Nagrywam obrady komisji sejmowej. Czy ktoś może uznać, że działam bezprawnie?

Legitymacja prasowa VaGla.pl Prawo i InternetDziś w Sejmie odbyło się posiedzenie podkomisji specjalnej, która zajmowała się projektem nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Miało być o 9:30, było o 12:30. Lepiej się upewniać, dzwoniąc rano do komisji (chociaż w samych komisjach czasem nie wiedzą, że termin został przesunięty). Ale ja nie o tym. Byłem na podkomisji i podobnie jak ostatnio oczywiście rejestrowałem jej przebieg, by takie nagranie udostępnić Państwu (por. Rozpoczęło się pierwsze czytanie noweli ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną). Pracownik sekretariatu komisji zwrócił mi dziś uwagę, że "prasa nie jest od tego, by nagrywać". I tego dotyczy ten wpis, ponieważ relację z prac legislacyjnych i samo nagranie opublikuję, jak tylko chwilę wypocznę po ciężkim dniu (już: To był piękny mecz i "zdecydowanie odnosi się to do usługi": relacja z podkomisji sejmowej).

Otóż jak wielokrotnie sygnalizowałem w tym serwisie (por. Plebejusze a dostęp do informacji o działalności organów władzy publicznej, Nie martw się Jarku o mnie) - stenogramy z podkomisji sejmowych nie są publikowane na stronach internetowych (a stenogramy z posiedzeń komisji z dużym opóźnieniem). Bardzo trudno dowiedzieć się, kiedy podkomisja się odbędzie, bo na ten temat w internecie również informacji się nie publikuje. Na podkomisjach tworzy się tak naprawdę prawo. Dziennikarze bywający w Sejmie nie interesują się obradami poświęconymi często dość szczególnym regulacjom. Dziennikarze wolą "afery rozporkowe", albo coś innego, co może być łatwo przekazane konsumentom mediów. Ale media są różne i czytelnicy tego serwisu są zainteresowani pracami legislacyjnymi dotyczącymi "społeczeństwa informacyjnego" (i - jak podejrzewam - wielu ma na tematy będące przedmiotem prac legislacyjnych wyrobione zdanie, zna problematykę (często lepiej niż pracujący nad danym zagadnieniem w Sejmie)).

Żyjemy podobno w demokratycznym państwie prawnym. Afera nazywana Aferą Rywina ("lub czasopisma") dobitnie pokazała, że są osoby, które chętnie wpływałyby (skrycie) na proces legislacyjny. Oczywiście na tym polega demokracja, że się na proces legislacyjny wpływa i tu chodzi raczej o to, by ten wpływ odbywał się w sposób cywilizowany, zgodny z pewnymi zasadami. Zasady te zaś muszą odpowiadać pewnym wartościom, które w demokratycznym państwie prawnym tworzą ustrój społeczno-polityczny.

Czy Regulamin Sejmu może być sprzeczny z Konstytucją? Uważam, że taki regulamin z wzorcami konstytucyjnymi można porównywać, podobnie jak zarządzenia Marszałka Sejmu. Przykład, który zasygnalizowałem przy okazji tekstu To już trzeci rok, nadal jestem..., polegał na wpisaniu do Zarządzenia nr 1 Marszałka Sejmu z dnia 9 stycznia 2008 r. w sprawie wstępu do budynków pozostających w zarządzie Kancelarii Sejmu oraz wjazdu na tereny pozostające w zarządzie Kancelarii Sejmu wymogu dołączenia do wniosku o kartę prasową Sejmu również "kserokopii legitymacji prasowej". Nie ma czegoś takiego jak "legitymacja prasowa". Nie ma. Stawianie zatem wymogów, które nie mają uzasadnienia w istniejącym porządku prawnym Rzeczypospolitej Polskiej musi być zatem oceniane właśnie przez pryzmat tego porządku (pominę użycie spolszczonego określenia pochodzącego od znaku towarowego Xerox w Zarządzeniach Marszałka Sejmu). Wiele osób nie otrzymało w tym roku karty prasowej i gdy w tym roku złożyłem wniosek - za pierwszym razem również mnie tego prawa odmówiono ("moja redakcja nie wydaje legitymacji prasowych, nie ma czegoś takiego jak legitymacja prasowa, jeśli mam się legitymować, czyli wykazywać przypisanie do danej redakcji, to mogę to zrobić spisując odpowiednie oświadczenie z danymi redakcji, etc." - to jest linia argumentacji, która doprowadziła do wydania mi jednak karty prasowej, chociaż kartę prasową mam od lat trzech; po silnych reakcjach środowiska dziennikarskiego, po reakcjach Rzecznika Praw Obywatelskich i innych jeszcze - od tamtego czasu mamy już nowego Dyrektora Biura Prasowego Kancelarii Sejmu RP).

Ale - jak zasygnalizowałem we wstępie - dziś pracownik sekretariatu komisji sejmowej najpierw mnie wylegitymował, a następnie zapytał, dlaczego nagrywam? Odpowiedziałem, że taka jest rola mediów: żeby nagrywać i publikować. Dowiedziałem się, że nie taka jest rola mediów. Przyznaję, że wchodząc do sali obrad komisji nie wpisałem się na wyłożoną listę obecności. Moja wina. Poproszono mnie zatem, bym się na listę wpisał, co uczyniłem. Dodatkowo pracownik komisji wskazał mi regulamin Sejmu, zgodnie z którym mam prawo być na posiedzeniu za zgodą przewodniczącego komisji, a zakomunikowano mi również, że nagrywać mogę także w oparciu o taką zgodę. Problemem - jak mi się wydaje - nie było to, że zajmowałem czyjeś miejsce na sali posiedzeń (nie zajmowałem, a na sali były również inne, wolne i wygodne miejsca), nie było też to, że zachowywałem się w sposób, który utrudniał prace podkomisji (bo nie przeszkadzałem nikomu - tak uważam). Problemem było to, że nagrywałem obrady.

Przyjrzyjmy się zatem roli mediów w procesie stanowienia prawa w Rzeczypospolitej Polskiej. Zacznijmy od ustępu pierwszego art. 54 Konstytucji. Zgodnie z tym przepisem "każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji". Wiadomo, że wolność słowa ma pewne granice, które są wyznaczane prawami i wolnościami innych osób. Zgoda. Z ustępu drugiego cytowanego wyżej przepisu dowiadujemy się, że "Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane. Ustawa może wprowadzić obowiązek uprzedniego uzyskania koncesji na prowadzenie stacji radiowej lub telewizyjnej". Z innych przepisów konstytucyjnych (art. 61 Konstytucji) wiemy, że "obywatel ma prawo do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne", że "prawo do uzyskiwania informacji obejmuje dostęp do dokumentów oraz wstęp na posiedzenia kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów, z możliwością rejestracji dźwięku lub obrazu" (art. 61 ust. 2 Konstytucji) oraz - co wynika z kolejnego ustępu: Ograniczenie prawa (...) może nastąpić wyłącznie ze względu na określone w ustawach ochronę wolności i praw innych osób i podmiotów gospodarczych oraz ochronę porządku publicznego, bezpieczeństwa lub ważnego interesu gospodarczego państwa". Wszystko pięknie i klarownie. Tu oczywiście trzeba odnotować, że w przypadku Sejmu i Senatu tryb udzielania informacji tego typu określają regulaminy obu Izb - tak stanowi Konstytucja, jednak nie oznacza to, że postanowienia tych regulaminów mają niweczyć zagwarantowane w Konstytucji prawa.

A warto sięgnąć do redakcji Art. 154 Regulaminu Sejmu. Cóż tam znajdziemy? Dowiemy się z tego przepisu, że w posiedzeniach komisji, w tym również zamkniętych, mogą uczestniczyć posłowie niebędący jej członkami. Że mogą oni zabierać głos w dyskusji i składać wnioski bez prawa udziału w głosowaniu. Że mogą uczestniczyć w nich wybrani w Rzeczypospolitej Polskiej posłowie do Parlamentu Europejskiego, podobnie osoby wykonujące zawodową działalność lobbingową oraz osoby uprawnione do reprezentowania podmiotu wykonującego zawodową działalność lobbingową (przepis stwierdza, że osoby takie mogą zabierać głos w dyskusji). Mogą. Mają takie prawo dane im przez regulamin. Prawo, a więc nie można im tego prawa zabrać. Mogą uczestniczyć, na zaproszenie prezydium komisji lub jej przewodniczącego, przedstawiciele organizacji zawodowych i społecznych oraz eksperci komisji. Tu więc warunkiem jest zaproszenie (ergo - niezaproszeni nie mogą). W przypadku mediów zaś przepis regulaminu wyróżnił potencjalnie jedyny łącznik między zaciszem podkomisji i komisji a Narodem, w imieniu którego działają posłowie (art. 4 Konstytucji). Media są wyróżnione w ten sposób: "Na posiedzeniu komisji, za zgodą jej przewodniczącego, mogą być obecni pracownicy biur klubów poselskich oraz dziennikarze prasy, radia i telewizji".

Za zgodą. Stąd pytanie: czy jeśli posiedzenie komisji nie jest zamknięte, jeśli nie jest wyłączona jego jawność i komisja zajmuje się stanowieniem prawa, a na posiedzeniu są lobbyści, samorząd zawodowy i eksperci, to czy przewodniczący komisji może niewyrazić zgody na obecność dziennikarzy? Proszę pamiętać, że "nie jest przyjęte", by stenogram z posiedzenia podkomisji sejmowej był dostępny w internecie, a stenogramy z posiedzeń komisji są dostępne z dużym opóźnieniem. Czemu ma zatem służyć to, by dopuścić "siły wpływu", a nie dopuścić relacjonujących Narodowi przebieg procesu legislacyjnego dziennikarzy?

Rozumiem, że jeśli dziennikarz zabiera komuś miejsce, albo zachowuje się w sposób, który utrudniałby pracę - tu przewodniczący komisji słusznie mógłby reagować. Zdarzają się też "wypadki", które mogą mieć pewne, znacznie dalej idące, konsekwencje. Oto na stronie internetowej Biura Prasowego Sejmu czytamy w komunikacie:

(...)
25 lipca br. doszło do wypadku, którym było uderzenie kamerą w głowę Posłanki na Sejm RP, pani Jadwigi Zakrzewskiej przez operatora obrazu jednej ze stacji telewizyjnych.

W związku z powyższym, w oparciu o przepis zawarty w § 21 Zarządzenia nr 1 Marszałka Sejmu z dnia 9 stycznia 2008 r. w sprawie wstępu do budynków pozostających w zarządzie Kancelarii Sejmu oraz wjazdu na tereny pozostające w zarządzie Kancelarii Sejmu, wspomnianemu operatorowi czasowo zawieszono prawo wstępu do budynków sejmowych, (...)

Można zadać pytanie: skoro w komunikacie mowa o "wypadku", to pewnie nie było to działanie celowe, dlaczego zatem ukarano operatora? Być może zdarzenie tylko nazwano "wypadkiem", a w rzeczywistości operator rozpychał się, gnał ku lepszemu kadrowi, był napastliwy, niegrzeczny... Nie wiem. Nie byłem przy tym. W każdym razie "wypadki się zdarzają".

Z przebiegu każdego posiedzenia komisji sporządza się protokół oraz biuletyn. Tak stanowi art. 166. ust. 1. Regulaminu Sejmu. Ustęp trzeci tego przepisu stwierdza, że "biuletyn jest nieurzędowym streszczeniem obrad komisji; przeznaczony jest przede wszystkim dla prasy, radia i telewizji". Media są coraz szybsze, dyskusja w procesie legislacyjnym również bardzo przyspiesza (zwłaszcza zaś w dobie zapowiadanej przez polityków "Legislacyjnej Rewolucji Październikowej"). Biuletyny zawierające stenogramy - są streszczeniem. Nie zawsze oddają dokładny przebieg dyskusji. Wiele materiałów na temat procesu legislacyjnego po prostu nie jest dostępnych (kto ma opublikować stanowisko Lewiatana, które dostarczono sejmowym Komisjom Gospodarki i Infrastruktury: ja, czy Sejm?).

Rozumiem, że kogoś może krępować nagrywanie, utrwalanie wizerunku, utrwalanie głosu. Pewnie są i tacy, którzy chętnie ustalaliby różne szczegóły przepisów bez osób, które przyglądają się uważnie temu, jak to przyszłe, powszechnie obowiązujące prawo powstaje. Z jakiegoś powodu Konstytucja wspomina o prawie rejestracji dźwięku lub obrazu na posiedzeniach "kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów" (a potrafię sobie wyobrazić argumentację, zgodnie z którą komisja sejmowa nie jest takim organem), ale na zakończenie potrzebuję pomocy: czy znajdę coś w Regulaminie Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej na temat specjalnej zgody na nagrywanie, rejestrację lub utrwalanie dźwięku i obrazu w czasie obrad Komisji? Słowo kluczowe, które dla mnie jest ważne, gdy zajmuję stanowisko w podobnych sprawach: transparentność.

W każdym razie: po zakończeniu posiedzenia specjalnej podkomisji podszedłem do przewodniczącego, posła Antoniego Mężydło i przedstawiłem się (później również wskazałem pewne dodatkowe okoliczności, podobne do sygnalizowanych w starym już tekście Czy wielopłaszczyznowa samorealizacja jest legalna?). Powiedziałem, iż w trakcie posiedzenia zwrócono mi uwagę na moje bezprawne zachowanie. Dowiedziałem się, że ze strony przewodniczącego "nie ma żadnego problemu" i "nie czekają mnie żadne konsekwencje", ale oczywiście "pracownicy sekretariatu komisji są czujni", ja zapytałem przekornie: "a jakie konsekwencje mogłyby mnie czekać?", a w odpowiedzi usłyszałem, że przewodniczący sygnalizował już wcześniej, że z racji dużego zainteresowania ustawą chce, by prace nad nią były maksymalnie dostępne. Z innych źródeł wiem, że - być może - nawet będzie udostępniony stenogram z tej podkomisji, która dziś obradowała. Nie przypuszczam, by nastąpiło to zbyt szybko, a przecież prace związane z tą nowelizacją zakończą się błyskawicznie (wiadomo: "Październikowa rewolucja").

I mogę stracić prawo dostępu do Sejmu, bo ktoś może uznać, że stanowię "uciążliwość", zachowuję się w sposób, który "nie licuje z ideą parlamentaryzmu", a to w ten sposób, że pozwalam sobie jako obywatel - w pełni odpowiedzialny za własne słowa, pod własnym nazwiskiem i we własnej osobie - krytycznie odnosić się do procesu stanowienia powszechnie obowiązującego prawa. Na razie jeszcze nikt tak nie uznał. Jedyne, co będę miał na swoje usprawiedliwienie w takim przypadku to to, że kieruję się uzasadnionym interesem społecznym.

Legitymacja prasowa VaGla.pl i karta prasowa Sejmu
Na ilustracji - moja "legitymacja prasowa", którą sobie zrobiłem. Tak jak swoje "legitymacje prasowe", wedle własnego uznania i wzorów, robią sobie inne media. Nie koniecznie będące "dziennikiem" lub "czasopismem", a tylko te wymagają rejestracji w sądzie. Dziennikarstwo nie jest na razie zawodem "reglamentowanym". Aby móc działać w Sejmie trzeba mieć specjalną kartę prasową Sejmu.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

To jest jeszcze nic - na tym

To jest jeszcze nic - na tym poziomie nie mogą blokować dostępu do informacji tak, jak to się dzieje o poziomie gminnym. Złożyłem ostatnio 36 pytań (na posiedzeniach komisji jako obywatel nie mogłem nagrywać, a mam takie prawo - "każda informacja... jest informacją publiczną" i takie tam martwe zapisy i fikcyjne BIP'y:D) na 6 wnioskach o dostęp do informacji publicznej (sytuacje komplikował fakt, że kilka lat temu miałem swój komitet wyborczy - średnia wieku wtedy 23lata - i nie poparłem rządzącej ze swoją kliką Pani burmistrz i patrzą na mnie jak na agenta obcego wywiadu:D) efekt jest taki: 5 odpowiedzi: nie prowadzimy rejestru takich danych - na stronie wydziału chwalą się, że jednak prowadzą; 14 - pytanie nieczytelne, reszta do wglądu na miejscu ponieważ nie posiadają umów w formie elektronicznej - rozumiem, że firma na M. która ma monopol na soft w administracji nie dostarczyła im pakietu biurowego lub informacje na BIP w podanej zakładce, której na witrynie niestety nie ma.

Stąd od dawna próbuje znaleźć chętnych na stworzenie fundacji na poziomie lokalnym i krajowym - watch-dog - z serwisem, na którym wrzucało by się odpowiednio do poziomu legislacji stenogramy, wideocasty, podcasty i takie tam. Na chwilę obecną jawność tworzenia prawa, transparentoność, dostęp to fikcja.

Jeśli chodzi o materiały

LukasS's picture

Jeśli chodzi o materiały Piotra, to ma zawsze u mnie miejsce na serwerze i seed'ować mogę dopóki starczy mi transferu (a tego mam kilkaset GB miesięcznie do dyspozycji), co już czynię z relacją z podkomisji sejmowej.

Jeśli zajdzie potrzeba pomocy w publikacji takich materiałów za pomocą sieci p2p, służę pomocą w ramach swoich możliwości.

"MS" formatowanie

Tak, a w wewnętrznych zarządzeniach Ministerstwa Środowiska mają obowiązek używania, przy wydawaniu np. postanowień czcionki Verdana (czy jakoś tak, dawno nie używałem :) ) a przy bodajże decyzjach Arial. Oczywiście zapis w formacie .doc

Niech żyje promowanie wolnych standardów a'la MŚ :)

Pokażcie mi kogoś, kto nie

Pokażcie mi kogoś, kto nie składa tekstu, nie jest webdesignerem, nie zajmuje się typografią, a odróżni te dwie czcionki od siebie. A ze świecą szukać takich, którzy jeszcze przyporządkują im odpowiednie nazwy!

Po nazwach pewnie nie,

LukasS's picture

Po nazwach pewnie nie, jednak w kroju różnią się znacznie. Arial jest wąski (a Arial Narrow jeszcze bardziej), więcej treści można upakować w linijce tekstu, natomiast Verdana jest szeroka i łatwiejsza w czytaniu, nawet przy małych wielkościach. Obie są bezszeryfowe i dlatego nadają się głównie do dokumentów, które mają za zadanie przekazać czytelnie informację a nie posiadać wartości wizualne, estetyczne (Jak np.: Times New Roman, czy Georgia).

Nagrywanie obrad

Skandal na sesji Rady Miejskiej w Warce (wideo)

Tak to może wyglądać w praktyce...

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>