Wnioski po wyroku w sprawie "Kolesi": politycy opowiadają się za "internetowym piractwem"
Politycy opowiadają się za "piractwem", ciesząc się z tego, że internauci rozpowszechniają klip, który wcześniej był przedmiotem rozstrzygnięcia sądu. Prawda, że zdanie to pasowałoby również do "muzycznego teledysku"? Fakt, że sąd zakazał rozpowszechniania klipu komitetowi wyborczemu, nie zaś internautom, sam wyrok jeszcze nie jest prawomocny, ale z padających komentarzy można wyciągać wnioski. Jak wiadomo - Sąd Okręgowy w Warszawie, I Wydział Cywilny, wydał postanowienie, w którym zakazał komitetowi wyborczemu Prawo i sprawiedliwość rozpowszechniania spotu wyborczego pt. Kolesie, jak również rozpowszechniania nieprawdziwej informacji jakoby rząd Platformy Obywatelskiej zwalniał pracowników stoczni itp, itd. Poza przeprosinami, płatnymi ogłoszeniami w telewizjach prywatnych (i publicznej) sąd nakazał również opublikowanie oświadczenia w serwisach internetowych Gazeta.pl, Dziennik.pl, a przede wszystkim na stronie internetowej Prawa i Sprawiedliwości. Mowa jest o pixelach. Sąd Okręgowy również orzekł przepadek spotu, co - jak się wydaje - dla internetu nie będzie miało większego znaczenia. Przydałaby się sygnatura tego postanowienia.
Media dość ochoczo relacjonowały przebieg rozprawy, nareszcie widać jak żarna sprawiedliwości mielą, gdyż tryb wyborczy jest znacznie bardziej widowiskowy - od akcji do reakcji mija mniej czasu, ze względu na instrukcyjny termin 24 godzin na rozpoznanie wniosku przez sąd - od chwili jego złożenia (a to na podstawie art.74 Ustawa z dnia 23 stycznia 2004 r. Ordynacja wyborcza do Parlamentu Europejskiego; na postanowienie sądu okręgowego przysługuje w ciągu 24 godzin zażalenie do sądu apelacyjnego, który rozpoznaje je w ciągu 24 godzin). Dzięki zainteresowaniu mediów można wkleić tu nagranie z ogłoszenia postanowienia (przy okazji, chociaż może to nie wypada, bo przecież chodzi o przewodniczącą składu orzekającego, ale jednak pozdrawiam koleżankę z roku):
Jak wiadomo - postanowienie nie jest prawomocne, a Komitet wyborczy Prawo i sprawiedliwość odwołał się od niego. Sąd Apelacyjny zajmie się odwołaniem pewnie w poniedziałek (nie przyjęło się rozpatrywanie spraw w sobotę). Zgodnie z ordynacją wyborczą (art. 74 ust. 4 ustawy): publikacja sprostowania, odpowiedzi lub przeprosin następuje najpóźniej w ciągu 48 godzin. Ale cóż z tego, skoro spot i tak będzie dostępny publicznie?
Wnioskujący o przeprosiny komitet wyborczy PO robi dobrą minę i ustami Zbigniewa Chlebowskiego stwierdza: "Dla nas najważniejszy jest wyrok sądu, który stwierdził, że PiS skłamało". To cytat z tekstu Dziennika, zatytułowanego Zakazany spot PiS jest hitem internetu. PO uznaje, że to PiS inspiruje internautów do rozpowszechniania spotu, PiS się nie przyznaje do inspirowania internautów, ale na uwagę zasługuję wypowiedź Jacka Kurskiego, który - jak przypuszczam - nie do końca zdawał sobie sprawę, że jego wypowiedź można cytować również w innych kontekstach niż wyrok w sprawie spotu wyborczego jego partii:
Jacek Kurski powiedział Dziennikowi:
Cieszy mnie ten wolnościowy odruch ludzi. Cieszy mnie to, że to, co zakazane, stanie się teraz jeszcze bardziej popularne.
Jeśli to jest wypowiedź reprezentacyjna dla całej partii, to na tej podstawie można chyba wnioskować, że partia ta w podobny sposób podchodzi do torrentów i szwedzkiego wyroku w sprawie twórców The Pirate Bay (por. Szwedzki wyrok w sprawie TPB: rok pozbawienia wolności i 905 tys dolarów dla każdego). Nie można przecież zakładać, że politycy mają rozdwojenie jaźni i takie same sytuacje oceniają w różny sposób? Prawda, że nie można?
W gruncie rzeczy chodzi dokładnie o to samo: o wyroki w sprawie rozpowszechniania informacji i ich oceny.
Są oczywiście pewne różnice (w sprawie torrentów i TPB sąd uznał, że mężczyźni podżegali do przestępstwa naruszenia prawa autorskiego, a w Polsce, że politycy rozpowszechniali nieprawdziwe informacje; oba wyroki są nieprawomocne, chociaż tryb wyborczy sprawi, że wcześniej poznamy polski prawomocny wyrok, niż szwedzki...). Najważniejsza z tych różnic jest taka, że polityk na "swój" temat złego słowa nigdy nie powie, a informacji na nieswój temat pewnie nie posiada.
Poproszony przez p. Grzegorza Osieckiego z Dziennika o komentarz do rozpowszechniania "zakazanego spotu" w internecie, skomentowałem sprawę w sposób następujący:
Wyrok Sądu Okręgowego jest nieprawomocny. Nie wiem kto umieścił spot w internecie i w jaki sposób to zrobił - od tego zależałby pewnie komentarz, ale jeśli zrobili to politycy, lub zrobiono to na zlecenie polityków, to świadczyłoby to o tym, że politycy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że coś raz umieszczone "w Sieci" już tam pozostanie, chociażby wyrok przewidujący "przepadek spotu wyborczego" się uprawomocnił.
Skoro jest kampania wyborcza, to chciałbym zapytać jak politycy biorący udział w "sporze małpkowym" i polegającym na wystawianiu języka z logo, podchodzą do tematyki rzeczywiście ważnej dla internautów. Nieco irytuje mnie postawa dziennikarzy, którzy nie pytają polityków o ważne sprawy.
Chciałbym dowiedzieć się: jak politycy PiS i PO (oraz inni politycy biorący udział w kampanii) podchodzą do kwestii Pakietu telekomunikacyjnego, który w Parlamencie Europejskim będzie głosowany na początku maja? Czy są za tym, by można było odcinać internautów od Sieci? Czy również uważają "pobieranie" z internetu treści za "nielegalne", czy też uznają raczej, że - jak mówi art. 23 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych - mamy instytucję "dozwolonego użytku", a co za tym idzie - pobieranie plików z sieci w ramach tego użytku jest legalne. Czy są za zniesieniem dozwolonego użytku, czy raczej uważają, że ta instytucje jest niezbędna we współczesnym społeczeństwie? Co politycy sądzę na temat "neutralności sieci"? Jak skomentują to, że w szwedzkiej sprawie zapadł wyrok przeciwko twórcom serwisu The Pirate Bay, ale największych, globalnych serwisów wyszukiwawczych, które oferują dokładnie te same funkcje, nikt nie rusza?
Oczywiście żaden z polityków nie odpowie na żadne z tych pytań, ale uważam, że dziennikarze powinni je przynajmniej zadawać.
Obok powyższych pytań pojawiają się nowe:
Co to znaczy dla internetu, że Sąd Okręgowy w Warszawie w punkcie drugim Postanowienia postanowił orzec przepadek materiału wyborczego w postaci spotu wyborczego pt. "Kolesie"?
Wydaje się, że przed nami nowelizacje przepisów ordynacji wyborczych, bo cóż dziś może sąd zrobić, gdy internauci lekce sobie ważą rozstrzygnięcie, które przecież ich nie dotyczy? Postanowienie zakazało w punkcie pierwszym komitetowi wyborczemu rozpowszechniania informacji. Wystarczy zatem, by przed uprawomocnieniem się postanowienia zainteresowani "wypuścili informację z rąk", by martwy był również punkt drugi postanowienia - ten o przepadku materiału. Zresztą nie muszą nawet tego zrobić, bo przecież - skoro spot był emitowany w telewizji, to może ktoś nagrał i umieści w Sieci...
W efekcie widać, że sądowy zakaz rozpowszechniania informacji oraz przepadek materiału w rzeczywistości nie będą skuteczne: nikt nie będzie w trybie wyborczym ścigał poszczególnych internautów - jeśli nawet będzie wiadomo przeciwko komu konkretnie złożyć wniosek, ale ważniejsze jest to, że już sprawa "wycieku listy z IPN" pokazała, że system prawny jest bezsilny w sytuacji, w której trzeba wykazać "kto wcisnął enter" rozpowszechniając informację.
Inne, wcześniejsze doniesienia, związane z przyspieszonym trybem wyborczym oraz postanowieniami w sprawach wyborczo-internetowych:
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Bardzo ładna koleżanka.
Bardzo ładna koleżanka. Znając polskie realia nie wielu polityków potraktuje sprawę spotu i filmów analogicznie. Co innego, gdyby wyrok sądu odniósł się bezpośrednio do internetu i na to zezwolił, wtedy można by zastosować rozumowanie a simile, choć stałoby to w sprzeczności z obecnym stanem prawnym(?).
W kwestii rozpowszechniania ważniejsza wydaje się sprawa twórców The Pirate Bay, zbliżające się głosowanie w PE oraz wybory, w których szwedzka Partia Piratów ma szanse na dość dobry wynik. Najbliższe miesiące mogą prznieść zadziwiające informacje.
Pozdrawiam
A może jest różnica pomiędzy spotem a np. filmem
Witam.
Trudno nie przyznać autorowi racji, że to co znalazło się w internecie, to już tam pozostanie. A przy okazji wciąż niczym cień, przemyka wątek "piractwa komputerowego". A mnie wciąż zastanawia jedno. Czy "użytek własny" zezwala na udostępnianie publiczne? Inną kwestią jest jak to ścigać, ale może by tak zacząć od "aksjomatyzacji" zjawiska. Systemy informatyczne działają na podstawie logiki zero-jedynkowej, czyli rozróżniają jedynie dwie możliwe odpowiedzi na postawione pytanie. Zdaję sobie sprawę z faktu, że "zagadnienia prawne" danego problemu są, albo bywają niezwykle złożone. Podobnie jak procesy, które są zamieniane na algorytmy komputerowe. Skoro przy pisaniu programów można się skutecznie posiłkować "aksjomatyzacją" problemu, to zapewne i w zagadnieniach prawnych można tak postąpić. W związku z tym, można rozdzielić "ściąganie plików" od "udostępniania". Wyjaśnienie jak odbywa się "udostępnianie" plików czyli informacji w internecie, nie jest trudne. Zaprezentowanie kto ponosi odpowiedzialność za zamieszczenie, też nie powinno nastręczyć trudności. A co z tymi piratami? No cóż... Karać tych co dali się złapać, na łamaniu prawa za pomocą "udostępniania"! Kara powinna być tak dolegliwa, aby ukarany nie był więcej zainteresowany łamaniem prawa. Jak życie uczy, najlepszą karą są kary finansowe. Część finansów można skierować na opłaty "darmowego dostępu do internetu". Ukarany ma jak każdy z nas, krąg znajomych. Świadomość, że ktoś znajomy został ukarany, często jest wystarczającym odstraszeniem od popełniania przestępstwa. Być może za jednym posunięciem można byłoby mieć choć część środków na "darmowy internet szerokopasmowy" jak tego chcą Posłowie SLD. A przy okazji zmniejszyłoby się łamanie prawa. Niezbędnym jednak jest wykreowanie jasnego i prostego, a w sumie przejrzystego prawa wskazujące co jest dozwolone w internecie. Najłatwiej jest enumeratywnie wymienić co jest dozwolone, a wszystko co nie jest wymienione, to jest z założenia ZAKAZANE. Z czasem można rozszerzać lub zawężać obszar czynności dozwolonych. Osobiście uważam, że skoro ogół nie potrafi korzystać z przywilejów, to trzeba je zawęzić. Utrata przywilejów boli równie mocno jak kara nałożona przez sąd. Przy okazji, ograniczenie przywilejów jasno pokazuje, że arogancja jednostek i brak "wychowania" może szkodzić wszystkim. A wtedy większość postara się by nie dawać pretekstu do ograniczania przywilejów.
A przede wszystkim, jest niezbędne egzekwowania prawa! A można zacząć to od popatrzenia na to jak prawo jest przestrzegane przez urzędy publiczne! Wiele przepisów prawnych nie wymaga wydatków finansowych, a jedynie wdrożenia rozwiązań organizacyjnych. I właśnie te rozwiązania powinny być centrum zainteresowania instytucji kontrolujących. Bo nic tak nie deprawuje obywateli jak bezkarność urzędów, które w jawny sposób nie przestrzegają obowiązującego prawa. I nie ma się co dziwić obywatelom, skoro Prawo jest JEDNAKOWE dla wszystkich. Zatem dlaczego obywatel będący urzędnikiem ma prawo lekceważyć obowiązujące prawo, a inny obywatel ma je przestrzegać?
Tak jako ciekawostkę podam, że w II-giej Rzeczypospolitej, urzędnik skazany za popełnione przestępstwo dostawał surowszy wymiar kary niż przeciętny skazany. Uzasadniane było to tym, że:
1. Urzędnik jest świadom obowiązującego prawa.
2. Urzędnik reprezentuje państwo wobec obywateli i stanowi przykład!
A jak to wygląda dziś? Czy ktokolwiek zajmuje się sprawami łamania prawa przez urzędników? Czy ustawa o odpowiedzialności urzędnika jest tylko martwym przepisem, bo jak ludzie mówią "swój swojego nie ruszy"? Tak obywatele postrzegają urzędy i urzędników.
Ciekawe czy ktoś na taki temat napisałby pracę magisterską albo nawet doktorską. Chętnie zapoznałbym się z takim opracowaniem.
Pozdrawiam.
Gdzie ta różnica?
Czuję się jak w sensacyjnej powieści sci-fi na Karaibach.
Nie wiem co do tego wszystkiego ma Somalia. Czy mówimy o historii i piratach z Karaibów? Stosowanie zwrotów "pirat", "piractwo", czy "kradzież" w odniesieniu do danych jest bardzo nieprecyzyjne.
Zdaję sobie sprawę z tego, że idealne i funkcjonujące państwo totalitarne jest bardzo wygodne dla rządzących i ich przyjaciół, ale na razie na szczęście żyjemy w "demokratycznym państwie prawnym". Pomysł pełnej kontroli nad jakąś społecznością to raczej myślenie życzeniowe.
Smierdzi mi to odpowiedzialnością grupową za łamanie bliżej nieokreślonych "zasad moralnych", której na całe szczęście nie ma w obowiązującym prawie.
Ale wracając do proponowanych zmian w prawie. Kto będzie miał korzyści ze skutecznego karania? Na razie wszystkie niezależne badania wskazują na to, że wymiana plików w najgorszym przypadku nie ma wpływu na sprzedaż, a w najlepszym osoby wymieniające się plikami częściej kupują muzykę. Według mnie za dużo w tym całym konflikcie jest podchodzenia na "chłopski rozum" i "wiedzy powszechnej", a za mało wiarygodnych badań naukowych. Moim zdaniem jedynymi beneficjentami karania staną się dystrybutorzy (monopol na dostęp) i pośrednicy (monopol na obrót pieniędzmi i licencje grupowe), czyli w sumie głównie biurokracja.
[citation needed] Nigdzie nie znalazłem informacji na ten temat, a byłby to ciekawy kontrprzykład. Może gdybym miał do dyspozycji konkretny przepis lub numer artykułu... Póki co brak odpowiedzialności urzędników wydaje mi się być spuścizną właśnie po PRLu, gdzie urzędnik decydował o być albo nie być, najczęściej za taką lub inną przysługę. Co do idei odpowiedzialności urzędników za decyzje się zgadzam, ale obecnie wielu urzędników znajduje się w stanie stagnacji, bo za błędne załatwienie jakiejś sprawy grozi im kara, za dobre wykonanie żadnej premii nie dostaną. No i trochę zbaczamy z tematyki tego portalu.
dopóki nie zostanie
dopóki nie zostanie wprowadzona REALNA odpowiedzialność urzędnika za jego decyzję (w tym też za jej brak) to zwykły obywatel zawsze będzie na gorszej pozycji względem urzędnika. Jednocześnie za tym musi też iść uproszczenie procedur urzędniczych i przepisów prawa.
apelacja - wyrok
Wyrok zmieniony, ale PiS musi przeprosić za Misiaka
Sąd Okręgowy również
Sąd Okręgowy również orzekł przepadek spotu, co - jak się wydaje - dla internetu nie będzie miało większego znaczenia. Przydałaby się sygnatura tego postanowienia.
Nie bardzo rozumiem, co oznacza przepadek spotu, czy to oznacza, że prawa autorskie również przepadają? Będę mógł na podstawie tego wyroku użyć choćby jednej klatki z tego spotu dla własnych, nawet może komercyjnych potrzeb?