Gruby pancerz, stopery w uszy i wycieraczki antyplwocinowe dla wolności słowa

Okazuje się, że jeden z przedstawicieli "wolnej prasy", p. Cezary Michalski, wydaje się być dumny z tego, że jego redakcja "zmusiła do milczenia Katarynę, najsłynniejszą polską blogerkę polityczną, ostatnio związaną bojem na śmierć i życie z rodziną Czumów, ojcem i synem". Mamy zatem nową funkcję prasy - zmuszanie ludzi do milczenia. Ta sama redakcja ma zaś istotny problem z milczeniem, co można wyczytać w przesłanym Katarynie SMS-ie, w którym apelowano do niej o zrozumienie, gdyż to "frustrujące wiedzieć i nie móc napisać". Kilka godzin zajęło internautom dotarcie do danych osobowych blogerki po tym, jak Dziennik opublikował wystarczającą ilość informacji, by internauci mogli odkryć jej tożsamość. Zgodnie z Prawem prasowym prasa ma "urzeczywistniać prawo obywateli do ich rzetelnego informowania, jawności życia publicznego oraz kontroli i krytyki społecznej". Jeśli ujawnienie danych jednego komentatora prasowego przez innego oznacza jawność życia publicznego, to znaczy, że prawo do anonimatu musi zginąć na krwawym ołtarzu społeczeństwa informacyjnego. Krwawym, bo przetrwa tylko najsilniejszy, ten tylko, kto zaszlachtuje wszystkich pozostałych w obronie swojego interesu.

Obecnie w Polsce obowiązujące Prawo prasowe przewiduje szereg przepisów dotyczących powstrzymania się przez dziennikarzy od publikacji. Zgodnie z art. 14. ust. 5 ustawy "dziennikarz nie może opublikować informacji, jeżeli osoba udzielająca jej zastrzegła to ze względu na tajemnicę służbową lub zawodową". Kolejny ustęp tego przepisu (ust. 6) przewiduje, że "nie wolno bez zgody osoby zainteresowanej publikować informacji oraz danych dotyczących prywatnej sfery życia, chyba że wiąże się to bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby".

Jednocześnie Prawo prasowe dość szeroko normuje tajemnicę dziennikarską. Oto w art. 15 ustawy znalazły się przepisy dotyczące anonimatu: "autorowi materiału prasowego przysługuje prawo zachowania w tajemnicy swego nazwiska". Dalej zaś kolejne przepisy, które wprowadzają obowiązki zachowania tajemnicy przez dziennikarza (co dotyczy także, poza dziennikarzami, innych jeszcze osób, a to zatrudnionych w redakcjach, wydawnictwach prasowych i innych prasowych jednostkach organizacyjnych). Dziennikarz ma obowiązek zachowania w tajemnicy:

1) danych umożliwiających identyfikację autora materiału prasowego, listu do redakcji lub innego materiału o tym charakterze, jak również innych osób udzielających informacji opublikowanych albo przekazanych do opublikowania, jeżeli osoby te zastrzegły nieujawnianie powyższych danych,

2) wszelkich informacji, których ujawnienie mogłoby naruszać chronione prawem interesy osób trzecich.

Z innych przepisów wynika, że dziennikarz jest obowiązany "chronić dobra osobiste, a ponadto interesy działających w dobrej wierze informatorów i innych osób, które okazują mu zaufanie". Uzupełnieniem powyższego są przepisy zakazujące publikacji danych osobowych i wizerunku "osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe, jak również danych osobowych i wizerunku świadków, pokrzywdzonych i poszkodowanych, chyba że osoby te wyrażą na to zgodę".

Chociaż wcześniej pojawiła się zapowiedź pozwu przeciwko Katarynie (por. "Sprawa tożsamości Kataryny" - czy mamy prawo do anonimowej komunikacji?), to jednak przeciwko niej nie toczy się ani postępowanie przygotowawcze, ani sądowe. Nie jest też Kataryna pokrzywdzonym ani poszkodowanym w rozumieniu przywołanego przepisu. Ostatni zatem z zakazów publikacji w przypadku tożsamości Kataryny nie będzie miał zastosowania. Kataryna też nie była informatorem Dziennika, a raczej przedmiotem dziennikarskiego śledztwa.

Można się zastanawiać, czy Kataryna jest autorem materiałów prasowych i kilka na ten temat orzeczeń już w Polsce mamy (por. Część sprawy GBY.pl (odpowiedzialność za "materiał prasowy") wraca do pierwszej instancji oraz Wyrok w sprawie GBY.pl (oskarżony wygrał część sprawy, która dotyczy odpowiedzialności za "materiał prasowy")). Sąd Rejonowy w Słupsku II Wydział Karny uznał, że chociaż autor serwisu internetowego prowadzi działalność prasową i jest redaktorem w rozumieniu Prawa prasowego, to wpisy, które były umieszczane przez internautów na jego portalu nie stanowią materiału prasowego (Sygn. akt II K 367/08). To dotyczyło komentarzy pod tekstami publikowanymi w internecie przez internautów. Ogłaszając wyrok sędzia uzasadniał: "Dopóki opinie pod artykułami nie staną się jego integralną częścią brak jest podstaw do stwierdzenia, że mamy do czynienia z materiałem prasowym, który został opublikowany przez prowadzącego portal". Nie ma przy tym znaczenia, czy serwis internetowy był czy nie był zarejestrowany jako dziennik lub jako czasopismo (tylko dziennik i czasopismo wymaga rejestracji, nie zaś każda prasa). Innymi słowy - można uznać treści publikowane przez samego redaktora serwisu internetowego za materiał prasowy, zaś komentarze pod nim takim materiałem być nie muszą.

Prawo prasowe przewiduje definicję materiału prasowego (art. 7 ust. 2 pkt. 4):

materiałem prasowym jest każdy opublikowany lub przekazany do opublikowania w prasie tekst albo obraz o charakterze informacyjnym, publicystycznym, dokumentalnym lub innym, niezależnie od środków przekazu, rodzaju, formy, przeznaczenia czy autorstwa,

Wiemy, co wynika z postanowienie WSA w Warszawie (II SA/Wa 1885/07), że jeśli ktoś "samodzielnie redaguje, tworzy i przygotowuje materiały, a nadto wyłącznie w jego gestii pozostaje publikacja opracowanych materiałów i całokształt działalności redakcji, to tym samym skupia on trzy wymienione w prawie prasowym funkcje (odpowiednio pkt 5, 6 i 7 art. 7 ust. 2), tzn.: dziennikarza, redaktora i redaktora naczelnego". W efekcie swoich rozważań WSA uznał, że działalność takiej osoby mieści się w pojęciu "prasa". Można zatem być jednoosobową redakcją, można być dziennikarzem działającym na swój własny rachunek (niezatrudnionym w jakiejkolwiek "wielkiej, tradycyjnej redakcji").

Uwzględniając powyższe uważam, że Kataryna prowadziła działalność prasową, w szczególności jest dziennikarzem i autorem materiałów prasowych.

Powstaje zatem pytanie, czy przepisy Prawa prasowego, które nakazują dziennikarzom zachowanie w tajemnicy danych umożliwiających identyfikację autora materiału prasowego dotyczą tylko autorów materiałów prasowych, które publikowane są przez redakcje zatrudniające tych właśnie dziennikarzy? Czy dziennikarze mają chronić tylko swoich redakcyjnych kolegów, czy też norma ta obejmuje swoim zakresem również takie sytuacje, jakich właśnie jesteśmy świadkami? Oto Dziennik zdecydował się opublikować tekst Wiemy, kim jest Kataryna, w którym dostarczył czytelnikom wystarczający pakiet informacji, by samodzielnie mogli znaleźć konkretne dane dotyczące tożsamości autorki bloga kataryna.pl:

Czemu boi się jawności Katarzyna, 38-latka pochodząca z Rzeszowa, która skrywa swoją bezkompromisowość pod pseudonimem "Kataryna"? Jest w końcu znaną i szanowaną w środowisku organizacji pozarządowych prezes warszawskiej fundacji. Organizacja ta zajmuje się, jak czytamy w aktach sądowych: "wspieraniem różnorodnych form aktywności społecznej, wzmacnianiem u obywateli umiejętności współdziałania w kształtowaniu demokratycznego społeczeństwa". Fundacja Kataryny powstała w 1996 roku, a blogerka najpierw była jedną z jej fundatorek, w 2003 roku została prezesem.

Trzeba być wybitnie nieobeznanym z realiami przetwarzania informacji we współczesnej Sieci, by bronić tezy, że ten zestaw danych nie ujawnia tożsamości konkretnego człowieka. Problematyka danych osobowych jest tu istotna o tyle, że zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych (art. 6 ust. 3 ustawy) "informacji nie uważa się za umożliwiającą określenie tożsamości osoby, jeżeli wymagałoby to nadmiernych kosztów, czasu lub działań" (chociaż miota się nam jeszcze czasem Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych - por. GIODO: imię, nazwisko, zdjęcie, szkoła, klasa i rocznik - łącznie - nie są danymi osobowymi..., to już sądy mają w tej sprawie bardziej konkretne stanowisko: WSA w Warszawie: podpis pod zdjęciem w Naszej Klasie to jednak dane osobowe - warto jednak pamiętać, że sprawa jeszcze nie jest zakończona; przypominam jednocześnie niedawne wydarzenia z amerykańskiej kampanii wyborczej na urząd Prezydenta USA: Hackerska lustracja poczty kandydatki na wiceprezydenta USA (w stylu 4chan)).

We współczesnym społeczeństwie usieciowionym opublikowany przez Dziennik zestaw informacji bez zbytniego nakładu kosztów, czasu i działań pozwolił internautom dotrzeć do konkretnych danych blogerki, a więc - w ten sposób - Dziennik ujawnił tożsamość autora materiałów prasowych, chociaż autora materiałów prasowych publikowanych w innym niż Dziennik ośrodku prasowym (w tym przypadku przez jednoosobową redakcję). W ten sposób również Dziennik ujawnił - wbrew ustawowemu zakazowi - informacje, "których ujawnienie mogłoby naruszać chronione prawem interesy osób trzecich" (Kataryna przecież również ma prawo do anonimatu).

Zgoda na to, że jeden autor materiału prasowego ujawnia dane autora materiału prasowego z konkurencyjnego ośrodka prasowego oznaczać musi, że już za chwilę toczyć się będą w różnych redakcjach "dziennikarskie śledztwa" dotyczące tożsamości anonimowo publikowanych tekstów w innych redakcjach. Rzeczpospolita ujawni autorów tekstów z Gazety Wyborczej, Wyborcza ujawnić będzie chciała autorów tekstów z Dziennika (autor czytanego tekstu wypowiadając się publicznie prowadzi wszak "działalność publiczną" - a tu sfera prywatności musi cierpieć). Wszystko w ferworze zaciętej walki konkurencyjnej o uwagę czytelników (a przez to o kasę) i wobec rozpaczliwych działań przeciwdziałających kryzysowi prasy. Z dumą będą dziennikarze ogłaszali, tak jak cytowany we wstępie tej notatki Cezary Michalski (por. Utracona cześć Kataryny), że oto zmusili konkurencje do milczenia.

Jednocześnie wydawcy będą "gwarancjami wolności słowa" uzasadniali chęć ukrycia tożsamości własnych komentatorów, jak to było w przypadku zaskarżenia przez Agorę decyzji GIODO, na podstawie której wydawca miał udostępnić dane osobowe czterech dyskutantów z forum portalu Gazeta.pl (por. Agora chroni a GIODO nie oraz Agora nie musiała ujawniać numerów IP; to zresztą nie jedyna taka bitwa prawna, por. Decyzja Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych ze stycznia 2008 r., w sprawie odmowy uwzględnienia wniosku dotyczącego ujawnienia nr IP (GI-DEC-DOLiS-59/08)).

Tradycyjna prasa pokazuje internautom jak należy się bawić w tej piaskownicy. Ostatnie wypadki, dotyczące również autora niniejszego tekstu, sugerują, że realizuje się scenariusz rysowany przeze mnie w tekście Rozważania o anonimowości i o przesyłaniu (niezamówionych) informacji z 2005 roku. Co prawda wówczas moje rozważania dotyczyły innej nieco sfery obiegu informacji, tj. spamu (ale prawo do prywatności, prawo do godności osobistej, dobrego imienia zderza się z wielką siłą z "wolnością" słowa, prawem rozpowszechniania informacji). Powstaje już sieć "drugiego obiegu", w której "anonimowo" można opublikować dowolną kalumnie, szargać wszelkie świętości, unurzać dowolną osobę lub ideę w werbalnym rynsztoku. "Anonimowo", to znaczy niewiarygodnie, nieodpowiedzialnie, często w sposób, który manipuluje nieprzygotowanym na to odbiorcą komunikatów.

Wobec brutalnej i powszechnej pyskówki, wobec przyzwolenia na manipulacje i wszelkie chwyty "poniżej pasa" zmieni się wzorzec oceny czy doszło do naruszenia dóbr osobistych, czy nie. Przypominam klasyczny Wyrok Sądu Najwyższego - Izba Cywilna z dnia 6 października 1969 r. (I CR 305/69), w którym Sąd stwierdził: "gdy chodzi o cześć człowieka, obiektywna ocena konkretnych okoliczności, a nie subiektywne odczucie zainteresowanej osoby, decyduje o tym, czy w ogóle miało miejsce naruszenie dobra osobistego". W innym wyroku (Wyrok Sądu Najwyższego - Izba Cywilna z dnia 12 listopada 1974 r., I CR 610/74) czytamy: "Do przyjęcia odpowiedzialności pozwanego za naruszenie dóbr osobistych powoda nie wystarcza subiektywne odczucie powoda co do naruszenia jego dobra osobistego treścią artykułu prasowego pozwanego, a konieczne jest zbadanie zamiaru pozwanego, jak również okoliczności, jak mógł być zrozumiany artykuł pozwanego z przekazem o działalności i losach osobistych powoda przez czytelników miesięcznika, w którym sporny artykuł został ogłoszony". I wreszcie Wyrok Sądu Najwyższego - Izba Cywilna z dnia 16 stycznia 1976 r. (II CR 692/75): "Przy ocenie naruszania czci należy mieć na uwadze nie tylko subiektywne odczucie osoby żądającej ochrony prawnej, ale także obiektywną reakcję w opinii społeczeństwa. Nie można też przy tej ocenie ograniczać się do analizy pewnego zwrotu w abstrakcji, ale należy zwrot ten wykładać na tle całej wypowiedzi".

Jeśli normą jest patologia - działanie zgodnie z taką "normą" nie będzie przez system prawa piętnowane. To daje tylko argumenty tym, którzy widzą potrzebę rozbudowy systemu retencji danych, stosowania permanentnej inwigilacji w celu ochrony wartości.

W "pierwszym obiegu", a więc tam gdzie system prawa podobno jeszcze sięga (chociaż nadal są problemy z egzekwowaniem prawa do sądu; por. Wyrok ETPCz: prawo dochodzenia roszczeń w przypadku naruszenia prywatności), w pogoni za sensacją, uzasadniając to "jawnością życia publicznego", a w istocie zabiegając o lepszą pozycję konkurencyjną na brutalnym rynku prasowym, na dalszy plan schodzi etos dziennikarski, "prawa osób trzecich", czy "anonimat" jako gwarancja wolności słowa. Wystarczy sięgnąć do treści SMS-a nadesłanego do Kataryny, w którym Dziennik składa ofertę: "Wolimy by zgodziła się Pani na ten coming out na Pani warunkach włącznie z zatrudnieniem Pani jako naszej publicystki. Ale proszę nas zrozumieć to "frustrujące wiedzieć i nie móc napisać". Wiem, że Pani tożsamość zna Fakt a przez nich nie zostanie Pani tak dobrze potraktowana - proszę tego nie traktować jako szantażu. Naprawdę nie chcemy Pani skrzywdzić".

Prasa jest instrumentem demokratycznego państwa prawa tylko o ile to jest "nasza demokracja", "nasze prawo" i "nasze państwo". Za rozsądną cenę chętnie będziemy bronić wolności, a jeśli kogoś nie stać lub nie dość na nim zarobimy, niech ginie. Wszyscy przeciwko wszystkim.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

A propos danych osobowych

art. 3a ust. 2 wyłącza stosowanie jej przepisów wobec działalności dziennikarskiej (z pewnymi wyjątkami). Zatem z tego punktu widzenia nie ma problemu.

Moim zdaniem to jest problem zdecydowanie etyczny, po prostu ekipa Dziennika nie ma pojęcia co to etyka dziennikarska, a nawet -- zwykła ludzka przyzwoitość.
Michalski skompromitował się na całej linii. Jego komentarz to skandal i żenada na całej linii.

Oni by się do prasy w Pekinie nadali.

--
pozdrawiam serdecznie, Olgierd

Rola prasy: zaspokoić czytelnika i się sprzedać

Nie mogę się zgodzić, drogi Olgierdzie. W/g mnie red. Katarzyna S. została zdekonspirowana na własną prośbę.

Przemawiają za tym następujące fakty: a) jej telefonem dysponowali inni dziennikarze b) udzielała wielu wywiadów telefonicznych c) udzieliła pewnego rodzaju moralnego przyzwolenia deklarując, że się ujawni gdy otrzyma pismo procesowe od Czumów.

Zdajemy sobie wszyscy sprawę z tego, że dane retencyjne są w Polsce chronione niewystarczająco i łatwo jest ogólnopolskiemu wysokonakładowemu dziennikowi dojść do geo-lokalizacji konkretnej komórki z dokładnością do kilkudziesięciu metrów. To samo dotyczy adresu IP - wystarczy prosta sztuczka podstawienia komuś interesującej strony wyprodukowanej przez siebie, aby go poznać. A od adresu IP trafić poprzez nieoficjalne dojścia do danych retencyjnych, do fizycznej lokalizacji.

Zatem decydując się na pozostanie anonimowym, należy być konsekwentnym i korzystać z sieci TOR i nie udzielać się poza strefą wirtualną.

Cała sprawa udowodniła jedynie, że nie można być anonimową gwiazdą popkultury, nic więcej.

W/g mnie red. Michalski, chociaż uzasadniając całą sprawę w sposób wyjątkowo fałszywy, nie popełnił jednak błędu - przekazał swym czytelnikom dokładnie taką informację, jakiej oczekiwali. Taka jest rola prasy.

Prasa nie jest od ochrony danych osobowych, nie jest również od ocen moralnych i światopoglądowych. Ma pisać prawdę. A cała reszta, to wyłącznie wasze chciejstwo - i nie tylko wasze, bo chętnych do cenzurowania prasy jest w kolejce znacznie więcej.

@Sergiusz Pawłowicz "Rola

@Sergiusz Pawłowicz "Rola prasy: zaspokoić czytelnika i się sprzedać" czy nie pomyliłeś roli prasy z rolą osób "lekkich obyczajów"?

"Nie mogę się zgodzić, drogi Olgierdzie. W/g mnie red. Katarzyna S. została zdekonspirowana na własną prośbę"

A zatem mamy kolejny głos popierający teorię, że kobiety są gwałcone na własną prośbę "bo miała krótka spódniczkę i wyzywające spojrzenie"

Korzystanie z TORa nie służy anonimowej wypowiedzi lecz pełnej konspiracji. Podjęcie prywatnej decyzji o niepodpisywaniu wypowiedzi swoim nazwiskiem, a decyzji o pełnym zakonspirowaniu to dwie różne decyzje.

Wolność prasy ma czemuś służyć, nie jest to wolność od wszystkiego, zwłaszcza od etyki.
W tym konkretnym przypadku "wolność" prasy została wykorzystana w celu:
1. zamknięcia ust (niewygodnemu?) komentatorowi, co Cezary Michalski pisze wprost z rozbrajającą szczerością.
2. chęci zysku i podniesienia sprzedaży bo o ile mi wiadomo nie ma żadnego naruszenia prawa przez Katarynę, które uzasadniało by dziennikarskie śledztwo,

Duma gazety z osaczenia i zaszczucia człowieka jest wprost żenująca.

Cezary Michalski pisze:
"Kiedy skontaktowaliśmy się z nią i powiedzieliśmy, że znamy jej tożsamość, choć wcale nie chcemy jej ujawniać, chcemy raczej normalnie z nią porozmawiać, bo jesteśmy ciekawi jej poglądów, jej psychiki, jej życia"
Ponieważ nie przyjęła żadnych propozycji została ukarana ujawnieniem. Czy takie działanie nie nosi znamion szantażu i zemsty?

Chyba trzeba poważnie zastanowić się nad wzmocnieniem ochrony prywatności i prawa do anonimowości tam gdzie nie naruszają one przepisów prawa.

Przecież Kataryna ma środki prawne

Już w tej chwili Kataryna może złożyć w sądzie pozew o naruszenie dóbr osobistych. Czy złoży, albo czy zostanie uwzględniony - to inna sprawa.

Chyba trzeba poważnie zastanowić się nad wzmocnieniem ochrony prywatności i prawa do anonimowości tam gdzie nie naruszają one przepisów prawa.

Czy to oznacza również, że trzeba pomyśleć o ułatwieniach w ujawnianiu tożsamości tam, gdzie głoszący te przepisy prawa narusza?

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Ponownie muszę się nie zgodzić

Nie nie nie, nie mogę się częściowo zgodzić i z tym anonimowym głosem.

Wychodząca na ulicę kobieta nie jest osobą publiczną, a red. Katarzyna S. niewątpliwie nią jest, wchodząc odważnie w brutalny świat polityki. Słusznym porównaniem byłaby raczej samodzielna wyprawa do krainy zasiedlonej ludożercami i zdziwienie, że się zostało zjedzonym.

Po drugie, nie rozumiem dlaczego etyczne miałoby być zatajenie informacji, której pożądają czytelnicy? Czy redakcje mają cenzurować wiadomości ze względu na czyjś interes? I jeśli tak, to czyj - bo w naszym skomplikowanym świecie interesy są skrajnie rozbieżne. Katarzyna w swych wypowiedziach nie działa na rzecz interesu wszystkich, reprezentuje jedynie część sceny politycznej. Jest uczestnikiem polityki, wielkiej i niebezpiecznej gry.

"Osaczenie i zaszczucie", to zbyt mocne słowa w stosunku do Katarzyny - nie widzę żadnego powodu, aby jej medialna gwiazda nie mogła być kontynuowana.

Używasz też pojęcia "szantaż i zemsta" - dlaczego red. Michalski miałby się mścić? Za co - co mu zrobiła Katarzyna S.? Czy są jakieś nieznane fakty łączące te dwie postaci?

Po trzecie - wszyscy jesteśmy inwigilowani, a Katarzyna ani mniej, ani więcej. Tutaj się zgadzam - powinniśmy coś z tym zrobić, nie tylko dla dziennikarzy, ale dla wszystkich ludzi.

Nie wiem czemu tylko prasa ma być wolna, a nie wszyscy obywatele. TOR to nie konspiracja, a wymaganie codzienności, w jakiej pogrążyła nas powszechna inwigilacja.

Fakty się nie zgadzają.

Przepraszam ale krew mnie zalewa jak czytam takie opinie.

Wychodząca na ulicę kobieta nie jest osobą publiczną, a red. Katarzyna S. niewątpliwie nią jest, wchodząc odważnie w brutalny świat polityki. Słusznym porównaniem byłaby raczej samodzielna wyprawa do krainy zasiedlonej ludożercami i zdziwienie, że się zostało zjedzonym.

Przecież to jest filozofia w rodzaju - "Sama chciała być zgwałcona skoro szła ciemną ulicą".

Skąd zresztą to przekonanie że "Kataryna weszła w świat polityki"? Prowadzi jakąś działalność polityczną? Gdzieś kandyduje?

Z faktu prowadzenia bloga, na którym pojawiają się tematy polityczne (częściej jednak dotyczące pracy mediów i dziennikarzy), nie wynika wejście w świat polityki i wystawienia się na jego reguły.

Inaczej każdy kto głosuje w wyborach jest politykiem.

Po wtóre myli się Pan w sprawie braku ew. motywu zemsty.
Dziennikarski warsztat Roberta Zielińskiego, jednego z trójki "Dziennikowych" egzekutorów, był nie tak dawno przedmiotem krytycznych (i celnych) komentarzy Kataryny (chodziło o sprawę Olewników).

I po trzecie. Sprawa nie polegała na tym, że nikt w "Dzienniku" nie znał tożsamości Kataryny. Jakieś pół roku temu obszerny wywiad z nią przeprowadzał przecież dziennikarz "Dziennika" - Robert Mazurek.

To jak to jest? Osoba, która w zaufaniu powierza swoje dane jednemu dziennikarzowi danej redakcji, może być zdemaskowana przez innych dziennikarzy tej samej redakcji?
Inne media zresztą podały, że tożsamość Kataryny nie była jakąś nieprawdopodobną tajemnicą w prasowym środowisku.
Tu nie ma to nie jest sytuacja gdy redakcja ma Newsa, tylko decyzja o ujawnieniu danych mimo, że dziennikarze nie mają do tego prawa.

Celebryta ma mniejsze prawa

Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że Dziennik oficjalnie znał dane Katarzyny S. To rzeczywiście zaczyna mi śmierdzieć jakąś wojenką personalną.

Wciąż jednak podtrzymuję zdanie, że do gwałtu porównywać sprawy nie można - Kataryna jest celebrytką, osobą publiczną, która chcąc pozostać w ukryciu, musi szczególnie pilnować swej elektronicznej tożsamości. Po prostu zaniedbała podstawowe elementy higieny, nie może ufać w szlachetność, dobro i moralność. Prędzej czy później jej tożsamość byłaby znana przy takiej nonszalancji. Po co komuś mówiła, kim jest, skoro nie chciała być ujawniona? Ja gdy chcę występować anonimowo, trzymam dziób na kłódkę.

Takie pytanie. Czemu tu

Takie pytanie. Czemu tu wszyscy wspominają o tym TOR? Czy ona by pisać na blogu tego używała? Czy jej animować polegała tylko na tam iż pisała pod kryptonimem?

być może...

Nie wiem czemu wszyscy inni piszą, chociaż może to być związane z prowadzoną aktualnie "kampanią reklamową" jednego z "anonimowych for", którego autorzy rozpaczliwie chcą być zauważeni i naganiają do siebie ludzi na różnych "nieanonimowych" forach. Ja zaś nawiązuje do TORa, ze względu na to, że autorzy wspomnianego forum zapragnęli zwrócić na siebie moją uwagę.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

konspira

Zdaje się, że tak samo jak większość blogerów, nie weszła do pełnej konspiracji i pisała po prostu pod pseudonimem. Pewnie się nie spodziewała, że ktoś sobie za cel życiowy postawi jej "zdemaskowanie".

Nie wydaje mi się, by TOR czy inne podobnej klasy rozwiązania były w powszechnym użyciu. Przecież "wolny kraj mamy"... Jednak jeśli zacznie się moda na demaskowanie blogerów i innych anonimów to TOR, I2P albo i Freenet mogą się stać nagle popularne - wraz z hostingiem blogów w dalekich krajach o istotnie różnym od naszego prawie.

W razie czego można zawsze skorzystać z bogatych doświadczeń chińskich, choć mam nadzieję, że do tego etapu nie dojdziemy.

--
Nieznajomość prawa szkodzi, znajomość - przeraża.

Jeśli blog to prasa

A bloger to dziennikarz, czy zachowanie Dziennika można podciągnąć pod paragraf za tłumienie krytyki prasowej?

"Już w tej chwili Kataryna

"Już w tej chwili Kataryna może złożyć w sądzie..."
Prawo to tylko narzędzie i to dość niedoskonałe. Nie zajmuje się rozstrzyganiem sporów etycznych. A traktowanie sądów jako maszynek do rozgrywek wygrał-przegrał nie każdemu odpowiada.
Dodatkowo, składanie pozwu i nadawanie jeszcze większego rozgłosu sprawie, w której osoba w ogóle nie chciała się ujawniać (chyba po to jest anonimowość) byłoby lepsze w wykonaniu grupy Monty Pythona.

"Czy to oznacza również, że trzeba pomyśleć o ułatwieniach w ujawnianiu tożsamości, gdzie głoszący te przepisy prawa narusza"
Oczywiście. I właśnie w ten sposób tzn. ułatwić możliwość zdjęcia anonimowości w konkretnych przypadkach, a nie ograniczać anonimowości jako takiej.

Ciekawe czy jest jakaś praca porównawcza na temat jak wyglądają prawnie na dziś możliwości zdjęcia anonimowości, a jak jej zachowania przed osobami nieupoważnionymi, które jakby nie było wchodzą w posiadanie informacji dla nich nie przeznaczonej?

Masz ci los

I po co ja się tyle u siebie męczyłem, jak tu wszystko jest...
Muszę sobie Pana wrzucić do ulubionych:)
Paka

Nie wszystko

Brakuje wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 16 kwietnia 2009 r., który dotyczył sprawy Egeland i Hanseid przeciwko Norwegii (skarga nr 34438/04) - polecam notatkę na stronach Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka: Ograniczenie wolności słowa na rzecz prawa do prywatności - wyrok ETPCz w sprawie norweskiej.

Brakuje paczki wyroków, które na forum frondy opublikował sqnx, w śród nich Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 29 września 2006 roku, sygn. akt: I ACa 385/2006, Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 7 lipca 2005 roku, sygn. akt: I ACa 530/2005, Wyrok Sądu Najwyższego - Izba Cywilna z dnia 27 lutego 2003 roku, sygn. akt: IV CKN 1819/2000...

Nie da się napisać "wszystkiego", dlatego warto też prowadzić własne badania i samodzielnie dochodzić do własnych wniosków.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

z prawem może i zgodne

Zgoda na to, że jeden autor materiału prasowego ujawnia dane autora materiału prasowego z konkurencyjnego ośrodka prasowego oznaczać musi, że już za chwilę toczyć się będą w różnych redakcjach "dziennikarskie śledztwa" dotyczące tożsamości anonimowo publikowanych tekstów w innych redakcjach.

Rzadko będzie taka potrzeba. W "środowisku" często wiadomo, kto ze stałej załogi tej czy innej redakcji ukrywa się pod jakimiś inicjałami albo pseudonimem. Zresztą ujawnianie tego zwykle do niczego nie prowadzi.
Natomiast w odniesieniu do osób spoza ścisłych gron redakcyjnych może to następować. I będzie to bardzo krótkowzroczne działanie, które odstraszy wiele osób od współpracy i informowania o ciekawych lub ważnych tematach.

Zdaje się zresztą, że nastąpiło ostatnio - w przypadku p. "Paprykarza" (znanego z tego, że sfabrykował w "Nie" artykuł oskarżający ministra Ćwiąkalskiego o łapownictwo - bezpodstawnie, za co redakcja przepraszała mocno). Kilka redakcji zebrało siły i ustaliło, kto się pod tym pseudonimem ukrywa i gdzie pracuje. Jest jednak pewna różnica moralna i etyczna między zemstą na blogerce a namierzeniem kłamcy szkalującego niewinnego człowieka i wrabiającego redakcję w duże kłopoty.

Krwawym, bo przetrwa tylko najsilniejszy, ten tylko, kto zaszlachtuje wszystkich pozostałych w obronie swojego interesu.

Cóż, krótkowzroczność to powszechna choroba. Wielu nie rozumie, że jeśli dziś oni kogoś zgnoją, to następnym razem ich będzie jeszcze łatwiej zniszczyć. Nie z zemsty nawet ale dlatego, że poprzeczka zachowań dopuszczalnych społecznie (czy środowiskowo) zostaje w ten sposób obniżona.

Czy dziennikarze mają chronić tylko swoich redakcyjnych kolegów, czy też norma ta obejmuje swoim zakresem również takie sytuacje, jakich właśnie jesteśmy świadkami?

Wydaje mi się, że podstawową interpretacją będzie, że obowiązek ochrony dotyczy swoich kolegów i informatorów ale już nie konkurencji. Nie sądzę, że można "Dziennikowi" zarzucić złamanie tego przepisu. Postępowanie nieetyczne - owszem jednak nie bezprawne. Chyba że prawdą jest, że znali oni te personalia wcześniej, z okazji wywiadu.

Cezary Michalski, wydaje się być dumny z tego, że jego redakcja "zmusiła do milczenia Katarynę"

Z różnych osiągnięć bywają ludzie dumni. Wydawałoby się, że dziennikarz powinien popierać wolność wypowiedzi zamiast bawić się w młodszego kneblowego...

--
Nieznajomość prawa szkodzi, znajomość - przeraża.

Krótka odpowiedź na list otwarty red. Krasowskiego

Pan Robert Krasowski, redaktor naczelny Dziennika, napisał "List otwarty do obrońców Kataryny", który zaczął od słów "Pocałujcie mnie w dupę... - tak powinien się zaczynać list do Was, gdybym się chciał trzymać Waszej konwencji. Przeczytałem właśnie wpisy na Dzienniku.pl, nie znalazłem argumentów, a tylko chamskie inwektywy."

Wypada szybko i krótko odpowiedzieć:

Szanowny Panie Redaktorze, proszę przestać czytać serwis internetowy prowadzony przez Pana pismo i przerzucić się na takie serwisy, gdzie nie ma opisanych przez Pana patologii. Zabieg z przypisem na końcu Pańskiego tekstu porównałbym do sytuacji, w której ktoś Pana nazywa dupkiem, ale prosi, by Pan tego nie brał do siebie.

Żeby nie było anonimowo:
Piotr VaGla Waglowski

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Piotrze, Twoja odpowiedź jest za krótka

Oprócz żałosnego początku, Krasowski napisał:

Mówicie, że nie mamy prawa ujawniać Kataryny. Otóż mamy, nie zrobiliśmy tego tylko dlatego, że nie chcieliśmy wystąpić w roli sojuszników władzy. Ale jeśli zechcemy, każdego możemy ujawnić. Jesteśmy dziennikarzami, a nie pluszowymi misiami, jak Wy. Mamy prawo wchodzić wszędzie tam, gdzie rozpościera się sfera publiczna. Bijecie we władzę, w opozycję, rozliczacie nas, analizujecie nawet nasze myśli i rzekomo brudne intencje. Piszecie, kto nam płaci i za co. Dlaczego nie możemy pogrzebać w Waszych życiorysach i sprawdzić, kto z kolei Wam płaci?

To jest przerażające. Tak - przerażające. Ten człowiek przypisuje sobie prawo do wchodzenia z butami, we w prywatne sprawy. Toż to komunizm w najczystszej postaci. Nie minęło jeszcze 20 lat od chwili, gdy naród zdecydowanie odrzucił ten model społecznym. Teraz wraca on do nas ze zdwojoną siłą. Ten akapit sprawia, że ochronę danych osobowych, prawo prasowe, prawa autorskie, mir domowy itd. zaczynam widzieć w zupełnie innym świetle. Do tej pory na Twoje zaangażowanie w te sprawy patrzyłem z przymrużeniem oka. Ten typ tak ma. Ale teraz chylę przed Tobą czoła. Mam nadzieję, że w dalszym ciągu będziesz pokazywał różne aspekty prawa, a jednocześnie (jako czynnik opiniotwórczy) zwalczał sposób myślenia prezentowanym m.in.przez dziennik.

tak sobie luźno myślę...

... że, wicie-rozumicie, jest czasem taki czas, że jest kultura lewaluaska i taki czas, że jest kultura mustierska, a nawet jest czasem taki czas, że jest kultura aszelska czy kultura olduwajska. A czasem nie ma.

Sprawa może być bardziej skomplikowana

Pamiętajcie, że będzie nowelizacja prawa prasowego. VaGla o tym pisze. Dziennik tu wali w anonimowość, jako zagrożenie. Uderzenie w konkurencyjną platformę (salon24), a Springer prowadzi Redakcja.pl

Może to być, ale nie musi, kampania przeciwko mediom obywatelskim. Salon24 przypominał, że oni nie są redakcją, działają w oparciu o ustawę o "świadczeniu usług drogą elektroniczną".

Z jednej strony walka z konkurencją, z drugiej, no właśnie, może sondowanie albo naciskanie na taką zmianę prawa, tak, żeby utrudnić życie ludziom nie żyjących z zawodowego dziennikarstwa. Czy de facto też walka z konkurencją.

Pytanie, jakie stanowisko w sprawie nowelizacji zajmie minister Sprawiedliwości, kiedy on i jego syn wdają się w prywatny spór z blogerką.

Wojciech

PS Krokodyle łzy red. Krasowskiego. Kiedyś LPR (bodaj grudzień 2006r.) chciał większej ochrony dla osób publicznych (zmiana prawa prasowego; jakiś limit skazań, później zamykanie redakcji, posłowie mieli się bronić w trybie przyśpieszonym). Uzasadniali, że są bezpardonowo atakowani i tyle przykrości muszą znosić w swojej ciężkiej pracy dla dobra Polski.

Co to za przywileje. Za dziennikarzami stoją redakcji, prawnicy, za Kowalskim on i jego słowo.

Kontynuując wątek przedmówcy

Tzw. serwisy dziennikarstwa obywatelskiego wprowadziły się do naszej rzeczywistości, nie muszę wymieniać listy polskich odpowiedników, ale warto wspomnieć, że za każdym z serwisów stoi medialna, silna finansowo, marka - automatycznie uderza to w ogłaszaną niezależność i oddolność takich inicjatyw, weźmy dla przykładu Dziennik, gdyby firmował dodatkowo serwis dziennikarstwa obywatelskiego to czym taki serwis odróżniałby się od głównego nurtu w redakcji?

Wspomniano tutaj salon24, warto zauważyć, że serwis wybrał formę publikacji treści w oparciu o ustawę o "świadczeniu usług drogą elektroniczną", czyli nie ingeruje w treść, udostępnia platformę i odpowiedzialność wyraża się w tym, że reaguje na informacje o ew. łamaniu prawa.

Proszę sobie teraz wyobrazić funkcjonowanie obywatelskiego serwisu dziennikarstwa, które nie ma za plecami finansowego zaplecza, a chce realizować te same cele co komercyjna redakcja, czyli odpowiedzialność Naczelnego wg przepisów prawa prasowego. Jak to miałoby wyglądać? Do pierwszego pozwu (uzasadnionego bądź niekoniecznie)?

ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną a prasa

Wspomniano tutaj salon24, warto zauważyć, że serwis wybrał formę publikacji treści w oparciu o ustawę o "świadczeniu usług drogą elektroniczną", czyli nie ingeruje w treść udostępnia platformę i odpowiedzialność wyraża się w tym, że reaguje na informacje o ew. łamaniu prawa.

Salon24.pl niczego sobie nie wybrał, gdyż to nie jest materia prawna, która sobie można wybrać lub nie. To jest element powszechnie obowiązującego prawa i tak samo podlega mu Salon24.pl, Dziennik (w formie stron internetowych) czy ktokolwiek inny, jeśli działa w taki sposób, który opisuje ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Wyroki, które zapadły już (i zapadną jeszcze) w sprawach takich, jak Gazety Bytowskiej, dotyczą również Dziennika, Salonu24 i innych serwisów internetowych. W każdym razie - żaden serwis sobie nic nie "wybrał", bo nie ma tu rozłącznej alternatywy, która miałby polegać na wyborze: albo prawo prasowe, albo usude. Zakresy tych ustaw pozostają ze sobą w relacji krzyżowania.

W ramach usude można sobie wybrać, czy się będzie moderować treści czy nie (nie ma obowiązku moderowania), ale nawet jeśli się nie moderują, a wie się o tym, że dane naruszają prawo - również wówczas można ponosić odpowiedzialność za takie treści, jeśli się nie zablokuje do nich dostępu. Nie oznacza to jednak, że komentarze czytelników będa materiałem prasowym w rozumieniu prawa prasowego - tu jest orzeczenie. Może być również tak, że publikowane przez kogoś w serwisie notatki są materiałem prasowym w rozumieniu ustawy Prawo prasowe, chociaż ten serwis nie jest dziennikiem ani czasopismem (a tylko te podlegają rejestracji w Sądzie, nie zaś każdy przejaw działalności prasowej).

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Regulaminy

Wiadomosci24.pl, regulamin: Gazeta – Obywatelska Gazeta Internetowa, tj. część Serwisu stanowiąca prasę w rozumieniu ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. - Prawo prasowe (Dz. U. z 1984 r., nr 5, poz. 24 z późn. zm.);

Interia360 - Usługi - oznacza w szczególności usługi w rozumieniu ustawy z dnia 18 lipca 2002 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną (Dz.U.Nr 144 poz. 1204 z poz. zm.),

Ithink.pl - regulamin nie powołuje się na żaden przepis, niemniej jest Naczelny co sugerowałoby stosowanie prawa prasowego.

Dziennikarstwo Obywatelskie na ONET.pl: również nie powołuje się na żadne przepisy podaje tylko definicję: "Serwis Internetowy, Serwis Dziennikarstwo Obywatelskie, Serwis - wyodrębniona część Portalu Onet.pl, zlokalizowana w domenie www.onet.pl o adresie" - co może sugerować świadczenie usług elektronicznych.

Infotuba wydawane przez Wprost wspomina tylko o prawie autorskim.

Ależ nie trzeba wiedzieć,

Ależ nie trzeba wiedzieć, że się mówi prozą, żeby mówić prozą ;-)
Żaden usługodawca w rozumieniu przepisów ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną nie musi nigdzie pisać, a już tym bardziej w regulaminie, że jego forum działa na zasadzie art. 14 tejże ustawy. Skoro działa na zasadzie tego przepisu, to w zupełności wystarczy.

Owszem

Ale zasadniczo inna jest odpowiedzialność Gazety/Wydawcy, który działa na podstawie przepisów prawa prasowego - i ja nie widzę szansy na obywatelskie medium, które oddolnie bez kapitału mogłoby realizować idee społeczeństwa informacyjnego i UNIEŚĆ odpowiedzialność jaką na nią nakłada prawo prasowe ; od furtki jaką stanowi świadczenie usług drogą elektroniczną.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>