dokumenty

Jeszcze jedna interpelacje na dot. zbiórek publicznych

Kilkanaście dni temu opublikowałem interpelację w sprawie crowdfundingu, na którą odpowiadał min. Ostrowski z MAiC (czyli z ministerstwa, które ma przejąć zagadnienia związane ze zbiórkami publicznymi od MSW): Crowdfunding: woda drąży skałę - interpelacja w sprawie finansowania społecznościowego. Dziś chciałbym przybliżyć interpelację, na którą odpowiedział Stanisław Rakoczy - podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, a więc przedstawiciel ministerstwa, które dziś jeszcze dzierży ten temat w ramach swoich kompetencji. Ta odpowiedź wpłynęła do Sejmu w dniu 26 marca br. zatem już po tym, jak znane były tezy Sądu Rejonowego w Krakowie. Nie zostały jednak dostrzeżone w odpowiedzi na interpelację.

Crowdfunding: woda drąży skałę - interpelacja w sprawie finansowania społecznościowego

Część z Szanownych Czytelników pamięta pewnie jeszcze "zamieszanie" związane z ACTA. Starałem się wówczas przedstawić jakąś pozytywną agendę, która mogłaby doprowowadzić do poprawy niektórych przynajmniej problemów pojawiających się w dyskusji: Trzy "komitety", czyli elementy konstruktywnej agendy dla "postpolitycznego społeczeństwa informacyjnego". Propozycje z tego tekstu zostały następnie przywołane przez ministra Boniego w czasie wspólnego posiedzenia sejmowych Komisji ds. Unii Europejskiej, Komisji Kultury i Środków Przekazu i Komisji Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii, co stało się 25 stycznia. Jednym z tematów "pozytywnej agendy" był crowdfunding. Od tego czasu uzyskaliśmy wyrok Sądu Rejonowego w Krakowie, ale została również złożona interpelacja poselska poświęcona problematyce rozwoju finansowania społecznościowego. Odpowiedź na interpelacje nie odwołuje się do sygnalizowanego tu wyroku, ale i tak warto ją przeczytać.

Przejmujemy państwo: konsultacje publiczne w "roju"

Załóżmy przez chwilę, że istnieje już jeden serwis rządowy do przeprowadzania konsultacji publicznych (w rzeczywistości trwają prace nad przygotowaniem pilotażu takiego serwisu). Załóżmy, że on już działa (będzie stał na Drupalu), wyszedł z fazy pilotażu, legislatorzy - za pomocą dedykowanej aplikacji publikują tam ustrukturalizowane dane, serwis udostępnia API. Zastanawiam się, co - poza korzystaniem z takiego serwisu - mogliby z takimi danymi zrobić obywatele. W dzisiejszych dniach mówi się wiele o "roju", o rozproszonej świadomości, która w swej masie jest mądrzejsza niż poszczególne jednostki indywidualnie. Zastanawiam się, jak zarządzać rojem w rozproszonych (jeśli chodzi o źródła interakcji, ale zintegrowanych - jeśli chodzi o nadającą się do importowania i eksportowania strukturę danych) konsultacjach publicznych.

Interpelacja w sprawie udziału obywateli w procesie stanowienia prawa

W dniu 10 stycznia 2012 r. poseł Adam Kwiatkowski złożył do prezesa Rady Ministrów interpelację nr 1040 w sprawie udziału obywateli w procesie stanowienia prawa. Interpelacja ta dotyczyła m.in. zmiany do Regulaminu pracy Rady Ministrów. Podobne interpelacje złożyli również inni posłowie. Odpowiedzi na te interpelacje udzielał - z upoważnienia prezesa Rady Ministrów - Prezes Rządowego Centrum Legislacji. Przywołuję interpelację, która doczekała się bodaj najdłuższej odpowiedzi (w innych odpowiedziach znajdują się niektóre akapity, które pokrywają się z poniżej przywołanymi).

Interpelacja w sprawie reklamy na stronach Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych

W dniu 21 grudnia 2011 r. Poseł Szymon Giżyński złożył do ministra obrony narodowej interpelację poselską nr 934 w sprawie udostępnienia strony internetowej Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych do reklamy jednego z serwisów spółki medialnej TVN SA. Odpowiedzi - z upoważnienia ministra - udzielił podsekretarza stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej Marcin Idzik.

Interpelacja w sprawie Biuletynu Informacji Publicznej (VII Kadencja Sejmu)

W dniu 14 grudnia 2011 r. posłanka Małgorzata Adamczak skierowała do ministra administracji i cyfryzacji interpelację poselską nr 526 w sprawie Biuletynu Informacji Publicznej. Odpowiedzi na interpelację udzielił - z upoważnienia ministra - podsekretarza stanu w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji, Igor Ostrowski.

Informatyzacja: ta afera rzuca cień na całe środowisko

To jakoś chyba nie jest temat, który porywa masy do skakania na ulicy, ale jeśli Szef MSW Jacek Cichocki i Paweł Wojtunik, szef CBA, twierdzą, że "mamy do czynienia z największą aferą korupcyjną w administracji publicznej", a chodzi oczywiście o informatyzację państwa, to zastanawiam się, co dalej? Od lat mówimy o mechanizmach wpychania administracji publicznej na ścieżkę uzależnienia (vendor lock-in; por. Wejście na informatyczną ścieżkę uzależnienia w diagnozie UZP). Teraz mowa o tym, że to związane z korupcją (kontrakty z aneksami, które uniemożliwiają ich zerwanie). Wiadomo, że jakiś czas temu zatrzymano dyrektora Centrum Projektów Informatycznych MSWiA, który - jak podają media - miał wziąć od spółek największą w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości łapówkę - 5 milionów złotych. Zatrzymano też paru ludzi w spółkach. Ponoć kroją się nowe zarzuty dla kolejnych osób, podobno nawet dla "najważniejszych urzędników" w państwie. W takiej sytuacji nie jest dziwne, że w rankingach ONZ na temat e-government co rok spadamy z pozycji na pozycję.

"Zatomizowane audytoria", problem płatnej dostępności treści i publicznych źródeł informacji

Nie mam nic przeciwko temu, by wydawcy zamykali bezpłatny dostęp do publikowanych przez siebie w internecie treści. To ich wybór i jeśli będzie się to "biznesowo spinało" (a nawet jeśli nie), to czemu miałbym mieć coś przeciwko temu? Być może nawet wymusi to zwiększenie poziomu rzetelności dziennikarskiej. Wymusi też dziennikarską czujność, chociaż nie wierzę za bardzo, że realizujące głównie komercyjne cele serwisy internetowe będą podawały źródła. Wszak jedno kliknięcie dzieli konsumenta od konkurencji, która podała wcześniej, więc może ten abonament się informacyjnie nie zwraca? A jeśli to samo państwo podało wcześniej? Ktoś może chcieć i z tym sobie poradzić, jeśli będzie postulował ograniczenie informacyjnej aktywności państwa, które - pod wpływem kolejnych litygacji strategicznych i osób zabiegających o dostęp do informacji publicznej - będzie coraz częściej publikowało informacje na temat własnej działalności.

Trzy grosze w dyskusji o "szwedzkim stole" kultury

Dyskusja na temat reformy prawa autorskiego, którą uruchomiła sprawa ACTA, trwa w najlepsze. Dyskusja na poziomie krajowym nic lub niewiele tu zmieni, bo system prawnoautorski ma charakter bardziej globalny. Aby dokonać zmian zgodzić musieliby się wszyscy zainteresowani (w tym USA, Japonia i inni, którzy chcieli, aby ACTA weszło w życie - jak uważam - dla utrzymania status quo). Nie zmienia to faktu, że dyskusja trwa, a w jej ramach pojawia się koncepcja "szwedzkiego stołu", czyli opłaty na rzecz twórców, którą płaciliby wszyscy korzystający z internetu. To nie jest nowy koncept. Już w 2006 roku takie pomysły - jako uzupełnienie mechanizmów rynkowych - pojawiały się w Polsce: Powraca pomysł na opłatę kompensacyjną, Pomysł na kompensacyjną opłatę internetową. Nie chodziło o zastąpienie istniejącego systemu nowym, a o uzupełnienie starego, by więcej pieniędzy zebrać w ramach takiej opłaty. Nawet jednak, gdyby miało chodzić o zastąpienie nową instytucją "szwedzkiego stołu" istniejącego systemu uważam, że nie tędy droga. Mam świadomość, że wykreowanie nowej instytucji prawnej nie jest banalnym zadaniem, a skrytykować da się wszystko. Mogę jednak uzasadnić (publicystycznie), dlaczego jestem przeciwnikiem takiej opłaty kompensacyjnej.

Dlaczego jestem spokojny, czyli koza i gruszki a sprawa polska

Tym, którzy usiłują mnie na siłę wciskać w świat polityki odpowiadam, że reprezentuję głównie siebie. Oczywiście potrafiłbym wykorzystać jakieś sprytnie skrojone, inżynieryjno-społeczne skojarzenia, a to "You can call me V." w nawiązaniu do V for VaGla, a to fakt, że urodziłem się 17 maja, a więc akurat - tak jakoś wyszło - w Światowy Dzień Społeczeństwa Informacyjnego. Gdyby nie to, że piszę zdaniami zbyt wielokrotnie złożonymi i umieszczam je w za długich tekstach, przez które niewielu daje rade przebrnąć, to niemal byłbym idealną twarzą rewolucji (łysy karku, pewnie bandyta). Ale rola animatora ruchu społecznego "Ctrl+V" jakoś kłóci się z tym, w jaki sposób postrzegam rzeczywistość. Może impuls do takiego postrzegania dał mi nawet sam premier. Bo przecież On właśnie, na jednym ze spotkań rządu z internautami i organizacjami społecznymi, powiedział: "Nie szukajmy kiczu porozumienia, każdy zna swoją rolę". I ja też tak uważam. Każdy zna swoją rolę. Trzeba robić swoje. Dlatego po jednej z debat napisałem, kierując te słowa do czytelników: wszystko zależy od Was. Każdy niech robi swoje i nie ogląda się na innych. System prawny jedynie powinien dawać narzędzia, dzięki którym obywatele będą mogli sprawować władzę zwierzchnią w Rzeczpospolitej Polskiej i kontrolować swoich przedstawicieli.