałem napisać coś więcej na temat tych zastrzeżeń stosowanych w e-Rzepie, ale oczywiście nie mam czasu, więc wrzucam tylko te cytaty, z zastrzeżeniem (hehe) że ani nie zaprzeczają one mojemu poglądowi na tę sprawę ani go nie potwierdzają;) Jak się zbiorę w sobie albo mi ktoś pomoże to napiszę coś dłuższego.

Autorzy odnoszą się do nieco innej historycznie sytuacji

Autorzy odnoszą się do nieco innej historycznie sytuacji, a więc do zastrzeżenia w impressum, które - jako ustawowo obowiązkowa informacja na temat danych wydawcy (adres, kontakt), osób odpowiedzialnych (np. redaktora naczelnego) - art. 27. prawa prasowego, bywa uzupełniana również innymi "klauzulami". Nie każdy trafi na impressum (chociaż oczywiście takie informacje znajdują się (powinny się znajdować) na każdym "egzemplarzu".

Impressum ma nieco inną funkcję (wskazanie odpowiedzialnych za publikowane treści, ochronę "konsumentów mediów"), niż klauzula skierowana do osób potencjalnie chcących skorzystać z utworów chronionych przez prawa własności intelektualnej. Nota bene w impressum zastrzegane bywa czasem, że wydawca nie ponosi odpowiedzialności za publikowane reklamy. Jak wiemy z orzecznictwa - takie zastrzeżenia nie są skuteczne w każdej sytuacji.

Dlaczego napisałem o "historycznej sytuacji"? Otóż zastrzeżenia w Rzeczpospolitej (w Życiu Warszawy również) pojawiają się "przy każdym" tekście opublikowanym na stronach tych tytułów. Nie w impressum, a w "stopce strony"/("stopca artykułu", co często nie jest dokładnie tym samym co stopka strony). W ten sposób można zgodzić się z tezami prof. Traple oraz z klasycznym komentarzem Rittermana, i jednocześnie dostrzec, że internet i zastrzeganie "w stopce", nie zaś w "impressum" pozwoli dysponentom praw (z reguły wydawcom) ustrzec się mielizn, na które wskazują przywołani autorzy.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

krótko

tak na szybko, ale z zastrzeżeniem, że to nadal nie odnosi się do mojego stanowiska a - ewentualnie - ma służyć do dyskusji i ugruntowania bądź weryfikacji poglądów: można stwierdzić bowiem, że sytuacja wcale nie jest historyczna. impressum to tylko "miejsce" zamieszczenia zastrzeżenia. czas zaś wstawiania zastrzeżeń (i pisania komentarzy jest bez znaczenia). zasada się bowiem wcale nie zmienia - czy będzie to impressum, czy będzie to ogólne zastrzeżenie (jak tutaj) w "stopce" każdej strony, czy też automatycznie i bezrefleksyjnie (!) zamieszczane (kopiowane) zastrzeżenie w "stopce" każdego artykułu, to zawsze będzie to ogólne zastrzeżenie do wszystkich artykułów. stąd cytując Rittermana zachowałem oryginalną redakcję tekstu, gdzie wyłuszczono słowa "poszczególnych" i "z osobna". innymi - można twierdzić;) - że zastrzeżenie z art. 25 działa tylko wtedy, kiedy intencjonalnie a nie automatycznie dopiszemy taką klauzulę, kiedy zastosujemy ją do wybranych artykułów a nie do ogółu wszystkiego co zamieszczamy

Czy zatem...

Czy zatem - wedle dyskutowanego stanowiska Rittermana - dopuszczalne jest opatrzenie każdego opublikowanego tekstu z należną czcią i odpowiednią refleksją, czy też oznacza to, że w przynajmniej jeden "materiał" musi nie być opatrzony taką klauzulą, a więc przepis dopuszczający wyrażenie sprzeciwu na przedruk ma tu "nieciągłość", pozbawiającą uprawnionego wyrażania takiej woli, wbrew wyraźnemu brzmieniu omawianego przepisu? W moim odczuciu chodzi raczej o miejsce (w realiach internetowych - np. na odrębnej stronie, do której się linkuje - taki sprzeciw byłby - w świetle powyższych stanowisk - nieskuteczny; w stopce, przy każdym z tekstów - skuteczny, bo wyraźny i związany z tekstem).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Wyczuwam tu fluidy z ustawy

Wyczuwam tu fluidy z ustawy o podpisie elektronicznym
art. 3 pkt 2 lit. c
jest powiązany z danymi, do których został dołączony, w taki sposób, że jakakolwiek późniejsza zmiana tych danych jest rozpoznawalna,

cześć i refleksja

cześć i refleksja;) dobre. ale chcę jeszcze zwrócić uwagę na jedną rzecz. otóż nie widzę powodu, aby zarówno w dawnych czasach, jak i dziś, w zwykłych papierowych wydaniach pod każdym tekstem zamieszczać jakieś krótkie zastrzeżenie, nie zajmujące zbyt wiele miejsca, nawet ograniczone choćby i do 2 słów. albo zamieszczanie takiego zastrzeżenia np. na dole każdej strony czasopisma czy dziennika. nie ma więc specjalnej różnicy między publikowaniem w Inernecie a publikowaniem w prasie tradycyjnej. wszędzie można bowiem zamieszczać zastrzeżenia tak ogólne, jak i szczególne.
na marginesie raz jeszcze chcę podkreślić, że ja nie wiem czy tak powinno być, zaznaczyłem jedynie że były takie poglądy, zapytałeś się gdzie, więc je wskazałem, a nad resztą myślę, że można się jednak trochę pozastanawiać.

A ja chyba spieram się fair?

A ja chyba spieram się fair? Odnoszę się do argumentów, nie do przywołującego je. :)
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Świetny tekst

Pisałem właśnie notkę a propos Sfory na Redakcje.pl [w chwilach wolnych lub w drodze walczę tam z dobrym humorem konwencjonalnych dziennikarzy] i wiedziałem, że u Ciebie nie zawiodę się a propos komentarza sprawy! Mam nadzieję, ze mnei nie pozwiesz jak zlinkuję Twój post:D

Zresztą ciekawe kiedy wielcy polscy wydawcy którym kurczy się radykalnie rynek reklam dostrzegą, że społeczna agregacja treści jak np. w pryzpadku Sfory zwiększa im ruch? Chyba, że są zachłanni, że skoro nie ma hajsu z reklam są zdesperowani zgarniać gotówkę z wszystkiego?

Poza tym ciekawe, że wydawców jakoś szczególnie nie razi replikacja tekstów za pomocą blogów-atrap, polegających na "kopiuj i zlej czytelnika" z konwencjonalnych wydawnictw.
[http://www.redakcja.pl/Tekst/Polityka-Polska/525850,Bojkotujmy-martwe-quasiblogi.html]

KIlka milionów, tylko od kogo?

Rzucenie kwotą kilku milionów złotych wystraszy wielu właścicieli małych i średnich stron internetowych ale tak naprawdę na palcach jednej ręki można policzyć serwisy nastawione typowo na pasożytowanie na innych. Sfora, wykop, wyczaj.to, może kilkadziesiąt porzuconych spam-blogów. Może słabo znam internet ale na ponad 10 lat błąkania się po nim nie natrafiłem na takie serwisy.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>