Kolejny projekt noweli Prawa prasowego zabiera prawa dziennikarzom

prasa śrubowaSzef Zespołu Doradców Strategicznych Premiera Michał Boni zadeklarował w piątek, 5 lutego, "wstrzymanie prac nad projektami ustaw, które dotyczą Internetu, do czasu wysłuchania opinii internautów". Nieco wcześniej jednak Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego udostępnił w swoim (nieczytelnie prowadzonym) Biuletynie Informacji Publicznej Projekt ustawy o zmianie ustawy - Prawo prasowe z dnia 27 stycznia 2010r. Projekt ten skierowano pod obrady Komitetu Stałego Rady Ministrów. Szefem Komitetu Stałego jest Minister Boni. To będzie test sprawdzający, w jaki sposób deklaracje strony rządowej pokrywają się z realnymi działaniami. Dlaczego? W dziale prasa kilkakrotnie komentowałem problem projektowanej nowelizacji... Dziś pojęcie "prasa" i "dziennikarz" obejmuje internetowych freelancerów i ich formy publikacji. Ministerstwo postanowiło to zmienić.

Projekt "dostępny" jest w BIP Ministerstwa Kultury, w formacie PDF. Napisałem "dostępny" w cudzysłowie, gdyż to osadzona w kontenerze PDF-a zeskanowana bitmapa (znowu!). Nie da się wyszukać, nie da się zaznaczyć, nie da się skopiować fragmentu tekstu...

Nowy projekt, ten z 27 stycznia, już został dostrzeżony i skomentowany przez innych. Gazeta Prawna napisała tekst Nowe prawo prasowe umożliwi publikację wywiadu bez autoryzacji. Ten zaś komentarz skomentował mec. Rafał Cisek w tekście Blog internetowy może być prasą.

Moim zdaniem publikacje elektroniczne (w tym "blogi" - czymkolwiek one są) powinny być za prasę uważane, a tym samym ich prowadzący powinni - tak jak dziś - być chronieni tajemnicą dziennikarską i mieć prawo korzystania z licencji ustawowych przewidzianych dla prasy w ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych (art. 25 ustawy - por. Skąd pomysł rejestracji elektronicznych publikacji?). Jednocześnie serwisy internetowe, które pojawiają się pod określonym adresem domenowym (lub innym stałym URL) nie powinny być poddawane obowiązkowi rejestracji w sądzie (uważam, że dziś nie ma takiego obowiązku, chociaż oczywiście nie mogę nie zauważyć wyroków, które w tym kontekście zapadają - ostatnio pisałem o tym w tekście Sąd Okręgowy: wydawcy serwisu bielsko.biala.pl nie popełnili przestępstwa).

Proszę sięgnąć do komentarzy do poprzednich wersji projektu i porównać z ogłoszonym przez MKiDN nowym projektem noweli.

W tym projekcie zaproponowano kolejną definicję pojęcia "prasa" (propozycja nowego brzmienia art 7 ust. 2 pkt 1 ustawy):

Prasa oznacza publikacje periodyczne, które nie tworzą zamkniętej, jednorodnej całości, ukazujące się nie rzadziej niż raz do roku, opatrzone stałym tytułem albo nazwą, numerem bieżącym i datą, w szczególności: dzienniki, czasopisma, serwisy agencyjne, biuletyny, programy radiowe i telewizyjne; prasą są także wszelkie istniejące i powstające w wyniku postępu technicznego środki masowego przekazywania, o ile upowszechniają publikacje periodyczne za pomocą druku, wizji, fonii lub innej techniki rozpowszechniania, w tym w formie dokumentu elektronicznego.

Pojawia się problem statusu dziennikarza. Oto bowiem projektodawca postanowił zawęzić ten status. Zgodnie z propozycją noweli pkt 5 powyższego art. 7 ust. 2:

dziennikarzem jest osoba zajmująca się redagowaniem, tworzeniem lub przygotowaniem materiałów prasowych, na rzecz i z upoważnienia redakcji, pozostająca z redakcją w stosunku pracy lub zatrudniona na podstawie umowy cywilnoprawnej.

Co to oznacza? Oznacza to tyle, że jeśli taki przepis wszedłby w życie, to osoba jednoosobowo redagująca treści, w szczególności w Sieci, która nie pozostaje "z redakcją" (dlaczego nie z wydawcą?) w stosunku pracy lub, która nie jest zatrudniona na podstawie umowy cywilnoprawnej, nie miałaby statusu dziennikarza. Oznacza to również, że jednoosobowo prowadzona działalność gospodarcza, której elementem istotnym jest redagowanie i publikowanie treści nie byłaby także uznana za działalność dziennikarską. Jeśli nie byłoby umowy ("blogerzy", jakkolwiek ich dziś zdefiniujemy, nie tworzą treści na podstawie jakiejkolwiek umowy; po prostu piszą), nie byłoby dziennikarza.

Jest też propozycja zmiany w definicji pojęcia "redakcja":

redakcją jest jednostka, w której organizowany jest proces przygotowania materiałów do publikacji w prasie, w tym zbieranie, ocenianie i opracowanie materiałów.

Z powyższej propozycji definicji nie wynika, że redakcja ma mieć osobowość prawną. Jeśli nie musi mieć takiej osobowość, to jak "dziennikarz" (rozumiany tak, jak proponuje nowa definicja) miałby być z taką redakcją związany umową cywilnoprawną lub pozostawać z nią w stosunku pracy?

Do tego Ministerstwo nie uwzględniło wcześniejszych głosów krytycznych, które odnosiły się do propozycji wprowadzenia "negatywnej definicji prasy". W zaprezentowanym projekcie znalazła się taka "negatywna definicja":

Za prasę nie uważa się przekazów niepodlegających procesom przygotowania redakcyjnego w rozumieniu ust. 2 pkt 8, w szczególności: blogów, korespondencji elektronicznej, serwisów społecznościowych służących do wymiany treści tworzonej przez użytkowników, przekazów prywatnych użytkowników w celu udostępnienia lub wymiany informacji w ramach wspólnoty zainteresowań, stron internetowych prywatnych użytkowników.

Powyższe jest propozycją - przepraszam, że to napiszę - tragiczną. Poza tym, że to psucie prawa (gdzieś się coś definiuje, a potem pisze się, że jeśli nie spełnia proponowanej definicji, to nie spełnia proponowanej definicji). Poza tym: "strony internetowe prywatnych użytkowników" (co to znaczy? a nieprywatni?), "serwisy społecznościowe służące do wymiany treści tworzonej przez użytkowników" (na kilometr czuć tu Zieloną księgę i "user generated content", który - z niewiadomych przyczyn ktoś chciałby odróżnić od "utworów" w rozumieniu prawa autorskiego; por. Zielona Księga: Prawo autorskie w gospodarce opartej na wiedzy (bez wiedzy)), "blog". Nie wiemy, czym jest blog, ale z definicji (powyższej) nie jest - zdaniem ministerstwa - czymś, co powstaje w wyniku procesu przygotowania redakcyjnego. Oczywiście wiąże się to z wcześniej zaproponowaną definicją redakcji.

Przypominam postanowienie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie (II SA/Wa 1885/07), zgodnie z którym, jeśli ktoś "samodzielnie redaguje, tworzy i przygotowuje materiały, a nadto wyłącznie w jego gestii pozostaje publikacja opracowanych materiałów i całokształt działalności redakcji, to tym samym skupia on trzy wymienione w prawie prasowym funkcje (odpowiednio pkt 5, 6 i 7 art. 7 ust. 2), tzn.: dziennikarza, redaktora i redaktora naczelnego". W efekcie swoich rozważań WSA uznał, że działalność takiej osoby mieści się w pojęciu "prasa". Można zatem być jednoosobową redakcją, można być dziennikarzem działającym na swój własny rachunek (niezatrudnionym w jakiejkolwiek "wielkiej, tradycyjnej redakcji"). Można być dziennikarzem bez zatrudnienia i umowy cywilnoprawnej, można być jednoosobową redakcją dziś. To co proponuje Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, to ograniczenie praw osobom, które są - w pewnym tego słowa znaczeniu - freelancerami. Znaczna część osób, które dziś są dziennikarzami i znaczna cześć tych podmiotów, które prowadzi działalność prasową w rozumieniu dziś obowiązującej ustawy, zostanie pozbawiona tych statusów. Ministerstwo chce ograniczyć sferę aktywności prasowej jedynie do rynku korporacyjnego. Reszta ma być wyłączona, wypchnięta z praw przysługujących dziś dziennikarzom i prasie. A więc pozbawiona będzie tajemnicy dziennikarskiej oraz prawa korzystania z licencji ustawowych w prawie autorskim (a i w stosowanie przepisów o ochronie danych osobowych zmiana definicji "dziennikarza" i "prasy" ingeruje).

W nowej wersji projektu, podobnie jak w poprzedniej, przewidziano, że do Biuletynów Informacji Publicznej nie stosuje się przepisów ustawy. I znów - przecież te argumenty i tezy były już wcześniej publikowane - trzeba zapytać - czy to znaczy, że dziś (a więc przed proponowaną nowelą) do BIP-ów stosuje się przepisy Prawa prasowego?

Odnośnie obowiązku rejestracji (a więc chodzi o ten problem, który stworzył nam Sąd Najwyższy wydając postanowienie oddalające kasację, w uzasadnieniu którego ogólnie i dość pobieżnie potraktował sferę internetu, a przez to skomplikował dość prosty temat: Postanowienie Sądu Najwyższego - sygn. akt IV KK 174/07 (rejestracja dzienników i czasopism)) - projekt znów wprowadza dziwną konstrukcję normatywną. Z jednej strony modyfikuje się art. 20 ust. 1, który ma mieć następujące brzmienie:

Wydawanie dziennika lub czasopisma wymaga rejestracji w sądzie okręgowym właściwym miejscowo dla siedziby wydawcy, zwanym dalej "organem rejestracyjnym", z zastrzeżeniem ust. 1a. Do postępowania w tych sprawach stosuje się przepisy Kodeksu postępowania cywilnego o postępowaniu nieprocesowym, ze zmianami wynikającymi z niniejszej ustawy.

Potem zaś proponuje się wspomniany ust. 1a w brzmieniu:

Wydawanie dziennika lub czasopisma w formie dokumentu elektronicznego może być rejestrowane na zasadach określonych w ust. 1.

Może być rejestrowane? Czyli musi być, czy tylko może? Po co ten przepis wymyślono? Co "daje" rejestracja, skoro to przywilej?

Minister Boni, który szefuje Komitetowi Stałemu Rady Ministrów, otrzyma ten projekt do procedowania. Dowiemy się wówczas, co to znaczy "wstrzymanie prac" nad "projektami, które dotyczą internetu". W duchu przejrzystości procesu stanowienia prawa warto również postulować, by ministerstwo opublikowało wszystkie opinie, które w trakcie projektowania nowelizacji uzyskało. Warto wówczas sprawdzić, z jakimi postulatami niektórych środowisk ten projekt rezonuje.

Przeczytaj również:

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Państwo i Prawo - przeklejone

Przeklejam z innego wątku, ale wydaje mi się, że to istotny wpis.

W nowym numerze "Państwa i Prawa"

Adamski A., Strony internetowe a wymóg rejestracji prasy "Państwo i Prawo" 2010/2/

Bibliograf

Osobowość prawna

Zadzior's picture

Odnośnie fragmentu:
Z powyższej propozycji definicji nie wynika, że redakcja ma mieć osobowość prawną. Jeśli nie musi mieć takiej osobowość, to jak "dziennikarz" (rozumiany
tak, jak proponuje nowa definicja) miałby być z taką redakcją związany umową cywilnoprawną lub pozostawać z nią w stosunku pracy?"
O ile wiem, to do nawiązania stosunku pracy nie jest niezbędna osobowość prawna. Wydaje mi się, że do umowy cywilno-prawnej także.

"Nie da się wyszukać, nie

"Nie da się wyszukać, nie da się zaznaczyć, nie da się skopiować fragmentu tekstu... "

Da się, tylko trzeba wysiłku zOCRowania tesktu, niestety.

Chodzi o zasadę.

Lipszyc's picture

Takie pisma bardzo często przychodzą w formie bitmapy będącej np. zeskanowanym faksem, a wtedy OCR leży i kwiczy. To nie do obywatela powinno należeć OCR-owanie. Jeśli już, to powinna być kompetencja urzędu. Jakby urzędnicy musieli to wszystko OCR-ować to bardzo szybko okazałoby się, że można jednak wystawiać elektroniczne oryginały.

1% na Fundację Nowoczesna Polska, KRS: 0000070056;

PDF

Mikołaj's picture

Jakby urzędnicy musieli to wszystko OCR-ować to bardzo szybko okazałoby się, że można jednak wystawiać elektroniczne oryginały.

Wydaje mi się, że przyczyna wystawiania takich dokumentów może być banalna i wynikać z braku wiedzy / rozróżniania między wersją "obrazkową" i OCR.
W urzędach krążą przede wszystkim papiery, ewentualnie mailem przesyłane pliki MS Word, które i tak się drukuje. Jeśli już trzeba coś udostępnić, to się papier skanuje i konwertuje do zatwierdzonego formatu PDF i tyle. Zgaduję, że to zła interpretacja jakiegoś rozporządzenia...

--
Piotr "Mikołaj" Mikołajski
http://piotr.mikolajski.net

OCR hell

kocio's picture

Ja mógłbym się nawet założyć, że jest tak jak napisałeś...

W pracy jak ktoś przychodzi żeby mu coś zeskanować, to rzucamy od progu pytanie czy to ma być edytowane, czy tylko do wysłania komuś, bo gdybyśmy pytali czy jako tekst czy jako obrazek, to dopóki widać literki to dla większości jest nadal tekst, choćby nawet zakodowany jako JPG.

Nie robimy OCR bez potrzeby, bo wymaga to dodatkowej pracy ze sprawdzaniem literówek - o tym też warto pamiętać w świecie papieru. Dopiero w pełni elektroniczny obieg wyklucza takie problemy.

nowość projekt potwierdzony za zgodność

Projekt zarządzenia parafowany za zgodność

dlaczego nie jest w wersji PDF z możliwością do edycji
nie mam pojęcia -wszak ludzie na takim stanowisku tj Dyrektor Departamentu Prawnego MSWiA chyba posiadają narzędzia do złożenia kwalifikowanego podpisu cyfrowego.

Korzystanie z podpisu cyfrowego przez ministrów przy publikacji rozporządzeń też porządkowało by wiele kwestii

treść i postać

Z moich kontaktów z prawnikami rządowymi wynika, że stawiają oni pierwszeństwo art. 6 ust. 1 pkt 4 lit. a ustawy o dostępie do informacji publicznej - Udostępnieniu podlega informacji publiczna, w szczególności o: (...) danych publicznych, w tym treść i postać dokumentów urzędowych nad innymi regulacjami prawnymi. Tak jest im łatwiej. Wystarczy zrobić skan dokumentu i jest się w porządku wobec prawa. Nie są zainteresowani zmianą.

"To nie do obywatela powinno

"To nie do obywatela powinno należeć OCR-owanie."

Jak najbardziej, chodzilo mi tylko o to, zeby wskazac, ze zdanie ze sie nie da, nie jest do konca prawdziwe (sa tacy ktorzy moze nie wiedza jak sie da, wiec im to wskazalem).

Trochę mocno mnie to martwi...

Zwłaszcza teraz, gdy niezależne dziennikarstwo śledcze zaczyna odgrywać coraz większą rolę. Brak praw dziennikarza jest równoznaczny z ograniczeniem prawa do informacji i brakiem prawa do zachowania w tajemnicy źródła informacji.

Czy to jakiś sposób na utrzymanie równowagi? Skoro odkładamy na później cenzurowanie internetu, to chociaż ograniczmy prawa części prasy?

ł.
ps: za to podoba mi się pomysł opcjonalnego rejestrowania prasy internetowej. To krok w dobrą stronę, choć ja bym się poważnie zastanowił nad rezygnacją z rejestrowania prasy w ogóle. To tak jak z cenzurą, pierwszy rząd solidarnościowy nie wyobrażał sobie zniesienia cenzury - tak długo była. Trzeba było kogoś odważnego, żeby powiedzieć: zaraz, przecież to nie jest potrzebne!
--
http://7thguard.net

nowi etatowi "dziennikarze"

Coby uwalić ten kolejny rządowy pomysł, pewnie wystarczy zainteresować tym kilku dziennikarzy... O ile przez ostatnie kilka lat nie zaszły znaczące zmiany, to nadal w wielu redakcjach spora część dziennikarzy etatu nie ma, a zarabia na tzw. wierszówkach, czyli po prostu wynagrodzeniu od opublikowanego tekstu czy zdjęcia. Rozumiem, że po wejściu w życie tej ustawy takie osoby dziennikarzami przestałyby być.

Ale proszę się nie martwić, bo dzienikarzy wręcz przybędzie. Skoro wystarczy być zatrudnionym w redakcji na etacie oraz brać udział w przygotowywaniu materiałów do publikacji, nagle dziennikarzami staną się graficy, korektorzy, operatorzy dtp a także spora część marketingu (ci zarządzający na przykład publikacją reklam czy ogłoszeń).

Nie byłbym aż takim optymistą...

Mikołaj's picture

Coby uwalić ten kolejny rządowy pomysł, pewnie wystarczy zainteresować tym kilku dziennikarzy...

Samo zainteresowanie nie wystarczy, taki tekst musiałby jeszcze zostać opublikowany. Biorąc pod uwagę wypowiedzi podczas konferencji 2 października 2009, proponowane zmiany są przez wielu wydawców widziane z zadowoleniem. Czyli tekst krytykujący stwierdzenia "strony prywatnych użytkowników" czy "blog"[1] może mieć problemy z trafieniem na łamy.

Podczas wspomnianej konferencji VaGla (tradycyjnie?) zadał kilka trudnych pytań, podobnie śledzący debatę na Blipie. Odpowiedzi MKiDN są jednak dość ogólne, żeby nie powiedzieć "wymijające". Podobnie zgłaszane zastrzeżenia dotyczące niemożności stworzenia sensownej "definicji negatywnej" prasy zostały pominięte milczeniem.

--
Piotr "Mikołaj" Mikołajski
http://piotr.mikolajski.net

fn1. Definicji bloga jest wiele, pisze się na ten temat prace doktorskie. Konia z rzędem temu, kto powie którą z definicji projektodawca miał na myśli i czemu akurat tę.

"obowiązek dobrowolnej rejestracji"

Mnie akurat wcale nie dziwi, że projek opublikowano w formie bitmapy - gdybym ja stworzył coś podobnego, też wcale nie zależałoby mi, aby mnie ktoś czytał lub co gorsza cytował.

Ponożej kilka uwag do projektu ustawy, na razie jedynie w zakresie związanym z publikacjami internetowymi. Dla uniknięcia wątpliwości: ilekroć powołuję się na numer przepisu chodzi mi o numer projektowanego przepisu prawa prasowego, a nie ustawy nowelizującej; ilekroć piszę o numerze strony, mam na myśli numer strony dokumentu PDF, a nie wersji papierowej.

Art. 7 ust. 3

Jak już wyżej zauważył nasz Gospodarz, w nowym projekcie MKiDN obstaje przy pomyśle negatywnej definicji prasy (art. 7 ust. 3). Co ciekawe, jedyny wskazany w uzasadnieniu projektu argument za przyjęciem wskazanego rozwiązania jest taki, że przekazy wymienione w projektowanym art. 7 ust. 3 "mogą być przez niektórych uznane za zbliżone do prasy,
choć de facto nią nie są" (str. 13). Innymi słowy projektodawca stanowi, że coś nie jest prasą po prostu dlatego, że uważa iż nie jest to prasą.

Ciekawe są jednak dalsze uwagi uzasadnienia dotyczące powyższego artykułu:

"Należy jednak pamiętać, że podobnie jak w prasie drukowanej czy internetowej w różnych postaciach blogów, stron internetowych prywatnych użytkowników czy forów internetowych może dojść do naruszenia praw osób trzecich. Pomimo, iż do osób naruszających czyjeś dobra osobiste za pomocą tychże przekazów nie będą miały zastosowania przepisy ustawy - Prawo prasowe, mogą one ponosić odpowiedzialność na gruncie innych ustaw." (str. 14)

W związku z powyższym wskazać można, iż jest obecnie w prawie prasowym taki przepis, jak art. 54b, którego autor omawianego projektu nie zamierza zmieniać, ani wykreślać, a który stanowi:

"Przepisy o odpowiedzialności prawnej i postępowaniu w sprawach prasowych stosuje się odpowiednio do naruszeń prawa związanych z przekazywaniem myśli ludzkiej za pomocą innych niż prasa środków przeznaczonych do rozpowszechniania, niezależnie od techniki przekazu, w szczególności publikacji nieperiodycznych oraz innych wytworów druku, wizji i fonii."

Wbrew przekonaniu autora projektu, wyłączając blogi itp. z pojęcia prasy, nie wyłączył on zatem stosowania przepisów prawa prasowego do dokonanych za pośrednictwem tych mediów naruszeń praw osób trzecich. Rozumiem, że ustawa jest długa i nudna, ale przed sporządzeniem (trzeciego już!) projektu nowelizacji wypadałoby chociaż raz ją przeczytać.

Dalsze rozważania na temat projektowanego art. 7 ust. 3 są równie ciekawe:

"W rezultacie należy wskazać, że wydawcy prasy internetowej nie będą ponosili pełnej odpowiedzialności za treści materiałów umieszczanych przez użytkowników portali, forów internetowych czy postów. Proponowana nowelizacja zakłada, że wydawca tytułu prasowego ukazującego się w Internecie będzie odpowiadał tylko za treści przez siebie wygenerowane, nie ponosząc przy tym odpowiedzialności za treści umieszczone przez podmioty zewnętrzne. Zatem za treści naruszające dobra osobiste osób trzecich będą odpowiadały osoby bezpośrednio je zamieszczające." (str. 14)

Po przeczytaniu powyższego akapitu można zapytać, w jaki sposób projektodawca wyobraża sobie relację pomiędzy przepisami prawa prasowego a ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Otóż nijak. Na str. 29 projektu czytamy:

"(...) ustawa - Prawo prasowe, w zakresie w jakim dotyka publikacji prasowych ukazujących się w formie elektronicznej, jest ustawą szczególną w stosunku do ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Zatem relacje pomiędzy tymi ustawami można pozostawić ogólnym normom kolizyjnym;"

Zestawiając przytoczone wyżej cytaty ze str. 14 i ze str. 29 projektu, można powziąć wątpliwość, czy jego autor rzeczywiście wie, czego dotyczy ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną.

Warto również wspomnieć o tym, jak do regulacji art. 7 ust. 3 odniesiono się w ostatniej części uzasadnienia projektu, dotyczącej wyników przeprowadzonych konsultacji społecznych:

"Uwzględniono następujące uwagi dotyczące (...) wyłączenia z zakresu materiału prasowego różnego rodzaju wpisów umieszcznych w prasie internetowej przez użytkowników tych
serwisów. Uwagę uwzględniono wprowadzając negatywną definicję prasy w art. 7 ust. 3 ustawy" (str.27)

Tyle że wpisy zamieszczane przez użytkowników na forach internetowych (bez uprzedniej moderacji) już teraz wyłączone są z pojęcia "materiału prasowego". Tezę tą potwierdzają wyroki Sądu Rejonowego w Słupsku z dnia z dnia 16 grudnia 2008 r., sygn. akt II K 367/08 oraz Sądu Okręgowego w Słupsku z dnia 18 czerwca 2009 r., sygn. akt VI Ka 202/09. W obu wskazanych wyrokach sądu uznały, że odpowiedzialność administratora forum internetowego za treść wpisów nie podlega regulacji prawa prasowego ale właśnie ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną.

Art. 20 ust. 1a

W art. 20 ust. 1a projektodawca proponuje nam "obowiązek dobrowolnej rejestracji". To nie żart - takie właśnie sformułowanie dwukronie pojawia się w uzasadnieniu (str. 17). Autor uzasadnienia przytomnie zauważa jednak, że obowiązek rejestracji prasy drukowanej jest zawsze obligatoryjny (str. 17).

Oprócz wskazanych wyżej przykładów kreatywnej polszczyzny uzasadnienie w części dotyczącej art. 20 ust. 1a zawiera również ciekawy wywód prawny:

"Należy zauważyć, że wydawcy, którzy zechcą zarejestrować swój tytuł prasowy dziennika bądź czasopisma internetowego, będą mogli prowadzić działalność prasową na zasadach określonych w ustawie. Dziennikarze prasy internetowej będą zatem mogli korzystać z dokładnie takich samych praw, jak dziennikarze prasy drukowanej w tym m.in. cieszyć się statusem dziennikarza, posiadać uprawnienie do powoływania redaktora naczelnego, dysponować prawem do informacji, czy możliwością powołania się na tajemnicę dziennikarską. Podobne przełożenie będzie mieć miejsce w zakresie obowiązków nałożonych na dziennikarzy przez ustawę. wydawca rezygnujący z rejestracji wydawanego przes siebie tytułu prasowego ukazującego się w formie elektronicznej będzie jednak z pełną świadomością prowadził działalność pozaprasową. Będzie się to wiązać w głównej mierze z niemożliwością korzystania z praw i przywilejów, z jakich mogą korzystać wydawcy prasy zarejestrowanej." (str. 18)

To wszystko bardzo interesujące, ale czy potrafi ktoś wskazać, z którego spośród projektowanych przepisów miałyby te wszystkie rzeczy wynikać? Ja takiego przepisu w projekcie nie widzę. Widzę natomiast kilka przepisów, z których wynika coś wręcz przeciwnego. Art. 7 ust. 2 pkt 1 prawa prasowego ma bowiem po nowelizacji stanowić:

"Prasa oznacza publikacje periodyczne, które nie tworzą zamkniętej, jednorodnej całości, ukazujące się nie rzadziej niż raz do roku, opatrzone stałym tytułem albo nazwą, numerem bieżącym i datą, w szczególności: dzienniki, czasopisma, serwisy agencyjne, biuletyny, programy radiowe i telewizyjne; prasą są także wszelkie istniejące i powstające w wyniku postępu technicznego środki masowego przekazywania, o ile upowszechniają publikacje periodyczne za pomocą druku, wizji, fonii lub innej techniki rozpowszechniania, w tym w formie dokumentu elektronicznego."

Z kolei zdanie pierwsze art. 20 ust. 1 ma mieć treść następującą:

"Wydawanie dziennika lub czasopisma wymaga rejestracji w sądzie okręgowym właściwym miejscowo dla siedziby wydawcy, zwanym dalej "organem rejestracyjnym", z zastrzeżeniem ust. 1a."

Autor projektu postuluje zatem (mniej lub bardziej świadomie) zachowanie dotychczasowej zasady, że rejestracji podlegają wyłącznie dzienniki i czasopisma, w przeciwieństwie do pozostałych form prasy. Przytoczony wyżej wywód ze str. 18 uznać zaś należy wyłącznie za przejaw niezrozumienia przez MKiDN swojego własnego projektu.

Warto również zwrócić uwagę na uzasadnienie odrzucenia przez MKiDN zgłoszonej przez PIIT propozycji całkowitej rezygnacji z rejestracji prasy:

"Uwaga nie zasługuje na uwzględnienie ponieważ system sądowej rejestracji gromadzi niezbędne dane o podmiotach prowadzących działalność prasową. Ponadto, podmioty rejestrujący swoje tytuły prasowe mają pewność, że żaden inny podmiot nie będzie działał pod tym samym tytułem, co one."

Oba przywołane wyżej argumenty są bezzasadne. Co do gromadzonych w rejestrze danych to podnieść należy, że przy obecnej regulacji tej instytucji, są one całkowicie niewiarygodne, ponieważ wydawcy nagminnie zaniedbują ich aktualizacji. Projekt nowelizacji nie robi nic aby to zmienić, w szczególności zaś nie przewiduje wprowadzenia żadnej sankcji za brak aktualizacji danych rejestrowych. Niezaleznie od tego można by zapytać po co właściwie sądy mają gromadzić te wszystkie dane, skoro te same informacje podawane

są obecnie w obowiązkowej stopce redakcyjnej (art. 27). Nawiasem pisząc, zgodnie z projektowanym art. 49 kara za niezamieszczenie tych informacji w stopce i tak jest identyczna, jak kara za brak rejestracji.

Co do drugiego argumentu, to wypada zauważyć, że prawo prasowe nie daje wydawcy żadnego roszczenia służącego ochronie tytułu prasowego. Używanie cudzego tytułu stanowi natomiast czyn nieuczciwej konkurencji (art. 13 ust. 1 ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji) a jednocześnie przestępstwo zagrożone karą do 2 lat pozbawienia wolności (art. 24 ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji). Dla porównania, w myśl projektowanej nowelizacji prawa prasowego, za wydawanie tytułu prasowego bez rejestracji ma grozić najwyżej grzywna (art. 45). Skoro zatem naruszenie prawa do cudzego tytułu i tak zagrożone jest surowszą karą niż wydawanie tytułu prasowego bez rejestracji, to nie sposób logicznie argumentować, że rejestracja słuzy ochronie prawa do tytułu.

Wojciech Orliński: Vagla wymyślił sobie bardzo pojemną definicję

VaGla's picture

Wojciech Orliński, Projekt prawa prasowego i czyjaś stara: "„Kolejny projekt noweli Prawa prasowego zabiera prawa dziennikarzom” - napisał Vagla, więc się przestraszyłem i przeczytałem jego blogonotkę. Na szczęście okazała się przegięta jak portalowe linki z cyklu „Szok! Wzrasta nam klikalność!”.
W rzeczywistości Vagla wymyślił sobie bardzo pojemną definicję „dziennikarza” (obejmującą najwyraźniej dowolnego blogera) i narzeka, że rządowy projekt tę definicję zawęża...
"

A w tekście, do którego się odnosi cytowany autor, a który znajduje się na początku tego wątku (Panu Orlińskiemu się link inaczej wkleił), jest odesłanie do stosownego postanowienia sądu (postanowienie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie (II SA/Wa 1885/07)) i do ustawy. Nie VaGla sobie zatem wymyślił, Panie Wojciechu.

Co ciekawe, inaczej niż Pan to był ujął - projekt ustawy nie wprowadza obowiązku "rejestracji" dla "blogerów" (zachęcam do lektury projektu).

Co więcej, Panie Wojciechu, ja legitymację prasową mam (nie ma wzoru takiej legitymacji w powszechnie obowiązujących przepisach i każda redakcja sobie robi wedle własnego pomysłu; jak pracowałem we Wprost, to miałem wymyśloną tam legitymację) i mam nawet kartę prasową Sejmu RP (od 2006 roku, co roku). A rejestrować się nie muszę w sądzie, bo nie wydaję ani dziennika, ani czasopisma, a tylko te dziś wymagają rejestracji (chociaż - jak wspomniałem wyżej, w komentowanej niniejszym notatce - sądy różnie do tego podchodzą).

PS
"Argumentu" WO, że rejestracja ma służyć "dla realizacji podstawowej funkcji mediów w kapitalizmie, czyli pozyskiwania reklamy" nie będę nadto komentował, bo musiałbym napisać coś więcej o billbordach i innym "out-dorze", którego w sądzie jako dziennik lub czasopismo się nie rejestruje, a zarabia (czasem) i pewnie w ramach chronionej ustawowo swobody prowadzenia działalności gospodarczej.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

WO

ksiewi's picture

W notce WO uderza rozumowanie "chcesz skorzystać z wolności prasy - zarejestruj się". WO zdaje się twierdzić, że skoro 90% dziennikarzy (a pewnie 99% społeczeństwa) nie korzysta z wolności prasy, to konieczność rejestracji w celu skorzystania z tej wolności nałożona na - odpowiednio - 10% dziennikarzy i 1% społeczeństwa nie jest problemem.

Jest to rozumowanie dziwne z punktu widzenia podstawowych zasad demokratycznego państwa prawnego. Swego czasu zauważyłem podobną argumentację w komentarzu prof. Markiewicza zamieszczonym przez Rzeczpospolitą. Napisałem wtedy:

Równie dobrze możemy proponować, aby obywatel mógł wybrać, czy obejmie go prawo do nietykalności osobistej, prawo do prywatności itp.

Przecież zdecydowana większość społeczeństwa nie korzysta z rozmaitych praw i wolności obywatelskich. Tylko niektórzy są aresztowani, pozywani, podglądani, podsłuchiwani, chodzą na wybory itd.

Moim zdaniem to jednak nie jest przypadek, że podstawowe prawa i wolności obywatelskie przysługują wszystkim, a nie tylko tym, którzy z nich korzystają lub dopełnią dodatkowych formalności. Odpowiedź na pytanie dlaczego tak jest, jest ukryta w podstawowych zasadach demokratycznego państwa prawnego.

Znane są jednak ustroje społeczne, w których prawa i wolności obywatelskie przysługiwały tylko niektórym. Tak było np. w I RP - stan szlachecki cieszył się np. przywilejem nietykalności osobistej, ale stan chłopski już niekoniecznie. Po co bowiem nietykalność dla gleabae adscriptusa, jeżeli i tak nie będzie z niej korzystał?

@ksiewi

"W notce WO uderza rozumowanie "chcesz skorzystać z wolności prasy - zarejestruj się". WO zdaje się twierdzić, że skoro 90% dziennikarzy (a pewnie 99% społeczeństwa) nie korzysta z wolności prasy,"

Non sequitur - z Twojego pierwszego zdania nie wynika drugie. Ja oczywiście korzystam z wolności prasy, Twoim zdaniem z czego utrzymuję rodzinę, z wolności hydraulictwa? Zbyt dosłownie odczytaleś metaforę w takim razie. Natomiast nie widzę nic nienaturalnego w tym, że korzystanie z ustawowych przywilejów wiąże się z jakąś formą instytucjonalizacji działalności i nie przysługuje z automatu.

Jeśli na przykład chcesz po prostu w internecie komentować prawo - nikt Ci nie broni, ale żeby móc korzystać z pewnych ustawowych przywilejów przypisanych do zawodu radcy prawnego, adwokata czy też rzecznika patentowego, musisz się zarejestrować w stosownych korporacjach. Wrzucenie na bloga komcia typu "TO SKANDAL, KOLORY PATENTUJĄ" nie daje Ci jeszcze prawa do "tajemnicy adwokackiej" i prawo powinno odróżniać osobę prowadzącą bloga o prawie od zawodowego adwokata.

Od kilkunastu lat korzystam więc z wolności dziennikarskiej współpracując z redakcjami, których wydawcy zadbali o stosowne papiurki. Proste?

@wo

ksiewi's picture

Korzystanie z pewnych uprawnień wymaga spełnienia określonych formalności lub nawet bardziej wysublimowanych obowiązków. System prawa zna takie przypadki. Dopuszczalne jest nawet nakładanie pewnych ograniczeń na korzystanie z konstytucyjnych praw i wolności (art. 31 ust. 2 Konstytucji RP).

Abstrahując od konstytucyjności przepisu, który uzależnia korzystanie z wolności prasy od rejestracji warto sobie zadać pytanie o jego zasadność. Na przykład, czy jest jakiś przeważający i zasługujący na ochronę interes, którego nie można zrealizować w inny sposób niż poprzez wprowadzenie takiego przepisu? Innymi słowy - czy społeczeństwo zyska, czy straci, jeżeli wprowadzimy takie ograniczenie?

Moim zdaniem straci, podobnie jak straciłoby, gdybyśmy wprowadzili takie "opt in" dla takich praw i wolności jak nietykalność osobista, prawo do prywatności, czynne prawo wyborcze.

Nie wiem co to komentarz na blogu

@ksiewi
"Abstrahując od konstytucyjności przepisu, który uzależnia korzystanie z wolności prasy od rejestracji warto sobie zadać pytanie o jego zasadność"

Podstawowy błąd, który robisz polega na utożsamieniu tych kilku przywilejów (i kilku obowiązków) związanych z prawem prasowym z bardzo szerokim pojęciem "wolności prasy". Przecież projekt tej ustawy nie zakazuje prowadzenia działalności niezarejestrowanej, bloga sobie nadal możesz prowadzić.

Pytanie, które zadałeś, jest więc w ogóle nie na temat projektu nowelizacji prawa prasowego - jest zapewne na temat jakichś innych mozliwych do wyobrażenia projektów ustaw, ale nie na temat tego projektu.

Na temat tego projektu mozna zadać inne pytanie: czy prawo prasowe powinno obejmować wszystkie periodyczne publikacje jak leci, z automatu (tak jak np. z automatu przysługuje copyright), czy też jego stosowalność wobec danej publikacji powinna zalezeć od spełnienia wymogów rejestracyjnych (tak jak np. ochrona patentowa nie przysługuje z automatu tylko wymaga pewnej procedury rejestracyjnej).

Jestem zdecydowanym zwolennikiem tej drugiej opcji. Korzyść społeczną widzę w tym, że w ten sposób zachowujemy prawo do prowadzenia osobistego bloga na temat dowolny (gdzie nawet bardzo radykalnie będzie można wyrażać tezy dowolnie nieprawdziwe), ale jednocześnie publikacje z ambicjami opiniotwórczymi zyskują dodatkową wiarygodność w oczach odbiorców. Bo rejestracja mówi przecież: nie, to nie jest tylko zbiór dywagacji jakiegoś anonimowego łosia; jest jakiś redaktor naczelny, który w razie czego ponosi odpowiedzialność prawną, jest mechanizm sprostowań, jest mechanizm autoryzacji.

Przecież bycie objętym prawem prasowym to nie tylko ustawowe przywileje, ale także ustawowe obowiązki. Dlatego w ogóle prawo prasowe jest potrzebne.

Jeśli ktoś nie chce spełniać tych obowiązków (na przykład zależy mu na anonimowości) - to nie musi. To nie znaczy, że rezygnując z rejestracji, rezygnuje z wolności - wprost przeciwnie.

"Podstawowy błąd, który robisz..."

ksiewi's picture

jest taki, że jako korzyści rejestracji wskazujesz okoliczności, które albo z niej wcale nie wynikają, albo istnieją niezależnie od rejestracji.

Otóż po pierwsze rejestracja ma żaden lub znikomy wpływ na wiarygodność w oczach odbiorców. Trudno zresztą spodziewać się takiej zależności w sytuacji, w której sąd rejestrowy w żaden sposób nie bada wiarygodności osób ubiegających się o rejestrację (vide przesłanki odmowy rejestracji art. 21 pr. pras.)

Moim skromnym zdaniem najlepiej o wiarygodności decyduje po prostu rynek i nie widzę powodów, dla którego musielibyśmy ten mechanizm wspomagać lub zastępować. Jak ktoś chce to oczywiście może się rejestrować w różnych prywatnych klubach i stowarzyszeniach i w ten sposób "zwiększać swoją wiarygodność". Nie widzę jednak wyraźnego uzasadnienia dla wprowadzania przepisu uzależniającego od rejestracji korzystanie z wolności prasy (ani nawet węziej - korzystanie z poszczególnych uprawnień składających się na tę wolność). Mianowicie, nawet jeżeli rejestracja spowodowałaby jakiś wzrost wiarygodności, to koszt społeczny ograniczenia wolności prasy byłby moim zdaniem wyższy niż ta korzyść.

Po drugie natomiast, rejestracja nie powoduje ani powstania ani "zwiększenia" odpowiedzialności prawnej za publikowane słowo (por. przepisy definiujące dziennikarza, redaktora, redaktora naczelnego oraz przepisy pr. pras. o odpowiedzialności). Rejestracja może ewentualnie ułatwić ustalenie osoby odpowiedzialnej. Faktycznie, jest to jakiś argument, który jednak należałoby skonfrontować z faktycznymi możliwościami znalezienia takiej osoby w Internecie.

Moim zdaniem paradoksalnie samo publikowanie w Internecie i związane z tym zostawianie elektronicznych śladów (WHOIS, logi serwerów itp.) w dużym stopniu wyczerpuje funkcję rejestracji jaką jest pomoc w znalezieniu osoby odpowiedzialnej. Mamy ponadto mechanizm z art. 14 uśude, który w dużym stopniu pozwala ewentualnym poszkodowanym minimalizować szkody.

Myślę, że dla dalszej dyskusji warto byłoby przygotować sobie zestawienie uprawnień i obowiązków wynikających z obecnej ustawy pr. pras. z zaznaczeniem, czy którykolwiek z nich jest związany z rejestracją, a następnie podobne zestawienie dla dyskutowanego projektu.

Nie wiem co to epitet

@ksiewi
"Otóż po pierwsze rejestracja ma żaden lub znikomy wpływ na wiarygodność w oczach odbiorców"

W moich ma. Prawdopodobnie robisz prosty błąd przenoszenia swoich poglądów na całe spoleczeństwo. Jest jakaś część społeczeństwa, dla ktorej to nie ma - do niej nalezysz Ty - i jest jakaś część, dla której ma. Macham z niej ręką do Ciebie.

"Moim skromnym zdaniem najlepiej o wiarygodności decyduje po prostu rynek i nie widzę powodów, dla którego musielibyśmy ten mechanizm wspomagać lub zastępować."

Jest pewna partia polityczna, która głosi takie poglądy. Samą wzmiankę o niej gospodarz uznał za "epitet" i wyciął komentarz, więc teraz nie napiszę już, jaką partię mam na myśli mając nadzieję, że tym razem komentarz przejdzie. Szczęśliwie partia ta od kilkunastu lat pozostaje poza parlamentem. Większość społeczeństwa - a już na pewno ustawodawca - zgadza się, że rynek nie wystarcza jako uniwersalny regulator wszystkiego - stąd potrzeba ustawy o zawodzie weterynarza albo prawa prasowego.

"Mianowicie, nawet jeżeli rejestracja spowodowałaby jakiś wzrost wiarygodności, to koszt społeczny ograniczenia wolności prasy byłby moim zdaniem wyższy niż ta korzyść."

Projekt ustawy nie ogranicza wolności prasy, koszt jest więc zerowy.

Projekt ustawy nie ogranicza wolności prasy

VaGla's picture

Sam projekt ustawy (jako byt, który sam w sobie nie powoduje skutków w sferze normatywnej) rzeczywiście nie ogranicza wolności prasy, ale uchwalona w proponowanym brzmieniu ustawa już takie ograniczenie wprowadzi. Wynika to z prostego zestawienia zakresu podmiotowego objętych definicją "dziennikarz" oraz "prasa". Dziś jest szerszy niż wynika to z propozycji. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ogranicza więc uprawnienia tam, gdzie one dziś są. Nie ma to jednak odbicia w ujawnionym na stronach ministerstwa uzasadnieniu ustawy. Wiadomo jednocześnie, że ministerstwo pochylało się nad kilkakrotnie zgłaszanymi postulatami Izby Wydawców Prasy (por. Retoryka wojenna i zezwolenie na zbiorowy zarząd dla stowarzyszenie Repropol).

Ograniczenie zakresu podmiotowego w sferze prawa prasowego oznacza właśnie ograniczenie możliwości korzystania z licencji ustawowych, z ochrony wynikającej z tajemnicy dziennikarskiej, w tym do ochrony źródeł informacji (ma to coraz większe znaczenie w świecie "publikacji elektronicznych"; por. Dziennikarstwo obywatelskie a ochrona tajemnic - sprawa blogera Josha Wolfa, takich doniesień jest więcej zarówno w tym serwisie, jak i w Sieci - więcej w tekście Propozycje nowelizacji Prawa prasowego a propozycje w zakresie inwigilacji elektronicznej komunikacji), wreszcie ma wpływ na zakres stosowania ustawy o ochronie danych osobowych.

Nie wiem, w jaki sposób zweryfikować tezę "koszt jest więc zerowy". Nie wiem również o jakim rodzaju "kosztów" mówimy.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Nie jest to prawdą:

"projekt ustawy (...) rzeczywiście nie ogranicza wolności prasy, ale uchwalona w proponowanym brzmieniu ustawa już takie ograniczenie wprowadzi. Wynika to z prostego zestawienia zakresu podmiotowego objętych definicją "dziennikarz" oraz "prasa". (...) Nie ma to jednak odbicia w ujawnionym na stronach ministerstwa uzasadnieniu ustawy."

Podwójnie:

1. Nowelizacja nie ogranicza wolności prasy lecz odgranicza od prasy quasi-prasę i quqsi-dziennikarzy (a więc i pseudo-wolość słowa).

2. Jest to jeden z celów ustawy i uzasadnienie wyraźnie o tym mówi.

Poziom dziennikarstwa

Poziom dziennikarstwa mainstreamowego, jeżeli porównać np. weryfikację źródeł, poziom języka czy choćby ilość błędów ortograficznych raczej jest niższy, niż poziom dobrych, profesjonalnych blogów. Wystarczy otworzyć dowolną gazetę codzienną, na niemal każdej stronie można znaleźć od kilku do kilkunatu błędów. 20 lat temu przepuszczanie takiej ilości błędów było niedopuszczalne, dzisiaj nikt nie zwraca na to uwagi.
Starannie prowadzone blogi profesjonalistów czesto prezentują znacznie wyższy poziom, tak jeżeli chodzi o zawartość merytoryczną, jak i formę. Mimo braku rejestracji i oficjalnej redakcji.

Kto w takim razie jest tutaj quasi- ?

A wolność słowa jest niezbywalnym prawem nie tylko dziennikarzy, ale każdego obywatela. Nie bardzo więc rozumiem, czy miałaby być ta pseudo-wolność w tym kontekście.

uzasadnienie wyraźnie o tym mówi

"1. Nowelizacja nie ogranicza wolności prasy lecz odgranicza od prasy quasi-prasę i quqsi-dziennikarzy (a więc i pseudo-wolość słowa).

2. Jest to jeden z celów ustawy i uzasadnienie wyraźnie o tym mówi."

Czy rzeczywiście aż tak wyraźnie? Ja na przykład nie znalazłem w uzasadnieniu projektu ani słowa o tym, na jakich racjonalnych przesłankach oparł się jego autor wytyczając granicę pomiędzy prasą a quasi-prasą.

Swoją drogą, kilka przykładów "prawdziwej prasy", o której Pan/Pani pisze podałem już w innym poście w tym wątku.

wiarygodność i epitet

ksiewi's picture

Zgadzam się, że rynek nie wystarcza jako uniwersalny regulator wszystkiego. Tam, gdzie rynek nie wystarcza, w społecznej gospodarce rynkowej, prawo dopuszcza interwencję ustawodawcy. Nie znajduję jednak uzasadnienia dla twierdzenia (1) że rynek nie wystarcza jako regulator wiarygodności prasy (2) że odpowiednim sposobem podniesienia tej wiarygodności jest rejestracja, a najlepiej taka, (3) bez której nie można korzystać z wolności prasy.

A mówiąc prościej: "macham do Ciebie ręką" i pytam w jaki sposób udało Ci się wywieść wniosek o większej wiarygodności z faktu rejestracji w sytuacji w której rejestrujący nie sprawdza wiarygodności rejestrowanego? Kierowca samochodu też jest dla Ciebie bardziej wiarygodny niż kierowca roweru, bo samochody się rejestruje, a rowery nie?

Obawiam się, że powyższy post będzie prowokował

VaGla's picture

Obawiam się, że powyższy post będzie prowokował do odpowiedzi, a chciałbym wszystkim, a sobie zwłaszcza, oszczędzić konieczności rozważań nad tym, dlaczego powinienem przepuścić lub wręcz przeciwnie komentarze autora kolejnego już tekstu, tym razem pt. Korwinista czyli epitet. Proponuję zatem Krzysztofie, byś, jeśli chcesz powymieniać się poglądami z Panem Orlińskim, skorzystał może z Jego platformy publikacji, na której przynajmniej nie będzie miał dyskomfortu mojej polityki moderacyjnej.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

"Korzyść społeczną

"Korzyść społeczną widzę w tym, że w ten sposób zachowujemy prawo do prowadzenia osobistego bloga na temat dowolny (gdzie nawet bardzo radykalnie będzie można wyrażać tezy dowolnie nieprawdziwe), ale jednocześnie publikacje z ambicjami opiniotwórczymi zyskują dodatkową wiarygodność w oczach odbiorców."

Oba przywołane przez Pana argumenty uważam, za co najmniej nieprzemyślane:

1. Wolność blogowania

Wiele Pan pisze o tym, że status prasy to nie tylko prawa, ale również obowiązki. Zapytam zatem, dlaczego właściwie uważa Pan, że obowiązki te powinny ciążyć na wydawcy gazetki zakładowej o nakładzie 200 sztuk, a nie powinny ciążyć na blogerze, którym ma kilkadziesiąt tysięcy czytelników? Dlaczego właściwie nie miałbym prawa domagać się publikacji sprostowania na blogu? Tylko dlatego, że sprytny bloger go nie zarejestrował? I w końcu, który to przepis pozwala blogerom bezkarnie "wyrażać tezy dowolnie nieprawdziwe"?

2. Wiarygodność prasy zarejestrowanej

Argument o wiarygodności zarejestrowanych tytułów sprowadzić można do tego, że dzięki rejestracji rośnie Pańskie zaufanie do takich opiniotwórczych periodyków, jak np. "Życie na Gorąco", "Detektyw", "Polski Wamp" itd. itp. Gratuluję dobrego samopoczucia.

"ja oczywiście korzystam z wolności prasy" O RLY?

Pan Orliński korzysta właśnie z ograniczeń wolności pracy – swoistego oligopolu tzw. tradycyjnych mediów, który pozwala im uzyskiwać zyski nie w pełni uzasadnione jakością ich produktu. Niezależne źródła informacji są dla nich zagrożeniem i konkurencją. To naturalne, że Pan Orliński broni starego porządku rzeczy.

Trochę inny out-dor

@Vagla
"Co ciekawe, inaczej niż Pan to był ujął - projekt ustawy nie wprowadza obowiązku "rejestracji" dla "blogerów" (zachęcam do lektury projektu)."

Co ciekawe, inaczej niż to ująłeś byłeś - w mojej blogonotce nie ma nic o żadnym "obowiązku". W istocie nawet nie występuje taki ciąg znaków ani nawet nieśmiały cień sugestii w tym kierunku. Zachęcam do lektury blogonotki.

""Argumentu" WO, że rejestracja ma służyć "dla realizacji podstawowej funkcji mediów w kapitalizmie, czyli pozyskiwania reklamy" nie będę nadto komentował, bo musiałbym napisać coś więcej o billbordach i innym "out-dorze", którego w sądzie jako dziennik lub czasopismo się nie rejestruje, "

Nie no jasne - skoro "inny out-dor" też służy reklamie, to media już nie służą reklamie. Podobnie zresztą skoro owoce są do jedzenia, to warzywa nie są do jedzenia, to przecież logicznie wynika jedno z drugiego. Dla niektórych przynajmniej.

Archiwizuję sobie komcia na wypadek, gdyby podczas moderacji przydarzył mu się jakiś przypadek.

Nie wiem co to blog

VaGla's picture

Nie wiem co to blog, co w tekście jest zaznaczone. Projektodawca jednak - poprzez "negatywną definicję" wyłącza go z definicji "prasy" (jeśli przyjąć, że to taki serwis internetowy, który prowadzony jest przez jedną lub kilka osób w ramach swojej lub cudzej infrastruktury, to dziś się w tej definicji mieści, chociaż nie mieści się w dzisiejszej definicji "dziennika" oraz "czasopisma" - te dwa ostatnie wymagają rejestracji w sądzie). Taki zabieg zaś oznacza, że mechanizm ten nie pozwoli na rejestrację nawet "dowolną". Zwracam przy tym uwagę, że w proponowanym art. 20 ust. 1a również MKiDN proponuje rejestrację "wydawania dziennika lub czasopisma", ale "w formie dokumentu elektronicznego". Tak, jakby to nie było "wydawanie dziennika lub czasopisma". Po takim zabiegu można więc spodziewać się takich postanowień, jak postanowienie Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dn. 10 listopada 1998 roku sygn. I ACa 601/98, albo takich wezwań, jak Wezwanie do usunięcia braków formalnych, które przesłał wnioskodawcy Sąd Okręgowy w Warszawie (Sygn. akt VII Ns Rej Pr 144/08) - w tym ostatnim przypadku sąd wezwał bez podania podstawy prawnej takiego wezwania.

Z punktu widzenia systemu prawa rejestracja wydawania dziennika lub czasopisma (w formie elektronicznej lub w innej) nie ma związku z możliwością lub brakiem możliwości świadczenia usług reklamowych. A to nawiązanie - to bezpośrednio zacytuję, aby już nie przekręcić - do Pańskich słów:

Uważam, że powinno istnieć prawne rozróżnienie internetowych serwisów prowadzonych dla osobistej przyjemności i tych, które próbują być „elektroniczną prasą”. Przyda się choćby dla realizacji podstawowej funkcji mediów w kapitalizmie, czyli pozyskiwania reklamy.

Rozumiem, że może Panu chodzić o taką "przydatność", jak na przykład uzyskanie nagrody w jakimś konkursie (są np. takie, że płaci się za możliwość uzyskania nagrody i otrzymuje się "prestiżową" ramkę z możliwością korzystania ze znaków organizatora). Jak ktoś widzi takie znaki, to myśli, że "bardziej warto" się reklamować w oznaczonym medium. Chwilowo nie myśli o zasięgu, o skuteczności o grupie docelowej, bo jest tam ten znaczek... Moim zdaniem takie podejście nie uzasadnia psucia prawa takimi projektami, jak zaproponowane przez MKiDN.

Co do archiwizacji komentarza - na zdrowie.

PS
Odnośnie ciągu logicznego: jeśli uważa Pan (wierzę, że nie przekręcam), że rejestracja w sądzie tworzy potencjał reklamowy, to skoro out-door, podobnie jak prasa, ma również służyć reklamie, zatem naturalną konsekwencją takiego podejścia powinien być - wynikający z Pańskiego postulatu rejestracji dla lepszego osiągania celu - postulat wprowadzenia obowiązku rejestracji w sądzie reklamy na przystankach i billbordach (nie zaś, jak Pan replikuje: "skoro "inny out-dor" też służy reklamie, to media już nie służą reklamie").

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

"Dziennikarz" a dane osobowe

VaGla's picture

A korzystając z okazji dodam jeszcze cytat z dziś obowiązującej ustawy o ochronie danych osobowych, który - jak się wydaje - czasem umyka analizie. Chodzi mi o art. 3a ust. 2 ustawy:

Ustawy, z wyjątkiem przepisów art. 14-19 i art. 36 ust. 1, nie stosuje się również do prasowej działalności dziennikarskiej w rozumieniu ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. - Prawo prasowe (Dz.U Nr 5, poz. 24, z późn. zm.2)) oraz do działalności literackiej lub artystycznej, chyba że wolność wyrażania swoich poglądów i rozpowszechniania informacji istotnie narusza prawa i wolności osoby, której dane dotyczą.

Definicja "dziennikarza" oraz definicja "prasy" wpływać będzie zatem również na zakres stosowania ustawy o ochronie danych osobowych.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Nie wiem co to komentarz na blogu

@vagla
"Taki zabieg zaś oznacza, że mechanizm ten nie pozwoli na rejestrację"

Moim zdaniem, robisz tutaj ten sam pokaz braku umiejętności czytania ze zrozumieniem, co przypisując mi twierdzenie jakoby projekt ustawy wprowadzał obowiązek "rejestracji" dla "blogerów". Pozwoli, pozwoli - najwyżej nie jako "bloga" tylko jako periodyczne coś tam śmoś tam w formie elektronicznej.

"rejestracja wydawania dziennika lub czasopisma (w formie elektronicznej lub w innej) nie ma związku z możliwością lub brakiem możliwości świadczenia usług reklamowych."

Nie zajarzyłeś dowcipu, ale też i nie będę Ci go tłumaczyć. Mam choć nadzieję, że już widzisz gdzie zrobiłeś błąd logiczny: z tego, że "bil-bordy i out-dory" są przeznaczone do reklamy wcale nie wynika jeszcze, że media nie są.

Użył Pan argumentu

VaGla's picture

Użył Pan argumentu, z którym istotnie nie mogę już polemizować:

Pozwoli, pozwoli - najwyżej nie jako "bloga" tylko jako periodyczne coś tam śmoś tam w formie elektronicznej.

Dziękuję za cenny wkład w tą dyskusję.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Nie wiem co to "to"

@vagla
"Dziękuję za cenny wkład w tą dyskusję."

Jorweriłelkam, ale to niesprawiedliwe: Ty edytujesz swoje odpowiedzi!

Owszem.

VaGla's picture

Owszem. Edytuję. W tym przypadku dodając warstwę linków. Jestem przekonany, że sposób, w jaki proponuje Pan prowadzenie dyskusji będzie mógł być bardziej doceniony na Pana stronach. Patrzę w ten komentarz, który czeka w moderacji (odpowiedź na tekst jednego z dyskutantów). Być może niezbyt często śledzi Pan prowadzoną tu wymianę zdań, ale jako moderator nie godzę się na wycieczki osobiste. Może Pan odnosić się do ustawy, do wyroków, do projektów ustaw i ich uzasadnień. Nie do osób, zwłaszcza zaś rzucając w nie epitetami. Dziękuję, że odwiedził Pan ten serwis.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Nie wyjdzie z moderacji

VaGla's picture

Nie wyjdzie z moderacji. Może Pan ujawniać "na swoim blogu".
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Nie wiem co to tytuł

@vagla
"Odnośnie ciągu logicznego: jeśli uważa Pan (wierzę, że nie przekręcam), że rejestracja w sądzie tworzy potencjał reklamowy, to skoro out-door, podobnie jak prasa, ma również służyć reklamie, zatem naturalną konsekwencją takiego podejścia powinien być postulat wprowadzenia obowiązku rejestracji w sądzie reklamy na przystankach i billbordach (nie zaś, jak Pan replikuje: "skoro "inny out-dor" też służy reklamie, to media już nie służą reklamie")."

A skoro owoce służą do jedzenia i warzywa służą do jedzenia, a warzywa się czasem gotuje, to owoce też trzeba czasem gotować. Logiczne. To naturalna konsekwencja przecież. Endżoj jor hot orendż.

PS. Sorki za PS, ale przegapiłem ten dopisek.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>