informatyzacja

Przesłałem pytania dot. ataku na MKiDN do rzecznika prasowego ABW

W związku ze swoją dość emocjonalną reakcją na wieść o atakach na infrastrukturę MKiDN (por. Zainteresowanie ludzi, a "atak" (puszczają mi nerwy)), jak tylko się trochę uspokoiłem i zacząłem oddychać normalnie, zwróciłem się do rzecznika prasowego ABW z uprzejmą prośbą o potwierdzenie, zaprzeczenie, względnie skomentowanie informacji podawanych przez PAP za rzecznikiem MKiDN, a dotyczących ataku na tą infrastrukturę. Jeśli uzyskam odpowiedź - opublikuję ją w serwisie.

Zainteresowanie ludzi, a "atak" (puszczają mi nerwy)

Czytam tu oświadczenie MKiDN na temat "ataku, ponad 25 milionów połączeń" i mi ręce opadają. Boję się, że zupełnie nieprzygotowane informatycznie do udostępniania informacji publicznej Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, nie mając też - jak uważam - możliwości oceny swojej własnej infrastruktury, postanowiło mówić o ataku. Ale dziennikarze - jak uważam - powinni zacząć pytać o to, kto hostuje strony MKiDN, na jakich warunkach (ew. limity transferu), gdzie stoi serwer, jak przygotowane są strony ministerstwa (czy zoptymalizowane w taki sposób, by użytkownik korzystający z przeglądarki, po wciśnięci F5 (refresh) nie powodował lawiny niepotrzebnych zapytań serwera). Uważam, że strony MKiDN zamówiono i przyjęto opierając się na kryterium "mają być ładne", piękno jest w oku patrzącego, który trzyma portfel i w drugiej ręce pióro do podpisania kontraktu, a to nie jest kryterium o najwyższym priorytecie przy udostępnianiu informacji publicznej obywatelom. Takie strony w pierwszej kolejności powinny być dostępne, zoptymalizowane ze względu na racjonalne gospodarowanie zasobami (np. strona powinna być tak przygotowana, by użyte skrypty nie generowały nadmiernych, niepotrzebnych zapytań do bazy danych, tym samym obciążenia serwera, a w konsekwencji odmówienia przez ten serwer współpracy ze wszechświatem).
Aktualizacja: gdy się trochę uspokoiłem Przesłałem pytania dot. ataku na MKiDN do rzecznika prasowego ABW (w linkowanej tu notatce przepraszam czytelników za mój brak profesjonalizmu).

Kancelaria Sejmu może sprawdzać absencje posłów w Sejmometrze

Skoro czytam, że "Kancelaria Sejmu sprawdziła, jak wygląda udział posłów w głosowaniach", a do tego, że pisze o tym "Newsweek", to mógłbym sobie pomyśleć, że jest to jakaś tajna wiedza, do której trzeba było aż zaangażowania Kancelarii Sejmu i pośrednictwa popularnego tygodnika oraz serwisu internetowego Polskiego Radia. Tymczasem frekwencja posłów w trakcie głosowań jest dziś jednym z prostszych narzędzi serwisu Sejmometr.pl, które to narzędzie każdy z internautów może sobie wykorzystywać na bieżąco. Jeśli powstaną moduły sejmometrowe do popularnych CMS-ów, to taka frekwencja na głosowaniach może wisieć na wszystkich stronach, które zechcą wykorzystać dane Sejmometru i informować czytelników tych stron o aktywności przedstawicieli Narodu.

ACTA: media ostrożnie w sprawie instrukcji, ale serwer MKiDN leży pod wpływem obywatelskiego zainteresowania

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego opublikowało na swojej stronie instrukcje negocjacyjne związane z negocjacjami ACTA. Wśród nich tą, która zawiera te trzy zdania: "Zgodnie z dotychczasowymi ustaleniami negocjujących stron, projekty poszczególnych rozdziałów nie powinny być udostępniane poza kręgi administracji publicznej. Uniemożliwia to przeprowadzenie konsultacji społecznych tych dokumentów. Może także spowodować niejasności w przypadku ewentualnego pojawienia się wniosku o ich udostępnienie w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej". Generalnie serwery padły. Co oczywiście tłumaczę nie atakiem hackerów, tylko wielkim zainteresowaniem obywateli, którzy pobierając PDF-y wyczerpali limity hostingu ministerstwa. Ale pewnie znów zostanę uznany za "reżimowca". Mniejsza z tym. Dostępność infrastruktury, sposób tworzenia "stron własnych" ministerstw, umowy hostingu administracji publicznej - to istotne sprawy, które Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji mogłoby poprawić. W ramach Rady Informatyzacji będę starał się prezentować pogląd w tej sprawie. A co do materiałów na temat ACTA - nie wszystkie jeszcze informacje publiczne na ten temat udostępniono.

Trzy konkrety w okolicy dyskusji o ACTA

Wysłuchałem przebiegu spotkania zorganizowanego w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z udziałem Pana Premiera, Ministra Michała Boniego (MAiC), Ministra Bogdana Zdrojewskiego (MKiDN), Ministra Igora Ostrowskiego (MAiC), Ministra Piotra Żuchowskiego (MKiDN), byli też ministrowie z Ministerstwa Gospodarki, ministrowie z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, byli również dyrektorzy departamentów, urzędnicy, na sali gościł też Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych, Dyrektor Biblioteki Narodowej i wielu innych gości. Spotkanie rozpoczęło się o godzinie 14:05, a zakończyło się o godzinie 21:20. Na końcu spotkania zarówno gospodarze (którzy murem siedzieli do końca), jak i pozostali na sali uczestnicy (wielu się wykruszyło w trakcie spotkania) wydawali się być bardzo zmęczeni. W Sieci na temat tej dyskusji komentarze są różne, ale jeśli chodzi o mnie, to doceniam, że przedstawiciele rządu wytrzymali tyle czasu. Poza zdarzającymi się wypowiedziami "z kosmosu" było też wiele interesujących, moim zdaniem, wypowiedzi. Zobaczymy co Minister Zdrojewski udostępni jutro na temat ACTA (Pan Premier o to poprosił wprost). Szkoda, że taka dyskusja nie została zorganizowana przed podpisem pod umową, ale usłyszałem też z ust Pana Premiera, że dostrzegł wagę tematów, z którymi ludzie dziś do niego przyszli. Dzięki temu, że spotkanie było transmitowane w Sieci - mogłem pracować nad swoimi projektami, które związane są z moją działalnością pozwalającą mi zarabiać na życie (ostatnie trzy tygodnie miałem praktycznie wyjęte z życiorysu zawodowego, a jutro jadę do Poznania). Ale ja nie o tym. Chciałem tu zasygnalizować trzy sprawy, które dzieją się niejako równolegle do działań podejmowanych przez rząd.

Robię swoje

Jak tu już wcześniej pisałem: od kilkudziesięciu miesięcy brałem udział w spotkaniach z Panem Premierem (zaczęło się od Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych, a więc cały "dialog" celebrowany na spotkaniach rozpoczął się 2 lutego 2010 roku, a może nawet wcześniej, kiedy trwała dyskusja, która doprowadziła do tego pierwszego spotkania). Wiele zostało wówczas powiedziane. Również na temat ACTA. Pan Premier wie zatem, co myślą uczestnicy tamtych spotkań, bo praktycznie cały czas mówili to samo. Dlatego myślę, że mój udział w jutrzejszym spotkaniu jest kontrefektywny. Zamiast robić miny do kamer wolę zrobić w tym czasie coś, co ma większy sens. W ciągu ostatnich 6 dni Sejmometr.pl zyskał całkiem nowe API. Budujemy narzędzia do "przejęcia państwa". Jeśli Pan Premier chciałby rzeczywiście pokazać, że dowiedział się czegoś w ostatnich dwóch tygodniach - zamiast robić spotkanie dla mediów (i to w takim trybie, w jakim się to odbywa) może zacząć od konkretnych działań: na początek od udostępnienia wszystkich dokumentów negocjacyjnych w sprawie ACTA, które są w posiadaniu rządu (nie kupuję argumentu, że "gospodarzem negocjacji była Komisja"). Zaraz po tym mógłby podjąć działania zmierzające do tego, by zaplecze polityczne w Sejmie znowelizowało Regulamin Sejmu i podjęło kolejne działania zwiększające przejrzystość działania państwa i udział obywateli w procesie podejmowania decyzji (swoją "pozytywną agendę" zaproponowałem w tekście Dlaczego jestem spokojny, czyli koza i gruszki a sprawa polska). Wówczas będę wiedział, że rzeczywiście Pan Premier chce coś poprawić w systemie, a nie jedynie "zarządzać kryzysem". Tymczasem robię swoje.

O tych pismach procesowych słanych mailem

Poprzez zawieruchę ostatnich dni sygnalizowano mi tekst w Rzeczpospolitej na temat wnoszenia do sądu administracyjnego pism pocztą elektroniczną. Chodzi o postanowienie NSA, które zostało wydane w dniu 21 grudnia 2011 roku. Sentencja, tezy i uzasadnienie tego postanowienia są już opublikowane w Centralnej Bazie Orzeczeń Sądów Administracyjnych, zatem tam odsyłam po informacje źródłowe.

Dlaczego jestem spokojny, czyli koza i gruszki a sprawa polska

Tym, którzy usiłują mnie na siłę wciskać w świat polityki odpowiadam, że reprezentuję głównie siebie. Oczywiście potrafiłbym wykorzystać jakieś sprytnie skrojone, inżynieryjno-społeczne skojarzenia, a to "You can call me V." w nawiązaniu do V for VaGla, a to fakt, że urodziłem się 17 maja, a więc akurat - tak jakoś wyszło - w Światowy Dzień Społeczeństwa Informacyjnego. Gdyby nie to, że piszę zdaniami zbyt wielokrotnie złożonymi i umieszczam je w za długich tekstach, przez które niewielu daje rade przebrnąć, to niemal byłbym idealną twarzą rewolucji (łysy karku, pewnie bandyta). Ale rola animatora ruchu społecznego "Ctrl+V" jakoś kłóci się z tym, w jaki sposób postrzegam rzeczywistość. Może impuls do takiego postrzegania dał mi nawet sam premier. Bo przecież On właśnie, na jednym ze spotkań rządu z internautami i organizacjami społecznymi, powiedział: "Nie szukajmy kiczu porozumienia, każdy zna swoją rolę". I ja też tak uważam. Każdy zna swoją rolę. Trzeba robić swoje. Dlatego po jednej z debat napisałem, kierując te słowa do czytelników: wszystko zależy od Was. Każdy niech robi swoje i nie ogląda się na innych. System prawny jedynie powinien dawać narzędzia, dzięki którym obywatele będą mogli sprawować władzę zwierzchnią w Rzeczpospolitej Polskiej i kontrolować swoich przedstawicieli.

Przydałby się kalkulator/symulator budżetu państwa (finanse publiczne oparte na dowodach)

Na fali chwilowego zainteresowania społeczeństwem partycypacyjnym, w którym obywatele mają, poza dostępem do informacji publicznej, również narzędzia do brania udziału w procesie podejmowania decyzji, chciałbym jeszcze przypomnieć o narzędziach wspomagających analitykę finansów publicznych. Jeśli ktoś z czytających te słowa ma ochotę się jakoś przydać, a nie wie jak, ale ma potrzebne tu umiejętności, to fajnie by było - jak uważam, gdyby w Polsce powstały takie narzędzia, jak chociażby taki 'kalkulator' budżetu państwa, jaki powstał w Chorwacji.

Jeden uczciwy serwis rządu zamiast chmury witryn marketingu politycznego ministrów

W Wielkiej Brytanii pracują nad jednym wspólnym serwisem rządu, który ma zastąpić istniejący wcześniej serwis Directgov. W ten sposób Wielka Brytania realizuje koncpet, który sygnalizuję w tym serwisie od kilku lat. Ograniczenie liczby serwisów internetowych polskiego rządu, zrezygnowanie z odrębności "stron własnych" i BIP-ów (po prostu prowadzony przez administrację publiczną serwis jest BIP-em), będzie narzędziem, za pomocą którego obywatel może kontrolować państwo. Przyczyni się też do ograniczania wydatków publicznych, zracjonalizuje zarządzanie zasobami. Ograniczenie liczby serwisów ułatwi zabezpieczenie techniczne pozostawionych w użyciu.