"Łapać złodzieja!": Kabaret zapowiedział pozew o naruszenie prawa autorskiego...
Obok pisałem o "śledztwie dziennikarskim" w sprawie wykorzystania przez partie zdjęć kostiumów "z Matrixa". Teraz kabareciarze z Kabaretu Pod Wyrwigroszem prężą medialne muskuły zapowiadając pozew o naruszenie praw autorskich "do piosenki"... która oryginalnie nie jest ich, a swoją popularność zyskała dzięki tzw. "piractwu internetowemu". Nie wierzę, że do procesu dojdzie, bo kabaret musiałby tłumaczyć się z tego na jakiej zasadzie korzysta z opracowania cudzego utworu (i czy dzieli się przychodami z twórcą oryginału).
Nie syszałem, by sam Ivan Mladek chciał kogoś pozywać w Polsce za to, ze dzięki internetowi jego piosenka stała się popularna, tak popularna, że kabarety zaczęły "czerpać" z tej piosenki, a różne telewizje emitowały całą tę piosenkę, pobierając ją wcześniej z internetu. Gdyby ktoś słyszał, że Ivan Mladek chce pozwać kabaret (jakąś telewizję lub gazetę) - proszę o komentarze...
Tymczasem RMF FM w tekście Kabaret Pod Wyrwigroszem złoży pozew przeciwko PiS pisze: "Krakowski Kabaret Pod Wyrwigroszem skieruje do sądu pozew przeciwko PiS o naruszenie praw autorskich i dóbr osobistych. Prawo i Sprawiedliwość bezprawnie wykorzystało utwór kabaretu pod tytułem "Donald marzy" podczas sobotniej konwencji w Warszawie". Tekst jest nieco dłuższy, ale zacytuję jeszcze wypowiedź kabareciarzy: "PiS zrobił to bez naszej zgody. Oni nam to ukradli. Jest to po prostu paskudne".
Gazeta.pl w tekście Kabaret Po Wyrwigroszem poda PiS do sądu: " - Wystąpimy przeciwko PiS na drogę sądową, bo naruszono nasze dobra osobiste - mówi portalowi Gazeta.pl Łukasz Rybarski z Kabaretu Pod Wyrwigroszem. Podczas wczorajszej konwencji PiS bez zgody kabaretu puszczano prześmiewczą piosenkę "Donald marzy" - przeróbkę słynnego "Jożina z Bażin"". Tu przy tekście oczywiście cała "piosenka kabaretu" w formie videoklipu - czy Gazeta.pl ma jakąś umowę z kabaretem? A czy ma jakąś umowę z Ivanem Mladkiem, z którego "zaczerpnął" kabaret? Dlaczego przy tekście Gazeta.pl jest klip kabaretu nie oryginał?
Dziennik: Kabareciarze pozwą PiS za kradzież: "Partia nie tylko nie miała na to zgody, ale kabareciarze wręcz zabronili użycia piosenki. Pozwą więc PiS do sądu. A tymczasem jak grzyby po deszczu powstają kolejne kabaretowe piosenki do melodii "Jożina z Bażin". Najnowsza to "Kaczor z bagien"". Tu przy tekście z Dziennika jest screenshot serwisu YouTube z klipem wykonania Kabaretu (nie Ivana Mladka & Banjo Band). W Dzienniku cytowana jest też wypowiedź p. Łukasza Rybarskiego, której udzielił w TVN24: "Na pewno wystąpimy na drogę sądową o naruszenie praw autorskich i dóbr osobistych, bo nasz wizerunek został wykorzystany propagandowo bez naszej wiedzy i zgody. Tekst, który napisaliśmy jest naszą własnością. Został zacytowany, to wiemy na pewno, i został skojarzony z tą partią, a my tego absolutnie nie chcieliśmy". A więc został zacytowany. A mamy w Polsce prawo cytatu (art. 29 ustawy) i cytowanie nie jest równoznaczne z "kradzieżą"...
Kabaret w wypowiedziach staje się nagle coraz bardziej precyzyjny - już mowa o tym, że owszem "ukradli", ale tekst. Interesująco zapowiadałby się ten proces o prawa autorskie do "przeróbki", ale już pojawia się nowy wątek, bo kabareciarze powiedzieli mediom: "Oczywiście istnieje możliwość ugody - zależy nam tylko żeby wyjaśnić sprawę". A jak będzie "ugoda", to sąd nie badałby czy kabaret naruszył prawa autorskie do piosenki Ivana Mladka (chociaż nie chcę twierdzić, że prawa autorskie do tej muzyki przysługują właśnie Ivanowi Mladkowi, bo nie wiem komu przysługują - gdyby ktoś miał tu wiedzę - proszę o pozostawienie komentarza), nie badałby czy dokonali opracowania oryginalnej piosenki i na jakiej podstawie korzystają z tego opracowania (a rozporządzanie i korzystanie z opracowania zależy od zezwolenia twórcy utworu pierwotnego - prawo zależne).
Niespodziewana popularność czeskiej piosenki doprowadziła zdziwiony zespół Ivana Mladka do wydania w Polsce płyty (co można zrozumieć, bo pieniądze uciekają przy popularności utworu i braku konsumpcji, a jak będzie płyta to obok internetu jeszcze się da uratować te parę koron dla zespołu, a nie dla kabaretów działających przy absencji oryginalnego twórcy).
Polscy kabareciarze nie zrobili nic innego, tylko wykorzystali popularność piosenki (nawiązując wprost do choreografii oryginału, który nie byłby w Polsce popularny, gdyby nie internet i tzw. "piractwo"). Kabaret - co warto odnotować również bierze pieniądze za występy. Zastanawiam się jak w takiej sytuacji mogą krzyczeć w mediach "łapać złodzieja". Być może tak właśnie wygląda kabaretowy marketing... Szkoda, że tego procesu nie będzie, bo przecież dowolna partia polityczna - taką stawiam tezę - w medialnych sporach z dowolnym kabaretem jest skazana na porażkę, dlatego spin doktorzy pewnie nie zaryzykują sporu przed sądem, w którym każde rozwiązanie jest złe (czy partia wygra, czy przegra przed sądem, to medialnie i tak przegra).
Abstrahując od polityki zastanawiam się czy internauci - przeciwnicy zaostrzania praw autorskich mogliby pokonać kabaret na polu satyry... "Łapać złodzieja", lub coś w tym stylu...
Ilustracją tej notatki jest klatka z "pirackiej" (bo z YouTube) kopii z klipu oryginalnego (bo Ivana Mladka & Banjo Band) wykonania piosenki, którą następnie zaadaptował kabaret roszcząc sobie prawa autorskie do piosenki, a po chwili zastanowienia - już jedynie do słów.
PS.
Przypomnę, że ostatniego dnia Sejmu poprzedniej kadencji praktycznie wszystkie partie polityczne zagłosowały za przyjęciem poprawki ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, która wstecznie przyznaje współautorom utworów audiowizualnych prawo do dodatkowego wynagrodzenia (obok tego, które otrzymali np. w związku z umową licencyjną czy przenoszącą prawa autorskie):
- Nowela autorskiego będzie stosowana z datą wsteczną... Wynagrodzenie mimo przeniesienia praw
- Spoty wyborcze to też utwory audiowizualne - SFP zwróci się o kasę?
- Prezydent podpisał "wsteczną nowelę" autorskiego
Chociaż - o ile wiem - SFP nie zwróciło się do partii politycznych o kasę za klipy wykorzystywane w kampanii wyborczej (oraz te, które nadal są na stronach partii politycznych dostępne) - życie dopisuje puenty.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Zaraz po konwencji PiS-u
Zaraz po konwencji PiS-u redakcja TVN24 połączyła się telefonicznie z jednym p. Łukaszem Rybarskim. Nie jestem w stanie przytoczyć dokładnych słów, więc piszę z pamięci. Oprócz zacytowanego tu fragmentu pojawiło się zdanie, że parodia "Donald Marzy" powstała przy współpracy z TVP i autorzy oryginału na pewno zostali odpowiednio wynagrodzeni.
Z przytaczanych przez TVN24 wypowiedzi przedstawicieli PiS, "część rozrywkowa" miała być zrealizowana przez zewnętrzną firmę i partia ogłosiła, że będzie wyjaśniać sprawę z ową firmą. Również p. Rybarski mówił na antenie tej stacji iż przed konwencją kontaktowała się z nimi właśnie ta firma organizująca spotkanie partii.
Ale ja nie jestem specjalistą z zakresu prawa autorskiego i nie mi wskazywać winnego. Ciekawe jednak kiedy będzie to nazwane "odwracaniem uwagi od istotnych problemów państwa" ;-)
To jest ważna informacja
"...pojawiło się zdanie, że parodia "Donald Marzy" powstała przy współpracy z TVP i autorzy oryginału na pewno zostali odpowiednio wynagrodzeni."
Chociaż wynagrodzenie dla autorów oryginału było następne pytanie jakie chciałbym, by w moim imieniu - konsumenta mediów - zadali dziennikarze, to pytanie o umowę jaką mają kabareciarze na korzystanie z oryginalnej muzyki. Mój główny zarzut polega właśnie na tym, że dziennikarze bezwiednie powielają ten sam przekaz (we wszystkich doniesieniach na ten temat) i żaden nie zadał pytania o podstawę prawną, na której kabaret wykonuje piosenkę). Chciałbym mieć taką wiedzę.
TVP - wedle mojej wiedzy - ma pewne rozeznanie w meandrach prawa autorskiego (a na pewno zdaje sobie sprawę z trudności jakie niesie za sobą interpretacja tego prawa). Być może w jakiś sposób zabezpieczyli kabaret przed ewentualnymi roszczeniami (albo przynajmniej przed sugestiami takich komentatorów jak ja; przy czym moje pytania wynikają głównie z niedopowiedzenia medialnego - czegoś brakuje w tej historii i na to właśnie zwracam uwagę w komentowanej właśnie notatce).
A zatem Drodzy (rzetelni) Dziennikarze: proszę szczerze o wykopanie i podanie informacji - na jakiej podstawie kabaret wykonuje piosenkę, czy ma umowę podpisaną z twórcami oryginału (muzyka, choreografia), kiedy taka umowa została zawarta (to ważne: kiedy), jeśli wydobędziecie szczegóły umowy - będzie to dodatkowym atutem, w szczególności - jeśli została zawarta umowa na piśmie, to jakie pola eksploatacji zostały tam w niej uwzględnione), czy różne czasopisma lub dzienniki (w tym te, które posiadają witryny internetowe) mają jakieś umowy dotyczące możliwości korzystania z chronionych prawem autorskim utworów, artystycznych wykonań, praw do fonogramów, wideogramów - w tym tego, które pochodzi sprzed 30 lat, a które znalazło się w YouTube, i które chyba pochodzi z czechosłowackiej telewizji; kto jest następcą prawnym czechosłowackiej telewizji i czy polskie media odprowadzają jakieś wynagrodzenia temu następcy (albo może jakiejś agencji lub innemu podmiotowi, który może zarządzać prawami autorskimi do tego wideogramu); na jaki czas została zawarta (jeśli została) licencja niewyłączna - bo podejrzewam, że musiała to być licencja niewyłączna, skoro sam zespół postanowił nagrać płytę i jeździć z koncertami po Polsce (co właśnie się zaczyna). Cóż jeszcze... Warto też dowiedzieć się jaki jest stosunek prawny pomiędzy TVP a kabaretem (komu tak na prawdę przysługuje prawo do korzystania z opracowania, jeśli istnieje jakaś umowa, wreszcie - komu, ale tak naprawdę, przysługują prawa autorskie do czeskiej wersji (bo przecież nie koniecznie Ivanowi Mladkowi, który gdzieś na wczesnym etapie mógł przecież przenieść na kogoś te prawa, o ile w ogóle on jest autorem muzyki - o co pytałem już wcześniej); chciałbym się również dowiedzieć o to, które organizacje zbiorowego zarządzania są zaangażowane w przedsięwzięcie (no i oczywiście - na jakich zasadach, chociaż tego pewnie nigdy sie nie dowiemy)... Na początek tyle.
Na stronie kabaretu znajduje się oświadczenie, z którego nie wynikają odpowiedzi na powyższe pytania:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Wysłałem pytania przez formularz kontaktowy kabaretu
Pomyślałem, że może część dziennikarzy będzie w kłopotliwej sytuacji i nie będzie chciała pytać kabaretu na jakich podstawach redakcje wykorzystują chronione prawem autorskim i prawami pokrewnymi utwory czy artystyczne wykonania, etc. Z tej racji postanowiłem wysłać za pomocą formularza kontaktowego znajdującego się na stronie Kabaretu pytania, licząc, że może otrzymam odpowiedź (mogę nie otrzymać odpowiedzi, mogę otrzymać odpowiedź kabaretową i mogę otrzymać odpowiedzi merytoryczne - na co osobiście liczę). A oto i pytania:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Otrzymałem odpowiedź od kabaretu
Wbrew swoim przewidywaniom otrzymałem odpowiedź na list wysłany przez formularz kontaktowy na stronie kabaretu. Poniżej umieszczam tę odpowiedź:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Jak piszesz w poprzednich
postach, ja też mam nadzieję, że sprawa się szybko nie skończy, nie zostanie zamieciona pod dywan. Jednak coś mi mówi, że będzie inaczej. Media jeszcze jakiś czas się poekscytują, a później dadzą sobie spokój.
Inna sprawa, jak postąpią zainteresowani. Fajnie, że w końcu wypowiedzą się prawnicy, bo rozumiem, że i z drugiej strony też to będę prawnicy – i poznamy więcej szczegółów. Albo będzie tak, że dla dobra klientów nie możemy zdradzać więcej szczegółów, tajemnica handlowa.
A i jeszcze, doskonale opisałeś, jak Internet może wypromować i zapewnić troszkę pieniążków artyście, który nie miałby takiej szansy, gdyby właśnie nie Internet.
I ciekawe, czy dotrą - to aż takie trudne? - dla kogo Mladek nagrywał ten teledysk.
Wojciech
PS Co z czasem? U mnie jest 1:00...Fakt, że jest ciepło, ale żeby już :)
Czekamy...
Ja to odczytałem jako "use first - ask later", czyli nieumyślne łamanie prawa (brak licencji na piśmie). Ale trzeba czekać na odpowiedź prawników, nadal jest za dużo niewiadomych. Obawiam się tylko, że odpowiedź na wszystkie pytania dot. praw autorskich i pokrewnych będą zbliżone do "W tej sprawie nie chodzi o prawa autorskie. Chodzi o ochronę dobrego imienia naszych klientów.".
Covery
> następne pytanie jakie chciałbym, by w moim imieniu -
> konsumenta mediów - zadali dziennikarze, to pytanie o
> umowę jaką mają kabareciarze na korzystanie z oryginalnej
> muzyki.
A na jakiej zasadzie w ogóle różni wykonawcy wykonują tzw. covery czyli swoje wersje utworów innych autorów? Bo wydaje mi sie, że możemy tu miec podobną sytuację...
O ile się nie mylę, to np. w USA covery sa objęte licencją ustawową, i jeżeli piosenkarz A chce wykonac utwór piosenkarza B, to nie musi piosenkarza B (czy też kogokolwiek, kto przejął jego prawa autorskie) pytać o zgodę, musi tylko zapłacić ustawowo określone wynagrodzenie... A jak jest u nas? Czy każdy wykonawca, który chce nagrać cover, musi zawierać umowe z autorem oryginału? Nie wydaje mi się, zwłaszcza że istnieją nieznane nikomu zespoły, które specjalizują się tylko w nagrywaniu coverów, które następnie mało znane wytwórnie wydają na tanich płytach sprzedawanaych np. w supermarketach, licząc na klientów, którzy kupia taką płytę myśląc, że to oryginał?
Taka praktyka na pewno jest legalna, inaczej wydawcy tych płyt już by siedzieli w więzieniu, właściciele praw autorskich by się o to postarali. A ze względu na skalę przedsięwzięcia nie wydaje mi się, żeby zawierali umowę z każdym autorem oryginału...
Covery w USA
Covery w USA - tego dotyczył sąsiedni tekst: W amerykańskiej branży muzycznej kłócą się o centy
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Kłócą się o wysokość
Kłócą się o wysokość wynagrodzenia, OK, ale co do samej zasady małem rację - wolno publikowac covery bez pytania o zgodę. A jak jest u nas?
A u nas
A u nas: "Rozporządzanie i korzystanie z opracowania zależy od zezwolenia twórcy utworu pierwotnego (prawo zależne)" i "Kto bez uprawnienia albo wbrew jego warunkom rozpowszechnia cudzy utwór w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, artystyczne wykonanie, fonogram, wideogram lub nadanie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2": Zatrzymano tłumaczy napisów...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Satyra?
Akurat wszelkiego rodzaju kabareciarze sa we w miare dobrej sytuacji, bo z tego co pamietam, to prawo autorskie robi wyjatek dla satyry i recenzji. W kazdym razie prawa autorskie niektorych krajow -- nie jestem pewien czy polskie takze.
Satyrykowi wolno nieco więcej, mylę się?
No tak, to już wiemy skąd się wzięła nazwa Kabaretu pod Wyrwigroszem ;)
A tak już zupełnie na serio, to uważam, że Kolega zbyt ostro potraktował Kabaret.
W orzecznictwie pojawia się pogląd, że w przypadku utworów satyrycznych, karykatur, pastiszy etc. "prawa gatunku" dopuszczają dokonywanie nawet bardzo dokładnych i wiernych cytatów z cudzego utworu, jednak pod warunkiem, że 'zostanie zmieniony sens i sytucja przejmowanego utworu, i to na tyle, by było wiadomo, że wyrażają własne spojrzenie twórcy na prezentowaną problematykę' (niedokładny cytat z uzasadnienia wyroku SN w sprawie przedrukowanego przez "Politykę" plakatu "Solidarności" z G. Cooperem, I CK 232/2004). Odnoszę wrażenie, Że Kabaret pod Wyrwigroszem skorzystał właśnie z tej wolności pastiszowania.
Pastisz pastiszem, a muzyka jest utworem
Muzyka wykorzystana w piosence kabaretu jest praktycznie taka sama jak w oryginale, zaś choreografia jest również niezwykle zbliżona (bo i sam zespół Ivana Mladka jest trochę kabaretowy). Ja reaguje na doniesienia prasowe (medialne) dotyczące chęci złożenia pozwu o naruszenie praw autorskich przez kabaret. Jeśli chce złożyć taki pozew, to pytanie o to jakie prawa przysługują kabaretowi (i na jakiej postawie) - nie jest tu bezzasadne. Może być i tak, że kabaret zabezpieczył się przed ewentualnymi roszczeniami i, że ma dobrych doradców od prawa autorskiego, którzy kabaretowi pomaga, bo przecież nie muszę zakładać, że kabareciarze są ekspertami od prawa autorskiego i praw pokrewnych. Aby dowiedzieć się więcej - wysłałem za pośrednictwem formularza kontaktowego pytania do kabaretu. Zobaczymy jakie dostanę odpowiedzi (o ile dostanę).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Pytał się już ktoś artystów, czy
słyszeli już o tej polskiej przeróbce? W prasie nie czytałem, żeby o tym mówili.
Inna sprawa, nad czym sam się głowię:
Kto ma pr. autorskie? Autorzy (Autor) w wywiadzie dla "Angory" nie kojarzą specjalnie tego utworu, że gdzieś dla telewizji, że sa jakieś tam frykasy. No dobra, ale to chyba nie wystarcza, tak? Powiedziałem to ja, Maltan, libertarianin.
W sumie to chyba nie ma domniemania zrzeczenia się praw autorskich...
Ale, ale, ale - jak powiadają w najlepszym polskim kabarecie, KMN (u Turka), cytuję za gazeta.pl:
- Prawdziwy dramat. Ojej, że nie pomyśleli o skutkach. Jakoś nie mam dla nich współczucia, dla mnie to bardziej gra pod publikę czy pod ewentualny proces. Takie sceny, taki kabaret. Dramat. Ale, ale, ale, może nie :)
Wojciech
Stosowanie prawa autorskiego zaczyna przypominać kabaret
Wydaje się, że wątek z kabaretem w roli głównej jest idealnym miejscem do pokazania screenshota artykułu z Wirtualnej Polski. Oczywiście nie chodzi tu o sam artykuł, a o zdjęcie/grafikę przy nim. A nawet nie o tę grafikę (czy można tak to nazwać?) a o podpis pod nią:
Ilustracja do artykułu "Wynaleziono najczarniejszą substancję świata" wzbudza zadumę, ale podpis jeszcze bradziej...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Wiesz, myślę, że to dobrze
oddaje wpis powyżej, dziennikarze ( w ogóle, nie tylko TVP) i czarna dziura (prawa autorskiego) ;)
Wojciech
Nic nowego, Kazimierz Malewicz wynalazł już w 1915 roku
"Czarny kwadrat na białym tle"
--
[S.A.P.E.R.] Synthetic Android Programmed for Exploration and Repair
Tak, istny kabaret
Prawo autorskie też jest przedmiotem żartów kabaretowych. Np. kabaret Potem miał swego czasu przecudnej urody piosenkę o organizacji zbiorowego zarządu :).
Zresztą refren nieźle puentuje to, co padło w tej dyskusji poniżej - okazało się, że nie należy zapominać o ZAiKSie ;)
ZAiKS to nie wszystko, w kolejce są inne jeszcze OZZ-ty
Bo taki klip pokazujący piosenkę (wideoklip) do jest utwór audiowizualny, a o utworach audiowizualnych było w tym serwisie kilka notatek przy okazji nowelizacji ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych a i linki do tych notatek umieściłem wcześniej w tym wątku. Tu organizacją upominającą się o "dodatkowe opłaty" jest Stowarzyszenie Filmowców Polskich. Są też inne organizacje, które w przypadku piosenek ustawiają się w kolejce by otrzymać "na rzecz twórców lub wykonawców" wynagrodzenie. Należy do nich: ZPAV Związek Producentów Audio-Video (ze względu na fonogramy, wideogramy) oraz STOART Związek Artystów Wykonawców i SAWP Stowarzyszenie Artystów Wykonawców Utworów Muzycznych i Słowno - Muzycznych (por. Policja zabezpieczyła sprzęt i płyty w Rebelii). Dlatego właśnie zadałem kabaretowi pytania o to, jakie organizacje zbiorowego zarządzania są zaangażowane w całe zamieszanie i na jakich zasadach. Przedstawiciele partii podchwycili wątek z ZAiKS, ale jeszcze nie wiedzą - jak przypuszczam - że to "puszka z pandorą" (sic!). Jak teraz przeczytają ten komentarz, to się dowiedzą. Dalej obserwuje rozwój wydarzeń.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Nie na konwencji a przed nią
Zgodnie z oświadczeniem rzecznika PiS utwór został odtworzony
Zgoda artysty nie ma znaczenia
Trochę o tej sprawie napisał dziś Dziennik Internautów.
Materiały TVP
Zdaje się, że oprócz kontrowersji wokół piosenki, pojawiły się również wątpliwości dotyczące materiałów TVP.
Jednak artykuł GW w tej sprawie jest jednak tak sformułowany, że w zasadzie nie wiadomo o co chodzi. (A może właśnie o to chodzi?):
czyli kolejne pozwy, tym razem - wizerunki dziennikarzy?
W podlinkowanym wyżej materiale jest mowa o ewentualnym kolejnym pozwie, gdyż zapytany o to, czy TVP będzie interweniować w związku z naruszeniem prawa do wizerunku dziennikarzy (wykorzystano twarze dziennikarzy), szef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Jarosława Grzelaka miał powiedzieć:
Dla tych, którzy jeszcze nie zauważyli - w ilustracji do notatki, która rozpoczyna ten wątek, a na której jest "klatka z klipu" czeskiego zespołu, jest też wizerunek jednego z wykonawców z zespołu Ivan Mladek & Banjo Band. Zastanawiałem się przed umieszczeniem tej ilustracji, czy powinienem to zrobić. Doszedłem do wniosku, że - chociaż mam spore wątpliwości - mogę podjąć ryzyko prawne. W pewien sposób zamieszanie związane z tą czeską piosenką stanowi promocję zespołu. W przypadku, gdy ewentualnie pokrzywdzony (ewentualnie) zwróci się z roszczeniami o usunięcie tej ilustracji - będę starał się dogadać.
Chociaż to spostrzeżenie nie ma większego znaczenia dla mojej sytuacji prawnej i nie powinno być w żaden sposób traktowane jako argument poważny - przy okazji całego tego zamieszania moje ewentualne (ewentualne) naruszenie praw do wizerunku nie jest na skali obserwowanych zjawisk jeszcze największe.
Dla umieszczenia tego komentarza w pewnym kontekście odsyłam do tekstu Licencja to nie wszystko, jeszcze wizerunek, prywatność, etc...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Mladek i piwo
Sam Ivan Mladek wypowiedział się w imieniu zespołu w wywiadzie dla "Angory" - chcą postawić duże piwo temu, kto udowodni, że to właśnie on wrzucił Jożina do YouTube.
Tyle jeżeli chodzi o ewentualne pozwy Mladka, jak sądzę ;)
A jeżeli chodzi o Wyrwigroszy - czy nie jest tak, że ich ewentualne pozwy (czy to z art. 79 p.a., czy to z art. 78 p.a., czy to "zwykłe" pozwy związane z naruszeniem dóbr osobistych) są kompletnie niezależne od tego, czy "Donald marzy" to opracowanie, czy twórczość samodzielna? Przecież opracowanie jest przedmiotem prawa autorskiego - a to, że "bez uszczerbku dla prawa pierwotnego" i że korzystanie z opracowania wymaga zgody twórcy utworu pierwotnego, to chyba inna para kaloszy?
Innymi słowy - kabaret może ścigać PiS do woli, ale musi liczyć się z zemstą następców prawnych czeskiej telewizji, którzy niechybnie czyhają na niczego nie spodziewających się satyryków z Polski...?
Być może sprawa jest
Być może sprawa jest znacznie prostsza niż się wydawała Oświadczenie w sprawie utworu „Donald marzy” (przynajmniej z punktu widzenia PiS):
Wypowiedział się przedstawiciel partii - "dobro powszechne" (?
W tekście PiS: piosenka "Donald marzy" dobrem powszechnym kultury, przy którym zresztą jest zagnieżdżony klip z piosenką w wykonaniu polskiego kabaretu, czytamy m.in.:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Ale o co chodzi...?
Bo przecież nie o prawo autorskie. Kabareciarzy boli to, że ich wizerunek wmontowano (mimo wyraźnego sprzeciwu) w materiał propagandowy partii politycznej, że pokazano ich w fałszywym i wg nich szkodliwym dla ich wizerunku (na którym przecież zarabiają pieniądze) kontekście.
Oskarżenie o złamanie praw autorskich padło automatycznie, bo to jest chyba schemat na stałe wmontowany w osobowość artystów ze "średniej półki".
Osobną sprawą jest to, że sami nie zapytali Mladka, czy nie ma nic przeciwko temu, by jego wizerunek został podłączony pod krytykę polskiej sceny politycznej.
I pytanie: czy partia polityczna może zmontować z opublikowanych utworów takiego na przykład Kazika Staszewskiego materiał sugerujący, że Kazik ich popiera, zapłacić ZAiKS i cieszyć się z rosnących wśród młodzieży słupków, czy też może polskie prawo chroni Kazika przed takimi nadużyciami?
--
GnoM
Niby tak.
Teoretycznie chroni go. Prawo do rzetelnego wykorzystania utworu jest jednym z autorskich praw osobistych, o które zresztą powinien zatroszczyć się ZAiKS.
czeskie prawo autorskie
sprzed 30 lat...
było wtedy takie?
może ten utwór nie był/ nie jest chroniony przez tamto prawo?
Kolejny, papugowany mit
że niby w krajach obozu sowieckiego przed 1989 rokiem w ogóle nie istniało pojęcie "prawo autorskie".
Jest chroniony.
Par. 106 Autorskeho zákonu stanowi, że obecna regulacja 'chwyta w locie' utwory, których czas ochrony jeszcze nie minął według aktualnej regulacji.
Też byłem ciekaw i sprawdziłem :)
sposób zarządu majątkowymi wpływa na interpretację osobisty
1-o.
To zupełnie nie ta sytuacja. Nie można traktować praw osobistych jako całkowicie oderwanych od majatkowych. To że jedne można sprzedać a drugie nie zmienia faktu ich wzajemnego powiązania funkcjonalnego. Sposób rozporządzenia majątkowymi w oczywisty sposób wpływa na interpretację osobistych, w tym zwłaszcza owego rzetelnego wykorzystania. W praktyce: orgaznizacje zbiorowego zarządzania mają standardowe licencje i regulaminy na odtwarzanie utworów podczas imprez i treść tych licencji znają uprzednio tak twórcy, jak i licencjobiorcy. Jeśli wszyscy się tych zapisów trzymają, dowiedzenie, że prawa osobiste zostały naruszone jest prawie niemożliwe. Żadna dyskoteka, bar czy supermarket nie pyta żadnego twórcy o zgodę, jeśli ma licencję generalną od OZZ. W innym przypadku istnienie tych organizacji byłoby pozbawione sensu. Nie ma odbiorców lepszych i gorszych, OZZ nie może odmówić licencji nikomu, kto zapłaci, chyba, że z ważnych powodów (art. 106.2). Takim waznym powodem mogłoby być działanie przestepcze (np. chęć umieszczenia piosenki na stronie pedofilskiej), ale na pewno nie jest nim odtworzenie utworu na imprezie legalnej jednostki organizacyjnej jaka jest partia polityczna. Twórca nie może sobie nie życzyć takiego odtworzenia, skoro zgodził się na udostępnianie swoich utworów zgodnie ze znanymi mu uprzednio standardowymi licencjami i regulaminami organizacji zbiorowego zarządzania, do której się dobrowolnie wpisał. Każdy kto się tam zapisuje wie i godzi się na to, że OZZ da licencje każdemu, kto się zgłosi i zapłaci.
Analogicznie rzecz się ma z powiązaniem praw majątkowych i dóbr osobistych twórcy. Wyobraźmy sobie sytuację, że autor najpierw podpisuje z bankiem umowę i sprzedaje licencję na wykorzystania utworu w reklamie, a potem występuje do sądu z pozwem przeciw temu samemu bankowi o ochronę dóbr osobistych (albo osobistych praw autorskich), bo jednoznaczne kojarzenie jego nazwiska z jednym bankiem jest dla niego niekorzystne. Absurd, ale tak by to wygladało, gdyby chcieć całkowicie zautonomizować prawa osobiste od majątkowych. Wyrwigrosze nie mogą temu samemu podmiotowi najpierw dawać licencji na prawa majątkowe (co z tego że za pośrednictwem OZZ), a potem oskarżać go o naruszenie dóbr czy praw osobistych, jeśli tamten warunków licencji dotrzymał.
Jedyny wyjątek od powyższego stanowi przystosowanie utworu do reklamy i wydawania płyt:
Jednak użyte w tym formularzu umowy określenie "reklama" (a nie np. "działania promocyjne", "reklamowe") jednoznacznie wskazuje o jaki gatunek utworu chodzi. Stawiam też dolary przeciwko orzechom, że Wyrwigrosze takiego pisemnego oświadczenia nie złozyli, bo inaczej ZAIKS by licencji nie wydał. A nawet gdyby wydał, to jest to sprawa między zaiksem a Wyrwigroszami.
2-o.
OZZ-y są tylko od praw majątkowych i tylko na niektórych polach. W ZAIKS-ie takich:
prowadzenie spraw bez zlecenia
Cała powyższa wypowiedź oparta jest na założeniu, że twórca powierzył swoje utwory pod ochronę OZZ i tym samym zaakceptował zasady jej działania.
Tymczasem OZZ działają nie tylko na rzecz swoich członków, ale również na rzecz osób, które mogą nawet nie wiedzieć o ich istnieniu. Nie zawsze jest zatem tak, że twórca wie, a tym bardziej, że zgodził się na jakieś zasady...
ZAiKS w sprawie begiennego
W tym kontekście Dziennik Internautów pisze w tekście Zgoda twórcy nie zawsze ma znaczenie:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
PR
Brawo, Vagla wytropi i obnaży każde działanie Public Relations! Uznanie z mojej strony. Szkoda tylko, że na złość tym, co wprowadzają szum medialny zrobiłoby jedynie niemówienie o nich, a nie wskazywanie ich podstępności. To chyba w Neverending Story złego bohatera zwalczało się zapomnieniem o nim, a nie walczeniem z nim. Sytuacja coraz częstsza w dobie wszechobecnych mediów.
Tyle, że ja nie tropię teraz PR
Uważam, że dziennikarze, którym bliska jest deontologia tego zawodu, powinni zadać stronom konkretne pytania. Niektóre z nich umieściłem wyżej. Dziennikarz powinien wracać do tematów, które poruszał, a ten konkretnie temat jest cywilizacyjnie istotny. Do tej pory sprawy związane z prawem autorskim dotyczyły głównie zastraszonych, słabych jednostek, które w żaden sposób nie mogły się przeciwstawić machinie medialnego wywierania wplywu: "przestępca internetowy", "piractwo", "złodziejstwo" i wiele innych. Teraz mamy w kłopotliwej nieco sytuacji graczy bardziej hmm.. Poważnych. Mamy jedną osobę prawną, która - tak wyszło - jest partią polityczną (która niedawno miała swojego premiera, a bratem tego premiera jest urzędujący Prezydent RP) i kabaret - nie wiem w jakiej formie prawnej działający (co w sumie warto by było sprawdzić - nie zastanawialiście się w jakiej formie prawnej działają kabarety? spółka cywilna? spółka z o.o.?).
Przez pamięć takich wyroków jak opisany w tekście Historia oceni rok po wycieku "Precious" chyba warto stawiać pytania tym akurat graczom (zarówno kabaretowi jak i partii) - i chociaż nie da się uniknąć, by akurat tę sprawę niektórzy rónież politycznie próbowali komentować - w tym serwisie nie ma znaczenia do jakiego skrótu zwija się nazwa partii i jakie głosi poglądy.
W tym serwisie istotne jest to, że 30 lat temu w ówczesnej Czechosłowacji nagrano koncert grupy z Ivanem Mladkiem jako frontmanem. Tu nie wiemy jakie relacje pojawiły się w związku z tym nagraniem (komu i na jakich warunkach udzielono jakich praw i do czego i czy w ogóle na kogoś przeniesiono praw lub komukolwiek udzielono licencji - artyści też w machinie estradowej nie muszą mieć kolorowo, zwłaszcza 30 lat temu w kraju byłego bloku...). Mamy utwór, mamy też klip. Dziś tego typu utwory mają budowę kompozytową: tekst, muzyka, choreografia, kostiumy, wideogram, fonogram, artystyczne wykonanie, etc. wszystko po kolei podlega ochronie. Po 15 latach pojawił się internet, a po 30 latach czechosłowacka piosenka stała się dzięki internetowi przebojem w Polsce. Przy okazji - Czechosłowacji już nie ma. W Polsce przebój się "sam" wylansował - nie dzięki machnie marketingowej, tylko dzięki "pirackiemu internetowi" i "złodziejom z YouTube". Co spowodowało, że zespół nagle w ciężkim szoku odkrył, że może zarobić pieniądze na rynku, którego wcześniej zupełnie nie brał pod uwagę. Przy okazji szaleństwa internautów swoje interesy też robią stacje telewizyjne puszczając piosenkę "znalezioną w Sieci", podobnie serwisy internetowe, w tym internetowe wersje tradycyjnej prasy. Skoro taki sukces odniosła piosenka i melodia stała się znana - pojawili się kolejni, którzy postanowili wyrwać swoje grosze z "niczyjej sakiewki". Jak czytam - kabaret nakręcił klip z polską telewizją publiczną. Na to wszystko trzeba nałożyć jeszcze przynajmniej 4 organizacje zbiorowego zarządzania w Polce i nie wiadomo ile w Czechach (Słowacji?).
Ile tu było działań "zgodnych z prawem", ile było "niezgodnych" - tego nikt nie dojdzie. Na koniec dnia ludzie zapomną, wielu raczej będzie się starało załagodzić spór (nikomu to na dłuższą metę nie przysporzy popularności). Sprawa się rozmyje (sam zespół - nawet nie wiadomo czy ma prawa do własnej piosenki, muzyki i innych kompozytowych elementów, czy też jest tylko elementem jakiejś machiny marketingowej, która pchnęła go do Polski, bo tu można zarobić). To jest po prostu masakryczny węzeł, ale jakże ładnie pokazuje współczesne problemy prawa autorskiego (i praw pokrewnych).
Oczywiście jest w tym smaczek, że oto w sprawę zamieszani są "twórcy kabaretowi" i "do niedawna rządząca partia polityczna", ale nikomu z nich nie będzie się opłacało podjąć jakichkolwiek działań, by w przyszłości tego typu sytuacja nie pojawiła się. Tu chodzi raczej o wykrzykiwanie haseł bojowych, odcinanie się ("by nasi fani nas nie wiązali z partią", a jak już nas nie będą wiązali to pewnie nie będziemy pamiętali stanowczych słów "na pewno tego tak nie zostawimy").
Teraz właśnie opinia publiczna mogłaby zadać pytania ZPAV - czy ma zamiar - tak jak w przypadku 24 letniego chłopaka z Kielc, który został oskarżony i skazany za coś, co - moim prywatnym zdaniem - nie jest przestępstwem (pobranie teledysku z oficjalnej strony producenta, który to teledysk został tam przez tego producenta umieszczony) - czy ZPAV zatem ma zamiar złożyć wniosek o ściganie (pewnie powie, że jak się do tej organizacji zgłosi uprawniony, to czemu nie, a skoro się nie zgłasza, to...). Jest teraz czas na pytania - niby dlaczego kabaret krzyczy "złodzieje" i czy sam kabaret nie jest na bakier z prawem, Trzeba wyjaśniać na przykładzie takich spraw relacje z organizacjami zbiorowego zarządzania, jak działa prawo cytatu, licencje ustawowe (dozwolony użytek publiczny), etc.
Jeśli się nie postawi takich pytań teraz, to jak już wszystko przycichnie, jak dziennikarze, których redaktorzy nie przycisną, by teraz wykonywali rzetelnie swoją publiczno-społeczną misję, to zaraz po tym znów na stronie Policji pojawi się kolejny anons w stylu "internetowy gwałciciel praw autorskich popełnił zbrodnie" ("Dzielni policjanci z jednostki do zwalczania przestępczości komputerowej z komendy X zatrzymali osiemnastoletniego groźnego przestępce, który naraził przemysł muzyczny i filmowy na wielomiliardowe straty, sprawcę zatrzymano o godzinie 6:00 w jego mieszkaniu, zanim poszedł do szkoły. Policjanci i prokuratorzy dziękują za zorganizowane im szkolenie przemysłu i za nadanie Platynowych Spodków, które wręczał Komendant Główny Policji. Oklaski.").
Tu nie chodzi o tropienie gierek Public Relations (one są i będą w każdej rzeczywistości). Tu - w gruncie rzeczy - chodzi o rzetelność dziennikarską. Proszę mi wskazać redakcję mediów "głównego nurtu", która zadała właściwe pytania, która zadała jakiekolwiek pytania poza prostym powielaniem kolejnych komunikatów, gotowych anonsów, oświadczeń. Jak czytam oświadczenie, to - wyobrażam sobie - w sąsiednim tekście dziennikarz powinien sprawę rozwalić od podszewki. Tak się nie dzieje. Dziennikarze piszą dla redakcji, a redakcja też nie chce zadawać zbyt kłopotliwych pytań, bo inna redakcja zapyta, czy ta pierwsza to miała prawa do tego, by przy tekście tak beztrosko linkować do YouTube i wykorzystywać (komercyjnie, bo jakżeby inaczej) sporny klip.
Prawo autorskie? Tak działa właśnie współczesne prawo autorskie. Ivanowie Mladkowie nie muszą nikogo straszyć sądem, tak naprawdę w tym wszystkim Ivanowie Mladkowie są najmniej istotnym elementem systemu. Najfajniej, jakby dało się ich zupełnie z tego wszystkiego wyrugować i nazwać ich userami, a to co tworzą: user generated content.
Być może z czasem system się zmieni. Nie przypuszczam, by nastąpiło to szybko, ale z czasem... Kiedy już wszyscy gorący zwolennicy ukamienowania piratów będą mieli łatkę piractwa przyfastrygowaną medialnie do pleców - głupio im będzie wówczas utrzymywać status quo. Ale na razie warto zadawać pytania i pytać też dziennikarzy: dlaczego pomijają istotne kwestie. Dziś - to smutne w sumie - czytelnicy więcej wiedzą o pawie autorskim niż niektórzy dziennikarze, którzy do nich piszą. Więc jeśli nawet dziennikarz nie podpowiada czytelnikom wniosków, to niech chociaż wykona podstawową swoją dziennikarską funkcje - niech zbierze gołe fakty, by reszta mogła na ich podstawie podpowiedzieć dziennikarzowi wnioski.
A Czesi pewnie się zastanawiają przy swoich knedlikach - "Polska to dziwny kraj. Wiecie, że oni się tam pokłócili o prawa autorskie do piosenki jednego z naszych? A zauważyliście jak oni śmiesznie mówią w tej Polsce?"
Trochę się rozpisałem. Przepraszam.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
brawo Vagla!
To raczej nie jest komentarz, tylko pełnoprawny artykuł. I zgadzam się z nim w 100%.
A najbardziej cieszy mnie, że wreszcie stworzyłeś przekrojowy tekst o różnych niepokojących zjawiskach z ostrzejszymi sformułowaniami niż "Hmmmm...".
W końcu co innego jak jakiś komentarz wyskrobie user taki jak ja, a co innego jak napisze to
doktorPiotr Waglowski,odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi nadanym przez Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej za zasługi dla rozwoju informatyzacji w Polsce, autor publikacji dotyczących głównie prawnych aspektów Internetu oraz ochrony dóbr osobistych... itp. itd. etc.
nie jestem doktorem
Ukończyłem studia doktoranckie, ale nie jestem doktorem. A to dość istotna różnica.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
forma prawna kabaretów
Najczęściej osoby fizyczne żyjące z umów o dzieło albo zlecenia. Czasem jeden ma działalność gospodarczą, bierze zlecenia i z resztą rozlicza się zleceniami.
Tydzień bądź dwa temu
w Programie I Polskiego Radia, w audycji ZSYP pojawiła się wersja "józka" w wykonaniu i z tekstem Marka Majewskiego, autora (podobnie jak i cały ZSYP) ze stajni Marcina Wolskiego. Było to kilka dni (lub co najwyżej równolegle) z interpretacją Wyrwigroszów, więc słuchało się tego z lekkim niesmakiem.
Prawo autorskie
Witaj Vagla,
rzecz, o której chciałbym napisać nie dotyczy bezpośrednio "społeczeństwa informacyjnego" ale praw autorskich, a o nich, w swoim materiale, przecież piszesz. Otóż, ostatnimi czasy wybuchł głośny spór o spuściznę literacką księdza Twardowskiego. Spadkobierczyni praw autorskich zamierza je twardo egzekwować czym ściągnęła na siebie święte oburzenie wielu wpływowych osób z księdzem metropolitą Życińskim na czele. W głośnym apelu 96 intelektualistów wprost wezwano do swoistego zawieszenia praw autorskich wobec spuścizny literackiej księdza. Uzasadniano to stratami jakie dla kultury narodowej ma takie zawłaszczanie twórczości księdza Twardowskiego przez osobę posiadającą prawa autorskie.
Wygląda wiec na to, że są, zdaniem tych osób, sytuacje, w których dobro publiczne wymaga swoistego wywłaszczenia właściciela praw autorskich z jego uprawnień - mamy zatem do czynienia z postulatem swoistej nacjonalizacji praw autorskich uzasadnionej dobrem narodowej kultury, przy czym o tym, to co jest takim dobrem, nie wynika z ustawy ale arbitralnego przekonania blisko setki wpływowych osób.
W świetle prawa sygnatariusze (jak na razie) nie mają nic do gadania i powyższy apel należy chyba potraktować jako próbę wywarcia publicznej presji na spadkobierczynię. Może osiągnąć swój cel bo przecież presja jest potężna. Przyznam się zresztą, że złagodzenie stanowiska spadkobierczyni osobiście przyjąłby z satysfakcją bo oczywiście biskup Życiński ma absolutną rację co do tego, że monopol prawnoautroski, w tym wypadku, szkodzi kulturze narodowej, że w interesie tej ostatniej jest jak najbardziej powszechny dostęp do twórczości księdza Twardowskiego.
Chodzi mi o coś innego. Chodzi mi o to, że potrzeba było kłótni o wiersze księdza aby do bardzo wielu ludzi dotarło, że współczesny "właścicielski" charakter praw autorskich ma także i swoją ciemną stronę, że pojedyncze głosy krytyki obecnego modelu ochrony praw autorskich były wołaniem na puszczy. A przecież pod listem podpisało się wielu intelektualistów - nikt nie słyszał ich sprzeciwu w przypadku skazania 24 latka z Kielc za nieistniejące przestępstwo, nikt z nich nie zająknął się wtedy, kiedy OZZ groziły procesami właścicielom amatorskich stron www.
Sprzeciw spadkobierczyni wobec wykorzystania bez zezwolenia wierszy księdza Twardowskiego przez zespół dziecięcy okrzyknięto skandalem bez precedensu ale groźby OZZ wobec dzieciaków wykorzystujących fragmenty filmu do amatorskiego klipu uznano za uprawnione działania w interesie narodowej kultury.
Dużo by jeszcze pisać na ten temat można rzecz cała podsumować jednym, banalnym zdaniem - co wolno wojewodzie....
Twardowski, Disney i inni...
Obok sprawy ks. Twardowskiego ostatnio "wybuchła" też druga sprawa, blokowania przez Disneya wydawania wszelkich licencji na przedstawienia teatralne o Kubusiu Puchatku. Ta druga sprawa wybuchła w związku z tournee musicalu o Kubusiu Puchatku przygotowanego przez samego Disneya.
I w jednym i w drugim wypadku są wielkie głosy sprzeciwu, pisza o tym media, ale chciałbym, żeby wreszcie ktoś, kto pisze na ten temat np. w "Wyborczej" (ze względów oczywistych pomijam J.Lipszyca którego tekst na ten temat też w "Wyborczej" był ;)) zauważył, że problem nie jest w konkretnej pani, która ma prawa autorskie do utworów Twardowskiego, czy w Disneyu, tylko w obowiązującym systemie prawa autorskiego, który takie rzeczy umożliwia. I żeby o tym się zaczęło mówić.
Jak na mój gust, rozpowszechniania wszystkich utworów powinny dotyczyć licencje ustawowe. Wolno rozpowszechniać, oczywiście jeżeli jest rozpowszechnianie komercyjne to trzeba zapłacić, ale po pierwsze, górna granica stawki jest określona (żeby wykluczyć blokowanie rozpowszechniania poprzez zaporowe ceny), po drugie - właściciel praw autorskich - o ile nie jest nim sam autor, bo tu zrobiłbym wyjątek - nie może powiedzieć "nie" i zakazać rozpowszechniania.
I jeszcze polecam mój komentarz w kwestii Twardowskiego: http://www.ap.krakow.pl/~raj/notka.php3?id=71
Nie zapominajmy jednak, że
Nie zapominajmy jednak, że pośród autorskich praw osobistych jest też prawo do nadzoru nad korzystaniem z utworu, to jest - w tym przypadku - tekstu. A nadto, jak rozumiem, wykorzystano również wykonanie tej kabaretowej przeróbki, a więc wchodzi w grę naruszenia prawa do artystycznego wykonania. Jest zatem coś na rzeczy. Chyba?
Pozdrawiam,
Wojtek Machała
Kolejna zuchwała "kradzież"...
Jak donosi onet.pl za radiem RMF FM "Azja Południowo-Wschodnia i Ameryka Łacińska oszalały na punkcie piosenki Urszuli Dudziak z 1976 r."
Podobno piosenkarka "autentycznie zbaraniała kiedy zobaczyła w internecie jak armia żołnierzy tańczy do jej piosenki."
Na podlinkowanym video brak co prawda żołnierzy, ale jest za to chyba DJ, który jako pierwszy dokonał "kradzieży". Filmik (jeden z wielu, gdyż szaleństwo przypomina Jozina - są już przeróbki, wersje amatorskie i parodie) obejrzano już ponad 200 tys. razy.
Tak się zastanawiam, czy byłoby już może celowym rozpocząć dyskusję nad powołaniem jakiegoś międzynarodowego organu - (robocza nazwa - Autorpol), który zająłby się ściganiem takich transgranicznych "przestępstw"...?
Czyli zgodnie z historyczną logiką
Czyli zgodnie z historyczną logiką p. Urszula Dudziak pojedzie teraz na Filipiny i tam nagra filipińską wersję piosenki.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Jest różnica
Jest różnica - tutaj znany jest (chyba) sprawca zamieszania. Więc pani Dudziak będzie wiedziała kogo ścigać/wynagrodzić*.
*) niepotrzebne skreślić, w zależności od poglądów na prawo autorskie
Rzeczywiście panowie z Kabaretu pod WyrwijGroszem
Rzeczywiście panowie z Kabaretu pod WyrwijGroszem są Straszni, uciecha z tekstu jakim uraczyli - żadna, muzyka broni się sama... gdybym nie widział tego "utworu" pomyślałbym, że sobie robią jaja z pozwem - ale teraz jestem prawie pewien, że jestem pewien, że oni sobie nie żartowali i to smuci bo przypomina tego polskiego matriksa,
pozdrawiam,
Banann