Misja w mediach finansowana obywatelsko - pytanie, czy mechanizm zadziała?

Fundacja Dziennikarska Medium#Publiczne rozpoczęła publiczną zbiórkę pieniędzy. Przyglądam się z zainteresowaniem, jak przebiegnie ten projekt. Nie chodzi o pomysł na takie lub inne media. Chodzi o to, że inicjatywa oddolna apeluje o finansowanie obywatelskie. Czyli chcą w praktyce zastosować crowdfunding. No i jestem ciekawy, czy się to uda.

Jedną z tez, którą ostatnio obracam w głowie, jest ta o tym, że w Polsce nie ma społeczeństwa obywatelskiego, bo obywatele nie potrafią finansować przedsięwzięć społecznych. Jest oczywiście wiele marginesów w takim rozumowaniu. Na przykład danym przedsięwzięciem można zarządzić dobrze lub źle i od tego też zależy ewentualny sukces lub porażka. Umiejętność zarządzania przedsięwzięciami społecznymi, coś, co nazwałbym przedsiębiorczością społeczną, również chyba mogłoby - gdyby to jakoś lepiej zdefiniować - posłużyć do mierzenia "nasycenia obywatelskiego" danego społeczeństwa. Wielu ludzi też nie stać na to, by się angażować w sprawy publiczne, albo by takie zaangażowanie współfinansować. Być może zatem prawdziwie obywatelskimi społeczeństwami są tylko "bogate społeczeństwa", w których obywateli stać na takie zaangażowanie, a społeczeństwa ubogie nie są obywatelskie (por. Nie każdego stać na osobistą wolność - społeczeństwo informacyjne w stadium feudalizacji?)?

Odnośnie mediów - ludzie, jak się wydaje, lubią słuchać tych piosenek, które znają. Stąd i media reprezentujące różne "interesy" mają - wśród przedstawicieli takiej lub innej grupy społecznej - swoją potencjalną klientelę. "Klientela" ta mogłaby zatem finansować takie lub inne media. Wedle własnej, suwerennej decyzji. W mediach komercyjnych pieniądze pochodzą od reklamodawców (w przypadku prasy sprzedaż egzemplarzy często nie pokrywa kosztów wydania). Wówczas słuchacz, czytelnik lub widz w istocie jest "towarem" (kupuje się zasięg, a więc "dusze", które zapoznają się z reklamowym, dołączonym do przekazu medialnego, komunikatem). W przypadku finansowania obywatelskiego - finansujący obywatele decydują o tym, czy dane przedsięwzięcie będzie mogło zaistnieć i - potem - nadal działać.

Kiedy przy okazji ACTA formułowałem swoją "pozytywną agendę" w ówczesnej debacie publicznej, wychodziłem z założenia, że warto zliberalizować przepisy o zbiórkach publicznych, by uwolnić współczesny potencjał społeczny z przedwojennego, restrykcyjnego i antypluralistycznego gorsetu. Przepisy o zbiórkach publicznych były stworzone przez Sanację by uniemożliwić gromadzenie finansów przez opozycję - zarówno ND-ków jak i Komunistów. Sanacja wprowadziła więc restrykcje. Bo kasa jest kluczem do demokracji. Skoro zatem zastanawiałem się, jakie fundamentalne bariery można próbować znieść, by dać więcej miejsca dla rozwoju społeczeństwa obywatelskiego w Polsce, uznałem, że trzeba ułatwić crowdfunding. W efekcie udało się znowelizować przepisy.

Problemy z finansowaniem działalności mają aktywni obywatele z każdej ze stron potencjalnego, społecznego sporu. Czy to będzie - umownie mówiąc - lewica, czy też prawica, czy rolnicy, czy górnicy.

Kiedyś wielmożni państwo, którzy dysponowali kapitałem z niewolniczej pracy folwarcznej, zakładali szkoły i ochronki dla wiejskich dzieci. Nie wszyscy. Tylko niektórzy. Mieli kasę i decydowali. Powstawały różne systemy, w tym np. związki zawodowe ze składkami, by reprezentować daną grupę. Społeczeństwo składa się z różnych grup, z których wiele ma ze sobą sprzeczne interesy.

Uważam, że społeczeństwo obywatelskie w Polsce nie istnieje, bo obywatele nie korzystają w pełni ze swoich praw. Nie chodzi o to, że ich nie mają. Mają, ale nie walczą o ich respektowanie, a w przypadku, gdy zajmują się czymś innym - nie finansują "reprezentacji" swoich interesów, w tym interesu ogólnospołecznego. Chodzi np. o prostą rzecz - płacenie składek. Nie wystarczy skorzystać z prawa zrzeszania się. Trzeba jeszcze wiedzieć, że zrzeszenie bez środków finansowych nie będzie mogło realizować celów.

Jest też temat realizacji "misji" w mediach. Kiedy niedawno p. Michał Rachoń ogłaszał pytanie o to, jak powinna wyglądać publicystyka w publicznym radio i telewizji - odpowiedziałem, że powinno być więcej organizacji pozarządowych. No bo są programy publicystyczne, w których dziennikarz przepytuje polityków. Są takie, w których dziennikarze przepytują innych dziennikarzy i publicystów. Ale przecież NGO-sy często są bardzo blisko problemów społecznych, angażują się, inicjują zmiany. Media publiczne mogłyby być zatem miejscem, w którym również taki nurt debaty publicznej byłby reprezentowany. Pytanie tylko, czy zyskałby widownie.

Najprościej zdobyć finansowanie swojej aktywności w ten sposób, że przejmie się instytucje państwowe i czerpie się wprost z budżetu (czyli z pieniędzy gromadzonych pod przymusem państwowym w podatkach, a pochodzących od wszystkich obywateli). Bardzo wielu ludzi ma taki pomysł na samorealizację. No, ale państwo jest jedno, a chętnych do wyciągnięcia ręki po publiczne pieniądze wielu. Pytanie zatem o mechanizmy finansowania działalności społecznej, gdy się nie trzyma ręki na procesie decyzyjnym, w którym podejmuje się decyzje o skierowaniu strumienia pieniędzy publicznych (w rozumieniu wielu - "niczyich").

Dlatego przyglądam się temu, co usiłują zrobić w Medium Publicznym. Tak samo przyglądałbym się, gdyby podobne ruchy podejmowały inne grupy. Ciekawi mnie mechanizm. Oraz to, czy istotnie miałem rację, gdy z dość dużym wysiłkiem zaangażowałem się kiedyś w liberalizację przepisów o zbiórkach. Ciekawi mnie, czy po latach ziarno da plon.

A właściwie - czy da plony. Bo przecież ten sam mechanizm może posłużyć grupom mającym inny pogląd na problemy społeczne, niż aktywiści Medium Publicznego.

A o motywach Fundacji Dziennikarskiej Medium#Publiczne, z którą to fundacją nie jestem w żaden sposób związany, można przeczytać w tekście: Fundacja Dziennikarska Medium#Publiczne rozpoczęła publiczną zbiórkę pieniędzy. Czemu?

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Mi się już zdarzało

Mi się już zdarzało wpłacać niemałe nawet pieniądze na NGO, ale po sobie wiem, że największą barierą jest brak zaufania i często z tego powodu wstrzymuję się od włączania lub wspierania. Brak zaufania jest problemem powszechnym w polskim społeczeństwie i jest w dużej części uzasadniony. "Wrodzony" brak zaufania się potęguje z powodu braku jawności finansowej i transparentności działania.

Modelowym przykładem usuwania tej psychologicznej bariery była polityka jawności w ostatniej kampanii KW Waglowskiego. Taki model powinien stać się standardem dla NGO's oraz wszelkich inicjatyw politycznych i publicznych. (Swoją drogą jaki jest stan rozwoju tego użytego wolnego narzędzia księgowego? Dużo zależy też od dostępnej narzędziowni.)

Myślę, że te bariery psychologiczne uzasadnionego braku zaufania mają dużo większe znaczenie niż bariery formalne i finansowe, a przełamywać je można głównie polityką jawności do bólu a nawet możliwościami częściowego współdecydowania w polityce wydatkowej (np. kanalizowanie datków na wybrane inicjatywy, akcje, projekty).

PS.
Jako nieco dziwaczną odebrałem uwagę, że - cytuję "Uważam, że społeczeństwo obywatelskie w Polsce nie istnieje, bo obywatele nie korzystają w pełni ze swoich praw. Nie chodzi o to, że ich nie mają. Mają, ale nie walczą o ich respektowanie,...". Prawa się albo ma, albo się ich nie ma i trzeba walczyć o ich respektowanie. Jak się ma to się z nich korzysta, albo nie. Jak trzeba walczyć o ich respektowanie, to znaczy, że są one ograniczane.

Jestem ciekaw jak kandydat na senatora Waglowski oceniłby proporcje udziału wysiłku organizacyjnego, proceduralnego i finansowego (własnego i wszystkich osób wspierających) według kategorii: a) wysiłek włożony na walkę o przystąpienie jako kandydat do wyborów, b) koszty administracyjne i organizacyjne uczestnictwa w procedurze wyborczej, c) praca merytoryczna, promocyjna interakcyjna w przekonywaniu do siebie wyborców. Wszystkie te kategorie są niezbędne w wyborach, ale proporcje między nimi mówiąc coś o wolności wyborów i swobodzie korzystania z praw obywatelskich i wyborczych.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>