O kryzysie prasy (drukowanej) i o ręce wyciągniętej do rządu
"Nie zmienimy trendów cywilizacyjnych i nie zatrzymamy rozwoju nowych mediów. Nie chcemy też, aby państwo subsydiowało naszą działalność. Ale chcemy, aby rząd dostrzegał, że każda regulacja dotycząca telewizji, dotyczy całego rynku mediów. Dlaczego subsydiowana ma być działalność misyjna telewizji, która ma największy udział w rynku reklamowym, a nie mogą liczyć na wsparcie państwa akcje społeczne prowadzone przez gazety, które udziały w rynku reklamowym tracą?"
- Piotr Niemczycki, prezes Agory, cytowany w tekście Wydawcy gazet apelują o pomoc rządu, w którym przeczytacie o spotkaniu szefów wydawnictw z ministrem kultury i dziedzictwa narodowego. Minister podobno obiecał "wsparcie w tworzeniu regulacji, które pomogą im przetrwać kryzys i skuteczniej chronić tworzone przez prasę treści". Rozumiem, że jeśli treści będą tworzone "za publiczne pieniądze", albo "przy udziale publicznych pieniędzy", to dostęp do nich oraz możliwość ich ponownego, bezpłatnego wykorzystania przez każdego obywatela będą również gwarantowane?
W artykule mowa o tym, że minister jest zdania, że należy wprowadzić zakaz wydawania prasy przez samorządy... Bardzo to interesujący pomysł. Chętnie poznałbym argumenty, które miałyby uzasadniać takie ograniczenie działalności prasowej. Czy jeśli zakaże się działalności wydawniczej samorządom, to również Prezydentowi RP (por. niedawne doniesienie: Kancelaria Prezydenta chce wydawać gazetę).
Minister podobno zgodził się również na przyznanie uprawnień organizacji zbiorowego zarządzania istniejącemu już od paru lat stowarzyszeniu wydawców (chodzi o Stowarzyszenie Wydawców Repropol). Na stronie Izby Wydawców Prasy można przeczytać na temat starań tego stowarzyszenia następujący fragment:
Wobec sytuacji na rynku usług pressclipperskich Zarząd Izby uznał, że dla zapewnienia skuteczniejszej ochrony praw i interesów wydawców konieczne jest podjęcie działań przez powołane w tym celu Stowarzyszenie Wydawców „Repropol”. Mimo, iż „Repropol” nadal nie uzyskał od ministra Kultury licencji na zbiorowe zarządzanie prawami autorskimi, możliwe jest jego skuteczne działanie w tym zakresie przez administrowanie powierzonymi prawami autorskimi na podstawie udzielonych pełnomocnictw do występowania w ich imieniu w sprawach o naruszenie praw autorskich.
Tak było w czerwcu 2007 roku.
Na ostatnim spotkaniu zorganizowanym przez wydawców prasy mowa była też o "piractwie internetowym". Mówił o tym Paweł Fąfara, redaktor naczelny "Polski". Wydawcą Polski jest Polskapresse, które to wydawnictwo jest też wydawcą Wiadomosci24.pl, a "przy" tym serwisie działa Stowarzyszenie Dziennikarzy Obywatelskich, które zorganizowało niedawno konferencję. Mam wrażenie, że trochę popsułem zamierzenia stowarzyszenia (organizując konferencję postawiono już w opisie pewną tezę dotyczącą ochrony prawnoautorskiej), gdy argumentowałem, iż "Dziennikarstwo obywatelskie" nie istnieje, ponieważ nikt mi za to nie zapłacił. Może podchodzę do tego subiektywnie. W każdym razie w czasie wystąpienia cytowałem stanowisko zarządu wydawnictwa, które zamierza ograniczać koszty, a w obszarze Internetu: "planuje rozwój istniejących zasobów oraz nowe inwestycje, m.in. akwizycje oraz stworzenie nowych serwisów, a wszystko w celu zwiększenia przychodów oraz udziałów w rynku". Piractwo internetowe wpisuje się również w retorykę Polskiej Agencji Prasowej, której prezes nie tak dawno mówił o "piractwie informacyjnym" (por. Rola agencji informacyjnych w społeczeństwie... informacyjnym). Potem PAP podpisało umowę z Google i to sprowokowało wydawców do wyrażenia zaniepokojenia (por. O zaniepokojeniu wydawców porozumieniem Google z agencjami prasowymi). Niby mamy swobodę umów, ale... Nie ma się co dziwić, że wydawcy zabiegają o swoje interesy.
Wydawcy zatem podpisują umowy z Repropolem, zgadzając się na to, że stowarzyszenie prowadziło działania o charakterze agencyjnym. Do tego mają teraz dojść uprawnienia organizacji zbiorowego zarządzania, wygaszenie praw do prowadzenia działalności prasowej przez niektóre podmioty (samorządy) i polityka podatkowa wspierająca czytelnictwo...
Sytuacja w Polsce związana jest też z ogólnoświatowym kryzysem "prasy drukowanej". Na temat sytuacji w USA można poczytać w interesującym (i długim) tekście, opublikowanym w the Nation: The Death and Life of Great American Newspapers. Tam m.in rozważania nad kondycją amerykańskich tytułów prasowych jako strażników demokracji. Warto przywołać fragment tych rozważań (jak się uzasadnia potrzebę wsparcia pieniędzmi publicznymi działalności wydawniczej):
But government support for the press is not merely a matter of history or legal interpretation. Complaints about a government role in fostering journalism invariably overlook the fact that our contemporary media system is anything but an independent "free market" institution. The government subsidies established by the founders did not end in the eighteenth--or even the nineteenth--century. Today the government doles out tens of billions of dollars in direct and indirect subsidies, including free and essentially permanent monopoly broadcast licenses, monopoly cable and satellite privileges, copyright protection and postal subsidies. (Indeed, this magazine has been working for the past few years with journals of the left and right to assure that those subsidies are available to all publications.) Because the subsidies mostly benefit the wealthy and powerful, they are rarely mentioned in the fictional account of an independent and feisty Fourth Estate. Both the rise and decline of commercial journalism can be attributed in part to government policies, which scrapped the regulations and ownership rules that had encouraged local broadcast journalism and allowed for lax regulation as well as tax deductions for advertising--policies that greatly increased news media revenues.
No właśnie. W tekście the Nation nie mówi się o tym, że trzeba odciąć samorząd lokalny od działalności prasowej (by nie stanowił konkurencji dla lokalnych tytułów wydawanych przez komercyjne wydawnictwa, a konsolidowanych w ramach grup wydawniczych, do których można dobrać sobie jeszcze jakieś lokalne radyjko, może stację telewizyjna, jeśli przepisy tego nie zabraniają). Mowa raczej o tym, że warto stworzyć jakiś system finansowania, który pozwoli obywatelom odpisywać sobie od podatku pewne kwoty "na czytelnictwo", ale w takim modelu mogą koło siebie współistnieć tytuły wydawane przez różne podmioty (komercyjne, niekomercyjne, publiczne i prywatne).
Kilka pytań do lektury tego tekstu: na ile media są tylko biznesem, a na ile są instytucją demokratycznego państwa (a zatem, w jaki sposób winny być - jako takie instytucje - wspierane przez państwo i przez kogo kontrolowane)? Jak jest uzasadniany pomysł na wsparcie "biznesu medialnego"? Jeśli istotnie media są instytucją demokratycznego państwa prawnego (niektórzy twierdzą, że są czwartą władzą), to jeśli będą wspierane z funduszy publicznych podatnicy mogą oczekiwać, że informacje "produkowane" przez takie media będą częścią "publicznej domeny"? Jak się ma wspieranie przez państwo pewnej działalności do równego traktowania wszystkich podmiotów przez państwo? Nawiązując do polskich dyskusji - czy jeśli Agora (akurat pretekstem tej notatki jet cytat z prezesa tego wydawnictwa) dostanie "wsparcie" ze strony państwa, to czy ja również będę beneficjentem takiego wsparcia, albo - posługując się językiem zacytowanej wyżej wypowiedzi: czy moje "akcje społeczne" będą przez państwo wspierane? Kto o tym będzie decydował i jakie będą kryteria przyznawania takiej pomocy?
Była mowa o agencjach prasowych, więc, przy okazji, warto przywołać jeszcze inne doniesienia, np. takie, w którym agencje prasowe - tu konkretnie Associated Press: A.P. Seeks to Rein in Sites Using Its Content - poszukują nowych sposobów rozliczeń z tymi wszystkimi, którzy korzystają z informacji "wyprodukowanych" przez agencje (chodzi o zabieganie o udział w przychodach serwisów cytujących depesze). Kolejnym krokiem powinny być postulaty ograniczenia prawa do cytatu, a także dozwolonego użytku. Mam wrażenie, że jeśli agencja będzie cytowała mnie, to nie będzie miała tak silnej ochoty podzielenia się ze mną swoimi przychodami, jak w przypadku odwrotnym (por. Ile redakcje/wydawcy powinni płacić za wypowiedź, albo za udział w programach?). Ale - jak wiadomo - duży może chcieć więcej.
Internet ostro namieszał przy zielonym stoliku drukowanej prasy. Przesuwają się wydatki na reklamę z papieru do internetu. Papier zaś coraz obszerniej drukuje reklamy (ciekawe byłoby badanie, którego wyniki powiedziałyby jaki jest średni objętościowy udział treści reklamowych w pojedynczym wydaniu papierowej gazety). Czy jeśli gazety będą dofinansowane przez państwo, to zostaną również nałożone ograniczenia na objętość reklamową, która może się znaleźć w egzemplarzu?
W tekście That Whining Sound You Hear Is The Death Wheeze Of Newspapers (tekst zaczyna się zdaniem: "The newspaper industry is making a lot of noise these days about the Web “stealing” its content and destroying its business".) serwis Techcrunch przypomina, że w zeszłym roku wydawnictwa prasowe zarobiły o 7,5 miliarda dolarów mniej, niż w roku 2007. W ten sposób Techcrunch uzasadnia nerwowe ruchy przeciwko różnym serwisom internetowym (pisałem o takich ruchach w tekstach Infor ma święte prawo pozywać kogo chce oraz Wydawcy prasy, internetowy clipping oraz "źródło internet"), twierdząc, że akcje sądowe mają na celu odbicie sobie finansowych strat. Googla w Polsce wydawcy nie będą pozywać. Raczej będą domagać się pieniędzy od firmy stojącej za wyszukiwarką. A gdyby nie chciały być indeksowane, to wystarczyłaby jedna linijka w robots.txt (pytanie o model "opt in" lub "opt out" w przypadku wykorzystania dostępnych w Sieci materiałów).
Żyjemy w ciekawych czasach, w których - przynajmniej w Polsce - Konstytucja "zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu", gwarantuje również "wolność i ochronę tajemnicy komunikowania się" oraz każdemu (nie tylko obywatelowi) zapewnia "wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji". Ta sama Konstytucja stwierdza, że "cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane". Konstytucja nie gwarantuje, że każda podjęta działalność ma przynosić dochody przewyższające koszty.
Jakiś czas temu minister Zdrojewski zaprezentował założenia do nowego prawa prasowego (por. Kolejne podejście do nowelizacji Prawa prasowego - projekt założeń MKiDN). Ciekawe, kto wywalczy dla siebie najwięcej.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Dostęp do materiałów TVP
Tematyka wpisu skojarzyła mi się z dyskusją na temat tego, czy to w porządku, że TVP pobiera dodatkowe opłaty za niektóre treści udostępniane w internecie.
Wydaje mi się, że jeśli ktoś płaci abonament, to powinien mieć dostęp do wszelkich produkcji TVP, bo przecież z jego pieniędzy są one finansowane.
może się też okazać, że
może się też okazać, że nie ma znaczenia kto wywalczy najwięcej, bo każdy jadący na tym wózku i tak pędzi w przepaść. jeśli prasa drukowana ma umrzeć, to żadne kombinacje i tak jej nie pomogą, więc nawet wywalczenie sobie przywilejów będzie przejściową, przedśmiertną dawką morfiny.