e-government

Trzy wnioski do Prezesa Trybunału Konstytucyjnego o dostęp do informacji publicznej

Zdjęcie nagłówka jednego z wniosków skierowanych do Prezesa TK ze stemplem z biura podawczego TKKorzystając z wizyty w Trybunale Konstytucyjnym (który dziś uznał, że tzw. "poprawka Rockiego" jest niezgodna z Konstytucją) - złożyłem dziś w biurze podawczym Trybunału Konstytucyjnego trzy wnioski o dostęp do informacji publicznej. Wszystkie trzy dotyczą kwestii uruchomienia i działania wydawanego przez Trybunał serwisu internetowego pod nazwą "Obserwator Konstytucyjny". Tym razem zdecydowałem się złożyć wnioski na piśmie i uzyskać stempel "wpłynęło".

Ponowne wykorzystanie informacji publicznej mogłoby pomóc żyć alergikom

Wiele osób prawdopodobnie ucieszyłoby się z aplikacji na urządzenia mobilne (a chociażby i z aktualnego serwisu webowego), dzięki którym otrzymywałyby szczegółowe informacje o zagrożeniach dla alergików. W Polsce takie informacje gromadzi - jak się wydaje - Ośrodek Badania Alergenów Środowiskowych, który to ośrodek ma nawet stronę podmiotową Biuletynu Informacji Publicznej. Nie jest jednak oczywiste, jaki jest status prawny tego "ośrodka". Przepisy się ostatnio zmieniły i do ustawy o dostępie do informacji publicznej dodano te przepisy, które mają implementować dyrektywę o ponownym wykorzystaniu informacji z sektora publicznego (re-use). Przed nowelizacją ustawy sporo miejsca w dyskusji poświęciłem "sklepikom z informacjami". Wreszcie Pan Premier był uprzejmy stwierdzić publicznie, że coś, co powstaje za pieniądze publiczne, jest własnością publiczną. Aż się prosi, by wziąć dane powstające za publiczne pieniądze i je wykorzystać w celu społecznie ważnym. Zadając ośrodkowi pytanie o możliwość wykorzystania danych o alergenach dowiemy się, że jeśli chodzi o ich przekazanie, to "orientacyjny koszt przy kosztach 2012 roku, przy danych przekazywanych raz w tygodniu, to minimum 100-150 tyś zł + VAT za sezon". Chyba jest tu coś do zrobienia, a przynajmniej jest to temat, do publicznego przedyskutowania.

Również sąd może sięgnąć do KRS by dowiedzieć się, kto jest umocowany do reprezentacji

Jest takie Postanowienie Naczelnego Sądu Administracyjnego z 30 marca 2012 roku, sygn. akt I OSK 677/12, którego jeszcze nie wiedzę w Centralnej Bazie Orzeczeń Sądów Administracyjnych, a szkoda. NSA rozpatrywał (na posiedzeniu niejawnym) skargę kasacyjną Stowarzyszenia "DUAE ROTAE" w Dzierżoniowie od postanowienia WSA we Wrocławiu z dnia 22 grudnia 2011 r., sygn. akt IV SAB/Wr 108/11 (to postanowienie w bazie orzeczeń już jest) na bezczynność Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Dzierżoniowie w przedmiocie udostępnienia informacji publicznej. Postanowienie NSA jest ciekawe nie ze względu na rozważania o dostępie do informacji publicznej, a ze względu na to, że strona skarżąca przesłała dokument określający umocowanie do jej reprezentowania w postaci rejestracji na płycie CD. Wezwano potem skarżącego do usunięcia braków formalnych skargi przez złożenie dokumentu wykazującego umocowanie do reprezentowania strony skarżącej, ale skarżący się "uparł", że przecież nadesłany Sądowi odpis z KRS jest dokumentem urzędowym, dopuszczonym do obiegu w formie elektronicznej zgodnie z art. 8 ust. 3 i art. 8a ust. 2 ustawy z dnia 20 sierpnia 1997 r. o Krajowym Rejestrze Sądowym. NSA uznał, że skarżący miał rację. Spodziewam się zatem, że teraz w postępowaniach administracyjnych częściej będą krążyły płyty. Być może z czasem doczekamy się sytuacji, w której sąd będzie potrafił sam, z urzędu, sięgnąć do KRS, by sprawdzić kto jest umocowany do reprezentowania danego podmiotu...

Społeczna inwentaryzacja: "Tu jest OK"

W ramach "przejmowania państwa" i społecznej inwentaryzacji zasobów rządowych przeglądane są różne adresy domenowe (i sprawdzane są różne "serwisy") utrzymywane w infrastrukturze teoretycznie kontrolowanej przez rząd. Wychodzą niekiedy ciekawe sprawy. Weźmy taki "serwis", który znajduje się pod adresem https://ogloszenia.kprm.gov.pl. Jego jedyną treścią jest komunikat "Tu jest OK". Oczywiście wydaje się, że akceptowalną społecznie reakcją obywatela na taki serwis może być gromkie: "WTF?", ale można też sprowokować rząd do tego, by na poważnie i systematycznie wziął się za te różne przejawy "informacyjnego pączkowania".

Przejmujemy państwo: konsultacje publiczne w "roju"

Załóżmy przez chwilę, że istnieje już jeden serwis rządowy do przeprowadzania konsultacji publicznych (w rzeczywistości trwają prace nad przygotowaniem pilotażu takiego serwisu). Załóżmy, że on już działa (będzie stał na Drupalu), wyszedł z fazy pilotażu, legislatorzy - za pomocą dedykowanej aplikacji publikują tam ustrukturalizowane dane, serwis udostępnia API. Zastanawiam się, co - poza korzystaniem z takiego serwisu - mogliby z takimi danymi zrobić obywatele. W dzisiejszych dniach mówi się wiele o "roju", o rozproszonej świadomości, która w swej masie jest mądrzejsza niż poszczególne jednostki indywidualnie. Zastanawiam się, jak zarządzać rojem w rozproszonych (jeśli chodzi o źródła interakcji, ale zintegrowanych - jeśli chodzi o nadającą się do importowania i eksportowania strukturę danych) konsultacjach publicznych.

Konsultacje publiczne: moja "warsztatowa" agenda

Mierzi mnie nazwa "Kongres Wolności w Internecie". Nie wiem skąd się wzięła, ale trąci PR-em na kilometr. Odpowiedzią na taką nazwę może być tylko hasło: "kiedy rząd organizuje kongres wolności, to wiedz, że coś się dzieje". I takie hasło w Sieci się pojawiło. Nie byłem na zorganizowanym w Centrum Kopernika kongresie (w zapowiedziach imprezy nazywanego debatą „Co po ACTA” - ta nazwa, jak uważam, jest lepsza), ponieważ byłem w tym czasie na konferencji większej i dla mnie istotniejszej - na PLNOG Meeting. Ponieważ, tak jakoś wyszło, biorę udział w dyskusji o ACTA od początku, oczywiście wysłuchałem i obejrzałem materiały dostępne po tym wydarzeniu w Sieci. Mam na temat tamtych "obrad" swoje własne zdanie, chociaż nie wiem, czy tak jak ja śledzę różne dyskusje robią to również inni. Nie byłem, więc ciężko mi być kontynuatorem "kongresu". Ale zgodziłem się współprzewodniczyć jednemu z organizowanych przez MAiC "warsztatów", ponieważ chcę taką możliwość wykorzystać do zrobienia czegoś ważnego, co - jak jestem o tym przekonany - jest do zrobienia. Oczywiście dyskusja o modelach biznesowych, o prawie własności intelektualnej, etc., jest ważna, ale uprzejmie proponowałbym zakończyć z próbami stwarzania wrażenia, że władze publiczne są gospodarzami tych dyskusji. Jeśli miałyby być - powinny wiedzieć, co jest do zrobienia i to zrobić. Organizowanie debat świadczy o tym, że nie wiedzą. Pogódźmy się z tym faktem i idźmy dalej. Uważam, że trzeba w Polsce stworzyć fundamenty dla systemu konsultacji publicznych (by zarówno obywatele mogli sygnalizować władzom czego oczekują, jak i po to, by władze wiedziały, jakie są oczekiwania społeczne). Trzeba położyć kamień węgielny pod dalsze prace. Taką agendę chcę realizować w ramach zapowiedzianych warsztatów, ale taki "warsztat" to tylko kolejne narzędzie do realizacji tej agendy. Bez "warsztatów" i tak bym starał się to robić.

RPO o udziale obywateli w procesie stanowienia prawa

Rzecznik Praw Obywatelskich przesłała do Prezesa Rady Ministrów wystąpienie generalne w sprawie udziału obywateli w procesie stanowienia prawa (sygn. RPO/691012/11/I/126). W swoim wystąpieniu postuluje poddanie analizie dotychczasowych rozwiązań odnoszących się do partycypacji obywateli w procesie legislacyjnym i szersze uwzględnienie w modelu tych konsultacji nowych środków technicznych.

Coraz bliżej ratyfikacji przez Polskę Konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych

ONZ oraz niepełnosprawni - Convention on the Rights of Persons with Disabilities - grafika przedstawiająca flagę ONZ i znak dostępności dla niepełnosprawnychPo latach gardłowania za ratyfikacją Konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych mogę dziś opublikować informację, że Rada Ministrów podjęła uchwałę w sprawie przedłożenia Konwencji o prawach osób niepełnosprawnych sporządzonej w Nowym Jorku 13 grudnia 2006 r. do ratyfikacji. To jeszcze nie znaczy, że Konwencja, a więc umowa międzynarodowa, będzie ratyfikowana. Ale znaczy to, że jesteśmy bliżej niż dalej. Dlaczego to ważne z perspektywy tego serwisu? Dlatego, że Konwencja dotyczy również dostępu do infrastruktury teleinformatycznej. Kiedy ONZ przyjmowała "UN Convention on the Rights of Persons with Disabilities" był to pierwszy traktat poświęcony prawom człowieka w XXI wieku. To oczywiście jeszcze nie koniec. To pewien proces. Bez systemowego podejścia do dostępności w administracji publicznej przyjęcie Konwencji i jej ratyfikacja jeszcze niewiele zmieni. Paradoksalnie: aby zwiększyć dostępność np. serwisów internetowych administracji publicznej najpierw trzeba ograniczyć ich liczbę, a pozostawionych przy życiu pilnować i poprawiać ich jakość.

Epitafium dla serwisu CodziennikPrawny.pl (2009-2011)

Przypięty do tablicy korkowej znaczek promujący serwis CodziennikPrawny.plPortal internetowy CodziennikPrawny.pl został uruchomiony w czerwcu 2009 roku. Odnotowałem ten fakt w niniejszym serwisie, w notatce CodziennikPrawny.pl za 65 tys z plusem. CodziennikPrawny.pl był przygotowywany przez Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, Centrum Edukacji Obywatelskiej oraz wydawnictwo C.H. Beck. Kiedy uruchamiano Portal apelowano do obywateli: "Pomóż nam w rozbudowie portalu, by jeszcze lepiej służył interesom obywateli. Twoja opinia jest dla nas ważna". Zebrano tam szereg pytań "z zakresu różnych dziedzin prawa" wraz propozycjami odpowiedzi na nie. Obok tego zbierano "wzory pism" (np. Wniosek o zarejestrowanie pobytu, Wniosek o dział spadku, Umowa o pracę, Wezwanie do zaprzestania naruszania dóbr osobistych, Wniosek o stwierdzenie nadpłaty podatku, i inne). Od początku swojego działania CodziennikPrawny.pl rodził sporo pytań. Jedno z podstawowych, przynajmniej dla mnie, to pytanie o podstawę prawną takiej aktywności publicystycznej Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Rozumiejąc ważne motywy, które obejmują m.in. działanie na rzecz upowszechnienia świadomości prawnej obywateli, zastanawiałem się, czy rzeczywiście takiej publicystyki oczekuję od RPO. I odpowiedziałem sobie: nie. Nie tego oczekuję od Rzecznika. Znacznie lepiej można wydatkować energie i środki publiczne tworząc po prostu rzetelny Biuletyn Informacji Publicznej RPO, w którym publikowano by wszystkie wystąpienia generalne Rzecznika, odpowiedzi na te wystąpienia, informacje o podejmowanych działaniach, wynikających wprost z przepisów. Dziś mogę napisać, że CodziennikPrawny.pl zakończył działalność. Jestem z tego faktu zadowolony. Biuro RPO doszło do wniosku, że prowadzenie takiego serwisu wymaga zbyt wielu nakładów. Serwis odszedł do historii, ale pozostają pytania. Gorzej, że nie ucząc się na cudzych błędach teraz Trybunał Konstytucyjny postanowił podbijać rynek mediów elektronicznych, wprowadzając nań serwis Obserwator Konstytucyjny. Nie tędy droga.

Obserwator Konstytucyjny zaczyna się przeobrażać, chociaż pytania wciąż pozostają

13. marca, w związku z serią tekstów na temat "3 miliardów euro" i okolic, wysłałem do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o udostępnienie informacji publicznej: treści decyzji Prezesa Trybunału Konstytucyjnego, za pomocą której powołany został do życia serwis internetowy pn. Obserwator Konstytucyjny. Wniosek wysłałem ponieważ nie mogłem (i nadal nie mogę) znaleźć treści tej decyzji (w tym daty wydania, podstawy wydania, sygnatury, etc.) w Biuletynie Informacji Publicznej Trybunału Konstytucyjnego. Wniosek wysłałem pocztą elektroniczną. Dziś otrzymałem maila z odpowiedzią na mój list. I chociaż nadal nie znam decyzji (numeru, podstawy wydania), to przywołam odpowiedź.