Odwróćmy bieguny dyskusji o lobbingu w kontekście kopiowania nadesłanych stanowisk

Zacznę od tego, że uważam, że lobbing jest dobry. Lobbing rozumiany w taki sposób, że ktoś zabiega o swoje interesy w systemach prawnym, politycznym, społecznym, gospodarczym. Ktoś, kto nie zabiega o swoje interesy jest skazany na to, że ktoś inny mu coś w swojej łaskawości podaruje. Jest zatem jak liść, który rzucany jest po spienionym nurcie potoku historii, rzucany to w jedną, to w drugą stronę porywami fal. Raz zatonie, raz zostanie wypchnięty na brzeg. Dla żeglarza niesterowna łódź, którą płynie, tworzy sytuację wielkiego zagrożenia. Dlatego żeglarz zabiega o to, by mieć chociaż minimalną prędkość, by móc wykonywać jakiekolwiek manewry. Lobbysta jest takim sternikiem wynajętym przez właściciela ładunku. Są i tacy sternicy, którzy kierują własnymi łodziami, troszcząc się o własny ładunek. Nie mamy pretensji do sterników, że kierują swoimi okrętami w celu dowiezienia ładunku do portu docelowego. O co możemy mieć pretensję? O to, że odpowiedzialny za akwen nie zatroszczył się o jego oznaczenie, że nie ustalił zasad kotwiczenia. Lobbing jest OK. Z rywalizacji lobbystów społeczeństwo może wynosić wiele korzyści. O ile zasady gry będą jasne, efekt pracy lobbystów będzie przejrzysty, a sami lobbyści nie będą stygmatyzowani w dyskursie publicznym.

To oczywiście komentarz do spostrzeżeń uwidocznionych w serwisie LobbyPlag. Można tam znaleźć zestawienia wpływów, jakie uzyskały dokumenty złożone przez spółki wysyłające swoje stanowiska w toku procesu legislacyjnego. W tym przypadku proces dotyczy zmian w europejskich przepisach o ochronie danych osobowych. Podnoszą się głosy, że to oburzające, że eurodeputowani przeklejają fragmenty pism zawierających uwagi i propozycje biznesu. Ja nie jestem zdziwiony i wcale mi to nie przeszkadza. Gdyby obywatele brali udział w konsultacjach i potrafili przedstawić interesujące, nadające się do przeklejenia stanowiska, to znaleźliby się pewnie politycy, którzy takie stanowiska obywateli, by przeklejali. Czymże jest hasło Przejmujemy państwo, jak nie wezwaniem adresowanym do obywateli, by zabiegali o swoje własne interesy?

Samo zestawienie wpływu zgłaszanych przez biznes stanowisk na treść poprawek zgłaszanych przez polityków, nie jest niczym odkrywczym. Możliwość wykazywania takich relacji jest jednym z powodów, dla których tak zabiegam (lobbuje?) o publikowanie kwitów nadesłanych w konsultacjach publicznych i to w takim formacie, by był maszynowo przetwarzalny (a więc m.in. przeszukiwalny, ale też dostępny dla osób, które np. nie widzą). Jeśli dokument jest przetwarzalny maszynowo - można go też porównywać z innymi dokumentami w sposób automatyczny. Zabieganie zatem o stworzenie systemu konsultacji publicznych online nie jest działaniem tylko związanym z poszerzeniem skali partycypacji obywatelskiej, ale też samej przejrzystości procesu legislacyjnego. Aby to się mogło zdarzyć - powinny istnieć ramy prawne przeprowadzania takich konsultacji, które zakładałyby, że nie można w procesie legislacyjnym przesłać stanowiska innym kanałem niż ten, który wszyscy mogą obserwować, a same materiały tak przesłane stają się "materiałem urzędowym", więc przestają być przedmiotem prawa autorskiego.

W tekście Konsultacje założeń do otwartych zasobów publicznych napisałem:

Jeśli nie weźmiecie udziału w konsultacjach wspierając lub krytykując zaproponowane rozwiązania i koncepcje - ktoś inny na pewno w takich konsultacjach weźmie udział i będzie proponował i wspierał rozwiązania, które mogą wam się nie spodobać.

Nadesłanych w toku konsultacji publicznej stanowisk było tak wiele, że ich liczba zadziwiła gospodarza konsultacji. A ja z zainteresowaniem przeczytałem stanowiska, które zostały opublikowane na stronach RCL. To rewolucyjna dyskusja. Lektura tych stanowisk była dla mnie bardzo pouczająca. Potem jedynie komentowałem publicznie: Jako obywatel usiłujący czytać uwagi MKiDN w sprawie "otwartych zasobów" zastanawiam się właśnie, czy Minister Administracji i Cyfryzacji, który wszak odpowiada w polskim rządzie za informatyzację (a tu też jest gospodarzem procesu legislacyjnego dot. otwartych zasobów), mógłby poprosić Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego o przesyłanie swoich uwag w procesie legislacyjnym w taki sposób, by dało się je potem maszynowo przetwarzać, w szczególności przeszukiwać? Dlaczego to było dla mnie ważne? Chociażby po to, by móc automatycznie porównywać fragmenty, albo je przywoływać. Bo będę się cieszył, jeśli tworząc prawo ministerstwo sięgnie do nadesłanych stanowisk i wybierze tezy, które pasują do realizowanej przez ministerstwo wizji politycznej (i w ten sposób niejako weźmie za nie polityczną odpowiedzialność). Źle natomiast, że trudno dotrzeć do materiałów źródłowych, a jeśli są publikowane, to czasem są to PDFy z zaszytymi skanami efektów pracy faxu.

Lobbing, rozumiany jako konstruowanie stanowisk reprezentujących interesy lobbującego, jest pożyteczny społecznie. Oto bowiem podejmujący decyzje może to zrobić w stanie większej świadomości społecznej i gospodarczej. Gdyby ktoś nie zgłaszał ("głośno") swoich stanowisk, to one nie będą dostrzegane, a więc bezduszny system w swojej toporności może jakiś interes rozgnieść, roztrzaskać, chociaż na pokładzie stoją obserwatorzy i starają się przyglądać, czy nie ma czegoś "na kolizyjnym".

Napisanie kwitów zgłaszanych potem przez biznes jest kosztowne. Płaci za to biznes, nie zaś państwo. Państwo może zatem korzystać z czegoś, co ktoś inny opłacił. Nie tylko państwo, rozumiane jako pewna oficjalna struktura, ale też i całe społeczeństwo. Interesy się zwalczają i każda grupa opłaca własnych rzeczników swoich interesów. Dokonują oni często ekwilibrystyki pojęciami, oświetlają problemy w taki sposób, by zabezpieczyć swoje interesy. Tylko, że interesy są różnorakie i walka lobbystów powodować może oświetlenie problemu z tak wielu stron, że jego bryła będzie wyraźnie widoczna dla chcących ją podziwiać, a może nawet i kształtować. Wtedy można wziąć się do regulacji problemu, bo ma się więcej wiedzy na temat regulowanego zagadnienia.

Poza wszystkim - w takim ujęciu organizacje strażnicze i zajmujące się rzecznictwem nie robią nic innego, niż robi biznes (trudniej im tylko zdobyć pieniądze na działanie). Oświetlają problem, szukając argumentów w takim lub innym interesie. To wszystko dzieje się przy miernych nakładach publicznych na tworzenie "prawa opartego na dowodach". Jednym z dziś występujących problemów jest to, że politycy nie korzystają z własnego zaplecza intelektualnego, niezbyt chętnie wykorzystuje się think tanki.

Państwo zwyczajnie nie ma możliwości poznania złożoności życia społecznego, jeśli nie będzie mogło pytać o oczekiwania przedstawicieli tego społeczeństwa. Tymczasem państwo organizując konsultacje publiczne może zyskać analizy, za które w innych sytuacjach musiałoby zapłacić (z publicznych pieniędzy). Tworzenie stanowisk w konsultacjach opłacają ci, którzy zabiegają o swój interes. W regulacji lobbingu zatem nie powinno chodzić o stygmatyzowanie działań polegających na zabieganiu o swoje interesy, ale o to, by stworzyć równe boisko do gry interesów. Takie boisko, przy którym widownia będzie widziała dokładnie rozgrywkę i będzie reagowała żywiołowo widząc najdrobniejszy przejaw faulu. Chodzi też o to, by wszyscy mogli korzystać bez ograniczeń z materiałów nadesłanych w toku konsultacji publicznych (moim zdaniem takie dokumenty, jeśli są nadesłane w ramach procedury urzędowej konsultacji publicznych, zyskują walor materiału urzędowego; zatem należy zabiegać o pewne formalizmy samych konsultacji, umocowanie ich w powszechnie obowiązującym systemie prawnym).

Obrazek: dwóch gości, jeden mówi: wybraliście mnie, zatem oto, co mam do powiedzenia w waszym interesie: chcę większej diety. Drugi podsumowuje wskazując na pierwszego: on nie przeklejaSą tacy, którzy oburzają się dziś na polityków, że w swoich poprawkach przekleili fragment tego lub innego stanowiska (Marcin Maj w Dzienniku Internautów nawet używa w tytule swojego tekstu słowa skandal). Dla mnie to znaczy, że tym politykom chciało się przynajmniej sięgnąć do takich kwitów i podjąć decyzję o tym, że taki lub inny fragment pasuje do koncepcji, którą polityk chciałby wspierać, reprezentować. Cieszyłbym się bardziej, gdyby politycy przeklejali fragmenty stanowisk nadesłanych w procesie legislacyjnym w obronie interesu wspólnego. Takie przeklejki również byłoby widać w udostępnionym przez Maxa Schremsa serwisie.

Ale czy wówczas również będziemy nazywali skandalem sytuację, w której zobaczymy w poprawce zgłoszonej przez polityka fragment, przywołany słowo w słowo, propozycji nadesłanej przez La Quadrature du Net, Electronic Frontier Foundation, Reporterów Bez Granic, Amnesty International, Fundację Panoptykon, Fundację Nowoczesna Polska, czy Helsińską Fundację Praw Człowieka?

Trzeba zabiegać o równe boisko do gry, nie zaś spychać z niego niektórych graczy. Jeśli gra toczy się w interesie publicznym (a tylko w ten sposób chciałbym widzieć proces legislacyjny), to efekty pracy lobbystów powinny zasilać domenę publiczną i być powszechnie dostępne i to w taki sposób, by można było takie materiały poddać ponownemu wykorzystania bez żadnych ograniczeń i warunków.

Zaś jeśli ktoś będzie chciał przekupić sędziego (na przykład jeszcze przed rozgrywką) - powinien się liczyć z tym, że zostanie obrzucony pomidorami. Przekupiony sędzia zaś nigdy nie powinien więcej sędziować.

I powtórzę raz jeszcze: re-use informacji publicznej, to dla mnie prawo polityczne, nie zaś tylko ekonomiczne. Narzędzie pokazane w ramach LobbyPlag jest chyba najlepszą ilustracją powodów, dla których tak uważam.

PS.
Przy okazji ACTA kilku różnych posłów na posiedzeniu komisji sejmowych przywołało w niemal niezmienionej postaci opublikowane na VaGla.pl pytania: Pytania o ACTA - ściąga dla dziennikarzy interesujących się tematem. Do dziś można znaleźć na stronie Sejmu RP stwierdzenie przewodniczącego Komisji Innowacyjności i Nowych Technologii, posła Mieczysława Golby, który skomentował jedno takie wystąpienie: "Pan poseł przeczytał całą stronę pana Piotra Waglowskiego". A kiedy Minister administracji i cyfryzacji Michał Boni w kolejnym dniu przywołał przed komisjami sejmowymi moje punkty "pozytywnej agendy", to również przecież było to zaczerpnięte z tego serwisu ("... Proszę mi pozwolić przywołać różne kwestie, które zaczęły się pojawiać od połowy dnia wczorajszego choćby na forum, które zaproponował pan Waglowski..."). Nie wysłałem swoich stanowisk do posłów, ani do ministra. Po prostu je opublikowałem. Przywołano je (swoją drogą aktualne jest pytanie, czy w takim przypadku zostałem wywłaszczony z praw, gdy poseł po prostu przeczytał na komisji mój utwór w rozumieniu prawa autorskiego?). Mogło się tak stać, ponieważ publikuję w internecie przemyślenia, a ktoś uznał, że w danym momencie warto się nimi posłużyć. Czy to już lobbing? Czy publicystyka też zasługuje na stygmaty i miano skandalu?

Przeczytaj również: Dostępność źródeł: motywy z Wikipedii w orzecznictwie polskich sądów oraz Niech rok 2013 będzie rokiem walki z anomią.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

A tu, proszę...

VaGla's picture

A tu, proszę, tekst Facilitating constructive citizen-MP online engagement: The demand side, który stanowi podsumowanie dyskusji w trakcie PDF Poland...

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Może to kwestia skali?

Przemyślałem sobie i po większości się zgadzam. Od początku miałem też wątpliwości do tego "skandalu", ale nagłówki treści w sieci rządzą się własnymi prawami... tak, wiem że to was nie przekonuje.

Uważam jednak, że wszystko jest kwestią skali. Kilka poprawek od lobbystów, OK..., ale kilkanaście? OK, ale kilkadziesiąt? Miło byłoby potem porównać liczbę poprawek zgłoszonych na parlamentarzystę do poprawek "lobbingowych" itd.

Ja wierzę, że kiedyś uda się zrobić takie zestawienia i coś nam one o życiu politycznym powiedzą. Dobrym początkiem może być zwrócenie uwagi na to co zrobiło LobbyPlag.eu. Zawsze można próbować zrobić to samo tylko lepiej.

@VaGla

Czytając wyobraziłem sobie Real Madryt lobbujący w UEFA, które przekleja jego propozycje do regulaminu rozgrywek... i mały klubik z zapyziałego kraiku, któremu VaGla radzi, żeby robił to samo a wtedy będzie miał takie same możliwości.

Albo absolwenta renomowanych prywatnych szkół z zamożnej ustosunkowanej rodziny którego CV zawsze ląduje na wierzchu i jest rozpatrywane w pierwszej kolejności oraz biedaka z pipidówki po pańtwowej edukacji, któremu VaGla radzi, że powinien pisać ładniejsze CV a wtedy ma takie same szanse jak każdy inny.

Uważam, że manipulujesz. Twierdzisz, że należy się organizować i lobbować - tylko, że jedyną dostępną dla szaraczków formą lobbingu są państwowe instytucje przedstawicielskie. Ludzie wybierają swoich lobbystów - przedstawicieli i oczekują, że będą dbali o ich interesy. Wtedy przychodzi VaGla i mówi im, że to nie tak, i że muszą sobie wybrać nowych przedstawicieli, którzy będą ich reprezentować wobec ich wcześniej wybranych przedstawicieli bo tamci akurat nie maja pojęcia czego oczekują ludzie, których formalnie reprezentują.

Fajno - wynajmuję adwokata za grubą kasę, mój adwokat zaczyna szemrane kontakty z moim przeciwnikiem procesowym a VaGla radzi mi, żebym wynajął sobie kolejnego adwokata, bo ten pierwszy, niewinny biedaczek, nie rozumie o co mi chodzi i dlatego puszcza się za kasę z moim przeciwnikiem.

Jaja sobie VaGla robisz?

Fajno - wynajmuję adwokata

Fajno - wynajmuję adwokata za grubą kasę, mój adwokat zaczyna szemrane kontakty z moim przeciwnikiem procesowym a VaGla radzi mi, żebym wynajął sobie kolejnego adwokata, bo ten pierwszy, niewinny biedaczek, nie rozumie o co mi chodzi i dlatego puszcza się za kasę z moim przeciwnikiem.

Jako czytelnik Vagla.pl, mysle ze Gospodarz chwalac lobbing mial na mysli lobbing "otwarty" nie "szemrany" - niech poslowie i urzednicy podaja wszystkie zrodla z ktorych korzystaja przy tworzeniu prawa, niech lobbysci lobbuja z "podniesiona przylubica" itd.

A może początek debaty?

A może przekujmy wczorajszy artykuł w coś pozytywnego? Potraktujmy to jako początek debaty: jak wypracować rónowagę między nadrzędną wartością, jaką jest ochrona danych osobowych a jednak ważnym interesem biznesu? W szczególności poliskich małych przedsiębiorstw internetowych, które przyczyniają się do wzrostu gospodarczego i tego, że w Polsce nie ma kryzysu. Chyba zgodzimy się, że powinno nam zależeć na tym, żeby gospodarka internetowa się w Polsce rozwijała i w zwązku z tym uzasadnione jest dopracowywanie propozycji KE, a nawet skreślanie zbędnych przepisów regulacyjnych.

Świetny tekst ! Dokładnie

Świetny tekst! Dokładnie tak jest! A obywatele skłądający swoje podpisy pod projektem ustawy obywatelskiej to też niby coś nagannego robią? Bo wpływają na kształt prawa prawda?! DLaczego nie mogą robić tego firmy ktore zależą od głupiego prawa? Przecież wiemy jak głupim prawem w Polsce prześladowani są przedsiębiorcy. Dlaczego nie mieliby oni tłumaczyć twórcom prawa (posłom, eurposłom) co i dlaczego w proponowanych zapisach jest niemerytoryczne, sprzeczne ze zdrowym rozsądkkiem czy wręcz szkodliwe? Przecież w efekcie prawo będize lepsze.
Bardzo dobry i wyważony tekst. Dziękuję.

Tylko nie odwracaj kota ogonem...

Wydaje mi się, że nikt tu nie atakował firm, choć ich propozycje niekoniecznie są korzystne dla ogółu obywateli. Zresztą nawet interesy samych firm mogą być różne - innych zmian prawa mogą domagać się wielkie korporacje, a innych mali przedsiębiorcy.

Bronić firm jednak trudno, bo w życiu nie ma symetrii. O poprawki z korporacji najłatwiej, bo te firmy stać na dobrych prawników, a dla tych prawników lobbing to jest normalna praca. Dla odmiany mały przedsiębiorca czy zwykły obywatel często nie mają ani czasu, ani możliwości, aby sprecyzować swoje przemyślenia i dotrzeć z nimi we właściwe miejsce.

Prawo będzie lepsze, jeśli posłowie się nie polenią i uwzględnią wszystkie interesy, nie ograniczając się do wklejania poprawek zaproponowanych głównie przez korporacje. Poseł jako przedstawiciel obywateli powinien dbać o ich interesy, a jeśli rzeczywiście dba, bez trudu może wskazać, które poprawki są wynikiem zgłoszeń obywatelskich.

Tekst przepisów będzie dobry, jeśli wszystkie interesy zostaną wyważone. Jeśli jednak wyraźnie przeważają interesy jednej strony, nie pomoże żadne tłumaczenie, że proponowane poprawki są spójne i merytoryczne.

Politycy często nie

Politycy często nie potrafią wymyślić nic nowego, oryginalnego, często też nie mogą bo ogranicza ich własna partia. Nic wiec dziwnego że pewne pytania, kwestie zostały ściągnięte z internetu, a dokładniej z tego serwisu.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>