Przejmujemy państwo: początek społecznej inwentaryzacji
W czasie posiedzenia Rady Informatyzacji, które odbyło się 15. lutego, istotnie zaproponowałem, by "stworzyć spójne kryteria, jakimi mają się rządzić strony internetowe administracji publicznej, i dwie trzecie wyciąć w pień, bo to marnowanie pieniędzy i traci się na wiarygodności informacji". To nie nowa koncepcja, a jedynie sięgnięcie do wzorców z Wielkiej Brytanii (por. Brytyjski rząd policzył koszty i zdecydował, że zamknie 3/4 rządowych serwisów internetowych). W Wielkiej Brytanii te prace trwają od lat. Tamtejszy raport pt. "Central Government websites 2009-10" był tylko jednym z elementów dyskusji, która niedawno zaowocowała pierwszymi próbami z jednym spójnym serwisem administracji rządowej (por. Jeden uczciwy serwis rządu zamiast chmury witryn marketingu politycznego ministrów). U nas w Polsce nie wiemy ile mamy internetowych serwisów rządowych, nie wiemy ile one kosztują, prawdopodobnie nie ma zbiorczych informacji na temat tego jaką mają oglądalność, a więc trudno ocenić czy są rzeczywiście potrzebne. Nie ma też - jak się wydaje - spójnej polityki państwa w sferze tworzenia takich serwisów. W Wielkiej Brytanii serwis rządowy nie może powstać, jeśli nie zostanie pozytywnie zaopiniowany przez the Cabinet Office Efficiency Board.
Przywołany wyżej postulat znalazł się w notatce po Radzie Informatyzacji na stronach MAiC. Dyskusja trwa. Być może sam koncept "inwentaryzacji" oraz "wycięcia w pień części" nie znajdzie się jeszcze w "raporcie otwarcia", który ma być przygotowany w ministerstwie w połowie marca, ale ziarno zostało zasiane.
Uważam, że obywatele nie muszą czekać na administrację publiczną. Trzeba robić swoje i podzieliłem się tym konceptem na Faceboooku, co zainicjowało pewne działania społeczne. Powstała grupa "Przejmujemy Państwo - "Inwentaryzacja"", zostały już rozpoczęte społeczne prace związane z identyfikowaniem serwisów administracji rządowej, zaczęły się dyskusje o tym, jakimi kryteriami je oceniać.
Poza przykładami z Wielkiej Brytanii można też sięgnąć do innych tego typu aktywności, np.:
- Scottish Government Website Evaluation 2010 - Summary
- Web Analytics for the New Zealand Government | Guides | NZ Government Web Standards
Jeśli korzystając z takich wzorców uda się przygotować dobry standard ewaluacyjny polskich serwisów internetowych administracji publicznej, to będzie też można zebrać jednolite, porównywalne dane na temat pączkującej dziś w sposób niekontrolowany aktywności państwa w Sieci. Będzie można postulować większą racjonalizację wydatków (bo może nie trzeba wydawać kolejnych pieniędzy, w tym tych "ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego", na kolejne silniki serwisów, zespoły redakcyjne, bajeranckie grafiki, kolejne logotypy, itp). Będzie też podstawa do formułowania postulatów związanych z bezpieczeństwem takiej infrastruktury. Może się pojawić zaczyn jakiejś standaryzacji publikowania publicznych danych w Sieci, a co za tym idzie interoperacyjności, przenaszalności danych, możliwości przeszukiwania takich zasobów. Niektóre dane trzeba będzie zebrać z wykorzystaniem wniosków w trybie dostępu do informacji publicznej, ponieważ nie są publikowane w Biuletynach Informacji Publicznej (np. jaka jest miesięczna "oglądalność" serwisu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów?).
A jeśli okaże się, że utrzymywanie części serwisów jest nieracjonalne, to trzeba dane tam opublikowane zarchiwizować (włączyć do tych serwisów, których działanie ma większy, bardziej zobiektywizowany sens). Postulat "wycięcia w pień" nie oznacza, że informacji o działaniu państwa ma być mniej. Wręcz przeciwnie. Chodzi o to, by takie informacje były bardziej dostępne, spójnie przedstawione, zgodnie ze standardami, w sposób, który pozwoli na lepsze przeszukiwanie, w sposób, który pozwoli na identyfikację informacji, których państwo z jakiegoś powodu nie chce udostępniać.
Być może też powinna powstać jakaś polityka w zakresie funkcjonowania rządowej chmury danych i narzędzi (również pochodzących "z rynku"), z których - bez naruszenia zasad konkurencji - administracja publiczna mogłaby korzystać (por. Chmura zastąpi pudełka, czyli dlaczego mi ręce opadły, gdy Prezydent RP promuje Google).
Inicjowanie takich działań społecznych uważam za istotne, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że przygotowanie raportu (raportów) to proces. W 2004 roku opublikowałem tekst Sto i jeden serwisów administracji publicznej i od tego czasu pojawiły się też wyspecjalizowane w sferze dostępności i użyteczności serwisów przedsiębiorstwa i organizacje pozarządowe. W ostatnich latach przeprowadzono szereg analiz związanych z dostępnością serwisów administracji publicznej dla potrzeb osób niepełnosprawnych, elementy zgodności ze standardami W3C stały się też elementem zamówień publicznych. Kropla drąży skałę nie siłą, lecz ciągłym padaniem.
No bo, przykładowo, w jakim celu istnieje odrębny serwis Biura gospodarczo-technicznego Sejmu RP? Chodzi o to, byśmy mogli dowiedzieć się o tym, co jedzą pustułki? Jak wiele osób to ogląda, ile kosztowało przygotowanie tego serwisu, czy nie da się tych informacji włączyć w bardziej spójny serwis Kancelarii Sejmu, a tego ostatniego włączyć - jako podstrony - do serwisu Sejmu RP?
Mając w ręku rzetelnie przygotowane dane można postulować zmiany systemowe. Powinny pojawić się związane z działaniem serwisów internetowych procedury wewnątrz administracji publicznej, by administracja publiczna przestała działać w "szarej strefie" (por. Pytania o charakter prawny serwisu internetowego Premiera przy okazji clippingu artykułów z The Economist). Przy okazji konsultowania europejskiej strategii otwartego dostępu do danych rozpoczęła się dyskusja o nowym organie, który miałby odpowiadać za ponowne wykorzystywanie informacji publicznej. Uważam, że tego typu organ mógłby również być odpowiedzialny za standardy i jakość serwisów internetowych. Zresztą wysłałem ministerstwu swoje uwagi dotyczące takiego organu.
Na pytanie "Czy są Państwo za ustanowieniem niezależnego organu do nadzoru nad zasadami ponownego wykorzystywania informacji sektora publicznego?" odpowiedziałem:
Tak. Do zadań takiego organu należeć powinna w szczególności: kontrola zgodności przetwarzania danych z przepisami o dostępie do informacji publicznej oraz ich ponownego wykorzystania, wydawanie decyzji administracyjnych i rozpatrywanie skarg w sprawach wykonania przepisów o dostępie do informacji publicznej oraz ich ponownego wykorzystania.
Organ taki powinien zajmować się nadzorem nad zasadami ponownego wykorzystania informacji publicznej, ale powinien być również wyposażony w szereg innych kompetencji.
Organ taki powinien być wyposażony w szczególności w kompetencje w zakresie kontroli procesów inwestycyjnych, które związane są z rozbudową infrastruktury teleinformatycznej administracji publicznej (w paradygmacie interoperacyjności i współpracy międzyresortowej, a także redukcji kosztów działania państwa i tworzenia rozwiązań synergicznych – przykładowo wykorzystywanie informacji GIS w ramach serwisów administracji). Wiązać się z tym muszą również uprawnienia w zakresie koordynacji wykorzystywania, a także rozwoju (prawo zamówień publicznych) rządowej chmury („government cloud”), a także tworzenie repozytoriów zamówionych w ramach zamówień publicznych narzędzi możliwych do wykorzystywania przez administrację publiczną (na wzór apps.gov). Organ taki mógłby się zajmować również certyfikacją aplikacji, które dzięki temu mogłyby być wykorzystywane (z poszanowaniem zasad konkurencji) w rządowej chmurze.
Organ taki prowadziłby stronę główną Biuletynu Informacji Publicznej (dziś za prowadzenie takiej strony odpowiedzialny jest minister właściwy ds. informatyzacji). Wśród innych kompetencji organ taki powinien być wyposażony również w kompetencje w zakresie kontroli i nadzoru nad tworzeniem i prowadzeniem stron podmiotowych Biuletynu Informacji Publicznej (i innych stron, serwisów lub repozytoriów, w tym „portali danych”), kontroli i nadzoru przestrzegania zasad web accessibility (dostępności internetowych zasobów administracji w szczególności dla osób niepełnosprawnych).
Powinien również współpracować z odpowiednimi służbami w zakresie ochrony (bezpieczeństwa) teleinformatycznej infrastruktury krytycznej, a także z Generalnym Inspektorem Ochrony Danych Osobowych, Urzędem Zamówień Publicznych (oraz innymi regulatorami) w zakresie ich właściwości. Organ taki współpracowałby również z innymi europejskimi organami odpowiedzialnymi za realizację podobnych zadań.
Organ taki współpracowałby również z Kancelarią Sejmu i Kancelarią Senatu, a także z organami wymiaru sprawiedliwości (m.in. Sąd Najwyższy, Naczelny Sąd Administracyjny, Trybunał Konstytucyjny) w celu pełniejszej realizacji prawa do informacji oraz niwelowania barier obiegu informacji (np. obiegiem, w tym udostępnianiem dokumentów w procesem legislacyjnym, lub wykonywaniem orzeczeń sądów).
Organ taki współpracowałby z przedsiębiorcami oraz organizacjami pozarządowymi w zakresie wypracowywania dobrych praktyk oraz standardów dot. tworzenia informacyjnych zasobów administracji publicznej oraz wykorzystywania informacji z sektora publicznego. Promowałby również najlepsze rozwiązania w zakresie re-use informacji publicznej.
Organ byłby również odpowiedzialny za funkcjonowanie subdomen w domenie gov.pl (w ten sposób zastąpiłby Instytut Podstawowych Problemów Techniki Polskiej Akademii Nauk).
Zadaniem organu byłoby również opiniowanie projektów ustaw i rozporządzeń dotyczących dostępu do informacji i ich ponownego wykorzystania.
Organ taki zobowiązany byłby do przedstawiania Sejmowi corocznego raportu z realizacji swoich zadań.
Tymczasem społeczne prace inwentaryzacyjne trwają. Każdy może się włączyć w ten proces. Przejmujemy państwo.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Do tego domeny
Do tego - przy okazji - warto byloby systemowo rozwiazac problem domen.
1) Ministerstwa pojawiaja sie, zmieniaja nazwy itp i przy tego typu dzialaniach zmieniaja sie nazwy domen. Prosze przesledzic jak w ciagu ostatnich kilkunastu lat zmienialy sie domeny np. Ministerstwa transportu/infrastruktury, ochr. Srodowiska czy innych o mniej stabilnych nazwach niz Min.Sprawiedliwosci.
Kazda taka zmiana jest (o zgrozo!) bez przekierowan www. Odnosniki znikaja. Stare dokumenty znikaja. Amnezja.
Przy okazji zmieniaja sie emaile urzednikow.
2) nikt nie zarzadza domenami z glowa. Ilekroc ustawa odwoluje sie do ministra odpowiedzialnego za (....), powinien powstawac alias prowadzacy do odpowiedniego ministerstwa. Zmienia sie sklad RM, kompetencje ministrow - zmiana aliasu ulatwia zycie.
3) spojne ogarniecie nazewnictwa. Od lat nie rozumiem czemu nie ma chocby przekierowania z www.gus.gov.pl do ukrywajacego sie pod stat.gov.pl GUSu.
O domenach
Postulat dotyczący domen jest w tekście (tam, gdzie przywołuję przesłane do MAiC postulaty na temat ew. organu).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Ministerstwo Środowiska
Ministerstwo Środowiska nazywa się tak od 1999 roku czyli dosyć stabilnie (wcześniej nazywało się inaczej - skrót wcześniejszej nazwy to MOŚZNiL, natomiast nigdy w przeciągu swojej 40-letniej historii nie nazywało się "Ministerstwem Ochrony Środowiska") i od kiedy tylko posiada własny serwis internetowy, działa on nieprzerwanie pod adresem www.mos.gov.pl. Serwis ten zresztą zgodnie z postulatami Vagli jest "sam sobie" BIP-em, chociaż tak naprawdę nie spełnia norm przewidzianych dla BIP-ów (warto sprawdzić np. dział "zamówienia publiczne"), ponieważ nie ma publicznie dostępnej historii zmian (dostępu do archiwalnych wersji stron).
podjęte zagadnienie nie identyfikuje istoty problemu,
którym to jest zagadnienie funkcjonowania administracji w ramach obowiązującego prawa (a nie spójnego systemu prawnego).
Wycinanie w pień niewiele zmieni, a spowoduje kolejne zapędy na wieloletnie kontrakty it (i płynącą stąd (zamówienia publiczne) niemoc okraszoną chęcią uczknięcia sobie. Spowoduje utratę dostępu informacji lokalnej - podstawowej (lub znacząco ją utrudni).
i wreszcie: trudno porządkować bałagan [stan nie tylko szybko ale i gwałtownie zmienny] (opisywać procesy i procedury)w celu ich automatyzacji (informatyzowania).
wiek
Uważam, że polskie strony administracji rządowej mogłyby mieć w stopce informacje o średniej wieku osób je tworzących. W ten sposób w sieci pod presją stanąłby polski patrarchalizm, dowodząc pewną korelację, że najużyteczniejsze strony są autorstwa najmłodszych ludzi uważnie podpatrujących dzielących się wiedzą w sieci Amerykanów, a nie starszyznę plemienia lechickiego. Na pomysł ten wpadłem patrząc na prezydent.pl, które zrobiło się dość fajne za Komorowskiego i podejrzewam, że zdradzające przy okazji polskie wartości, o których słyszę na co dzień.