Plebejusze a dostęp do informacji o działalności organów władzy publicznej

tabliczka loża dziennikarska w SejmieW piątek o 16:30 miało odbyć się spotkanie grupy dziennikarzy z Marszałkiem Sejmu RP w sprawie usprawnienia pracy Sejmu (por. Nie martw się Jarku o mnie). Piątek był dniem "gorącym", m.in. ze względu na ogłoszenie wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie lustracji (por. "Trybunalskie surfowanie legislacyjne"). Marszałek spotkanie odwołał. Spotkanie dziennikarzy z Marszałkiem ma się jednak odbyć w przyszłym tygodniu. W tym kontekście postanowiłem spisać pewne pomysły i uwagi, które warto - jak sądzę - brać pod uwagę przy pochylaniu się nad "udrożnieniem głównych ciągów komunikacyjnych w Sejmie"...

Zachowanie "elementarnego porządku w Sejmie" nie musi być realizowane przez podział dziennikarzy na kasty ("patrycjusze, ekwici i plebejusze"). Jest problem z poruszaniem się po Sejmie m.in. ze względu na 1300 dziennikarzy posiadających stałą "kartę prasową", bliżej nieokreśloną rzeszę dziennikarzy wyposażonych w wejściówki jednorazowe (nie można zapomnieć o wycieczkach klasowych, i innych, w tym składających się z odwiedzających ubranych w stroje regionalne i inne jeszcze grup odwiedzających)? Skoro jest problem, to pomyślmy jak go rozwiązać.

Są różni przedstawiciele prasy. Jedni muszą na bieżąco relacjonować każde słowo padające z ust polityków (np. zastanawiają się dlaczego Marszałek na konferencji prasowej ściskając rękę posła Mularczyka powiedział, że "cały sejm jest z Panem" i czy mógł to powiedzieć wtedy, gdy po drugiej stronie sporu konstytucyjnego jest grupa posłów składająca wniosek o uznanie przepisów ustaw lustracyjnych za niekonstytucyjne). Społeczeństwo zaciekawione jest aferami "rozporkowymi", tym kto i na kogo się obraził, błyskotliwymi filipikami, przesunięciami na stanowiskach, wypowiedziami w sprawach bieżących, komentarzami do wypowiedzi, i odpowiedzi na te komentarze... Za pomocą relacjonujących wszystko dziennikarzy toczy się pewien dialog (a nawet debata). Wszystko pulsuje w specyficznym rytmie konferencji prasowych, spotkań polityków z przedstawicielami mediów, ucieczek i gonitw systematycznie emitowanych na anteny oglądane i słuchane przez społeczeństwo.

Są też fotoreporterzy, którzy żyją z tego, że codziennie przynoszą do archiwów swoich redakcji (wydzielonych tam agencji foto) megabajty zdjęć ilustrujących ważne wydarzenia. W tym ostatnim przypadku liczy się każdy grymas, każde spotkanie jednego polityka z drugim, każdy niuans, który wprawny fotoreporter potrafi uchwycić w szczęku automatycznych migawek przypominającym dźwięki wydawane przez cichostrzelny CKM. Fotoreporterzy martwią się o to, że na rynek wchodzą coraz lepsze aparaty fotograficzne i już widać tendencję do tego, że redakcje będą kupowały zdjęcia od naocznych świadków katastrof czy innych zdarzeń, wykonane coraz lepszym sprzętem użytku osobistego. Ale do zrobienia dobrego zdjęcia nie wystarczy samoustawiający się sprzęt. Dobre zdjęcia to doświadczenie, sprzęt i - często - długie godziny czekania na to jedno ujęcie, które nadaje się na pierwszą stronę gazety, albo internetowego serwisu.

Krzysztof Leski przed kamerą

Przed kamerą Krzysztof Leski, reporter sejmowy z najdłuższym stażem (18 lat) w Sejmie (aktualnie TVP3: Kurier i 30 Minut). Ale poza profesjonalistami są też małe redakcje, często "z prowincji" (przepraszam za to określenie - wiem, że też czytają publikacje internetowe). Nie będą w stanie ekonomicznie udźwignąć obsługi prasowej Sejmu. Skazuje je to na korzystanie z depesz agencyjnych i na komentowanie komentarzy opublikowanych wcześniej przez redakcje mające dostęp do źródeł.

Telewizja, tradycyjna prasa, radio, a ostatnio także internet - ma pewien wybór. Może spełniać rolę jedynie odtwórczą, komentując nadesłaną z agencji prasowych papkę, komentować informacje i materiały opublikowane przez konkurencję, lub samemu starać się o te materiały, zadawać pytania interesujące użytkowników-klientów (czytelników, widzów, słuchaczy) danego medium. Co innego interesuje czytelników "Tygodnika Pszczelarza Opolskiego", a co innego pasjonuje sześćdziesięcioprocentową grupę populacji spędzającą czas wolny przed telewizorem (zamiast uprawiać jakikolwiek sport - wczoraj odbył się "Bieg po zdrowie", dlatego to nawiązanie), czego innego chcą słuchać ludzie spędzający długie godziny w korkach za kierownicą samochodów. Mamy różne grupy odbiorców, a demokratyczny ustrój państwa zakłada istnienie pluralizmu mediów.

Jeśli nie chcemy doprowadzić do sytuacji, w której skonsolidowane media prezentują wciąż jedno i to samo, to należy zagwarantować szeroki dostęp przedstawicieli opinii publicznej do informacji. Chociaż przedstawiciele "dużych koncernów medialnych" chcieliby mieć większą swobodę konsolidacyjną (bo przecież media to branża, która również rządzi się pewnymi, w tym ekonomicznymi, prawami rynku), to pojawiają się głosy, że "konsolidacja zabija kreatywność i różnorodność" (por. Konsolidacje na rynku medialnym). Jeśli wprowadzony zostanie w Sejmie podział na kategorie dziennikarzy, a jednym z kryteriów tego podziału będzie prestiż redakcji, którą reprezentują, to łatwo może się okazać, że od źródeł informacji zostaną odcięci tacy dziennikarze, którzy reprezentują małe, niezależne tytuły, o odbiorcach mających specyficzne oczekiwania, których siedziba i krąg czytelników czy słuchaczy koncentruje się poza głównymi ośrodkami miejskimi, w szczególności - poza Warszawą.

Stolik prasowy w Sejmie

Stolik okupowany zwykle przez dziennikarzy (zaraz obok znajduje się "pokój dziennikarzy"). Czy stolik zostanie? "Modernizacja tak, ale modernizacja zgodna z tradycją" - odpowiada Marszałek Sejmu. W Sejmie jest access point (o nazwie "press"), tak więc każdy, kto ma odpowiedni sprzęt może skorzystać z WiFi i dzięki temu mieć dostęp do internetu. Wielu niepotrzebnych "przebiegów" po Sejmie dałoby się uniknąć, gdyby w Sieci były publikowane rzetelne i aktualne informacje organizacyjne dotyczące prac parlamentarnych.

Sejm to nie tylko polityka (chociaż Marszałek Sejmu w wypowiedzi dla Wprost mówił o "dziennikarzach, którzy od lat poświęcają się dziennikarstwu politycznemu", jako o tych, którzy nie będą mieli problemów z dostępem do źródeł). Sejm to nie tylko wspomniane już afery rozporkowe i komentowanie wypowiedzi innych polityków, to nie tylko przesilenia rządowe i karuzele stanowisk. W Sejmie trwają prace nad ustawami ważnymi dla bardzo wielu środowisk (w tym dla pszczelarzy z Opolskiego). Niezwykle często afery wypychają z ramówek tematy ważne. Nie ma dla nich miejsca na antenach, na łamach, między blokami reklam. A przecież wystarczy sięgnąć do projektów ustaw znajdujących się w Sejmie, aby przekonać się o różnorodności tematów. Dziennikarze "mainstreamu" byliby zagubieni słuchając obrad komisji sejmowej, w czasie której rozważana jest kwestia organizacji rynku mleka, meandry rolno-spożywczych rynków hurtowych, recyclingu pojazdów (wiem, że są zagubieni, gdy czasem rozmawiam o niszowych tematach z przedstawicielami "innych" mediów). Czy ostatnio w głównym wydaniu programów informacyjnych słyszeliście może coś o pasjonującej wręcz ustawie o zmianie ustawy o muzeach? Jeśli temat dotyczy wąskiej grupy, ewentualnie nie jest atrakcyjny dla reklamodawców - można być pewnym, iż w "mainstreamie" albo zostanie pominięty w całości, albo zostanie jedynie odnotowany fakt, że dana ustawa jakiś czas temu została przyjęta, względnie notatka na jej temat pojawi się w dziale "dziś wchodzi w życie".

Mam kartę prasową Sejmu RP (chociaż fakt jej otrzymania komentowałem z pewnymi obawami; por. Czy wielopłaszczyznowa samorealizacja jest legalna?). Poza robieniem zdjęć Sejmu i umieszczeniem ich w repozytorium Commons Wikipedii (jako "public domain" - z czego np. skorzystało już Polskie Radio ilustrując opublikowany w swoim serwisie internetowym artykuł Przecież ja tylko pytam…) uczestniczyłem w kilkunastu posiedzeniach Komisji Kultury i Środków Przekazu (KSP), Komisji Infrastruktury (INF), Komisji Gospodarki (GOS), Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży (ENM), Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka (SPC) czy Komisji do Spraw Unii Europejskiej (SUE), a nawet Komisji do Spraw Kontroli Państwowej (KOP). W ostatnim czasie energicznie nowelizowane są przepisy ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, a także innych ustaw z obszaru szeroko pojętej własności intelektualnej, nowelizowane są przepisy prawa telekomunikacyjnego, trwają prace nad ustawą o ochronie małoletnich przed szkodliwymi treściami prezentowanymi w środkach masowego komunikowania, Sejm interesował się nieprawidłowościami w przetargach na sprzęt komputerowy dla szkół, informatyzacją państwa i innymi jeszcze tematami. Wiele o tym wszystkim znalazło się w dziale legislacja niniejszego serwisu. Będąc prawnikiem o dość wąskiej (relatywnie) specjalizacji, który realizując pewne pasje postanowił również zdobyć podstawową wiedzę na polu reporterskim, mam - teoretycznie - ułatwione zadanie. Dla prawnika ważny jest tekst projektu, zapis dyskusji, tekst ustawy, treść orzeczenia, komentarze do nich. Charakterystyka pracy nad tekstem aktu normatywnego wymaga skupienia się nad nim, pewnej zadumy, analizy. Praca nad tekstem ustawy ma niewiele wspólnego z "gorącym komentarzem na temat bieżących wypowiedzi polityków".

Tak naprawdę, to zupełnie nie musiałbym siedzieć w Sejmie i przysłuchiwać się tym wszystkim posiedzeniom, gdyby Sejm udostępniał mi w jakiejś przyjaznej formie oraz niezwłocznie (czyli "bez zbędnej zwłoki") teksty źródłowe do dalszej analizy. Ale tak się nie dzieje. Stenogramy z posiedzeń komisji publikowane są online z dużym opóźnieniem. Może się zdarzyć, że ustawa została już przez Sejm przyjęta, a stenogramów z komisji, w której w toku prac legislacyjnych nad nią pracowano nadal nie ma. Jaskrawym i aktualnym przykładem jest ostatnie publiczne wysłuchanie. Jakiś czas temu, 17 kwietnia, odbyło się takie publiczne wysłuchanie w sprawie rządowego projekt ustawy o zmianie ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Pisałem o tym w tekście Kilka luźnych zdań po publicznym wysłuchaniu. Minął prawie miesiąc (bo bez 4 dni). Stenogramu z tego wysłuchania nie znajdziecie w serwisie internetowym Sejmu. Pewnie z czasem się te stenogramy tam pojawią, ale - daję głowę - nie znajdą się przy nich wszystkie materiały, które zostały złożone przy okazji do sekretariatu komisji. Będę w stanie to sprawdzić, gdyż wiem o niektórych materiałach (chociaż nie wiem o wszystkich), które do komisji tego dnia wpłynęły. Nie zostaną opublikowane. Opinia publiczna nie będzie miała szansy zapoznać się z nimi. A przecież 26 kwietnia odbyło się kolejne posiedzenie Komisji, w czasie którego projekt skierowano do podkomisji nadzwyczajnej. Od tej pory - można chyba tak powiedzieć - prace nad tą ustawą jakby ktoś wrzucił w studnie. Nikt - bez odpowiedniej determinacji - nie da rady relacjonować prac legislacyjnych w kwestii, która zasługiwała wszak nawet na wysłuchanie publiczne.

Ktoś powie - przygotowanie stenogramów to potężna praca, nie da się wszystkiego obrobić, a jeszcze postuluję publikację materiałów złożonych w sekretariacie przez różne podmioty. A ja coś wiem o tym, bo będąc na studiach miałem krótki epizod związany z przygotowaniem takich stenogramów dla Sejmu. Wynajmowani są ludzie, którzy przygotowują stenogram, spisują dyskusje z nagrań. Czasem muszą dokonać pewnych redakcji (bo jak z powagą Sejmu ma licować stwierdzenie jednego z parlamentarzystów, które pada w kontekście oddzielenia się filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku, że "to jak z panną - trzeba ją w odpowiednim momencie wydać za mąż, bo inaczej sama się puści")...

Posiedzenia są nagrywane (i to w formie cyfrowej). Sejm mógłby jeszcze tego samego dnia, w którym odbyło się posiedzenie, publikować w internetowym, nadającym się do przeszukiwania, archiwum nagrania z przebiegu obrad komisji i podkomisji (z posiedzeń podkomisji nie ma dziś absolutnie żadnych materiałów). Trochę pracy wymaga zeskanowanie i opublikowanie nadesłanych do sekretariatu opinii prawnych i stanowisk różnych zainteresowanych pracami parlamentarnymi środowisk. Czy transparentność życia publicznego nie stanowi wystarczającego argumentu za tym, by ponieść koszty sprawnego publikowania tego typu materiałów?

A przecież w przywołanym wyżej przykładzie stwierdziłem, że już odbyło się kolejne posiedzenie komisji, organizującej wcześniej publiczne wysłuchanie. Czy brak stenogramu i innych materiałów na stronach Sejmu oznacza, że parlamentarzyści również nie otrzymali takich materiałów, by móc świadomie dalej prowadzić prace nad ustawą? Przygotowując materiały dla parlamentarzystów tworzy się je przecież w formie cyfrowej. Kwestią organizacji pracy jest jedynie zastąpienie fotokopiarki skanerem, ale nie jest to już praktycznie przeszkodą technologiczną - są już takie urządzenia w powszechnym użyciu, które zachowują się jak kopiarka, a w istocie działają jak skaner. Opinia publiczna powinna dostawać dokładnie te same materiały co parlamentarzyści i nie ma przeszkód technologicznych, by otrzymywała je w tym samym dokładnie czasie co oni.

Piszę o braku materiałów, a przecież często nie wiem nawet kiedy będzie następne posiedzenie interesującej mnie komisji, chociaż na stronach Sejmu ogłaszany jest proponowany harmonogram takich posiedzeń w dziale "Planowane posiedzenia komisji". Nie odnotowuje się tam często zmian terminu czy sali, nie odnotowuje się faktu, że posiedzenie zostało odwołane. O posiedzeniach podkomisji nie dowiemy się z internetu praktycznie niczego. A więc jeśli chcę zebrać materiał, to muszę zawracać głowę w sekretariacie Komisji dzwoniąc w poszukiwaniu prostej wszak informacji - kiedy, gdzie, w jakiej sprawie. Jeśli już jestem w Sejmie, to przeciwdziałam "drożności kanałów komunikacji pieszej" biegając z miejsca w miejsce w poszukiwaniu tego konkretnego, w którym odbywa się posiedzenie, a wcześniej - informacji na temat tego czy posiedzenie w ogóle się odbywa i na jaki temat.

Wiele mogłoby usprawnić wprowadzenie newsletterów. Jest 28 komisji stałych Sejmu. Wystarczy w serwisie internetowym Sejmu (całość oparta jest zdaje się na Lotusie) uruchomić opcje subskrypcji biuletynu informacyjnego (biuletynów informacyjnych - każdy sekretariat powinien prowadzić swój własny). Sekretariat komisji w jednym miejscu wrzucałby dostępne materiały i dostawaliby je wszyscy zainteresowani. Nie tylko dziennikarze i parlamentarzyści (celowo umieszczam ich w jednym zdaniu, bo uważam, że powinni mieć dokładnie takie same źródła informacji). Każdy (obywatel, ale nie tylko naszego kraju) mógłby dowiedzieć się, że zapowiadane na dziś posiedzenie komisji zostało przesunięte, i że o nowym terminie zostanie powiadomiony w jednym z kolejnych "wydań". Ten "biuletyn" mógłby być sprzęgnięty z publikacjami na stronach internetowych, tak więc każdy miałby dostęp do tych informacji również bez subskrypcji. Strony mogłyby być wyposażone w mechanizm RSS. Każdy zainteresowany dostałby linki do opublikowanych w serwisie Sejmu zdygitalizowanych materiałów, nad którymi pracują posłowie. "Klient nasz pan". Oni tam zasiadają z woli Narodu.

Telewizor z pracami Komisji

W Sejmie, w różnych miejscach, rozmieszczone są telewizory prezentujące aktualne informacje na temat posiedzeń komisji sejmowych. Godzina, numer sali, nazwa komisji, druk, którym komisja będzie się zajmowała... Dlaczego nie można tego opublikować w internecie z rozsądnym wyprzedzeniem? "Ale to przecież jest publikowane w internecie" - ktoś powie. A ja wiem, że informacje publikowane w internecie nie są czasem aktualne, bo wiedzę tę zdobyłem jadąc "na próżno" do Sejmu, na posiedzenie w internecie zapowiedziane, ale przesunięte na inny dzień bez żadnego śladu informacji. Zupełnie niepotrzebnie zajmowałem cenne miejsce w korytarzu sejmowym idąc do sali, w której nic dla mnie interesującego się nie działo.

loża dziennikarska

Loża dziennikarska. Taką tabliczkę przymocowano przy wejściu na galerię okalającą salę plenarną Sejmu. Z tej samej galerii jednak korzystają również wycieczki szkolne i stamtąd mogą przysłuchiwać się obradom odwiedzający parlament goście.

Art. 61 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej stwierdza:

1. Obywatel ma prawo do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne. Prawo to obejmuje również uzyskiwanie informacji o działalności organów samorządu gospodarczego i zawodowego a także innych osób oraz jednostek organizacyjnych w zakresie, w jakim wykonują one zadania władzy publicznej i gospodarują mieniem komunalnym lub majątkiem Skarbu Państwa.
2. Prawo do uzyskiwania informacji obejmuje dostęp do dokumentów oraz wstęp na posiedzenia kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów, z możliwością rejestracji dźwięku lub obrazu.
3. Ograniczenie prawa, o którym mowa w ust. 1 i 2, może nastąpić wyłącznie ze względu na określone w ustawach ochronę wolności i praw innych osób i podmiotów gospodarczych oraz ochronę porządku publicznego, bezpieczeństwa lub ważnego interesu gospodarczego państwa.
4. Tryb udzielania informacji, o których mowa w ust. 1 i 2, określają ustawy, a w odniesieniu do Sejmu i Senatu ich regulaminy.

Obywatel ma prawo. Nie tylko dziennikarz. Sprawa zatem ma charakter głębszy i ociera się o konstytucyjne prawa każdego z członków społeczeństwa. Jak zauważył Prezes Trybunału Konstytucyjnego - żyjemy dziś w czasach przekazu elektronicznego. Dlatego w ustawie o dostępie do informacji publicznej znalazły się regulacje dotyczące Biuletynu Informacji Publicznej, a ze stosownego rozporządzenia do ustawy wynika, że BIP ma mieć postać internetowego serwisu. Sejm i Senat są specyficznymi miejscami. Konstytucja nie wyłączyła prawa do uzyskania informacji na temat prac Sejmu i Senatu. Również tych miejsc dotyczy prawo wstępu na posiedzenia z możliwością rejestracji dźwięku lub obrazu. Również do dokumentów tworzonych i gromadzonych w tych miejscach będą miały zastosowanie przepisy konstytucyjne. W przypadku Sejmu i Senatu - inaczej niż w przypadku pozostałych zobowiązanych do udzielania informacji publicznej - to regulamin ma określać tryb, w jakim realizowane będzie konstytucyjne prawo każdego obywatela.

kamery na sali obrad

Kamery na sali obrad plenarnych Sejmu RP są obecne. Są kamery telewizyjne, jest kamera przeznaczona do transmisji w internecie. Posiedzenia komisji sejmowych nie są jednak transmitowane, a z posiedzeń podkomisji nie udostępnia się nawet stenogramów. Transmisja z sali plenarnych odbywa się zaś "w standardzie RealAudio/RealVideo. Do ich oglądania (słuchania) niezbędny jest program RealPlayer". Ot, takie sobie wykluczenie cyfrowe...

Uważam, że nie można zakazywać publikacji w internecie nagrań z obrad komisji czy podkomisji. Co więcej - jeśli to możliwe - Sejm sam takie nagrania powinien umieszczać online z przeznaczeniem do wtórnego wykorzystania przez wszystkich zainteresowanych (archiwum transmisji). W tym sensie nie powinny być one objęte monopolem jakiejkolwiek "własności intelektualnej". Tymczasem w sejmie pojawiają się czasem pomysły na ograniczenie możliwości wykorzystania publikowanych online treści.

W tekście Ograniczono możliwość korzystania z materiałów serwisu Sejmu pisałem na początku tego roku:

Zastanawiam się też dlaczego nagle Kancelaria Sejmu postanowiła zmienić swoją politykę dotyczącą wtórnego wykorzystania utworów? Dlaczego jest zgoda na niekomercyjne wykorzystanie, a nie ma na to, by ktoś wykorzystywał te utwory komercyjnie. Wiem, że twórca (albo ten, któremu autorskie prawa majątkowe przysługują) ma prawo decydować o sposobie korzystania z utworów - tego nie neguje. Zadaję raczej pytanie o politykę Kancelarii Sejmu w tym względzie. Czym ona jest podyktowana? Jak jest uzasadniona aksjologicznie?

I jeszcze jedna sprawa - w jakim właściwie trybie na stronach Sejmu RP została zmieniona klauzula dotycząca praw autorskich? Czy była to po prostu zmiana na stronie dokonana przez osobę faktycznie posiadającą możliwość edycji stron (bo tak!), czy też zmiana nastąpiła w wykonaniu jakiegoś oświadczenia organu, który ma prawo dysponować autorskimi prawami majątkowymi do utworów? Ciekawe.

I cóż. Nie doczekałem się odpowiedzi na sformułowane wyżej pytania. Być może zbyt słabo się starałem. Być może trzeba było w tłumie dziennikarzy, gubiąc buty, próbować zadać pytanie Marszałkowi Sejmu. Ale przecież to pytanie mogłoby być uznane za "nieprofesjonalne" i mało interesujące szeroko pojmowaną opinię publiczną.

kuluary

Nie każdy musi mieć prawo wejścia w kuluary i inne miejsca przeznaczone dla parlamentarzystów

Nie muszę mieć dostępu do kuluarów. Nie muszę przeszkadzać posłom w ich pracy. Ograniczenie jednak możliwości przysłuchiwania się posiedzeniom komisji sejmowych, zakaz wstępu na posiedzenia podkomisji - to byłoby dla takiego "reportera" jak ja dość dotkliwe ograniczenie. Jak wspomniałem wyżej - stenogramów z posiedzeń podkomisji nie udostępnia się nawet w Sieci. Nikt nie jest w stanie z zewnątrz zapoznać się z przebiegiem obrad grupy 3-10 posłów, którzy "roboczo" dyskutują z zaproszonymi ekspertami w różnych pomieszczeniach kompleksu Sejmowego. To właśnie na takich posiedzeniach ustalana jest teść projektów aktów normatywnych. To właśnie tam - z punktu widzenia obserwacji procesu stanowienia prawa - odbywa się akt twórczy. Wiedza na temat przebiegu obrad podkomisji sejmowej pozwala odpowiedzieć czasem na pytanie "co miał na myśli racjonalny ustawodawca". Porównanie argumentacji padającej w komisjach i podkomisjach z efektem finalnym, tj. z opublikowaną w Dzienniku Ustaw ustawą pozwala ocenić sprawność parlamentarzystów, stanowi przejaw zasady zagwarantowania transparentności życia publicznego.

A jeśli plebejusze mają mieć ograniczenie w dostępie do prac Sejmu jedynie do "loży prasowej", to zastanawiam się dlaczego na posiedzenia nie przychodzą sami posłowie? Dwa dni temu w jednej z telewizji pokazano przemówienie posłanki, która mówiła do pustej sali. Nikogo nie było w ławach poselskich. Nikogo. Ani jednego posła, który (poza prowadzącym ten punkt porządku obrad wicemarszałkiem) przysłuchiwałby się temu, co ma do powiedzenia wybrany w demokratycznych wyborach przedstawiciel Narodu...

Przejścia nie ma, biuro prasowe

Przejścia nie ma, Biuro prasowe...

Marszałek Sejmu Ludwik Dorn, jako niedawny minister właściwy ds informatyzacji, oraz wicepremier - przewodniczący Komitetu Rady Ministrów ds. Informatyzacji i Łączności - rozumie (jestem o tym przekonany) sprawy infrastruktury informatycznej państwa oraz widzi (tu też wyrażam taką nadzieję) pożytki z budowania szeroko ujętego e-governmentu. Jeśli tak - być może spodobałyby mu się pomysły na zastosowanie pewnych mechanizmów elektronicznej interakcji globalnie pojętego społeczeństwa (w tym, ale przecież nie koniecznie tylko - dziennikarzy) z parlamentem.

Chodzi wszak w tym całym zamieszaniu o udrożnienie korytarzy, ale z poszanowaniem prawa społeczeństwa do dostępu do informacji.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Jakoś amerykańskie sądy

Jakoś amerykańskie sądy radzą sobie z wpływającymi dokumentami za pomocą nieźle działającego systemu PACER. Jeśli nagrania z komisji/podkomisji są nagrywane cyfrowo, to udostępnienie ich w internecie jest kwestią minut, jeśli wręcz nie sekund (nazwa komisja, data nagrania, temat posiedzenia i koniec). Tylko trochę woli Marszałka Sejmu potrzeba. Ech, marzenia...

jeszcze kilka słów o parlamentach

W tekście opublikowanym w serwisie Gazeta.pl Parlament Europejski najbardziej dostępny dla dziennikarzy znajduje się analiza dostępności różnych Parlamentów. Jest też informacja, która pojawiła się też i w powyższej notatce: "Marszałek poinformował, że w najbliższym czasie odbędzie dwa spotkania z przedstawicielami środowiska dziennikarskiego. Na pierwszym obecnych ma być po dwóch-trzech przedstawicieli "różnych rodzajów środków masowego przekazu": dziennikarze telewizyjni, radiowi, fotoreporterzy oraz dziennikarze piszący. Dorn zastrzegł, że będą to osoby mające najdłuższy staż pracy w Sejmie". W tekście przywołano Parlament Europejski, Bundestag, parlement brytyjski, hiszpański, rosyjską Dumę, parlament w Sofii...

Ja w powyższym własnym tekście nie napisałem o dość ważnej sprawie, tj. o zasadach accessibility do gromadzonych i udostępnianych online dokumentów. Problem ten dostrzegł już Parlament Europejski: Nowe strony Parlamentu Europejskiego. Parlament Europejski udostępnia sporo materiałów z bieżącej pracy - chociaż odpowiedzialni za serwis internetowy przyznają, że jeszcze nie do końca są w zgodzie z zasadami WAI, to przynajmniej mają nad czym pracować. U nas nie udostępnia się wielu materiałów, więc i problem WAI jest jakby mniejszy. Oczywiście piszę o tym z takim drobnym przekąsem. W każdym razie warto zobaczyć jak działa system udostępniania informacji online w Parlamencie Europejskim, chociaż nie jest on doskonały, to jednak można go traktować jako pewien drogowskaz na drodze do usprawnienia naszego rodzimego podwórka.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Z lekka skołowany jestem

Parlament Europejski w świetle artykułu gazeta.pl jawi się jako najbardziej otwarty parlament kontynentu. Z drugiej zaś strony kilka/kilkanaście dni temu czytałem opis tegoż samego PE gdzie jasno przedstawiono, że dziennikarze nie mają tam tak łatwego życia. Ograniczenia w poruszaniu się, miejsc dostępnych tylko europarlamentarzystom jest sporo, wyznaczone miejsca do przeprowadzania wywiadów (żadnego tam biegania za komentarzem czy podtykaniem pod nos mikrofonów wybrańcom narodów w trakcie przechodzenia z jednej sali do drugiej).
Ciekawe który opis jest bliższy prawdy?

Proszę źródła podawać

Proszę podawać źródła, bo potem ciężko tak w abstrakcji cokolwiek komentować. Natomiast ja jeszcze trochę pogrzebałem w Sieci. Na stronie eurodeputowanego Janusza Lewandowskiego opublikowano plik "PARLAMENT EUROPEJSKI DLA MEDIÓW" (PDF), w którym - przywołam opis - znajdują się następujące informacje: "szczegółowe informacje nt. polityki informacyjnej Parlamentu Europejskiego; oferta dla dziennikarzy, lista udogodnień technicznych, możliwości korzystania z działu fotograficznego, informacja nt. akredytacji, lista specjalistów PE do kontaktów z dziennikarzami". Fakt, że nigdzie poza tym źródłem (skrzętnie opatrzonym namiarami na europosła w stopce PDFa) nie znalazłem tego samego dokumentu.

Na stronach PE jest dział Specjaliści do kontaktów z prasą. Jest strona Dział fotograficzny, a tam czytam: "Dział fotograficzny Parlamentu Europejskiego dostarcza aktualną dokumentację i oferuje dziennikarzom, agencjom i parlamentarzystom usługi dostosowane do ich potrzeb".

Tam też napisano: Zdjęcia są udostępniane bezpłatnie przedstawicielom prasy, parlamentarzystom oraz innym osobom zainteresowanym w ramach działalności zawodowej...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Przepraszam za małą zwłokę

Ale trochę pracą byłem przywalony, a potem zaś nie mogłem odnaleźć tego tekstu. Udało mi się w końcu dokopać do źródła - jest to komentarz Igora Zalewskiego dla WP pt. "Wiejska nie Strasburg".

Odbyło się spotkanie dziennikarzy z Marszałkiem Sejmu

Szczegóły nie są znane. O spotkaniu pisze jego uczestnik - Krzysztof Lelski w swoim blogu Zostałem wrogiem publicznym nr 2: "W szczegóły te nie wchodzę, bo spotkanie było off record, musiałbym też zamieścić dokładny plan Sejmu i zrobić długi wykład z sejmowych obyczajów. Powiem tylko, że na niektóre konkretne propozycje Dorna piszący zareagowali słowami: Tam i tak nikt nie chodzi. Zamurowało mnie, bo my, mieszkańcy Sejmu, reporterzy agencji, telewizji, radia i Internetu właśnie tam zdobywamy mnóstwo ważnych informacji".

Panie Krzysztofie, Drogi Krzysztofie, jakby coś, to dokładny plan Sejmu RP w formie wektorowej (ale też bitmapowej) zrobiłem i udostępniłem jakiś czas temu w Wikipedii (w formacie SVG). Może się przyda? :)

A na zakończenie komentarza jeszcze obrazek:

screenshot wyników wyszukiwania hasła plebejusze w Google

Screenshot wyników wyszukiwania hasła "plebejusze" w Google: Wyniki 1 - 10 spośród około 13,000 dla zapytania plebejusze. Ciekawe w kontekście tego wątku?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Tu też to wepnę

Obok już raz to umieściłem, ale pasuje również jako ilustracja powyższego tekstu: Nakręciłem taki reportaż - etiudę, może się sam obroni, a może nie. W każdym razie - jest to mój przyczynek do dyskusji na temat tego, jak wygląda praca dziennikarza w Sejmie.


--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>