Jaka jest polska racja stanu w intelektualnej grze o tron?

Interesując się historią starożytnej Europy (dlaczego? por. Przygoda z DNA, czyli dlaczego mogę mówić, że jestem "ostatnim Mohikaninem") przeczytałem jakiś czas temu książkę pt. "Imperia i barbarzyńcy" autorstwa Petera Heathera. Na podstawie dostępnych źródeł autor stara się analizować powody upadku Cesarstwa Rzymskiego oraz tego, jaki w tym upadku mieli udział członkowie społeczności "barbarzyńskich". Określenie "barbarzyńca" wzięło się od Homera, który określał Karów mianem Barbarophonoi (czyli ludzie mówiący "bar-bar", a więc niezrozumiale; to tak, jak my nazwaliśmy Niemców Niemcami, bo posługiwali się niezrozumiałym językiem, czyli byli niemi). Te społeczności barbarzyńskie miały swoje aspiracje, ale Imperium trzymało je na dystans. Czasem finansowało zamachy na liderów, czasem płaciło plemionom mieszkającym blisko granicy specjalny trybut w złocie, czasem przesiedlało plemiona, dokonując roszady, by inne plemię było przy granicy, a to, które wcześniej było przy granicy musiało się od niej odsunąć. Generalnie teza jest taka, że za pomocą takiej polityki "dziel i rządź" Imperium rozgrywało plemiona barbarzyńskie czyniąc z nich swoich klientów. W pewnym momencie napór na granice był tak wielki (każdy chciał siedzieć przy granicy, by czerpać profity z trybutu płaconego przez Imperium), a bogate, niebronione wszak jakoś szczególnie wille przygraniczne kusiły, zatem barbarzyńcy - mówiąc generalnie - zrobili "wjazd" do krainy płynącej miodem i winem, by zaspokoić swoje apetyty. No i - mam wrażenie, zwłaszcza w kontekście ACTA i "jednolitego patentu europejskiego" - że właśnie mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem we współczesnym, globalizującym się świecie.

Branże "contentowe" żyją sobie ponieważ istnieje poparty imperium państwa monopol - prawa wyłączne tzw. własności intelektualnej. Wydaje się logiczne, że uzyskując wpływ na prawodawcę będą się starały raczej zwiększyć wpływy, niż działać przeciwnie. W sferze prawa autorskiego może to polegać na stopniowym wydłużaniu czasu trwania autorskich praw majątkowych długo po śmierci twórcy (w interesie którego ponoć się te prawa chroni). Może to też polegać na ustanawianiu nowych praw wyłącznych, jak we wciąż aktualnej propozycji WIPO Broadcasting Treaty.

Statut królowej Anny z 1710 r. (czyli An Act for the Encouragement of Learning, by Vesting the Copies of Printed Books in the Authors or Purchasers of such Copies, during the Times therein mentioned) „wprowadzał”/„poszerzał” domenę publiczną, ograniczając przywileje wydawców i ustanawiając 14 letni czas ochrony „autorskiej” – dla dzieł nowopowstających (i 21 letni dla już istniejących w tym czasie). Konstytucja USA z 1787 wprowadziła przepis Art. I, sec. 8, w którym mowa o prawach wyłącznych, ale wprowadzonych „by autor mógł zebrać owoce swojej pracy” ("To promote the progress of science and useful arts, by securing for limited times to authors and inventors the exclusive right to their respective writings and discoveries"). W 1790 roku przyjęto An Act for the Encouragement of Learning, by securing the Copies of Maps, Charts and Books, to the Authors and Proprietors of such Copies, during the Times therein mentioned, która to ustawa przewidywała ochronę wyłącznie dla obywateli USA, a trwającą - uwaga - 14 lat (od rejestracji tytułu) z możliwością przedłużenia o kolejne 14 lat. A potem stopniowo zaczęto wydłużać i wydłużać czas trwania prawa wyłącznego.

Mniej więcej w tym czasie we Francji, w roku 1793, pojawił się dekret o ochronie utworów literackich i artystycznych, który przyznawał autorowi osobiste prawo decydowania o wykonaniu i reprodukcji utworów (pamiętajmy, że zdobycie Bastylii przez paryskich mieszczan nastąpiło 14 lipca 1789 roku, a 4 lutego tego samego roku George Washington został pierwszym prezydentem USA ever). Francja z Belgią zaczęły wiązać się umowami międzynarodowymi, których celem było unifikowanie prawa autorskiego, potem do tego procesu dołączyły inne kraje. W 1878 roku powstało Międzynarodowe Stowarzyszenie Literackie (w Paryżu), które w roku pięć lat później przekształciło się w w Międzynarodowe Stowarzyszenie Literackie i Artystyczne. Potem zaś zwołano konferencję i tak pojawił się pierwszy tekst Konwencji berneńskiej. To ciekawe, że w tym pierwszym tekście, w jego angielskojęzycznej wersji, parę razy pojawią się takie słowa jak piraci (proceedings against pirates), piracki, spiracony (pirated works). To tłumaczy takie przywiązanie do tego słowa również w dzisiejszych czasach i eksport tego określenia do innych krajów. To słowo "piractwo" warto też zestawić z faktem, że w 1841 roku, a więc niewiele wcześniej, zapadł wyrok amerykańskiego Sądu Najwyższego w sprawie United States v. Libellants and Claimants of the Schooner Amistad (por. Niewolnicy z La Amistad i "społeczeństwo informacyjne" - czy możemy się czegoś nauczyć z historii?). Wówczas w tym procesie po dwóch stronach sporu stali na przeciw siebie dwaj prezydenci USA: John Quincy Adams (jako były prezydent) i Martin Van Buren.

Fragment paszportu Jana Waglowskiego z 1903 rokuCiekawe jest też, że pierwotny tekst Konwencji berneńskiej miał klauzule gwarantujące rządom krajowym, jako "coś oczywistego", że nie będą ograniczone ich prawa przeciwdziałania, cenzurowania, blokowania (za pomocą prawodawstwa krajowego lub poprzez działania policji) obiegu dowolnego dzieła lub produkcji, jeśli rządy uznają takie działania za celowe. Pamiętajmy, że to rok 1886 i wyobraźmy sobie, ile wolności słowa było np. w Polsce - przecież byliśmy wówczas pod zaborami, a w latach 1832–1915 Królestwo Polskie było integralną częścią Imperium Rosyjskiego (obok umieściłem fragment paszportu mojego pradziadka, który został wydany w 1903 roku w Królestwie Polskim - tak wyglądało wówczas nasze nazwisko napisane w oficjalnym języku i alfabecie). A w USA? W USA w 1862 roku Abraham Lincoln ogłosił proklamację emancypacyjną, którą przyznano wolność niewolnikom na obszarze podległym Konfederatom...

Wróćmy jednak do Konwencji berneńskiej. Konwencja była jednym z narzędzi unifikacji prawa autorskiego w skali międzynarodowej. Konwencję berneńską zawarto 9 września 1886, ale szybko, bo już w 1896 roku w Paryżu zmodyfikowano tę konwencję. Dopiero przy tym "paryskim przejrzeniu" konwencji wprowadzono ochronę publikowania dzieła po śmierci autora. Następnej modyfikacji dokonano w 1908 roku w Berlinie i czas trwania ochrony określono tu już w ten sposób, że ma obejmować "życie autora i pięćdziesiąt lat po jego śmierci". Co ciekawe - USA zaczęły się przyglądać pracą nad konwencją berneńską w 1908 roku właśnie, czyli na etapie wydłużania minimalnego czasu ochrony (dzięki temu można prześledzić materiały źródłowe dot. pierwszych wersji konwencji w internecie, a to za sprawą książki z roku 1908 właśnie (już w domenie publicznej), zatytułowanej International copyright union: Berne convention, 1886; Paris convention, 1896; Berlin convention, 1908 (1908); Trzeba przy tym odnotować, że USA przystąpiły do Konwencji berneńskiej dopiero w 1989 r.). Owocem tamtych prac związanych z unifikacją berneńską było powstanie Międzynarodowego Związku Ochrony Utworów Literackich i Artystycznych, który przekształcił się w Biuro Ochrony Własności Intelektualnej, a potem w Biuro Międzynarodowe Światowej Organizacji Własności Intelektualnej. I tak dochodzimy do WIPO.

Układy sił zmieniały się na świecie. Na początku XX wieku 35% ogółu ówczesnej ludności Ziemi mieszkało na obszarze zajmujących 55% powierzchni globu imperiów kolonialnych. Te kolonie wykorzystywano jako źródło surowców, ale też jako rynki zbytu dla państw europejskich. Minęła Pierwsza i Druga Wojna Światowa. Powstawały i gasły imperia. Działo się wiele, ale warto tu zanotować, że Konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, czyli Europejska Konwencja Praw Człowieka, została otwarta do podpisu dopiero 4 listopada 1950 r. W tym czasie prawo autorskie nie było wcale zunifikowane. Aby jakoś wciągnąć przeróżne kraje w nurt unifikacyjny zaproponowano im do przyjęcia minimalny chociaż standard, a narzędziem ku temu była Powszechna Konwencja o Prawie Autorskim (Genewa 1952, zrewidowana w Paryżu dnia 24 lipca 1971 r.). Ta konwencja przewidywała, że Czas trwania ochrony dzieł chronionych przez nią nie może być krótszy od okresu obejmującego życie autora i dwadzieścia pięć lat po jego śmierci. Dwudziestopięcioletni czas ochrony przewidywała też i polska ustawa z dnia 10 lipca 1952 r. o prawie autorskim (byliśmy nadal w strefie wpływów Związku Radzieckiego). Potem poszło z górki. Wchodząc w sferę oddziaływania Konwencji berneńskiej Polska wydłużyła czas ochrony do 50 lat po śmierci twórcy, a potem postanowiliśmy przystąpić do Unii Europejskiej, gdzie obowiązywała Dyrektywa Rady 93/98/EWG z dnia 29 października 1993 r. w sprawie harmonizacji czasu ochrony prawa autorskiego i niektórych praw pokrewnych... Jak argumentowano konieczność wydłużenia czasu trwania ochrony prawnoautorskiej w Unii Europejskiej? Oto fragment argumentacji:

(...)
(5) Minimalny czas ochrony ustanowiony przez Konwencję berneńską, obejmujący okres życia autora oraz okres 50 lat liczony od dnia jego śmierci, miał zapewnić ochronę interesów autora oraz dwóch pierwszych pokoleń jego zstępnych; średni okres życia w krajach Wspólnoty Europejskiej wydłużył się do tego stopnia, że ustalony czas nie jest już wystarczający, aby objąć dwa pokolenia.
(...)
(9) Jedną z ogólnych zasad prawa znajdujących się pod ochroną wspólnotowego porządku prawnego jest poszanowanie praw nabytych; dlatego harmonizacja czasu ochrony prawa autorskiego i praw pokrewnych nie może prowadzić do skrócenia obecnie obowiązującego okresu ochrony, jaki przysługuje posiadaczom prawa we Wspólnocie; aby zminimalizować skutki środków przejściowych oraz aby umożliwić w praktyce funkcjonowanie rynku wewnętrznego, harmonizacja czasu ochrony powinna mieć miejsce w odniesieniu do długiego okresu czasu.
(...)
(11) W celu ustanowienia wysokiego poziomu ochrony, spełniającego zarazem wymagania rynku wewnętrznego oraz potrzebę stworzenia środowiska prawnego sprzyjającego harmonijnemu rozwojowi twórczości literackiej i artystycznej we Wspólnocie, czas ochrony prawa autorskiego powinien być zharmonizowany na poziomie okresu 70 lat liczonego od dnia śmierci autora lub 70 lat liczonego od dnia zgodnego z prawem podania utworu do publicznej wiadomości, a w odniesieniu do praw pokrewnych, na poziomie okresu 50 lat od wystąpienia zdarzenia, od którego okres ten rozpoczyna swój bieg.

Unia Europejska goni gospodarkę USA. Do niedawna Afganistan nie miał żadnych przepisów dot. ochrony prawa autorskiego. W Iranie taka ochrona rozciąga się na 30 lat od śmierci twórcy. Harmonizacja postępuje. Porozumienie w sprawie Handlowych Aspektów Praw Własności Intelektualnej jako załącznik do porozumienia w sprawie utworzenia Światowej Organizacji Handlu (WTO) zawarto w 1994 roku. Dziś mamy za sobą już Pustynne Burze i rewolucje w Afryce. Nie żyje Usama ibn Ladin i dokonano egzekucji Saddama Husajna. Nie żyje też Muammar al-Kaddafi. Po drodze kilka innych dyktatur dokonało żywota i poszczególne rejony globu włączone zostały w obszar "królewskiego pokoju". Tylko te Chiny jakoś samodzielnie starają się sobie radzić, a wraz z własnym rozwojem stopniowo rozwijają system ochrony prawa własności intelektualnej. Nadal jednak są różnice. ACTA mogłaby temu przeciwdziałać i zmusić niejako kraje spoza układu do wyrównania poziomu globalnej ochrony, a raczej do tego, by monopol własności intelektualnej przyznany w jednej części świata był respektowany w innej części. Ale przecież te "konkurujące" kraje nie mają takich samych interesów.

Tabela 5.1 z raportu Banku Światowego z 2002 rokuWystarczy sięgnąć do danych Banku Światowego, a konkretnie do raportu z 2002 roku pt. Global Economic Prospects and the Developing Countries (PDF), by przekonać się jakie straty (koszty?) ekonomiczne związane z implementacją TRIPS musiały ponieść kraje rozwijające się. Tabela na stronie 133 tego raportu pokazuje te "roczne straty netto": Korea Południowa 15.3 miliardów dolarów amerykańskich, Chiny 5.1 miliardów, Meksyk 2.6 miliardów, Indie 903 milionów, Brazylia 530 milionów dolarów rocznie netto. A wyrównanie gospodarek i równomierna ochrona praw własności intelektualnej oznacza konieczność płacenia opłat licencyjnych. W kontekście aktualnej sytuacji w Europie warto dostrzec tu minusy na saldzie i Grecji i Hiszpanii.

Z drugiej strony mamy udział przychodów z tytułu monopoli własności intelektualnej w PKB USA. Informacje na ten temat można znaleźć np. w raporcie amerykańskiego Departamentu Handlu (the U.S. Commerce Department) z 11 kwietnia 2012 roku, zatytułowanym Intellectual Property and the U.S. Economy: Industries in Focus (PDF). Dowiemy się z niego, że przychody z tytułu praw własności intelektualnej w USA stanowią ponad 5 bilionów (milion milionów) dolarów, czyli 34.8 procent amerykańskiego PKB. Jest się o co bić. Warto eksportować w świat myśl normatywną gwarantującą dalsze zwiększenie przychodów.

W pierwszym swoim tekście o ACTA (por. O tym się mówi: Anti-Counterfeiting Trade Agreement (ACTA) z 2008 roku sygnalizowałem spekulacje WikiLeaks dot. tego, kto w istocie za propozycjami ACTA stoi. Przywołałem wówczas zestawienie czterech największych sponsorów kampanii Howarda Bermana, który potem inicjował prace nad SOPA i ACTA. Te cztery spółki to Time Warner ($21,000), News Corp ($15,000), Sony Corp of America ($14,000), Walt Disney Co ($13,550). W 2011 roku Prezydent USA powołał na urząd Prokuratora Generalnego USA Donalda Verrilliego Jr., który był wcześniej prawnikiem reprezentującym interesy Recording Industry Association of America. Zresztą to tylko jeden z pięciu prawników RIAA powołanych do amerykańskiej administracji (zob. Obama Taps 5th RIAA Lawyer to Justice Dept). Chris Dodd wypowiadał się szczerze na temat potrzeby wprowadzenia ACTA, argumentując to potrzebą ochrony amerykańskich miejsc pracy. Ten amerykański senator wcześniej był szefem (the Chairman and CEO) MPAA. W marcu 2011 roku Prezydent Obama ustanowił ambasadorem w Chinach pana Garego F. Locke'a. Nie widać tu powiązań strukturalnych, ale warto chyba odnotować, że z tej okazji the Motion Picture Association of America postanowiła wyrazić swoje zadowolenie i wsparcie decyzji prezydenta (PDF).

Czy jest coś w tym złego, że ludzie przechodzą z biznesu do polityki? Przecież nie można im tego zabronić. A nawet jeśli biznes wspiera finansowo polityków, to i takiemu biznesowi trudno zabronić dbania o własne interesy.

Od 2010 roku Polska nie figuruje już na Watch List Special 301 Report. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego chwali się tym nawet na swojej stronie. Czytam sobie też opublikowany stosunkowo niedawno na stronach Ministerstwa Gospodarki materiał pt. USA. Informacja o stosunkach gospodarczych z Polską (DOC), a w nim:

Polskę i USA łączy dobra współpraca na szczeblu politycznym i militarnym. Stany Zjednoczone są krajem o ogromnym potencjale gospodarczym i wysokim poziomie zaawansowania technologicznego. Biorąc pod uwagę fakt, że polska gospodarka rozwija się w kierunku gospodarki opartej na wiedzy, współpraca z USA w obszarze technologii oraz innowacji, nabiera szczególnego znaczenia. Istotne są priorytetowe dziedziny współpracy UE-USA zgłoszone w agendzie Transatlantyckiej Rady Gospodarczej (pierwsze spotkanie Transatlantic Economic Council miało miejsce w 2007 r.). Aktualnie najważniejsze dziedziny prac TEC, które popiera nasz kraj, obejmują: innowacje, bezpieczeństwo handlu, e-mobilność, nanotechnologie, dialog inwestycyjny, problematykę pozyskiwania i zaopatrzenia w surowce, współpracę w dziedzinie technologii informacyjnych i telekomunikacyjnych, e-zdrowie, wsparcie oraz internacjonalizację małych i średnich przedsiębiorstw, prawo ochrony własności intelektualnej, szeroko rozumianą współpracę regulacyjną i w zakresie standardów.

A tu takie rozczarowanie. ACTA upadła. Co prawda Unia Europejska stara się o przyjęcie jednolitego systemu patentowego, ale w Polsce z tego tytułu społeczne niezadowolenie...

Z drugiej strony: to amerykański kapitał finansuje często działania organizacji pozarządowych w Polsce, również tych, które zabiegają o społeczną partycypację, prawa człowieka, prywatność, edukację medialną. W Polsce ciężko znaleźć środki na rozwijanie takiej działalności. Trudny wybór.

Czy wszystko, co tu powyżej skreśliłem, nie przypomina trochę tej sytuacji z pogranicza Imperium Rzymskiego, które rozgrywało plemiona barbarzyńskie dzieląc i rządząc, a co zasygnalizowałem we wstępie tej notatki? Gra idzie o wielką stawkę. Mocarstwo lubi nadal być mocarstwem, a taka pozycja pozwala czerpać z zewnątrz takie zasoby, by mocarstwem pozostać. Zresztą tu nie o mocarstwo chodzi, bo mocarstwo jest silne swoimi możnymi. Mocarstwo jest takie bezosobowe. Możni mają osobowość. W każdym razie: z drugiej strony niedopuszczeni do dostrzeganego za kotarą dobrobytu barbarzyńcy zaczynają się niepokoić. Już lepiej było im nie pokazywać, że drogi mogą być brukowane, a akwedukty doprowadzać wodę do miast. Lepiej może nie trzeba było rzucać im miedziaków, by siedzieli spokojnie w swoich siedzibach i zostawili pogranicze względnie spokojnym. Z historii wiemy, że tzw. wędrówki ludów (które wspomniany we wstępie Peter Heather tłumaczy względami ekonomicznymi i zniecierpliwieniem plemion, którym co raz pokazywano i chowano przed nimi korzyści z klientelizmu wobec Imperium) doprowadziły w końcu do upadku Cesarstwa Rzymskiego. Potem mogło powstać państwo Franków, Słowianie mogli wyjść zza drzew puszczy przesłaniającej wczesne ich dzieje, a Wikingowie mogli założyć Ruś. W wyniku upadku Cesarstwa Rzymskiego mogło nastąpić późniejsze zjednoczenie Europy.

Każdy głupi ma swój rozum. Również barbarzyńcy. Czym zatem my, Polacy, będziemy kierować się w dyskusji o prawach własności intelektualnej w globalizującym się świecie? Jak określamy nasz interes? Jaka jest polska racja stanu? Zakończę cytatem z Gry o Tron George'a R. R. Martina: "Brace yourselves! Winter is coming". W tej sadze przecież chodzi dokładnie o te same procesy. Nawet dzicy są za murem chronionym Westeros i domagają się skrawka ziemi do osiedlenia się w Siedmiu Królestwach.

Przeczytaj również: Nie każdego stać na osobistą wolność - społeczeństwo informacyjne w stadium feudalizacji?

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Nie ma barbarzyńców u bram...

Zgadzam się z historiozoficznym opisem rozwoju praw autorskich. Nie ma też wątpliwości, że własność intelektualna stanowi dzisiaj najważniejsze pole dominacji w globalnym porządku. Nie zgadzam się natomiast z konkluzją. Nie ma żadnych barbarzyńców u bram. Wręcz przeciwnie. Jedyną siłą barbarzyńską, która przez swoje "liberalne" podejście do własności intelektualnej państw Zachodu, mogła być postrzegana, jako taka "wędrówka ludów" po dobra imperium, były Chiny. Wszystko jednak wskazuje na to, że Chiny - uznając wartość intelektualnego tortu - postanowiły rywalizować na warunkach narzuconych przez USA i same od kilku lat dbają o ochronę tego, co wytwarzają - przede wszystkim - chińskie ośrodki akademickie. Już teraz w chińskim urzędzie patentowym składanych jest najwięcej wniosków (w liczbach bezwględnych) o ochronę na świecie.

Nie inaczej jest z jednolitym patentem. To narzędzie ma służyć przede wszystkim możnym Europy, żeby stawać w szranki z pozostałymi imperiami. Tym bardziej, że w porównaniu z Chinami, przed EPO od kilku lat jest raczej stagnacja, jeśli chodzi o liczbę patentów.

Nie ma więc żadnych barbarzyńskich sił, które mogą rozsadzić imperium. Jest raczej zbrojenie się kilku ośrodków, by przystąpić do walki o rynek. Symptomatyczna jest tu walka Samsunga i Apple - stosując rzymską terminologię - możemy powiedzieć, że jest to wojna podjazdowa pomiędzy gwardiami dwóch cesarzy.

Gdzie jest zatem Polska racja stanu? Drogi są wg mnie dwie. Pierwsza i trudniejsza, to postawić na innowacyjność i dokonać skoku cywilizacyjnego w tym względzie, jak Korea Południowa. Nie wiem jednak, czy trudność tego zadania nie jest zbyt bliska niemożliwości. Z trzech powodów - 1) położenie geopolityczne (Korea, jako bliski współpracownik USA mogła umiejętnie rozgrywać swoje położenie i korzystać z hojności swojego patrona; proszę zwrócić uwagę, co Polska ugrała (i co mogła) zamawiając kilka F16, który to krok był szeroko promowany, jako możliwość korzystania z amerykańskiego know-how); 2) związanie Polski prawodawstwem UE, która niewątpliwie jest obecnie narzędziem związania peryferiów Europy z silnymi ośrodkami; 3) brak woli i zdolności do przeprowadzenia takiej zmiany przez polskich decydentów.

Druga droga, która jest realizowana i wydaje się być wynikiem racjonalnej oceny sił i możliwości, to zajęcie możliwie dobrej pozycji na peryferiach imperium. Nakłady na innowacje ograniczamy do tego, co pozwoli nam możliwie najlepiej zrozumieć i oczekiwania naszego imperialnego klienta, i korzystamy z mocnej pozycji usługodawcy. Proszę zwrócić uwagę, ile radości tzw. opinii publicznej przynoszą inwestycje typu outsourcing usług - księgowych, prawnych, przetwarzania danych itd. "Lepsze peryferia" będą się zajmowały właśnie tym i zaawansowaną technologicznie półprodukcją. Z przyczyn logistycznych, dużo pewniejsze jest oczywiście lokowanie u siebie fabryk, które trudniej przenieść, niż zlecone usługi.

Kończąc, wydaje mi się że błędnie przyjął Pan, że barbarzyńcy zaczynają się niecierpliwić. Słabi próbują zająć jak najlepszą pozycję, żeby obsłużyć imperium, a mocni przyjęli warunki gry. To, że część decyzji w krajach barbarzyńskich podejmowana jest wbrew ich mieszkańcom może oczywiście stanowić problem, ale szczerze wątpię, czy jest to problem nie do przezwyciężenia.

Tym optymistycznym akcentem, życząc wesołych świąt, pozdrawiam!

Nie wiem dlaczego, może

Nie wiem dlaczego, może dlatego, że jako konstruktor jestem, że tak powiem "źródłem innowacji", jakoś nie potrafię jeden do jeden połączyć innowacyjności i patentów.

Patent NIE jest miarą innowacji! Patent to JEDYNIE sposób zapewnienia ochrony prawnej temu, co się wymyśliło. W zależności od sprawności systemu prawnego jest to metoda dobra lub wyjątkowo kiepska. Prawie zawsze, jak większość sporów prawnych - kosztowna.

Istnieją lepsze metody ochrony - choćby zwyczajna tajemnica. Oczywiście istnieją sytuacje, gdy zachowanie pomysłu w tajemnicy nie jest możliwe - produkt musi dotrzeć do odbiorcy, a odbiorca może go zdemontować, poddać analizie i spróbować powielić. Krytycznie jednak patrząc - cóż to za innowacja, której rozpracowanie i powielenie w doskonałej jakości zajmuje parę dni?!

Pozdrawiam,
Tomasz Sztejka

Nie twierdzę, że patenty są źródłem czy miarą innowacji

Nie twierdzę, że patenty są źródłem czy miarą 1:1 innowacji w ogóle czy poszczególnych wynalazków. Ale jestem przekonany, że liczba patentów oddaje mniej więcej poziom zaawansowania danej gospodarki.

Nie jest 1:1 z tych powodów, o których Pan napisał, ale także dlatego, że gospodarki zasobne w kapitał zasysają rozwiązania z gospodarek słabszych. Jako konkstruktor spotkał się Pan z pewnością z sytuacją, w której jakiś wynalazek jest tworzony "w kooperacji" np. z zagranicznym koncernem, a następnie patentowany przez ten koncern najpierw na swoim rynku podstawowym (a być może nawet w ogóle nie jest patentowany na rynku faktycznego pochodzenia wynalazku, bo z uwagi na jego niski rozwój, koszty są niewspółmierne do ew. korzyści).

I to właśnie kosztowność ochrony patentowej jest jednocześnie przesłanką uwiarygadniającą mierzenie innowacyjności liczbą patentów. Nie opłacałoby się patentować na potęgę rozwiązań, które nikogo nie interesują i nie dają przez to możliwości spieniężenia vide są one innowacyjne (casus tzw. trolli patentowych to nieco inna historia - tu kluczem jest odpowiednio ogólne sformułowanie wniosku patentowego, które pozwoli później maksymalnie wiele razy podnosić zarzuty naruszania patentu).

Tajemnica jest rozwiązaniem dobrym, ale tylko jeśli właściciela nie stać na opatentowanie wynalazku a nie chce / nie może znaleźć kapitału zewnętrznego. W innych przypadkach niesie za sobą zdecydowanie dużo więcej ryzyk.

bo z uwagi na jego niski

bo z uwagi na jego niski rozwój, koszty są niewspółmierne do ew. korzyści

Myślę, że korzyści z patentów na rynku takim jak USA wcale nie pochodzą z licencji dla producentów. Bardziej chodzi o wymienianie się patentami z innymi przedsiębiorstwami zagarniającymi rynek. Patenty już od dawna są nieopłacalne (poza rynkiem chemii i farmacji)[1]

Nie opłacałoby się patentować na potęgę rozwiązań, które nikogo nie interesują i nie dają przez to możliwości spieniężenia

A jednak to się dzieje. Patenty obecnie nie są spieniężane, służą głównie jako straszak [2], często bez pokrycia.

Patentowane są latarki i wskaźniki laserowe zastosowane jako zabawka dla kota [3], patentowane są technologie używane na co dzień przez 30 lat przed złożeniem wniosku [4]. Patentowane są rzeczy tak mało innowacyjne, że wstyd mi byłoby widnieć na wniosku jako wynalazca.

Chętnie przywołałbym w przykładach kilka polskich patentów, ale w najlepszym wypadku mogę uzyskać główną ilustrację z patentu oraz tytuł.

W innych przypadkach niesie za sobą zdecydowanie dużo więcej ryzyk.

Gdyby nie patenty wynalazca musiałby być innowacyjny zamiast spoczywać na laurach. Hmm.

fn1. vide publikacje J.Bessen, M.J. Meurer fn2. Microsoft takes on the free world fn3. np. US5443036 fn4. EP04106973

Nie znam szczegółowych

Nie znam szczegółowych danych dot. przepływów kapitałowych związanych z patentami, ale jestem przekonany, że podstawową ich funkcją nie jest tzw. trolling patentowy, choć zdaję sobie sprawę, że są to sprawy głośne medialnie. Nie przeczę przy tym, że są często "straszakami" (szczególnie, jeśli duży koncern, którego stać na prawników, straszy małych producentów), ani że jedne są bardziej opłacalne od innych. Jeśli niektóre działają wyłącznie jako "straszak", to jest to bardzo kosztowne ubezpieczenie i sądzę, że dotyczy stosunkowo niewielkiej liczby z nich. Zdarzają się pewnie także przypadki, o których Pan pisał w punkcie [4], ale zwracam uwagę, że pomimo patentu europejskiego, wynalazek ten nie uzyskał ochrony w poszczególnych krajach.

Myślę, że sporo nieporozumień wynika także z różnic pomiędzy systemami patentowymi USA i Polski. Faktycznie, amerykański system prawny produkuje czasem kuriozalne rozstrzygnięcia (nie tylko na gruncie prawa patentowego przecież) i można dyskutować, czy jest on sprawiedliwy. Natomiast w Polsce (i innych systemach kontynentalnych) niemożliwe byłoby opatentowanie "metody" użycia jakiegoś wynalazku - jak w przypadku [3].

Gdyby nie patenty, mały (to pojęcie względne; chodzi mi o mniejszych od wielkich koncernów) wynalazca miałby dużo mniejsze szanse na wdrożenie swojego produktu z sukcesem, bo wcześniej - o ile byłoby to opłacalne - na wielką skalę zrobiłby to ktoś inny.

Nie twierdzę także, że system patentowy nie ma wad. Możliwe, że lawinowy wzrost liczby patentów spowoduje (w jakim zakresie?) niewydolność systemu i konieczna będzie jego regulacja, której dokona rynek lub prawodawca. Póki co, jednak twierdzę, że jest to skuteczna forma ochrony wynalazków.

Raport mówi o 5 bilionach USD...

... czyli po angielsku 5 trillion. Choć nadal jest to liczba imponująca.

Już zmieniam

VaGla's picture

Już zmieniam, dziękuję za zwrócenie uwagi.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Zawsze mi się wydawało,

Zawsze mi się wydawało, że amerykański bilion to u nas tylko miliard. Czyżbym przespał jakąś lekcję?

How many is a billion?

Veal's picture

Tak jak pisze anonimowy przedmówca, amerykański i brytyjski bilion to obecnie 10^9, natomiast trylion 10^12: http://oxforddictionaries.com/words/how-many-is-a-billion

Może ująłem to w sposób nieczytelny...

... choć autor serwisu odgadł moją myśl :) W raporcie jest sformułowanie "5 trillion USD", czyli tłumaczenie powinno brzmieć (i teraz takie jest) "5 bilionów dolarów".

"USA - The New Roman Empire"

"USA - The New Roman Empire" - dobry tytul na film ;)

Osobiscie mam podobne spostrzezenia, dodatkowo Polska przypomina troche wioske Gallow (2005 sprzeciw wobec patentow na oprogramowanie, uliczny bunt przeciwko ACTA, teraz sprzeciw wobec jednolitego patentu europejskiego). Ciekawe jak dlugo bedziemy sie "bronic" przed "Imperium"? ;)

BTW. Czy USA placa nam jakis trybut? Raczej nie. Podobno z wypelnieniem tzw. offsetow jest z ich strony ciezko. Ciekawe ile sklonni byliby zaplacic aby "barbazyncy" siedzieli cicho?

Niestety min. Boni nie przypomina Asterixa ;p

-----
Jest 10.00. Swiat sie nie zawalil, wiec Wesolych Swiat zycze.

dobry tytul na film

kocio's picture

Pomysł z takim tytułem filmu nie jest wcale nowy =} :

Panie Piotrze, ja tu widzę

Panie Piotrze, ja tu widzę jednak pewną różnicę. Rzym miał barbarzyńskie plemiona u swoich granic. Zagrożenie było raczej realnie, a nie ekonomiczne. Dlatego Rzymianie stawiali mury oraz stosowali zasadę dziel i rządź.
USA to trochę inna para kaloszy, nikt im nie zagraża u granic. Nikt nie chce na nich najeżdżać. Oni o ile można się zorientować, przyjęli sobie taki oto model biznesowy:

- od innych będziemy brać wszystko co jest za darmo lub po najniższej cenie. Czyli produkować będziemy w Chinach (bo jest tanio), filmy kręcić będziemy na podstawie książek do których prawa już wygasły itd.

- będziemy wymyślać produkty, uregulowania i rozwiązania które w utrzymaniu nic nas kosztować nie będą lub kosztować będą niewiele. W zamian za te rozwiązanie wszyscy powinni nas przez długi czas utrzymywać (najlepiej dożywotnio). Od razu można tu przytoczyć pomysły ACTA, CETA, GMO. Do tego z kilku rynków wygryźli inne kraje (przemysł filmowy, muzyczny, zbrojeniowy, lotniczy, IT, rynek finansowy) i tych rynków USA stara się bronić jak kura piskląt. Oczywiście ochrona tych rynków ma się zaczynać od chwili kiedy USA pozbyło się konkurencji. Do tego np. dbają aby wszystkie rozliczenia odbywały się w $.

Można domniemywać, że przyczyną ataku na Irak nie była broń masowego rażenia czy terroryzm, ale fakt, że Irak wprowadził rozliczenia za ropę w euro. Takie same rozliczenia wprowadził też chyba Iran. Dla USA jest to o tyle niewygodne, że $ zawsze mogą sobie dodrukować.

Moim zdaniem problem takiego postępowania USA nabrzmiewa, w pewnej chwili wrzód faktycznie pęknie. Ale nie tak jak w Rzymie - poprzez najazd barbarzyńców. Oni tam nic za bardzo cennego nie mają. Moim zdaniem narastający kryzys cofnie ich za jakiś czas wiele lat wstecz. Już obecnie wystarczy chyba popatrzeć na degradacje miasta Detroit.

te liczby nie oddają istoty rzeczy

Wyliczenia z których wychodzi, że IP-intensive industries accounted for about $5.06 trillion in value added, or 34.8 percent of U.S. gross domestic product (GDP), in 2010 zostały dokonane zgodnie z metodologią, której wynalazcą jest Stephen Siwek.

Są one warte równie tyle, co wyliczenia mające pomóc przepchnąć ACTA
http://www.techdirt.com/articles/20120625/15033219471/actafacts-actafiction-just-unsourced-pro-acta-propaganda-purporting-to-be-objective.shtml

IP intesive industries to na przykład te, w których królują trolle patentowe. Bo jaki jest skutek zachodzących na siebie, niejasno określonych praw wyłącznych poza lawiną sporów patentowych i procesów sądowych. Nikt na tym nie korzysta poza aferzystami i obsługującymi ich prawnikami.

Opis sytuacji, której autorem jest Richard Vary, szef oddziału Nokii odpowiedzialnego za prowadzenie sporów patentowych
https://sites.google.com/site/ipkatreaders/unifiedpatentproposal/vary%20bifufcation.pdf?attredirects=0&d=1

Tylko 4 strony, kopiuję najważniejszą:

In our industry, weak patents are a particular problem. In the last 5 years, Nokia has been sued for infringing over 150 patents in Europe: in Germany, the UK, France, Italy, and Austria. Our opponents between them hold many thousands of patents, so one might assume that these 150 or so were the cream of their extensive portfolios.

On infringement, these patents have had some success, as one might expect. Skilled patent attorneys can generally select for assertion patents with a good infringement read. But none of the patents that have come to trial have been found valid. On this chart, all of the patents were invalid in their entirety. But this slide is only the tip of the iceberg…

Here, too small to read, are listed the 61 IPCom patent cases against Nokia that have so far reached judgment. IPCom is the patent licensing company that purchased Bosch’s mobile phone portfolio and is asserting it against the industry today.

You might expect that the Bosch portfolio would be strong: Bosch is a highly respected company, it invested some €8bn into research in the mobile telecoms area, and it chaired many of the standardisation meetings. But, again, all of the patents that have reached judgment have been found invalid as granted. For some, amendments were allowed, but in all but one of those cases the amendments take the patent so far from any likely infringement as to be worthless.

In short, of the 150 carefully selected patents asserted against Nokia, 71 have been pursued through to judgment, and only one may possibly be valid. That gives an illustration of the proportion of patents in our industry that have problems with validity.

źródło jakby zniknęło

VaGla's picture

Ale są kopie materiału Richarda Vary (to był materiał, który został przesłany w konsultacjach publicznych do brytyjskiego Intellectual Property Office).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

autorskie Kali

Polska władza jest bardzo uległa jeśli chodzi o wspomaganie własności intelektualnej zza oceanu.
Natomiast jeśli chodzi o ochronę praw autorskich polskich twórców i podmiotów (nie reprezentowanych przez duże koncerny) to działania władz są wprost odwrotne.
Tu już pozwalają sobie (jednostki sektora finansów publicznych) na ignorowanie praw twórców.

Skarb Państwa jak już się go zmusi na drodze sądowej to płaci odszkodowania.... i dalej brnie w stan naruszania praw własności, przegrywa kolejny proces, a przedstawiciele Prokuratorii Generalnej mówią "twórcy wykorzystują swoją pozycję i zmuszają do płacenia - ale im się to wcale nie należy" (wersja złagodzona)

znam kilka procesów o naruszenia praw autorskich, które skarb Państwa przegrał - czas uzyskania odszkodowania liczy się w latach (3-4 lata) i co ciekawe odszkodowania są zawsze płacone z rezerwy budżetowej ministerstwa finansów - nigdy z budżetu jednostki która naruszała prawa autorskie.

Prawo autorskie: historia idei

kocio's picture

Nawiązując do szkicu ewolucji prawa autorskiego w tym artykule polecam serię artykułów Konrada Gliścińskiego "Prawo autorskie: historia idei" (ciąg dalszy wkrótce):

  1. Gildie i cenzura czyli jak to się zaczęło?
  2. Statut Anny i zmiana retoryki
  3. Drugie zdanie Izaaca Le Chapelier
  4. Narodziny Autora

Uwaga redakcyjna

DiskDoctor's picture

W stopce tabelki 5.1 "TRIPS: Who gains?", w objaśnieniu jednostek zastrzeżono

(...) millions of 2000 dollars.

z czego wynika, że skala problemu jest jeszcze większa. Np.

(...) roczne straty netto: Korea Południowa 15.3 miliardów dolarów amerykańskich (...)

Rzeczone wskaźniki / współczynniki, oprócz przesunięcia o odpowiednią liczbę zer, należy pomnożyć przez dwa.

Swoją drogą, ciekawa, niemetryczna jednostka...

nie zrozumiałeś jednostki

@DiskDoktor
Nie chodzi o dwa tysiące dolarów, a dolary z dwutysięcznego roku. Zestawienie bez umocowania w czasie jest niewiele warte, a tak wystarczy uwzględnić inflację, aby otrzymać przydatną do porównania wartość na dzień dzisiejszy.

USA a nasze dane w chmurach

Transatlantyckie Partnerstwo Handlu i Inwestycji

Obecnie trwają prace nad opracowaniem i podpisaniem umowy handlowo-inwestycyjnej między Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi powołującej Transatlantyckie Partnerstwo Handlu i Inwestycji.

Ministerstwo Gospodarki rozpoczęło konsultacje "z podmiotami, których będzie ona dotyczyć bezpośrednio lub pośrednio, w mniejszym lub większym zakresie" (lista adresatów może stwarzać w tym zakresie wątpliwości) i zwróciło się z prośbą o "wypełnienie załączonej ankiety, przede wszystkim w punkcie dotyczącym własności intelektualnej".

Warto się chyba przyjrzeć czy nam drugie ACTA się nie szykuje.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>