Jeśli przejdzie globalne odcinanie internautów zapowiada się raj dla prawników
Wczoraj francuskie Zgromadzenie Narodowe (niższa izba parlamentu) odrzuciło Projet de loi favorisant la diffusion et la protection de la création sur internet, ale francuski rząd postara się o to, by projekt ponownie był przedmiotem prac parlamentarnych. Czekamy do 28 kwietnia. Być może większość parlamentarna zostanie zmobilizowana do pracy (tym razem posłowie wybrali obiad, dlatego posłowie opozycji przeważyli na sali). Być może już niebawem nowy francuski model ochrony prawa autorskiego stanie się faktem i przykładem dla prawodawców w innych krajach (taki był przecież plan). Co to może znaczyć? Myślę, że cieszyć powinni się prawnicy.
Nie udało się w Wielkiej Brytanii (chociaż nadal prowadzony jest tam lobbing w wykonaniu the British Recorded Music Industry: "UK must not fall behind in dealing with P2P problem" says BPI | BPI press release, a wcześniej por. Rząd, ISP i wydawcy dogadali się w UK, teraz jeszcze zmiany w ustawach) i w Niemczech (More Privacy Intrusions and Censorship From European ISPs, ale też ciekawostka na temat rozstrzygnięć sądowych: Gericht verweigert Verwertung von P2P-Nutzer-Ermittlungen), odsunięto w czasie przyjęte przecież prawo w Nowej Zelandii. Parlament Europejski pochylił sie nad prawami fundamentalnymi (por. Parlament Europejski dostrzegł "prawa fundamentalne" w walce z cyber-przestępczością), ale we Włoszech i Korei Południowej propozycje odcinania internautów od Sieci nadal leżą na stole (Korea Times pisze: 'Upload a Song, Lose Your Internet Connection', a TorentFreak: Italy to Follow French 3 Strikes Model for P2P). W USA branża nieśmiało wspomina, że może Kongres powinien przyjrzeć się zagranicznym modelom ochrony: Congress looks abroad to curb piracy...
Implementowana jest Dyrektywa IPRED, ale np. w Szwecji ciekawostka: uruchomiono tam serwis internetowy, który - bazując na informacjach publicznych - pozwala internautom sprawdzić, czy ich numer IP znajduje się w rejestrach sądowych, a tym samym - czy są przedmiotem zainteresowania organów ścigania (organy ścigania najpierw muszą zgłosić się do sądu, a rejestry sądowe są publicznie dostępne)...
Do tego dochodzi jeszcze negocjowany teraz traktat Anti-Counterfeiting Trade Agreement (ACTA), co do którego postanowień mówi się, że być może dostawcy usług internetowych (firmy typu ISP) mogłyby być obciążone odpowiedzialnością za działania swoich klientów. Na razie te dokumenty stały się mniej tajemnicze (po wycieku informacji sporo się o tym mówiło, potem były w USA wybory i teraz nowa administracja, a konkretnie The Office of the US Trade Representative postanowiło odkryć troszeczkę karty). Międzyrządowy traktat ma być zawarty między USA, Wielka Brytanią, Australia, Kanadą, Unią Europejską (?), Japonią, Meksykiem, Marokiem, Nową Zelandią, Singapurem, Południową Koreą oraz Szwajcarią... Jeśli branży muzycznej i filmowej uda się przeforsować swoje pomysły - firmy telekomunikacyjne mogą mieć kłopot. Jak zauważają niektórzy komentatorzy - najgorzej będą miały małe firmy, które nie dysponują stosownym zapleczem do wstępnej oceny czy doszło do jakiegokolwiek naruszenia czy nie doszło.
Jeśli zostanie zmieniony aktualny paradygmat (to co w polskiej ustawie o świadczeniu usług drogą elektroniczną znajduje się w rozdziale o wyłączeniach odpowiedzialności za przekazywane dane), jeśli będzie można obciążyć dysponentów infrastruktury odpowiedzialnością za aktywność użytkowników (czyli zrezygnuje się z instytucji "wiarygodnego powiadomienia" (notice and takedown), jeśli pogłębi się ten cały galimatias legislacyjny (i to w skali globalnej), który powoduje, że praktycznie wszyscy użytkownicy internetu de facto są podejrzani o popełnianie przestępstw (przeciwko własności intelektualnej), to taka sytuacja tworzy potencjalny raj dla prawników. Będą mogli konsultować firmy ISP, by mogły ocenić operacyjnie każdy przejaw aktywności klientów (konsumentów). Będą mogli konsultować co bogatszych internautów...
I chociaż wydaje się, że taki monitoring nie jest technicznie wykonalny, prawnikom nie powinno to przeszkadzać. O ile nie będą przy tym korzystać z internetu.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
koniec Internetu
Prawnicy prawnikami, ale ja myślę, że wprowadzenie obowiązku monitorowania treści lub inne sposoby likwidacji "bezpiecznej przystani" DMCA/Dyrektywy 2000/31 to prosty sposób na zamknięcie Internetu.
A dokładniej: w Internecie nie będzie już miejsca na indywidualne strony, swobodne komentowanie, linkowanie itp. Taka regulacja wymusi koncentrację internetowych dostawców, którzy będą trzy razy oglądali każdą treść przed opublikowaniem lub pozwoleniem, aby ich abonent z taką treścią mógł się połączyć.
Zdaje się, że mieliśmy już do czynienia z czymś podobnym. Tak działa tradycyjna telewizja i radio. Tak (chyba) działały pierwsze komercyjne sieci teleinformatyczne (CompuServe?).
Powrot do korzeni
Mysle ze nastapi powrot do tradycyjnej formy wymiany plikow - piechota do kolegi z nosnikiem danych - tyle tylko, ze nie bede mial 100 dyskitek 1.4 mb (a na nich RED ALERT 2 :D), tylko dysk twarty kilkadziesiat TB, a na nim WSZYYYYSKTO!!!
Prywatne sieci cebulkowe
Tylko dobrze ten dysk zaszyfruj, żeby lotny patrol OZZ cię nie zabrał prosto z ulicy z bibułą do aresztu! :-)
Mnie się jednak wydaje, że po prostu internet zostanie zepchnięty do podziemia i zaczną istnieć wielopoziomowe sieci prywatne. Trochę to będzie podobne do obecnej "sceny", jednakże obejmie większą część użytkowników.
W ten sposób rząd tylko może stracić, gdyż przy współczesnych prędkościach transmisji, nie będzie możliwa kontrola wielopiętrowych cebulkowych struktur. Zyskają na tym prawdziwi przestępcy i osławieni "terroryści" - gdyż dużo latwiej będzie im się w tym skomplikowanym świecie schować. Pokazowe procesy tylko zachęcą ludzi do tworzenia wielu osobowości internetowych i maskowania się. Bez zahamowań eksploatowane będą błędy w systemach informatycznych, w celu ukrycia swojego adresu IP.
Ogólnie jak się zdaje ćwiczyliśmy podobne akcje długie lata w PRLu, i nie można powiedzieć, że system się sprawdził. Jeśli kapitał za mocno dociśnie społeczeństwo, reakcja może wyrwać się spod kontroli. Partyzantka internetowa może przewrócić cały system, nie tylko jego wirtualną część.
;)
Biorąc to wszystko trzeba stwierdzić, że projekt idzie w dobrym kierunku, ale zatrzymuje się w pół drogi. Dużo sensowniejszym rozwiązaniem będzie odcięcie takiego mieszkania nie tylko od internetu, ale także od sieci energetycznej (bo przecież prąd to też "narzędzie" piractwa) a także od sieci CO i wodno-kanalizacyjnej (na wszelki wypadek). Wiadomo, ostrożności nigdy za wiele.
;)
A co do kontroli i reakcji sceny. Jeżeli to przejdzie to okaże się, że pojawią się nowe typy klientów p2p które zidentyfikowanie wysyłającego czynią praktycznie niemożliwym. Teoretycznie da się to przecież zrobić, a na "scenie" aż się roi od ludzi, którzy chcą się wykazać stworzeniem oprogramowania które systemowi zagrało na nosie.
Natomiast w kwestii "kolega z dyskiem jako nośnik informacji" ;) (ech, te stare, dobre czasy ;D) to z tego co obserwuję szyfrowanie staje się powoli normą i to również z prozaicznych powodów - żeby np. ktoś nie mógł odczytać danych z zagubionego pendrajwa (patrz niedawny kazus prokuratora i jego zaginionego nośnika). Swoją drogą ciekawi mnie jakie są rzeczywiste szanse na otworzenie takiego kontenerka przez biegłego, bo jak dobrze liczę to pojawiły się łącznie 3 relacje (plus prywatnie zetknąłem się z czwartą, choć tutaj w kontekście sporu pracownik - pracodawca), z których by wynikało, że raczej marne. Ale może Maciej Szmit się wypowie jako ekspert.
> A co do kontroli i reakcji
> A co do kontroli i reakcji sceny. Jeżeli to przejdzie to okaże się,
> że pojawią się nowe typy klientów p2p które zidentyfikowanie
> wysyłającego czynią praktycznie niemożliwym. Teoretycznie da się to
> przecież zrobić
Jak? Sieci, które to oferują są zdecydowanie zbyt wolne do wymiany plików. A scena gardzi p2p i nie będzie żadnej reakcji.
Prędkość
Moim zdaniem kwestia wydajności "anonimowych sieci P2P" (http://en.wikipedia.org/wiki/Anonymous_P2P) wiąże się z tym, że na razie jest to zabawka dla hobbystów, więc ruch jest mały i zasoby ograniczone. Po co się ma tym zajmować przeciętny człowiek, skoro instaluje emula albo jakiegoś torrenta i ma stamtąd co chce?
Dopiero jeśli anonimowość stanie się koniecznością, takie sieci zaczną się stawać adekwatne. Kiedyś pliki MP3 leżały hurtem na stronach WWW/FTP, potem przyszedł czas Napstera, potem Kazaa, teraz e-mule i torrentów, ale jeśli zmienią się warunki, to dzisiejsze dziwactwa staną się codziennością.
A co z "utrudnianiem śledztwa" ?
Witam.
Pan Bartosz napisał:
Tak się zastanawiam jako nie prawnik. Czy szyfrowanie zawartości dysku i brak chęci współpracy z organami ścigania w celu odszyfrowania zawartości własnego dysku, nie może być uznane jako "utrudnianie śledztwa"? Jak sądzę, postawa taka może stanowić przesłankę do uznania, że na dysku zaszyfrowanym jest coś co wymaga ukrycia przed organami ścigania. Zaistnienie takiej sytuacji może stanowić przesłankę, że dysk zawiera treści naruszające obowiązujące prawo.
Jestem ciekaw jakie mogą być skutki takiej sytuacji. Czy może ktoś z prawników rozwinąć ten wątek? Zaznaczam, że jest to wątek "domniemania" popełnienia wykroczenia.
Proszę przejrzeć archiwa
Proszę przejrzeć archiwa tego serwisu.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
szyfrowanie
Temat się przewija, ale nie przypominam sobie artykułu na temat szyfrowania w kontekście naszego prawa.
archiwa to też komentarze
Wątek brytyjski Szyfrujesz? Ujawnij klucz, albo więzienie., wątek polski w komentarzu do innej notatki: skąd takie stanowcze tezy?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination