Propozycje nowelizacji Prawa prasowego a propozycje w zakresie inwigilacji elektronicznej komunikacji
Ponieważ wielu internautów ucieszyło się, gdy się dowiedziało, że "blogów nie będzie trzeba rejestrować", warto wyraźnie wskazać również inne konsekwencje proponowanych przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przepisów projektu ustawy o zmienia ustawy Prawo prasowe. Skoro ministerstwo postanowiło jednak zmienić definicję pojęcia "prasa" (a trzeba pamiętać, że dzisiejsze przepisy oznaczają obowiązek rejestracji wydawania dzienników i wydawania czasopism, nie zaś wszystkich form prasowych), to publikujący w internecie nie będą objęci tajemnicą dziennikarską oraz nie będą mogli korzystać z licencji ustawowych, które dziś przewiduje ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Zwłaszcza jednak pierwsza z wymienionych konsekwencji jest istotna, a to wobec zgłaszanych ostatnio przez Policję potrzeb nowelizacji przpisów w zakresie dopuszczenia retencji danych oraz możliwości zdalnego i skrytego przeszukania komputerów obywateli.
Termin zgłaszania uwag do projektu ustawy, która ma znowelizować Prawo prasowe, mija 2 listopada 2009 r. (poniedziałek). Gdyby zatem ktoś miał ochotę wysłać do ministerstwa swoją opinię, to może zwrócić uwagę na to, że chociaż projektowana nowela uzasadniana jest potrzebą "usunięcia dotychczas występujących w praktyce wątpliwości interpretacyjnych w zakresie zbyt ogólnej definicji prasy", co się projektodawcy zupełnie nie udało. W uzasadnieniu nie ma mowy o konsekwencjach w sferze tajemnicy dziennikarskiej dla "blogerów" (czymkolwiek oni są), ani nie ma mowy o wpływie tej nowelizacji na prawo autorskie (por. Skąd pomysł rejestracji elektronicznych publikacji?). Wydaje mi się jednak, że te sfery są prawdziwym powodem manipulacji przy definicjach i zakresie stosowania (jeśli jest przeciwnie i jako komentator jestem po prostu zbyt podejrzliwy, a ministerstwo po prostu nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji swojego projektu, to warto ministerstwu te konsekwencje pokazać; por. "Dobrowolna" rejestracja nie jest rozwiązaniem, negatywna definicja "prasy" jest zagrożeniem).
W komentarzu dla Dziennika Internautów napisałem:
Niektórzy się cieszą, ze nie będzie potrzeby rejestracji sądowej blogów. Moim zdaniem dziś takiego obowiązku nie ma (twierdze tak konsekwentnie i tłumaczę dlaczego w kolejnych tekstach publikowanych w dziale prasa mojego serwisu). Ministerstwo zaś wycofując się ze swojego wcześniejszego pomysłu rejestracji, a wprowadzając "negatywną definicję prasy" zrobiło coś innego, z czego "blogerzy" (kimkolwiek oni są) chyba cieszyć się nie powinni, ponieważ w istocie projekt oznacza dziś dla nich, że jeśli będzie ustawą, to:
nie będą objęci tajemnicą dziennikarską (chociaż dziś - jak uważam - są) oraz nie będą mogli korzystać z licencji ustawowej z art 25 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (chociaż dziś - jak uważam - mogą).
Czyli zasada socjotechniczna "chcesz trochę, proś o wiele" zadziałała. Teraz wszyscy odetchną z ulgą, że nie będzie rejestracji, chociaż chodzi (i mam wrażenie - cały czas chodziło) o coś innego.
Jeśli "blogów, korespondencji elektronicznej, serwisów społecznościowych służących do wymiany treści tworzonej przez użytkowników, przekazów prywatnych użytkowników w celu udostępnienia lub wymiany informacji w ramach wspólnoty zainteresowań, stron internetowych prywatnych użytkowników" nie uważa się za prasę (przedstawiona przez MKiDN propozycja nowelizacji art. 7 ustawy Prawo prasowe, w której definicję prasy oparto o negatywną przesłankę "podlegania procesom przygotowywania redakcyjnego w rozumieniu ust. 2 pkt 8"), a jednocześnie ministerstwo proponuję definicję "dziennikarza" ("dziennikarzem jest osoba zajmująca się redagowaniem, tworzeniem lub przygotowywaniem materiałów prasowych, na rzecz i z upoważnienia redakcji, w szczególności pozostająca z redakcją w stosunku pracy"), to taką propozycję należy analizować w świetle ostatnich komentarzy na temat prac nad ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną oraz nad ustawą o Policji: Policja zabiega o wprowadzenie ustawowego obowiązku retencji danych przetwarzanych przez dostawców usług internetowych oraz Zdalne przeszukanie komputerów obywateli i policyjne trojany w projekcie nowelizacji polskiej ustawy o Policji.
"Tajemnica dziennikarska blogerów" oraz ich "status prasowy" pojawiały się już w publicznej dyskusji w innych krajach. W tym serwisie odnotowałem m.in.:
- Tajemnica dziennikarska nie dla blogerów?
- Dalszy ciąg sprawy osadzonego Josha Wolfa
- Orzeczenie w sprawie zatrzymanego blogera Charlesa LeBlanca
- Prasa internetowa - blogi i kto może być dzinnikarzem?
Oczywiście takich doniesień jest więcej (gdyby ktoś chciał przyczynić się do lepszego udokumentowania zjawiska - proszę o komentarze pod tekstem, wraz z linkami do materiałów źródłowych). Mamy też przyczynek do tej dyskusji w Polsce:
- "Sprawa tożsamości Kataryny" - czy mamy prawo do anonimowej komunikacji?
- Gruby pancerz, stopery w uszy i wycieraczki antyplwocinowe dla wolności słowa
Czy przysługuje nam prawo do anonimatu oraz - generalnie - prawo do ochrony źródeł informacji i anonimowej komunikacji? W kontekście ujawnienia przez Dziennik danych Kataryny pisałem: "Jeśli ujawnienie danych jednego komentatora prasowego przez innego oznacza jawność życia publicznego, to znaczy, że prawo do anonimatu musi zginąć na krwawym ołtarzu społeczeństwa informacyjnego". Trochę melodramatycznie, ale odejście od zasady ochrony tajemnicy to również konsekwencja innych procesów, którą zarysowałem w tekście Rozważania o anonimowości i o przesyłaniu (niezamówionych) informacji. Dziś ta konsekwencja jest coraz bardziej widoczna, zwłaszcza wobec propozycji pochodzących z Policji (por. powyżej), ale również wobec niedawnych doniesień medialnych na temat podsłuchiwania (niekwestionowanych) dziennikarzy (jak np. p. Bogdana Rymanowskiego; zob. m.in. w Rzeczpospolitej: Dziennikarze podsłuchiwani przez ABW oraz w Gazeta.pl: Podsłuchiwani dziennikarze: Zagrożona wolność słowa).
Są i inne teksty poświęcone temu zagadnieniu (tajemnicy komunikacji), ale związane z konfliktem z prawem do dochodzenia roszczeń:
- Niemożność wskazania sprawcy przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka
- Konflikt "anonimowość" vs. "dochodzenie roszczeń" narasta
- Rzut oka na przetwarzanie numerów IP w Polsce
- Anonimowa krytyka w blogu
- Identyfikacja użytkowników, pomówienie w SMS-owym serwisie towarzyskim i odpowiedzialność (jej brak)
- Zabezpieczenie dowodów i wskazanie sprawcy: doświadczenia czytelnika
- Pomówienia a anonimowość
- Wyrok ETPCz: prawo dochodzenia roszczeń w przypadku naruszenia prywatności
W tym ostatnim tekście mowa o wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie K.U. przeciwko Finlandii (Application no. 2872/02), w którym Trybunał stwierdził, że "państwo powinno stworzyć środki prawne ochrony życia prywatnego jednostki, również wówczas, gdy w grę wchodzą relacje między jednostkami". Tajemnica nie jest zatem bezwzględna i powinny być jakieś mechanizmy ujawniania danych aktorów komunikacji (również tej, prowadzonej w sferze elektronicznej).
W odniesieniu do "tajemnicy dziennikarskiej blogerów" warto odnotować, że obecnie w USA wypracowywany jest tu pewien "kompromis". Pisze o tym the New York Times w tekście Shield Law Compromise Would Protect Reporters and Bloggers. Kompromis zapadł w pewnej dyskusji o charakterze politycznym (administracja prezydenta USA negocjowała sprawę z politykami Demokratów). Zacytujmy fragment tego źródła:
Under the proposed agreement, a so-called media shield law would allow federal judges to quash subpoenas against reporters if they determine that the public interest in the news outweighed the government’s need to uncover the leaker – including, in some circumstances, disclosures of classified national security information.
The proposal would also extend coverage to unpaid bloggers engaged in gathering and disseminating news information.
A więc "blogerzy" (jakkolwiek będziemy to pojęcie definiować; jest tu problem, bo to pojęcie dziś nie występuje w polskim porządku prawnym, więc zastosowanie go do negatywnego definiowania pojęcia "prasa" wcale nie poprawia bezpieczeństwa prawnego) również mają być chronieni tajemnicą komunikacji.
Analizując problem "tajemnicy dziennikarskiej blogerów" warto sięgnąć również do innego orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, w śród nich m.in. wyrok w sprawie Goodwin przeciwko Wielkiej Brytanii (orzeczenie z 27 marca 1996 r.); tu m.in.
Ochrona dziennikarskich źródeł informacji jest jednym z podstawowych warunków wolności prasy. Wyrażone to zostało w ustawach i zawodowych dziennikarskich kodeksach etycznych wielu państw-stron. Znalazło również potwierdzenie licznych międzynarodowych dokumentach, takich jak np. Rezolucja o wolnościach dziennikarskich i prawach człowieka, przyjęta podczas IV Europejskiej konferencji ministerialnej nt. polityki mass-mediów w Pradze, 7-8 grudnia 1994., czy Rezolucja Parlamentu Europejskiego o poufności dziennikarskich źródeł informacji z 18 stycznia 1994 r. (Official Journal of the European Communintes No. C 44/4). Bez takiej ochrony informatorzy mogą bać się pomagać prasie w powiadamianiu opinii publicznej o sprawach wzbudzających publiczne zainteresowanie. W rezultacie, ważna rola prasy - publicznego obserwatora, może ulec osłabieniu. Może również negatywnie wpływać na zdolność prasy zapewnienia dokładnej i wiarygodnej informacji. Ze względu na wagę ochrony dziennikarskich źródeł informacji dla wolności prasy w demokratycznym społeczeństwie oraz potencjalnie negatywny wpływ nakazu ujawnienia źródła na korzystanie z tej wolności, środek taki może być uznany za zgodny z art. 10 Konwencji tylko wtedy, gdy jest uzasadniony ze względu na przeważający interes publiczny
Europejski Trybunał Praw Człowieka, gdy analizował art. 10 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, nie zajmował się jedynie "tradycyjna prasą". Jeśli tajemnica dziennikarska może dotyczyć autorów książek, to dlaczego nie miałaby dotyczyć autorów publikacji internetowych, które nie są "dziennikami" lub "czasopismami"?
Dlaczego właściwie zmieniać definicję prasy (poza oczywistym ciśnieniem ze strony dysponentów praw autorskich; por. O tym, że jesteśmy w "ostrym kryzysie" i o lobbingu w sferze prawa autorskiego; wydawców prasy boli dozwolony użytek osobisty z art 23 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, ale również licencja ustawowa z art. 25 tej ustawy, który to artykuł rozpoczyna się od słów: "Wolno rozpowszechniać w celach informacyjnych w prasie, radiu i telewizji..."), skoro leczony - zdaniem ministerstwa kultury - projektem nowelizacji problem nie dotyczy w istocie rejestracji wydawania dzienników i czasopism (to się w projekcie ostatecznie nie zmienia)?
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Komentarz Stefana Bratkowskiego
Pozwolę sobie podlinkować dzisiejszy komentarz Stefana Bratkowskiego dotyczący prawa prasowego jako takiego.
--
Piotr "Mikołaj" Mikołajski
http://piotr.mikolajski.net
RP zapewnia wolność prasy
Z tego, co piszesz na temat projektu nowelizacji wynika mniej więcej tyle, że prasą (tą namaszczoną, korzystającą z pewnych prawnych przywilejów) ma być tylko "prasa instytucjonalna". Prasą mają być w zasadzie tylko przedsiębiorcy, którzy w ten sposób zorganizują swoją działalność.
Dziennikarstwo obywatelskie (m.in. niezdefiniowane przez nikogo "blogi", "strony podmiotów prywatnych") ma nie być prasą, ma nie przysługiwać mu szereg przywilejów rozumianych w demokratycznym państwie prawnym jako gwarancje funkcjonowania i niezależności "czwartej władzy". Prowadzona przez Ciebie, VaGla, strona nie będzie prasą, bo - no właśnie - dlaczego właściwie? Nie będziesz już mógł (albo będzie Ci trudniej) uczestniczyć np. w posiedzeniach komisji sejmowych, zadawać pytania organom i urzędom. Prawo (a konkretnie awersja do ryzyka odpowiedzialności prawnej oraz brak gwarancji co do inwigilacji) będzie Cię skłaniać do powierzenia tych czynności w ręce namaszczonego i uprzywilejowanego pośrednika - "prasy" (albo w ogóle do nie wychylania się). Taka prasa może zechcieć przekazać swoje pytanie, ale może zechcieć też porozmawiać o kolorze krawatów noszonych przez posłów.
Wobec tego zastanawiam się, czy takiemu projektowi nie można stawiać zarzutu naruszenia art. 14 w zw. z art. 32 Konstytucji RP. Mianowicie, czy "wolność prasy", o której tam mowa to przypadkiem nie jest wolność dla wszelkiej działalności prasowej (rozumianej jako dostarczanie społeczeństwu informacji i opinii, w szczególności kontrolowaniu władzy), niezależnie od zawężającej definicji, którą usiłują wprowadzić projektodawcy. Czy zatem tworzenie "prasy drugiej kategorii" nie odbiera obywatelom części wolności prasy, która im się w demokratycznym państwie prawnym słusznie należy. A co ważniejsze - czy taka definicja jak w projekcie nie prowadzi do ograniczenia kontroli nad władzą, jaką w takim państwie prasa sprawuje.
dlaczego nie będę mógł?
Po pierwsze nie prowadzę bloga (nawet nie wiem, co to jest blog, chociaz pytałem socjologów, nawet z tytułami doktorskimi, nawet takich, którzy te tytuły uzyskali analizując internetowe społeczności, i oni mi powiedzieli, że blogiem się mogę uznać, albo nie - to zależy ode mnie, bo nikt nie wie, co to jest). Po drugie prowadzę działalność gospodarczą, w ramach której mam określony profil działalności, w szczególności "wydawanie gazet". I chociaż obecnie nie wydaję dziennika ani nie wydaję czasopisma (tu i tylko tu konieczna jest rejestracja; a w ramach działalności gospodarczej przewidziałem, że kiedyś w przyszłości mógłbym wydawać - to odrębny przedmiot działalności gospodarczej, bo wedle poprzedniej klasyfikacji 22.13.Z, a wydawanie gazet to 22.12.Z), to jednak serwis internetowy - jak konsekwentnie twierdzę - nie mieści się w zakresie pojęć dziennik i czasopismo, a mieści się w pojęciu "prasa" określonym w art 7 ust. 2 dzisiejszej ustawy (również po ewentualnej nowelizacji w proponowanym przez ministerstwo kształcie, gdzie podtrzymano rejestrację wydawania dzienników i czasopism, ale te dwie formy prasowe nie wyczerpują pełnego zakresu art 7 ust. 2 nawet w proponowanej postaci - tam zostały jeszcze biuletyny, które nie podlegają rejestracji). Skąd zatem wniosek, że prowadzona przeze mnie strona nie będzie prasą? Jest postanowienie WSA w Warszawie (II SA/Wa 1885/07), w którym można przeczytać:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
chcieć to móc
Czy po uchwaleniu projektu w jego obecnym kształcie byłbyś mniej, czy może jednak bardziej, skłonny do opublikowania tekstu takiego jak ten o punktach w monitoringu?
rejestracja
Czy więc zarejestrował Pan ten serwis jako prasę ze względu na to, że ktoś go redaguje a co za tym idzie jest "dziennikarzem" wg. informacji przytoczonych w Pana artykule?
Bo jeśli nie zarejestrował Pan tego serwisu, a Pana działalność ma zezwolenie na wydawanie dzienników lub czasopism, co jak Pan sam twierdzi nie dotyczy tego serwisu, to na jakiej podstawie działa ta strona?
Nie jest bowiem wg. Pana blogiem, ani (jak się domyślam) innym tworem wymienianym w artykule co by pozwoliło go zwolnić z obowiązku rejestracji - ale tym samym stało by się nielogiczne z Pana zacytowaną tu wypowiedzią...
Nie ma obowiązku rejestrowania "prasy"
Nie ma obowiązku rejestrowania "prasy", a obowiązek rejestrowania dotyczy wydawania "dzienników" oraz "czasopism" (oba te pojęcia są zdefiniowane w ustawie). Dzienniki i czasopisma - na gruncie art 7 ustawy - nie wyczerpują wszystkich możliwych form prasowych. Żadnego "dziennika" ani "czasopisma" nie wydaję, co nie zmienia faktu, że mógłbym. To, że mam zadeklarowany taki lub inny zakres działalności gospodarczej nie oznacza, że we wszystkich sferach zadeklarowanych działalności w rzeczywistości działam. Akurat nie w moim przypadku, ale gdyby oceniać tylko deklaracje niektórych podmiotów, to mogłoby się okazać, że w Polsce bardzo wiele podmiotów "zajmuje się" produkowaniem "statków kosmicznych (łącznie ze sztucznymi satelitami) oraz kosmicznych rakiet nośnych". Tymczasem jedynie zadeklarowało taką działalność.
Jeśli to wyjaśni więcej - takiej rejestracji wydawania dziennika lub czasopisma nie dokonała interia.pl czy Helsińska Fundacja Praw Człowieka w związku ze swoimi internetowymi serwisami.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Nie lubię stwierdzenia "chcieć to móc"
Witam.
Bez urazy. Ja tylko w kwestii samego wydźwięku stwierdzenia "chcieć to móc". Żadnych osobistych wycieczek nie stosuję i nie mam zamiaru aby tak to zostało odebrane. Rozumiem, że tu zostało ono użyte w innym kontekście i to pozytywnym.
Nie mniej jednak wg mnie, zdanie "chcieć to móc", jest zdaniem wymyślonym chyba tylko celem pokazania własnego niezrozumienia tematu przez głosiciela takiego stwierdzenia. Przez wzgląd na serwis Pana Vagli nie napisałem dosadniej.
Jako dowód zasadności mojego stwierdzenia proszę przeprowadzić eksperyment, najlepiej myślowy.
Proponuję uwiązać kamień młyński do szyi i skoczyć na głęboką wodę, a potem oddychać. Wszak ponoć "chcieć to móc", i nie będzie topielca.
Można podać dziesiątki podobnych sytuacji w których jasno widać jak bardzo to zdanie jest nieadekwatne. Powyższy test jest wskazany dla wszystkich tych, co nadużywają tego zdania.
Przepraszam za czepiactwo, ale sądzę, że ludzie inteligentni powinni zwracać uwagę na tego rodzaju przejawy ukrytej, a może nieświadomej arogancji wobec innych, bo najczęściej właśnie w takich sytuacjach to zdanie się pojawia. Właściwszym stwierdzeniem jest "jeśli zechcesz i dasz radę, to zrealizujesz" albo "spróbuj, może dasz radę".
Jeszcze raz PRZEPRASZAM i proszę Pana Ksiewi o nie odbieranie mojego wpisu jako formy ataku czy coś osobistego. Ja tylko chciałem zwrócić uwagę, na wydźwięk tego sformułowania, którego osobiście nie lubię.
Pozdrawiam.
językowo
Takie stwierdzenie chyba nie oznacza, że "dla każdej możliwej sytuacji i obiektu chcenia, można coś osiągnąć", tylko taki prztyczek "interlokutorze, gdybyś naprawdę chciał, to specyficzne osiągnięcie leży w granicach twoich możliwości". Anyway, niech się Pan cieszy, że ma jeszcze język narodowy do poanalizowania w imperium europejskim, reszta to sprawa wtórna.
spoko
Ja w ogóle staram się niczego nie odbierać jako formy ataku czy czegoś osobistego.
Postawiłem tezę, że po uchwaleniu nowelizacji VaGla nie będzie "mógł" czegoś zrobić. I chodziło raczej o ekonomiczno-prawną opłacalność, a nie brak faktycznej możności. VaGla zdaje się poddawać w wątpliwość zdolność prawa do wpływania na poczynania jednostek, jeżeli tylko mają one faktyczną możność tych poczynań. Dlatego też ja pomyślałem sobie, że odgryzę się ironicznym "chcieć to móc".
Suma-Sumarum
Wg. postanowienia sądu WSA: Redaktor = to ktoś kto redaguje tekst i sam decyduje o jego publikacji.
Eksperyment:
Dzieciak z gimnazjum pisze wypracowanie, dostaje 6 i jest tak z tego dumny, że publikuje je na swojej stronie która to on sam uznaje za "bloga".
Czy jest redaktorem? Czy do bycia redaktorem konieczne jest prowadzenie działalności gospodarczej? Czy jeśli w swoim wypracowaniu ujawni jakąś tajemnice państwową i prokurator go "dziabnie" to czy może powołać się na tajemnicę "dziennikarską" ale nie z racji bycia blogerem, lecz z acji bycia redaktorem.
link porządkowy
W dziale "prasa" opublikowałem kolejny tekst: Dalszy ciąg dyskusji na temat pojęcia "prasa" w erze demokratyzowania się mediów (elektronicznych).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Co możemy z tym zrobić?
Czy po ewentualnym wejściu w życie tej ustawy osoby prywatne publikujące w internecie, a chcące nadal korzystać z ochrony tajemnicy dziennikarskiej, powinny zarejestrować działalność gospodarczą (ale non-profit?) albo fundację, albo coś w tym rodzaju? No właśnie, co? Co będzie najlepsze i najtańsze?