Rząd przyjął dziś projekt zakładający powstanie Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych
Podczas dzisiejszego posiedzenia Rada Ministrów przyjęła Projekt ustawy o zmianie ustawy o grach hazardowych oraz niektórych innych ustaw, przedłożony przez ministra finansów, a w nim przepisy nowelizujące Prawo telekomunikacyjne. Można zatem powiedzieć, że z inicjatywy Ministerstwa Finansów rząd oficjalnie zaproponował utworzenie Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych. Teraz czekam, aż Ministerstwo Rolnictwa zaproponuje jakieś rozwiązania w zakresie międzygalaktycznej dyplomacji (i skonsultuje je ze zwyczajowo przyjętymi w tym resorcie partnerami). Oczywiście to jeszcze nie koniec tego procesu legislacyjnego. Rząd będzie musiał notyfikować "przepisy techniczne" Komisji, jest jeszcze Sejm, Senat, Prezydent. Jest również Trybunał Konstytucyjny, chociaż nie wiadomo, czy ktoś zdecyduje się ustawę tam skierować, gdy zostanie już uchwalona. W Niemczech, w Rumunii takie rzeczy się zdarzały.
Co tu właściwie więcej komentować, skoro cały proces "uzgodnień" tego projektu był komentowany już na łamach tego serwisu? Zainteresowanych odsyłam do kolejnych notatek: Karawana jedzie dalej, czyli kolejna wersja projektu z Rejestrem Stron i Usług Niedozwolonych, Blokowanie treści i inwigilacja: zacznijcie raz jeszcze, ale tym razem uczciwie, Rejestr i inwigilacja: nie w tym projekcie, to w następnym (ale jednak w tym), a wcześniej w tekstach: To nie jest fair, że państwo zmusza mnie do obrony pedofilów i faszystów, Projekt ustawy o podstawach inwigilacji internautów, o blokowaniu stron i ograniczeniu swobody świadczenia usług, Internetowe czytanie uwag zgłoszonych MinFinowi do projektu Blokowania Stron i Usług. W tym serwisie wszystko zaczęło się od tekstu Rejestr Stron i Usług Niedozwolonych w projekcie Ministerstwa Finansów.
Pierwsze komentarze dotyczące spodziewanego dziś przyjęcia ustawy pojawiły się w mediach już w nocy. Można sobie przeczytać komentarze w Dzienniku Gazecie Prawnej, w tekście Blokowanie stron www niezgodne z konstytucją, jest też tekst Rząd bierze się za internet. Jeśli ktoś włączy radio lub telewizję, to usłyszy pewnie kolejne komentarze w tej sprawie.
We wstępie wspomniałem o Rumunii i o Niemczech, więc wypada podlinkować do tekstów Rumuński Trybunał Konstytucyjny uznał, że tamtejsza ustawa o retencji danych jest niezgodna z konstytucją oraz Teraz Niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny przyjrzy się retencji danych (w tym tekście również o tym, że w Bułgarii w 2008 roku tamtejszy Naczelny Sąd Administracyjny podważył przepisy dotyczące retencji danych). Chociaż oba te teksty dotyczą nie tyle blokowania stron i usług, a retencji danych telekomunikacyjnych, to warto zauważyć, że nie da się blokować bez monitorowania ruchu, a tezy cytowanego w pierwszym z tych tekstów Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (w sprawie Klass i inni vs Niemcy z 1978 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że przyjmowanie środków nadzoru bez stosownych zabezpieczeń praw jednostek może doprowadzić do "zniszczenia demokracji w jej obronie") pasują również - jak uważam - do zaistniałej właśnie sytuacji w Polsce.
Ściśle o blokowaniu stron w Europie pisałem w tekstach UK: Prace nad the Digital Economy Bill i uprawnienia "Pirate-Finder General", We Włoszech pretekstem blokowania stron w internecie ma być niedawny atak na Berlusconiego. Są również doniesienia z Australii: W Australii rząd pozwala społeczeństwu dyskutować nad pomysłem blokowania treści. Są wreszcie Chiny, a ściślej - relacje globalne państwowo-korporacyjne: Po odcenzurowaniu chińskich wyników wyszukiwania - czas na suwerenne korporacyjne koalicje.
Skoro jesteśmy przy prawach człowieka, to w tym miejscu warto również podlinkować do tekstu Obywatele v. służby: coś się rusza?, w którym odnotowałem styczniowy wyrok ETPCz, uznający, że brytyjska ustawa the Terrorism Act 2000 w istocie stanowi naruszenie art 8 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Tam akurat chodziło o nieuzasadnione zatrzymywanie i przeszukiwanie osób, ale art 8 Konwencji mówi o prawie do prywatności. Art. 10 Konwencji mówi już o wolności wyrażania opinii, które to prawo obejmuje również otrzymywania i przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych i bez względu na granice państwowe. To zaś oznacza, że działania rządu będą mogły być ocenione na gruncie takiej właśnie normy (i na gruncie wyroków, które w ETPCz zapadały na podstawie art 10)...
Pan Premier może się spodziewać również listów, które przygotowane zostały w ramach współpracy różnych organizacji pozarządowych. W jednym z nich zwraca się uwagę na brak konsultacji z fachowcami, w drugim na konieczność respektowania praw podstawowych w procesie legislacyjnym. Co Pan Premier z tymi listami zrobi? Nie wiem. Wydaje się jednak, że to dopiero początek "zdecydowanych działań" strony rządowej. Kolejne etapy ujawniono w trakcie konferencji BCC: O odcinaniu internautów w Polsce i o likwidacji dozwolonego użytku (który dziś "jakby nie jest przestępstwem").
Poza Sejmem, Senatem, Prezydentem i innymi podmiotami zaangażowanymi w proces legislacyjny na szczeblu krajowym, mamy jeszcze Komisję. Pisałem wcześniej, że celem "systemu notyfikacji norm i przepisów technicznych" jest wyeliminowanie z systemu prawnego UE potencjalnych barier w swobodnym przepływie towarów, swobodzie świadczenia usług oraz swobodzie zakładania przedsiębiorstw. Mamy tu już wyrok Trybunału Sprawiedliwości Wspólnot Europejskich w sprawie C-20/05, w którym ETS stwierdził, że na przepis techniczny, który nie został notyfikowany Komisji, nie można się powoływać wobec jednostek.
Na stronach rządu opublikowano informację po dzisiejszym posiedzeniu Rady Ministrów, a tam czytamy na temat przyjętej właśnie przez rząd ustawy:
Zasadnicze zmiany dotyczą ustawy z 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych. Chodzi o wprowadzenie do niej przepisów technicznych, regulujących obszar gier hazardowych, w tym organizacji zakładów wzajemnych przez internet oraz zakazu urządzania pozostałych gier hazardowych w sieci. Ze względu na obowiązek notyfikowania norm i przepisów technicznych w Komisji Europejskiej, przed skierowaniem do Sejmu, ustawa zostanie przesłana do KE.
Projekt nowelizacji ustawy uwzględnia dynamiczne zmiany zachodzące na rynku gier hazardowych, pojawiające się nowe technologie, a także nieprawidłowości i zagrożenia. Monitorowanie i regulowanie tego rynku, szczególnie w sieci internet, jest konieczne ze względu na realne zagrożenie uzależnieniem od hazardu. W tym celu ustawodawca wprowadza zakaz organizowania gier przez sieć internet i uczestnictwa w grach urządzanych przez internet. Możliwe będzie jedynie urządzanie zakładów wzajemnych przez sieć internet, pod warunkiem spełnienia wymogów ustawowych, w tym uzyskania zezwolenia wydanego przez ministra finansów.
Dla bezpieczeństwa grających i przestrzegania reguł urządzania gier wskazano, aby urządzenia przetwarzające i przechowujące informacje oraz dane dotyczące zakładów wzajemnych urządzanych przez sieć internet i ich uczestników były zainstalowane i przechowywane w Polsce. Strona internetowa wykorzystywana do ich przyjmowania powinna być przypisana do polskich stron internetowych. Transakcje wynikające z tych zakładów mają być realizowane za pośrednictwem banku mającego siedzibę lub oddział w Polsce. Dowody udziałów w zakładach wzajemnych będą zabezpieczone przed ingerencją osób nieuprawnionych, z możliwością weryfikacji ich autentyczności. Ponadto, podmiot urządzający takie zakłady będzie musiał złożyć, w terminie określonym w zezwoleniu, zabezpieczenie finansowe w wysokości 480 tys. zł. W takich zakładach będą mogły uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat.
W projekcie nowelizacji ustawy założono, że we wszystkich ośrodkach gier (w kasynach gry, w salonach gier na automatach oraz salonach gry w bingo pieniężne) będzie prowadzona rejestracja gości, jako warunek wstępu. Obejmie ona sprawdzenie i zapisanie w rejestrze daty i godziny wejścia gościa oraz jego danych osobowych (imię i nazwisko, rodzaj i numer dokumentu potwierdzającego wiek i tożsamość, numer PESEL lub data urodzenia, adres zamieszkania, obywatelstwo). Dane objęte rejestrem będą udostępniane m.in. wyłącznie funkcjonariuszom celnym, inspektorom kontroli skarbowej, policji, sądowi, prokuratorowi - w celu weryfikacji przestrzegania sądowego zakazu uczestnictwa w grach hazardowych.
Projekt ustawy łagodzi wymagania dotyczące organizacji loterii fantowych o wartości wygranych poniżej rocznie ustalanej kwoty (w 2010 r. - 3271,39 zł). Jednoznacznie zapisano w nim, że dopuszczalne będzie łączenie automatów do gier w system umożliwiający kumulowanie wygranych wyłącznie w jednym kasynie gry.
W projekcie nowelizacji uzupełniono cele wydatkowania środków finansowych z Funduszu Rozwiązywania Problemów Hazardowych. Pieniądze z tego Funduszu będą przeznaczane m.in. na działania dotyczące uzależnień, które nie zostały spowodowane substancjami psychoaktywnymi.
Zaproponowano, aby automaty i urządzenia do gier (stoły oraz maszyny losujące) mogły być eksploatowane i użytkowane przez podmioty posiadające zezwolenia lub koncesje oraz wykonujące monopol państwa – po ich zarejestrowaniu przez wyznaczonego naczelnika urzędu celnego. Będzie on rejestrował automaty i urządzenia do gier na podstawie opinii jednostki badającej, upoważnionej do przeprowadzania badań technicznych. W projekcie tej nowelizacji wyraźnie określono wysokie wymagania, jakie powinny spełniać jednostki badające. Rejestracja ma wygasać po 6 latach od jej dokonania.
Nowe przepisy ustawy Prawo telekomunikacyjne przewidują utworzenie Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych, który ma prowadzić prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Rejestr będzie zawierał elektroniczne adresy umożliwiające identyfikację stron internetowych lub innych usług, zawierających tzw. treści niedozwolone. Będą to m.in.: treści pornograficzne z udziałem małoletniego, treści tworzone w celu dokonania kradzieży i oszustw finansowych, treści umożliwiające organizowanie gier hazardowych bez zezwolenia. O wpisie do rejestru adresu strony internetowej lub usługi będzie rozstrzygał sąd okręgowy w Warszawie w postanowieniu wydanym na wniosek: Policji, wywiadu skarbowego lub Służby Celnej. Przedsiębiorca telekomunikacyjny będzie zobowiązany do zablokowania takiej strony lub usługi w ciągu 6 godzin od udostępnienia mu danych z rejestru.
Zaproponowano też istotne zmiany w ustawie o Służbie Celnej. Aby umożliwić skuteczne zapobieganie lub wykrywanie przestępstw skarbowych związanych z nielegalnymi grami hazardowymi, w szczególności urządzanymi przez sieć internet – Służbie Celnej zapewniono dostęp do danych telekomunikacyjnych. Będzie ona mogła żądać zablokowania rachunku bankowego na maksymalnie 72 godziny.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Dokładnie... i co tu w zasadzie komentować?
Sam też pisałem tu komentarze na ten temat, pisałem w innych miejscach. To, że ci panowie nie zrezygnują tak łatwo (albo i wcale) jest dla mnie oczywiste.
Z drugiej strony, nadal jestem zdania, że należy przynajmniej wyczerpać wszystkie, dostępne w systemie demokratycznym narzędzia, które umożliwiają przeciwstawianie się wszelkim próbom odgórnego wprowadzania w Polsce (i innych krajach uważanych za cywilizowane) - systemu totalitarnego.
Zbliżają się wybory. Uważam, że powinniśmy korzystając z nadarzającej się okazji, podziękować (definitywnie) za pracę "dla nas", wszystkim politykom i ugrupowaniom, które szykują nam tu drugie Chiny komunistyczne, czy drugą KRLD (że o IV Rzeszy nie wspomnę, bo IV RP już mieliśmy).
Dobranoc Państwu!
Kampanię wyborczą proszę jednak prowadzić poza tym serwisem
Kampanię wyborczą proszę jednak prowadzić poza tym serwisem. Zgoda? Proszę nie odpowiadać. Wytnę ewentualna odpowiedź w moderacji. Proszę również innych komentatorów o uszanowanie tej prośby. Powyższe przepuściłem tylko po to, by pokazać, jakiego rodzaju komentarzy nie witam tu z otwartymi rękami.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Przegląd dyrektywy 2006/24/WE za rok?
Trochę obok blokowania stron, jednak Józef Halbersztadt napisał dziś na liście dyskusyjnej ISOC Polska, że "Komisarz Cecilia Malmström powiedziała dziś na przesłuchaniu w PE, że KE przewiduje w przyszłym roku ewaluacje dyrektywy. Wcześniej komisarz Reading miała powiedzieć, że takiej dyrektywy w ogóle nie należało przyjmować". Józefowi chodziło o Dyrektywę 2006/24/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 15 marca 2006 roku w sprawie zatrzymywania przetwarzanych danych w związku ze świadczeniem publicznych usług łączności elektronicznej oraz dostarczaniem publicznych sieci komunikacji elektronicznej, zmieniającej dyrektywę 2002/58/WE.
Pani Cecilia Malmström jest szwedzkim kandydatem na funkcję Komisarza ds spraw wewnętrznych (commissionaire for Home Affairs). Szukam jakiegoś dającego się podlinkować źródła dla wypowiedzi Józefa. Szwedzkie media relacjonowały dzisiejsze przesłuchanie. Można sięgnąć do tekstu Malmström answered questions in Brussels, jeśli ktoś woli bardziej precyzyjne źródła, to tu jest relacja: Cecilia Malmström frågades ut i EU-parlamentet. Samodzielnie można przeszukać Sieć posługując się hasłem "datalagringsdirektivet"...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
skąd się wzięło blokowanie?
Wielu się zastanawia dlaczego Grupa Internet akurat właśnie teraz zaczęła być aktywna. Moim zdaniem nawiązanie do hazardu jest przypadkowe. Po prostu premier ma (raczej miał) zapotrzebowanie na wizerunek hazardowego twardziela, więc Grupa Internet postanowiła się przysłużyć w zwalczanie hazardu. Moim zdaniem prawdziwym zapalnikiem i przyczyną jest ACTA. W któreś z wersji ACTA (myślę że australijskiej, bo tam też pełną parą idzie testowanie blokowania stron, a agentów Hollywood ma jeszcze więcej niż w Polsce) jest forsowana dopuszczalność filtrowania sieci.
Więc Grupa Internet na razie kombinuje. W pierwszym etapie będziemy blokować hazardzistów, pedofili i terrorystów. Jak sama instytucja cenzurowania uzyska akceptacje to dołączymy blokowanie komercyjnej konkurencji, czyli p2p, czy innych piratów.
Wydaje mi się, że Grupa Internet może się rozczarować. Co prawda desygnowana komisarz ds agendy cyfrowej (byłego społeczeństwa informacyjnego) Neelie Kroes w sprawie ACTA nie wypowiada się do końca jasno, lecz odnośnie neutralności sieci już dosyć obiecująco.
Neelie Kroes: can she protect Net Neutrality?
W trakcie przesłuchania w komisji przemysłu PE,
Czyli blokowanie ze względu na domniemane naruszenia praw autorskich nie będzie akceptowane.
Swoją drogą czym się polscy dziennikarze w Brukseli zajmują skoro ich to w ogóle nie interesuje?
Zastanawia obojętność mediów. Trzy lata temu Giertych został wściekle zaatakowany i prawie że trafił do prokuratury za samo promowanie programu blokującego strony w szkolnych komputerach. Teraz, gdy na większą skalę to samo jest odgórnie wprowadzane, nikt nie mówi że jest to działanie na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej.
"Moim zdaniem prawdziwym
"Moim zdaniem prawdziwym zapalnikiem i przyczyną jest ACTA."
Zapewne. Polecam lekturę:
RIAA tells FCC: ISPs need to be copyright cops
http://mobile.computerworld.com/device/article.php?CALL_URL=http://www.computerworld.com/s/article/9145198/RIAA_tells_FCC_ISPs_need_to_be_copyright_cops
Serwisy wymiany plików?
Moim zdaniem może chodzić (między innymi) o zablokowanie serwisów wymiany plików (takich jak np. Megaupload) pod pretekstem niedozwolonej reklamy hazardu (na Megaupload na pewno pojawiają się reklamy tego typu, nie wiem jak na innych). To utrudniłoby życie piratom.
Pomysłodawcy ustawy mogą o tym nawet nie wiedzieć, ale może o tym wiedzieć ktoś, kto podsunął im pomysł RSiUN.
Piratom?
Raczej zaszkodziłaby zwykłym użytkownikom, niż piratom. Ci ostatni znaleźliby błyskawicznie kolejny tego typu serwis. Dla kilku wydawnictw śledzę pojawianie się skanów ich książek w "trzecim" obiegu, serwisów wymiany plików jest przynajmniej kilkadziesiąt.
Warto też zauważyć, że wiele z nich jest używanych równocześnie do jak najbardziej legalnych celów. Wydaje mi się zatem, że blokada całości "na wszelki wypadek" nosiłaby znamiona cenzury prewencyjnej. Last but not least serwisy tego typu mają również klientów w Polsce. Raczej nie zrezygnowałyby dobrowolnie z tego źródła dochodu, więc sprawa skończyłaby się w sądzie.
--
Piotr "Mikołaj" Mikołajski
http://piotr.mikolajski.net
Przygladam sie temu watkowi
Przygladam sie temu watkowi juz od jesieni i juz raz napisalam na Global Voices oraz GV Advocacy, i chyba pora na kolejny artykul. Tor przyglada sie postepowaniu polskiego rzadu, a i blogerzy z innych krajow wyrazaja zaniepokojenie.
Sama osobiscie jestem bardzo zmartwiona:/
Jakie sa realistyczne mozliwosci na wejscie tej ustawy w zycie? (przepraszam za ignorancje, nie znam sie dobrze na prawie, a chcialabym wiedziec, o czym pisze...) Z gory serdecznie dziekuje!
Realistyczne możliwości
Realistyczne możliwości zależą od większości w Sejmie. Przy obecnej większości nie tak dawno udało się rządowi "przepchnąć" przez Sejm i Senat ustawę zmieniającą zasady rynku hazardowego (czyli pierwszą z dwóch - ta jest druga) w tydzień (por. Nowe standardy demokratycznego państwa prawnego na przykładzie regulacji hazardu w Polsce). Wydaje mi się, że to powinno wystarczyć za odpowiedź na Pani pytanie.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
TOR, jaki TOR? TOR też się załapie...
Jak się uważnie wczytać, to nie chodzi tylko o cenzurę stron www. Przecież konstrukcja tego dziwadła (o ile mówimy o projekcie MinFina) umożliwi (tj uprawomocni) odfiltrowanie TORa, sieci P2P ba nawet odcięcie providerów poczty, których skrzynki były używane do P2M. "Innych usług" to "innych usług". Z tej konstrukcji ("adresy elektroniczne pozwalające na identyfikację stron internetowych lub innych usług ") wynika, jak mi się zdaje że można odfiltrować nawet adres e-mail zakładu szewskiego, o ile szewc umie grac w pokera.
Z tej konstrukcji ("adresy
Z tej konstrukcji ("adresy elektroniczne pozwalające na identyfikację stron internetowych lub innych usług ") wynika, jak mi się zdaje że można odfiltrować nawet adres e-mail zakładu szewskiego, o ile szewc umie grac w pokera.
Niezupełnie, bo określenie "adres elektroniczny" pochodzi z innej ustawy, niż tej, na podstawie której blokowanie ma się dokonywać.
Adres elektroniczny
Skoro sobie o adresach rozmawiamy, to pomyślałem, ze podlinkuję swój Adres elektroniczny z 2003 roku.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Eeeee... a tak po naszemu?
To znaczy czy można odfiltrować
1. adres e-mail szewca
2. strony zawierające adres e-mail szewca
3. strony zawierające adresy stron zawierających adres e-mail szewca?
:( :|
MS
adres adresem a usługa usługą
Czy TOR nie jest usługą? zy adresy IP serwerów TORa nie są adresami?
PHI!
Bardzo mnie śmieszy podanie na tacy TORa :)))
Naprawdę, skoro politycy złapali się na tak prosty zabieg pseudo-czarnego PRu, to wmówić im można jak na razie wszystko :D
Dla uczciwych: TOR to tylko przykład zastosowania anonimowości w sieci IPv4. Dopóki nie wejdzie zcentralizowany system przydzielania IPv6, underground w necie będzie trwał!
Niestety próby katalogowania, filtrowania w sieci na poziomie jednego państwa skutkował będzie tylko i wyłącznie totalnym utrudnianiem pracy organom ściagania (poza "systemowym" nielegalem w sieci, będą zawsze hiperanonimowi - czyściutkie cache'owo 15 hopów po świeżutkich proxy - kto to na bieżąco zmonitoruje?
A propos - biorąc pod uwagę niezliczoną mnogość mirrorów stron do wyfiltrowania - do tego typu rejestru stron niedozwolonych będą potrzebne tysiące nowych pracowników, policjantów, prokuratorów itp. z kwalifikacjami!! Jestem za stymulacją rynku pracy przez publiczne instytucje, ale to już przekracza możliwości mojej wyobraźni! I znów pytanie - kto za to zapłaci?!
"Jakie sa realistyczne
"Jakie sa realistyczne mozliwosci na wejscie tej ustawy w zycie?"
Ustawa zostanie zapewne szybko przepchnięta przez Sejm - pora więc działać. Napisałem LIST DO PREZYDENTA RP nakłaniający go do zawetowania ustawy. List znajduje się na stronie: http://stopcenzurze.wikidot.com/list-do-prezydenta
Jako że mamy już i tak ponad 75 tys. podpisów przeciw cenzurze Internetu na stopcenzurze.wikidot.com, chciałbym, żeby pod tym konkretnym listem podpisało się tylko kilkanaście / kilkadziesiąt osób związanych z siecią - blogerów / mikroblogerów / prawników / przedsiębiorców, czyli osoby, które z racji swojego zawodu bądź zainteresowań znajdują się blisko tematu.
Działać trzeba szybko, liczę na Wasze poparcie! Jeśli chcesz podpisać się pod listem, wyślij mi proszę maila na borys@musielak.eu z imieniem, nazwiskiem i nazwą bloga / stanowiskiem / projektem którym się zajmujesz.
Borys Musielak
Grupa Jakilinux
Przydałby się list do
Przydałby się list do Premiera Tuska.
Może trochę przemówiłby mu do rozsądku, bo wychodzę z założenia, że ktoś mu bardzo źle doradza i trzeba człowieka uświadomić. Przecież jeśli ta ustawa przejdzie to otworzy przysłowiową Puszkę Pandory, której nic nie zatrzyma.
Nawet TK. Trybunał chyba mało kiedy uwalił jakąś ustawę w całości. Najczęściej pojedyncze zapisy. Więc nawet jeśli zakwestionuje jakieś zapisy tej ustawy, to sama ustawa już będzie i będą ją tylko zmieniać. I to jest chyba clue całego zamieszania. Już teraz BSA cieszy się na powstanie rejestru.
Najbardziej jednak zastanawia mnie brak medialnej burzy. Ogólnopolskie media tylko zdawkowo informują o tych pomysłach i zaraz gdzieś te informacje znikają.
Mają w tym jakiś interes czy co??
Kolejne komentarze w mediach:
Kolejne komentarze w mediach:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Jeszcze o notyfikacji, czyli Sejm za min. 3 miesiące
Ponieważ przypuszczam, że wiele osób chciałoby się czegoś dowiedzieć na temat planowanych, dalszych losów przyjętego projektu - proponuję im lekturę opracowania opublikowanego na stronach Ministerstwa Gospodarki, zatytułowanego Notyfikacja projektów aktów prawnych zawierających przepisy techniczne (wytłuszczenie moje).
Zachęcam również do lektury rozporządzeń: rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 23 grudnia 2002r. w sprawie sposobu funkcjonowania krajowego systemu notyfikacji norm i aktów prawnych (PDF) oraz rozporządzenia z dnia 6 kwietnia 2004r. zmieniającego rozporządzenie w sprawie sposobu funkcjonowania krajowego systemu norm i aktów prawnych (PDF).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
notyfikacyjny problemik
A kilka dni temu TVN24.pl napisał w tekście Unia bierze się za naszą ustawę hazardową coś takiego, co pozwoliłem sobie, dla wygody czytania cytau, lekko uzupełnić:
Ta izba gospodarcza twierdzi, że również pierwszą z dwóch ustaw hazardowych należało notyfikować (ponieważ zmieniono definicje), nie tylko drugą - jak twierdzi Ministerstwo Gospodarki. Zapowiada się interesująca wiosna.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Piszesz, że "Jest również
Piszesz, że "Jest również Trybunał Konstytucyjny, chociaż nie wiadomo, czy ktoś zdecyduje się ustawę tam skierować, gdy zostanie już uchwalona".
A czy do Trybunału Konstytucyjnego może ustawę skierować zwykły szary obywatel? Bo jeśli tak, to sam chętnie to zrobię, jeśli ktoś pomógłby to przygotować.
Trybunał Konstytucyjny
Odpowiedź na to pytanie znajdzie Pan na stronach Trybunału Konstytucyjnego, w materiale pt. INFORMACJA O WARUNKACH WNOSZENIA DO TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO SKARGI KONSTYTUCYJNEJ. W przypadku składania skargi konstytucyjnej istnieje przymus adwokacki. O ile nie jest Pan adwokatem - samodzielnie nie złoży Pan takiej skargi. Zwracam też szczególnie uwagę na ten fragment informacji, w którym mowa:
Do tego jest również opinia Dyrektora Zespołu Wstępnej Kontroli Skarg Konstytucyjnych i Wniosków dr hab. Piotra Tulei, zatytułowana Dopuszczalność złożenia skargi konstytucyjnej po nowelizacji przepisów kodeksu postępowania cywilnego dotyczących skargi kasacyjnej (PDF). Tu czytamy m.in.:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
cenzura, ale nie prewencyjna
Ponieważ pojawiają się pomysły, jakoby ta ustawa wprowadzała cenzurę prewencyjną, która jest zakazana przez Konstytucję, może należałoby pewne rzeczy uściślić.
Cenzura prewencyjna, to cenzura, która ma miejsce PRZED opublikowaniem - na przykład wszyscy publikujący mają obowiązek przedstawienia do kontroli materiałów, które chcą dopiero opublikować.
W oczywisty sposób z taką sytuacją tutaj miejsca nie ma. Mamy miejsce z rozszerzeniem cenzury prawnej (o strony z hazardem) oraz przekazaniem nowych uprawnień do cenzury określonym instytucją. Ale to wprost sprzeczne z Konstytucją nie jest.
Wątpliwa za to jest proporcjonalność środków użytych w stosunku do szkodliwości oraz przerzucenie kosztów z państwa na prywatne firmy. Lepiej skupić się na tych dwóch kwestiach.
Co do notyfikacji:
Może z nią być problem, bo niektóre zapisy ograniczają konkurencję przy zakładach wzajemnych:
Ale zważywszy na ogólna tendencję, raczej nie liczyłbym na specjalne sprzeciwy - nikt nie będzie umierał za polskich internautów. Co najwyżej zostanie nam to wytknięte przy negocjacjach o liberalizacji rynku usług, o co zdaje się mamy zamiar zabiegać. Czyli możemy przegrać podwójną stawkę.
Cenzura prewencyjna nie de iure...
...ale de facto. Zakładając wprowadzenie pomysłów z RSiUN w życie osoba publikująca tekst np. na temat bezpieczeństwa sieciowego będzie musiała na poważnie brać pod uwagę blokadę, gdyż treści zawarte w artykule
Załóżmy, że ów serwis ma 500 artykułów na temat bezpieczeństwa sieciowego. W pięciu z nich znaleziono treści umożliwiające i mogące. Blokada nie będzie przecież dotyczyć pięciu URI, indywidualnych dla każdego artykułu. Zablokowany będzie cały serwis, czyli 1% treści umożliwiających i mogących oraz 99% treści neutralnych. Co więcej, zablokowany zostanie dostęp do wszystkich treści, które w owym serwisie zostaną opublikowane w przyszłości, niezależnie od informacji w nich zawartych.
Jako żywo przypomina to funkcjonowanie Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk, którego prezes publikował w Monitorze Polskim zarządzenia w sprawie pozbawienia debitu komunikacyjnego. Oto chyba ostatnie takie zarządzenie:
Właściwie gdyby zmienić parę detali, to sprawdzony i funkcjonalny wzorzec zarządzenia już jest...
--
Piotr "Mikołaj" Mikołajski
http://piotr.mikolajski.net
a ja się uprę że prewencyjna :)
Ogólnie rzecz biorąc powiedziałbym, że ten projekt przepisu jest zły również z uwagi na mętne znamiona publikacji zabronionych:
Wpisowi do RSiUN podlegają adresy elektroniczne pozwalające na identyfikację stron internetowych lub innych usług zawierających:
[...] treści, które umożliwiają uzyskanie informacji mogących służyć do [tego i owego]
jeszcze raz: ADRESY pozwalające na IDENTYFIKACJĘ STRON zawierających TREŚCI, które mogą służyć.
Weźmy pierwszy z brzegu przykład: www.google.pl jest to strona która sama w sobie nie zawiera treści mogących służyć do tego czy owego (czyli Google Inc NIE OPUBLIKOWAŁO żadnej publikacji, której treść należałoby ex post ocenzurować represyjnie). Sąd ex ante stwierdza, że www.google.pl POZWALA na identyfikację stron lub innych usług ale też nie "zawierających treści zakazane" ale umożliwiających uzyskanie informacji które mogą posłużyć do czynów zakazanych. Jeszcze raz: cenzura reakcyjna bylaby gdyby google na swoich stronach opublikowało coś i za kare było odfiltrowane. Sytuacja, w której można je odfiltrować, bo pozwala na na identyfikację stron trudno nazwać inaczej niż cenzurą prewencyjną.
Zwróćmy uwagę na sposób rozumowania: Google indeksuje wszystko co się rusza, zindeksowało więc też zapewne strony z adresami księgarń, w których można kupić pamiętniki Mitnicka zatem ocenzurujmy Google, bo pozwala na identyfikację strony księgarni, które zawierają ofertę sprzedaży ksiażki Mitnicka a więc niewątpliwe treści, które umożliwiają uzyskanie informacji (kupienie książki i jej przeczytanie) mogących służyć do (wiadomo o czym pisze Mitnick). I nie jest wazne czy ktokolwiek kiedykolwiek wklepał w Google "Mitnick", "księgarnia" czy "książka" (nie jest wazne czy striia z adresem księgarni byla wygenerowana/opublikowana czy nie), wazne jest że MOŻE być wygenerowana. To nie jest reakcja, to jest prewencja.
Adresy to nie to samo, co treści
"Cenzura prewencyjna, to cenzura, która ma miejsce PRZED opublikowaniem - na przykład wszyscy publikujący mają obowiązek przedstawienia do kontroli materiałów, które chcą dopiero opublikować.
W oczywisty sposób z taką sytuacją tutaj miejsca nie ma"
A właśnie, że taka sytuacja ma tu miejsce.
Blokowane mają być adresy, a nie konkretne treści.
A to znaczy, że po zablokowaniu wszystkie następne treści pojawiające się pod danym adresem (np. na blogu, forum, portalu itp.) będą prewencyjnie wykluczone z publikacji w polskim Internecie, dopóki sąd nie uzna na złożony wniosek, że są OK i nie wyda postanowienia o wykreśleniu adresu z rejestru.
To tak, jakby po wyemitowaniu nielegalnej treści w telewizji nakazać przymusowe zagłuszanie stacji, dopóki cenzor (sąd) nie sprawdzi, że już tych treści tam nie ma. Albo jakby po umieszczeniu nielegalnej treści w drukowanym tygodniku wydać zakaz sprzedawania go na terenie Polski, dopóki cenzor (sąd) nie przejrzy kolejnych wydań i nie uzna, że nie ma już tam nic nielegalnego.
Zresztą porównanie z TV może być dokładne - jeśli zablokowaną usługą będzie np. telewizja internetowa.
prewencyjna czy nie...
zależy od przyjętej terminologii. Ale zgodnie z tym, co niektórzy proponują, to np. sam wniosek o zablokowanie Redwatch byłby też cenzurą prewencyjną (bo wnioskowano o wyłaczenie serwisu).
Z braku lepszej, udokumentowanej definicji, pozostanę przy tym, co podaje np. wikipedia, czyli że cenzura prewencyjna to obowiązek przedstawiania przed publikacją materiałów do kontroli.
Kontrola represyjna, to sankcje karne związane z publikacją niedozwolonych materiałów oraz wycofanie z obiegu takich materiałów.
I z tym drugim przypadkiem mamy do czynienia, prawda?
To że sankcja zostaje rozszerzona nie tylko na publikatora, ale też np. na zamieszczających linki, to jest już inna sprawa, to warto podkreślać. Ale jeżeli ktoś chce się upierać, że mamy do czynienia z cenzurą prewencyjną, prosiłbym o podanie definicji (oraz najlepiej źródła), którą blokowanie stron w takiej formie wyczerpuje.
prewencyjna i nieczytelna
Ależ właśnie o to chodzi, że mowa jest o filtrowaniu adresów pozwalających na identyfikację stron internetowych (lub innych usług) zawierających treści, które umożliwiają uzyskanie informacji mogących służyć do tego czy owego.
Ta bizantyjska i niezrozumiała konstrukcja (przepraszam mieszkańców Bizancjum, tam idę o zakład, prawo było pisane w sposób bardzie zrozumiały) pozawala na odfiltrowanie wszystkiego, w szczególności dowolnej wyszukiwarki.
Po raz n-ty:
nie filtrowanie stron zawierających informacje służące
nie filtrowanie stron zawierających informacje mogące służyć
tylko filtrowanie adresów pozwalających na identyfikację stron internetowych (lub innych usług) zawierających treści, które umożliwiają uzyskanie informacji mogących służyć do tego czy owego.
Będę się upierał...
"Kontrola represyjna, to sankcje karne związane z publikacją niedozwolonych materiałów oraz wycofanie z obiegu takich materiałów.
I z tym drugim przypadkiem mamy do czynienia, prawda?"
Nie. Z tym przypadkiem mamy do czynienia, gdy np. sąd nakazuje usunąć z serwera określoną treść, która narusza prawo.
Zablokowanie dostępu do ADRESU jest czymś więcej, ponieważ "wycofuje się z obiegu" nie tylko niedozwolony materiał, ale też wszystkie następne materiały, które mogą być umieszczane pod danym adresem.
Telewizja internetowa jest tu bardzo dobrym przykładem. Załóżmy, że stacja X nadaje zarówno "normalnie" (przez satelitę z np. Wielkiej Brytanii), jak i przez Internet (z serwera umieszczonego w Wielkiej Brytanii). Od czasu do czasu podczas transmisji sportowych pojawiają się tam reklamy usług hazardowych - sponsorów transmisji. Dowiaduje się o tym polska Służba Celna i wnioskuje do sądu o wpisanie adresu serwera do Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych. Sąd wydaje postanowienie o wpisaniu. Adres serwera jest blokowany, przez co odbiorcy nie mogą oglądać odtąd wszystkiego, co jest nadawane przez stację X (w tym nie tylko reklam usług hazardowych czy nawet transmisji sportowych, podczas których te reklamy są nadawane, ale również filmów czy publicystyki). Sytuacja jest taka, że stacja X znajduje się ze swoimi treściami "w kwarantannie" i musi odtąd udowodnić sądowi, że programy, które nadaje, nie zawierają reklam hazardu. Nie wiem, jak to zrobi - może sąd nakaże zapisanie np. 3 miesięcy nieprzerwanej transmisji i jeśli nie znajdzie w tym materiale ani jednej reklamy hazardu, wykreśli stację X z Rejestru - czyli łaskawie zezwoli na publikację jej treści...
(Co najśmieszniejsze - odbiorcy mogą równocześnie oglądać program stacji X wraz z reklamami hazardu w telewizorach, ponieważ ustawa nie przewiduje zagłuszania sygnału satelitarnego...)
Wyobraźmy sobie teraz, że po jakimś czasie polski ustawodawca "idzie na rękę" takim delikwentom jak stacja X i pozwala rozpowszechniać ich sygnał w retransmisji, po uprzednim zatwierdzeniu na bieżąco przez wyznaczonego przez sąd urzędnika. Adres serwera stacji X jest nadal wpisany do RSiUN i blokowany, ale może ona retransmitować swój program z serwera w Polsce, po uprzednim przejrzeniu go przez wyznaczonego przez sąd urzędnika (oczywiście na koszt stacji X). Jeśli pojawi się reklama hazardu, urzędnik nie zezwala na wyemitowanie - tylko jej.
Ta sytuacja nie budzi już chyba wątpliwości, że jest to model cenzury prewencyjnej. A przecież jest to tylko złagodzony wariant modelu, który proponowany jest obecnie - tzn. po wpisaniu do RSiUN, zamiast blokować jak leci wszystkie treści związane z danym adresem, przepuszcza się te, które uzyskają dodatkową aprobatę.
Dzięki za odpowiedź. Jak
Dzięki za odpowiedź.
Jak dobrze rozumuję to zwykły obywatel nic nie może.
Ale co do wykorzystania wszystkich środków zanim otrze się sprawa o TK, to czy są jakieś w przypadku ustaw/rozporządzeń??
Osobiście nie słyszałem by ktoś zaskarżył do sądu, rejonowego czy okręgowego, bo chyba od takich szczebli się zaczyna (nie jestem prawnikiem więc proszę mnie poprawić), jakąkolwiek ustawę ani rozporządzenie.
Co może "zwykły obywatel"
Bo ani ustawy, ani rozporządzenia nie można "zaskarżyć do sądu". Ale jeżeli na jego podstawie zostanie wydane orzeczenie, to skarży się orzeczenie. A jak wyczerpie się drogę prawną co do tego orzeczenia i nadal są naruszone konstytucyjne prawa lub wolności, można iść do TK ze skargą, ale już nie na orzeczenie, tylko na ustawę czy rozporządzenie, na podstawie którego je wydano.
Uzupełniając - jeżeli na podstawie nowej ustawy hazardowej zostanie wydane orzeczenie, na przykład nakładające jakąś sankcję finansową albo blokujace stronę, to po wyczerpaniu środków prawnych można będzie dopiero indywidualnie iść do TK. Po drodze zresztą z wnioskiem o zbadanie zgodności ustawy z konstytucją będzie mógł wystąpić sąd rozpoznający sprawę, ale to już jego wyłączna inicjatywa.
Czy w przypadku gdyby z
Czy w przypadku gdyby z działania ustawy dokonano by na oślep blokady IP hostingu współdzielonego na "winną" i moją niewinną witrynę i naraziło by to moja działalność na potencjale straty finansowe np. ze względu na niesprzedane towary to czy taki przypadek czynił by mnie strona w sprawie i czy w takim przypadku mógł bym wszcząć ścieżkę procesową przedstawiona jw. kończąca się skarga w trybunale konstytucyjnym?
Skarga c.d.
Teoretycznie można by pozywać Skarb Państwa, przy czym wcale nie jest powiedziane, czy sprawa trafiłaby do TK i dotyczyłaby właśnie ustawy. Mogłoby być tak, że w takim wypadku uznanoby blokadę za niezgodną z samą ustawą, a wtedy jej niekonstytucyjność nie miałaby raczej znaczenia. Mogłoby być tak, że nie udałoby się wykazać żadnej szkody (wykazanie utraconych korzyści wcale nie jest takie banalne) i ponownie nie byłoby powodu do angażowania TK. Ale teoretyzować to sobie można zawsze :)
Zresztą, zanim sprawa dojrzałaby do etapu skargi konstytucyjnej, minęłyby pewnie długie miesiące, jeżeli nie lata. A potem sporo czeka się na rozpatrzenie samej skargi. Potem wznowienie postępowania, o ile się da. Odszkodowanie od SP, o ile się da. I tak dalej...
dwie kwestie
Jak ja to rozumiem, przyjęcie tej ustawy będzie oznaczać, że będzie można blokować strony kasyn internetowych legalnie działających w innych państwach (tam, gdzie stoi serwer i gdzie zarejestrowany jest podmiot prowadzący kasyno) mimo iż samo przeglądanie tych stron pozostanie legalne na terenie Polski (zabronione będzie tylko uczestniczenie w grach). Czyli oznacza to, że będzie można blokować dostęp do stron nawet wtedy, gdy nie jest on związany z żadnym przestępstwem. A może z poniższych zmian:
wynika, że jeśli Polak na terenie RP zagra (albo choćby potencjalnie może zagrać) w zagranicznym internetowym kasynie, to automatycznie to kasyno zaczyna podlegać prawu polskiemu, a więc i poniższym poprawkom do ustawy o grach hazardowych:
Czy w takim przypadku działalność internetowego kasyna w np. Wielkiej Brytanii staje się nielegalna z powodu braku polskiej domeny, lokalizacji na terenie RP, braku zezwolenia, a w końcu i urządzanie samych zakazanych gier przez Internet? Czy za jego właścicielami będzie wystawiany Europejski Nakaz Aresztowania?
Wtedy blokowanie jego stron to już jest pikuś...
Ciekawe, co na to powie Komisja Europejska?
Druga kwestia - czy w przypadku, jakby ta ustawa przeszła i po wpisaniu jakiegoś adresu w przeglądarce zobaczę informację o wpisaniu danego adresu do Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych, to czy będę mógł od razu złożyć skargę konstytucyjną na całkowity brak drogi sądowej dochodzenia ograniczenia mi konstytucyjnego prawa do pozyskiwania informacji? Bo ten brak drogi sądowej oznacza, że automatycznie została ona wyczerpana...
"jeśli Polak na terenie RP
"jeśli Polak na terenie RP zagra (albo choćby potencjalnie może zagrać) w zagranicznym internetowym kasynie, to automatycznie to kasyno zaczyna podlegać prawu polskiemu"
Wyobrażam sobie zdziwienie tego kasyna, gdy się o tym dowie.
jak to wygląda w innych krajach?
Polska nie jest pierwszym krajem europejskim, który próbuje ograniczać dostęp do pewnych stron WWW. Przypadkowo trafiłem dzisiaj na taki artykuł.
W skrócie: jest to lista słów, które zwracają ocenzurowane wyniki w wyszukiwarce Google w różnych krajach. Na liście m.in. Francja i Niemcy, oba kraje ze stronami o tematyce nazistowskiej; Australia (podobny powód - dyskryminacja rasowa) i USA (oczywiście prawa autorskie).
Nie liczyłbym więc na to, że Komisja Europejska zakwestionuje sam pomysł blokowania stron. Jest szansa, że nie zgodzi się z przyjętym rozwiązaniem jako zbyt szerokim i nie podlegającym wystarczającej kontroli.
Może to nie pytanie prawne,
Może to nie pytanie prawne, ale zastanawia mnie, jak w takich realiach blokowania stron miałyby być ścigane przestępstwa np. związane z pedofilią.
Skoro ustawa z góry nakazuje blokowanie takich stron przez providerów (w uproszczeniu), to zablokowany będzie do nich dostęp również dla np. Policji. A skoro tak, to jak mieliby ścigać takich ludzi??
Nagle się okaże, że służby mają mieć, również na koszt operatorów czyli de facto na nasz koszt, dostęp do sieci nieblokowanej??
Pomijając fakt, że jest to praktycznie niewykonalne, to przynajmniej dla mnie wygląda to tak, jakby rząd próbował problemy zamieść pod dywan tą ustawą - nie ma dostępu do strony to nie ma problemu i nie ma przestępstwa. Za to statystyki piękne...
Nie wierzę aby część
Nie wierzę aby część "telekomunikacyjna" ustawy ANTY(hahaha)hazardowej weszła w życie.
A jeśli wejdzie to teoretycznie umożliwi zablokowanie dowolnej witryny na której można dynamicznie umieszczać treść(np w postaci komentarzy na prawo.vagla.pl). Wystarczy wrzucić do komentarza link do "treści zakazanej" i zgłosić witrynę na policję. Teraz wystarczy decyzja sądu i strona nie działa.
A właśnie, decyzja sądu. O ile w państwach gdzie blokada jest automatyczna jest ona w stanie działać w praktyce, o tyle w Polsce, jeśli o wpisie będzie decydował sąd, można tworzyć strony internetowe z treściami zakazanymi szybciej niż sąd będzie w stanie wydawać decyzje. Bo nie wyobrażam sobie decyzji o wpisie w rejestr adresu z wildcardem(bo nie jest to adres umożliwiający identyfikację).
Może pospekuluję dalej.
Tworzę stronę z reklamami hazardu(nazistów, hakerów i rysunkową pornografię na razie zostawię). Stronę umieszczam pod adresem http://subdomena1.domena.pl, pod głównym adresem http://domena.pl, oraz pod kilkoma subdomenami jest "niewinna" treść. Wszystkie pozostałe subdomeny(na zasadach catch-all) wyświetlają "zakazaną treść". W jaki sposób sąd może określić które adresy wpisać do rejestru? :)
Tu komentarze są moderowane
Tu komentarze są moderowane. Jeśli próbuje go umieścić ktoś, kto nie dysponuje kontem z odpowiednimi prawami, to jego komentarze trafiają do moderacji. Bardzo wiele prób komentowania nie "ogląda dziennego światła". Nie jest zatem tak, jak był Pan uprzejmy napisać, że w serwisie prawo.vagla.pl "można dynamicznie umieszczać treść".
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Zgadza się, akurat Pańska
Zgadza się, akurat Pańska strona, ze względu na moderację nie była właściwym przykładem dla mojej tezy. Co jednak nie zmienia faktu że jeśli ten rejestr stron działał by sprawnie to można by go wykorzystać do zablokowania dowolnej strony na której gości/użytkownicy mogą swobodnie umieszczać treść.
była mowa o URL
ale pozwala Pan przy komentarzu podać adres strony webowej (oraz tagi <a> w treści).
można:
1. utworzyć miłą/tematycznie pasującą stronę domową
2. skomentować któryś z pańskich artykułów
3. poczekać do zakończenia moderacji
4. zmienić swoją stronę w redirect na np. redwatch
5. zgłosić że vagla.pl umożliwia dostęp do wiadomych treści
--
pozdrawiam
i.o.
"możliwie najmniejsza dolegliwość"
Obawiam się, że w tym przypadku do Rejestru trafi IP serwera.
Zgodnie z zasadą "proporcjonalności i możliwie najmniejszej dolegliwości zakresu blokowania".
Albo wpisze się *.domena.pl - (domena.pl + niewinna1.domena.pl + niewinna2.domena.pl + ... + niewinnan.domena.pl) :-) I niech dostawcy Internetu zadbają o to, by to zaimplementować, a jak tego nie zrobią, to się ich ukarze.
jak to zablokować IP?
Przecież IP jest bardzo często współdzielone w ramach serwera, czy to w kontekście poczty czy stron www. Właśnie sensowniej jest zgłaszać problem naruszenia prawa do firmy obsługującej w/w usługi - zazwyczaj szybko i bez większych problemów taki klient jest przez firmę postawiony pod ścianą - albo przestanie łamać prawo, albo wypowiadana jest umowa / blokowane konto itd. Tak to działa teraz i wydaje mi się, że to jest dobry mechanizm. Wystarczy prawo egzekwować. Fakt, gdy usługa jest świadczona poza granicami kraju sprawa trochę się komplikuje, niemniej jednak obecne podejście włodarzy jest zupełnie niepoważne. Naprawdę nie mam pojęcia jaką dźwignię i kto i gdzie włożył w te trybiki ale przyłożenie ma fantastyczne. Internet szczeka a karawana jedzie dalej;-)
A jak to w tech CHRL jest naprawdę?
Skoro już w kontekście pomysłów na blokowanie tego i owego coraz częściej pojawiają się porównania do Chin i „chińskiego firewalla” - używane chyba głownie na zasadzie „mocnego hasła” choć oczywiście nie bezpodstawnie chętnie dowiedziałbym się jak to w tych Chinach na prawdę działa, i czy działa.
No bo wiemy, że rząd Chin robi co może aby cenzurę utrzymać. Czyli nie szczędzi środków i jednocześnie pewnie znacznie skuteczniej „trzyma w ręku” wszystkie „kable do sieci” niż uda się zrobić to komukolwiek/kiedykolwiek w Europie.
Ale czy to całe filtrowanie i cenzurowanie tam faktycznie działa na 100% czyli inaczej czy na prawdę będąc podłączonym do sieci wewnątrz CHRL nie da się niektórych stron otworzyć, czy po prostu da się ale trzeba umieć?
A jak to w tech CHRL jest naprawdę?
Nie znając Chin, ale znając technologie internetowe obstawiałbym, że się da obejść, nawet dość łatwo - ale o wiele trudniej nie dać się na tym przyłapać. Znam osoby, które obchodziły bardzo restrykcyjne zabezpieczenia firmowe - tyle tylko, że im groziła w najgorszym razie utrata pracy, a nie kula w tył głowy.
Skuteczne filtrowanie zapewnia zasada: domyślnie blokujemy wszystko, wpuszczamy tylko pewien określony podzbiór. Tak działa oprogramowanie instalowane w niektórych firmach, pozwalajace na dostęp tylko do kilku wybranych stron potrzebnych w pracy (a i to jest obchodzone). W skali kraju nie wyobrażam sobie takiego rozwiązania. Chińskie rozwiązanie to raczej blokowanie określonych słów kluczowych albo adresów, przepuszczanie całej reszty.
Na przykład tak.
Pomijajac faze sciagniecia strony do wyszukiwarki i analizy leksykalnej - oprogramowanie wyszukiwarek tworzy zwykle tzw. odrocony indeks (inne nazwy: "odwrotny indeks słów", Reverse Word Index - RWI). Jest to prosta struktura danych, slowo połączone ze zbiorem URL-ow. Po wpisaniu slowa kluczowego otrzymujemy taki wlasnie zestaw URL-i. Oczywisci to tylko prosty model. Do tego autorzy wyszukiwarek dorzucaja algorytmy wyswietlajace URL-e dla wiekszej ilosci slow, te ktore sa popularniejsze bo sa osiagalne z wiekszej ilosci stron w innej domenie (wczesny PageRank Google'a), etc. Reasumujac: Wyrzucajac z odroconego indeksu niewygodne slowa automatycznie nie pokazujemy ich w wynikach wyszukiwania. Pozostaje problem taki, ze uzytkownik zna URL (dostal e-mailem na przyklad). To mozna zalatwic blokujac IP tych znanych adresow URL serwerow (a znamy przeciez juz usuniete z indeksu URL-e, wystarczy ustalic za pomoca DNS ich adresy IP - odpowiedni program pisze w naszych realiach zainteresowany Informatyka licealista). Blokowanie tresci jest koncepcyjnie bardzo proste i wykonalne trzeba tylko kontrolowac wyszukiwarki, nie pozwalac na korzystanie z tych niecenzurowanych i kontrolowac ruch wychodzacy z danego panstwa. Oczywiscie maly procent 'zakazanych' stron zawsze zostanie osiagniety. Kolejna z mozliwosci jest dopuszczenie do gry tylko 'licencjonowanych' providerow internetowych. Aby dzialaly adresy URL, nalezy dostarczac usluge DNS. Odpowiednio usuwajac rekordy z serwerow DNS, powodujemy, ze dana strona nie jest osiagalna.
Mysle, ze kombinacje wlasnie tego typu rozwiazan stosuja wladze Chin.
Tylko ja się właśnie nie
Tylko ja się właśnie nie chciałbym zastanawiać jak to działa i czy jeśli działa jak myślę to da się obejść tak czy siak. Bo teoretycznie to ten problem jest przegadany w gazylionie miejsc i wątków także tutaj w tym serwisie. Co chciałbym wiedzieć to jak jest w rzeczywistości, czyli posłuchać kogoś kto był wpięty wewnątrz do sieci i sprawdził organoleptycznie, że normalnie strona www.foobar.com nie działa, ale wystarczy to i śmo i działa, albo też, że firewall jest w 100% skuteczny i się da, a jedyny znany sposób to połączenie ppp via telefon satelitarny.
da się, ale trzeba umieć
Z tego co wiadomo, to chińska Złota Tarcza to połączenie ogromnej intytucji (kilkadziesiąt tysięcy osób) z bazą danych oraz technicznymi środkami takimi jak:
- filtrowanie pakietów pod kątem fraz kluczowych (np. wyniki searcha).
- filtrowanie dns, fałszowanie dns
- blokowanie IP, także tych przekierowujących na już zablokowane strony
- blokowanie na pewien czas połączeń, jeżeli poprzednie połączenia z tym adresem były już blokowane (np. na podstawie filtru).
Wszystko da się obejść, w końcu nawet w PRLu działał drugi obieg. Tylko że jest to trudne.
Piotr Mikołajski widzi mnie bez debitu komunikacyjnego
W tekście „Polska dawniej i dziś” albo „wraca nowe”, wzorując się na Zarządzeniu Prezesa Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk z dnia 17 listopada 1987 r. w sprawie pozbawienia debitu komunikacyjnego, zaprojektował Zarządzenie, którego § 1 ma mój serwis pozbawić takiego debitu...
Odpowiedziałem, że opublikowany na stronie Lasów Państwowych Hymn Leśny (MP3) na pewno ma sporo komunikacyjnego debitu. Komentarz czeka na moderację.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Komentarz już jest
Komentarz już jest, trafił do spamu za link z MP3. Można więc powiedzieć, że to pierwociny debitu na nazwisko "Waglowski" ;o)
--
Piotr "Mikołaj" Mikołajski
http://piotr.mikolajski.net
Mnie zastanawia inna
Mnie zastanawia inna kwestia, a mianowicie - co z tego, że istniejące strony zostaną zablokowane? Jaki z tego będzie pożytek? Bo takie działanie przypomina mi nieco postępowanie z bombą - zamiast ją rozbroić schowamy w piwnicy pod ziemniakami, otrzepiemy ręce i przyznamy sobie premie i medale w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.
Każdy reżim chcąc kontrolować wszystko prędzej czy później zadławi się nadmiarem informacji i coraz więcej dziedzin spod kontroli będzie mu się wymykało. Oczywiście tych, których przyłapie będzie traktował z całą surowością "dla przykładu", ale niczego pokazówkami nie zmieni. Z tym, że np. takie Chiny na cenzurę stać. A czym się kończy blokowanie "wrażych treści" w zadłużonym po uszy kraju starsi pamiętają - 20 stopień zasilania, bo prąd potrzebny do zagłuszania...
Zastanawia niespotykana jednomyślność na całym świecie w lansowaniu tezy, że "tak dalej być nie może" i "coś trzeba z tym zrobić" artykułowana najgorliwiej przez państwa demokratyczne. Pod różnymi pretekstami (np. Stany - prawa autorskie, Niemcy - nazizm, Polska - pedofilia) przygotowuje się grunt pod założenie kagańca na internet. Czyżby działaniami rządów poszczególnych krajów kierowała jakaś ukryta władza nadrzędna? Bo czy np. choć jeden niemiecki neonazista ze względu na blokadę stron o treściach nazistowskich zrezygnował z bycia neonazistą?
w ochocie rządzących do
w ochocie rządzących do kontrolowania wymiany myśli nie ma nic dziwnego - rzekłbym nawet, że jest to najmniej zmieniający się element od paru tysięcy lat.
Po prostu ktoś w końcu zastanowił się jakie konsekwencje przynosi internet dla porządku prawnego, gospodarczego oraz politycznego i się wystraszył.
Zgadzam się z wyrażonym już poglądem, że to tylko przygrywka przed blokowaniem "piractwa". Ale po kolei:
Jednym z fundamentów prawa jest pojęcie własności. Ono samo wywiedzione zostało z prostej obserwacji, że z danej rzeczy (przedmiot, zasoby) może w danej chwili korzystać ograniczona ilość osób. Jest to oczywiście prawda, w odniesieniu do rzeczy materialnych.
Troszkę bardziej skomplikowanie sprawa wygląda z ideami, które są równie cenne już od starożytności. Te mają niewygodną cechę rozprzestrzeniania się, ale i temu dawało się zaradzić. Ponieważ sposoby przenoszenia idei były związane z fizycznym kontaktem lub fizycznymi nośnikami, można było kontrolować osoby (np. płacąc im i pilnując, by zanadto nie kontaktowały się z innymi - albo po prostu zamykając w wieży/zakopując). Można też było kontrolować nośniki informacji - na przykład obieg książek, których dużo nie było, bo kosztowały krocie. A osoby zbyt gadatliwe - uciszać.
Sytuacja skomplikowała się przez wynalezienie druku. Nagle koszt publikacji książek obniżył się o rząd wielkości. Efektem był m.in. Renesans i Reformacja.
Kolejną rewolucją było wynalezienie druku bębnowego w XIX wieku, który umożliwił jeszcze tańsze i bardzo szybkie drukowanie - na przykład gazet. To przyniosło powstanie prawdziwej opinii publicznej, w efekcie demokrację, równouprawnienie, zniesienie niewolnictwa, uwłaszczenie, socjalizm (tj. ochronę praw pracowniczych) oraz upadek kilku imperiów.
Nadal jednak, wystarczało kontrolować dystrybucję fizycznych nośników, druk był tańszy, ale nadal kosztowny i wymagał sporego nakładu pracy. Dostęp do informacji był tańszy, ale nadal znacznie różniący się od zera.
Internet to kolejna rewolucja. Każdy może być redaktorem i wydawcą, prędkość obiegu informacji została po raz kolejny zwielokrotniona, a jej koszt zredukowany niemal do zera. Zanika więc podstawowa przesłanka prawa własności - dostęp do informacji, nie ogranicza tego dostępu dla innych osób. Do tego można spodziewać się, że przyspieszenie obiegu informacji znowu przyniesie radykalne zmiany w organizacji społeczeństw.
A zmiany mają to do siebie, że ci, którzy rządzą w najlepszym dla nich przypadku rządzić przestają. I nie mówię tu tylko o politykach, ale także np. o tych posiadających władzę ekonomiczną. W biznesie nic nie jest większym zagrożeniem, niż niepewność. Internet to poważne zagrożenie dla istniejącego status quo i naturalne jest, że ci, którym obecnie żyje się dobrze, będą starali się narzucić kaganiec na internet, do momentu aż upewnią się, że uda im się utrzymać na szczycie fali przemian.
Nie doszukiwałbym się więc żadnych spisków ciemnych sił - działa tutaj zwykły egoizm i chęć zachowania swojej pozycji - a której przetasowania wróży rozwój internetu i ogólniej nowych mediów.
Jednym z aspektów tej rewolucji
Jednym z aspektów tej rewolucji zajmuje się infografika, komentowana w tekście: The Death Of The Music Industry, słowami "Very good infographic from the New York Times conveys the dwindling death knells of the music industry"
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Pytanie tylko, czy w
Pytanie tylko, czy w interesie publicznym jest chronienie podupadającej branży kosztem konsumentów. Podobno wolna konkurencja jest najlepszym regulatorem...
Zresztą infografika jest myląca, nie podaje zmian w nawykach odbiorców branży rozrywkowej. Z danych, na które ja trafiłem, wynika, że np. przemysł filmowy notuje co najwyżej stagnację lub wolny wzrost, a nie gwałtowny spadek. A część potrzeb, jeżeli chodzi o rozrywkę, zaspokaja internet i gry komputerowe, które rozwijają się bardzo dynamicznie.
Chciałbym zobaczyć podobne dane dotyczące całej, szeroko pojętej branży rozrywkowej. Najlepiej nie tylko dla Europy + USA, ale także z uwzględnieniem Bollywood, Brazylii i Afryki.
Jestem w stanie zrozumieć zachowanie wydawców i dystrybutorów, którym wygodnie było od 20-30 lat z kartelem, który stworzyli. Podobnie jak rozumiem cechy rzemieślników walczące najpierw w średniowieczu z partaczami, potem z manufakturami. I właścicieli manufaktur, walczących z powstającymi fabrykami. Hodowców koni w USA, którzy wymyślali niestworzone historie na temat zgubnego wpływu samochodów, kiedy Ford T zaczął zalewać rynek (był to zresztą proekologiczny wynalazek, bo sterty nawozu były poważnym problemem dla amerykańskich miast i miasteczek - zdarzały się nawet przenosiny całych miejscowości z tego powodu).
Tylko że jako konsumenci, mamy prawo wymagać od rządzących nie poddawaniu się partykularnym interesom tej czy innej podupadającej branży, prawda? :D
Interes konsumenta
Dziś rano podobne zdanie wyraził w "Trójce" Adam Cymer (redaktor naczelny "Nowego Życia Gospodarczego") - stwierdził, że "pirat nie pirat" twarde prawa ekonomii są takie, że wygrywa ten, kto dba o konsumenta, a te ceny oficjalne są strasznie wygórowane i nic dziwnego, że tacy sobie nie radzą.
Dla mnie wydźwięk był taki, że interes konsumenta jest najważniejszy i na tym warto się skoncentrować, a nie na biednych przedsiębiorcach, którzy nie dają sobie rady w warunkach konkurencji. Dopiero jak redaktorzy zaczęli go mitygować, że to kradzież, to na koniec przytaknął, że przestrzeganie prawa jak najbardziej tak.
Odpowiedzialność przechodzi na państwo wraz z regulacjami.
Na wstępie przepraszam, że posłużę się poniżej dość drastycznymi przykładami.
Załóżmy dwie hipotetyczne sytuację:
Sytuacja 1 Państwo nie releguje w żaden sposób handlu zabawkami.
Kupuję do zabawy kilkuletniemu siostrzeńcowi (zafascynowanemu rycerzami itp...) miecz. Sprzedawca zapewnia mnie, że jego dzieci świetnie się nim bawią. Niestety miecz okazuję się skuteczną zabójczą bronią od której ginie w przedszkolu kilku maluchów.
Oczywiście jestem za tą tragedię w dużym stopniu odpowiedzialny bo to ja podarowałem małemu tak niebezpieczny przedmiot.
Sytuacja 2 Państwo reguluje handel zabawkami tak jak teraz. Są specjalne przepisy i odpowiednie służby do regulacji tego handlu. Reszta wydarzeń jak poprzednio.
Kto jest odpowiedzialny za tragedię...? Nadal ja, czy może bardziej sprzedawca, który nie miał mi prawa takiej "zabawki" sprzedać i służby które nie dopilnowały sprzedawcy...? Chyba miałem prawo oczekiwać, że odpowiednie służby zadbały o to żebym nie mógł kupić dziecku niebezpiecznego przedmiotu...?
Ale czemu o tym wszystkim piszę w tym wątku...?
Otóż załóżmy, że "ściągam z sieci" pornografię z udziałem młodych kobiet. Póki co to jest mój problem czy "aktorki" mają więcej niż 18 lat i ja za to jestem odpowiedzialny, żeby nie wejść przypadkiem w posiadanie "nielegalnych treści".
Rozumiem, że Państwo wraz z tymi regulacjami przejmuję na siebie tą odpowiedzialność, no bo ja przecież nie powinienem mieć już więcej możliwości ściągania "nielegalnych treści" więc chyba mogę domniemywać, że wszystko co ściągam jest "odpowiednie". W końcu od czego są te wszystkie przepisy i służby...?
Pozdrawiam!
Istnieją atesty. Jeżeli
Istnieją atesty. Jeżeli kupi pan zabawkę nieoznaczoną żadnym atestem, lub na przykład oznaczoną jako nadającą się dla dzieci powyżej 3 lat i pana półtoraletnie dziecko udławi się drobną częścią, to odpowiedzialność spada na pana.
Oczywiście, że regulacje są potrzebne, ale nie muszą oznaczać cenzury. Państwo powinno zapewnić obywatelowi informację, ale nie musi go w jego wyborach ubezwłasnowolniać. Można wprowadzić obowiązek zapewnienia przez operatora filtrowania treści, ale za zgodą odbiorcy, i równocześnie utworzyć listę stron, na których wg rządzących znajdują się treści szkodliwe/zakazane. Wtedy każdy mógłby sobie sam zadecydować, czy chce takie strony oglądać, czy nie. I ponosić odpowiedzialność za ten wybór.
I nikt by nie mógł zarzucić cenzury, prawda?
Nadmierna regulacja jest szkodliwa nie tylko ze względu na ograniczanie wolności i praw podstawowych. Podobnie jak religia, daje poczucie, że ktoś decyduje za nas, więc nie ponosimy odpowiedzialności za swoje czyny. Na dłuższą metę, to zaprzeczenie idei państwa obywatelskiego.
nie moge sie powstrzymać...
Chyba mowa tylko o religiach, które wierzą w jakąś skrajną formę predestynacji
no właśnie...
No właśnie chyba religia nie zezwala ani nie przewraca w głowie wierzącym na tyle by uważali, że mogą robić co chcą bo i tak ich grzechy zostaną im wybaczone - czy coś w ten deseń że się tak wyrażę. Religia raczej spaja ludzi w chwilach kiedy przeżywają trudny okres (w sumie to wg. mnie tak powinno być). Niestety a może i stety dziś to wygląda tak, że mamy miliony wierzących, którym w sumie ta wiara została narzucona z góry już przy ich narodzinach. Zatem zostali wychowani na katolików i raczej wątpie żeby uważali iż mogą się czuć w pewien sposób bezkarni. Co innego kwestia powodów wiary i jej wartości względem innych rzeczy/sytuacji mających miejsce na co dzień - no to już można zauważyć troszkę przesadę... ale to nie temat na to forum.
Co zaś do samego tematu przyjęcia RSiUN - no to myślę, że my jako społeczeństwo powinniśmy być uświadamiani przez rząd po co tego rodzaju są wprowadzane - bo póki co to po stronie rządu cisza a podobno rozwiązują jakiś problem - bardzo tylko ciekawe jakie jeszcze niuanse się kryją pod takimi super rozwiązaniami.
Jak działałaby ustawa w
Jak działałaby ustawa w przypadku reklam hazardu wrzuconych na stronę przez googlowe AdSense?
ciekawe co na RSiUN Google,
też się nad tym zastanawiałem. Bo oczywiście ustawa zakłada w takim wypadku blokowanie strony, pytanie tylko czy obejmie to też serwer "serwujący" taką reklamę.
A w każdym razie, dla nich to wymierny spadek dochodów, bo akurat reklama bukmacherów jest w sieci nagminna.
A to Tusk by się zdziwił, gdyby za dwa dni Google ogłosiło, że wycofuje się z Polski z powodu narastającej cenzury...
Wolałbym "Pan Premier"
Wolałbym "Pan Premier". Chciałbym prosić o pewien podstawowy szacunek dla konstytucyjnych organów państwa.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Postaram się dostosować,
Postaram się dostosować, choć pisząc nie widziałem urzędującego premiara jako organ, ale konkretnego człowieka, który stoi za forsowaniem ustawy - a mam uzasadnione obawy, czy stoją za tym jedynie merytoryczne przesłanki i dobro publiczne.
Dodam, że premiera Donalda Tuska osobiście szanuję, co nie przeszkadza mi krytycznie oceniać wielu jego poczynań.
Jest to zresztą ciekawy problem, zawsze wydawało mi się, że wielka litera zarezerwowana powinna być dla głowy państwa, choć oczywiście czasami dopuszczalne jest używanie wielkich liter przy pisaniu o konkretnej osobie w konkretnej funkcji.
Na stronach premier.gov.pl oraz kprm.gov.pl premier pisany jest zawsze wielką literą, nie przypominam sobie, czy było tak zawsze. Ale już na ministrowie pisani są małą, bez megalomani. Oczywiście tylko na stronie Kancelarii, na stronach ministerstw wygląda to różnie, zależnie od ministerstwa i użycia (lista stanowisk/teksty):
MSZ - wszystko wielką;
MSWIA - wielką/w tekstach małą;
MEN - wielką/małą;
MRiRW - wielką/małą;
MG - Tutaj nietypowe podejście, salomonowe rzekłbym. Na głownej podpis pod zdjęciem kapitalikami, tak jak inne nagłówki w pobliżu. W tekstach za to bardzo skromnie, zarówno wicepremier jak i minister zawsze pisane małą literą.
W ogóle strona MG jest pełna sprzeczności. Z punktu widzenia usability, kolorystyki czy architektury informacji jest koszmarem, modelowym przykładem "jak nie robić". Ale ma rssy, werjse mobilną i dla osób niedowidzących - więc przynajmniej jest jakaś świadomość takiej potrzeby.
Oczywiście strona nie serwuje samoistnie odpowiedniej wersji, kod to zupa tagów i formatowania a wszystko robione pod jedyną słuszną przeglądarkę z oprogramowania od jedynego słusznego dostawcy.
Ja też czasem mam kłopot z jakiej litery napisać, ale
Ja też czasem mam kłopot z jakiej litery napisać, ale raczej staram się tak komentować w tym serwisie, by nie miało znaczenia jakie nazwisko nosi osoba piastująca organ władzy publicznej. Dla rozważań na temat prawa - jak chciałbym to widzieć - nie ma znaczenia jak się nazywa aktualny Prezydent czy Prezes Rady Ministrów. Dlatego też chyba nigdy nie pozwoliłem sobie (w tym serwisie) na posłużenie się wyłącznie nazwiskiem osoby sprawującej dany urząd, by odnieść się do jej działań (jako osoby sprawującej ten urząd). Jeśli miałbym posłużyć się wyłącznie nazwiskiem - prawdopodobnie kontekst takiej potrzeby wykraczałby poza ramy tego serwisu. Tu ważne są uprawnienia organu i czy są wykorzystywane czy też nie, a jeśli tak, to w jaki sposób.
Na przykład art. 148 Konstytucji RP podpowiada nam:
Mogę się zgadzać lub nie zgadzać z decyzjami politycznymi danej osoby, ale w tym serwisie nie chodzi o komentowania tej sfery aktywności publicznej, dlatego raczej używam Pan Premier Tusk, premier, Prezes Rady Ministrów (co do wielkości liter - ktoś może mnie poprawić, ale sens - mam wrażenie - oddałem).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
w aktach prawnych zawsze z wielkiej
...litery, natomiast jeżeli nie ma się na myśli konkretnej osoby, a stanowisko - wtedy właśnie powinno używać się małej. Ja pewnie mam skrzywienie ideologiczne, ponieważ są to jednak urzędnicy państwowi, nie wybrani w powszechnych wyborach. Tak więc prędzej napiszę Sejm, Prezydent RP. Legitymacja jest tutaj zupełnie inna, a to moim zdaniem powinno być podstawą wyboru formy, nie realna władza.
Inna sprawa, że masowo pojawiając się Dyrektorzy Departamentu, Prezesi Zarządu czy nawet Kierownicy Zmiany. Ale to już efekt zapatrzenia w język angielski i megalomanii, tym bym się nie sugerował :D
Ponieważ ten serwis należy
Ponieważ ten serwis należy do Pana, racja właściwej interpretacji leży po Pańskiej stronie, wprowadzę jednak mała polemikę:
1) Jako że również jestem prawnikiem, tok rozumowania jest mi dość bliski, choć w przypadku polityki (określenie "administracja" w przypadku najwyższych szczebli systemu demokratycznie tak przebrzmiałego subiektywnie rzecz biorąc nie powinno istnieć) staram się opiniotwórczo przybrać ogląd poza-strukturalny, co za tym idzie - niezależny. Wprawdzie podlegam obywatelsko i terytorialnie zasadom Konstytucji RP, ale nie głosowałem na obecnego Premiera i nie uważam go za wybranego zgodnie z sumieniem i potrzebami Narodu.
2) Ponieważ podobnie uważa spora część mych współobywateli - nie zamierzam i nigdy nie zamierzałem umieszczać przy nazwisku Donalda Tuska dookreślenia Premier RP tudzież Prezes Rady Ministrów. Swobodnie użyłbym natomiast jego imienia i nazwiska, samego nazwiska, podobnież (w sytuacjach z udziałem osób mi bliższych) mniej lub bardziej zabawnego synonimu.
3) Grzeczność nakazuje, by w kontaktach sam na sam z postacią, również w/w (których pare razy zdarzyło mi się już doświadczyć, podobnież - jak domyślić się mogę - Panu), osobę uszanować, hołduję więc staroGalicyjskiej zasadzie przytoczenia najwyższej dystynkcji dotychczas przyznanej.
4) Ostatecznie - najprzód zaznaczywszy osobistą, stopniowo rosnącą pogardę wobec niedorozwiniętych mediów powszechnych (wyłączając internet) - możemy zawsze pójść w ślad dziennikarskiej zażyłości co i rusz prezentującej publicznie nieuszanowanie przytoczonej przez Pana zasady. Komentarze na forach internetowych nigdy nie miały i raczej nie będą miały statusu wypowiedzi prawnie pociągającej (unless IPv6?), poruszenie zaś "problematyki Donalda" bądź innego "[...]Donka" nie pociąga za sobą raczej moralnego spustoszenia.
To jednak jest Pańskie forum, na polemice więc poprzestane.
A od serca - życzę Panu jak najlepszych wyników w Pana wyjątkowej, jedynej w polskim rodzaju działalności na tym portalu i poza nim. Szanuję to, czego Pan w dziedzinie dokonał.
w Google nie ma
akurat reklam bukmacherów internetowych w postaci linków sponsorowanych. Za to są w Netsprincie.
Pomysł na kontekst komunikacji z Panem Premierem i Prezydentem
Można wykorzystać komentarz 67-go sekretarza stanu USA odnośnie wolności słowa w Chinach (przepraszam, że po angielsku, ale nie czuje się kwalifikowany do przetłumaczenia):
Chciałbym zobaczyć jakby się odnieśli do takiego stanowiska.
Moim zdaniem porównanie jest trafne, bo każdy projekt umożliwiający rządowi jakąkolwiek cenzurę bez uprzedniego nakazu sądu, to otwieranie puszki Pandory. Założenie projektu, że wykonawcami będą prywatne firmy wskazuje na to, że jego autorzy mieli na celu zdobycie poklasku w walce z hazardem, a nie interes obywatela.
Pani Clinton wygłosiła stanowisko do tłumu
Pani Clinton wygłosiła stanowisko do tłumu (telewizyjnego, internetowego), chociaż chyba adresatem przesłania (jakikolwiek by ono nie było) byli pewnie partnerzy biznesowi w rządzie zaprzyjaźnionego mocarstwa. Natomiast wolności i prawa są i w demokratycznych państwach mogą być ograniczane. Przykład regulacji konstytucyjnej, która to reguluje, to art 31 ust. 3 Konstytucji RP:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Przesłanie Hilary jest
Przesłanie Hilary jest dość jasne:
- nie pozwolimy, żeby atakowano naszych gigantów, bo utrata zaufania (jako dysponentów danych prywatnych) mogłaby nas drogo kosztować
- będziemy bronić naszych patentów i innej IP jak niepodległości, będziemy naciskać naszych partnerów zarówno otwarcie jak i zakulisowo
- reszta internetu powinna być wolna, sprzyja to robieniu interesów, możemy też to wykorzystać politycznie do naszych celów
- i na podsumowując, będziemy bronić naszych i innej IP jak niepodległości, będziemy naciskać naszych partnerów zarówno otwarcie jak i zakulisowo; przecież tutaj nie chodzi już o wolność, tylko o biznes
polecam artykuł:
http://online.wsj.com/article/SB10001424052748703699204575016801501346056.html
Co by było gdyby istniało
Co by było gdyby istniało takie prawo, a ja, mieszkając przy granicy z Ukrainą umówiłbym się z kimś mieszkającym po drugiej stronie granicy na uruchomienie nadgranicznej sieci WiFi. Po czym taką sieć bym eksportował po wiosce, w jaki sposób rząd by zawiadamiał mnie jakie strony mam blokować? Jak często? W jaki sposób? Poleconym? Mailem? Ciekawi mnie w jaki sposób by to blokowanie wymuszali. W końcu ja swój nadgraniczny internet mógłbym po tanio najętych łączach TPSA mógłbym sprzedawać w całym kraju.
Ten projekt pasuje jak ulał
Ten projekt pasuje jak ulał do układanki o inwigilacji paneuropejskiej http://www.tvn24.pl/-1,1639116,0,1,beda-sledzic-na-100-sposobow,wiadomosc.html
Ten cały projekt sprawia
Ten cały projekt sprawia wrażenie naśladownictwa amerykańskiego TIA, z którego tam chyba już zrezygnowano. Ale on też chyba miał ciągnąć wszystko zewsząd i przepowiadać na tej podstawie kto, gdzie i kiedy wsiądzie do samolotu z pentrytem w majtkach. Ale cóż, jest duża kasa do podziału, więc pewnie trudno się z tego wycofać.
Wszystkim zainteresowanym
Wszystkim zainteresowanym problematyką wprowadzenia celowych tudzież nieświadomych ograniczeń w dostępie do sieci i tych kojarzących sprzyjające temu teorie braków IPv4 i konieczności dokonania rewaloryzacji rynku adresów sieciowych polecam materiały techniczne z debaty:
http://www.pl.ipv6tf.org/index.php?id=19&L=0&tx_ttnews[tt_news]=57&tx_ttnews[backPid]=8&cHash=d81b1c5b9c
A co można zrobić z łamaniem prawa w internecie?
Spójrzmy od drugiej strony. Jeśli ktoś w Polsce prowadził by punkt usługowy lub wydawał gazetę łamiąc prawo to w krótkim czasie złożyłoby mu wizytę kilku funkcjonariuszy i zamknęło tę działalność. Co można zrobić w przypadku działalności przez internet?
Z takiej perspektywy blokowanie stron (byle by na podstawie decyzji sądu wraz ze ścieżką odwoławczą) przestaje być moim zdaniem tak niezrozumiałym pomysłem.
Mam wrażenie, że duża rezerwa z jaką podchodzimy do rejestru stron zabronionych bierze się z pewnego doświadczenia. Wszelkiego typu listy obostrzeń lub "chwilowe" zwiększenia podatków mają tendencje do dziwnego wydłużania się i utrwalania. Kto pamięta, że podatek
Belki miał być tylko tymczasowo dla załatania konkretnej dziury w budżecie? Tak samo lista działalności koncesjonowanych rozrosła się wielokrotnie.
Myślę, że czujemy podświadomie, że na terrorystach, pedofilach i hazardzistach się nie skończy (nota bene stawia to w sensie gramatycznym ludzi grający w ruletkę w jednym rzędzie z pedofilami). Dodatkowo znowu "przy okazji" ustawy hazardowej reguluje się zupełnie nie związane obszary.
no właśnie nie
No właśnie nie, nic by mu nie "zamknięto". Takie rzeczy to chyba tylko w ZSRR. Funkcjonariusze mogliby co najwyżej obejrzeć ten punkt usługowy albo redakcję gazety i przekazać to prokuratorowi, który wniósłby do sądu akt oskarżenia i dopiero sąd mógłby rozstrzygnąć, na ile faktycznie złamano prawo i kto jakie konsekwencje tego poniesie.
Dokładnie to samo. Zbadać stan faktyczny, napisać akt oskarżenia, pozwolić rozstrzygnąć niezawisłemu sądowi czy złamano polskie prawo. Ewentualnie poprosić sąd o wydanie środka zapobiegawczego w postaci nakazu np. tymczasowego wyłączenia strony, serwera (do wykonania przez operatora telekomunikacyjnego).
Mniej więcej tego człowiek oczekiwałby po demokratycznym państwie prawa, w Unii Europejskiej w XXI wieku.
Na tak zadane pytanie...
Na tak zadane pytanie...
...można odpowiedzieć krótko: to samo.
Anonimowość w Internecie to mit, możemy mówić o stopniu trudności w dotarciu do osoby publikującej taki serwis. Przy czym im bardziej starałaby się wypromować serwis, tym więcej śladów by zostawiała, czyli łatwiej byłoby ją znaleźć. Trzeba wykupić domenę, trzeba mieć miejsce na serwerze, trzeba się jakoś z serwerem łączyć...
Oczywiście z perspektywy osoby, która nie ma większego pojęcia o funkcjonowaniu Sieci, pomysł RSiUN jest całkiem sensowny. Jednak im większa świadomość złożoności problemu, tym mniej wiary w skuteczność RSiUN.
--
Piotr "Mikołaj" Mikołajski
http://piotr.mikolajski.net
A może jednak jakaś cenzura jest potrzebna?
Anonimowość w Internecie to mit, możemy mówić o stopniu trudności w dotarciu do osoby publikującej taki serwis. Przy czym im bardziej starałaby się wypromować serwis, tym więcej śladów by zostawiała, czyli łatwiej byłoby ją znaleźć. Trzeba wykupić domenę, trzeba mieć miejsce na serwerze, trzeba się jakoś z serwerem łączyć...
Jeżeli nie wie się, jak się działa Internet i sieć to tak. Nie zapominajmy że w Polsce są już karty prepaid umożliwiające połączenia z internetem, tak samo jak nie wszystkie kawiarenki internetowe mają nadzór nad osobami korzystającymi z sieci.
Domyślnie też przyjmujesz że osoba musi znajdować się w Polsce (jest bardzo wielu Polaków mieszkających za granicą, jak ja) nie we wszystkich krajach jesteś wstanie nawiązać współprace z lokalnymi stróżami prawa (weźmy np. Nigier ;)).
Pytanie: co jeżeli strona jest założone i prowadzona przez osobe nie przebywającą na terenie Państwa Polskiego a szkodzi osobom na terenie Polski? I jeżeli nie będą to polskie serwery? W koncu Internet jest bez granic. Tutaj raczej będzie trudno skorzystać z innych metod niż cenzura...
Pytam, bo miałem kolege, który był w ruchu antyfaszystowskim i jego adres domowy znalzazł się na stronie internetowej a jego niedługo później "nieznani sprawcy" pobili prawie pod jego klatką schodową.
Serwer oczywiście nie był w Polsce...
Nie chciałbym abyśmy mieli kolejne, podobne ofiary "wolności słowa w Internecie". Nie chciałbym aby ktoś komuś musiał kiedyś powiedzieć "przykro mi stary, że tak się stało ale na cenzure stron w internecie to nie możemy się zgodzić..."
No tak tylko, załóżmy,
No tak tylko, załóżmy, że jest ta lista stron które są fe jakie są bezpośrednie efekty tego „filtrowania”?
hashowanie
lista nie musi zawierać adresów w czytelnej formie, mogą być hashowane. To wystarczy do stwierdzenia, czy dany adres jest na liście, czy nie.
Komu i do czego?
Co nie zmienia faktu, że ta osoba nadal nie jest anonimowa. Owszem, ciężko ją znaleźć, ale wciąż jest do namierzenia. Tutaj bardziej istotne jest pytanie, czy nakład środków potrzebnych do zidentyfikowania i ujęcia takiej osoby jest uzasadniony przez publikowane przez nią materiały. To z kolei zależy m.in. od katalogu treści nieprawomyślnych, jakie wnioskodawcy chcą umieścić w RSiUN.
Na większość zadawanych pytań odpowiedź jest prosta -- współpraca z Interpolem, kontakty bezpośrednie między służbami różnych państw etc. To są właściwe metody zwalczania przestępstw, nie cenzura. Zresztą jak już wariat napisał, osoby umieszczające dane osobowe zwolenników Adolfa Hitlera czy Che Guevary i tak łamią prawo. Złamanie jednego czy kilku dodatkowych paragrafów raczej nie zrobi im wielkiej różnicy.
--
Piotr "Mikołaj" Mikołajski
http://piotr.mikolajski.net
Represja - tak, prewencja - nie :) Opresja tym bardziej nie
W Azji i Afryce żyją talibowie. Mordują oni chrześcijan, buddystów, liberałów a w szczególności sojuszników USA o czym informują i przed czym przestrzegają świat za pomocą stron internetowych czy taśm przesyłanych do i odtwarzanych później w telewizji Al-Jazeera. Co ciekawe telewizja ta ma swoją wersję anglojęzyczną mającą studia w Kuala Lumpur, Ad-Dauha... Londynie i (sic!) Waszyngtonie. Według powyższej logiki nasze państwo (i prawo) powinno zaangażować się czynnie w zagłuszanie transmisji satelitarnych Al-Jazeery w imię obrony polskich żołnierzy w Afganistanie czy Iraku.
Jeśli tego Pan nie rozumie to może inaczej:
W demokracji podobno suwerenem jest lud. Widział kto suwerena, któremu jego urzędnicy zabraniają czytania tego czy owego, żeby przypadkiem nie mógł wejść w posiadanie informacji, której treści mogłyby mu wskazać gdzie znajdzie informacje, która może mu umożliwić (patrz punkt drugi ustępu pierwszego wiadomego paragrafu wiadomego projektu)? Dawno dawno temu we Francji była taka koncepcja ale ona powstała "ad usum delphini" a nie dla użytku króla.
Można i trzeba karać osoby łamiące prawo, ale trzeba to robić w sposób cywilizowany. W obrębie kraju - przez władze sadowniczą, a jeśli działają one na szkodę naszego kraju i obywateli znajdując się poza naszymi granicami i nie będąc naszymi obywatelami można i trzeba korzystać z pomocy prawnej, umów wzajemnych, a jeśli ci złoczyńcy robią to z akceptacją swojego państwa to można i należy stosować naciski dyplomatyczne aż do wysłania wojsk włącznie.
Nie można natomiast zasłaniać problemu i mówić, że w ten sposób się go zlikwidowało, a już w szczególności nie można tego zasłaniania organizować na zasadzie "jak organa będą chciały a resort zdecyduje" ani nie można tego odnosić do potencjalnie możliwych skutków znalezienia informacji o adresie usługi, udostępniane w ramach której treści mogłyby umożliwić dokonanie czynu przestępnego.
To jest oczywiście można, ale jednocześnie nie można zasadnie mieć się za demokratę czy liberała.
spokojnie z tym nie mozna...
Na tym polega koncepcja umowy społecznej, że suweren (naród) rezygnuje z części swojej wolności i suwerenności w zamian za określone korzyści (np. płynne działanie społeczeństwa, bezpieczeństwo). Nie rozpędzajmy się na razie do kwestionowania fundamentu systemu prawnego :D
Jeżeli się dobrze przyjrzeć, to takich koncesji naszej wolności jest mnóstwo. Jeżeli nie mamy prawa jazdy, zabrania nam się prowadzić pojazdy mechaniczne po drogach publicznych. Żeby kupić papierosy czy alkohol musimy wykazać, że jesteśmy dorośli. Nasza wolność osobista może być ograniczana - np. w przypadku wojny, klęski żywiołowej czy złamania prawa. Zabrania nam się kwestionowania podstaw obecnego porządku prawnego.
Także dostęp do informacji jest ograniczany. W imię bezpieczeństwa narodowego informacje z nim związane mogą być utajnione, prawda? To JEST ograniczenie naszego dostępu do informacji. Jeszcze inne ograniczenia mają np. osoby niepełnoletnie.
Kluczem jest nienaruszalność pewnych podstawowych wolności (z grubsza tak jak definiuje je JS. Mill) oraz proporcjonalność środków. To co było zaproponowane w ustawie hazardowej moim zdaniem naruszało te zasady. Ale to nie oznacza, że każda regulacja internetu będzie takim naruszeniem...
Poza tym, jak już wspominałem w innej dyskusji, nic nie ma za darmo. Fajnie walczyć o wolność, ale zawsze jest jakaś cena. I czasami za taka wolność nie płacą bojownicy, tylko ktoś zupełnie kto inny - z reguły najsłabszy.
Czym innym
jest utajnianie informacji krytycznej i to jest normalne ale to też jest utajnianie informacji a nie zasłanianie informacji pozwalającej na znalezienie informacji, której treści moga ewentualnie wzbudzić złe myśli
Dzisiejsze Wiadomości TVP1...
...pokazały historię 21-latka, który popełnił samobójstwo bo jakaś szesnastolatka opisała (dokładniej: nagrała na telefon komórkowy i opublikowała nagranie) na YouTube wulgarnym językiem jakieś intymne szczegóły. Popełnił je bo ponoć "wszyscy wszystkich znają" mimo, że padł w tych opisach tylko jego pseudonim. Oczywiście jest to tragedia. Oczywiście można uznać że gdyby odfiltrowano youtube'a nie byłoby możliwości opublikowania czegokoliek na youtube, niemniej znamy przypadku samobójstw po filmach rozsyłanych MMSami, po publikacji tekstów na piśmie, ba nawet na skutek obmowy (ustnej). Jeśli ktoś chce coś opublikować to i tak to zrobi, niestety. Swoją drogą przy okazji opiero zauważyłem ze projekt rejestru filtrowałby treści z udziałem małoletniego, podczas, gdy KK penalizuje samo posiadanie treści z udziałem małoletniego poniżej lat 16. Czyli znowu filtrowane byłyby treści "niezakazane" (choć oczywiście rozpowszechnianie już jest penalizowane ale w projekcie (tym projekcie?) mówi sie o "zawierających" a nie "udostępniających")
Cyberbulling dopiero się
Cyberbulling dopiero się rozkręca, wystarczy spojrzeć jakim problem jest to np. w UK czy USA. Najgorsze, że większość ofiar nawet nie wie, jaki prawa im przysługują. Tak naprawdę to także "oprawcy" są w tej sytuacji ofiarami - raczej nie zdają sobie sprawy jakie konsekwencje (także prawne dla nich) może przynieść ich działanie.
Boję się, że za pół roku, rok, stanie się to kolejnym pretekstem do majstrowania przy internecie, tym bardziej, że osoby internetem zajmujące się zawodowo, mają tendencję to ignorowania lub bagatelizowania sprawy. Albo podejście "tak już musi być".