W amerykańskiej branży muzycznej kłócą się o centy

Wybiła dwunasta i zdejmujemy maski. W USA branża muzyczna, a ściślej wydawcy zrzeszeni w RIAA (Recording Industry Association of America) skierowali wniosek do the Copyright Royalty Board w sprawie zmodyfikowania stawek podziału pieniędzy między wydawców a autorów z tytułu tzw. "mechanical royalty". To taki twór, o którym Wikipedia pisze: "The United States treatment of mechanical royalties is in sharp contrast to international practice". Właśnie zaczęli się kłócić o kasę, a powodem jest to, że "autorzy zaczęli zarabiać z innych niż do tej pory źródeł", więc wydawcy chcą zmniejszenia wypłacanych autorom wynagrodzeń. Artyści muszą dostać mniej, bo w przeciwnym wypadku zachwieją się modele biznesowe w branży.

Aktualny model naliczania tych opłat w USA można znaleźć w Wikipedii: Mechanical Royalties. Chodzi o to, że gdy dana piosenka zostanie raz nagrana i wydana, to w amerykańskim modelu inni wydawcy (producenci fonogramów) mogą taką piosenkę również wykorzystać i publikować (stąd się właśnie biorą "covery", ale to nie dotyczy tylko coverów), ale muszą zapłacić zarówno pierwszemu wydawcy, jak i autorowi (kompozytorowi), stosowne wynagrodzenie. Wynagrodzenie to obliczane jest na podstawie tabel i począwszy od 1998 roku stopniowo wynagrodzenie dla twórców (w tym - kompozytorów) oraz producentów było zwiększane (od 7,10 centów za piosenkę lub 1,35 centa za minutę w 1998 roku do 9,10 centów za piosenkę lub 1,75 centa za minutę - okres do końca 2007 roku). Do tego dochodzą jeszcze przeróżne modele umów. I może się na przykład okazać, że kompozytor jest koproducentem i wówczas zamiast klasycznego podziału opłat z tytułu "mechanical royalties" (50-50) otrzymuje dodatkowe 25% (więc podział wynosi 75% dla kompozytora (autora) i 25% dla wydawcy). Ten model jest bardziej skomplikowany i zachęcam do sięgnięcia do opracowań dotyczących tego tematu.

Obok dotychczasowych "pośredników" (wydawców) pojawiły się "nowe media". Takie dzwonki do telefonów komórkowych to też takie covery i nagle się okazuje, że autorzy (kompozytorzy) zaczęli dostawać pieniądze z tytułu dystrybucji takich utworów w internecie. Ale nie jest tak kolorowo - zarówno wydawcy tradycyjni jak i firmy z obszaru nowych mediów (np. portale, etc) chciałyby płacić autorom (kompozytorom) mniej.

Przyszedł czas na ustalenie stawek opłat na kolejny okres i toczy się bitwa o kasę.

Dziennik Internautów w tekście RIAA chce zabrać artystom i dać wytwórniom (który stanowi omówienie artykułu Sides chosen in royalty tussle opublikowanego w The Hollywood Reporter) pisze:

Swój wniosek uzasadnia tym, że wytwórnie od dłuższego czasu tracą z powodu malejącej sprzedaży płyt i wymiany plików w internecie. Tymczasem - zdaniem RIAA - twórcy w rzeczywistości podnieśli swoje przychody dostając pieniądze z nowych źródeł np. ze sprzedaży dzwonków komórkowych.

Z drugiej strony firmy z branży "nowych mediów" twierdzą, że za publikowanie "strumieni" w internecie nie powinna być naliczana żadna opłata licencyjna z tytułu "mechanical royalty", bo to raczej publiczne wykonanie (a więc tu opłaty powinny ograniczać się do tych, które wynikają z performance license).

Kłócą się o kasę i jest to bardzo ważna kłótnia, bo próba opisania modelu podziału pieniędzy pokazuje jak skomplikowany to jest model. A przecież do tego dochodzą przeróżne porozumienia międzynarodowe, podziały pieniędzy między wydawców w poszczególnych krajach, opłaty licencyjne z tytułu reprografii, druku (partytura może być przecież wydrukowana), opłaty za wykorzystanie utworów w innych utworach (np. w filmie - synch royalties), etc...

A obok tego wszystkiego rośnie sobie spokojnie grupa twórców, którzy nie mają umów z pośrednikami, w których imieniu nie walczą o kasę żadne organizacje, których nazywa się "userami" i - jak chciałoby wielu - nie tworzą, a generują content. A content is king (podobno).

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Bo internet to zło ;-P

RIAA i MPAA najlepiej by chciały żeby pozbyć się sieci z powierzchni tej planety, wtedy mgliby czerpać zyski dokładnie tak jak oni tego chcą i nie mieć problemów, że ktoś może coś mieć za darmo ;-P.

Przestarzałe modele biznesowe to prawdziwy problem ;-P.

Z drugiej strony, jakbyś

Z drugiej strony, jakbyś był po ciemnej stronie mocy, to sam byś chętnie ciągnął profity ze współczesnego modelu dystrybucji, leżąc pod przysłowiowymi już palmami na bahamas.

Ci ludzie z RIAA i MPAA, razem z wytwórniami, które reprezentują, niedługo nie będą mieć racji bytu. Właśnie, to są "wytwórnie płytowe", a nie "Mecenat sztuk pięknych" ani "Instytut kultury" - oni mają za zadanie sprzedać jak najdrożej (po cenie jednostkowej) te swoje krążki i potem przed akcjonariuszami wykazać kolejne olbrzymie przychody i wypłacić konkretne dywidendy. Odpowiadają tylko przed nimi, a nie przed społeczeństwem. Mają pieniądze, wpływy, najlepszych prawników i lobbystów. Są w stanie nawet inteligentnym ludziom zrobić wodę z mózgu, wmawiając nam, że "ściąganie z internetu muzyki i filmu jest kradzieżą", co nie ma w ogóle pokrycia w prawie i związku z rzeczywistością. Ale czy sto razy powtórzone kłamstwo (w mass-mediach) staje się prawdą? No cóż, Średniowiecze - trwające 10 wieków jeżeli dobrze pamiętam - też miałoby się dobrze, ale tylko jeżeli nie znaleźliby się ludzie (co ciekawe, głównie z istniejących elit) typu Kopernik, którzy ruszyli tą skostniałą, zmatowiałą cywilizację w kierunku wieku rozumu porządnym kopem w tyłek.

Analogicznie - jesteśmy na progu rewolucji kulturalnej, będącej pochodną społeczeństw informacyjnego i obywatelskiego - renesans renesansu. Po niechybnej śmierci dotychczasowych modelów dystrybucji utworów i wszystkich instytucji, firm, karteli czy kompanii, których ten system był podstawą zarabiania i wzrostu, przyjdzie czas na konwencjonalne media. Dla Amerykanów to, czego nie ma w telewizji, to nie istnieje. Dlatego obchodzi ich bardziej bogata prostytutka i jej koleżanka, 20-letnia alkoholiczka i narkomanka lub hipotetyczna data śmierci Britney Spears, od tego, że już teraz kończy się tania ropa naftowa, że 50 milionów ich rodaków nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, a większość ich podatków idzie na spłacenie odsetek za pożyczoną od prywatnego FED'u walutę. I że tylko 3. miesiące, licząc od daty utraty pracy podczas recesji, dzieli ich od granicy ubóstwa i lokum pod mostem.

Dlatego drodzy Internauci, człowieku roku 2006 Time'a, przyszła elito intelektualna, nie dajcie sobie wciskać kitu i zabrać Internetu w tym kształcie, w jakim jest teraz, bo stracicie kontrolę nad... własnymi życiami, a wasze dzieci nie będą wiedzieć, na kogo pracują, na co płacą podatki, kto ich reprezentuje i dlaczego i po co idą na wojnę.

Pozdrawiam

w USA się kłócą, a w UK walczą z zarazą

Anglicy maja koncepcję karania ludzi "nielegalnie pobierających" dane z internetu odcięciem od sieci na zawsze. Przy takim założeniu trzeba jasno sprecyzować czyją twórczość można a czyjej nie można nielegalnie pobierać :)

Podobna koncepcja pojawiła się w którymś z krajów w kwestii karania przestępców seksualnych.

Tylko jak to się ma do zwiększania roli internetu w życiu socjalnym człowieka [a nie tylko rozrywkowym], kiedy internet staje się "platformą", z której czasem nie da się nie korzystać nie wypadając ze społeczeństwa.

Szczerze mówiąc to nie wiem czy kiedykolwiek istniały reguły, że w przypadku skazania zabraniano używać narzędzia wielofunkcyjnego? [noża, pióra, wałka do ciasta, radiotelegrafu ..]

PE odrzuca strategię "three strikes"

Parlament Europejski przegłosował poprawkę wyrażającą sprzeciw co do wprowadzanej we Francji i UK stretegii "trzy naruszenia i tracisz Internet".
Po głosowaniu pani rzecznik PE powiedziała: "The vote shows that MEPs want to strike a balance between the interests of rights holders and those of consumers, and that big measures like cutting off Internet access shouldn't be used."

Wojna "piratów" z "uczciwymi"

Ale warto chyba dodać w tym miejscu, że głosy rozłożyły się niemal po równo - "piraci" wygrali z "uczciwymi" o włos:

Za przyjęciem tej poprawki głosowało 314 europosłów, przeciwko 297.

Tak przynajmniej podaje Dziennik Internautów.

Chyba dobrze oddaje to siłę konfliktu i zaciętość walki (dyskusji?) w tej kwestii.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>