felietony

ACTA: Stanowienie prawa odrywa się od woli obywateli (również w Polsce)

Opisywane ponad rok temu w tym serwisie negocjacje w sprawie Anti-Counterfeiting Trade Agreement (ACTA) nabierają rumieńców. Wydaje się, że na podstawie tego, co już wiadomo, możne próbować formułować jakieś bardziej ogólne tezy, dotyczące współczesnego procesu stanowienia globalnego prawa, w którym to korporacje zyskują podmiotowość i ... suwerenność(?). Oto okazuje się, że projektodawcy potrafią przekazywać projekt założeń "wybranym lobbystom", potrafią też niektórym firmom przekazywać dane po "zobowiązaniu ich do zachowania poufności", etc. To trochę chyba nie tak, jak zakładał kiedyś Monteskiusz, gdy myślał o trójpodziale władz, które wzajemnie się kontrolują. To trochę też nie tak, jak zakładały niektóre konstytucje z zeszłego wieku, że władza zwierzchnia należy do Narodu, a sprawowana jest przez jego przedstawicieli (to zakłada, że zwierzchnicy przynajmniej wiedzą, co ci przedstawiciele robią). To chyba temat dla badaczy z zakresu politologii i dla prawników interesujących się teorią państwa i prawa, a także konstytucjonalistów. Polska też pracuje nad ACTA...

Czy "hazardowa afera" wymusi przejrzystość procesu stanowienia prawa? Eeee...

Wydaje się, że (niektórzy) posłowie trafili w wyszukiwarkach na mój tekst pt. Plebejusze a dostęp do informacji o działalności organów władzy publicznej, a może sobie teraz coś dodaję. Tak czy inaczej - dziś w Sejmie była dyskusja o aferze hazardowej i opozycja ponoć zaproponowała, by z posiedzeń podkomisji sejmowych sporządzane były stenogramy. Od pewnego czasu zwracam na to uwagę, bo mi się po prostu nie chce chodzić do Sejmu (a czasem, coraz częściej, dzieje się tam coś ciekawego i związanego z zakresem tematyki poruszanej w tym serwisie). Gdyby stenogramy były dostępne online - na sejmowych korytarzach byłoby mniej dziennikarzy (a więc posłowie mieliby lepsze warunki pracy). Prawdopodobnie, ale nie na pewno. Wydaje mi się jednak, że Sejm nie wprowadzi zasady tworzenia stenogramów z obrad podkomisji. Spekuluje, że pojawią się uzasadnienia, że nie ma na to kasy i Kancelaria Sejmu nie jest na to przygotowana logistycznie. Zobaczymy.

Chmura zastąpi pudełka, czyli dlaczego mi ręce opadły, gdy Prezydent RP promuje Google

Tekst Prezydent RP promuje korporację Google sprowokował próby komentarzy politycznych, których jednak nie przepuściłem w moderacji (gdyż sam nie ujawniam publicznie politycznych preferencji, mam wrażenie, że komentuje równo działania prawno-internetowe różnych ugrupowań, ten serwis zaś nie jest poświęcony tematom politycznym, a "prawnym aspektom społeczeństwa informacyjnego"). Państwo i aparat urzędniczy są ważnym rynkiem dla firm, które oferują komercyjnie swoje rozwiązania. Na licencje na oprogramowanie dla administracji publicznej przygotowuje się przetargi. Pudełka stopniowo wypierane są przez "usługi sieciowe". Zarzucono mi, że atakuję Prezydenta i czepiam się po prostu, bo co komu przeszkadza takie małe Google na prezydenckiej stronie, więc spróbuję pokrótce pokazać problem na przykładzie uruchomionego właśnie w USA repozytorium aplikacji sieciowych dla administracji publicznej...

BBC zagraża niezależnemu dziennikarstwu, czyli czas zastrzelić królewskiego kowala, by przejąć kuźnię

James Murdoch, szef News Corporation, postanowił zaatakować BBC, a konkretnie "dominację" tego ośrodka informacji, wskazując, że ta "dominacja" jest zagrożeniem dla niezależnego dziennikarstwa w Wielkiej Brytanii. Oto pojawia się nowy wątek w dyskusji na temat "społeczeństwa informacyjnego". Media publiczne, które publikują informacje na "odpowiednim poziomie", są zagrożeniem dla tych wszystkich, którzy chcieliby zarabiać na udostępnianiu informacji społeczeństwu. Wydaje mi się, że następnym krokiem powinno być zakwestionowanie podstawowej roli organizacji państwowej, a konkretnie: zakwestionowanie bezpłatnego udostępniania obywatelom informacji publicznej. Przecież nieograniczona dostępność informacji (publicznej) również stanowi zagrożenie dla tych, którzy chcieliby zarabiać na udostępnianiu informacji.

Dotrzeć do źródła

Szum informacyjny jest coraz większy. W "mętnej wodzie lepiej się łowi ryby", ale jeśli ktoś wierzy w "budowanie społeczeństwa obywatelskiego" i znajduje w sobie siłę, by aktywnie się w taki proces budowy zaangażować, to - jak uważam - powinien w swoich komentarzach kierować się zasadą docierania do źródeł informacji. To nie jest tylko problem etyczny (docieranie do źródeł informacji, a także zwracanie uwagi na to, co ma do powiedzenia "druga strona", jest elementem deontologii dziennikarskiej nie od dziś). To również problem "samoobrony intelektualnej" i świadomego wspierania mechanizmów demokratycznych. Jak przekonać ludzi, że docieranie do źródeł informacji jest modne? Jeśli nie będą docierali do źródeł informacji, to łatwo da się nimi sterować, a wielu osobom odpowiada sytuacja, w której nie ponoszą odpowiedzialności za swoje życie.

Skąd pomysł rejestracji elektronicznych publikacji?

Jak się wydaje - chodzi o kasę. W przypadku wprowadzenia rejestracji internetowe serwisy będą miały wybór: albo jesteś (rejestrowaną) prasą i masz prawo do skorzystania z licencji ustawowej, wynikającej z prawa autorskiego (art. 25 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych), albo jesteś piratem i - skoro mamy już organizację zbiorowego zarządzania na rynku prasowym - będziemy Cię ścigać za naruszenia prawa autorskiego (oczekując trzykrotności stosownego wynagrodzenia). "Rejestracja prasy" to zatem - jak się wydaje - sprytne ograniczenie dozwolonego użytku publicznego. Dodatkowo zdejmuje z nowej organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi obowiązek wypłacania wynagrodzenia wszystkim tym, co to nie są prasą (bo się nie zarejestrują). I tak, jak Na świecie są miliardy twórców, jest też coraz więcej "wydawców prasy", którym można pod jakimś pozorem odmówić bycia beneficjentem systemu...

Sieć drugiego obiegu

Drugiego, trzeciego i kolejnych. Właściwie już jest kilka obiegów informacji z wykorzystaniem otwartych protokołów sieciowych. Mnie zaś interesuje pewne zjawisko, które związane jest z anonimowością i relacjami między możliwościami technicznymi, wolnością słowa i wolnością do pozyskiwania informacji. Wiadomo, że walczy się ze spamem metodami technicznymi - blokady, filtry, sprawdzanie czy list został wysłany z Open Relaya. Te same metody można stosować przy www. Proszę sobie wyobrazić następującą sytuacje: dzięki konfiguracji serwera www nikt, kto korzysta z TOR-a nie może zapoznać się z treścią opublikowaną na tym serwerze. Innymi słowy - aby zapoznać się z treścią (a to znaczy, że również aby komentować) należy skorzystać z serwera, który się identyfikuje. W ten sposób powstanie jakby "drugi obieg informacji w Sieci", ponieważ użytkownicy, którzy zechcą korzystać z anonimowości zostaną zepchnięci do swoistego getta.

Gruby pancerz, stopery w uszy i wycieraczki antyplwocinowe dla wolności słowa

Okazuje się, że jeden z przedstawicieli "wolnej prasy", p. Cezary Michalski, wydaje się być dumny z tego, że jego redakcja "zmusiła do milczenia Katarynę, najsłynniejszą polską blogerkę polityczną, ostatnio związaną bojem na śmierć i życie z rodziną Czumów, ojcem i synem". Mamy zatem nową funkcję prasy - zmuszanie ludzi do milczenia. Ta sama redakcja ma zaś istotny problem z milczeniem, co można wyczytać w przesłanym Katarynie SMS-ie, w którym apelowano do niej o zrozumienie, gdyż to "frustrujące wiedzieć i nie móc napisać". Kilka godzin zajęło internautom dotarcie do danych osobowych blogerki po tym, jak Dziennik opublikował wystarczającą ilość informacji, by internauci mogli odkryć jej tożsamość. Zgodnie z Prawem prasowym prasa ma "urzeczywistniać prawo obywateli do ich rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki społecznej". Jeśli ujawnienie danych jednego komentatora prasowego przez innego oznacza jawność życia publicznego, to znaczy, że prawo do anonimatu musi zginąć na krwawym ołtarzu społeczeństwa informacyjnego. Krwawym, bo przetrwa tylko najsilniejszy, ten tylko, kto zaszlachtuje wszystkich pozostałych w obronie swojego interesu.

Kampania wyborcza: zadawajcie politykom pytania o internet i społeczeństwo informacyjne

konferencja sejmowa SLDPragnąć przedłużyć kartę prasową odwiedziłem dziś Sejm i przy okazji trafiłem na konferencję prasową SLD, zorganizowaną z okazji uruchomienia przez tę partię nowego serwisu internetowego. Skoro znalazłem się na konferencji prasowej i skoro konferencja prasowa dotyczyła internetu, to nie mogłem się powstrzymać i zadałem kilka kluczowych pytań: o rejestrację stron internetowych w sądzie, o wydłużenie czasu ochrony praw autorskich i pokrewnych, o spam wyborczy, o pakiet telekomunikacyjny i odcinanie internautów od internetu... Jest kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego (możecie głosować bezpośrednio na jakiegoś kandydata, nie jest tak, że to Sejm wybiera reprezentację, a tak uważają Polacy, co podobno wynika z przeprowadzonych badań opinii publicznej) i w związku z dzisiejszym doświadczeniem zwracam się do dziennikarzy przepytujących polityków: zadawajcie im pytania o internet; jeśli będą kamery albo mikrofony - jest szansa, że zajmą jakieś stanowisko, które potem będzie można weryfikować.

Jeśli przejdzie globalne odcinanie internautów zapowiada się raj dla prawników

Wczoraj francuskie Zgromadzenie Narodowe (niższa izba parlamentu) odrzuciło Projet de loi favorisant la diffusion et la protection de la création sur internet, ale francuski rząd postara się o to, by projekt ponownie był przedmiotem prac parlamentarnych. Czekamy do 28 kwietnia. Być może większość parlamentarna zostanie zmobilizowana do pracy (tym razem posłowie wybrali obiad, dlatego posłowie opozycji przeważyli na sali). Być może już niebawem nowy francuski model ochrony prawa autorskiego stanie się faktem i przykładem dla prawodawców w innych krajach (taki był przecież plan). Co to może znaczyć? Myślę, że cieszyć powinni się prawnicy.