Przejmujemy państwo: konsultacje publiczne w "roju"
Załóżmy przez chwilę, że istnieje już jeden serwis rządowy do przeprowadzania konsultacji publicznych (w rzeczywistości trwają prace nad przygotowaniem pilotażu takiego serwisu). Załóżmy, że on już działa (będzie stał na Drupalu), wyszedł z fazy pilotażu, legislatorzy - za pomocą dedykowanej aplikacji publikują tam ustrukturalizowane dane, serwis udostępnia API. Zastanawiam się, co - poza korzystaniem z takiego serwisu - mogliby z takimi danymi zrobić obywatele. W dzisiejszych dniach mówi się wiele o "roju", o rozproszonej świadomości, która w swej masie jest mądrzejsza niż poszczególne jednostki indywidualnie. Zastanawiam się, jak zarządzać rojem w rozproszonych (jeśli chodzi o źródła interakcji, ale zintegrowanych - jeśli chodzi o nadającą się do importowania i eksportowania strukturę danych) konsultacjach publicznych.
Mój koncept jest taki, że o ile dokumenty przeznaczone do konsultacji napisane będą w edytorze strukturalizującym materiał i publikowanym centralnie via rządowy serwis konsultacji (zgodnie z SIWZ MG), a do tego będzie również API (application programming interface), to w "społeczności" (nie ważne, czy komercyjnie czy niekomercyjnie motywowanej) mogą powstać moduły dokonujące interakcji z takimi danymi, a wykorzystywane w serwisach zewnętrznych do serwisu rządowego. Chodzi o takie narzędzia programistyczne (np. moduły do Drupala, ale przecież nie tylko), które - w ramach ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego, a więc re-use, będą przejmowały publikowane w rządowym Drupalu dane i będą pozwalały na przeróżne interakcje.
Jeśli dokumenty poddane konsultacjom publicznym w rządowym serwisie będą również układane w tematyczne kategorie - taxonomie (por. Potrzebne słowniki i skorowidze do łatwiejszego śledzenia procesu legislacyjnego (i nie tylko)), to dane takie i narzędzia mogłyby się pojawiać w zewnętrznych serwisach tematycznych, do których dokumenty z wybranych (bądź wszystkich) taxonomii by przejęto.
W efekcie - jeśli dany projekt poddany konsultacjom byłby dobrze (poprawnie) dodany do skorowidza-taxonomii - bez zbędnego przeglądania wszystkiego zainteresowani określonym tematem (tematami) mogliby dowiadywać się o konsultacjach z własnych serwisów i brać w nich udział w swoich naturalnych "środowiskach" (serwisach). Są więc spełnione dwie role: informowanie o konsultacjach oraz możliwość dyskusji na dany temat w gronie osób, które współdzielą zainteresowanie danym zagadnieniem. Jedni obywatele są aktywni i potrafią oraz chcą przedstawić swoje uwagi, inni zaś lubią wiedzieć, że właśnie ktoś zaproponował zmiany legislacyjne w interesującym ich temacie, ale nie chcą przesyłać uwag organizatorowi konsultacji lub nie mają nic do dodania.
Dzięki wykorzystaniu danych dostępnych przez API informacje poddane konsultacjom trafiałyby wprost do zainteresowanych, którzy niekoniecznie chcieliby codziennie oglądać serwis rządowy, a dowiadywaliby się o pracach legislacyjnych niejako "przy okazji" codziennego przeglądania wybranych przez siebie źródeł informacji. Działoby się tak niezależnie od tego, czy byłby to jakiś hobbysta interesujący się konkretną dziedziną, czy organizacja pozarządowa, czy spółka działająca w danej branży, a może dziennikarz interesujący się daną dziedziną, a może zespół ekspertów takich czy innych, którzy konstruują jakiś program, np. polityczny - wszystko jedno kto. Miałby dostęp do danych ponieważ albo stworzył sobie własny system do śledzenia danej dziedziny, albo korzysta z takiego serwisu, który zorganizowała ktoś inny (np. fundacja, stowarzyszenie, izba gospodarcza, związek zawodowy, przedsiębiorca tworzący dla swoich pracowników intranet, wyspecjalizowana w danej dziedzinie kancelaria prawna, partia polityczna, szalony hobbysta interesujący się koleją, gazem łupkowym, ścieżkami rowerowymi, etc.).
Takie podmioty, jeśli miałyby na to ochotę, mogły by wysłać uwagi poprzez serwis rządowy, a więc przekazać je do źródła danych. Mogłyby też wcześniej przedyskutować temat w swoim gronie (w ramach wybranego przez siebie serwisu) i potem wysłać zbiorcze uwagi.
SIWZ przygotowywanego właśnie systemu przewiduje strukturalizację poddanego konsultacjom projektu aktu normatywnego na poziomie jednostek redakcyjnych. Dyskusja może zatem toczyć się dookoła jednego, wybranego artykułu, ustępu lub tirretu w całym projekcie wielkiej ustawy.
Możliwość interakcji ze strukturalizowanymi danymi spełnia też postulat neutralności technologicznej i przeciwdziała wejściu na ścieżkę uzależnienia od danej technologii (vendor lock-in). Wszak o ile serwis rządowy - zgodnie z zamówieniem publicznym - działać będzie na Drupalu, to przecież możliwość wykorzystania danych strukturalnych nie ogranicza się do takiej jedynie platformy. Można sobie wyobrazić powstanie narzędzi dedykowanych różnym systemom zarządzania treścią, a nawet integrujących dane do oprogramowania pudełkowego, edytorów tekstu, włączających dane bezpośrednio do baz danych...
Można sobie wyobrazić dalej posuniętą informatyzację roju. Bo - gdyby API na to pozwalało - przeróżne moduły działające w przeróżnych serwisach, mogłyby przekazywać zgłaszane tam uwagi "automatycznie" (lub półautomatycznie) do głównego nurtu konsultacji przeprowadzanych w serwisie rządowym. Rządowy serwis mógłby tu działać jak agregator lub trackback. W jakiś sposób Ministerstwo Finansów agreguje przesyłane doń elektronicznie zeznania podatkowe od milionów podatników, a dziś istnieją też programy i serwisy, które realizują taką funkcję, chociaż nie zostały przygotowane przez programistów MinFinu lub działających na jego zlecenie...
Narzędzia powstające w społeczności "roju" mogłyby w swój własny sposób uwzględniać społeczną weryfikację zgłaszanych uwag (+1, like, gwiazdka, jak kto chce, byle dało się to potem ustrukturalizować). Ale przecież "rój" może dokonywać rozproszonej interakcji nie tylko z samymi uwagami zgłaszanymi w procesie konsultacji. Mógłby wszak również w sposób rozproszony dokonywać interakcji ze skorowidzami i taxonomiami. Wyobraźmy sobie na przykład narzędzia do proponowania taxonomii nie uwzględnionych przy dokumentach, albo innego tagowania.
Weźmy taki serwis, jak VaGla.pl. Interesują mnie "prawne aspekty społeczeństwa informacyjnego". Prawdopodobnie chciałbym zintegrować ten serwis z danymi udostępnianymi do konsultacji publicznych w takich kategoriach, jak "prywatność", "ochrona danych osobowych", "prawo telekomunikacyjne", "dostęp do informacji publicznej", "prawo autorskie", "prawa pokrewne", etc. Ale takich kategorii pewnie nie będzie początkowo w oficjalnym serwisie konsultacji publicznych. Mógłbym zatem wykorzystać te kategorie, które serwis by udostępniał, a następnie sam, wraz z czytelnikami serwisu, którzy mieliby w serwisie odpowiednie uprawnienia, moglibyśmy np. tagować projekty (nawet jednostki redakcyjne). Czytelnicy mogliby dokonywać społecznej kontroli (+1), a ktoś inny, z innego serwisu, mógłby np. zaimportować sobie taką (nieoficjalną) taxonomię - jeśli uznałby, że jest lepsza od oficjalnej. Mógłby to działać trochę na zasadzie RBL (real time blacklists), które propagują w czasie rzeczywistym listy spamerskich serwerów.
Mógłbym też agregować taxonomie tworzone w innych dostępnych mi serwisach (narzędzia musiałyby wychwytywać konflikty, przeciwdziałać powstawaniu powtórzeń danych, etc.). W ten sposób mógłbym korzystać z taxonomii powstających w serwisach interesujących się inną niż moja dziedziną. Gdyby w zatem ktoś w serwisie interesującym się problematyką rolniczą, a wykorzystującym dane z oficjalnego rządowego serwisu konsultacji publicznych, oznaczył jakiś projekt interesującą mnie kategorią, to potencjalnie mógłbym sie o tym dowiedzieć. Oczywiście o ile takie źródło rozproszonych taxonomii było gdzieś integrowane (np. mogłyby powstać serwisy na wzór "Planet" - "Planeta konsultacji prywatność", "Planeta konsultacji retencja danych", etc.).
Takie propozycje zebrane (porównywane przez agregacje takich taxonomii i dodatkowo społeczną ocenę na zasadzie +1 dla propozycji) mogą dodatkowo budować skorowidz oficjalny. Usprawniać go. Oczywiście wymagałoby to odpowiedniej metodologii i redakcji - co jest nie lada wyzwaniem. Początki swojej taxonomii na VaGla.pl robiłem w czasach, kiedy zupełnie nie miałem pojęcia na ten temat, a potem nie miałem już siły poprawiać przyporządkowania (dla blisko 10 tys. tekstów) i teraz nieco grzęznę w tym co mam. Taxonomie są niezwykle ważne. Dobrze zrobione taxonomie.
W ramach takich samych taxonomii musiałyby być również opublikowane podsumowania konsultacji publicznych (w myśl zasady, że nie wystarczy jedynie zadać pytania społeczeństwu co ono myśli, ale trzeba jeszcze opracować zgłoszone uwagi i przedstawić publicznie wynik konsultacji, odnosząc się do poszczególnych uwag i wyjaśniając, dlaczego wybrano takie, a nie inne rozwiązanie).
Czy można sobie wyobrazić taki model konsultacji "w roju"? Jeśli tak, i jeśli pojawiłyby się narzędzia do przejmowania i przetwarzania oficjalnych danych przeznaczonych do konsultacji, to taki "rój" w sposób rozproszony konsultuje projekty publikowane centralnie. Organizator dostaje feedback od ludzi rzeczywiście interesujących się danym tematem. Oni zaś nie przeoczą również podsumowania konsultacji publicznych. Nikt nie jest pominięty, jeśli chce się tylko zainteresować. Realizowany jest postulat dostępu do informacji publicznej, realizowane są zasady ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego. Zwiększa się społeczna kontrola nad działaniem państwa.
PS
A, że takie narzędzia i moduły mogłyby powstać, niech o tym świadczy fakt, że powstała wersja "alfa" modułu do Drupala, który wykorzystuje API Sejmometru: Sejmometr API dla Drupala. Rozwój takiego modułu zależy od kilku czynników: od praw autorskich do kodu, od tego, czy twórca będzie miał siłę i ochotę go rozwijać, czy będą mogli go wspierać inni, od poprawności danych wypuszczanych przez API Sejmometru. Ale jeśli takie czynniki nie stanowiłyby przeszkody, to rozwój takiego modułu (wzbogacanie go o kolejne funkcje, nawet takie, które nie przewidziane są jeszcze w samym serwisie Sejmometr) zależy już tylko od wyobraźni developerów.
Przeczytaj również: Konsultacje publiczne: moja "warsztatowa" agenda oraz RPO o udziale obywateli w procesie stanowienia prawa.
PPS
Wydaje mi się, że coś takiego nigdzie na świecie nie działa jeszcze. Nawet nie wiem, czy ktoś w ten sposób do tego podszedł. Być może tak, bo to - poza trudnościami technicznymi - naturalny, przynajmniej moim zdaniem, sposób wykorzystania danych publicznych. Trzeba by zapuścić kwerendę w Sieci i sprawdzić, czy ktoś nad czymś takim już pracuje.
Zupełnie inna sprawa, że wraz z takim propagowaniem danych momentalnie zechcą z nich skorzystać przeróżni spamerzy od SEO i precli. System powinien mieć to na uwadze, ale nie wydaje mi się, by trzeba było jakoś szczególnie przeszkadzać dowolnemu wykorzystaniu danych konsultacyjnych.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Dla mnie brzmi to zupełnie
Dla mnie brzmi to zupełnie jak stackoverflow.com, gdzie użytkownicy zajmują się tagowaniem problemów. Jednakże rozproszonego tagowania/taxonomii to jeszcze nigdzie w świecie nie widziałem.
Moim zdaniem to nie problem
Moim zdaniem to nie problem techniczny to socjologiczny. Wiele niewiadomych:
kto mógłby głosować "za"?
czy byłoby też "przeciw"?
jak weryfikować unikalność takich głosów?
kto uwierzytelniałby witryny, które w "swoim gronie" wypracowują stanowisko?
jaka byłaby waga stanowiska jednej witryny ponad inną?
gdzie pewność, że rząd chcąc coś przemycić pod stołem nie wepchnie ustawy podlegającej pod "prywatność" pod na przykład "bezpieczeństwo" - zawsze się wybraniając z takiej decyzji, co spowoduje, że osoba zainteresowana kategorią "prywatność" przeoczy projekt?
Sam pomysł stworzenia takiego portalu uważam za konieczność; nasz kraj jest informatycznym (i informacyjnym) zadupiem, co tu dużo mówić. Od strony technicznej natomiast nie widzę żadnych problemów, kwestia odpowiedniej infrastruktury i personelu (czyli dajcie dźwignię...).
Rój a owczy pęd.
Nie wiem kto to wymyślił, jednak mam poważne wątpliwości co do słuszności takiego twierdzenia. Jestem się w stanie zgodzić, że jakaś grupa może osiągnąć mądrość najmądrzejszego swego członka. Ale że jest mądrzejsza? Technicznie wydaje mi się to niemożliwością, bo w końcu ktoś z danej grupy musi zebrane informacje przetworzyć i dokonać ich syntezy. Samo nic się nie robi - no, może oprócz bałaganu.
A praktyka pokazuje, że grupa podąża za "najgłośniejszym" elementem, nie najmądrzejszym (bo go zwyczajnie nie rozumie). Więc prędzej się spotkamy z efektem owczego stada niż jakimś świadomym rojem.
Co innego mądrość, a co innego skuteczność.
I w ramach zwiększania tej skuteczności w kontekście przejmowania państwa, sugeruję zabrać się za tworzenie narzędzi do automatycznej analizy prawa.
Na start można zindeksować, zhierarchizować i potworzyć powiązania pomiędzy poszczególnymi zapisami. W pierwszym rzędzie można szybko wyłapać listę 'null pointerów' czyli zapisów odwołujących się do nieistniejących 'paragrafów'.
W drugiej kolejności można tego użyć na etapie wprowadzania zmian - będzie wiadomo jak zmiana wpłynie na całokształt kodu.
Dalej - w chwili obecnej mrzonka, ale kiedyś, kto wie - automatyczna analiza zapisu pod kątem logicznym, wskazująca na przedmiot i zakres obowiązywania danego prawa - co ciekawe, będzie to niezależne od języka w jakim prawo jest zapisane. Na chwilę obecną niewykonalne, ze względu na brak standardów w warstwie zapisu prawa. Zdaję sobie sprawę, że istnieją reguły interpretacji przepisów. Jednak często jest tak, że interpretacja jest zgoła odmienna od dosłownego brzmienia, bo okazuje się, że autor (ustawodawca) co innego miał na myśli.
A potem, trzeba to wszystko zebrać do kupy i zrobić refactoring celem uproszczenia istniejącego prawa. Zlikwidować duplikaty, konflikty, etc, etc.
A przy okazji wprowadzić kontrolę wersji tworzonego prawa, aby było wiadomo kto dopisał 'lub czasopisma'.
Świątecznie pozdrawiam.
" Jednak często jest tak,
" Jednak często jest tak, że interpretacja jest zgoła odmienna od dosłownego brzmienia, bo okazuje się, że autor (ustawodawca) co innego miał na myśli."
Tylko to nie jest wada ale zaleta prawa, dlatego wszelkie pomysły na zautomatyzowanie obrotu prawnego (poza jakimś tam marginesem, który będzie długo funkcjonował tak, jak obecny e-sąd, wydający nakazy zapłaty przedawnionych zobowiązań) pozostaną pomysłami. Dzięki temu, że istnieje wykładnia, sądy mogą (acz nie zawsze chcą i nie zawsze potrafią) reagowac na zmieniające się stosunki społeczne. Dzięki temu w oparciu o przepisy Kodeksu Napoleona można było wprowadzić odpowiedzialność za wypadki komunikacyjne (przykład stary ale jary). Dzięki temu Konstytucja USA stała się gwarantem wolności słowa.
Tylko to nie jest wada ale
Nie wiem skąd przypuszczenie, że traktuję to jako wadę. Wskazuję na problem jaki z tego wynika.
Nie pisałem o zautomatyzowaniu obrotu prawnego. Pisałem o automatycznym określaniu przedmiotu i zakresu obowiązywania danego zapisu. Dzięki temu można by łatwo odnajdywać zapisy dotyczące danego przedmiotu. A to, czy ma zastosowanie w danej sytuacji jest już zależne od sądu.
Z całym szacunkiem, ale
Z całym szacunkiem, ale muszę skwitować to krótko: nie ma dróg, nie ma znaków, nie ma stacji benzynowych, a rozmawia się o wyścigach.
> Z całym szacunkiem, ale
> Z całym szacunkiem, ale muszę skwitować to krótko: nie ma dróg, nie > ma znaków, nie ma stacji benzynowych, a rozmawia się o wyścigach.
U nas niestety często ktoś mówi tylko po to by mówić o mówiącym...
Liquid Democracy
Jestem sceptycznie nastawiony do instytucji szerokich, społecznych konsultacji zaimplementowanej w obecnym systemie politycznym, i to nie tylko z powodu trudności taksonomicznych. Zasadnicze pytania to:
W jaki sposób konsultacje społeczne będą wiążące dla stanowiących prawo i czy jest jakiś pomysł na jasny i ścisły mechanizm nadający wagę ilościową poszczególnym opinią a także na sposób znajdowania nowych, niezaproponowanych dotąd, przez oficjalne ciała rozwiązań?
Wg mnie pod terminem konsultacje społeczne, kryje się nowy chwyt, który ma na celu przedłużenie wegetacji obecnego systemu. Jest pewnego rodzaju „nałożeniem łatki” na niewydolny i nieprzystający do potrzeb XXI, model polityczny. Społeczności potrzebują zupełnie nowego oprogramowania, którym według mnie jest Liquid Democracy (demokracja płynna). Dopiero ta idea jest w stanie skutecznie wykorzystać potencjał roju.
http://liquiddemocracy.pl
taksonomie...
taksonomie...
Rój kojarzy mi się
jako coś anonimowego, a konsultacje projektów muszą być jawne również co do tożsamości osób biorących w nich udział. Jeśli na poważnie rozważamy stworzenie jakiejś nowej jakości w dziedzinie partycypacji obywatelskiej, to nie unikniemy pytania o stan zaangażowania świata prawników w konsultowanie prawa. To jest ten problem socjologiczny, rzeczywiście bardziej istotny od wszelakich problemów technicznych. Wydaje mi się że obecnie w niewystarczającym stopniu prawnicy poświęcają uwagę opiniowaniu projektów. Ewentualne wysiłki organizacji prawniczych w tym kierunku są rozproszone wskutek liczności tych organizacji. Najczęściej jednak pretensje pod adresem złego prawa pojawiają się już post factum. Można by temu zaradzić tworząc zespół praktyków z różnych dziedzin prawa, pochodzących z różnych zawodów, środowisk, sektorów gospodarki. Podejście do tematu z różnych punktów widzenia sprzyjałoby osiąganiu wyższej jakości opinii legislacyjnych. Zespół mógłby kontrolować projekty i zawczasu wychwytywać ich usterki, pokazywać, że np. efektywność wymiaru sprawiedliwości jest często pochodną przepisów z pozoru drugoplanowych, bo diabeł tkwi w szczegółach. Grupa nie posiadałaby żadnej formy prawnej, pracowałaby metodą crowdsourcingu (jednak nie anonimowo!).
Wkład każdego członka w opinię byłby powszechnie jawny. To zresztą powinno być właśnie zachętą do partycypacji w takiej działalności, bo w zamian za taką pracę cóż można więcej zaoferować prócz wiecznej sławy i wdzięcznej pamięci rodaków?
Przy czym
Mamy tu dwa "kierunki" brania udziału w konsultacjach: możliwość zgłoszenia uwag, możliwość przeczytania zgłoszonych uwag. O ile mogę ostrożnie rozważać postulat konieczności identyfikowania osób zgłaszających uwagi, to możliwość anonimowego czytania uwag jest dla mnie cenną wartością.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination