Kilka luźnych zdań po publicznym wysłuchaniu

kostka RubikaDziś w Sejmie odbyło się publiczne wysłuchanie w sprawie nowelizacji ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (por. Kto weźmie udział w wysłuchaniu publicznym?). Chociaż wniosków o dopuszczenie do publicznego wysłuchania na stronach Sejmu opublikowano kilkanaście, to już osób, które zadeklarowało chęć zabrania głosu (organizacje czy przedsiębiorstwa zgłaszały po kilka osób), było 78. Z tej racji przewodnicząca postanowiła, że każdy z mówców będzie miał 5 minut na przedstawienie stanowiska. Wobec niezwykłego splotu wydarzeń również ja zabrałem głos.

Tak naprawdę, to przebieg tego publicznego wysłuchania umieszczę później w komentarzu do niniejszej notatki, albo może w oddzielnym tekście (tylko później, bo nie wziąłem ze sobą kabla łączącego dyktafon z komputerem, a jeszcze mam sprawy "na mieście" do załatwienia), teraz zaś kilka zdań utrzymanych w luźnym tonie...

Jak informowałem wcześniej - również Internet Society Poland postanowiło zgłosić swój udział w publicznym wysłuchaniu. Sytuacja stowarzyszenia jest taka, że mamy prezesa "na uchodźstwie" - Marcin przebywa właśnie w Niemczech. Ale przecież ustawodawca postanowił kiedyś znowelizować kodeks cywilny, również KPA, a także przyjąć ustawę o podpisie elektronicznym, dlaczego zatem z tego nie skorzystać? Internet przekracza granice i aż się prosiło, by stosowny wniosek złożyć elektronicznie. Strona Sejmu ma nawet specjalny formularz, za pomocą którego można się z Sejmem kontaktować. Tak więc się stało...

5 kwietnia (a więc dwa dni przed upływem terminu wyznaczonego przez Komisje), za pomocą formularza dostępnego na stronach Sejmu (zwracam uwagę na pole w tym formularzu, które umożliwia dodanie tam załącznika), Prezes ISOC Polska wysłał do Sejmu wniosek. Ale... Podpisał go bezpiecznym podpisem elektronicznym weryfikowanym za pomocą ważnego kwalifikowanego certyfikatu (wystawionego - o ile mam dobre informacje) przez PWPW. Jako ciekawostkę warto powiedzieć jeszcze, że w liście towarzyszącym załącznikowi Saper wskazał niepodpisaną wersję zgłoszenia, którą umieszczono na serwerze ISOC Polska.

O ile niepodpisaną wersję wniosku kilkakrotnie pobierano z lokalizacji Sejmowych (jak wynika z logów serwera), to jednak wniosku ISOC Polska nie uwzględniono. OK. Trzeba powiedzieć, że po terminie stowarzyszenie dosłało aktualny wyciąg z KRS (również drogą elektroniczną), ale też trzeba powiedzieć, że niektórzy zgłaszali się do Marszałka Sejmu faxem (nie przesyłając KRSów), a nawet zgłaszano się telefonicznie... Zresztą przewodnicząca sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu powiedziała to dziś na wstępie posiedzenia, że z racji faktu, iż takie przesłuchanie publiczne w ww. Komisji ma miejsce po raz pierwszy, to dopuszczono do udziału w publicznym wysłuchaniu również takie zgłoszenia, które wpłynęły nieco po terminie, lub w pewien sposób nie spełniały wymogów formalnych (a nawet interweniowano dziś by ktoś nieuwzględniony mógł jednak do Sejmu wejść i zabrać głos). Zdaniem stowarzyszenia Internet Society Poland jego zgłoszenie przesłane drogą elektroniczną, podpisane bezpiecznym podpisem elektronicznym weryfikowanym i tak dalej - skoro ustawodawca zdecydował się zrównać sytuację takiej przesyłki z formą papierową - zostało zgłoszone poprawnie. I to dwa dni przed upływem terminu.

Prawda jest też taka, że aby odczytać podpisany dokument trzeba mieć pewną infrastrukturę (oprogramowanie umożliwiające weryfikację podpisu, czy zapoznanie się z podpisaną treścią). Najpewniej w Sejmie nie mają takiego oprogramowania, zatem uznano, że wniosek nie został zgłoszony. Na pytania przesłane pocztą elektroniczną wreszcie przedstawiciel komisji napisał, że wniosek został zgłoszony po terminie. Jest jeszcze coś. Otóż we wniosku ISOC Polska zgłosiło do udziału w publicznym wysłuchaniu praktycznie cały skład zarządu, a na wszelki wypadek również mnie (ja mam kartę prasową Sejmu, więc wiadomo było, że mnie wpuszczą...). I powstał problem, który najlepiej chyba oddaje poniższy cytat z elektronicznego listu, który otrzymał Prezes ISOC Polska:

Niestety, ze względu na zbyt późny termin zgłoszenia wymienione oprócz Pana osoby nie bedą mogły wziąć udziału w jutrzejszym wysłuchaniu. Lista osób została zamknięta w ubiegłym tygodniu. Z czystej życzliwości doradziłabym na przyszłość również tradycyjne drogi korespondencji - to znaczy telefon i fax, co zapobiegnie tak przykrym nieporozumieniom.

Cóż. Sytuacja była taka, że Zarząd ISOC Polska przyjął stanowisko w sprawie nowelizacji ustawy, ale okoliczności sugerowały, że nikt nie będzie mógł go przedstawić. Na wszelki wypadek jeden z członków zarządu był dziś rano w Sejmie (a ściślej - pod Sejmem) i próbował wziąć udział w wysłuchaniu - jednak nie został wpuszczony. Okoliczności tej sprawy będą miały pewnie ciąg dalszy, gdyż stowarzyszenie zwróci się z pytaniem do przewodniczącej komisji jak to się wszystko mogło zdarzyć (dalczego uwzględniono faksymile faxowe, a nie uwzględniono podpise elektronicznego i to tego bezpiecznego super ultra, hiper, etc...)...

Ja zaś byłem już na sali w roli prasy. Tak by pewnie pozostało, gdyby wpuszczono kolegę Władka. Z racji tego, żę sprawy potoczyły się inaczej i wobec tego, że to było - co by nie mówić - jednak publiczne wysłuchanie (gdzie każdy obywatel miał prawo zabrać głos, chociażby zwykle w Sejmie ogrywał rolę reportera przygotowującego porywające relacje z procesu legislacyjnego) - postanowiłem zapisać się do takiego głosu, a przewodnicząca uwzględniła moje zgłoszenie. Miałem zatem okazję zabrać głos jako ostatni w debacie.

Jak pewnie czytelnicy są w stanie sobie wyobrazić wcześniejsze głosy to jeden wielki ciąg przepychanek między organizacjami zbiorowego zarządzania a pretendującymi do wpływania na stawki organizacjami pośredników (takich jak na przykład Polska Izba Komunikacji Elektronicznej). Strategiczne zgłoszenia kilku osób do głosu pozwalały jednej organizacji zabrać głos w różnych momentach debaty, wiec wzajemnie odnoszono się do poszczególnych tez. Ja zaś - występując na końcu - miałem (można chyba tak rzec) bardziej komfortową sytuacje - mogłem dyskusje w pewien sposób podsumować.

Skoro organizacje jedne i drugie mają problem z tym kto będzie decydował o stawkach i sygnalizują, że ewentualny superarbiter (przewodniczący) będzie wybierany jednej lub drugiej puli (albo z puli organizacji przedsiębiorców-użytkowników, albo z puli OZZ), to przecież idealnym - wydawać by się mogło - rozwiązaniem było to, które zaproponowało w swoim stanowisku ISOC Polska, a ja ten akapit w swojej wypowiedzi po prostu zacytowałem:

Tabele wynagrodzeń wpływają bezpośrednio na koszt dostępu do dóbr kultury, dlatego Internet Society Poland postuluje wprowadzenie rozwiązań legislacyjnych, które - poza równoważeniem takich grup interesów jak autorzy i pośrednicy - zagwarantują również interesy konsumentów. Proponowanym przez nas rozwiązaniem jest włączenie organizacji reprezentujących konsumentów oraz użytkowników utworów do składu Komisji Prawa Autorskiego, a także wprowadzenie przedstawicieli tych organizacji do zespołu orzekającego, który wyznaczany jest przez ministra właściwego ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Narodowego - na analogicznych zasadach, jak w przypadku dwóch pozostałych grup interesów.

Zanim jednak do tego doszedłem to oczywiście zacząłem od problemów z podpisem elektronicznym, potem powiedziałem o tym, że internet prawodawcy sprawia nieco kłopotu, że w dzisiejszych czasach nie potrzebuję pośredników by dotrzeć do odbiorców (więc czemu pośrednicy mają mieć uprzywilejowaną pozycję), powiedziałem też o tym, że jestem zarówno twórcą jak i artystycznym wykonawcą, że jestem wydawcą i producentem fonogramów, a żadna z organizacji zbiorowego zarządzania nie reprezentuje de facto moich interesów (chociaż publicznie występuje w imieniu całej rzeszy twórców, a nawet w ich imieniu zbiera pieniądze; por. Pytania o możliwości uzyskania wynagrodzenia autorskiego czyli list do stowarzyszenia KOPIPOL - na marginesie powiem, że kopia tego listu skierowana do ministra kultury i dziedzictwa narodowego dała efekt w postaci przekazania sprawy co właściwego dyrektora departamentu, KOPIPOL jeszcze nie odpisał).

Dobra. Efekt jest taki, że stanowisko ISOC Polska wpłynęło do komisji (w postaci listu do komisji), ja przedstawiłem stanowisko swoje. Nagranie opublikuje później, a teraz idę zmierzyć się z kolejnymi punktami porządku mojego dnia.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Dziękuję za zabranie głosu

Dziękuję Ci Piotrze za zabranie głosu w imieniu ISOC Polska. Stanowisko w sprawie zmian w prawie autorskim zostało już opublikowane na naszej stronie.

Sprawę praktycznych aspektów wykorzystania podpisu elektronicznego będziemy drążyć.

--
[S.A.P.E.R.] Synthetic Android Programmed for Exploration and Repair

Fragment nagrania i komentarz

Wydaje mi się, że warto w tym miejscu jeszcze przypomnieć definicję utworu - przedmiotu prawa autorskiego. Miałem wrażenie, że w czasie debaty były na sali osoby, które chciałyby uznawać niektóre utwory za bardziej godne ochrony, a inne zaś mniej jej godne. Tymczasem: "Przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia (utwór)". W czasie mojego wystąpienia z sali padały też głosy, że ludzie, którzy publikują w internecie "nie publikują dla pieniędzy". Dla ochrony prawnoautorskiej nie ma znaczenia czy publikują oni dla pieniędzy czy też z innego powodu. Łatwo to wyczytać z powyżej zacytowanej definicji znajdującej się w art. 1 ust. 1 ustawy.

Dlaczego to istotne? Ano dlatego, że jeśli istnieją stowarzyszenia, które na podstawie ustawy reprezentują twórców - należy uświadomić sobie, że twórcami jest też Zosia z 5b, która w swoim blogu (w internecie) publikuje wrażenia z wycieczki szkolnej. To jest taki sam utwór jak ostatni hit Britney Spears (nie znam się akurat na twórczości tej pani), chociaż trudności pojawiają się wobec wielości osób wnoszących wkład w powstanie utworu zbiorowego oraz tego, że mamy w podobnych do tego ostatniego przypadkach również do czynienia z prawami artystów wykonawców. Pomijając te kwestie - utwór to utwór.

Jeśli twórca zdecyduje się opublikować go na wolnej (w tym: bezpłatnej) licencji - to organizacje zbiorowego zarządzania nie powinny zbierać w imieniu takiego twórcy pieniędzy, bo pozostaje to w sprzeczności z wolną wolą samego twórcy. Rozwinięcie tych tez wygłosił dziś Alek Tarkowski w czasie publicznego wysłuchania.

Nie wszyscy autorzy przecież są przez organizacje zbiorowego zarządzania reprezentowani, a - póki co - nie ma obowiązku należenia do żadnej z takich organizacji by nadal być autorem, a to wówczas, gdy się po prostu tworzy utwory....

Na razie publikuje tę część nagrania, w której zabieram głos. Wieczorem będzie więcej:

W toczących się bojach o kształt prawa autorskiego ich uczestnicy nie dostrzegają cywilizacyjnej zmiany wynikającej z upowszechnienia się elektronicznych technologii komunikacji społecznej (z braku lepszego określenia tak je nazwę). A może dostrzegają ją jedynie w kontekście zagrożenia - użytkownicy dóbr kultury przez wydawców i pośredników postrzegani są albo jako "klienci", którzy powinni kupować, albo przestępcy (którzy nie chcą płacić). Ze zdziwieniem przyjmują informacje (przepraszam, że generalizuję - oczywiście nie wszyscy tak właśnie do tego podchodzą), że zwykły użytkownik internetu jest również twórcą. Skoro w publicznej dyskusji użytkownicy nie są na razie uznawani za równoprawnych członków społeczności, partycypujących w obiegu dóbr kultury, dlatego właśnie ISOC Polska zaproponowało, by w skład Komisji Prawa Autorskiego weszli przedstawiciele organizacji reprezentujących użytkowników internetu (w tym - konsumentów). Bez nich (użytkowników-konsumentów) równanie nie jest pełne.

Ja dziś nie mogłem się pozbyć wrażenia, że w czasie tego publicznego wysłuchania byłem "zarówno twórcą jak i tworzywem" - by zacytować kultowy Rejs. A jednak moje racje prezentowane w publicznej debacie przez wielu mogły być uznawane za pomijalny element, o mój interes (jako wykonawcy, autora i producenta fonogramów, wideogramów) nie warto się troszczyć... Zwłaszcza wówczas, gdy się na szali położy informację, że na ustalenie 30 tabel wynagrodzeń, z których proces przyjęcia każdej z nich kosztuje 100 tys złotych, ZAiKS wydał 3 miliony złotych.

3 miliony. Skąd te pieniądze? Dziś na to pytanie padła odpowiedź na sali sejmowej - te 3 miliony złotych to pieniądze gromadzone na rzecz autorów. Pieniądze, których autorzy nie otrzymali.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Nawiązując do twojego

Nawiązując do twojego listu wysłanego do KOPIPOL oraz całej debaty zastanawia mnie jedno.
Na ile wystąpienie sporej grupy autorów publikujących w internecie z roszczeniem finansowym wobec OZZ (oczywiście jeszcze nasuwa się pytanie do którego OZZ się zgłosić) byłoby w stanie obnażyć słabość rozwiązań legislacyjnych lub też położyć cały ten system na łopatki?
Sam publikuję swoje opowiadania i bardzo mnie to ciekawi.

BTW - Czy czasem łamaniem prawa nie jest pobieranie opłaty przez OZZ w moim imieniu - podczas gdy moją wolą jest nieodpłatność publikacji? (wspomniałeś o tym w komentarzu)

wątpliwości co do nazwania PIKE "orgaznizacją pośredników"

Wydaje się, że upragnionym przez PIKE sposobem "wpłynięcia na stawki" jest likwidacja "pośredników ściągających te stawki" czyli likwidacja przymusu pośrednictwa organizacji zbiorowego zrządzania w odniesieniu do reemisji.
Polska nadal nie transponowała prawidłowo zapisów (art. 10 w zw. z art. 9) dyrektywy Rady 93/83/WE z dnia 27 września 1993 roku dot. przekazu satelitarnego i rozpowszechniania kablowego, które zobowiązują państwa członkowskie do zapewnienia, by przymus pośrednictwa organizacji zbiorowego zarządzania nie dotyczył praw, z których nadawca korzysta w stosunku do własnych nadań.

W tym kontekście nazwanie PIKE "pośrednikiem" naraża mylne rozumienie zagadnienia przez czytelników.

Warto nadmienić, że wyrok Sądu Najwyższego z dnia 3 stycznia 2007 roku po wielu latach przyniósł przełom w spojrzeniu kwestię żądań ZAiKS itp. organizacji zbiorowego zarządzania (pośredników) kierowanych w kierunku podmiotów reemitujących programy nadawców w swoich sieciach.

Bycie pośrednikiem to przecież nic złego

Być może to kwestia odczytania mojej intencji, ale przecież ja nie twierdzę i nie twierdziłem, że w byciu pośrednikiem jest coś złego? Polska Izba Komunikacji Elektronicznej (PIKE) jest "organizacją zrzeszająca nadawców i operatorów sieci kablowych". Zdaję sobie sprawę, że takie podmioty są często również producentami treści, ale nawet jako producenci nie są twórcami, a jedynie takimi podmiotami, którym ewentualnie może przysługiwać autorskie prawo majątkowe. Pośrednikiem między moją stroną a czytelnikiem może być spółka Googe, która pozwala wyszukać informację w Sieci, może być też Telekomunikacja Polska, bo jej kable są w proces tego dotarcia zaangażowane, może być szereg różnych podmiotów.

Swoje obserwacje na temat pośredników opisywałem już w takich tekstach jak:

Przed chwilą właśnie opublikowałem tekst "Na świecie są miliardy twórców"...

W tym kontekście należy odczytywać określenie "pośrednik". Zdaję sobie sprawę, że obniżenie kosztów ponoszonych przez członków PIKE, a związanych z reemisją treści, wpłynie na koszty końcowych użytkowników w dostępie do tych treści, ale reemisja to przecież "pośrednictwo", chociaż nieco inne "pośrednictwo" niż to, którym zajmują się organizacje zbiorowego zarządzania.

Interes PIKE i interes twórców lub odbiorców to są wszystko różne interesy.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

dobry i zły pośrednik :)

Tak, bycie pośrednikiem to nic złego pod warunkiem, że nie jest to pośrednictwo typu ZAiKS :)
Prawidłowo odczytałam Pańskie intencje, jednak czytelnik nieznający zagadnienia czytając fragment dotyczący PIKE mógł odnieść mylne wrażenie, że izba prowadzi działalność podobną do ZAiKSu.
Rzeczywiście izba jest pośrednikiem w tym znaczeniu, że pośredniczy w rozpowszechnianiu nadań organizacji nadawczych.
Natomiast ZAiKS przez długie lata żądał nienależnych mu wynagrodzeń uznając się za legitymowanego ustawą o prawie autorskim i prawach pokrewnych pośrednika między autorami i kompozytorami a podmiotami stowarzyszonymi w PIKE.

PS. Z przyjemnością przeczytałam felieton pt. "Na świecie są miliardy twórców" :)

Łączę pozdrowienia,

Kasia

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>