Na jakiej podstawie ReproPol będzie korzystać z utworów ze 100 tys stron internetowych?

Po tym, jak Stowarzyszenie Wydawców Repropol uzyskało zgodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na zbiorowe zarządzanie prawami autorskimi, działa ono prężnie. Już wiemy, ponieważ taki komunikat został przesłany do mediów, że już tylko "dwaj najwięksi gracze" na rynku monitorowania prasy nie podpisali specjalnej licencji. To ważne, ponieważ wspomniana organizacja zbiorowego zarządzania prawami autorskimi Repropol współpracuje tu ze spółką ReproPol, udzielającą tych licencje. Komunikat w mediach jest prosty - jeśli "dwaj najwięksi" nie podpiszą licencji - zostaną pozwani. Jest jednak jeszcze jedna ciekawa informacja. Otóż spółka ma już prawie gotowy specjalny system do wykrywania "nielegalnych kopii tekstów na ok. 100 tys. stron internetowych". Nie to, że mam coś przeciwko spółce, ale zastanawiam się, czy również prowadzony przeze mnie serwis będzie tym narzędziem "monitorowany" i z jakim wynagrodzeniem dla mnie to się będzie wiązało...

Chodzi tu o prawo autorskie, prawda? Prawo autorskie, jako każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze. W prowadzonym przeze mnie serwisie jest już ponad 9 tys tekstów. Jeśli zatem powstaje narzędzie, które będzie "wykrywało", to znaczy, że spółka będzie korzystała z utworów z sieci. Spółka, jak i samo stowarzyszenie, zabiegają o poszanowanie prawa autorskiego. Być może prawo autorskie jest tu wartością uniwersalną, która przysługuje wszystkim (por. Na świecie są miliardy twórców)...

Zestawiam ze sobą następujące doniesienia: oto w 2007 roku Google przegrało w sporze z belgijskimi wydawcami prasy, ponieważ Google korzystał z utworów wydawców. Publikował linki wraz z krótkim fragmentem w ramach belgijskiej strony Google News. W Polsce wydawcy walczą z tzw. clippingiem oraz "piractwem informacyjnym". Mamy tu całkiem interesujące efekty tej kampanii: Rynek prasowy: pierwsze sukcesy strategii pozywania w walce o przetrwanie, Ponad 30 tys za bezprawną (re)dystrybucję e-zina, a ostatnio Brak szczegółów ugody pomiędzy Polskapresse i PAP, ale problem istnieje nadal.

Jak czytam w tekście Rzeczpospolitej, zatytułowanym Więcej spółek legalnie korzysta z treści z gazet, ma powstać "oprogramowanie do przeszukiwania Internetu, które pozwoli wykrywać nielegalne kopie tekstów na ok. 100 tys. stron internetowych". To - jak mi się wydaje - nie będzie się znacznie różniło od tego, co oferuje dziś Plagiat.pl, przy czym pytania o to, czy spółka Plagiat.pl ma prawo korzystać przy swoim "monitoringu" z utworów w rozumieniu prawa autorskiego, jakimi są prace magisterskie studentów, może powodować nerwowość (por. Na jakiej podstawie Plagiat.pl korzysta z prac magisterskich studentów?). Jeśli spółka ReproPol będzie chciała korzystać z opublikowanych na 100 tys stron internetowych utworów, to przecież chciałaby to pewnie robić legalnie. Jeśli Google narusza prawo autorskie, to przecież taka wyszukiwarka ReproPolu będzie działać dość podobnie... Biorąc pod uwagę wcześniejsze doświadczenia z korespondencji z organizacją zbiorowego zarządzania prawami autorskimi KOPIPOL, zastanawiam się, jak spółka ReproPol będzie chciała uprawnionym z tytułu praw autorskich majątkowych wynagradzać fakt, że w swoim wyszukiwaniu i - w dalszej konsekwencji - monitoringu będzie korzystała z tych praw.

Czy dziś jeszcze można mówić o jakimkolwiek monopolu prawnoautorskim? Jeśli tak, to przecież każdy z wydawców tych 100 tys stron powinien być spokojny, ponieważ ReproPol najpierw musiałby uzyskać zgodę takiego wydawcy, zanim zacząłby korzystać z jego treści. Twórca (albo ten, któremu prawa autorskie przysługują) ma przecież "wyłączne prawo do korzystania z utworu i rozporządzania nim na wszystkich polach eksploatacji oraz do wynagrodzenia za korzystanie z utworu" (art. 17 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych). I to nie jest model "opt-out", który usiłował lansować Google, gdy negocjował kwestie korzystania ze skanowanych książek (por. O tym, że nieważne jest stanowisko autorów książek, gdy chodzi o dostęp do rynku oraz Projekt Google Book Search zderzył się z Europą).

Miecz prawa autorskiego jest obosieczny. Jeśli wydawcy walczą z clippingiem, to również przy wykorzystywaniu cudzych utworów w celu monitorowania innych muszą działać zgodnie z prawem autorskim. Przeciwko clippingowi mamy interesujące rozstrzygnięcie Trybunał Sprawiedliwości Wspólnot Europejskich w sprawie automatyzacji wydobywania z publikacji prasowych jedenastu słów (por. Clipping - wyrok w sprawie jedenastu słów (sprawa C-5/08)). Dokładnie ten sam wyrok trzeba by analizować przy ocenie działania "oprogramowania do przeszukiwania Internetu" i tego, czy jego operator działa zgodnie z prawem.

Kiedyś ogłosiłem, że Cena za utwory mojego autorstwa wynosi miliard euro za sztukę, a w stopce serwisu wyłączyłem możliwość dokonywania "przedruków". Czy to znaczy, że prowadzony przeze mnie serwis nie będzie monitorowany przez spółkę ReproPol?

Ścisła współpraca z organizacją zbiorowego zarządzania prawami autorskimi Repropol mogłaby kogoś prowokować do snucia rozważań na temat możliwości wykorzystania art. 105 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Skoro ktoś już się zabiera za zbiorowe zarządzanie prawami autorskimi, to powinien dysponować pewnymi uprawnieniami "śledczymi", zwłaszcza, gdy organizacja zbiorowego zarządzania może występować w charakterze pokrzywdzonego. Artykuł 105 ust. 2 ustawy jednak brzmi:

W zakresie swojej działalności organizacja zbiorowego zarządzania może się domagać udzielenia informacji oraz udostępnienia dokumentów niezbędnych do określenia wysokości dochodzonych przez nią wynagrodzeń i opłat.

Może się domagać, nie zaś sama sobie brać informacje. Poza tym oprogramowanie ponoć przygotowuje spółka, nie zaś organizacja zbiorowego zarządzania. Ani spółka, ani organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi nie są przecież spod ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych wyłączone.

To jak to jest z tymi prawami autorskimi, z nieuprawnionym korzystaniem z utworów oraz z monitoringiem mediów?

A korzystanie z baz danych? Takie monitorowanie mojego serwisu to przecież korzystanie z bazy danych, której jestem producentem. Korzystanie, na które przecież nie wyrażałem zgody. A sui generis ochrona baz danych należy do sfery praw pokrewnych...

To nie są pytania zaczepne. Chodzi mi o to, by dowiedzieć się czegoś nowego o prawie własności intelektualnej. Przypuszczam, że odpowiedź na te pytania jest prosta, tylko trzeba zapytać ReproPolu. Może przedstawiciele spółki będą mieli ochotę opublikować pod tym tekstem swój komentarz?

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

A co się stanie, gdy przełączą pstryczek elektryczek?

Ciekawe jakie będą wyniki, jeśli spróbujemy korzystając z kryterium 11 słów zbadać w jakim stopniu prasa bazuje na tekstach wcześniej zamieszczonych w internecie? Może już czas na powołanie przez branżę internetową własnego OZZ-tu? Może wreszcie blogerzy zaczną normalnie zarabiać za dzisiaj jawnie zrzynanych z sieci tekstach? Nie może być tak, że ta "sprawiedliwość" działa tylko w jedną stronę, prawda? Co Pan o tym sądzi Panie Piotrze?

ReproPol i skanowanie

Ciekawe, czy sam skaner będzie łączył się ze znanej puli IP lub w jakiś konkretny sposób się identyfikował. W takim wypadku jego "odcięcie" nie było by problemem

Wydaje mi się, że problem

Wydaje mi się, że problem nie leży w umyślnym zablokowaniu przez twórcę strony możliwości skanowania jej przez skaner, ale w "domyslnej zgodzie" (opt-out), a przecież każdy utwór jest chroniony niezależnie od tego, czy twórca podjął jakiekolwiek formalne kroki ku ochronie utworu.

Maszynowe czytanie

Zastanawia mnie, czy świetle Pana wywodów samo czytanie publicznie dostępnych materiałów i czerpanie korzyści ze zdobytych w ten sposób informacji jest wykorzystaniem utworów do celów zarobkowych - czyli stanowi naruszenie prawa autorskiego?

Ekstrapolując "czytanie" należy zapytać o "czytanie maszynowe" i wreszcie "czytanie i rozumienie maszynowe".

W kwestii przeszukiwania baz danych dowolnej formy odpowiedzią ostateczną jest wyciąg z bazy danych, a więc jej odpowiedź. Można więc mówić, że w procesie maszynowego czytania wybrano materiał, a następnie powielono go i wykorzystano bez stosownej licencji.

Jednak w wypadku skanera typu wspomnianego w artykule odpowiedzią skanera nie będzie wyciąg bazy danych, ale WNIOSEK wyciągnięty z jej przeczytania na drodze rozumienia maszynowego. I to ów wniosek, stanowiący przecież opracowanie danych z wielu źródeł, będzie produktem umożliwiającym czerpanie korzyści. Konieczność przeczytania materiału wskazanego we wniosku przez człowieka pozostaje, jest to jednak, zaznaczam, przeczytanie!

Pomijam techniczny fakt, że sam proces wnioskowania może potrzebować wielokrotnego wykonania kopii i ich przetwarzania. Pomijam, bo uwzględnianie tego rodzaju procesów wewnętrznych prowadzi do tego, że komputera nie da się nawet włączyć w zgodzie z prawem autorskim.

Pozdrawiam,

Pomijam techniczny fakt,

Pomijam techniczny fakt, że sam proces wnioskowania może potrzebować wielokrotnego wykonania kopii i ich przetwarzania. Pomijam, bo uwzględnianie tego rodzaju procesów wewnętrznych prowadzi do tego, że komputera nie da się nawet włączyć w zgodzie z prawem autorskim.

A mnie wydaje się, że właśnie to wykonanie kopii i ich przetwarzanie jest najważniejsze. Nie porównujmy np. otworzenia strony w przeglądarce do zrobienia jej kopii na dysku celem późniejszego wykorzystywania.

I owszem - nie da się obejrzeć strony bez faktycznego stworzenia jej kopii, jednakże ta kopia jest tymczasowa.

Oczywiście, równie dobrze można zapytać - a na jakiej podstawie google robi cache stron (i to pytanie już tu padało).
Aby daleko nie szukać:
Cache z tym tekstem

Czy google płaci chociaż ułamek z tych miliardów, na jakie Vagla wycenia swoje utwory?

Czym się różni Kopia od Kopii?

Nie porównujmy np. otworzenia strony w przeglądarce do zrobienia jej kopii na dysku celem późniejszego wykorzystywania.

I owszem - nie da się obejrzeć strony bez faktycznego stworzenia jej kopii, jednakże ta kopia jest tymczasowa.

Dlaczego nie można porównywać tych kopii? I co oznacza "późniejsze wykorzystanie"?
"W dawnych czasach" przeglądarki zostały wyposażone w taką ciekawą funkcję, jak zapisywanie stron do przeglądania w trybie offline. Ta funkcja nadal istnieje.
Ciężko to nazwać kopią tymczasową.

Zresztą co to jest w ogóle kopia tymczasowa? Przecież na dysku kopia istnieje tak długo aż zostanie nadpisana przez inne dane, więc teoretycznie i po latach można odzyskać taką kopię tymczasową. (A przy dzisiejszych pojemnościach dysków i gdy komputer wykorzystywany jest właściwie tylko do surfowania po www, jest to wysoce możliwe.)

Art 23 (1) prawa autorskiego

Art. 23 (1).
Nie wymaga zezwolenia twórcy przejściowe lub incydentalne zwielokrotnianie utworów, niemające samodzielnego znaczenia gospodarczego, a stanowiące integralną i podstawową część procesu technologicznego oraz mające na celu wyłącznie umożliwienie:

1) przekazu utworu w systemie teleinformatycznym pomiędzy osobami trzecimi przez pośrednika lub
2) zgodnego z prawem korzystania z utworu.

Tutaj jest wprost wyjaśnione, czym się różni Kopia od Kopii.
Poza tym - zapisanie na stronie kopii przez użytkownika (nawet do celowego wykorzystania za 10 lat) jest dozwolone ze względu na dozwolony użytek osobisty. Nie jest działaniem osobistym działanie w ramach firmy (stowarzyszenia firm?).

ciekawa kwestia

"Nie jest działaniem osobistym działanie w ramach firmy"

Od pewnego czasu zastanawia mnie ta kwestia. Np. każdy prawnik ma w kancelarii wiele literatury prawniczej. Nie czyta jej oczywiście dla zabicia czasu - on wykorzystuje tą literaturę do prowadzenia działalności gospodarczej. Co więcej, literaturę tą czytają również jego pracownicy. Czy wszystkie te osoby korzystają z utworów w zakresie art. 23 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych? A może powinni wykupić jakąś dodatkową licencję?

Mniej więcej to miałem na

Mniej więcej to miałem na myśli, pisząc o "czytaniu", także o "czytaniu maszynowym". W obu procesach, podobnie jak w tym, co wspominasz, wykorzystuje się utwór do celów zarobkowych nie poprzez jego powielanie ale poprzez oparte na jego zawartości wnioskowanie.

Starałem się więc zasugerować, że proces prowadzony przez software ReproPolu będzie bliższy procesowi korzystania przez wnioskowanie z treści niż korzystania przez powielenie.

Objęcie licencjami i opłatami korzystania przez wnioskowanie jest niedorzecznością - oznaczałoby bowiem praktyczny zakaz czytania. Chociaż... nie - czytanie bez rozumienia byłoby ok.

Nie mamy zwykle wątpliwości, że wyciąganie wniosków z treści utworu i korzystanie z nich w dowolnym celu jest jak najbardziej zgodne z prawem autorskim - gdy wykonywane przez człowieka.

Interesuje mnie więc, czy podobnie należy traktować wyciąganie wniosków na drodze maszynowej? Moim zdaniem - tak.

Pozdrawiam,

A ja się zastanawiam czy ktoś jeszcze rozumie co znaczą...

... pola eksploatacji utworów?
I potrafi je odróżnić od zwykłego używania utworów - a nawet, (o zgrozo!) osiąganiu korzyści z tego - i pomimo tego, nie wchodzenie w obszar praw autorskich?

Czy też już wszyscy powariowali?

Arek

Zwykłe korzystanie jest

Zwykłe korzystanie jest zwykle dobrze określone: al już np. jak będę chciał odegrać na scenie balet wg. Szymborskiej przypisując każdej literze jakiś krok taneczny, można by się zastanawiać czy właśnie nie stworzyłem odrębnego pola eksploatacji (tak, tak, pola eksploatacji, czymkolwiek są, nie są TYLKO tym co wymienia ustawa i będą powstawać nowe).

By wykryć plagiat nie trzeba oprogramowania

Wystarczy fragment danego utworu wkleić w wyszukiwarkę google i nacisnąć enter. Wyjątek: strony internetowe posiadające kod nie pozwalający na ich indeksowanie przez wyszukiwarki.

Zeskanowana bitmapa

kravietz's picture

To brzmi jak racjonalne uzasadnienie ukochanej przez nasze urzędy praktyki publikowania różnorakich dokumentów w formie zeskanowanej bitmapy :)

--
Paweł Krawczyk
IPSec.pl - Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>