"Piractwo informacyjne" - od słów do czynów, czyli "wszyscy przeciwko wszystkim"
Jakiś czas temu, w tekście Rola agencji informacyjnych w społeczeństwie... informacyjnym, komentowałem słowa p. Piotra Skwiecińskiego, prezesa PAP, o "piractwie informacyjnym". PAP zorganizowała konferencję prasową, w czasie której przedstawiła swoje przyszłe działania na polu walki z "informacyjnym piractwem". Polska Agencja Prasowa ma zamiar walczyć z nim na drodze sądowej. Kilka dni temu pozwała jednego z wydawców w związku z naruszaniem praw autorskich do swoich utworów - depesz (depesza to coś innego niż prosta informacja prasowa). PAP wybrała dużego przeciwnika. Sytuacja na rynku obiegu informacji może zacząć zmieniać się w bardzo interesujący sposób. Utrzymanie monopoli na informacje w "społeczeństwie informacyjnym" porównałbym do projektu przejścia suchą nogą przez Morze Czerwone. Ponoć komuś się to nawet udało ...ale wymagało boskiej interwencji.
Aktualizacja pokonferencyjna; więcej w komentarzach...
Gazeta Wyborcza opublikowała tekst pt. PAP wytacza proces Polskapresse. Sam tytuł tego tekstu wskazuje już cel działań prawnych PAP. Ponoć wydawca dziennika Polska The Times, szeregu dzienników regionalnych (nie wszystkich, a tylko kilku), a także "portalu dziennikarstwa obywatelskiego" Wiadomosci24.pl (por. "Dziennikarstwo obywatelskie" nie istnieje, ponieważ nikt mi za to nie zapłacił) zrezygnował w marcu z usług PAP, jednak nadal wykorzystuje te depesze. Czy chodzi o Polskapresse? To są spekulacje Wyborczej oraz Dziennika (który opublikował na ten temat tekst pt. Nowa twarz piractwa. Podkradanie depesz). Tytuły te wskazują na to wydawnictwo, cytując informację pochodzące z PAP: "25 czerwca br. Polska Agencja Prasowa S.A. wystąpiła do sądu o odszkodowanie z tytułu naruszenia praw własności intelektualnej. Pozew skierowany jest przeciwko jednemu z większych wydawców prasy"... Polskapresse zaś nie komentuje, twierdząc, że taki pozew do nich nie trafił.
Dowiemy się więcej, gdyż dziś (w poniedziałek) ma się odbyć konferencja prasowa PAP.
To wszystko dzieje się w czasie coraz trudniejszej sytuacji na rynku prasowym (por. O kryzysie prasy (drukowanej) i o ręce wyciągniętej do rządu), gdy drukowana prasa sama zaczyna używać retoryki odnoszącej się do piractwa, wskazując działania firm monitorujących informacje (por. Pierwsze strzały w dozwolony użytek - wydawcy prasy vs. clipping), gdy wydawcy widzą zagrożenie ze strony internetu (por. Infor ma święte prawo pozywać kogo chce), niepokoją się porozumieniami agencji informacyjnych i internetowych gigantów (por. O zaniepokojeniu wydawców porozumieniem Google z agencjami prasowymi; oczywiście wiele osób zastanawia się, czy Google też narusza prawa autorskie, a są również tacy, którzy zastanawiają się, czy Google, Yahoo, albo Amazon działają przeciwko domenie publicznej - Copyfraud: Poisoning the public domain. How web giants are stealing the future of knowledge)... W czasie, gdy sami internauci widzą, że gromiąca "piractwo" z ambon swoich łam prasa chętnie czerpie z internetu (por. Wydawcy prasy, internetowy clipping oraz "źródło internet"), chociaż ma zamiar z internautów ściągać prawnoautorskie należności, a do tego należy wcześniej wprowadzić sądową "rejestrację" internetowych publikacji (por. Skąd pomysł rejestracji elektronicznych publikacji?)... Sytuacja jest napięta, a zapowiada się, że będzie jeszcze ciekawiej.
Nawet bym trochę współczuł gazetom, ale - dajmy przykład - spółka Media Regionalne Sp. z o.o. (czyli inny wydawca działający na rynku prasy regionalnej) nie była uprzejma odpisać na "wiarygodną wiadomość" (to oczywiste nawiązanie do art 14 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną) o bezprawnym wykorzystaniu zdjęcia autorstwa Sapera (nie mogę za niego występować). Mogli sobie kupić zdjęcie, ale w tekście Wypadek busa na autostradzie w Niemczech. 41-letnia Polka nie żyje Dziennik Wschodni wolał "zaczerpnąć" (a przecież gdybym posługiwał się retoryką wojenną, napisałbym "ukraść") zdjęcie z tego serwisu:
Screenshot stron Dziennika Wschodniego (wydawanego przez Media Regionalne Sp. z o.o.), który bezprawnie wykorzystał zdjęcie Marcina Cieślaka, usuwając z niego część, na której uwidoczniono notę copyrightową. Oryginalnie opublikowane zdjęcie (wraz z notą prawnoautorską) zostało pierwotnie opublikowane w dziale migawki niniejszego serwisu, w tekście Wóz policyjny z Rheinland-Pfalz. Cool!. Zdjęcie pasowało, monopol prawnoautorski już mniej...
A to przecież nie jedyny taki przykład na "filozofię Kalego". Niedawno Maciek Budzich opublikował w Sieci nagranie programu wyemitowanego przez TV Puls. W rozmowie z Igorem Janke, w której Maciek uczestniczył obok Radosława Krawczyka, rozważali przyszłość prasy i zastanawiali się, czy nastaną czasy, w których dziennikarze nie będą potrzebni:
Rozważania na temat przyszłości dziennikarstwa zostały sprowokowane zieloną, twitterową rewolucją. Pisałem o tym w tekście Trwa irańska cyberwojna. Stacje CNN i BBC i inne "instytucjonalne media" zostały przez władze irańskie zablokowane, a źródłem doniesień na temat zamieszek (po niedawnych wyborach prezydenckich w tym kraju) stał się internet. Ale przecież wszystkie stacje telewizyjne, które relacjonowały tamte wydarzenia, posługiwały się wideogramami opublikowanymi w Sieci przez Irańczyków. Zatem, jak to jest? Czy stacje telewizyjne odprowadziły stosowane wynagrodzenie za korzystanie z tych wideogramów ich producentom (biorącym udział w zamieszkach, biegających z aparatami telefonicznymi w wyciągniętych rekach blogerom)? Materiał TV Puls ilustrowany jest takimi materiałami. A jest to ten sam problem, który sygnalizowałem w tekście Ile redakcje/wydawcy powinni płacić za wypowiedź, albo za udział w programach?
Czy da się jeszcze prowadzić dyskusję w taki sposób, że "my jesteśmy OK, a wszyscy inni to złodzieje, którzy nas okradają"? W tym kontekście pojawia się też inne pytanie: skąd swoje informacje czerpał na ten temat PAP? Co dziś znaczy "informacyjne piractwo"?
Wracając do Polskapresse: w komunikacie z 19. czerwca Zarząd Grupy Wydawniczej Polskapresse poinformował, że "rozstaje się z Benitą Jakubowską, pełnomocnikiem Zarządu ds. Internetu i Adamem Gocałą, dyrektorem wydawniczym serwisów internetowych", i że stanowiska te zostaną zlikwidowane...
Jeśli istotnie Polskapresse bezprawnie korzystała z utworów PAP - albo zapadnie wyrok, albo wcześniej się dogadają (zawrą ugodę). Potem PAP będzie miała dobry atut w negocjacjach z chcącymi się utrzymać na (legalnym) rynku wydawcami. To jednak nie zakończy sprawy, bo stale aktualne jest pytanie o przyszłość społeczeństwa informacyjnego, a w ramach tego pytania również inne: Powstaną nowe prawa własności intelektualnej, czy zrezygnujemy z istniejących? A jeśli zrezygnujemy z istniejących, to z czego będą żyli ludzie profesjonalnie przekazujący innym jakiekolwiek informacje?
Na ilustracji zdjęcie eksplozji z 18. kwietnia 1953 roku, pochodzące z archiwum United States Department of Energy, opublikowane w Wikimedia Commons jako nieobjęte prawami autorskimi...
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
patent na tekst...
problem opisanego piractwa jest coraz częściej podnoszony, mnie także dotyczy (kradzione są nie raz moje teksty), nie czuję się tu odkrywcą, ale jest prosty sposób na to: dziennikarz zamiast pisać "do gazety" (która w przypadku sporu o autorstwo często broni siebie a nie autora tekstu czego doświadczyłem w dużym wydawnictwie) będzie pisał "do swojego bloga" jako "składnicy swoich tekstów". Będą one tam opatrywane datą i godziną i imieniem autora. Jakakolwiek gazeta może sobie z takiego "bloga" czerpać ale blog taki daje podstawowa informację: autor i datę pierwotnej publikacji, spełniał by role urzędu dla patentowego treści. Nie potrzebny tu ustawy, autorem jest to kto pierwszy opublikuje (tekst lub fotografię).
osobiście postrzegam blogi prowadzone przez niezależnych providerow jako taka ochronę autorstwa...
--
Jarek
„Osiągnąłem to przez filozofię: że bez przymusu robię to, co inni robią tylko w strachu przed prawem.” (Arystoteles),
Będą one tam opatrywane
Manipulacja datami wpisów na stronie nie jest niczym nowym. Parę razy w tym serwisie było to już pokazywane. (Ostatnio chyba przy okazji wycieku CV z banku).
manipulacja ...
Nie twierdze, że taki blog będzie wyrocznią i panaceum ale ilu ludziom będzie sie opłaciło manipulować czymś takim? Przetestowałem to na sobie: sam fakt publicznej prezentacji treści już zmniejszył liczbę plagiatów. Nie mówię, że znikną plagiaty, po protu będzie trudniej, dużo trudniej... transparentność ...
Nadal możliwe jest nielegalne używanie zdjęć odkąd jednak ludzie parający sie fotografią publikują swoje fotki gdzie się da coraz częściej wygrywają już polubowne sprawy o odszkodowania i zaprzestanie publikacji tudzież wypłatę należnego wynagrodzenia.
--
Jarek
„Osiągnąłem to przez filozofię: że bez przymusu robię to, co inni robią tylko w strachu przed prawem.” (Arystoteles),
Ależ można to zrobić
Ależ można to zrobić dobrze:
po napisaniu tekstu liczymy hash i idziemy na stronę powszechnie zaufanej instytucji gdzie wpisujemy hash i informacje o autorze, strona dodaje informacje o aktualnej dacie i godzinie oraz to podpisuje cyfrowo swoim kluczem prywatnym, po czym wypisuje info do skopiowania sobie w bezpiecznym miejscu (no bo przecież wcale nie musi gromadzić żadnych danych :)
to chyba nazywa się znakowanie czasem
PS: Czekam aż Ktoś mądry zmajstruje taką zabawkę openSource i p2p w oparciu o technologię z bitCoins
dobre ale...
i pytanie brzmi ile osób (jaki odsetek) sprawnie poradzi sobie z ta "procedurą"? Ile osób "zainwestuje" swój czas chęci nauczenia się tego jeżeli metody prostsze także są skuteczne?
--
Jarek Żeliński
http://jarek.zelinski.biz.pl
"Osiągnąłem to przez filozofię: że bez przymusu robię to, co inni robią tylko w strachu przed prawem." (Arystoteles)
I jeszcze narzędzia antyplagiatowe
"U jednego z wydawców nasz monitoring wykazał identyczne treści, podobny styl pisania i składania informacji" - to jest cytat z "jednego z menadżerów PAP-u" za Press, gdzie opublikowano tekst PAP pozywa wydawcę za naruszenia praw własności intelektualnej. A to mi przypomniało, że w tym całym szkicu globalnych wektorów spięć zapomniałem o firmach, które żyją z narzędzie antyplagiatowych (por. Na jakiej podstawie Plagiat.pl korzysta z prac magisterskich studentów?)
Sojusze są przy tym bardziej skomplikowane. Na przykład PAP i Polskapresse należą wspólnie do Izby Wydawców Prasy.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Licencja na rzeczywistość
Powstaje pytanie na ile różnie można oddać konkretne rzeczywiste wydarzenie. Rozumiem ochronę treści noszących znamiona utworu (np.felietony, reportaże, komentarze), natomiast to, że gdzieś rzeka wystąpiła z brzegów to po prostu fakt.
Mam nadzieję, że nie powstanie monopol na przekazywanie pewnych faktów społeczeństwu tylko dlatego, że ktoś był pierwszy.
"nie można powiedzieć, że będziemy walczyć z całym internetem"
Na stronie pap.pl zakończyła się właśnie transmisja online z konferencji prasowej.
Gdzie złożono pozew? Pozew złożono w okręgowym sądzie gospodarczym w Warszawie. PAP będzie się domagała miliona złotych odszkodowania. Skąd taka kwota? To wynik mnożenia: 11 miesięcy, w czasie których pozwany wydawca nie był abonentem usług PAP, a - jak oceniają przedstawiciele agencji - korzystał z produkowanych przez nią treści, pomnożone przez stawkę miesięczną daje milion złotych - to jest wysokość roszczenia, które PAP dochodzi od dużego wydawcy.
Do materiału dowodowego dołączono "setkę wydruków", na których zaznaczono podobieństwa. Jak powiedział adwokat PAP: nie ma możliwości, by osoba, która pisała te notatki nie znała wcześniej materiału z PAP. Podobno czasem był to cytat dosłowny, czasem zaś było to przetworzenie depeszy.
Czy idą na wojnę z internetem? Padła odpowiedź, że internet to bezgraniczne źródło informacji, a określenie, że "będziemy walczyć z internetem" nie jest właściwe, bo PAP "nie może walczyć z całym tym światem informacji". Ale jeśli PAP będzie wiedzieć, że jakiś portal kopiuje informacje, "jeśli Agencja będzie miała dostatecznie dużo dowodów, że portal bezprawnie kopiuje informacje", to będzie podejmować takie działania... A podobno zdarzało się, że w jednej chwili publikowano informacje na jakiś temat, chociaż dziennikarz PAP był jedyną osobą, która była świadkiem danego wydarzenia.
Mój wniosek - jeśli wydawca się nie ugnie i nie zawrze ugody (było nawiązanie do jednego takiego przypadku w czasie konferencji prasowej), to będzie ciekawa rozprawa, w której sąd będzie musiał rozstrzygnąć gdzie jest granica prostej informacji prasowej, która nie jest wszak przedmiotem prawa autorskiego (i nie można roztaczać na takie informacje jakiegoś monopolu i mówić w tym sensie o "informacyjnym piractwie"). I gdzie jest granica cytatu.
Na marginesie - jeśli dziennikarz cytuję jakąś osobę i tylko ten dziennikarz był przy tym, jak ta osoba mówiła, a potem ten cytat opublikuje, to zacytowanie tej wypowiedzi nie powinno być raczej naruszeniem praw tego dziennikarza, bo - jeśli cytował dosłownie - autorem wypowiedzi jest wypowiadający się... To takie przemyślenie na marginesie powyższego...
Utrzymanie monopoli na informacje w społeczeństwie informacyjnym porównałbym do projektu przejścia suchą nogą przez Morze Czerwone. Ponoć komuś się to nawet udało ...ale wymagało boskiej interwencji.
Chociaż - co odnotuję już zupełnie "przy okazji" - TechCrunch opublikował tekst NYTimes and Wikipedia Save Reporter’s Life By NOT Reporting On His Capture, który rozpoczynają słowa:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Pojawiło się stanowisko Polskapresse
Dokładniej - zatytułowano je Stanowisko Polskapresse wobec rozpowszechnianych nieprawdziwych informacji przez PAP.
Czy jeśli to zostało opublikowane w dziale "Biuro prasowe", to mogę opublikować w całości?
Zacytuję fragmenty. W końcu dlatego takie stanowisko zostało opublikowane, wydawnictwu przecież zależy na tym, by jego głos został usłyszany:
Stanowisko jest znacznie dłuższe. Zacytuję jeszcze jeden smaczny fragment:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
No i wstępny media coverage po konferencji prasowej PAP
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Wolno rozpowszechniać w celach informacyjnych w prasie, radiu...
Ale oprócz "prostej informacji prasowej" w tej sprawie - na moje laickie oko - mógłby mieć też zastosowanie Art. 25.
Jeśli by to zachodziło to PAP chyba nie mógłby się domagać odszkodowania za "całokszrtałt" krzywd, a tylko należnego mu wynagrodzenia za poszczególne publikcje, nie?
nabywanie tresci z serwisów zagranicznych
a jak wyglada sytuacja z tlumaczeniem newsow z serwisow zagranicznych? Prowadze serwis turystyczny w ktorym co jakis czas umieszczam newsy z roznych krajow (Kambodza, Laos, Kolumbia...). Newsy pochodza z serwisow zagranicznych pisanych w jezyku angielskim, hiszpanskim, francuskim itd. Tlumaczac taki news na jezyk polski powstaje tak naprawde unikalna tresc. Nie podaje przy takim newsie zrodla, skad news pochodzi.
Czy moge w ten sposob pisac newsy, jest to zgodne z prawem?
Polecam ustawę
W ustawie o prawach autorskich i pokrewnych są na ten temat dość jednoznaczne zapisy (pogrubienia moje):
P.S.
Oczywiście powyższe ma zastosowanie jeżeli news jest utworem, a nie "prostą informacją prasową", tzn. ma znamiona działalności twórczej o indywidualnym charakterze.
Czyli mówiąc językiem
Czyli mówiąc językiem bardziej zrozumiałym (wybaczcie, nie jestem prawnikiem) a chciałbym się upewnić, że dobrze rozumuję:
1) Mogę tłumaczyć, jeżeli serwis z którego tekst tłumaczę na to tłumaczenie mi pozwala. W innym przypadku tłumaczyć nie mogę.
A jak sprawa wygląda w przypadku tłumaczenia tekstu z serwisu, który nie posiada żadnej informacji typu regulamin/zasady korzystania z serwisu (np. strony prywatne).
2)Czym się różni "news-utwór" od "newsa - prostej formy informacyjnej"? :) Czy "news - prosta forma informacyjna" to np.
3) Czy podajac przy tlumaczonym newsie zrodlo, np. http://www.matangitonga.to - zabezpieczam sie prawnie? Czyli zrobilem tłumaczenie i podałem na podstawie czego tłumaczenie zrobilem?
Z gory dziekuje za odpowiedz :)
czy Google o tym wie?
Są różne moje teksty w Internecie, nieraz całe długie analityczne artykuły, które ewidentnie obejmują przepisy Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Artykuły wiszą tam, gdzie je sam umieściłem i jeśli nie zaznaczyłem inaczej, z mocy prawa nie wolno ich kopiować, powielać drukiem, wykorzystywać fragmentów inaczej niż na zasadzie prawa cytatu. Nie przypominam sobie jednak, żebym dawał, jako twórca utworu pierwotnego, jakieś zezwolenie firmie z Mountain View w Kalifornii, na dokonywanie tłumaczeń mojego dzieła. A jak kurczę wejdę na stronę http://translate.google.com to takie tłumaczenie mi się tam pojawia, nawet na tajski i maltański.
Kto dokonuje tłumaczenia?
Ja bym się zapytał kto dokonuje tłumaczenia. Czy robi to Google Inc. czy może użytkownik, któremu Google Inc. udostępniło tylko narzędzia. Oczywiście żeby to ustalić trzeba się zastanowić, czy Google Inc. uruchamia swoje narzędzie automatycznie i cachuje wyniki, czy robi to tylko na żądanie zewnętrzne. Najśmieszniejsze jest to, że z zewnątrz nikt nie jest w stanie niezaprzeczalnie stwierdzić co tak naprawdę robi Google z treścią.
Magia w praktyce
Za pośrednictwem reddit.com trafiłem na taką oto grafikę na portalu Associated Press.
Jak widać różne organizacje mają różne, niekiedy magiczne pomysły, które "po prostu muszą działać". :)
Dla mnie to walka z wiatrakami. Nie da się powstrzymać
wymiany danych i myśli przez internet. Na miejsce jednego zamkniętego serwera powstaje 10 nowych, nawet kilka przypadków surowych wyroków sądowych nie powstrzymuje ludzi przed dzieleniem się plikami. Równie dobrze można walczyć z plotkowaniem, aborcją, antykoncepcją, alkoholizmem i pornografią. Taka walka z góry skazana jest na porażkę.
Lepiej uznać to wszystko za zło konieczne o niskiej społecznej szkodliwości i skupić się na naprawdę poważnych problemach jak głód czy wojny.