Po odcenzurowaniu chińskich wyników wyszukiwania - czas na suwerenne korporacyjne koalicje

Google przestał (czasowo? częściowo?) "cenzurować" Chińczykom wyniki wyszukiwania (por. tekst z 2006 roku: Nowa, lepsza wyszukiwarka Google), a to w reakcji na ataki przeprowadzane przez chińskie agencje rządowe. Trwają teraz rozmowy dyplomatyczne pomiędzy władzami chińskimi i amerykańskimi. Można się zastanawiać, jak interpretować wypowiadane w języku dyplomacji słowa, że władze chińskie mają nadzieje, że działania Google nie spowodują konfliktu z władzami USA. Komentatorzy podnoszą z jednej strony, że to pierwszy raz międzynarodowa korporacja otwarcie skrytykowała Chiny za cenzurę, ale inni dopowiadają, że przecież Google ma niewiele do stracenia, gdyż wyszukiwarka tej firmy zdobyła jedynie nieco ponad 35% udziału w chińskim rynku. Tam potentatem wyszukiwawczym jest Baidu.

Przeglądanie doniesień medialnych najlepiej chyba zacząć od wpisu w blogu Google: A new approach to China z 12 stycznia. Tam informacja, że w grudniu spółka Google zarejestrowała serię wyrafinowanych cyber-ataków z trerytorium Chin. W efekcie tych ataków miało dojść do wycieku tajemnic handlowych spółki. Ataki jednak - jak relacjonuje korporacyjny blog - nie dotyczyły wyłącznie Google. Celem były również różne inne spółki z różnych sektorów (finansowego, medialnego, chemicznego). Spółka Google ogłosiła również, że po analizie doszła do wniosku, że głównym celem ataków było dostanie się do skrzynek poczty elektronicznej (w ramach serwisu GMail) aktywistów walczących o prawa człowieka w Chinach:

...we have evidence to suggest that a primary goal of the attackers was accessing the Gmail accounts of Chinese human rights activists. Based on our investigation to date we believe their attack did not achieve that objective. Only two Gmail accounts appear to have been accessed, and that activity was limited to account information (such as the date the account was created) and subject line, rather than the content of emails themselves.

Google przestało cenzurować Chińczykom wyniki wyszukiwania, czego można zobaczyć już pierwsze efekty:

Wyniki wyszukiwania grafik w chińskiej wersji serwisu Google

Wyniki wyszukiwania grafik w chińskiej wersji serwisu Google. Widać tam już obrazki z Placu Tienanmen inne, niż chciałaby tego chińska władza. To jedynie obrazkowy przykład.

Nie wszyscy pamiętają, że Google "weszło do Chin" w 2006 roku, ale już w 2002 roku Chiny zablokowały dostęp do wyników amerykańskiej wyszukiwarki. Aby wejść na tamten rynek Google musiało nieco nagiąć swoje zasady, które niektórzy sprowadzają do sloganu Don't be evil, ale przecież nie tylko o to chodzi. Koniecznością zapewnienia wszystkim ludziom dostępu do całej zgromadzonej wiedzy uzasadnia Google swoje działania związane z rozbudową Google Book Search...

Działania Google i reakcje chińskich władz są szeroko komentowane. Można sięgnąć do takich relacji, jak np. tekst Gazeta.pl: Na odejściu Google'a ucierpią Chińczycy:

- Chiny są otwarte dla zagranicznych firm internetowych, które chcą prowadzić interesy w Chinach zgodnie z prawem - powiedziała w czwartek rzeczniczka chińskiego MSZ. Według chińskiej terminologii "zgodnie z prawem" oznacza tyle, co zgoda na ocenzurowanie. Takie zobowiązanie podpisuje każdy zachodni koncern internetowy, który wchodzi do Chin.

Inne komentarze to np. Google grozi Pekinowi opublikowany w Rzeczpospolitej:

To pierwszy przypadek, gdy wielki koncern prowadzący działalność na chińskim rynku ośmielił się otwarcie skrytykować rząd ChRL za cenzurę. Firma zamierza rozmawiać w tej sprawie z władzami w Pekinie, ale nie wyklucza zakończenia działalności w Państwie Środka.

Albo tekst Google walczy z Pekinem z Parkietu:

Jeżeli Google wycofa się z rynku, Baidu nie będzie miała żadnych innych konkurentów. Google’owi będzie zaś bardzo trudno powrócić do Chin i zdobyć udział w rynku taki, jak przed odejściem – wskazuje Erwin Sanft, analityk z banku BNP Paribas.

Incydent ten zaś wpisuje się we wcześniejsze rozważania prowadzone na łamach tego serwisu, m.in. w tekście Suwerenność korporacji w prawie międzynarodowym publicznym, albo Prywatna firma i polityka zagraniczna i Autocenzura czy przestrzeganie wybranych praw krajowych?.

W sprawę zaangażowała się też spółka Microsoft, co relacjonuje PAP w depeszy USA. Raport: za cyberatakami na Google'a stał chiński rząd (materiał na podstawie The Guardian, opublikowany w Gazeta.pl):

Tymczasem amerykański gigant Microsoft oświadczył w czwartek, że do przeprowadzenia ataku na Google'a wykorzystano usterkę jego programu Internet Explorer. "Microsoft nadal współpracuje z Google'em, innymi partnerami tego sektora oraz władzami w celu wyjaśnienia tej sprawy" - napisał dyrektor Microsoftu ds. bezpieczeństwa Mike Reavey w swoim blogu.

Gdyby ktoś chciał przeczytać oryginalną notatkę, do zachęcam do lektury tekstu Security Advisory 979352 Released, a w nim m.in.:

Based upon our investigations, we have determined that Internet Explorer was one of the vectors used in targeted and sophisticated attacks against Google and possibly other corporate networks. Today, Microsoft issued guidance to help customers mitigate a Remote Code Execution (RCE) vulnerability in Internet Explorer. Additionally, we are cooperating with Google and other companies, as well as authorities and other industry partners.

Przypominam również doniesienia takie, jak Wyszukiwarka i skazanie dziennikarza w Chinach. Tu konkretnie relacjonowałem doniesienia organizacji Reporterzy bez Granic, która oskarżała amerykańską wyszukiwarkę Yahoo! o to, że jej pracownicy pomogli zlokalizować i skazać 37-letniego Shi Tao, dziennikarza ekonomicznej gazety "Dangdai Shang Bao", w ten sposób stali się "wspólnikami" chińskiej policji... Przeczytaj również felieton Jest tych znaków nie tak dużo..., a także:

Podobne doniesienia gromadzę w dziale wyszukiwanie niniejszego serwisu.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Obłuda

Obłuda Google nie zna granic.
"Weszli" do Chin zgadzając się na cenzurę. Nie byli w stanie przebić się przez lokalną wyszukiwarkę, która zbudowana została pod własne gusta Chińczyków.
To teraz szukają pretekstu, by:
+ albo się "z honorem" oraz "w glorii" wycofać i za bardzo wartości akcji nie stracić (a pomimo dobrego wytłumaczenia i tak akcje o 5,5% spadły...),
+ albo, by coś od chińskiego rządu ugrać...

Jednak nalezy zauwazyc ze w

Jednak nalezy zauwazyc ze w Chinach z sieci kozysta ponad 350 milionow osob, wiec te male 35% to mniej wiecej 3 razy wiecej niz ludnosc Polski... Odwazny krok - jak dla mnie G ma plusa :)

Google jeszcze nie zaprzestało cenzury

Google nie wycofało się z cenzurowania stron, jedynie zapowiedziało ten ruch (podkreślenia moje):

We have decided we are no longer willing to continue censoring our results on Google.cn, and so over the next few weeks we will be discussing with the Chinese government the basis on which we could operate an unfiltered search engine within the law, if at all. We recognize that this may well mean having to shut down Google.cn, and potentially our offices in China.

Teoretycznie można byłoby sugerować się zdjęciami z wyszukiwarki zdjęć Google.cn. Ale...

Zdjęcie z Tian'anmen jest w Chinach znane, tyle że jest inaczej interpretowane. Zatem ciężko mówić, że te wyniki wyszukiwania Google.cn nie są już cenzurowane.
Podobnie jest ze zdjęciami XIV Dalajlamy - sporo ich w wynikach wyszukiwania, ale sporo z nich pochodzi ze stron oficjalnej Agencji Informacyjnej Xinhua.

--
Piotr "Mikołaj" Mikołajski
http://piotr.mikolajski.net

(niestety) Wyniki dalej są cenzurowane

I Google oficjalnie przyznaje, że mimo iż podjęło decyzję brak cenzury albo śmierć, to póki co owy brak cenzury jest tylko zamiarem do wykonania w przyszłości (dziś dokładnie o to, czy cenzura została wprowadzona w życie zapytał Google Blogoscoped, i otrzymał odpowiedź negatywną)

Gdyby kogoś interesowały techniczne szczegóły ataku, zapraszam tu: http://niebezpiecznik.pl/post/techniczne-szczegoly-ataku-na-google/

Z punktu widzenia prawa, mnie interesuje coś innego. Mianowicie Google przyznaje, że podczas śledztwa w sprawie ataku, trafiło na serwer C&C (Command & Control), który służył do sterowania malwarem penetrującym Googla. Firma mówi, że dostała się do niego i dzięki temu dowiedziała się m.in. że 33 inne firmy też zostały zaatakowane.

I teraz pytanie, czy Google złamało prawo, "przełamując zabezpieczenia" serwera C&C? AFAIR odpowiedź atakiem na atak nie jest zgodna z prawem. M.in. z tego powodu badacze nie mogą "wyłączać" botnetów i leczyć zarażonych komputerów zdalnie (chociaż mają ku temu środki i możliwości)...

Poczekajmy na Hilary

Tak naprawdę kluczowa tu jest kwestia na ile cała akcja jest skoordynowana z rządem USA. Ataki miało miejsce w grudniu, została o nich powiadomiona administracja. Google przyznało, że ich działania są koordynowane nie tylko z rządem, ale także z innym dużymi graczami - Microsoftem, Yahoo czy Cisco. Szczególnie pojawienie się Cisco w tej grupie jest znaczące, bo przecież to oni są głównym dostarczycielem sprzętu i oprogramowania dla chińskiego firewalla.
Dodatkowo na 21 stycznia o ile pamietam zapowiedziane jest przez Hilary Clinton na temat wolności internetu, więc wszystko wskazuje, że jest to dość szeroko zakrojona akcja. Pojawiły się sugestie, że może chodzić o zmiany w prawie, np. firmy zarejestrowane w USA nie mogłby cenzurować informacji politycznych w innych krajach. Tak naprawdę byłoby to korzystne dla wszystkich, ponieważ uniemożliwiłoby rozgrywanie poszczególnych firm pomiędzy siebie, reguły gry byłyby równe dla wszystkich. A trudno sobie wyobrazić, że nawet Chiny blokują wszystkie amerykańskie serwisy, odcinając np. swoich maklerów od wiadomości ze świata.

Pytanie jest, kto będzie bardziej zdeterminowany. Rząd chiński łatwo się nie ugnie, to pewne. Osobiście z rezerwa podchodzę do nadziei na jakieś radykalne ruchy po stronie USA, bo Chiny są głównym posiadaczem i kupcem amerykańskich obligacji... A deficyt jest imponujący :D

Pewnie chodzi bardziej o wywarcie presji i ugranie jakichś niewielkich koncesji, np. pokazanie rządowi, że Waszyngton nie zamierza pozostawić bez odpowiedzi ataków chińskich hakerów na kluczowe elementy. Bo przecież każdy taki atak to też rozpoznanie bojem obrony przeciwnika, co można wykorzystać, co nie działa, czy uda się zdobyć dane przydatne w dalszych atakach, jak wygląda odpowiedź drugiej strony.

Pozostaje czekać do 21 stycznia.

to cooperate with state control of the Internet

Reuters i tekst China affirms control over Internet:

China told companies to cooperate with state control of the Internet on Thursday, showing no sign of giving ground on censorship after U.S. Internet giant Google threatened to quit the country.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

jeszcze troche o Google

Warto porównać komentarze z różnych gazet (i które podsuwa Yahoo, i Google News):

W tekście na pierwszej stronie Yahoo News ciekawy jest ten fragment:

US lawmakers on Thursday hailed Google's move and touted a draft bill that would prohibit US firms from storing users' personal information in countries that restrict the peaceful expression of political and religious views online.
Under the proposed Global Online Freedom Act, companies would also have to report to the State Department which search terms countries were trying to filter out.

Projekt jest dostępny online.
Google News podaje artykuł z WSJ, wygląda na to, że obie strony starają się nie przenosić jeszcze tego na poziom relacji między państwami - przynajmniej oficjalnie. Na razie jak donosi LA Times, między państwami podnoszona będzie oficjalnie jedynie kwestia ataków.

WSJ wydaje się wspierać decyzję Google, w wyważony sposób, ale jednak wskazuje palcem, że rząd USA niby wspiera, ale na razie się dystansuje. Publikuje też jednoznaczny w wymowie tekst Rebecci MacKinnon(Open Society Institute). Nastrój tesktów jest ważny, bo to jednak potężna siła w Stanach także polityczna.

W NY Times cała debata ekspertów z różnych dziedzin - w tym dla odmiany mniej ekonomistów i polityków, więcej ludzi z branży i badaczy internetu. Polecam. A w ciągu pisania tego postu (pół godziny) pojawiły się trzy newsy o dość krytycznej wymowie na temat Chin... No ale trudno, żeby NY Times zajął w tej dyskusji pozycję łagodniejszą od WSJ.

Poza tym niektórzy eksperci kwestionują, że ataki były aż na tyle profesjonalne, żeby wskazywały na profesjonalnych hakerów z kregów chińskich służb lub wojska (washington post.

A mi przez chwilę

A mi przez chwilę zaświtala w głowie taka myśl:
z cala pewnością firmy takie jak google nieustannie borykają się z mniej lub bardziej udanymi atakami, o których się nie mówi, bo ich szkodliwość jest znikoma, a wartość akcji rzecz święta. Dlatego zastanawiam się jakie dane zginęły lub co tak naprawdę się stało, skoro postanowiono zrobić w okoł sprawy tyle szumu...

Przemówienie Hilary

Przemówienie Hilary można obejrzeć live:
Internet Freedom: Secretary Clinton Delivers Major Policy Address

Początek 15:30 (14.30 GMT)

Dla zainteresowanych,

Dla zainteresowanych, wyjątki z dzisiejszego przemówienia Hilary Clinton na temat wolności internetu. Sporo ogólników, mało konkretów, np. brak zapowiedzi o jakichkolwiek zmianach w prawie - co aż dziwi, wygląda na to, że szczegóły takie były wręcz omijane.

Po raz kolejny naruszenia własności intelektualnej jednym tchem z terroryzmem, widać że na siłę ktoś chce skojarzyć te dwie zupełnie różne rzeczy. W końcu trzeba zacząć naprawdę protestować, bo jeśli usłyszę to jeszcze tysiąc razy, sam pewnie uwierzę, że to jedno i to samo.
Kilka fraz może się przydać w recenzowaniu np. ustawy "hazardowej", np. część o filtrowaniu informacji czy o ograniczaniu wzrostu PKB przy okazji ograniczania dostępu do informacji.

Wytłuszczenia i wybór oczywiście moje, tekst jest dużo dłuższy, zainteresowanym polecam, bo da się między liniami sporo wyczytać na temat priorytetów i na przykład podejściu do kwestii własności intelektualnej (o jakiejkolwiek liberalizacji nie ma mowy).

Some countries have erected electronic barriers that prevent their people from accessing portions of the world's networks. They have expunged words, names and phrases from search engine results. They have violated the privacy of citizens who engage in non-violent political speech. These actions contravene the Universal Declaration on Human Rights, which tells us that all people have the right "to seek, receive and impart information and ideas through any media and regardless of frontiers."

It is an unfortunate fact that these issues are both growing challenges that the international community must confront together. We must also grapple with the issue of anonymous speech. Those who use the internet to recruit terrorists or distribute stolen intellectual property cannot divorce their online actions from their real world identities. But these challenges must not become an excuse for governments to systematically violate the rights and privacy of those who use the internet for peaceful political purposes.

Just as terrorists have taken advantage of the openness of our society to carry out their plots, violent extremists use the internet to radicalize and intimidate. As we work to advance these freedoms, we must also work against those who use communication networks as tools of disruption and fear.

Our ability to bank online, use electronic commerce, and safeguard billions of dollars in intellectual property are all at stake if we cannot rely on the security of information networks.

We need more tools to help law enforcement agencies cooperate across jurisdictions when criminal hackers and organized crime syndicates attack networks for financial gain. The same is true when social ills such as child pornography and the exploitation of trafficked women and girls migrate online. We applaud efforts such as the Council on Europe's Convention on Cybercrime that facilitate international cooperation in prosecuting such offenses.

We have taken steps as a government, and as a Department, to find diplomatic solutions to strengthen global cyber security. Over a half-dozen different Bureaus have joined together to work on this issue, and two years ago we created an office to coordinate foreign policy in cyberspace. We have worked to address this challenge at the UN and other multilateral forums and put cyber-security on the world's agenda.

The final freedom I want to address today flows from the four I've already mentioned: the freedom to connect - the idea that governments should not prevent people from connecting to the internet, to websites, or to each other.

The final freedom I want to address today flows from the four I've already mentioned: the freedom to connect - the idea that governments should not prevent people from connecting to the internet, to websites, or to each other. The freedom to connect is like the freedom of assembly in cyber space. It allows individuals to get online, come together, and hopefully cooperate in the name of progress.

If businesses in your nation are denied access to either type of information, it will inevitably reduce growth.

I hope that refusal to support politically-motivated censorship will become a trademark characteristic of American technology companies. It should be part of our national brand. I'm confident that consumers worldwide will reward firms that respect these principles.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>