Informatyzacja: ta afera rzuca cień na całe środowisko

To jakoś chyba nie jest temat, który porywa masy do skakania na ulicy, ale jeśli Szef MSW Jacek Cichocki i Paweł Wojtunik, szef CBA, twierdzą, że "mamy do czynienia z największą aferą korupcyjną w administracji publicznej", a chodzi oczywiście o informatyzację państwa, to zastanawiam się, co dalej? Od lat mówimy o mechanizmach wpychania administracji publicznej na ścieżkę uzależnienia (vendor lock-in; por. Wejście na informatyczną ścieżkę uzależnienia w diagnozie UZP). Teraz mowa o tym, że to związane z korupcją (kontrakty z aneksami, które uniemożliwiają ich zerwanie). Wiadomo, że jakiś czas temu zatrzymano dyrektora Centrum Projektów Informatycznych MSWiA, który - jak podają media - miał wziąć od spółek największą w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości łapówkę - 5 milionów złotych. Zatrzymano też paru ludzi w spółkach. Ponoć kroją się nowe zarzuty dla kolejnych osób, podobno nawet dla "najważniejszych urzędników" w państwie. W takiej sytuacji nie jest dziwne, że w rankingach ONZ na temat e-government co rok spadamy z pozycji na pozycję.

Czuję się mało komfortowo. Nie wiem, którzy koledzy zaangażowani w publiczną dyskusje o informatyzacji nagle staną się przedmiotem nowych doniesień medialnych. A to przecież nie może się tak skończyć, że teraz kilka osób postawionych w szeregu będzie nerwowo szarpać sobie ucho, wpatrując się uparcie w czubek swojego buta będzie kreślić nogą jakieś zawijasy w piasku, albo oglądać sobie paznokcie. I co, obiecają, że już więcej nie będą korumpować, parę osób dostanie wilczy bilet z administracji publicznej i pozostali z uśmiechem poklepią się po plecach, bo sprawa załatwiona?

W swoim czasie przez ponad 5 lat zabiegaliśmy o wyszarpnięcie z ZUS informacji publicznej - specyfikacji technicznej protokołu KSI MAIL (por. Sąd Okręgowy oddalił apelację ZUS w sprawie protokołu KSI MAIL. Koniec.). Za to ZUS dostawał nagrody w Europie. Cmokano nad tym, jak to wspaniale zinformatyzowaliśmy w Polsce. Teraz mowa o tym, że informatyzacja ZUS była "najjaskrawszym ujawnionym do tej pory przykładem nadużyć". Jestem poirytowany. Zwłaszcza, że nie widać na horyzoncie pomysłu, zmierzenia się z tą sytuacją. Na razie tylko słychać, że może trzeba będzie oddać Unii Europejskiej przepalone pieniądze. Rozumiem, że odpowiedzialni za informatyzację urzędnicy czekają jeszcze na finał wszystkich działań prokuratury i CBA. Liczę, że w końcu dojdziemy do etapu, w którym państwo zacznie formułować jakieś wnioski i zacznie się zmieniać, walczyć z patologią.

Bez tego sam już nie wiem co myśleć, gdy z niejasnych powodów np. Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego jakoś nie chce udostępniać orzeczeń tego sądu (por. Wyroki Sądu Najwyższego (kiedyś) w Sieci: woda drąży skałę nie siłą, lecz ciągłym padaniem oraz Dlaczego tak trudno w Polsce zrobić dobry publiczny i bezpłatny system informacji prawnej?), Ministerstwo Finansów udziela koncesji na "skład, druk, kolportaż wydania papierowego oraz przygotowanie wydania internetowego, jak również sprzedaż i obsługa sprzedaży prenumeraty wersji papierowej i abonamentu wydania internetowego dwumiesięcznika Biuletyn Skarbowy Ministerstwa Finansów" (por. Koncesja MinFinu na dwutygodnik internetowy). Do tego jeszcze sklepiki z informacjami publicznymi, kolejne ograniczenia w dostępie do informacji, podczas gdy inne podmioty z takich informacji z jakichś powodów mogą korzystać... Na razie wielu się uśmiecha, kiedy czytają o problemie ikonek reklamowych serwisów społecznościowych w serwisie Premiera czy Prezydenta, ale przecież z czasem i to będzie jasne, że godząc się na takie coś gwałci się zasady równego traktowania wszystkich przez władze publiczne oraz gwałci się zasadę legalizmu. A "zobowiązania rządu wobec UEFA"? A "złote blachy"?

Czy mam myśleć, że jeśli Pan Prezydent, albo Sanepid (w "aferze solnej"), albo warszawski Ratusz (w kontekście umów), nie chcą udostępnić informacji publicznej, to są to tylko takie "niewinne figle"?

Równocześnie czytam: Wielki wstyd dla Polski. ONZ wytyka palcem nasze zacofanie. Chodzi o raport UN E-Government Surveys, w którym znaleźć można aktualne ustalenia dot. "E–Government Development" i "E–Participation". Jako Polska jesteśmy coraz dalej w indeksach.

Wydaje się, że bez dobrego prawa zamówień publicznych, bez jasnych i zdrowych zasad społecznej kontroli działania administracji publicznej, wiele się nie zmieni. I tak przecież państwo nie jest informatyczną fabryką. Na koniec dnia i tak spółki z sektora prywatnego będą realizowały te zamówienia, które przyniosą rozwiązania teleinformatyczne w państwie. Chodzi tylko o to, by uczciwe spółki miały jakieś szanse, by zamówienia dotyczyły rozwiązań, które rzeczywiście popychają nasz wspólny, społeczny wózek we właściwym kierunku.

Nie wiem, czy to już jest czas "polowania na czarownice" i ogłoszenia, że kto przeszkadza obywatelom w dostępie do informacji, kto wprowadza i wspiera monopole informacyjne na rzecz niektórych, kto utrudnia re-use, ten jest częścią patologii w państwie niemal tak samo, jakby sam brał udział w aferze korupcyjnej? Czy jeszcze jest zbyt wcześnie na takie wnioski?

Bo jak tu angażować się w działania na rzecz informatyzacji państwa, jak może się okazać zaraz, że te bariery, brak chęci współpracy, odkładanie rozwiązania ważnych problemów, to wszystko może wynikać z tego, że ktoś gdzieś pod stołem się dogadał?

Mogę przełknąć wizję tego, że co jakiś czas robię za frajera lub pożytecznego idiotę (dostałem nawet od Pana Prezydenta krzyż "za zasługi dla rozwoju informatyzacji w Polsce"). Jeśli tak jest, że robię za pożytecznego idiotę i frajera, to teraz jestem idiotą i frajerem wkurzonym. Przejmujemy państwo.

O "trwałym systemie korupcyjnym" w polskiej informatyzacji czytaj dziś w następujących tekstach:

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

"Teraz mowa o tym, że

"Teraz mowa o tym, że informatyzacja ZUS była "najjaskrawszym ujawnionym do tej pory przykładem nadużyć". Jestem poirytowany"

Jesteś poirytowany realistyczną oceną czy pochopnym sądem? Bo, póki co, prócz zbrodni nieujawnienia specyfikacji KSI-Mail innych jaskrawych nadużyć w czasie informatyzacji ZUS chyba nie ujawniono. A z pewnością nikomu nie zarzucono przyjęcia łapówki - mówiąc wprost (więc czemu "najjaskrawszy przykład", skoro w innych sprawach zarzuca się właśnie łapówki) Być może lepiej byłoby, by np. ZUS wcześniej dostał prawa do kodów źródłowych. Ale czy z tego wynika, że pogonionoby Prokom/Asseco i zlecono zakończenie wdrożenia KSI komuś innemu? Czy z tego wynika, że podłoże było korupcyjne? Bo, moim zdaniem, niekoniecznie.

Zarzucono jak najbardziej,

kravietz's picture

Zarzucono jak najbardziej, po kontroli NIK. Postępowania w sprawie umowy z ZUS się toczyły tyle, że zostały umorzone. Z powodów różnych, niekoniecznie braku patologii - zwłaszcza, że za ich znaczną część nie odpowiadał sam ZUS tylko rząd i ustawodawca, z definicji bezkarni. Polecam też przejrzeć historię przetargów na Kompleksowy Rozproszony System Bezpieczeństwa ZUS czy to jak przez jakiś czas deklaracje z Płatnika drukowano i wożono wózkami widłowymi do skanerów na drugiej stronie hali celem wprowadzenia do KSI.

--
Paweł Krawczyk | ipsec.pl | echelon.pl
facebook | g+ |

ZMOKU, ePUAP (1 i 2), pl.ID

ZMOKU, ePUAP (1 i 2), pl.ID. Te skróty chyba nikomu się dobrze nie kojarzą. W samym ZMOKU udało się doszukać kilkunastu niezgodności specyfikacji sprzętu do przetargu z tym co otrzymały urzędy. To w jaki sposób prowadzona była kampania i "słynne" spotkania z gminami, to jak nas jawnie ignorowano, a nasze pytania i sugestie trafiały na "dziwne" uśmieszki. To, to jest jeden z niestety wielu przykładów gdy patrząc się na centralny projekt rodzi się w głowie tylko jedna myśl: "kto za to wziął w łapę".

Coś o ZMOKU

Przykłady ze ZMOKU:

  • Serwery ZMOKU - Dell+Windows 2008 Serwer - oprogramowanie z projektu śmiga na Javie + Postgresql'u.
    Aby było śmieszniej wersja testowa tego softu odpalana jest w VirtualBox'ie na Ubuntu... (dla ciekawskich służę zrzutami ekranu) - mamy coś ok. 2479 gmin * cena za WinServ (strzelam na oko ok. 2k zł) = 5 000 000 zł wyrzucone w błoto.
  • ktoś mi wyjaśni po co gminy dostały tyle drukarek laserowych (Epson'y; do mnie trafiły 2 a zapotrzebowanie było na 1; w sonsiednich gminach dostali nawet 3-7 a zapotrzebowanie było na 1-3)?

To tylko moje pobieżne przemyślenia - mam nadzieję że CBA dobierze się wszystkim winnym do dupy.

Już nie wspomnę o braku kilku istotnych funkcji w oprogramowaniu dla USC, które zmusza do wywalenia rocznie kilku tys. zł (na gminę) za gniota napisanego w .NET (baza danych z kilkoma formatkami + kilkanaście tabelek w SQL'u).

dodatki

Och, to wierzchołek góry lodowej. Tylko z obszaru który mnie interesuje:

http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,10824055,Byl_nielegalny_kartel_NFZ_i_Kamsoft__Sad_podtrzymal.html
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Ministerstwo-Zdrowia-ostro-ocenilo-CSIOZ-2211763.html
http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/375537,julia-pitera-chce-dymisji-szefa-csioz.html
http://gospodarka.dziennik.pl/news/artykuly/382082,komisja-europejska-wstrzymuje-wyplate-milionow-z-programu-innowacyjna-gospodarka.html

3 nieszczęścia

1. Nieszczęście: Kierownictwa resortów stawiają nieudowodnione zarzuty.
2. Nieszczęście: Świat dowiaduje się, że informatyka jest najbardziej skorumpowaną dziedziną w Polsce.
3. Nieszczęście: Pomówieni znajdują dostateczne powody aby uzyskać odszkodowania za niesłuszne pozbawienie wolności i utratę dóbr osobistych.
Nieszczęscie dodatkowe: Ci którym zależy na rozwoju informatyki stają się naturalnie podejrzani bo mają jakiś interes w TYM, tracą zapał i nadzieję.
Takie działanie jest sprzeczne z interesem Polski.
KJM

Trudność napisania kontraktu

Każdy kto choć trochę pracował przy realizacji projektu informatycznego - a szczególnie w developerce wie jak trudno na początku projektu ściśle opisać co ma być zrobione. To znany problem - wystarczy pogooglać 'waterfall model' i 'agile software development' (jako antidotum na to pierwsze), albo może zagladnąć do The Mythical Man Month - klasyka z lat 60. Jednak mam wrażenie, że ta prawda jeszcze nie wyszła poza nasz mały krąg programistów i ustawodawcy, rząd i media ciągle jeszcze wierzą w mit umowy - kontraktu który by ściśle i jasno opisywał co ma być zrobione i który można by łatwo wycenić.

Ja nie mam wątpliwości, że przy informatycznych zamówieniach publicznych dochodzi do wielu nadużyć - ale jeśli obawiam się, że mediów nie interesuje za bardzo jak można naprawić ten system, a tylko następne 'polowanie na czarownice'. Niestety znalezienie paru kozłów ofiarnych nie poprawi sytuacji, a tylko pomoże ukryć problemy systemowe.

upss...

Jarek Żeliński's picture

Problem polega nie na tym, że "trudno na początku projektu ściśle opisać co ma być zrobione" tylko na tym, że nie podejmuje się takiej próby bo to oznacza "rozliczalność" projektów. Ja mogę powiedzieć, od siebie, że da się opisać co ma być zrobione tylko nie jest to ani w interesie dostawcy ani w interesie zawyżającego wartość kontraktu zamawiającego bo wtedy projekt byłby "ocenialny", ciekawe że nie każdy dostawca IT wmawia każdemu, że to nie jest możliwe, a prawda jest taka, że JEST TO MOŻLIWE. To, że ktoś nie chce lub nie potrafi tego nie znaczy, że to nie możliwe. Niestety jako projektant, regularnie słyszę od dostawców IT, że moje usługi są i nie na rękę... bo za szybko dostarczyli by działające oprogramowanie a nikomu to nie na rękę...

nie podejmę tu dyskusji, że się jednak nie da, bo mam ich za sobą dziesiątki, a na szkoleniach w ciągu dnia lub dwóch okazuje się, że się da i to całkiem nieźle...pomijam projekty które robię...

--
Jarek Żeliński
http://jarek.zelinski.biz.pl

"Czego nie zabrania prawo, zabrania wstyd" (Seneka Młodszy)

"Największe występki wynikają z nadmiernych pragnień, a nie z konieczności." (Arystoteles)

estymacja

Opisany przez pana konflikt interesów występuje tylko jeśli oprogramowanie jest zamawiane na zewnątrz - ale problem z ocenianiem trudności projektówm występuje również w projektach wewnętrznych. W zasadzie zgodzę, się z tym, że dużo możan by w planowaniu poprawić przez stosowanie różnych uznanych metod - poziom tego co się w firmach robi nie jest zbyt wysoki - ale cóż - firmy są takie jakie są. Ale nie zgadzam się, że można wszystko precyzyjnie zaplanować i wycenić - albo alternatywnie, że jeśli się będzie tak szczegółowo planować i wyceniać to wtedy to planowanie będzie tak skomplikowane jak ostateczne napisanie systemu - i kto wtedy zaplanuje i wyceni pracę potrzebną na zaplanowanie i wycenę?

Estymacja pracochłonności projektów bazuje na ich podobieństwie do projektów już ukończonych i których pracochłonność jest znana - ale podstawą programowania jest przecież likwidowanie takich podobieństw - bo jeśli coś w kolejnych projektach jest podobne to przecież powinno się tę część wyodrębnić i zakodować jako bibliotekę i już więcej tej podobnej pracy nie robić.

nie do końca jest to parwda

Jarek Żeliński's picture

Ale nie zgadzam się, że można wszystko precyzyjnie zaplanować i wycenić - albo alternatywnie, że jeśli się będzie tak szczegółowo planować i wyceniać to wtedy to planowanie będzie tak skomplikowane jak ostateczne napisanie systemu - i kto wtedy zaplanuje i wyceni pracę potrzebną na zaplanowanie i wycenę?

Można, wystarczy uznać fakt, że ryzykiem (wyceny i planowania) też się zarządza. Robi się to prosto: najpierw ogólna analiza problemu i ocena ryzyka, potem dokładna analiza problemu i analiza ryzyka, potem projektowanie i analiza ryzyka, potem realizacja projektu i ocena jego ryzyka. Na każdym etapie można zarzucić projekt poosząć tylko koszty dotychczasowe, projektowanie (jego szczegółowość) jest zstępująca (od ogółu do szczegółu). Tak się planuje inwestycje. Firmy programistyczne z reguły nie dopuszczają tego podejścia bo ryzykują, że już na pierwszym etapie wyjdzie, że dany projekt jest bez sensu... taką ścieżkę ma szansę przeprowadzić inwestor (kupujący, zlecający oprogramowanie) jednak wmawia mu się (robią to firmy IT), że "tak się nie robi"...

--
Jarek Żeliński
http://jarek.zelinski.biz.pl

"Czego nie zabrania prawo, zabrania wstyd" (Seneka Młodszy)

"Największe występki wynikają z nadmiernych pragnień, a nie z konieczności." (Arystoteles)

moje doświadczenia są jak najgorsze z takim projektowaniem

(rozumiem, że chodzi o klasyczny waterfall model) w jego wyniku powstają dokumenty które próbują być precyzyjne tak jak kod - ale nie są weryfikowalne tak jak kod - w związku z tym zawierają mnóstwo błędów. To oczywiście tylko moje prywatne wrażenia - ale zdaje się, że nie jestem w tym tak bardzo odosobniony: Waterfall Model - Criticism.

Jak już pisałem zarzut o konflikcie interesów ma sens tylko w przypadku projektów zewnętrznych - ale mam wrażenie, że właśnie w projektach wewnętrznych watefall jest używane najrzadziej. Stosuje się go głównie właśnie przy zleceniach zewnętrznych - ponieważ wydaje się, że może on dać większe 'bezpieczeństwo kontraktowe'.

krytyka... owzem

Jarek Żeliński's picture

artykuły krytykujące tak zwany wodospadowy model to okres schyłku metod strukturalnych i sam uważam, że te metody słusznie odeszły do lamusa, a o tym że się da i jak można poczytać, np. tu (ale nie tylko bo tego typu opracować jest wiele)

http://www.pragsoft.com/books/UMLProcess.pdf

jeżeli mowa o dokumentach pisanych językiem potocznym to faktycznie nie są precyzyjne, jeżeli uznać, że pierwszym weryfikowalnym projektem jest kod, to jak przyznać, że projektowanie domów polega na ich budowaniu z marszu... nie zawali się może któreś podejście. Uznając praktyczne dane z projektów: dokładne projektowanie to najwyżej 50% czasu o ok. 20% kosztu implementacji to znaczy, że typowe narzuty firm programistycznych na ryzyko, rzędu 200-300% a nie raz po protu kilkunastokrotne mówią same za siebie. Czy to, takie projektowanie, możliwe? Nie? Odpowiem: to, że ktoś nie widział nigdy czarnego łabędzie nie stanowi żadnego dowodu na jego nieistnienie... przytłaczająca większość programistów w tym kraju pracuje bez projektów...

--
Jarek Żeliński
http://jarek.zelinski.biz.pl

"Czego nie zabrania prawo, zabrania wstyd" (Seneka Młodszy)

"Największe występki wynikają z nadmiernych pragnień, a nie z konieczności." (Arystoteles)

Ale ten zalinkowany artykuł jakby popiera to o czym ja pisałem:

Jak na razie miałem tylko czas na pobieżne przejrzenie - ale o waterfall pisze:


It assumes that it is feasible to produce an accurate specification of requirements before getting
involved in the design and implementation of the system. Experience has shown that, in most
cases, this is not practical. In practice, requirements often tend to be vague and incomplete.
Users are not certain of what they want and, once they see a working system in operation, tend
to change their mind.

To jest własnie to o czym i ja pisałem - nie jest możliwe (albo może nie jest to opłacalne - angielskie feasible lepiej by tu pasowało) wyprodukować dokładną specyfikację, bez zabrania się do jej przynajmniej częściowej implementacji, żeby sprawdzić niektóre założenia.

ale..

Jarek Żeliński's picture

Pisze, że jest to możliwe ale może nie być opłacalne, koszty projektowania (bo tu dokumentację traktujemy jako efekt projektowania) mają sens od pewnego ryzyka, w naszym kraju szacuje je na projekty za minimum 75-100 tys, zł. To troszkę jak z architektem lub projektantem wnętrz, nie ma sensu angażowanie ich do niedużych i mało złożonych budowli (altanka, stodoła) drobiazgów . Po drugie on się w tej uwadze odnosi do braku kompetencji analitycznych i projektowych użytkownika ... a nie wykonawcy..

--
Jarek Żeliński
http://jarek.zelinski.biz.pl

"Czego nie zabrania prawo, zabrania wstyd" (Seneka Młodszy)

"Największe występki wynikają z nadmiernych pragnień, a nie z konieczności." (Arystoteles)

proszę nie czytać mnie źle

Ja nie chcę przedstawiać Agile jako tego cudownego środka. Moim zdaniem 'some design upfront' ma jak najbardziej swoje miejsce. Nie mogę się jednak zgodzić z tezą, że waterfall - który przecież wydaje się takim najbardziej oczywistym i zdroworozsądkowym modelem - jest odrzucany jedynie przez złą wolę programistów.

bo...

Jarek Żeliński's picture

pewnie nie programistów jako takich, ale tyle razy już słyszałem, że "nie jest w naszym interesie tworzenie tanich i dobrych projektów tak długo jak długo klienci płacą nam za to, że one są jakie są... my mamy z tego pieniądze, do póki mamy kontrakty "czas i materiał" nie mamy żadnego interesu by coś w tym ulepszać".

Powód drugi: "sytuacja w której analizę i projekt wykonał ktoś z poza naszej firmy jest dla nas bardzo zła bo nie mamy żadnego wpływu na projekt, a bardzo często uproszczenie implementacji jest jedyną metodą ratowania marży po wygraniu ceną, klient tego i tak nie jest w stanie sprawdzić bo nie zna projektu".

tak wygląda branża IT, poza oczywiście chlubnymi wyjątkami ... nie są to jednak te "tuzy" wygrywające przetargi

--
Jarek Żeliński
http://jarek.zelinski.biz.pl

"Czego nie zabrania prawo, zabrania wstyd" (Seneka Młodszy)

"Największe występki wynikają z nadmiernych pragnień, a nie z konieczności." (Arystoteles)

każdy się wkurzy....

@Autor - dodałbym 3 sprawy, bo Pan opisuje tylko patologie, u podstaw których leży w Polsce kilka poważnych zagadnień gospodarczych, z czego 3 najważniejsze, moim zdaniem, to:

1) wprowadzenie w 1994 roku ustawy o zamówieniach publicznych (po co ???), która w polskim wydaniu jest jedną z najbardziej korupcjogennych ustaw, gdyż jej celem jest ochrona publicznych zamawiających przed jakąkolwiek odpowiedzialnością faktyczną - przed wprowadzeniem tej ustawy pewnym (niewielkim) problemem było kumoterstwo, lecz prezydentów, burmistrzów, wójtów, sołtysów rady mogły przynajmniej merytorycznie rozliczać z ich decyzji finansowych, co ustawa o zamówieniach publicznych skutecznie zasłoniła magicznymi hasłami "procedury" i "postępowania", więc kumoterstwo jest takie samo, jak było przed wprowadzeniem ustawy, tyle, że jest teraz chronione magiczną formułą, że "przeprowadzono postępowanie zgodnie z przepisami pzp" i "kwitami", a nie argumentami merytorycznymi, ani nawet opłacalnością i już nic nie da się zrobić z żadnym cwanym złodziejem, koniec i kropka, bo jest pod ochroną takiego "prawa" - gdyby przynajmniej wprowadzono progi zgodne z zaleceniami dyrektyw EU, to takie rzeczy działyby się tylko przy największych zamówieniach, no ale w Polsce musimy być świętsi od samego papieża, więc absurdalne progi typu 3 tysiące euro (teraz 14 tysięcy) sprowadziły ten rodzaj spekulacji na najniższy poziom - nie wiem po co ? chyba tylko po to, żeby wszyscy uczyli się metod biurokratycznego oszustwa, kosztem gospodarczych absurdów na skalę całej gospodarki, gdy do zamówienia na poziomie kilku lub kilkunastu tysięcy Euro trzeba w postępowania angażować machinę biurokratyczną kosztem kilkudziesięciu tysięcy Euro lub więcej..., gdzie w tym elementarna racjonalność ? gdzie logika ?

2) wprowadzenie w 1996 roku do jeszcze nie najgorszej wcześniej ustawy o prawach autorskich z 1952 roku, całego systemu korupcyjnych monopoli tzw. "własności intelektualnej", który to przez te ostatnie 16 lat zdołał już wywrócić całą polską gospodarkę do góry nogami - tego fenomenu nie będę tu opisywał w szczegółach, gdyż Pan jest w tym zakresie ekspertem, więc doskonale Pan wie, co to jest monopol oraz jakie niesie skutki gospodarcze i społeczne;

3) zmiana w 1999 roku podziału administracyjnego kraju z wprowadzeniem powiatów, nie tylko skomplikowała czytelny i najbardziej efektywny trójpoziomowy podział gmina-wojewódzwo-kraj, lecz przede wszystkim, zupełnie niepotrzebnie rozdęła sektor publiczny ponad wszelką miarę, który przecież trzeba jakoś utrzymać, więc skutek gospodarczy mamy gigantyczny, ale przy tym, rozmyła dodatkowo odpowiedzialność za większość decyzji i zadań publicznych;

na końcu można do tego dodać jeszcze postępującą i powszechną już monopolizację całej gospodarki, gdzie praktycznie każdy nowy przepis służy okopaniu się monopolistów dla wzmocnienia ich pozycji, kosztem oczywiście całego społeczeństwa (vide ostatnio operatorzy telekom i podobni, których nie obowiązują praktycznie już żadne powszechnie obowiązujące zasady obrotu gospodarczego, jakie przecież nas wszystkich obowiązują) i to wszystko dzieje się przecież w świetle "prawa" sprzecznego z prawem, bo nawet odwieczną zasadę prawa "lex specialis derogat legi generali" postawiono w Polsce na głowie twierdzeniem autorytetów tego "prawa", że prawo szczególne uchyla prawo ogólne, zamiast prawo szczególne uchyla inne interpretacje prawa ogólnego, niż taka, którą określa prawo szczególne, ale nigdy to drugie nie może zaprzeczać pierwszemu, ale w Polsce jak najbardziej sprzeczne być może i jest na każdym kroku,

podsumowując to zbyt długie wystąpienie - nie może dziwić, że społeczeństwo, które wbrew własnym interesom, samo przeciw sobie i własnemu bytowi podejmuje bezmyślnie takie decyzje i działania, jak wyżej opisałem, zaczyna w końcu tonąć w takich patologiach, jakie Pan opisał..., przecież 2+2 to 4, a nie 10, ale jak się własną pracą szasta na prawo i lewo bez opamiętania, z takim rozmachem bez grama pokory i szacunku dla samego siebie, to już nic nie dziwi...

Pomysł na przyszłość

Zdaje się, że każdy z komentujących ma swoje zdanie na temat tego co zrobione jest źle w naszym kraju. To ciekawe, ale tematu to nie rozwiązuje. Moim zdaniem trzeba myśleć o przyszłości, a nie o przeszłości. Mi w naszym kraju brakuje organizacji która śledząc wszelkie informacje o nieprawidłowościach od razu przystępowała by do kontrolowania i ewentualnego ścigania winnych. Dopóki jest gadanie i polemika, a nie ma ścigania to rzeczy będą się miały tak jak teraz. Rolę takiej organizacji ścigającej z założenia powinna pełnić prokuratura. Ale jak to z tym jest pewnie sporo osób wie. Lepiej by chyba było gdyby znalazła się organizacja która w przypadku wszelkich wątpliwości kierowała by po wstępnej analizie ewentualne zawiadomienie do właściwej prokuratory lub np. właściwego urzędu (Sanepid, UOKiK, ...) i docelowo też kontrolowała przebieg śledztwa. Nawet jeśli na 10 spraw tylko jedna nie została by umorzona, to ja bym uznał działanie takiej organizacji za sukces. Moim zdaniem do uczciwej pracy urzędników marchewką się raczej nie zmotywuje (mam na myśli tych na wyższych stanowiskach), jedynie karząca ręka sprawiedliwości może ich chyba przywołać do porządku. Warto tu wspomnieć tzw. "sprawę Rywina". Przedtem praktycznie nikt nigdy za łapówki nie zostawał skazany, a już na pewno nikt za kraty nie trafiał. No i łapówkarstwo było w rozkwicie. Dziś o łapówkach ciągle się gdzieś słyszy, ale na pewno nie jest to już taka skala.

Procedury, wytyczne

Odnosząc się do modelu realizacji projektu w odniesieniu do prawa zamówień publicznych to wydaje mi się że problemem leży w niedostosowaniu modelu zamówienia publicznego do modeli zwinnych czy dostosowawczych realizacji projektów. O ile siłą doświadczenia administracja nauczyła się tworzyć SWIZ-y odpowiadające modelowi 'wodospadowemu' (niestety siłą doświadczenia a nie siłą ogólnych wytycznych czy standardów zaaplikowanych dla administracji) to jest znaczna trudność w pisaniu SWIZ-ów pod modele zwinne - czasami widać że niektórzy próbują ale prowadzi to raczej do kuriozów typu tego, że opisuje się typowy model waterfall - ze sztywnym zatwierdzeniem pełnej i szczegółowej analizy i projektu i dodaje 'furtki' typu możliwości wzruszenia analizy wymagań na etapie produkcji lub prototypu. Zwykle te próby jedynie zwiększają ryzyko dla projektu a nie wprowadzają sensownego modelu iteracyjnego.
Nie znam także żadnych wytycznych czy standardów ogólnych dla administracji jak tego typu SIWZ-y tworzyć i tu chyba jest problem. Tak naprawdę nie jest pewne czy w ogóle da się taki SWIZ dla modelu zwinnego zgodnie z prawem zamówień publicznych zrobić...

zwinny model w sztywnym PZP

Pan Adam dotknął bardzo ważnego problemu w zamówieniach publicznych. Oczywiście problem ten występuje w nielicznej grupie zamówień systemowych ale za to najdroższych i najbardzie skomplikowanych przedsięwzięciach. Wydaje się, że specjaliści UZP od lat nie dostrzegają tej kwestii i chyba nie zauważą. Będziemy nadal zamawiać złożone systemy na zasadach podobnych do zakupów "spinaczy biurowych".
Drugim problemem, który mnie mocno dotykał to brak możliwości poprawnej wyceny dużych projektów informatycznych. Jak można żądać takiej wyceny gdy w toku przetargu oferenci przedstawiają swoje rozwiązania za odpowiednio 1, 2, 3, 4 mln zł. Ale doświadczony zamawiający wie, że w procesie ustalania ceny oferent uwzględnia:
1. Koszt godziny projektowania, wydajności i narzędzi. Te mogą być bardzo różne w określonych sytuacjach.
2. Udział wykorzystania oprogramowania wcześniej wykonanego. Tutaj rozpiętość kosztów może być jak 1:10 lub więcej.
3. Problemy wynikające z niedomówień lub braków specyfikacji w tym ryzyko zmian w obowiazujących przepisach.
4. Ryzyko wynikające z finansowania projektu przez UE. Konsekwencje tego rodzaju finansowanie są rozmaite i w skutkach rozbieżne. Problem jest na tyle szeroki, że nie będę go rozwijał.
Uwzględniając powyższe szacowanie cen (projektów informatycznych) to proces raczej intuicyjny a jego wyniki mogą rzutowac niekorzystnie na proces wyboru oferenta i efektu końcowego.
KJM

problem

Jarek Żeliński's picture

Hm... ja uporem maniaka uważam, że problem wydawania pieniędzy publicznych (nie tylko) polega na zagwarantowaniu sobie możliwości sprawdzenia czy zamówienie zostało zrealizowane a to znaczy, że MUSI istnieć jakiś mierzalny opis tego co należy dostarczyć (co miało powstać) ... pal sześć nawę metodyki, proces taki musi być mierzalny, w przeciwnym wypadku mamy to co nie raz mamy: celem projektu jest wydanie pieniędzy (czytaj "utrzymywanie przez określony czas wykonawcy na koszt podatnika).

--
Jarek Żeliński
http://jarek.zelinski.biz.pl

"Czego nie zabrania prawo, zabrania wstyd" (Seneka Młodszy)

"Największe występki wynikają z nadmiernych pragnień, a nie z konieczności." (Arystoteles)

Dz.U. elektronicznie...

A ja przyglądałem się ostatnio, jak obecnie (tj. w stanie obowiązującym na marzec 2012) przeciętny obywatel może w prosty sposób obejrzeć wersje jednolite takich aktów prawnych jak m.in. Ustawy.

Kilka wniosków umieściłem u siebie: Przepisy polskie - stan A.D. 2012 technicznym okiem (2012)

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>