Są różne interesy, a "kto nie jest z nami, jest przeciwko nam"

Sąsiedni wątek niebezpiecznie się rozrasta i komentarze odbiegają powoli od głównego tematu (ACTA), a to dzięki dywagacjom nad znaczeniem słowa "kradzież" oraz dzięki dyskusji o modelach biznesowych, związanych z obrotem prawami na dobrach niematerialnych. Mam tu dziś taki dwugłos związany z konfliktem pomiędzy branżą "tradycyjnie prasową" (z braku lepszego określenia) oraz branżą internetową. To nie są dobre określenia dla tych branż, ale na chwilę przyjmijmy, że chodzi o konflikt biznes tradycyjny - biznes internetowy. Jak informowałem - odbyła się niedawno konferencja Izby Wydawców Prasy, w związku z którą pojawiło się w Sieci nieco materiałów.

Mam na myśli konferencję, którą sygnalizowałem w tekście Seminarium Izby Wydawców Prasy: Internet - pole rozwoju gospodarki, czy przestrzeń poza prawem? Do tego wypada jeszcze przywołać inny tekst - Na jakiej podstawie ReproPol będzie korzystać z utworów ze 100 tys stron internetowych? oraz Cena za utwory mojego autorstwa wynosi miliard euro za sztukę. Dlaczego te dwa? Dlatego, że w pierwszym z podlinkowanych materiałów panie mecenas odnoszą się m.in. do zapowiadanego monitoringu, w którym wydawcy chcą sprawdzać, kto narusza ich prawa (ja twierdzę, że taki monitoring - na gruncie już istniejącego orzecznictwa - jest bardzo zbliżony do clippingu, z którym sami wydawcy walczą, więc warto pytać o podstawy prawne). Druga pani mecenas odnosi się do ustalenia cen za utwory.


Komentarz Internet - pole rozwoju gospodarki czy przestrzeń poza prawem? opublikowany w serwisie capital24.tv. Komentują: Marzena Wojciechowska, radca prawny z Izby Wydawców Prasy i Małgorzata Darowska, radca prawny z Kancelarii SALANS. Nota bene - o "karnecji czasowej" czytaj m.in. w tekście Prosta informacja prasowa.

Aby pokazać, że sprawa nie jest taka czarno-biała podlinkuję również materiał, w którym Maciek Budzich rozmawia z Jarosławem Sobolewskim z IAB:


Nagranie opublikowane w serwisie Vimeo: Kontent Forum - Jarosław Sobolewski IAB Polska - prasa vs internet? Kto komu kradnie kontent? O co chodzi z tym iPadem? Wyjaśni to tekst Gazety Prawnej: Koniec darmowego czytania gazet (por. również O kryzysie prasy (drukowanej) i o ręce wyciągniętej do rządu oraz BBC zagraża niezależnemu dziennikarstwu, czyli czas zastrzelić królewskiego kowala, by przejąć kuźnię).

Z moich obserwacji wynika, że to jest spór w stylu "kto nie jest z nami, jest przeciw nam". W dyskusji można usiłować zachować neutralność, chociaż to bardzo trudne. Nawet nie dlatego, że komentator chciałby poprzeć jedną lub drugą stronę. Weźmy powyższy spór. Nie jestem wydawcą gazety papierowej, a od 16 lat rozwijam przeróżne zasoby sieciowe. Gdybym miał się wypowiadać biznesowo - to po której stronie? Ale staram się być neutralny, zakładając, że 2+2=4, nie zaś "a ile pan sobie życzy, aby było?". Wydawcy tradycyjnej prasy mogą na przykład czuć się zaniepokojeni, gdy zwracam uwagę na przepisy o dozwolonym użytku i gdy analizuję sytuację związaną z ich propozycjami w zakresie Prawa prasowego (por. m.in. Kolejny projekt noweli Prawa prasowego zabiera prawa dziennikarzom oraz Skąd pomysł rejestracji elektronicznych publikacji? - to dotyczy również - w mojej ocenie - próby podmiotowego ograniczenia działania licencji ustawowej z art. 25 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych przez ingerencję w ustawę Prawo prasowe). Przecież to ewidentnie szkodzi naszym interesom - powiedzą. Dla równowagi powiem, że koledzy z IAB mogli czuć się zaniepokojeni, gdy wypowiadałem się jakiś czas temu na temat "marketingu szeptanego".

Wszystkich się nie zadowoli. Nie tylko w tym sporze tworzą się sojusze i fronty (por. również "Piractwo informacyjne" - od słów do czynów, czyli "wszyscy przeciwko wszystkim"). Wszak chodzi o "być, albo nie być". Chodzi o miejsca pracy, o pieniądze na życie, na mieszkanie, na buciki dla dziecka (ci prawnicy, którzy wspierają walczących, również mają dzieci; jakby ktoś miał wątpliwości - ten czy inny profesor również lubi jeść; O tym, że jesteśmy w "ostrym kryzysie" i o lobbingu w sferze prawa autorskiego). To są poważne sprawy, gdyż niemal każdy jest w jakimś sojuszu, bez którego nie mógłby egzystować w społeczeństwie. A problem jest znacznie bardziej skomplikowany. W 2000 roku byłem odpowiedzialny za przygotowanie kolejnej wersji serwisu tygodnika Wprost (tak, tak - pracowałem dla "papieru"). Już wówczas wiele "tradycyjnych" mediów było w Sieci. Jednym z głównych tematów, które poruszaliśmy w trakcie planów rozwojowych było zagrożenie "autokanibalizacją" treści (czytelnicy nie kupią papieru, jeśli dostaną w internecie). Dziś elektroniczne media przekonują użytkowników, by współtworzyli media, nazywając ich utwory "user generated content" (por. Na świecie są miliardy twórców oraz "Dziennikarstwo obywatelskie" nie istnieje, ponieważ nikt mi za to nie zapłacił). Kolejni gracze w grze? Niekoniecznie. Jeśli użytkownicy - konsumenci nie będą mieli silnej reprezentacji, to można ich zignorować. Tworzą się sojusze, po chwili chwiejnej stabilizacji sojusze mogą ulec zmianie, a wraz z nimi retoryka wojenna, albo jej elementy. Czy Google jest "złodziejem" (por. Kto komu i za co: nieoczekiwana zamiana miejsc w Wielkiej Brytanii)?

Piszę o tym, by pokazać, że świat nie jest taki czarno-biały. W dyskusji publicznej, dla konkretnego, partykularnego interesu stosuje się wszelkie możliwe środki i metody, łącznie z nazywaniem "złodziejem" kogoś, kto patrzy nie płacąc i w ten sposób "kradnie". Inna sprawa, że czasy są trudne i trzeba wykazać się pewną kreatywnością, by wymyślić nowe modele biznesowe, a to wymaga też nakładów na "research and development". Nigdy nie wiadomo, co może na rynku chwycić i kiedy pojawi się ktoś, komu uda się zarabiać w środowisku, w którym inni już nie potrafią. Bo np. trzymają się kurczowo utartych ścieżek.

A pochylając się nad rynkiem ICT - potencjalnie obie ww. strony mogą mnie lubić, ponieważ głęboko wierzę w re-use, co jest im "na rękę", ale - znów - mogą pojawić się inne grupy interesów, które są w kontrze (por. np. Dlaczego tak trudno w Polsce zrobić dobry publiczny i bezpłatny system informacji prawnej?). Da Capo al fine.

I chociaż nie zawsze opłaca się, by dostrzec nagość króla - prawda leży najpewniej gdzieś pośrodku...

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>