Powraca pomysł na opłatę kompensacyjną

Z drobnym poślizgiem wynikającym z przeprowadzki: Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami p. Skubikowskiego - przekonał on senatora Cugowskiego do swojego pomysłu opłaty kompensacyjnej. Teraz senator Cugowski lobbuje za nim w Parlamencie.

Życie Warszawy relacjonuje wypowiedzi sen. Cugowskiego, który dał się przekonać do pomysłu by zaoferować internautom: "możliwość wykupywania co miesiąc, kosztującego nie więcej niż kilka złotych, abonamentu. Uiszczając dobrowolnie tzw. opłatę rekompensacyjną, internauta z czystym sumieniem i, co ważniejsze, bez groźby kary, mógłby ściągać z sieci na własny użytek interesujące go utwory."

To nie takie proste. Warto pamiętać o tym, że już opłaty od urządzeń reprograficznych przewidziane są w polskim ustawodawstwie. Warto też pamiętać, że utworami są nie tylko muzyka i filmy. Kto miałby mi płacić za to, że ktoś skopiuje fragment mojego artykułu lub felietonu "na własny użytek"? A może chcemy dzielić utwory na takie, które bardziej zasługują na opłatę z organizacji zbiorowego zarządzania i takie, które nie będą finansowane z takiego "funduszu" (błędnie nazwanego czasem w dyskusji "nowym podatkiem", bo to nie jest podatek). Czy będę musiał należeć do organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi? W jaki sposób mierzyć, które utwory były w internecie częściej kopiowane, a które rzadziej? A może wszystkim "po równo" rozdzielić wpływy? A może każdy dostanie jedynie 20 groszy? A jeśli ten co pobiera pliki mieszka za granicą? A jeśli autor serwisu internetowego (żeby było trudniej) elektronicznie publikuje za granicą (internet jest transgraniczny, a poza Polską też są strony internetowe, nawet całkiem dużo, pewnie nawet więcej niż w Polsce ;) Taaak...

Zastanawiam się też kiedy organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi staną się nieco bardziej "transparentne". Niby to zwykłe stowarzyszenia, tak więc nie do końca publiczne podmioty, ale tak zmienić ustawę, by na jej podstawie dzielić prywatne pieniądze (które nie są przecież pieniędzmi publicznymi, bo wynikającymi z relacji prywatnoprawnych - prawno autorskich)...

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

właśnie skopiowałem sobie fragment twojego felietonu...

> Kto miałby mi płacić za to, że ktoś skopiuje
> fragment mojego artykułu lub felietonu "na własny użytek"?

Każesz mi zapłacić ;)
Podejrzewam, że skaszowała go sobie również moja przeglądarka, ale obawiam się, że ona nie ma żadnych pieniędzy.

Dobra - żarty na bok.
Proponowana opłata nie obejmuje chyba w zamyśle całej treści internetu.
Chodzi raczej o utwory wymieniane w ramach p2p.

No właśnie. Czyli które?

Przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia (utwór). Tak brzmi art. 1 ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Czy felieton różni się (w kategoriach tej definicji) od innego utworu? Ja mam same pytania jak się nad tym zastanawiam. Bo przecież taka "opłata" ma być przeznaczona "dla twórców", bo to "oni tracą" przez fakt, że działa sobie internet i umożliwia ludziom komunikację i wymienianie się bitami. Twórcom, a mam wrażenie, że organizacja zbiorowego zarządzania nie przekaże tych pieniędzy twórcom. Uważam się za twórcę, ale nie sądzę, bym był uwzględniany w czasie prac nad taką ustawą.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

w sumie to cię nawet rozumiem

Chodzi, ci pewnie o to, że zamiast próbować stworzyć jakiś spójny system pozwalający mikropłatnościami zachęcać każdego potencjalnego twórcę do udostępniania w necie ciekawej treści, dba się tylko o interesy kilku niebiednych wcale podmiotów. Tak to sobie podobno nawet twórca www wyobrażał - otwierasz stronę, a z twojego konta płyną jakieś grosze na rzecz autora.

Ale też udostępniając treść na WWW zdecydowałeś się jednak na jakiś model dystrybucji w ramach istniejącego systemu: darmowy, wsparty reklamami, zamknięty i wymagający abonamentu.

Czy byłoby lepiej, gdybym za każdą otwartą stronę twojego serwisu płacił np. 1-10 gr? Nie wiem. Przy 10 gr zacząłbym już pewnie liczyć te impulsy i może ograniczyć wizyty. Przy 10 centach zrezygnowałbym z hamerykańskich stron. Afrykańczycy to już pewnie w ogóle z większości treści internetu musieliby zrezygnować.

Osobiście jestem zdania, że pewne treści dla dobra nas wszystkich powinny być jednak w necie dostępne za darmo.

to dyskusja

Głośno się jedynie zastanawiam nad propozycjami dotyczącymi tej opłaty nazywanej "kompensacyjną". Wyobrażam sobie, że ktoś, kto proponuje takie a nie inne rozwiązanie legislacyjne, będzie również potrafił odpowiedzieć na pytania, które zadałem sobie powyżej. Jeśli muzyka, czy filmy, to dlaczego nie inne utwory, zwłaszcza, że system powinien być spójny. Jeśli zadaje takie pytania, to nie dlatego, że przyjmuję pozycję rzecznika wydawców serwisów internetowych, który chciałby jeszcze coś dla siebie uszczknąć. Staram się "punktować" taką propozycję, gdyż tylko w taki sposób (jak sądzę) da się prowadzić publiczną dyskusję na temat propozycji legislacji. Chociaż Tomek by napisał, że w takich komentarzach do niczego się nie dojdzie. Czuje dość znaczny spadek formy intelektualnej. To przez te przenosiny i uprgrade.

Tak czy inaczej - wydaje mi się, że "woda musi spłynąć w najniższe miejsce". Dyskusja o tym "jak zmienić system" jest ważna, ale nie powoduje zmiany tego systemu, jako takiej. Cóż, że jakiś interdyscyplinarny zespół wypracuje model, w którym opłacać się będzie przedsiębiorcy publikowanie w Sieci. To przedsiębiorcy muszą sami wypracować sobie taki model biznesowy, który pozwoli im zarabiać. Wydaje mi się jednak, że system prawa jest traktowany teraz nazbyt instrumentalnie. Oto wczoraj przeczytałem, że RIAA (Recording Industry Association of America) ogłosiła, iż "wygrała wojnę z serwisami P2P". Zwycięstwo odtrąbiono pokazując dokładnie o co chodzi: "dzięki zdecydowanym działaniom RIAA - czyli przede wszystkim masowemu pozywaniu internautów wymieniających się plikami muzycznymi za pośrednictwem sieci peer-to-peer - wojna z piractwem w P2P została zakończona zwycięstwem przemysłu muzycznego". Ja to odczytuje w taki sposób, jak to literalnie przedstawiono: przemysł muzyczny walczy z użytkownikami Sieci. To jest walka o utrzymanie status quo. W takiej walce wszelkie chwyty są dozwolone, w szczególności wpływanie na proces legislacyjny, by maksymalnie wykorzystać go do ochrony swoich interesów. Wykorzystać imperium państwa. W tym układzie to już nie jest "niewidzialna ręka rynku", ale właśnie zaprzęgnięcie aparatu ścigania, wymiaru sprawiedliwości do ochrony swoich interesów. Jednak - jak mi się wydaje - prawo winno uwzględniać interesy wszystkich grup, a także istniejące relacje społeczne.

Piszesz, że "pewne treści powinny być odstępne za darmo dla dobra nas wszystkich". Pełna zgoda. Treść prawa, rejestry publiczne, wszystko co związane z szeroko pojętą informacją publiczną, winno być publikowane przez agendy państwa. Oczywiście i to publikowanie kosztuje, praca administracyjna, wprowadzanie danych, stworzenie i konserwacja infrastruktury... Zatem prawdopodobnie finansowane byłoby w głównej mierze z budżetu. Biblioteka internetowa? Z budżetu. Jakie jeszcze treści winny być dostępne za darmo dla dobra nas wszystkich? Czy da się "zadekretować", które to treści miałyby być? Czy można zobligować kogoś do publikowania w Sieci jakichś treści? Zawsze trzeba sobie zadać wówczas pytanie skąd finansować taką działalność. Dlatego właśnie przy propozycjach legislacyjnych przygotowuje się ocenę czy dana regulacja będzie miała wpływ na wydatki publiczne...

Dla jasności - przez prawie 10 lat nie traktowałem tego serwisu w kategoriach biznesowych, w tym sensie nie przyjmowałem wcale żadnego modelu biznesowego. Nadal nie widać w tym serwisie żadnego modelu biznesowego. W jednym z komentarzy opisałem swoje wrażenia związane z tymi reklamami Google, które tu się niedawno pojawiły (nie ma sensu tutaj tego powtarzać). Oczywiście mogę tu wpuścić reklamy takie jak poltergeist, czy zarzucić odwiedzających pop-upami, słać im reklamy mailowe, zalać ich strumieniem komercyjnego przekazu, który mógłby skompensować koszty utrzymania serwisu. Oczywiście, że w każdej chwili mogę "zamknąć zasoby" (oto przykład, który założyłem specjalnie dla potrzeb tego komentarza - strona dostępna jedynie dla zalogowanych użytkowników; czy miałbym ścigać tych, którzy mając czasowy dostęp do tego tekstu skopiują sobie treść i jeszcze przekażą ją mailem znajomemu?) i ustalić opłatę abonamentową za korzystanie z niego - takie możliwości cały czas istnieją w tym serwisie (cały czas też pojawiają się osoby, które próbują zassać całość zasobów za pomocą wgeta, czy innych tego typu wynalazków; trzeba ich "ubijać", zakładać restrykcje, blokować, bo "ciągną" bez względu na wszystko, co utrudniać może normalne działanie serwisu). Cóż. Nie wiem jakby się zachowali stali czytelnicy, chociaż w niektórych komentarzach przesłanych w ankiecie sami dziwili się niektórzy, że jeszcze nie zacząłem w jakiś sposób zarabiać na oglądalności. Widać nie mam żyłki biznesowej...

Co do zamknięcia zasobów - w dyskusji na temat DRM zadałem kiedyś pytanie - czy skoro dyskutanci są przeciwko grodzeniu kultury, w tym: są przeciwnikami cyfrowego limitowania treści, to czy implikuje to również negatywne nastawienie do takich modeli, które w sumie niewiele różnią się od DRM - czyli od zamkniętych, płatnych archiwów w serwisie internetowym. Odpowiedzią było to, że przecież w walce przeciwko DRM nie chodzi o to, by nie zabezpieczać, ale by można było zdejmować. Zatem pytanie kolejne - czy jeśli można zdejmować, to czy można obchodzić zabezpieczenia płatnych archiwów? I tak ta dyskusja właśnie przebiega. Relacjonuje ją jedynie, nie zajmując stanowiska, gdyż wciąż ogrom tych relacji i problemów, jakie wiążą się z rozwojem społeczeństwa nazywanego "informacyjnym" mnie przerasta. Cały czas mam z tyłu głowy: "tajemnica powszechnie znana przestaje być tajemnicą", "zakaz obchodzenia zabezpieczeń software’owych to prawie jak zakaz rozwiązywania krzyżówek". Być może w naturalny sposób (tak właśnie sądzę) wyklaruje się efektywny model biznesowy w nowych warunkach społecznych (tu gdzie informacja swobodnie sobie płynie). Obserwowane przeze mnie działania legislacyjne nie oddają dziś jednak - w moim subiektywnym wszak odczuciu - stosunków społecznych. Stanowią raczej sztuczne podtrzymywanie opadającego, gigantycznego wahadła. Nie wiem na ile pozwy RIAA przyczyniły się do powstania internetowych sklepów z muzyką, na ile zaś fakt, że w dobie coraz powszechniejszego korzystania z Sieci sprzedaż tradycyjnych nośników zaczęła spadać (aczkolwiek nie dysponuje żadnymi wiarygodnymi danymi, które mogłyby to potwierdzać). Przecież to nie piractwo spowodowało, że w ciągu roku sprzedaje się dziś jeden odtwarzacz video w dużym sklepie (a być może nawet już nie udaje się sprzedać ani jednego). Moglibyśmy znowelizować prawo, by chronić dotychczasową sprzedaż magnetowidów, ale to trochę jak zawracanie przysłowiowej Wisły kijem.

Mam wrażenie Tomir, że odczytałeś moje wcześniejsze komentarze jako głos we własnej sprawie. Ja jestem jedynie obserwatorem, żaden ze mnie rewolucjonista, więc również nie nawołuje do jakiejś rewolucji. Staram się jedynie na bieżąco analizować sytuację i dziele się wnioskami i wątpliwościami. Tylko tyle. Zdaje sobie sprawę również z tego, że w każdej chwili może mnie nie być stać na prowadzenie tego serwisu w dotychczasowym modelu. Cóż. Przetrwają ci, którzy potrafią na siebie zarobić w jakiś sposób. Na tym zdaje się to polega – trzeba przekonać innych, by następował przepływ środków. Jeden kopie rowy i na tym zarabia, inny struga figurki i je sprzedaje, inny leczy ludzi, ktoś inny udziela porad. Chodzi o to, by te zasady „gry rynkowej” były uczciwe. Strasznie się rozfilozofowałem.

A na koniec jeszcze takie stwierdzenie: mikropłatności nie są dziś efektwyne, gdyż koszt dokonania operacji wciąż jest zbyt wysoki, by się opłacało z niego korzystać. Być może z czasem będzie inaczej, gdy będzie popyt będzie też pewnie podaż i minimalizacja kosztów. Ale to dyskusja dla jakiegoś e-biznesowego serwisu. Ja zaś nie jestem ekonomistą ;)

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

a nawet burza mózgów ;)

Widzę, że to tylko dyskusja. Broń boże nie biorę cię tu za zamachowca na moją internetową wolność ;) Wszystko co tutaj piszesz, i już samo to, że tutaj piszesz wyraźnie temu przeczy. Prywatnie to cię nawet podziwiam za wytrwałość.

-----------

Co do braku satysfakcjonujących rozwiązań mikropłatności, to sytuacja mnie trochę zdumiewa. Technicznie nie było by trudne zrobienie serwisu, na konto którego przelewałbym z babnku np: 10 zł i który nie przelewając fizycznie pieniędzy naliczałby np. po 1 gr, przelewu dokonując po uzbieraniu określonej kwoty.

Osobiście myślę, że problem jest raczej w sposobie myśłenia decydentów. Kiedy trafię czasem z googla na jakiś artykuł np. z GW, to ludzie tam chcą mi od razu sprzedać dostęp tygodniowy, miesięczny i kwartalny za kilka-kilkadziesiąt zł, którego oczywiście nie kupuję, bo potrzebuję tylko jednego artykułu a nie kwartalnej prenumeraty.

-----------

Co do darmowych treści w necie. Myślę, że warto spojrzeć na analogię darmowych treści poza internetem. Isnieje szkolnictwo, biblioteki, imprezy kulturalne. Rozwiązania, które tu spotykamy wykształcały się przez setki lat. Koncepcja biblioteki publicznej jest pewnie starsza od koncepcji kapitalizmu, co widać choćby po tym, jak bardzo jest z nią sprzeczna :) Prawdopodobnie w długiej skali czasu, mądrzejsze państwa zaczną przelewać fundusze na rzecz publicznych treści internetowych. Choć nie wykluczone, że nastąpi to dopiero gdy ludzie z 10 lat od nas młodsi staną się wiekowymi senatorami i prezesami korporacji.

-----------

Podoba mi się stwierdzenie, że "woda musi spłynąć na najniższy poziom".
Tak, dokładnie! Niestety z historii znamy liczne przykłady ustrojów, które przez dziesiątki lat z pieśnią na ustach "bez wysiłku wielkich rzek cofały bieg" ;)

Nie odpuszczaj VaGla - może kiedyś napiszą o to bie w podręcznikach historii - serio mówię.

Jest też takie rozwiązanie: darowizny dla prowadzącego

Co do mikropłatności, to - jak mawiała moja babcia: "każdy głupi ma swój rozum". Widać "decydentom" wychodzi z rachunku zysków i strat czy planów marketingowych, że optymalnym modelem jest pozyskiwanie opłat abonamentowych naliczanych w okresie tygodniowym. Te mikropłatności również trzeba jakoś obsłużyć po stronie sprzedawcy, a to wiąże się również z pewnymi kosztami.

Na marginesie, w kontekście naszej wymiany uwag - jeden z czytelników podesłał mi właśnie stronę Stanisława Michalkiewicza z następującą prośbą: "Czy może Pan się na jej temat wypowiedzieć, w tym na temat zbierania pieniędzy "na wolne słowo"? Jak to jest ze względu na przepisy prawa, etykę dziennikarską oraz net-etykietę?". Dla wyjaśnienia: na stronie tej pojawił się następujący apel:

Ideą strony jest bezpłatny dostęp do wszystkich zamieszczanych tu tekstów. Nie planuję żadnych ograniczeń dostępu ani żadnych opłat.

Jeśli chcielibyście Państwo dobrowolnie wesprzeć wolne słowo i pomóc w rozwoju strony – proszę o wpłaty na podane poniżej konta bankowe.

Dziekuję za Wasze życzliwe wsparcie!

I rzeczywiście. Na stronie zaczęły się pojawiać informacje dotyczące dokonywanych wpłat na podane konto: 30, 50, 100, 150 złotych. W jednym dniu nawet suma wpłat przekroczyła 1000 złotych. Jak się wydaje - ten proceder należy rozpatrywać na gruncie obowiązujących przepisów dotyczących darowizny. Teoretycznie darowizny wymagają tych wszystkich formalności jak składanie deklaracji podatkowych i odprowadzanie podatków, jednakże z pewnymi zastrzeżeniami wynikającymi z art. 9 ust. 1 ustawy z dnia 28 lipca 1993r. o podatku od spadków i darowizn (t. jedn.:Dz. U. 2004r., Nr 142, poz. 1514, z późn. zm.):

art. 9 ust. 1 ustawy:
Opodatkowaniu podlega nabycie przez nabywcę, od jednej osoby, własności rzeczy i praw majątkowych o czystej wartości przekraczającej:
1) 9 637 zł – jeżeli nabywcą jest osoba zaliczona do I grupy podatkowej;
2) 7 276 zł – jeżeli nabywcą jest osoba zaliczona do II grupy podatkowej;
3) 4 902 zł – jeżeli nabywcą jest osoba zaliczona do III grupy podatkowej.

Jeśli otrzymujemy kilka darowizn od jednej i tej samej osoby, to dolicza się wartość "w okresie 5 lat poprzedzających rok, w którym nastąpiło ostatnie nabycie."

Dalej ustawa w art. 14 ust. 3 stwierdza:

Do poszczególnych grup podatkowych zalicza się:
1) do grupy I – małżonka, zstępnych, wstępnych, pasierba, zięcia, synową, rodzeństwo, ojczyma, macochę i teściów;
2) do grupy II – zstępnych rodzeństwa, rodzeństwo rodziców, zstępnych i małżonków pasierbów, małżonków rodzeństwa i rodzeństwo małżonków, małżonków rodzeństwa małżonków, małżonków innych zstępnych;
3) do grupy III – innych nabywców.

Tak więc jeśliby każdy użytkownik tego serwisu (należący wszak poza rodziną do III grupy) zechciał w ciągu pięciu lat przeznaczyć w charakterze darowizny 4 902 zł na moją rzecz, to nie rodziłoby to zbytnich obowiązków dla mnie. Mam przed oczami ustawę, ale chyba najlepiej podsumowuje to stwierdzenie opublikowane w serwisie pit.pl:

...pomimo limitów możemy otrzymać na dowolny cel [44’800 zł - to wynika z przykładu tam omówionego - ta suma nie jest istotna, dopisek mój VaGla] bez żadnych zgłoszeń w urzędzie skarbowym, bez żadnego podatku z naszej strony, bez żadnych opłat za zawarcie umowy. Umowy darowizny, w których obdarowany nie przejmuje żadnych obowiązków od darczyńcy (a zatem zwykłe umowy darowizny) nie podlegają podatkowi od czynności cywilnoprawnych i związanemu z tym podatkiem obowiązkowi zgłoszeń.

Innymi słowy - wydaje się, że powinienem zacząć przyjmować darowizny jako osoba fizyczna. Ewidencjonować je, by w sposób poprawny naliczyć wszelkie zobowiązania w szczególności te wynikające z pięcioletniego okresu o którym wyżej...

I tak oto darowizny mogą wiązać się z internetem. W "realnym świecie" nie znałbym 80 tys potencjalnych darczyńców...

A co do etyki? Czy etyczne jest prezentowanie w gazecie lub innym publikatorze, lub serwisie internetowym reklamy? Badacze massmediów już od dawna sygnalizują zjawisko swoistej autocenzury mediów, która wynika z powstrzymywania się przed pisaniem na temat potencjalnych reklamodawców. W tym serwisie też wskazywałem na to, iż np. Google prezentuje zamiast kampanii płatnych banery "dla organizacji społecznych" przy niektórych treściach, chociaż zgodnych z prawem. W ten sposób może pojawić się pokusa, by nie pisać na jakiś temat, bo nie przyniesie to spodziewanych przychodów. Może nie pisać lub nie mówić na temat jakiegoś przedsiębiorcy, gdyż wycofa z naszego medium reklamy. W tym kontekście pozyskiwanie środków "na wolne słowo" drogą zaproponowaną na stronie sygnowanej przez p. Michalkiewicza jest chyba bardziej etyczne, niż powstrzymanie się od pisania o kimś, w obawie przed utratą reklamodawcy.

To taki komentarz "na szybko". Muszę się nad tym zastanowić głębiej. To ciekawa intelektualnie sytuacja: „Z czego żyjesz?” „Z darowizn”.

Co do podręcznika historii, to oby nie było tam nadtytułu: "gloria victis" ;>
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Normalne

Jeden z "top bloggerow", Jason Kottke m.in. z tego zyje.
Sprawdz www.kottke.org.

internetowe żebractwo?

A tymczasem dzisiejszy (30.01.2007) Dziennik na s. 7 publikuje artykuł, w którym zawarto rozważania, czy czyn S. Michalkiewicza nie stanowi przypadkiem wykroczenia z art. 58 kw (żebranie w miejscu publicznym).

Czy Internet to "miejsce"?

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>