dokumenty

Produkcja filmowa w Polsce - aspekty prawno-gospodarcze

Dziś chciałbym Państwu zaproponować lekturę nadesłanej do publikacji pracy magisterskiej p. Szymona Paszko, którą obronił 2 kwietnia 2012 r. na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, a której tytuł brzmi: Produkcja filmowa w Polsce - aspekty prawno-gospodarcze. Praca została przygotowana pod kierunkiem dr. Dariusza Szafrańskiego w Instytucie Nauk Prawno-Administracyjnych. Myślę sobie, że lektura niniejszej pracy może przydać się w dyskusjach, które obecnie prowadzone sa dookoła konsultacji założeń związanych z "otwartymi zasobami publicznymi".

Odwróćmy bieguny dyskusji o lobbingu w kontekście kopiowania nadesłanych stanowisk

Zacznę od tego, że uważam, że lobbing jest dobry. Lobbing rozumiany w taki sposób, że ktoś zabiega o swoje interesy w systemach prawnym, politycznym, społecznym, gospodarczym. Ktoś, kto nie zabiega o swoje interesy jest skazany na to, że ktoś inny mu coś w swojej łaskawości podaruje. Jest zatem jak liść, który rzucany jest po spienionym nurcie potoku historii, rzucany to w jedną, to w drugą stronę porywami fal. Raz zatonie, raz zostanie wypchnięty na brzeg. Dla żeglarza niesterowna łódź, którą płynie, tworzy sytuację wielkiego zagrożenia. Dlatego żeglarz zabiega o to, by mieć chociaż minimalną prędkość, by móc wykonywać jakiekolwiek manewry. Lobbysta jest takim sternikiem wynajętym przez właściciela ładunku. Są i tacy sternicy, którzy kierują własnymi łodziami, troszcząc się o własny ładunek. Nie mamy pretensji do sterników, że kierują swoimi okrętami w celu dowiezienia ładunku do portu docelowego. O co możemy mieć pretensję? O to, że odpowiedzialny za akwen nie zatroszczył się o jego oznaczenie, że nie ustalił zasad kotwiczenia. Lobbing jest OK. Z rywalizacji lobbystów społeczeństwo może wynosić wiele korzyści. O ile zasady gry będą jasne, efekt pracy lobbystów będzie przejrzysty, a sami lobbyści nie będą stygmatyzowani w dyskursie publicznym.

Niech rok 2013 będzie rokiem walki z anomią

Anomia to taki termin, którego używał Emil Durkheim na określenie stanu społecznego, który polega na "niepewności w systemie aksjonormatywnym spowodowany najczęściej jego transformacją". W takim stanie członkowie społeczności nie wiedzą, jak należy działać, co jest zgodne z przyjętymi normami, a co z nimi sprzeczne. Nie wiedzą nawet, jakie te normy są. Normy te, to nie tylko normy powszechnie obowiązującego prawa, które stanowione są w jakimś procesie politycznym. Dziś spieramy się m.in. o prawo autorskie i jedni mówią "masz prawo dzielić się z innymi", a inni, że to "piractwo" i "złodziejstwo". Wydaje się, że już czas, by jakoś domknąć proces transformacji, którego początki są jakoś związane z pojawieniem się i upowszechnieniem internetu. Czas, by prawo jasno odpowiadało na pytanie "jak żyć?".

Jaka jest polska racja stanu w intelektualnej grze o tron?

Interesując się historią starożytnej Europy (dlaczego? por. Przygoda z DNA, czyli dlaczego mogę mówić, że jestem "ostatnim Mohikaninem") przeczytałem jakiś czas temu książkę pt. "Imperia i barbarzyńcy" autorstwa Petera Heathera. Na podstawie dostępnych źródeł autor stara się analizować powody upadku Cesarstwa Rzymskiego oraz tego, jaki w tym upadku mieli udział członkowie społeczności "barbarzyńskich". Określenie "barbarzyńca" wzięło się od Homera, który określał Karów mianem Barbarophonoi (czyli ludzie mówiący "bar-bar", a więc niezrozumiale; to tak, jak my nazwaliśmy Niemców Niemcami, bo posługiwali się niezrozumiałym językiem, czyli byli niemi). Te społeczności barbarzyńskie miały swoje aspiracje, ale Imperium trzymało je na dystans. Czasem finansowało zamachy na liderów, czasem płaciło plemionom mieszkającym blisko granicy specjalny trybut w złocie, czasem przesiedlało plemiona, dokonując roszady, by inne plemię było przy granicy, a to, które wcześniej było przy granicy musiało się od niej odsunąć. Generalnie teza jest taka, że za pomocą takiej polityki "dziel i rządź" Imperium rozgrywało plemiona barbarzyńskie czyniąc z nich swoich klientów. W pewnym momencie napór na granice był tak wielki (każdy chciał siedzieć przy granicy, by czerpać profity z trybutu płaconego przez Imperium), a bogate, niebronione wszak jakoś szczególnie wille przygraniczne kusiły, zatem barbarzyńcy - mówiąc generalnie - zrobili "wjazd" do krainy płynącej miodem i winem, by zaspokoić swoje apetyty. No i - mam wrażenie, zwłaszcza w kontekście ACTA i "jednolitego patentu europejskiego" - że właśnie mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem we współczesnym, globalizującym się świecie.

Prawo autorskie a dostęp do informacji publicznej

Dzięki uprzejmości p. Tomasza Koellnera w dziale artykuły publikuję dziś przesłany przez tego autora, a opublikowany niedawno w Kwartalniku Prawa Prywatnego (2012 z. 3) artykuł pod tytułem "Prawo autorskie a dostęp do informacji publicznej". Nota bene - na stronach Katedry Prawa Własności Intelektualnej Uniwersytetu Jagiellońskiego można znaleźć też pracę magisterską tego autora, zatytułowaną "Licencja ustawowa z art. 28 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Komentarz".

Wyrok SN z 10 maja 2007 roku, sygn. III CSK 73/07

Nie odnotowywałem go wcześniej, a okazuje się, żę się tu ludzie w korespondencjach powołują na Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 10 maja 2007 r., sygn. III CSK 73/07. W tym wyroku SN odniósł się do kwestii naruszenia dóbr osobistych oraz wyłączenia bezprawności ich naruszenia. Stwierdził mianowicie, że "To, że przekonaniu pozwanego, korzystając z zagwarantowanej konstytucyjnie wolności wypowiedzi, działa on w interesie zdrowia publicznego nie jest wystarczającą podstawą aby jego działanie uznać za uchylające bezprawność jego wypowiedzi". Sprawa była ciekawa, bo dotyczyła leków homeopatycznych, "pamięci wody" oraz - co dla tego serwisu ważne - "obszernych publikacji internetowych pozwanego".

Interpelacja w sprawie podstaw tworzenia infrastruktury informacji przestrzennej (wdrażanie dyrektywy INSPIRE)

I jeszcze jedna historyczna (z marca br.) interpelacja w dziale interpelacje, tym razem Interpelacja nr 2927 w sprawie prawidłowości prowadzenia baz danych, jako podstawy do tworzenia infrastruktury informacji przestrzennej, którą złożył Poseł Mirosław Pawlak. Odpowiadał na nią minister Włodzimierz Karpiński - sekretarz stanu w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji.

Interpelacja w sprawie otwartego rządu sprzed kilku miesięcy

Pomyślałem, że warto odnotować w dziale interpelacje niniejszego serwisu historyczną już, chociaż sprzed paru miesięcy, Interpelację nr 2032 do ministra administracji i cyfryzacji w sprawie koncepcji otwartego rządu, którą 9 lutego 2012 r. złożył Poseł John Abraham Godson. Odpowiadał na nią w marcu minister Igor Ostrowski - podsekretarz stanu w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji.

Administracja publiczna usiłuje blokować pobieranie moich danych, ale jej się nie uda

Obserwuję sobie od jakiegoś czasu, jak administracja publiczna (celowo nie będę wymieniał jeszcze konkretnych nazw instytucji, ale nie chodzi tylko o administrację rządową) zaczęła blokować komunikację z poszczególnych adresów IP. Chodzi o blokownie pobierania danych udostępnianych przez tą administrację publiczna na stronach internetowych. Prawdopodobnie w ten sposób administracja usiłuje chronić się przed położeniem ich infrastruktury (albo robi to z zazdrości o dane, chociaż chwilowo nie będę tego uwzględniał w dywagacjach), ale akurat w przypadkach, które obserwuję, pobieranie następuje z poszanowaniem infrastruktury administracji publicznej (nie są pobierane wszystkie dane na raz, a bardzo ostrożnie, by nie przeszkadzać innym użytkownikom Sieci). Uważam, że to zła tendencja. Administracja powinna się jakoś dostosować do potrzeb obywateli, w tym tych, którzy pobierają dane publiczne w celu ich ponownego wykorzystania. Poza wszystkim potrafię sobie wyobrazić (i pewnie też zastosować) kilkanaście sposobów obejścia takich "blokad".

Zarządzenie nr 12/2008 "w sprawie anonimizacji" w Sądzie Najwyższym (ePF vs SN #3)

W poprzedniej notatce nawiązałem do Zarządzenia nr 12/2008 Pierwszego Prezesa SN w sprawie anonimizacji orzeczeń i zarządzeń wydawanych w Sądzie Najwyższym oraz wokand Sądu Najwyższego. Wspomniałem, że tego Zarządzenia niestety nie znalazłem na stronach internetowych Sądu Najwyższego (chociaż opublikowane tam jest Zarządzenie nr 4/2012 Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego z dnia 7 lutego 2012 r. w sprawie ponownego wykorzystywania informacji publicznej udostępnionej przez Sąd Najwyższy, Trybunał Stanu, lub przez podmioty działające na ich zlecenie). Wobec tego poprosiłem Biuro Studiów i Analiz SN o udostępnienie tego Zarządzenia.