Internet i prawa wyłączne - spazmy i perystaltyka społeczeństwa informacyjnego

"Zapewniam, że policja nie ściga osób, które jedynie pobierają pliki z sieci i nie udostępniają ich" - wypowiedział się niedawno na łamach Rzeczpospolitaj Zbigniew Urbański z zespołu prasowego Komendy Głównej Policji, co zanotowałem w tekście Sporu o pobieranie mp3 ciąg dalszy. Teraz czytam o nalocie na internautów na Lubelszczyźnie. Obserwuje u siebie dysonans poznawczy. Jednocześnie warto odnotować problemy dowodowe w amerykańskim procesie Debbie Foster i ostatnie pomysły RIAA na ściganie osób, które korzystają z komputerów w niezabezpieczonej sieci. To nie są pomysły nowe, ale RIAA doszła już do etapu, w którym w praktyce rozważa kolejne konsekwencje wynikające ze sposobu w jaki działa internet, wysuwając kolejne propozycje.

Dziennik Wschodni w artykule Przez Internet do rejestru skazanych: "Takiego nalotu na internautów na Lubelszczyźnie jeszcze nie było. 70 policjantów przeszukało blisko 30 mieszkań w Lublinie i Puławach. (...) Zabrali 38 komputerów studentom i uczniom, którzy nielegalnie rozprowadzali w sieci pirackie nagrania i programy. W czwartek i sobotę pod domy internautów namierzonych przez policyjnych informatyków, podjechały radiowozy. Drzwi funkcjonariuszom otwierali zszokowani rodzice, którzy często nie mieli pojęcia, w jaki sposób ich dzieci korzystają z Internetu. Przeszukując mieszkania, policjanci nie ograniczali się tylko do sprawdzenia zawartości twardych dysków. Szukali też płyt, na których mogły być nielegalnie ściągnięte nagrania. - Internauci wykorzystywali popularne programy peer-to-peer, czyli P2P - mówi Renata Laszczka-Rusek z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. - Żeby dzięki nim ściągać muzykę i filmy, należy umożliwić również pobieranie swoich zasobów. A rozpowszechnianie utworów chronionych prawem autorskim jest niedozwolone".

Niby mowa o rozpowszechnianiu i wszystko jest w porządku. Rozumiem, że te poszukiwanie płyt to dla celów dowodowych? Skąd jednak "nielegalnie ściągnięte nagrania" skoro pobieranie i rozpowszechnianie to dwie czynności, które odrębnie trzeba kwalifikować?

Na tym tle warto odnotować doniesienia związane z amerykańskim procesem Debbie Foster. W procesie organizacja RIAA nie zdołała przekonać sądu, że to właśnie pozwana była osobą, która nielegalnie dystrybuowała muzykę. RIAA dysponowała jedynie numerem IP. IDG za serwisem Wired pisze: "Dlatego też wszystkie zarzuty zostały oddalone, a RIAA została zobowiązana do pokrycia kosztów obsługi prawnej, które poniesione zostały przez pozwaną. Łącznie będzie to ok. 50 tys. USD. Komentatorzy zwracają jednak uwagę, iż sama kwota nie jest tu tak istotna - ważne jest, iż jest to pierwszy przypadek, w którym organizacji RIAA nakazano pokrycie kosztów niesłusznie wytoczonego procesu"

W sieci dostępne jest też zarzązenie sędziego Judge Lee R. West związane z kosztami procesowymi.

Mieliśmy już przykład uniewinnienia z powodu niewystarczających dowodów w Szwecji, kiedy to po apelacji sąd uniewinnił internautę z Västeras, którego sąd niższej instancji z Västmanland uznał wcześniej winnym nielegalnego udostępnienia w internecie pliku z filmem "Hip Hip Hora" i skazał na grzywnę w wysokości 16 tys. koron. Tam też sprawa opierała się na numerze IP komputera, ale przecież nie wiadomo "kto naciska enter".

I w ten sposób organizacje zwalczające swobodnie wymieniających się plikami stanęły przed problemami, o których nie raz już pisałem w tym serwisie. Mowa jest o niezabezpieczonych sieciach WiFi, ale to samo może dotyczyć komputerów, które nie są odpowiednio zabezpieczone przed oprogramowaniem typu malware, a można iść jeszcze dalej - które nie są wyposażone w mechanizmy typu trusted computing... Ale do rzeczy: IDG w kolejnym tekście donosi: "Reprezentująca amerykańskie koncerny muzyczne organizacja RIAA wpadła na kolejny pomysł, który - zdaniem jej przedstawicieli - ma pomóc w zwalczaniu procederu nielegalnej wymiany plików muzycznych. Organizacja zwróciła się do amerykańskiego sądu z sugestią, że osoby, które nie zabezpieczają swoich sieci Wi-Fi, powinny odpowiadać za nielegalne działania użytkowników, którzy podłączają się do tychże sieci".

Ja zaś w kontekście wardrivingu pisałem w tekście W Wielkiej Brytanii skazany za wardriving

Trzeba by jednak zastanowić się, czy fakt, iż sieć nie miała żadnych zabezpieczeń nie może być interpretowany w ten sposób, że jej administrator nie ma nic przeciwko temu, by ktoś "z ulicy" mógł w tej sieci "baraszkować". Pytanie zatem brzmi, czy istnieją wówczas w ogóle osoby, które nie są uprawnione do uzyskania informacji przechowywanych w otwartej sieci? Należałoby się spodziewać, że dysponent tych informacji poczyniłby przynajmniej minimalne bariery w celu zabezpieczenia tychże. W przeciwnym wypadku informacje te należałoby uznać za "powszechnie dostępne".

To wszystko się ze sobą wiąże. Wyszedłem od polskiej "akcji" policji na Lubelszczyźnie, ale również w Polsce mamy do czynienia z tymi samymi problemami, z którymi borykają się inne "wymiary sprawiedliwości", legislacja i organy ścigania. Prawo się globalizuje, a jednocześnie można obserwować silny lobbing mający utrzymać status quo sprzedaży egzemplarzowej. Na to nakłada się chęć użytkowników internetu do wymiany cyfrowych "dóbr kultury". Problem dowodowy i podstawowe zasady procesu karnego (domniemanie niewinności) są istotne, jednak wcześniej trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy obserwowana zmiana stosunków społecznych istotnie pozwala na jednoznaczną ocenę, że wymienianie się dobrami kultury zasługuje na penalizację?

Wiadomo, że autorowi przysługuje prawo do wynagrodzenia i w ramach monopolu autorskiego wyłączne prawo do korzystania z utworów. W wyniku kolejnych procesów egzekwujący te prawa napotykają na problemy wynikające z podstawowych zasad systemu prawa. Wszelkie okoliczności trzeba interpretować na korzyść oskarżonego. Uwaga ścigających przesuwa się zatem na "wcześniejszy etap" pewnego cyklu myślowego. Niezabezpieczone sieci, niezabezpieczone komputery, patrzymy tam, gdzie łatwiej da się wykazać winę i - w konsekwencji - odpowiedzialność użytkownika komputera. Jak daleko może sięgać ta odpowiedzialność - to pytanie, które jest jeszcze przed nami. Czy kiedyś korzystanie z komputera niewyposażonego w mechanizmy DRM będzie samo w sobie już uznane za działanie sprzeczne z porządkiem prawnym? Czy korzystanie z komputera, który ma porty analogowe - a tym samym stanowi egzemplifikację problemu "analogowej dziury" będzie niezgodne z prawem? Pożyjemy - zobaczymy.

Być może wcześniej dojedzie do zmiany modeli biznesowych. Już dziś trudno znaleźć w Warszawie punkt robiący odbitki fotograficzne z kliszy (wszystkie zdjęcia do legitymacji, dowodów i paszportów też się robi cyfrowo). W sklepach nie sprzedają się magnetowidy, nie mówiąc o magnetofonach kasetowych. To wszystko stało się nagle. Jednocześnie pojawiają się sklepy z cyfrową muzyką, zmienia się też sposób myślenia o cyrkulacji dóbr kultury - ze sprzedaży egzemplarzowej na "abonament". Nie dotyczy to wszak tylko drukarek i telefonów za złotówkę, które udostępniane są użytkownikom w takich cenach, gdyż sprzedawca liczy na domknięcie się rachunku ekonomicznego związaniem klienta z dostawcą usług eksploatacyjnych w przyszłości (drukarka kosztuje mało, ale dostawcy żyją z pojemników z tuszem, dodatkowo zabezpieczonych mikrochipami przed "nieautoryzowanym" napełnianiem; sieci telefoniczne sprzedają telefony za złotówkę, ale liczą, że to się zwróci skoro abonent będzie płacił rachunki za rozmowy...).

A na razie musimy rozważać, czy doszło do rozpowszechniania, skoro przepis wspomina o tym, przy jednoczesnym zapewnieniu uprawnień użytkownika do korzystania z utworów w ramach dozwolonego użytku osobistego. W dyskusji przeważa rozpaczliwy pozytywizm prawniczy, gdyż burzliwe zmiany społeczne nie dają szansy doktrynie na spokojne wypracowanie stanowiska bardziej wyabstrahowanego z przepisów, aksjologicznego. Równie prawdopodobne jest to, że za kilka lat doktryna i orzecznictwo musiałoby dojść do wniosku, że monopol własności intelektualnej jest tworem nienaturalnym, godzącym w istocie w podstawowe prawa człowieka, co koncepcja przeciwna - forsowana dziś przez przedstawicieli branży żyjącej z dystrybucji cyfrowych utworów i innych przedmiotów praw własności intelektualnej. A policja ma po prostu egzekwować obowiązujące prawo, dziś nadal niedoskonałe i targane zarówno spazmami postępu nowych technologii, jak i perystaltyką zmiany modeli biznesowych w tej sferze. Nie zazdroszczę Policji, ale wszyscy mamy problem. Trzeba sięgnąć do podstawowych praw człowieka, by w jakiś sposób rozsądnie rozwiązać go w niedalekiej przyszłości...

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

tak zle i tak niedobrze

tak zle i tak niedobrze :/
wg mnie pewne jest to ze pobieranie muzyki/filmow/programow jest kredzieza i powinno byc karalne
autor poczynil pewne naklady i oczekuje ich zwrotow poprzez oplaty za rozpowszechnianie
pozyskujac utwor w inny sposob niz kupno okrada sie autora

ale pozywanie kilkunastolatkow to raczej zla droga...
wg mnie powinno sie zapobiegac czyli scigac tych co organizuja sieci warezowe i p2p

dlaczego danie linka do utworu nie jest rozpowszecnianiem?

wg mnie pewne jest to ze

Maltan's picture

wg mnie pewne jest to ze pobieranie muzyki/filmow/programow jest kredzieza i powinno byc karalne

- A skąd ta pewność?

Wojciech

A dozwolony użytek

Czy zapominasz o art. 23 Prawa autorskiego? Większość komentatorów ustawy jest zgodna, że dotyczy on pobierania utworów z Internetu.
Co do organizacji sieci warezowych w najszerszym znaczeniu oraz p2p. Przypomina mi to sprawę zakazu posiadania kija baseballowego tylko dlatego, że był często używany przez chuliganów do innych celów niż odbijania piłki... Idąc dalej-zakażmy posiadania noży, tępych przedmiotów, używania programów p2p, korzystania z ftp a może wogóle autoryzujmy dostęp do Internetu. Nie mówię że piractwo jest dobre, nie popieram rozpowszechniania utworów, a napewno jestem za ściganiem osób które czynią z tego źródło swojego dochodu.
Może warto się zastanowić nad rozszerzeniem art. 23 i jego konkretyzacją w nowym przepisie w kontekście utworów muzycznych czy filmowych a związanym z tzw. ryczałtem od ściąganych utworów które byłby obowiązany opłacać każdy abonent podłączony do sieci Internet?

trudna sprawa

mmajchrzak's picture

problem dotyczy nie tylko muzyki i filmów ale także software`u. z jednej strony oczywiste jest to ze autor powinien otrzymać zapłatę za wykonaną pracę. z drugiej strony rodzi się pytanie na jak wiele autor może sobie pozwolić w egzekwowaniu wynagrodzenia? niedawno Billa Gatesa w osłupienie wprowadził komentarz prezydenta Rumuni, który stwierdził, że piractwo komputerowe daje szanse młodym obywatelom na rozwijanie się. ale byłoby hipokryzją twierdzić, że piractwo jest złe i tylko złe i inne być nie może... a przecież czy windows byłby tak popularny gdyby nie można go było zdobyć za darmo? i dotyczy to również mnóstwa innego softu! a czy sprzęt audio sprzedawał by się tak doskonale gdyby można było w nim odsłuchiwać tylko legalne płyty? a spójrzmy jak to wygląda od strony zwykłego obywatela: jak możemy mówić, że wytwórnie filmowe/muzyczne czy też producenci oprogramowania ponoszą straty z tego powodu, że Kowalski używa nielegalnego softu skoro na legalny soft nie każdego stać! iluż jest takich, którzy z trudem kupują komputer za 3000 i nie w głowie im kupić legalnego 3d Studio Max, Photoshopa czy Pakiet Corela. a przecież ktoś kto chce zostać grafikiem nie będzie ćwiczył na Gimpie tylko dla tego że jest darmowy i nic więcej! Dzięki piractwu wielu młodych ludzi nabywa umiejętności, dzięki którym znajdą dobrą pracę (a wtedy jest duża szansa że piratów używać nie będą bo to wstyd mieć pieniądze i jechać na piratach) lub założą firmę a wtedy nie ma mowy o piractwie! zachęcam do zastanowienia bo prawda jest taka, że w wielu przypadkach to piractwo napędza rozwój sprzętu oraz doskonale reklamuje produkty producentów oprogramowania! wiadomo, że wszyscy nie mogą być piratami, żeby interes się kręcił, ale całkowite rozprawienie się z piractwem na siłę i wbrew wszystkim prowadzi tylko do jeszcze większego rozdzielenia dóbr cywilizacyjnych między bogatymi a tymi, których na wszystko nie stać... oczywiście z korzyścią dla tych bogatszych

Oczywista sprawa

Ja bym powiedział, że prawdziwy artysta powinien zarabiać z tego, co umie, czyli z tworzenia, a nie z korzystania z nie swojej technologi (kopiowanie danych nie jest techniką prywatną stworzona na użytek wytwórni). Jeśli ktoś tworzy muzykę, niech żyje z grania jej na koncertach, jeśli ktoś maluje obraz niech żyje ze sprzedaży! Obrazu, a nie ksero kopi. Argument obrońców własności intelektualnej, że piractwo zabija kulturę, jest grubymi nićmi szyty. Widzi się, że zyski twórców spadają (co ma się przekładać na upadek kultury), a nie widzi się, że większość najpiękniejszych tworów kultury powstało w czasach, kiedy nie było ochrony praw autorskich. Przemilcza się historię powstania ochrony praw autorskich i ich pierwotny cel (polecam lekturę http://www.kto.org.pl/zapowiedz-swiata-post-copyright/), a tych co korzystają z oczywistych rzeczy nazywa się złodziejami, piratami itp.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>