Kto ma informacje, ten ma władzę

Nie było szpiegowania, a "jedynie" pracownik ministerstwa miał dostęp do baz danych agencji medialnej. Chodzi o holenderskie ministerstwo pracy i polityki społecznej i o to, że dostrzeżono, iż departament prasowy ministerstwa reaguje na krytykę prasową jeszcze przed tym, gdy się ona ukaże. Pojawiły się spekulacje dotyczące możliwych, niezgodnych z prawem, działań pracowników ministerstwa. Okazało się, że w ministerstwie zatrudniony jest pracownik, który wcześniej pracował dla agencji i... nadal miał dostęp do bazy danych przygotowywanych artykułów. W szerszej perspektywie można dostrzec, że suwerenem w państwie demokratycznym jest Naród. Transparentność życia publicznego może utrudniać proces sprawowania władzy, ale przecież politycy powinni się zaprzyjaźnić z myślą, że w społeczeństwie obywatelskim suweren patrzy swoim przedstawicielom na ręce.

O holenderskim zamieszaniu pisze The Register w tekście Dutch gov spies on Dutch newspapers (not true). Chociaż aktualny wydźwięk komentarzy jest taki, że z tym szpiegowaniem prasy przez rząd to burza w szklance wody, to jednak pozostaje pytanie o to, czy urzędnik ministerialny zapoznawał się z informacją dla niego przeznaczona (pomijam, czy przełamał zabezpieczenia, bo wiele wskazuje na to, że nie przełamał, gdyż otrzymał dostęp do bazy jako niedawny pracownik agencji prasowej GPD - Geassocieerde Pers Diensten - i mu tego dostępu nie zabrano).

Najświeższa historia pokazuje, że w Polsce mamy przykłady reagowania na nieopublikowane (zapowiadane dopiero) wywiady prasowe. Dziś były rzecznik prasowy rządu, poseł Jan Dziedziczak, powiedział w telewizji, że Centrum Informacyjne Rządu (CIR) działa bardzo sprawnie i na pytanie dziennikarza stwierdził, że oczywiście zbierane są tam różne doniesienia prasowe na tematy, które mogą zainteresować premiera, wicepremierów i ministrów (chodziło o to, czy rząd dzieli media na te, które pozytywnie i negatywnie piszą o rządzie). To stwierdzenie nie ma związku z holenderskimi wydarzeniami, ale pokazuję je jako ilustrację. Ilustracją może być też sposób działania serwisu internetowego TVN24, o czym pisałem w tekście Cisza przedwyborcza: atak hackerów, gra nerwów czy dziennikarstwo? - tam też widać mechanizm dostępu do "przyszłych", chociaż dostępnych materiałów prasowych.

A ja dziś wypowiedziałem się dla Dziennika Metro w nieco innej sprawie, oto dziennikarz chciał poznać mój komentarz na temat pojawiających się w internecie serwisów zapowiadających baczniejsze przyglądanie się poczynaniom nowej ekipy rządzącej. Mój komentarz jest następujący:

Wraz z rozwojem i upowszechnieniem technologii „środków prawdziwie społecznego przekazu” Naród (a więc ten byt, który - zgodnie z Konstytucją RP - jest suwerenem, i w imieniu którego przedstawiciele sprawują władzę) ma szansę lepiej kontrolować wybrane przez siebie osoby. Może to być niewygodne dla kolejnych ekip rządzących, ale wpisuje się w mechanizm demokratyczny. Dotyczy to każdej władzy, niezależnie od tego, do jakiego skrótu zwija się nazwa partii, która tę władzę obejmuje. Mechanizmy te będzie widać coraz mocniej, gdyż coraz powszechniejsze są narzędzia do publikowania własnych przemyśleń, a w dorosłe życie wchodzi pokolenie, które nie zna świata bez internetu (internet w Polsce ma już ponad 16 lat). Siłę społecznego dyskursu dostrzegli sami politycy, którzy od jakiegoś czasu postanowili sami prowadzić własne witryny internetowe (blogi). W ten sposób omijają niejako "wąskie gardło" mediów tradycyjnych, w których miejsce i czas jest reglamentowany, a tematy trzeba dobierać, by się wszystko zmieściło. Tak jak oni mogą na swoich witrynach napisać to, co uważają za słuszne i celowe, tak obywatele mogą w ramach powstających witryn robić dokładnie to samo. Internet jest pojemny, więc może tu znaleźć miejsce zarówno rzeczowa krytyka, przeszukiwalne bazy wypowiedzi publicznych, ale też satyra - jedna z kategorii publicznej oceny poczynań osób publicznych. Transparentność życia publicznego podnosi poprzeczkę skuteczności rządzenia, ale nie można uznać, że jest czymś szkodliwym. Należy się raczej przyzwyczajać do myśli, że jest ona czymś naturalnym, chociaż wciąż należy o nią zabiegać i chronić. Politycy mogą wykorzystać dobrze prowadzone serwisy internetowe wskazujące potknięcia rządu, jako wygodne narzędzie, dzięki któremu mogą swoje potknięcia korygować i eliminować. Zwłaszcza zaś ci politycy, którzy głoszą hasła rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, mogliby się zaprzyjaźnić z myślą o powstawaniu projektów typu „watchdog”.

Informacja ma kolosalne znaczenie w procesie sprawowania władzy. Jeśli prawdziwe jest stwierdzenie umieszczone w tytule tej notatki, to - czytając również art. 4 ust. 2 Konstytucji RP: "Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli..." - również Naród powinien mieć jak najszerszy dostęp do informacji, by mieć narzędzia do skutecznego realizowania praw wynikających z ustawy zasadniczej.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

dostęp do informacji publicznej

pozwolę sobie wkleić tutaj link do strony, która może być interesująca w kontekście tego artykułu:
http://www.informacjapubliczna.org.pl/

(jeśli takie podlinkowanie jest niestosowne, proszę o wymoderowanie komentarza)

Nie mam nic przeciwko

Nie mam nic przeciwko tego typu informacjom, które poszerzają wiedzę na temat opisywanych w serwisie zjawisk, stanowią ilustrację, lub wskazują ciekawe źródła, pozwalające poszerzyć spektrum świadomości. Wycinam zaś wszelkie próby "przechytrzenia" mnie przez osoby, które chcą się "nieuczciwie" reklamować w komentarzach.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

afera także we włoszech

O sprawie z Holandii, a także o innej, włoskiej pisze dziś także ipsec.pl.

A propos Holandii, to moim skromnym zdaniem jest to rozdmuchana sprawa, która raczej podpada pod etykę zawodową i kiepską politykę bezpieczeństwa w samej agencji prasowej. Niestety, bywa, że firmy nie blokują dostępu byłym pracownikom do własnej infrastruktury informatycznej - sam znam kilka takich przypadków. Najczęściej jest to wynik niedbalstwa.

Szpiegowanie szpiegowaniem

Szpiegowanie szpiegowaniem ale winę ponosi przede wszystkim administrator systemu medialnej agencji, który nie zawiesił dostępu byłemu pracownikowi.

CIR

Powyżej pisałem o dzisiejszych wypowiedziach byłego rzecznika rządu. Gazeta Wyborcza publikuje tekst Spis obraźliwych wypowiedzi polityków PO wobec braci Kaczyńskich i rządu PiS, w którym odpowiedź na pytanie, dlaczego poseł Jan Dziedziczak był dziś przez media przepytywany: "Urzędnicy z Centrum Informacyjnego Rządu przygotowali kilkusetstronicowe opracowanie obraźliwych wypowiedzi polityków PO wobec Lecha i Jarosława Kaczyńskich i rządu PiS-u. Czy agenda rządowa pracowała na zlecenie rządzącej partii? CIR odmawia odpowiedzi. "Gazeta" dotarła do tego spisu".

Jako ciekawostkę mogę napisać tyle, że środowisko wydawców prasy w publicznej dyskusji na temat nowelizacji prawa autorskiego wyraża swoje niezadowolenie z faktu istnienia zjawiska clippingu, czyli zbierania wycinków prasowych i przesyłania ich zamawiającemu. Postuluje zmiany prawa autorskiego. Fragment nagrania pochodzi z konferencji na temat praw własności intelektualnej: probka_clipping.mp3 (679 Kb)
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Nieco off czyli zły clipping a może hipokryzja?

Jak zrobię prasowkę jeśli Jaśnie Państwo Wydawcy zakażą mi robienia wycinów prasowych? Mam szefowi na biurko dygnąć stos pełnych wydań prasy? Hipokryzja przez gigantyczne H!

Nie tylko z resztą w tak banalnej kwestii (i tak wszyscy będą pracować na wycinkach). Środowisko dziennikarskie wiele pokrzykuje o wolności słowa, swobodzie wypowiedzi, itp. Jakoś nie widzę jednak chwili refleksji czy aby takie zakazywanie wycinanek z prasy nie jest próbą ograniczenia mojej wolności czytania co też tam brać dziennkarska spłodziła. Biorę wolną prasę do ręki i wolno mi w niej czytać co chcę, kiedy chcę i jak chcę. Wolno mi też zamówieć analizę publikacji prasowych. WOLNO I NIKOMU NIC DO TEGO.

Nie zamierzam tu bronić polityków - bo wątek ograniczania to tylko przystawka do tropu partyjnej prywaty na koszt Państwa (jakby się uprzeć to dałoby się wykazać, że koszt takich analiz wykonywanych przez agendy rządowe na rzecz partii politycznych jest nielegalnym dofinansowaniem tychże poza ustawową dotacją). Jeśli jednak chodzi o clipping, to politykom też wolno czytać wolną prasę tak jak wszystkim. Z drugiej strony jeśli ktoś wypowiada się w mediach, które to potem upubliczniają, to szanowne media nie mogą rościć sobie prawa do tego, żeby tych wypowiedzi nie analizować bądź analizować od góry w bok, a odwrotnie już nie.

tommy
_____ http://www.put.poznan.pl/~tommy

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>