Niewolnicy z La Amistad i "społeczeństwo informacyjne" - czy możemy się czegoś nauczyć z historii?
Dziś ukazał się Przekrój nr 16/2009, a w nim materiał "Kultura za darmo w sieci". W ramach tego materiału "zaliczyłem" wywiad w Przekroju, w którym to wywiadzie postawiłem kilka pytań, m.in.: o to, że być może w społeczeństwie nazywanym „informacyjnym” na obiegu informacji jednak nie da się zarabiać w taki sposób, jak się o tym myśli „tradycyjnie”... Nie będę tu przywoływał treści tego wywiadu, bo stali czytelnicy mniej więcej znają stawiane przeze mnie tezy (chociaż nie eksponowałem swojego "radykalnego" i "kontrowersyjnego" podejścia, że prawo autorskie przysługuje (powinno przysługiwać) twórcom). Raczej chciałbym zaproponować wątek, który w aktualnej dyskusji na temat prawa autorskiego do tej pory się nie pojawiał...
W przekrojowym materiale pojawiły się również teksty o Kutimanie (por. komentarz w jednym z wątków: No cóż. Trochę muzyki dla wytchnienia (czyli Kutiman)...), o czasie trwania autorskich praw majątkowych, jest również tekst na temat aktywności organizacji FAC (a więc Featured Artists Coalition, w której to organizacji działa kilkaset brytyjskich wykonawców, a zespół Radiohead, który również działa w FAC, występuje w procesie zainicjowanym przez RIAA po stronie chłopaka, który przez p2p pobrał z internetu siedem piosenek tej właśnie grupy; nota bene wykonawcy z FAC zdążyli już skrytykować już dzisiejsze głosowanie w sprawie nowelizacji dyrektywy, dzięki któremu Europa jest bliżej wydłużenia czasu trwania praw artystów wykonawców z 50 do 70 lat - por. Euro-parlamentarna dyskusja nad raportem Crowley-a (wydłużenie czasu ochrony praw wykonawców))...
Napiszę może coś, co się w Przekroju nie znalazło, a co było elementem udzielonej p. Karolinie Pasternak wypowiedzi. Jedno z pytań skomentowałem następującymi słowami:
...wiele osób stara się przekonać innych, że korzystanie z pewnych, ustalonych przez prawodawcę, praw wyłącznych jest korzystaniem z własności. Historia zna jednak takie procesy jak United States v. Libellants and Claimants of the Schooner Amistad, który to proces toczył się m.in. przed amerykańskim Sądem Najwyższym, a udział w tym procesie brało dwóch prezydentów USA. Tam też chodziło o prawa własności i o piractwo, ale o piractwo oskarżano zbuntowanych niewolników, którzy walcząc o swoją wolność przejęli statek wiozący ich, jako własność Hiszpanii, do miejsca przeznaczenia. Dziś nie myślimy o innych ludziach jak o przedmiocie własności, uznając prawa człowieka. Wśród tych samych praw człowieka uznajemy prawo do komunikowania się, prawo do prowadzenia badań naukowych oraz publikowania ich wyników. Człowiek jest tak skonstruowany, że w sposób naturalny dysponuje zmysłami: wzroku, słuchu, dotyku... Nikt nie tworzy w próżni. Mamy dobre przykłady z Polski. Chopin czerpał z polskiej muzyki ludowej. Być może kiedyś toczyć się będzie przed jakimś sądem podobny proces, jak ten, który dotyczył niewolników z La Amistad i wówczas sędziowie będą musieli odpowiedzieć - czy bardziej zasługuje na ochronę interes ekonomiczny autora, czy też ustąpić musi on przed prawem odbiorcy do poznawania się za pomocą zmysłów ze swoim otoczeniem.
Część z tej wypowiedzi pojawiła się w Przekroju, ale nie te fragmenty, które dotyczą historii statku La Amistad oraz procesu United States v. Libellants and Claimants of the Schooner Amistad.
Na temat tego procesu nie ma w Polsce zbyt wielu materiałów. Wiele osób zna tę historię jedynie z ekranizacji, ale naprawdę warto przyjrzeć się tej historii. Można zacząć od wpisu w Wikipedii, chociaż dostępne są wciąż mające prawne znaczenie dokumenty źródłowe i inne omówienia... Porwanych w Afryce ludzi wieziono przez Atlantyk niezgodnie z prawem - tak uznał później Sąd Najwyższy USA. Ta podróż odbyła się na innym niż La Amistad statku. Kiedy jednak to La Amistad płynął z Hawany (Kuba), a na swoim pokładzie miał przesyłkę, której przeznaczeniem był główny port Haiti - Port-au-Prince, na statku wybuchł bunt czarnoskórego ładunku. Przejęli okręt, i chociaż nie potrafili nim sterować - chcieli wrócić do Afryki, skąd ich wcześniej porwano. Musieli polegać na słowach kapitana statku, który to kapitan trochę "buntowników" zwodził. Dlatego pływali tam i z powrotem, wzdłuż wybrzeży USA. Koniec końców zostali spacyfikowani przez amerykańską flotę, oskarżeni o piractwo... Sprawa trafiła aż do Sądu Najwyższego USA, stając się - przy okazji ważnym "narzędziem" w rękach abolicjonistów.
Czy jesteście Państwo za świętym prawem własności? A jeśli prawo pozytywne (to spisane w ustawach, albo umowach międzynarodowych - w przypadku La Amistad znaczenie miała m.in. umowa między USA i Hiszpanią) przewiduje, że przedmiotem własności jest inny człowiek, to również będziecie się oburzać "kradzieżą", niszczeniem, albo zmniejszaniem wartości tego typu "przedmiotu"?
- VaGla's blog
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Idzie nowe...
Ciekawa porównanie. Nasuwa się pytanie, które chyba i Ty kiedyś stawiałeś: czy internet to tylko kolejne medium, do którego stosujemy istniejące normy czy to jednak jakiś zupełnie inny byt, dla którego należy stworzyć inny porządek prawny?
Ja coraz bardziej skłaniam się do przekonania, że w Internecie (w sieci) będą musiały funkcjonować nieco inne zasady niż te w tradycyjnym świecie. Dostępność materiałów, łatwość ich kopiowania, "prawo do informacji", które może wejść do katalogu praw człowieka - chyba nie da się tego sensownie ogarnąć przy pomocy konstrukcji prawnych stworzonych dla zupełnie innego porządku....
Ot, nocne przemyślenia :)
A ja nie rozumiem tego porównania
Po pierwsze kiedyś tak było, że bardziej chroniono prawa człowieka do władania innym człowiekiem, a mniej prawo do twórczości. Dziś okazuje się, że to była błędna koncepcja.
Bardzo możliwe, że dzisiejsza koncepcja też okaże się kiedyś błędna.
Ale mimo wszystko chyba budowanie paraleli między niewolnictwem (handlem ludźmi i ochroną tego obrotu) a prawem autorskim (handlem utworami i ochroną tego obrotu) to duże wyzwanie ;-)
--
pozdrawiam serdecznie, Olgierd
Wyzwanie?
Może jest to zaskakujące i nieprzyjemnie radykalne zderzenie, ale żeby duże wyzwanie intelektualnie to niekoniecznie. Własność może dotyczyć ludzi, przedmiotów nieożywionych (koszula), innych istot żywych (np. psa albo pola marchewek), tworów intelektu jako takich...
Ważne, że ta analogia pokazuje, że nie zawsze dany typ własności uważamy za słuszny, nawet jeśli ekonomicznie ktoś może go mocno bronić - choćby uzasadniając moralnie, że bez tego przyjdzie upadek ekonomiczny, czyli dramat dotykający masy ludzi (tak np. Południe nie było zadowolone, że Północ chce ich pozbawić właśnie podstawy ekonomii - vide: http://pl.wikipedia.org/wiki/Wojna_secesyjna#Niewolnictwo).
Takie przykłady z grubej rury pokazują po prostu granice sensu danej koncepcji, tzn. że one w ogóle istnieją, i nie można ich zbyć świętością (np. "święta własność prywatna" - istnieje takie, dosyć powszechne, przekonanie), i to jest dobre. Np. Boyle w "The Public Domain" wcale nie jest przeciwny koncepcji własności intelektualnej, ale całą książkę poświęcił właśnie pokazywaniu dlaczego koniecznie musi ona być ograniczona i jak mocno.
[OT] Z tym niewolnictwem to było troszkę inaczej...
abolicjonizm został raczej użyty jako broń przeciwko stanom południowym, miał służyć ekonomicznemu osłabieniu zbuntowanych państw.
Sama wojna zaś raczej dotyczyła tego jak należy rozumieć pojęcie federacji i na ile konstytucja z 1776 r. daje stanom prawo do wystąpienia z owego dobrowolnego związku państw.
--
pozdrawiam serdecznie, Olgierd
I tu kryje się chyba cała tajemnica.
Nie powiem jak zwykle nic odkrywczego, a tylko wyciągnę konsekwencję z otaczających mnie poglądów. Open Content ;)
Na zmianę systemową możemy liczyć wtedy, kiedy pojawia się znacząca siła, opierająca na zmianie strategię polityczną lub biznesową. Wiadomo, że nie każda koncepcja może być owocna dla poszukującej swego otwarcia nowej elity. Trzeba obserwować.
Google i Open Source, FAC i... Współczesna technologia pozwala już pozbyć się prymatu producentów, którzy mieli studia i kanały dystrybucji. Rachunek lubi się upraszczać.
____________
3,14159otReG
>Czy jesteście Państwo za świętym prawem własności?
>Czy jesteście Państwo za świętym prawem własności?
Wg mnie, prawo wlasnosci pojawilo sie w jakims celu: ochrona mnie przed innymi (i na odwrot). Jest tylko narzedziem zapewniajacym ludziom wolnosc.
I dlatego uwazam, ze stosowanie prawa wlasnosci do bytow niematerialnych jest bez sensu, nie broni wolnosci tworcy, jedynie ogranicza wolnosc reszty.
W systemie bez ochrony wlasnosci intelektualnej Tworca nie jest "stratny": przeciez on, tak samo jak reszta spoleczenstwa moze dysponowac utworem i probowac osiagac nim "zyski".
PS. czesto prawo do wlasnosci intelektualnej jest mieszane z prawem autorskim: co innego swoboda dysponowania a co innego przypisywanie sobie autorstwa dziela.
Znowu banały. Oby ostatnie.
Domyślam się, że chodzi o zestawienie praw autorskich majątkowych i osobistych. Ale wiadomo w czym rzecz.
Niestety obawiam się, że u źródeł powstania prawa własności było mało racjonalizmu, wolności, a więcej przemocy i poszukiwania jej uzasadnienia w naturze rzeczy. Co chwila pojawia się nowy, kto rozpoczyna kolejną akcję grodzenia. Silny z wiekiem słabnie i objawem słabości jest umacnianie konstrukcji, na których się wspiera. Myślę że znamy to z codziennego doświadczenia, trzeba tylko przenieść na wielkie liczby.
Nie uświęcajmy własności, ani jej nie potępiajmy. Kto wskazuje komunistów, straszy by przegiąć w drugą stronę. A przecież sama własność jest jednym z najagresywniejszych pojęć prawnych z racji związków z ekonomią. Oderwała się od posiadania na tyle skutecznie, że obejmie nawet to, czego posiadać się nie daje.
____________
3,14159otReG
odnośnie prawa własności
W zgubnej pysze rozumu Hayek pisze o ładzie rozszerzonym, którego zazwyczaj nie jesteśmy w stanie pojąć - z tego zrodziła się tzw. tradycja (w "Misiu" nowa świecka tradycja ;) ) Prawo własności pozwoliło się naszej cywilizacji rozwijać, a wszelkie idee zaprzeczające zasadzie indywidualnej własności prowadzą do degeneracji cywilizacyjnej, nie wspominając o ofiarach z ciał ludzkich.
Polecam Hayek'a i innych ekonomistów i filozofów ze szkoły austriackiej ekonomii -- wbrew pozorom ekonomia ma znaczenie, chyba najważniejsze.
Pozdrawiam