własność intelektualna

Przejmujemy państwo: konsultacje publiczne w "roju"

Załóżmy przez chwilę, że istnieje już jeden serwis rządowy do przeprowadzania konsultacji publicznych (w rzeczywistości trwają prace nad przygotowaniem pilotażu takiego serwisu). Załóżmy, że on już działa (będzie stał na Drupalu), wyszedł z fazy pilotażu, legislatorzy - za pomocą dedykowanej aplikacji publikują tam ustrukturalizowane dane, serwis udostępnia API. Zastanawiam się, co - poza korzystaniem z takiego serwisu - mogliby z takimi danymi zrobić obywatele. W dzisiejszych dniach mówi się wiele o "roju", o rozproszonej świadomości, która w swej masie jest mądrzejsza niż poszczególne jednostki indywidualnie. Zastanawiam się, jak zarządzać rojem w rozproszonych (jeśli chodzi o źródła interakcji, ale zintegrowanych - jeśli chodzi o nadającą się do importowania i eksportowania strukturę danych) konsultacjach publicznych.

Transportoid vs. MPK Kraków

Transportoid to serwis oferujący mobilny rozkład jazdy na telefony komórkowe z systemem Android i Windows Phone. Wydawcą serwisu Transportoid jest FTL Software Tomasz Zieliński. Obserwuję ten serwis od dawna i uważam, że to ciekawy przykład komercyjnych działań w sferze ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego (re-use). Kiedy zatem na zlecenie Komisji Europejskiej przygotowywano raport na temat oceny różnych modeli dostarczania oraz odpłatności za PSI w Europie, a twórcy raportu poszukiwali informacji z polskiego rynku - wskazałem ten właśnie serwis. Został on uwzględniony w raporcie jako przykład polskiego re-use. Tym razem jednak chciałbym zasygnalizować zmagania prawne wydawcy serwisu Transportoid z Miejskim Przedsiębiorstwem Komunikacyjnym S.A. w Krakowie.

Konsultacje publiczne: moja "warsztatowa" agenda

Mierzi mnie nazwa "Kongres Wolności w Internecie". Nie wiem skąd się wzięła, ale trąci PR-em na kilometr. Odpowiedzią na taką nazwę może być tylko hasło: "kiedy rząd organizuje kongres wolności, to wiedz, że coś się dzieje". I takie hasło w Sieci się pojawiło. Nie byłem na zorganizowanym w Centrum Kopernika kongresie (w zapowiedziach imprezy nazywanego debatą „Co po ACTA” - ta nazwa, jak uważam, jest lepsza), ponieważ byłem w tym czasie na konferencji większej i dla mnie istotniejszej - na PLNOG Meeting. Ponieważ, tak jakoś wyszło, biorę udział w dyskusji o ACTA od początku, oczywiście wysłuchałem i obejrzałem materiały dostępne po tym wydarzeniu w Sieci. Mam na temat tamtych "obrad" swoje własne zdanie, chociaż nie wiem, czy tak jak ja śledzę różne dyskusje robią to również inni. Nie byłem, więc ciężko mi być kontynuatorem "kongresu". Ale zgodziłem się współprzewodniczyć jednemu z organizowanych przez MAiC "warsztatów", ponieważ chcę taką możliwość wykorzystać do zrobienia czegoś ważnego, co - jak jestem o tym przekonany - jest do zrobienia. Oczywiście dyskusja o modelach biznesowych, o prawie własności intelektualnej, etc., jest ważna, ale uprzejmie proponowałbym zakończyć z próbami stwarzania wrażenia, że władze publiczne są gospodarzami tych dyskusji. Jeśli miałyby być - powinny wiedzieć, co jest do zrobienia i to zrobić. Organizowanie debat świadczy o tym, że nie wiedzą. Pogódźmy się z tym faktem i idźmy dalej. Uważam, że trzeba w Polsce stworzyć fundamenty dla systemu konsultacji publicznych (by zarówno obywatele mogli sygnalizować władzom czego oczekują, jak i po to, by władze wiedziały, jakie są oczekiwania społeczne). Trzeba położyć kamień węgielny pod dalsze prace. Taką agendę chcę realizować w ramach zapowiedzianych warsztatów, ale taki "warsztat" to tylko kolejne narzędzie do realizacji tej agendy. Bez "warsztatów" i tak bym starał się to robić.

Sielankowo o jednolitym systemie patentowym (proszę wybaczyć, że znów tytuł nie jest krzykliwy)

29. lutego odbyło się posiedzenie sejmowej Komisji Innowacyjności i Nowych Technologii, w czasie którego Komisja rozpatrzyła informację Ministra Gospodarki o systemie jednolitego patentu oraz o Jednolitym Sądzie Patentowym w ramach Unii Europejskiej. Założenia są fajne - jednolity sąd ma ujednolicić orzecznictwo. Orzecznictwo będzie skuteczne na terenie wszystkich państw - stron porozumienia. W wystąpieniu przedstawiciela Ministerstwa Gospodarki ani słowem nie wspomniano nic o patentowaniu oprogramowania (co w Polsce - zgodnie z ustawą - nie może mieć miejsca). Ale pojawiają się głosy, że taki "jednolity patent" i tworzone właśnie otoczenie prawne dla jego działania, wepchnie Europę w objęcia patentowalności oprogramowania, algorytmów, metod biznesowych. Warto się przyglądać sprawie.

Z upływem roku, w którym obchodzimy 70. rocznicę śmierci Janusza Korczaka, jego dzieła powinny przejść do domeny publicznej

Uchwałą z dnia 16 września 2011 r. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ustanowił rok 2012 Rokiem Janusza Korczaka. W uchwale napisano, że w 2012 r. przypada siedemdziesiąta rocznica Jego śmierci. Zgodnie z zasadą ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych prawa autorskie do dzieł wygasają z upływem 70 lat od śmierci twórcy. Korczak zginął w komorze gazowej obozu zagłady w Treblince, do końca towarzysząc swoim małym podopiecznym. Źródła nie są zgodne, czy stało się to piątego, czy szóstego sierpnia 1942 r. Co do roku są zgodne. W 1951 roku sąd w Lublinie postanowił ponoć, że jeżeli nie da się ustalić dokładnej daty śmierci danej osoby podczas wojny, to uznaje się ją za zmarłą w rok po zakończeniu wojny. Tymczasem prawa do dzieł Korczaka przeszły na Skarb Państwa (gdyż nie pozostawił on po sobie innych spadkobierców). Potem nieodpłatnie przekazano je Instytutowi Książki. Ten zaś zawarł umowy z wydawcami. Dziś twierdzi, że prawa autorskie do dzieł Korczaka, właśnie ze względu na wyrok sądu w Lublinie, wygasną dopiero w styczniu 2017 roku. Instytut twierdzi, że "będzie elastyczny", ale nie o elastyczność chodzi. Jeśli w tym roku obchodzimy 70 lecie śmierci Korczaka (uchwała Sejmu RP), to 1 stycznia 2013 roku jego dzieła powinny przejść do domeny publicznej. Niezależnie od tego, czy ktoś z kimś zawarł taką lub inną umowę. Chętnie poznam odpowiedź na interpelację poselską, którą w tej sprawie złożyła do Ministra Skarbu oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego posłanka Anna Grodzka.

Przed nami rozpoznanie przez TK trybu legislacyjnych wrzutek senatora Rockiego (sygn. K 33/11)

Na 18 kwietnia (godz. 8:30) Trybunał Konstytucyjny wyznaczył rozprawę dotyczącą wniosku Pana Prezydenta w sprawie zgodności z Konstytucją RP przepisów, które na końcu poprzedniej kadencji Parlamentu zaproponował przy nowelizacji ustawy o dostępie do informacji publicznej senator Rocki (por. Wniosek Prezydenta w sprawie poprawki sen. Rockiego już w Trybunale Konstytucyjnym). Wniosek Pana Prezydenta dotyczy kwestii proceduralnych (czy zgłoszona w Senacie RP poprawka da się pogodzić z przepisami, które mówią, że inicjatywa ustawodawcza przysługuje posłom, Senatowi, Prezydentowi Rzeczypospolitej i Radzie Ministrów, a także z tymi przepisami, które stwierdzają, że Senat w ciągu 30 dni od dnia przekazania ustawy może ją przyjąć bez zmian, uchwalić poprawki albo uchwalić odrzucenie jej w całości... Znamy też samą treść wniosku Pana Prezydenta (wraz z uzasadnieniem).

Epitafium dla serwisu CodziennikPrawny.pl (2009-2011)

Przypięty do tablicy korkowej znaczek promujący serwis CodziennikPrawny.plPortal internetowy CodziennikPrawny.pl został uruchomiony w czerwcu 2009 roku. Odnotowałem ten fakt w niniejszym serwisie, w notatce CodziennikPrawny.pl za 65 tys z plusem. CodziennikPrawny.pl był przygotowywany przez Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich, Centrum Edukacji Obywatelskiej oraz wydawnictwo C.H. Beck. Kiedy uruchamiano Portal apelowano do obywateli: "Pomóż nam w rozbudowie portalu, by jeszcze lepiej służył interesom obywateli. Twoja opinia jest dla nas ważna". Zebrano tam szereg pytań "z zakresu różnych dziedzin prawa" wraz propozycjami odpowiedzi na nie. Obok tego zbierano "wzory pism" (np. Wniosek o zarejestrowanie pobytu, Wniosek o dział spadku, Umowa o pracę, Wezwanie do zaprzestania naruszania dóbr osobistych, Wniosek o stwierdzenie nadpłaty podatku, i inne). Od początku swojego działania CodziennikPrawny.pl rodził sporo pytań. Jedno z podstawowych, przynajmniej dla mnie, to pytanie o podstawę prawną takiej aktywności publicystycznej Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Rozumiejąc ważne motywy, które obejmują m.in. działanie na rzecz upowszechnienia świadomości prawnej obywateli, zastanawiałem się, czy rzeczywiście takiej publicystyki oczekuję od RPO. I odpowiedziałem sobie: nie. Nie tego oczekuję od Rzecznika. Znacznie lepiej można wydatkować energie i środki publiczne tworząc po prostu rzetelny Biuletyn Informacji Publicznej RPO, w którym publikowano by wszystkie wystąpienia generalne Rzecznika, odpowiedzi na te wystąpienia, informacje o podejmowanych działaniach, wynikających wprost z przepisów. Dziś mogę napisać, że CodziennikPrawny.pl zakończył działalność. Jestem z tego faktu zadowolony. Biuro RPO doszło do wniosku, że prowadzenie takiego serwisu wymaga zbyt wielu nakładów. Serwis odszedł do historii, ale pozostają pytania. Gorzej, że nie ucząc się na cudzych błędach teraz Trybunał Konstytucyjny postanowił podbijać rynek mediów elektronicznych, wprowadzając nań serwis Obserwator Konstytucyjny. Nie tędy droga.

Obserwator Konstytucyjny zaczyna się przeobrażać, chociaż pytania wciąż pozostają

13. marca, w związku z serią tekstów na temat "3 miliardów euro" i okolic, wysłałem do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o udostępnienie informacji publicznej: treści decyzji Prezesa Trybunału Konstytucyjnego, za pomocą której powołany został do życia serwis internetowy pn. Obserwator Konstytucyjny. Wniosek wysłałem ponieważ nie mogłem (i nadal nie mogę) znaleźć treści tej decyzji (w tym daty wydania, podstawy wydania, sygnatury, etc.) w Biuletynie Informacji Publicznej Trybunału Konstytucyjnego. Wniosek wysłałem pocztą elektroniczną. Dziś otrzymałem maila z odpowiedzią na mój list. I chociaż nadal nie znam decyzji (numeru, podstawy wydania), to przywołam odpowiedź.

Dziennikarska ochrona źródeł, a wydobywanie dziennikarskich bilingów

Dla porządku odnotuję, że kilka dni temu Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa uchylił cztery decyzje prokuratora wojskowego dotyczące żądania informacji na temat dziennikarzy. Wcześniejsze notatki na ten temat opublikowałem pod tytułami: O tym, że przedsiębiorcy nie przekazali treści SMS-ów oraz, że prokurator działał w sposób nieuprawniony oraz O retencji w kontekście ochrony danych informatorów prasy. W wydanym 19. marca postanowieniu Sąd Rejonowy stwierdził, że żądanie przez prokuraturę wojskową od operatorów billingów i treści sms-ów dwóch dziennikarzy w sprawie o przecieki ze śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej było "ominięciem prawa zakazującego ustalania źródeł dziennikarzy".

Odpowiedzialność dyscyplinarna za prywatny "blog" funkcjonariusza Policji

Już wcześniej zastanawiałem się jak się mają zasady deontologii dziennikarskiej (ustawowy obowiązek przestrzegania zasad etyki zawodu dziennikarza) do aktywności publicystycznej różnych urzędów (organów). Jak mantrę powtarzam stale tezy dotyczące konieczności uregulowania kwestii tworzenia stron internetowych administracji publicznej (głównie postulat zaprzestania tworzenia takich stron). Zastanawiam się przy tym, czy osoby redagujące takie serwisy, a także ich zwierzchnicy, mogą - i na jakich zasadach - ponosić odpowiedzialność z tytułu swoich publikacji. Jakiś czas temu Naczelny Sąd Administracyjny wydał interesujący wyrok, który dotyczył "prywatnego bloga" prowadzonego przez funkcjonariusza policji. Cóż z tego, że robił to po godzinach, skoro - jak uznały sądy - sprzeniewierzył się zasadom etyki (a to w ten sposób, że w celach prywatnych wykorzystywał informacje zdobyte na służbie), popełniał w ten sposób przewinienie dyscyplinarne i - wobec tego - zasłużył na karę.