Czas na podsumowanie projektu Pierwsza działka gratis

Kilka dni temu, kiedy niepokoje społeczne przybrały znacznie na sile, rozdzwonił się telefon. Dzwonili dziennikarze, którzy na gwałt potrzebowali mieć kogoś, kto powie im "co jest w tym ACTA". Poniedziałek był morderczy, ponad 10 programów telewizyjnych, kilkanaście radiowych, prasa drukowana. A przecież dziennikarze, gdyby rzeczywiście sprawowali swoją kontrolną funkcję w państwie, dawno wiedzieliby o porozumieniu ACTA (pierwszy tekst na ten temat opublikowałem w maju 2008 roku), znaliby historię walki o udostępnienie informacji publicznej, dotarliby do udostępnionego na stronach Kancelarii Premiera nagrania ze spotkania z internautami, gdzie temat ACTA klarowany był Prezesowi Rady Ministrów w maju zeszłego roku (mieliby tak im potrzebne obrazki), wiedzieliby nawet, że tematem już się zajmował polski Sejm, Parlament Europejski, Rada UE, a nawet wiedzieliby, że "cynk" w tej sprawie dostał Prezydent RP. I wiedzieliby to nie w momencie, kiedy padały strony rządowe, nie wówczas, gdy zaczęły się zamieszki, tylko wówczas, gdy następowały poszczególne zdarzenia. Media opłacają swoich dziennikarzy, opłacają researcherów, mogą zamawiać dodatkowe analizy, mogą zatrudnić własnych ekspertów. To wszystko media głównego nurtu mogły zrobić już dawno. Śledząc temat znaliby też stanowiska i analizy w sprawie ACTA przygotowywane przez różne organizacje na świecie. Mogliby samodzielnie analizować sytuację i zadawać politykom pytania nie czekając na ściągi. Mogliby korzystać z prawa autorskiego, które przewiduje licencje ustawowe dla prasy, a także prawo cytatu dla wszystkich. Tylko musieliby podawać źródła.

Tymczasem pierwsza reakcja znanych, wysoko opłacanych dziennikarzy na zaistniałą sytuację była taka, że pytali w popularnych programach publicystycznych: "dlaczego jest pan za oszukiwaniem ludzi?" Takie pytanie zadał Tomasz Lis Jarosławowi Lipszycowi w swoim programie "Tomasz Lis na żywo" w kontekście protestów przeciwko umowie międzynarodowej, której tytułowym celem jest walka z podróbkami. Nie wiem, jakbym odpowiedział na tak postawione pytanie na miejscu Lipszyca, ale to, co mi przyszło do głowy oglądając ten program później, to coś w rodzaju: "A pan kiedy przestał kraść?", albo "Sposób, w jaki zadaje Pan pytanie sugeruje, że nie zrozumie Pan odpowiedzi". Niektórzy dziennikarze uznali najpewniej, że dla "rzetelnego" przedstawiania wydarzeń (i padających w debacie tez) wcale nie trzeba sobie zaśmiecać głowy samodzielną lekturą dokumentu, albo nawet chwilą refleksji nad istotą sporu. Powtarzali (i nawet teraz jeszcze powtarzają czasem) głęboko wdrukowane im schematy (por. Nie studiujcie prawa, studiujcie PR). Zapraszali ludzi do programów i z gotową tezą usiłowali ich niszczyć. Oto jedna z reakcji zaproszonego do takiego programu. Krzysztof Gonciarz opatrzył go tytułem They see me trollin, they hatin.

Moja babcia mówiła, a to była mądra kobieta, że "każdy głupi ma swój rozum". I to pewnie ci głupi ludzie właśnie, którzy mają swój rozum, przygotowują swoje własne, prześmiewcze "poradniki", jak np. Cykl szkoleniowy: Jak stworzyć idealną informację. Tradycyjne media (to też pośrednicy) to narzędzie, które ktoś potencjalnie może chcieć wykorzystywać i sprawujący pierwsze trzy władze doskonale sobie z tego zdają sprawę. Internet przewrócił stolik. Internauci - każdy bezpośrednio - może dziś przypominać nagranie opublikowane w Sieci we wrześniu zeszłego roku, na którym utrwalono emocje Ministra Spraw Zagranicznego w związku z tym, że na jakiejś demonstracji był: "Tłum naszych, ale wszystko spokojnie. Ale oni bardzo agresywni. Tylko, że była tylko jedna kamera z Telewizji Polskiej. Moim zdaniem trzeba to jakoś rozpropagować...".

Przypominanie i wytykanie mediom to element oddolnej edukacji medialnej oraz społecznej kontroli państwa sprawowanej przez obywateli. Bo ludzie dostrzegają, jak sądzę, że czwarta władza nie potrafi kontrolować pozostałych trzech. Ilustracją tego może być mem, który powstał ze słów wspomnianego już tutaj Tomasza Lisa: "Skąd ci biedni ludzie, k..wa, mają to zrozumieć, bo ja z tego nic nie rozumiem!". Co ciekawe - w ostatnim rankingu najbardziej dochodowych dziennikarzy, który przygotowany został przez PanMedia Western, Tomasz Lis i jego program uplasowali się na 4 pozycji z dochodem dla zatrudniającej go stacji na poziomie 21,1 mln zł.

"Ja bym nigdy w życiu niczego nie oddał za darmo, bo uważam, że nie ma żadnego powodu, żebym cokolwiek oddawał za darmo" - mówi publicysta Jacek Żakowski w Poranku Radia TOK FM, w którym rozmowia z innymi publicystami. Kiedy słyszę dziś, że to, co widać na ulicach, "to jest najbardziej autentyczny ruch obywatelski w Polsce od 1989 roku", że to nawet "przeżycie pokoleniowe", to w sąsiednim okienku przeglądarki kolega na Facebooku podpowiada, że internet nie zapomina nigdy i przypomina tekst Żakowskiego pt. Chamstwo hula w internecie.

Generalnie publicyści, podobnie jak politycy, wydają się być dziś bardzo zagubieni. Wybuchło coś, czego nie rozumieli, czego nadal nie rozumieją i skoro już to wylało się na ulicę, to teraz rozmawiając ze sobą "usiłują ustalić zeznania". Tłumaczą sytuację słuchaczom w duchu swoich ustaleń, pokazują przy tym, że to oczywiście element tego, w czym sami brali udział w komitetach tego czy innego.

Kiedy ustalający zeznania publicyści nawiązują do niewolnictwa - ja odsyłam do tekstu z kwietnia 2009 roku pt. Niewolnicy z La Amistad i "społeczeństwo informacyjne" - czy możemy się czegoś nauczyć z historii?. Kiedy publicyści nawiązują do antycznej Agory - ja odsyłam do tekstu Społeczna, elektroniczna partycypacja w Polsce - ucieczka do przodu. Publicyści odnajdują kolejne wątki, a ja pewnie mógłbym odsyłać do kolejnych felietonów.

Ale teraz chciałbym skoncentrować się tylko na jednym wątku. Otóż media tradycyjne, a także sami dziennikarze, są tu stroną. W kontekście ACTA nie widzę nigdzie analiz dziennikarskich na temat tego, co dokładnie znalazło się w stanowiskach na temat ACTA, które do MKiDN przesłały TVN, Telewizja Polska czy Polsat. Publicyści dziś oburzają się, że konsultacje ministerialne przypominały farsę, bo poproszono o uwagi interesariuszy projektowanego traktatu. Nie widzę analiz sytuacji, w których ktoś pochyliłby się nad faktem, że Wydawcy prasy są za podpisaniem przez Polskę umowy ACTA. I uważam, że stanowisko wydawców jest OK, że wydawcy mogą się wypowiedzieć w takiej sprawie i rozumiem stanowisko, które prezentują. Zamiast komentarza odsyłam do tekstów "Piractwo informacyjne" - od słów do czynów, czyli "wszyscy przeciwko wszystkim", Są różne interesy, a "kto nie jest z nami, jest przeciwko nam" (w tym nawiązuje też do ACTA), a nawet do tekstu BBC zagraża niezależnemu dziennikarstwu, czyli czas zastrzelić królewskiego kowala, by przejąć kuźnię.

W tej samej rozmowie publicystów, którą przywołałem linkiem wyżej (dziennikarze w ostatnich czasach niechętnie jakoś przywołują źródła, a link w internetowych serwisach traktowany jest jak "zuo", bo przecież jak ktoś kliknie to przestanie oglądać reklamy umieszczane w serwisie z którego link prowadzi; por. Dotrzeć do źródła), Tomasz Lis żartuje, że "kto ma mikrofon, ten ma władzę". Potem zaczyna się dyskusja o samych mediach i publicyści pochylają się z troską nad tym, że oto przecież oni pracują w mediach i zarabiają na swojej pracy, bo wykonują swoje role "chociażby dziennikarskie". Brak możliwości zarabiania na przekazywaniu informacji stanowi problem biznesowy dla wydawnictw. Wymieniane są jednym ciągiem wydawnictwa Agory, Wprostu, "wszystkich". Kiedy Jacek Żakowski stwierdza, że model biznesowy Polityki zaczyna być "w sporze z rzeczywistością" - ja mogę wreszcie przejść do podsumowania projektu Pierwsza działka gratis.

Oto po morderczym dniu, w którym od godziny 8:00 rano do 22:00 przejmowany byłem przez kolejne redakcje i rozgłośnie, a telefon z prośbami o przyjechanie do stacji na drugim końcu miasta stale dzwonił, opublikowałem tekst, w którym ogłosiłem, że właściwą stawką za wywiad może być dziś 1500 PLN +VAT. To samo powtórzyłem następnego dnia rano w Sygnałach Dnia Polskiego Radia: „Pogwałcono demokratyczne zasady gry” - Wiadomości - polskieradio.pl.

Po tej audycji zadzwoniła do mnie jedna ze stacji telewizyjnych z propozycją bym wystąpił w studio. Zapytałem, z jakimi danymi mam wystawić fakturę. W odpowiedzi usłyszałem "Rozumiem. Dziękuję". Tego dnia dostałem również sygnał od kolegów, że środowisko dziennikarskie jest oburzone ogłoszeniem o wynagrodzeniu za wywiad. Koledzy i koleżanki, którzy dzwonili, by dowiedzieć się o co mi chodzi, również byli zaniepokojeni. Kiedy wyjaśniłem im na czym polegało to ogłoszenie zaczęli się śmiać.

A na czym polegało?

Otóż postanowiłem założyć hack intelektualny na dziennikarzy. Musiałem się skoncentrować na tym, co się dzieje (a także na kilku jeszcze innych sprawach, bo przecież jestem zwyczajnym gościem, który ma swoje życie, obowiązki, zadania dnia codziennego), bo włączony telefon był mi potrzebny, a praktycznie był bezużyteczny w sytuacji, w której co 30 sekund dzwonił. Uznałem, że jeśli tylko dziennikarze dowiedzą się, że za wypowiedź na ich antenie wystawiam fakturę, to stracą zainteresowanie, a ja będę miał chwilę spokoju. Przy okazji - bo dobry hack może być wielofunkcyjny - postanowiłem sprawdzić, czy szczerze mówią ci, którzy uważają, że za korzystanie z cudzej własności intelektualnej (za korzystanie z cudzej pracy) należy się wynagrodzenie. Zakładałem, że po ogłoszeniu stawki zainteresowanie mediów odpłatnym komentatorem spadnie.

Okazało się, że hack założony na media był skuteczny. Tego dnia otrzymałem już tylko kilka telefonów. W jednej z rozmów usłyszałem, że owszem, że wiedzą o moim ogłoszeniu, ale postanowili i tak spróbować. Gdybym teraz miał wskazywać jakiś tekst opublikowany w tym serwisie, który pokazywałby ten temat w nieco szerszej perspektywie, to sięgnąłbym do tekstu pt. Ile redakcje/wydawcy powinni płacić za wypowiedź, albo za udział w programach?, ale bardziej do tekstu pt. Kto komu i za co: nieoczekiwana zamiana miejsc w Wielkiej Brytanii. Tyle się należy, ile komuś na tym zależy.

Od dawna już noszę do radia własną kamerę. Początkowo wzbudzało to zaniepokojenie gospodarzy. Stopniowo jednak się przyzwyczaili. Wziąłem też kamerę w kolejnym dniu po ogłoszeniu "stawki", kiedy poszedłem w środę rano do Radia WNET: ACTA, złodzieje i terroryzm. Na nagraniu widać, że jestem trochę niewyspany, gdyż od soboty do środy wieczorem spałem "wszystkiego razem" 6 godzin. Padłem na chwilę po tym, jak odwiedziłem demonstrację pod warszawskim przedstawicielstwem Parlamentu Europejskiego (by przekonać się o co ludziom chodzi). Po dwóch godzinach snu mój auto idle wzbudził mi system w głowie i zacząłem na nowo sprawdzać, jak wygląda sytuacja.

Sama demonstracja też przyniosła interesujące obserwacje. Oto Tomek Świderek relacjonuje na Facebooku:

- Kto tu dowodzi? - zapytał na Jasnej Janusz Korwin Mikke. Kilka osób, które możnaby posądzać o kierownictwo sprawcze dzisiejszego spotkania pod biurem Komisji Europejskiej zignorowało pytanie. JKM nie doczekawszy się odpowiedzi rozpoczął udzielania wywiadów.

Kapitał polityczny starali się też zbić przedstawiciele Ruchu Palikota oraz - podobno - Adam Słomka.

Z innej relacji poznaję następującą postawę niektórych demonstrantów:

(...)
Stałem praktycznie na końcu więc dokopała się do mnie reporterka z TVP1 i bez pytania czy sobie życzę z nią rozmawiać, atakuje mnie podchwytliwie „Który z punktów ACTA Panu się nie podoba?” – ja nic – spuściłem babsko. Przez chwilę pomyślałem czy nie odesłać jej do Vagli lub prawników Panoptykonu ale odpuściłem widząc że szuka sensacji w stylu: przyszedł stary dziad z transparentem a nie czytał umowy.

Trochę się panienka zniecierpliwiła i znów mnie atakuje tym samym pytaniem – ja nic – milczę radośnie. Patrzy się na mnie zbita z tropu, a ja nic tylko patrzę na nią, widać że bidula nie rozumie co się dzieje. No jak to? redaktor, wywiad, kamera a tu baran milczy… Po kolejnym ataku z tym samym pytaniem (ciekawe czy miała inne w zasobie) mówię zakłopotanej Pani spokojnie że nie chcę być na antenie. Myślałem że zemdleje, najwyraźniej nie była w stanie zrozumieć że ktoś nie chce do kamery gadać.
(...)

W sieci pojawiły się filmy, zdjęcia, relacje, komentarze. Wśród nich nie mogło zabraknąć relacji Maćka Budzicha:

Powżysze nagranie opublikowane jest w serwisie YouTube: Protest przeciwko ACTA - Warszawa 24.01.2012. Jest też drugie nagranie Maćka: Protest przeciwko ACTA - Warszawa 27.01.2012. Są też relacje innych uczestników. Do wyboru, do koloru. Oczywiście rozumiem polityków i dziennikarzy, którzy teraz łamią sobie głowę nad przesłaniem demonstrantów. O co też może im chodzić, kiedy zamiast klasycznych haseł skandują "ale urwał!", "zimno mi!", "git majonez!"?

Tomasz Lis, chociaż przynosi swojej stacji miliony, a sam też słabo na tym nie zarabia, nie płaci zaproszonym do swojego programu gościom. A przecież to ich wypowiedzi są nośnikiem tej reklamy, z której prowadzący dostaje wynagrodzenie. To z tej wartości intelektualnej gości bierze się oglądalność programu. Szybkie przepytanie koleżanek i kolegów, którzy w tych dniach komentowali wydarzenia w mediach, przyniosło mi informację, że niektóre stacje telewizyjne i radiowe zapłaciły im jednak honorarium. Być może coś się zatem zmienia i ktoś uznał, że nie interesuje go klasyczny garnitur komentatorów, którzy znają się oczywiście na wszystkim, a potrzeba pozyskać komentatorów mających wiedzę o wycinku rzeczywistości. Być może zagrały prawa rynku i trzeba zapłacić, skoro mając coś innego do roboty i gigantyczny popyt komentatorzy nie chcieli inaczej lub fizycznie nie mogli odgrywać roli gadającej głowy, wykonującej za dziennikarzy ich pracę. Oczywiście i tu działa zasada, że "nie ma ludzi niezastąpionych".

Politycy i dziennikarze mają ten sam problem. Otóż społeczeństwo (a raczej jego technologicznie zaawansowana część) znalazło sposób, by ominąć pośredników.

Jak odbywa się ominięcie pośredników? Dzikowy pisze o tym tak:

(...)
Najpierw pojawia się nius. W tym przypadku był to zwykły rykoszet po zamknięciu MegaUpload. Często ma atrakcyjną i zrozumiałą dla internautów formę memu, czasem jest to tylko jakiś komentarz na portalu społecznościowym, na forum itd., który musi się najpierw odpowiednio rozrosnąć i naładować. Gwałtowność tego procesu pozwala oszacować rozwój wypadków. Dla przykładu: „komentarz usunięty przez ACTA” zebrał na FB 160k lajków w ciągu weekendu. W tym momencie rządowym pijarowcom powinna się zapalić nie czerwona lampka, ale cała dzielnica czerwonych latarni! „Intensywny” użytkownik internetu nie kliknie lajka i wróci na „plotka”, ale zacznie robić risercz. W ruch idzie Wikipedia, Google, wrzuty, fora, czaty, UTube, nagrania archiwalne związane z tematem. Dziesiątki artykułów, audycji, filmów, opinii; fora zapełniają się coraz to nowymi wnioskami, opiniami, uwagami i analizami. Zasada roju powoduje, że statystycznie MUSI pojawić się nośne hasło, którego sztab PR rządu przez rok by nie wymyślił. Tutaj w ciągu kilku godzin rodzi się „wizerunek”. Na podstawie tego wizerunku pojawiają się kolejne memy, wydarzenia itd. Większość z nich jest humorystyczna i osoby, które nie znają tej retoryki, mogą uznać, że dzieci się pośmieją i odpuszczą. Tylko że wykpiwanie i montypythonowska retoryka jest właśnie językiem, którym internauci dyskutują o rzeczach, do których mają emocjonalny stosunek.

Na tym etapie przeciętny internauta pochłonął kilkadziesiąt stron tekstu na wybrany temat i na wyrażenie swojej opinii poświęcił nierzadko cały dzień. Internauta uważa, że jego sprzeciw jest zdecydowany i OCZYWISTY.
(...)

Dodam do tego, że kiedy analizowany sprzeciw jest już - jak pisze Dzikowy - zdecydowany i oczywisty, media głównego nurtu nadal puszczają pseudoinformacje o paleniu kadzidełek w Sejmie, a tematu ACTA jeszcze nie dostrzegają.

Dysponując własnym serwisem internetowym mam również, jak wielu innych udziałowców społeczeństwa informacyjnego, możliwość wypowiedzenia się publicznie. Tekst, z którego wielu dowiedziało się o sposobie podjęcia decyzji przez rząd, tj. tekst z 19 stycznia pt. ACTA: sukces polskiej prezydencji, Polska podpisze umowę 26 stycznia w Tokio, był wyświetlony (jak do tej pory) ponad 73 tysiące razy. Prowadzę serwis i w ten sposób jestem stale kontrolowany przez czytelników. Potrafią mi wytknąć błędy i bez ogródek przypomnieć, bym się nie garbił. Ale serwis działa od 15 lat, a zebrałem w nim przez ten czas ponad 9600 tekstów niemal wyłącznie na temat prawnych aspektów społeczeństwa informacyjnego. Korzystając zatem z tego serwisu mogę dziś bezpośrednio odpowiedzieć na komunikat Ministra Zdrojewskiego, który media opublikowały pod tytułem Zdrojewski: spróbujemy pozyskać opinię publiczną, a w którym wydaje się wskazywać "winnych" wprowadzenia opinii publicznej w błąd. Czytam tam:

30 kwietnia 2010 roku Zdrojewski poinformował w piśmie do Stowarzyszenia ISOC Poland (Internet Society Poland) o tym, że tekst ACTA, będący przedmiotem negocjacji, został udostępniony na stronie internetowej Komisji Europejskiej. ISOC Poland to polski oddział Internet Society, międzynarodowej organizacji zajmującej się wspieraniem rozwoju internetu na świecie. Członkami stowarzyszenia są m.in. Piotr Waglowski, Jarosław Lipszyc, Józef Halbersztadt.

Odpowiedziałbym: wcześniej poznaliśmy nawet treść projektu ACTA, ale nie dzięki rządowi, a z WikiLeaks, ale to domaganie się informacji od rządu jest wpisane w konstytucję. Natomiast kiedy 24 listopada 2009 roku domagaliśmy się dostępu do informacji publicznej, to we wniosku napisaliśmy:

Na podstawie art. 2 ust. 1 ustawy o dostępie do informacji publicznej z dnia 6 września 2001 r. (Dz. U. Nr 112, poz. 1198) Stowarzyszenie ISOC Polska zwraca się z prośbą o udostępnienie informacji w następującym zakresie:
Polskie stanowisko w sprawie Anti-Counterfeiting Trade Agreement (ACTA), a w szczególności:

  • imię, nazwisko i funkcja osoby prowadzącej w tej sprawie rozmowy i negocjacje oraz odpowiedzialnej za przygotowanie stanowiska Polskiego Rządu;
  • treść dotychczasowych stanowisk Rządu/Ministerstwa w odniesieniu do traktatu
  • treść dotychczasowych dokumentów związanych z negocjacjami w w/w sprawie oraz treść innych dokumentów dotyczących negocjowanego traktatu, które są w posiadaniu Rządu/Ministerstwa.

Pan minister podpowiada dziś mediom, że przecież wszystko jest w porządku, bo wysłali pismo, w którym podają link do wynegocjowanego traktatu. Rzetelny dziennikarz zaś szybko sprawdzi, że nie tego domagano się we wnioskach kierowanych wcześniej do ministerstwa. Zada sobie również pytanie: dlaczego właściwie nie można poznać dziś, gdy już cała ta sytuacja wybuchła, stanowisk negocjacyjnych rządu polskiego oraz posiadanych przez rząd stanowisk negocjacyjnych innych państw, skoro negocjacje się już skończyły, tekst porozumienia został ogłoszony, a procesu negocjacji międzynarodowych już chronić nie trzeba?

Dziś można ominąć pośredników. Wiele cennych informacji na temat sytuacji poznałem z bezpośrednich komunikatów wysyłanych przez uczestników np. posiedzenia jednej czy drugiej komisji w Sejmie. Natomiast pod rozwagę badaczy mediów oddaje to, że komisje te przecież zajmowały się m.in. tym, że władze nie udostępniły obywatelom odpowiedniej, oczekiwanej informacji publicznej we właściwym czasie. Kiedy Rząd w celach wizerunkowych zakłada sobie profile na Facebooku nie koncentruje się na tym, by w Biuletynie Informacji Publicznej publikować wszystkie dokumenty. Zakładając profile w "mediach społecznościowych" władze usiłują ominąć media w ich pośrednictwie. Ale i to staje się czasem przyczyną blamażu, gdy nagle ktoś analizuje komentarze usunięte. Kiedy jednak jakieś dokumenty są opublikowane zgodnie z ustawą, a nie w związku z realizacją marketingu politycznego, a "urzędowy publikator teleinformatyczny" (BIP) jest ich rzeczywistym źródłem - z uśmiechem można czytać dziennikarskie ogłoszenia, że taka czy inna redakcja "dotarła do dokumentów", albo "pierwsza poinformowała o...".

W opisywanym tu kontekście zaproponowałem Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich, a konkretnie Centrum Monitoringu Wolności Mediów, by przyjrzały się postawie mediów w czasie relacji z wydarzeń ostatnich dni. Jeśli rzeczywiście dziennikarz ma pełnić jakąś misję publiczną, jeśli istotnie ma zajmować się ochroną interesu publicznego, to postulat "rzetelności" nie może być tylko czczym frazesem. W przeciwnym razie będziemy mieli do czynienia nie z dziennikarstwem, a z informacyjną rozrywką, w którą zaczynają zamieniać się główne wydania serwisów informacyjnych w telewizjach, pierwsze strony gazet oraz programy w radiach.

W tym wszystkim są również tacy dziennikarze, którzy usiłują zgłębiać temat przed publikacją i całkiem dobrze im to wychodzi. Dziennik Internautów od dawna śledzi temat ACTA. W ostatnich dniach skontaktowało się też ze mną paru dziennikarzy, których znam z ich rzetelności i z tego, że przyglądają się na bieżąco rozwojowi wypadków w sferach, które i mnie interesują. Wiedziałem, że dzwoniąc do mnie już dawno są po lekturze wszystkich głównych dokumentów, znają fakty, które miały miejsce i stanowiska głównych aktorów. Dzwonili (lub pisali), by poprosić o komentarz. Dostali taki komentarz i - to informacja dla oburzonych ogłoszeniem o honorarium redaktorów - nie wystawiłem im faktury.

To chyba pierwsza taka sytuacja, w której internauci wyszli na ulicę. Do tej pory brali udział w narastającym niepokoju zza biurek w swoim miejscu pracy, albo z domu, sprzed komputera. Wyszli na ulicę, ale nie przestawali demonstrować w Sieci. Bo dziś na demonstracji może być jedna czy dwie kamery mediów głównego nurtu, ale jednocześnie parę tysięcy kamer w telefonach uczestników demonstrantów. Telefony te dodatkowo wyposażone są w dostęp do Sieci i aplikacje tak zwanych "mediów społecznościowych". Być może wyposażonych w takie media obywateli można dziś nazwać piątą władzą, która kontroluje pozostałe cztery, ale patrząc na przepisy konstytucyjne wniosek powinien być chyba inny: są oni władza pierwszą. Zgodnie z art. 4 Konstytucji to Naród jest suwerenem władzy zwierzchniej w Rzeczypospolitej Polskiej.

Obywatele są zatem jak udziałowcy w spółce, którzy kontrolować chcą grupę wynajętych menadżerów, ale także członków rad nadzorczych. Nie tylko w chwili, gdy przeprowadzane jest walne zgromadzenie udziałowców, ale również między takimi walnymi.

Teraz pewnie udziałowcy państwa zainteresować się powinni kolejnymi projektami nowelizacji prawa prasowego. Z moich wstępnych badań i informacji wynika, że warto się temu przyjrzeć. Oczywiście adresatem pytań powinno być Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. A zaraz będzie Euro 2012 i chyba nikt się nie interesował (albo niewielu) jak ostatnie zmiany ustawy o sporcie mają się do zobowiązań polskiego rządu uczynionych wobec prywatnego podmiotu UEFA. W kontekście ACTA to chyba istotne?

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Nie tylko projektami

Nie tylko projektami nowelizacji prawa prasowego, ale i ustawy audiowizualnej.

--
Piotr "Mikołaj" Mikołajski
Blog | G+ | FB

Oczywiście, jest znacznie więcej tematów

Oczywiście, jest znacznie więcej tematów, bo przecież również nowela ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Ja przeczytałem

i dziękuję, że publikujesz... większość już wiedziałem, bo przewalam codziennie kilogramy stron o acta. Umiałbym nawet zadać kilka pytań dziennikarce, a nawet bym odpowiedział... gdyby przyjęła FVAT.

Dziekuję Piotrze

Dziekuję Piotrze, za ten opis rzeczywistości, może coś komuś w końcu uświadomi. Nie jestem w tym względzie zbytnim optymistą, ale mam nadzieję, że dotrze choć do części tej "czwartej władzy".

Piąta władza

Pomysł - jeśli ktoś widzi (na manifestacji czy gdziekolwiek) wywiad prowadzony przez TV, niech nagra komórką prowadzących i wrzuci do sieci od razu, będzie spoiler tego co zobaczymy w wiadomościach czy faktach i nie trzeba będzie czekać na emisję by wiedzieć, jakiej jakości jest materiał.

Taki kanał youtube "dziś w faktach zobaczymy" ;-)

wynagradzanie gości w mediach

generalnie się zgadzam ze wszystkim, tylko jedną uwagę mam w sprawie wynagradzania gości w mediach za ich udostępniany w tych mediach kontent. Gościom się nie płaci za to gotówką, ale tak naprawdę i tak korzystają oni na tym w sposób wymierny, bo dzięki ich występom medialnym rośnie ich wartość rynkowa. przy okazji zmiany pracy mogą oni liczyć na większe pieniądze dzięki temu, że są rozpoznawalni i wiem, że często tak się dzieje. Zapewne dlatego tak wielu z nich godzi się na udostępnianie swojego kontentu w mediach za darmo - zakładają, że prędzej czy później i tak im się to finansowo zwróci.

Ten wątek

Ten wątek niejako poruszyłem w tekście sygnalizującym rozpoczęcie projekt Pierwsza działka gratis.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

słusznym jest

Słusznym jednak jest to co czyni Autor, czyli zadawanie pytania, czy jest to właściwa strategia w zetknięciu z mediami. O ile bowiem zbieranie i przekazywanie informacji o faktach, czym w założeniu zajmuję się dziennikarze i za co dostają pieniądze, nie wymaga głębokiej tych faktów analizy a co za tym idzie szczegółowej wiedzy w jakiejś dziedzinie, o tyle ekspert wygłaszający swoją opinię dodaje do pracy dziennikarza realną wartość.

Jeżeli zaś chodzi o "lans" to występowanie za pieniądze daje jeszcze większy modyfikator dodatni do tego współczynnika niż występ za darmo. Oznacza to bowiem (dla potencjalnego pracodawcy/kontrahenta), że występującego ktoś już zweryfikował i jest skłonny płacić za jego wiedzę.

PS. Bardzo celny tekst.

>steelman<

To się sprawdza w przypadku wąskiej grupy ekspertów medialnych

Gościom się nie płaci za to gotówką, ale tak naprawdę i tak korzystają oni na tym w sposób wymierny, bo dzięki ich występom medialnym rośnie ich wartość rynkowa.

To się sprawdza w przypadku wąskiej grupy ekspertów medialnych, którzy przez częsty udział w programach TV sami zaczynają zaliczać się do grona celebrytów. Osoby trafiające przed kamerę okazjonalnie nie zyskują aż tak bardzo, jak mogłoby się wydawać.

--
Piotr "Mikołaj" Mikołajski
Blog | G+ | FB

Fiat ius, et pereat mundus ?

"Bicie piany" na zmianę ze "ślizganiem się" po temacie ACTA dziennikarzy oraz dezinformacja urzędników i polityków uchwycona właściwie.

gdy były blokowane strony

gdy były blokowane strony internetowe rządu to osoby które nie korzystają z internetu w ogóle nie wiedziały o co chodzi, dlaczego ludzie wychodzą na ulicę? Wcześniej nie było żadnej informacji w mediach oprócz tego że będzie podpisana umowa międzynarodowa i to "dobra". Po protestach dalej nikt nie wiedział dlaczego ludzie są na tych ulicach, oglądałem tvn24 i tvp info i co? zaproszeni goście jak i dziennikarze snuli wersje, żadnych konkretów. Dopiero teraz zaczyna działać mechanizm? który ma być dla społeczeństwa a nie przeciw jemu.jszcze tylko prezydent niech wyjmie rękę z nocnika.
a info o tym z kim konsultowali to mi ręce opadły, czwarta władza wyciągnęła łapy po marchewkę, przestając tym samym być czwartą

Ale po co te emocje?

Ale po co te emocje? One przeszkadzają w logicznym myśleniu. Łatwo dać się wówczas zmanipulować.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

dziękuję:)

Warto było przeczytac ten wywazony tekst - zazwyczaj zaglądamy na najpopularniejsze strony mediów, a tam trudno przeczytac cos przemyślanego i sensownego.
Ja się zastanawiałam przez ostatnie kilka dni na ile dziennikarze są delikatnie mówiąc niedoinformowani a na ile zmanipulowani. Wychodzi na to, że są przede wszystkim leniwi.

Manipulacja informacją.

Brawo. Ta szpila między żebra mass mediów - jak najbardziej zasłużona. Głównie za brak rzetelności. Cały czas próbuje się przedstawiać w złym świetle protestujących. A to że za piractwem, a to że nie wiedzą przeciwko czemu protestują. A słowa pana Migalskiego o tym, że prawie nigdy nie wie za czym głosuje jakoś gładko prześlizgują się i znikają w natłoku innych newsów.
Najlepiej zakończyć puentą jednego z dziennikarzy TVN:

"I choć ACTA została podpisana 12 godzin temu, internet nadal jest taki jaki był".

Z takimi strażnikami interesu publicznego można spać spokojnie.

monitoring mediów w wydaniu gospodyni domowej - C'est moi

Celna analiza sytuacji. Co ważne - skondensowana. Pozwolę sobie puścić ją dalej (oczywiście z podaniem źródła).

Pański serwis powinien być w szkołach na bieżąco cytowany i omawiany na zajęciach godzin wychowawczych oraz wiedzy o społeczeństwie. Ba, robiłabym (gdybym była nauczycielem) nawet testy wiedzy z tych treści, konkursy itd. :-) chociaż, teraz, kiedy oświata "leci na twarz" także finansowo, nie wiem czy byłoby ich stać na korzystanie z pisanych przez Pana tekstów.

Pan już pisze podsumowanie, a ja wciąż mam niedosyt ws. ACTA i to niedosyt, który niebawem nie będzie już mieć szansy na zaspokojenie, ponieważ zaleją nas nowe rewelacje medialne nt. paktu fiskalnego, Iranu, prokuratury wojskowej a w tym wszystkim przepychanki sejmowe i ekscytacja dziennikarzy nt. tego, że ktoś kogoś nazwał (cyt.) "murzynkiem" albo zwrócił się per "pan" [ja rozumiem, że brak kultury czy zwykłe chamstwo, szczególnie u osób publicznych należy piętnować, ale po co robić z tego jeden z tematów głównego wydania wiadomości? - a potem sugeruje się, że jestem oszustem, kiedy nie płacę abonamentu. Akurat nie posiadam telewizora, szczęśliwie od wielu lat, ale nie rozumiem, dlaczego ja-słuchacz/widz/czytelnik mam się wywiązywać z umowy, podczas gdy medium, na które płacę z tej samej umowy już się nie wywiązuje. Tak a propos umów, to jest w Łodzi interesujący jegomość, który, kiedy wsiada do tramwaju, a ten jest rano brudny albo zimą nieogrzewany to płaci za przejazd jedynie połowę ceny biletu, np. 1,20 zł zamiast, normalnie - 2,40 zł. Dlaczego? A no dlatego, że skoro MPK nie wywiązuje się ze swoich powinności w stosunku do pasażera, to pasażer również nie w pełni wywiązuje się ze swoich obowiązków. Proszę sobie wyobrazić, że jeszcze nie zdarzyło się, żeby zarząd MPK skutecznie wygrał z argumentacją tego Pana. Od lat nie zapłacił żadnego mandatu za swoją "działalność", mimo, że wystawiono mu ich wiele.]

A wracając jeszcze do ACTA. W poniedziałek, kiedy zaczął się już prawdziwy dym i w mediach i w sieci, wszyscy usłyszeliśmy, że niepotrzebnie się gorączkujemy, ponieważ ACTA nie zmienią nic w naszym prawie, a poza tym, żeby w ogóle ACTA obowiązywał w Polsce to musi być ratyfikowany przez nasz parlament. Z kolei, do tego czasu to jest jeszcze daleko, będą konsultacje itd. - wszyscy to znamy - bombardowali nas tym przez cały tydzień 24h, więc nawet, jakby mnie w nocy wyciągnęli z łóżka i kazali powtórzyć cytowałabym te treści tak gładko, jak tylko asy gładko sypią się z rękawa. I co się stało? - p. B. Zdrojewski w Faktach po Faktach, w TVN24, podczas udzielanego wywiadu, powiedział coś, czego, jak wynikało z wyrazu jego twarzy od razu pożałował, a mianowicie, że niezależnie od ratyfikacji w Polskim Parlamencie, jeżeli PE przyjmie ACTA to z automatu będzie również i Polskę to prawo obowiązywać. Trochę mnie zmroziło i gorączkowo szukałam informacji na ten temat, ale jakoś żadne większe media nie podchwyciły tego wątku i właściwie do dzisiaj, a jest 29.01.12 nie mówi się o tym, nie wyprowadza nas-obywateli z błędu. Znów jak mantrę powtarza nam się, że będą konsultacje, ratyfikacja, a politycy SLD mają nawet na tyle rozbudowaną wyobraźnię, że mówią, że Polska przygotuje jakiś aneks, jakiś dodatkowy dokument do ACTA, który będzie chronić nasz, obywateli interes. Nie jestem prawnikiem, co chyba widać z moich komentarzy, ale tak na moją, babską logikę to nie można już dołączyć żadnego nowego dokumentu, ponieważ negocjacje się zakończyły, ACTA zostały przyjęte w takiej, a nie innej formie i koniec. Czas na jakieś aneksy dawno minął - ups, nie skorzystaliśmy z niego. Pozamiatane. A teraz, kiedy jako państwo podpisaliśmy się pod tym, to już nie ma nawet, o czym rozmawiać, nie ma czego konsultować. Można, co najwyżej wytłumaczyć społeczeństwu punkt po punkcie, na co rząd się zgodził i za co nas właściwie sprzedał chcący czy nie chcący – także jest to już, w tej konkretnej sprawie bez znaczenia. Chociaż i na tyle bym ze strony rządzących nie liczyła.

Jednak, jako przejęty obywatel, następnego dnia (we wtorek), z rana poinformowałam o słowach p. Zdrojewskiego dziennikarzy Sygnałów Dnia z pr.1 PR (za radio, abonament płacę :-) ) na ich profilu społecznościowym, podałam link do programu oraz wskazałam, w której minucie wywiadu padają owe, znamienne, jak mi się wydawało słowa. Przez trzy godziny trwania programu dziennikarze ani słowem nie wspomnieli o moim wpisie. Za to otrzymałam odpowiedź indywidualnie, że sprawdzają moją informację i że "p. minister już w przeszłości mówił różne rzeczy, które potem okazywały się pomyłką". Cóż, do dzisiaj nic się z tym nie zadziało, nie tyle z moją reakcją, co z wypowiedzią p. ministra. Traf, jednak chciał, że wczoraj natknęłam się na wypowiedź, na ten właśnie temat, jednej z ekspertek, p. prof. Grabowskiej (nie wiem czy opłacanej czy nie, za swoją wiedzę), która potwierdziła słowa Ministra, że teraz, po podpisaniu ACTA, tylko PE może je odrzucić i polska ratyfikacja niczego nie zmieni, bo jak PE przyjmie ACTA to będzie nas obowiązywać prawo międzynarodowe (w końcu jesteśmy członkiem Unii). Tutaj link do artykułu:

http://wiadomosci.onet.pl/raporty/protest-przeciw-umowie-acta/ekspert-zapisow-acta-nie-mozna-zmienic,1,5010669,wiadomosc.html

Został nam, więc tylko PE. Ale co i jak zrobić, żeby nie dopuścić do podpisania przez PE tego dokumentu? Moja wyobraźnia tutaj się kończy.

A chyba już kompletną ironią losu jest 'fakt' (nie potrafię zweryfikować tej informacji), że jak podał w czwartek InternetBlackout USA nie zamierza ratyfikować ACTA u siebie.

I na koniec, jeszcze jedna sprawa dot. ACTA. O ile fakt, że prywatne firmy mogą w przyszłości dostać, dzięki ACTA narzędzie do uzyskiwania od dostawców naszych danych osobowych jest oburzający i powinien budzić nasz sprzeciw (choć najnowsza ustawa dot. kontroli NIK, jakoś przeszła bez większego echa w mediach i bez tłumów na ulicach czy w sieci, a jest nie mniej bulwersująca; nie mówiąc już o 'skarbówce' we Wrocławiu, która chce "na zaś" uzyskiwać dane użytkowników Allegro) to sądzę, że hasła związane z wolnością słowa w sieci, choć medialne znów przesłaniają nam to, co niezwykle istotne w ACTA, a mianowicie kwestia patentów, których większość (nomen omen) mają Amerykanie. Z czasem nie będziemy mieli na rynku wielu, w tej chwili dostępnych zamienników różnych produktów m.in. medycznych (np. leki), motoryzacyjnych (np. części do samochodów), żywnościowych (związane chociażby z opatentowanymi nasionami) itp. itd. I to jest bardzo realny, bardzo namacalny problem, który odbije się na życiu każdego z nas – internauty i nie-internauty - na naszych portfelach. Jak nie teraz, to za kilka lat. Wówczas już nikt nie powie, że polska gospodarka prężnie się rozwija. Nie mówiąc już o tym, że te zapisy zabijają innowacje. Co więcej, jeżeli ktoś będzie chciał napisać np. artykuł o Coca-Coli to będzie musiał najpierw zapłacić tejże Coca-Coli (w końcu pole do interpretacji w ACTA jest szerokie) za użycie jej nazwy towarowej - czyli będziemy mieć (pro) reklamy producentów, a za krytykę ich produktów będzie trzeba im (!) płacić? Orwell już jest, a teraz Huxley pełną gębą.

Naprawdę, żałuję, że o tym się nie mówi przy okazji ACTA, bo hasła dot. wolności słowa oraz to zawężanie problemu do ściągania plików z sieci łatwo jest zbić i politykom i tzw. ekspertom (przy całym szacunku dla Pana osoby) i dziennikarzom i zostawić nas w poczuciu, że nic właściwie się nie dzieje, a ludzie po prostu nie wiedzą, nie rozumieją przeciw czemu protestują.

Jak mawia Jurek Zalewski (reżyser) to, że przejadą się po nas walcem to pewne - grunt, żeby ten przejazd, jak najbardziej odłożyć w czasie.

I tym akcentem kończę swój za długi wywód, za co mniej cierpliwych przepraszam (no i za zabranie przestrzeni).

Ps. I faktycznie, proszę o siebie zadbać - trzeba się wysypiać :-) Także dla sprawy.

ACTA - Petycja do EU

Witam :)

Trwa zbieranie podpisów do międzynarodowej petycji w sprawie ACTA do Parlamentu EU. Informację jakieś 2 dni temu podał jeden z głównych portali informacyjnych.
Nie wiem, czy petycja coś da. Zawsze to jednak jakieś działanie.
Aktualnie jest prawie 900 000 podpisów.
Fajny jest podgląd on-line na dane osoby podpisującej (imię, nazwisko lub nick i kraj - to ostatnie czasem bardzo ciekawe :) )

http://avaaz.org/en/eu_save_the_internet/?wCWDsbb

Do PE zawsze mozna zlozyc petycje lub skarge.

"Został nam, więc tylko PE. Ale co i jak zrobić, żeby nie dopuścić do podpisania przez PE tego dokumentu? Moja wyobraźnia tutaj się kończy."

Do PE zawsze kazdy obywatel EU moze zlozyc petycje lub skarge:
http://www.europarl.europa.eu/aboutparliament/pl/00533cec74/Petitions.html
https://www.secure.europarl.europa.eu/aboutparliament/pl/petition.html
http://e-prawnik.pl/domowy/prawo-administracyjne-1/obywatelstwo/artykuly/petycje-do-parlamentu-europejskiego.html

świetne podsumowanie! na

świetne podsumowanie! na marginesie: "(...) a zaraz będzie Euro 2012 i chyba nikt się nie interesował" - czy tylko ja mam takie wrażenie że władza nie potrafi działać równolegle - gdy pojawia się jakiś gorący temat w myśl zasady "nie znam się, to się wypowiem" wszyscy politycy muszą zabrać głos i udawać ekspertów gdy w rzeczywistości jak pokazuje przykład europosła Migalskiego, głosują nad rzeczami o których nie tylko nie mają pojęcia ale nikt z partii nie ma pojęcia - przy obecnej liczbie posłów i europosłów to zatrważające... coś tu nie działa

Acta jak wystrzał z "Aurory"

Była jeszcze interpelacja poselska

Może dziennikarze zainteresowaliby się nieco głębiej interpelacją posłów Grzegorza Pisalskiego i Bożeny Kotkowskiej z 12 marca 2010 r. To była następna próba ISOC Polska dotarcia do polityków, mediów i opinii publicznej z trudnym tematem ACTA. Pytania do Pana Premiera:

1. Czy Polska mogłaby oficjalnie podać do wiadomości publicznej dokument nr 6347/10, skoro jego treść i tak jest już znana światowej opinii publicznej, a jego oficjalne ujawnienie pozwoliłoby na rozpoczęcie szerokiej debaty społecznej?

2. Jakie jest stanowisko Polski w sprawie proponowanych w ACTA regulacji w kwestii odpowiedzialności dostawców Internetu za postępowanie ich klientów (rozdz. 2 sekcja 4 § 3)?

3. Jaki jest realny wpływ władz Rzeczypospolitej Polskiej na przebieg negocjacji ws. ACTA? Z jakimi konkretnymi dezyderatami rząd polski występował do prowadzącego w imieniu UE rokowania zespołu negocjacyjnego Komisji?

4. Jakie działania zamierza podjąć kierowana przez Pana Rada Ministrów, aby zapobiec ciągłemu pojawianiu się propozycji ograniczania wolności w Internecie i ignorowania prywatności, dlatego tylko, że jest to w interesach wielkich koncernów przemysłu rozrywkowego?

5. Czy rząd Rzeczypospolitej Polskiej rozważa bezpośredni, aktywny udział w negocjacjach, mając na celu ochronę praw obywateli, o których mowa w punkcie 4?

6. Dlaczego, zdaniem Pana Premiera, w przypadku takiego wniosku, który zgłosiło stowarzyszenie ISOC Polska, nie została wydana przewidziana ustawą decyzja administracyjna wraz z jej szczególnym uzasadnieniem, o którym mowa w art. 16 ust. 2 ustawy o dostępie do informacji publicznej?

7. Czy również, zdaniem Pana Premiera, art. 61 Konstytucji RP nie jest wystarczającą podstawą do udzielenia informacji publicznej w tego typu sytuacji i jaka jest, zdaniem Pana Premiera, relacja między tym artykułem a przepisami dotyczącymi przejrzystości działania struktur unijnych? Czy, zdaniem Premiera, w sferze dostępu do informacji publicznej wewnętrzne przepisy UE mogą wyłączyć prawo dostępu do informacji publicznej ponad głowami obywateli oraz Sejmu i konstytucyjnych organów państwa?

Interpelacja
http://orka2.sejm.gov.pl/IZ6.nsf/main/2AC00DF8
Odpowiedź ministra Zdrojewskiego
http://orka2.sejm.gov.pl/IZ6.nsf/main/3C03E285

Nie tylko w Polsce z debaty robiona jest farsa

Poseł sprawozdawca Parlamentu Europejskiego Kader Arif w sprawie ACTA zrezygnował z tej roli. Informacja sprzed trzech dni:
http://www.numerama.com/magazine/21424-acta-demissionnaire-kader-arif-denonce-une-mascarade.html

Poseł sprawozdawca w sprawie ACTA zrezygnował ze stanowiska w momencie kiedy 22 państwa członkowskie podpisywały dziś umowę w Tokio. Powodem jego decyzji był brak szerokich konsultacji ze stroną społeczną tego projektu, brak transparentności procesu negocjacyjnego od samego początku prac nad dokumentem oraz manipulowanie datą podpisania prozumienia bez żadnych dodatkowych wyjaśnień. Wskazał też na chęć jak najszybszego procedowania nad treścią i przyjęciem porozumienia "zanim społeczeństwo uświadomi sobie niebezpieczeństwo". Każdy wie że ACTA może mieć wpływ na prawa i wolności obywatelskie i na obowiązki dostawców internetu, dostęp do leków generyczne itd. Stwierdził, że wobec powyższego nie może dalej uczestniczyć w tej maskaradzie i zrezygnował ze stanowiska.

ACTA A SPRAWA POLSKA

Wiem, że może to trochę nie do końca na temat i trochę reklamiarski komentarz ale w dobrej sprawie.
Dlatego pozwalam sobie nawet zastawić w tym komentarzu parę linków.
Na tokfm.pl/blogi skrzyknęło się paru wariatów, którzy krótko mówiąc, stwierdzili, że aby takie fajerwerki jak ACTA nie były już więcej Polakom fundowane przez władzę potrzebna jest zmiana systemu sprawowania władzy.
Trochę podumaliśmy, jak to zrobić i wyszło nam, że najlepszym sposobem jest zmiana systemu sprawowania kontroli nad władzą.
Jak kontrolować coś na co właściwie nie ma się wpływu już od momentu wybierania?
Trzeba usprawnić sposób wyboru.
A jeśli tak to już był tylko rzut beretem od wniosku ŻĄDAMY E-WYBORÓW.
e-Wybory, e-Referendum, obniżenie czynnego prawa wyborczego do 16 roku życia i e-Wotum Nieufności.

Jeśli Was ten temat zainteresował zapraszam na :
http://www.tokfm.pl/blogi/artdom63/2012/01/zadamy_ewyborow
oraz
http://www.petycje.pl/petycjePodglad.php?petycjeid=8377

Szanowny Panie Waglowski. Szukamy organizacji, która by nas wsparła bo same wysłanie 460 maili, e-petycja i wpisywanie się gdzie tylko się da nie wystarczy.

Z góry dziękuję
artdom63

E-wybory? Jestem przeciwnikiem.

W dziale: wybory niniejszego serwisu zebrałem sporo na ten temat materiałów. Jestem zarówno przeciwko głosowaniu "przez internet", jak również mam sporo zastrzeżeń do wyborów za pomocą maszyn elektronicznych w lokalach wyborczych. Generalnie:

I tak dalej. Sporo jest materiałów nw tym serwisie (komentarze czytelników są często lepsze niż tekst, który komentują). Warto chwilę się nad nimi pochylić i samodzielnie analizować.

Poza tym, gdyby nawet nie było problemu z uzyskaniem tajności głosu przy jednoczesnym spełnieniu warunku, by głosami nie handlować, a całość dało się technicznie tak zorganizować, że system będzie zrozumiały dla przeciętnego wyborcy (co uważam za niemożliwe), to nawet przy takich warunkach - głosowanie "przez internet" w powszechnych wyborach jest narzędziem idącym na rękę pośrednikom (wybieranym politykom), nie zaś narzędziem skutecznej kontroli obywatelskiej między wyborami.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

luźno na marginesie

Pytania o to, kiedy Iksiński przestał kraść to są pytania z tzw. fałszywie pozytywną presupozycją. W niektórych zawodach zadawanie takich pytań jest jakby... popularne. Pamiętam taką opinię, którą robiłem dla jednego z sądów (cywilnych, gdzie pytania zadają najczęściej pełnomocnicy stron, przywiązani mocno do założenia o prawdziwości tezy swojego klienta), gdzie na 5 pytań cztery odpowiedzi były "pytanie jest pytaniem źle postawionym z fałszywie pozytywną presupozycją". Oczywiście o ile jestem w stanie pojąć owo - czasami nadmierne - przywiązanie do takiej czy innej tezy ze strony reprezentantów strony w końcu, o tyle nie można go w sposób logicznie spójny łączyć z pozycją dziennikarza, który udaje obiektywnego ("przezroczystego"). Ale kto ma dziennikarzowi (również politykowi i przedstawicielom innych zawodów zarabiającym mówieniem i pisaniem) tego zabronić, kiedy mamy taką kulturę debaty publicznej jaką mamy?

Załącznik do dyskusji

Trzeba koniecznie przeczytać tekst tłumaczenia wystąpienia Cory Doctorowa aby zrozumieć o co idzie gra.

http://mises.pl/blog/2012/01/18/doctorow-lockdown-nadchodzaca-wojna-z-komputerami-ogolnego-przeznaczenia/

lub obejrzeć w oryginale:

https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=HUEvRyemKSg

gospodyni po raz drugi

Piszecie Państwo o różnych rozwiązaniach, zdawać by się mogło dla tej patowej sytuacji, która mamy w kraju. I choć pomysły narzędzi są bardzo w punkt i wspaniale byłby je mieć na wyciągnięcie ręki to, uważam, że nowe narzędzia w żadnym razie nie usprawnią obecnej (zresztą od pokoleń powielanej) sytuacji. Proszę zauważyć, że już teraz dysponujemy narzędziami, z których my-obywatele nie korzystamy, których nie znamy albo, których sensowności nie rozumiemy albo nie dostrzegamy (w tym ja). Zamiast na bieżąco zmieniać obowiązujące, acz wadliwe, nie przystające do realiów prawo wybieramy spoglądanie na Zachód, adaptując ich rozwiązania, które często mają się nijak i do naszej gospodarki i do naszej kultury czy mentalności itd. Robimy kopiuj-wklej wypracowanego gdzieś, przez kogoś dokumentu. Czekamy aż ktoś naszą sprawę załatwi za nas. Dlaczego? Jesteśmy niekompetentni? Nie sądzę. Leniwi? Może.

Z moich obserwacji oraz 10-letniej pracy w NGO wynika, że my (uogólniam) jeszcze do końca nie rozumiemy czym tak naprawdę jest demokracja (ja również wciąż w tym błądzę) i że nie zawęża się ona tylko do wolności słowa, swobód obywatelskich, wolnego rynku i zapełnionych towarem półek w galeriach handlowych, ale właśnie uczestniczenie obywateli w 'zarządzaniu' tworem, jakim jest państwo. Świadomość, że mam prawo wymagać, monitorować i rozliczać na bieżąco pracę rządu, a jak źle pracują to "panu/pani już dziękujemy".

Niestety, łatwiej, powiedzieć, napisać na forum niż przyjąć to do wiadomości, zapoznać się ze swoimi prawami i masowo wywierać presję na ich respektowanie tak jak my, wszyscy poddajemy się presji np. przestrzegania prawa o ruchu drogowym.

Trudność jest tym większa, że Ci którzy z założenia mieli dla nas realizować funkcję monitorującą - "patrzenia na ręce" rządzącym tj. dziennikarze (na szczęście nie wszyscy), zamiast to robić często uczestniczą czy też są reżyserami odbywającego się przed nami cyrku. No i koło się zamyka. Dlatego internet, dla nas obywateli jest niesamowitą szansą, żeby nas "w skarpetkach nie zostawili" :-) ale tym samym staje się dla władzy tak bardzo niebezpieczny.

Można powiedzieć, że mamy jeszcze organizacje pozarządowe (NGO), które mogą spełniać taką rolę monitorującą. Ponieważ pracuję w tym środowisku 10 lat to sądzę, że mogę sobie pozwolić trochę na ton ex-katedra. Pojawienie się organizacji pozarządowych zwalnia nas społeczeństwo z oddolnej działalności. Oczekujemy, że albo władza coś dla nas zrobi (w końcu ich wybraliśmy) albo NGO albo media. Instytucje trochę zwalniają nas z własnej aktywności. Myślę, że dla władzy takie NGOsy to też jest świetna sprawa - zawsze ich można obarczyć odpowiedzialnością za to, że niedostatecznie wywiązały się, że swoich strażniczych powinności, że czegoś władzy nie przekazały, nie zwróciły się do niej i pretensje to proszę kierować pod inny adres. Czy nie taka narrację serwuje nam Minister Kultury, który podkreśla, że przecież zaprosił do "konsultacji" także organizacje społeczne i faktycznie, kiedy się czyta listę tych 27 podmiotów to znajdziemy tam stowarzyszenia i fundacje i co?

Kolejny kłopot to finansowanie organizacji pozarządowych. Tylko te duże, ze sporym zapleczem medialnym mogą liczyć na wpływy środków od darczyńców, sponsorów, ale tez 'zwykłych' obywateli. Reszta stanowiąca większość (tj. ci mali i średni, bardziej lokalni niż ogólnopolscy) dosłownie walczą o przetrwanie prosząc o 1%, o środki z budżetu państwa czy UE stając do konkursów, do których wytyczne przygotowują nota bene urzędnicy (tak, więc NGO realizuje jakąś ideę fix rządu i jeśli urząd X da dofinansowanie na realizację tej idei, organizacja wykonuje tak naprawdę robotę rządu). Tych środków jest mało, a chętnych wielu i to kreuje konkurencję, a tym samym zniechęca same organizacje do współpracy, bo każdy walczy o byt. Czyli NGOsy no, jednak nie mają zbyt wiele wspólnego ze swoją nazwą - no po prostu nie są POZArządowe, bo mocno zależą od tych rządów i urzędników. Często to jest ich "być albo nie być". Czy to nie jest idealna sytuacja dla władzy?

Dopóki obywatele nie będą sami regularnie wspierać, także finansowo organizacji, które wg ich oceny występują w obronie ich interesów to NGOsy tak naprawdę nie mają racji bytu. Poza tym rozleniwiają nas.

A wracając do meritum, sądzę, że nawet przy najlepszych dostępnych narzędziach nie zmieni się nic, dopóki sami nie weźmiemy losu w swoje ręce bez oglądania się na NGOsy, rząd itd. Po prostu sami musimy kreować naszą rzeczywistość i cały czas dawać odczuć rządzącym, że jesteśmy tuż za ich plecami.
Parę tygodni temu przeczytałam gdzieś artykuł, że jesteśmy bardzo młodą i bardzo niedojrzałą demokracją i jak to ktoś zgrabnie ujął jeszcze nie zdążyliśmy się najeść. Kiedy się w końcu nasycimy albo nawet przejemy, przyjdzie moment, żeby wejść na kolejny poziom piramidy Maslowa i zainteresujemy się żywo naszym otoczeniem. Do tego jest jeszcze daleko i sporo pracy przed nami, żeby do tej świadomości doprowadzić (choć i tutaj trzeba być ostrożnym, bo jak mówił Hamlet - 'świadomość czyni nas tchórzami' ;-)).

Zastanawiali się Państwo czy do tak zmasowanych protestów doszłoby w Polsce, gdyby nie zrządzenie losu, że w podobnym czasie, kiedy u nas wypływały ACTA w Stanach były masowe protesty przeciw SOPA a Wikipedia się wyłączyła?

Świetnie, że ludzie wyszli na ulicę, że się zgromadzili wokół sprawy. Oby to nie był słomiany zapał i przekuje się to na coś konstruktywnego, z czym będzie się trzeba liczyć.

Reasumując, narzędzia - super. Ale to zdecydowanie za mało - musi je mieć kto używać i to chyba powinno być przedmiotem troski.

Własność intelektualna w pracy dziennikarza

Tymczasem pierwsza reakcja znanych, wysoko opłacanych dziennikarzy na zaistniałą sytuację była taka, że pytali w popularnych programach publicystycznych: "dlaczego jest pan za oszukiwaniem ludzi?" Takie pytanie zadał Tomasz Lis Jarosławowi Lipszycowi w swoim programie "Tomasz Lis na żywo" w kontekście protestów przeciwko umowie międzynarodowej, której tytułowym celem jest walka z podróbkami. Nie wiem, jakbym odpowiedział na tak postawione pytanie na miejscu Lipszyca, ale to, co mi przyszło do głowy oglądając ten program później, to coś w rodzaju: "A pan kiedy przestał kraść?"

Spójrzmy no to z punktu widzenia własności intelektualnej. Pytanie "dlaczego jest pan za oszukiwaniem ludzi?" jest przykładem techniki prowadzenia rozmowy kojarzącej mi się natychmiast z Panią Moniką Olejnik. I teraz sedno problemu -- czy każdy dziennikarz, który użyje tej techniki świadomie lub odruchowo powinien dokonać odpowiedniej opłaty (na konto Pani Moniki Olejnik)? Jeśli pracodawca Pana Tomasza Lisa nie dokona stosownej opłaty, to czego może się On spodziewać na mocy ACTA za sprawą Pani Moniki Olejnik?

Czy jakakolwiek "chwyt" dziennikarski ostanie się bez intelektualnego zawłaszczenia?

Rynkowa wartość własności intelektualnej do utworów (np. muzyki) opiera się na skojarzeniach noszonych przez ludzi poddanych wcześniej ekspozycji na te utwory. Zatem jest rodzajem posiadania ludzi. Posiadania rozgraniczonego nie po osobach jako jednostkach lecz na wycinkach kolektywnej świadomości i nieświadomości.

--
A
.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>