Autocenzura czy przestrzeganie wybranych praw krajowych?

The New York Times, glob i nożyczkiProblem przenikania informacji przez granice nie raz gościł w tym serwisie. Tym razem chciałbym odnotować interesujące doniesienie dotyczące artykułu opublikowanego na internetowych stronach The New York Times'a. Wydawca postanowił wykorzystać mechanizm stosowany w "targetowaniu" reklam i odwiedzającym serwis z Wielkiej Brytanii zaserwował inną treść niż pozostałym czytelnikom. Powód? W Wielkiej Brytanii nie wolno publikować informacji dotyczących osób podejrzanych przed rozpoczęciem procesu sądowego ich dotyczących. W Polsce też nie wolno. I co?

Gazeta.pl: "Wstrzymując publikację artykułu na Wyspach, The New York Times poruszył kwestię, nad którą od dawna głowią się wydawcy dzienników internetowych. A mianowicie: Co zrobić, aby publikowany w internecie materiał był zgodny z prawem prasowym obowiązującym w różnych krajach". Fakt takiego opublikowania artykułu komentuje szereg serwisów i internautów. Zachęcam do zapoznania się z komentarzami w serwisie Slashdot. Jest też kopia artykułu, który opublikował NYT (tekst z Gazeta.pl stanowi tłumaczenie tego tekstu): Times Withholds Web Article in Britain (oraz oryginał w serwisie NYT dostępny po zalogowaniu).

Komunikat, który widzieli Brytyjczycy zamiast artykułu brzmiał:

Publication of this article on nytimes.com has been delayed temporarily on the advice of legal counsel. It is also being omitted from the British circulation of The International Herald Tribune. This arises from British laws that prohibit publication of information that could be deemed prejudicial to defendants charged with a crime.

W Polsce Konstytucja chroni godność człowieka, chroni prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia, Kodeks cywilny chroni dobra osobiste człowieka, a prawo prasowe zobowiązuje dziennikarzy do ochrony tych dóbr (warto jeszcze wspomnieć, że dziennikarz ma też działać zgodnie z etyką zawodową i zasadami współżycia społecznego). Ustawa o ochronie danych osobowych chroni dodatkowo prawo do prywatności wspierając przepisy cywilnoprawne dotyczące ochrony dóbr osobistych. Z punktu widzenia komentowanego "wydarzenia" (zamiany tekstu prezentowanego jakiejś grupie internautów) należy wskazać art. 13 ust. 2 polskiego prawa prasowego, który to przepis wprost stwierdza: "nie wolno publikować w prasie danych osobowych i wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe, jak również danych osobowych i wizerunku świadków, pokrzywdzonych i poszkodowanych, chyba że osoby te wyrażą na to zgodę". Co prawda prokurator czy sąd może zezwolić na ujawnienie danych osobowych i wizerunku osób przeciwko którym toczy się postępowanie przygotowawcze lub sądowe, a to ze względu na ważny interes społeczny, co prawda brak też sankcji za nieprzestrzeganie powyżej przywołanego zakazu, to jednak zasada jest zasadą. Jeśli The New York Times postanowił przestrzegać prawa Wielkiej Brytanii, to dlaczego miałby nieprzestrzegać prawa Rzeczpospolitej Polskiej? Czy tekst był dostępny dla nas, gdyż chodziło o dane obywateli brytyjskich? To w Polsce można publikować takie dane, jeśli nie dotyczą naszych rodaków? A z czego to wynika?

Details Emerge in British Terror Case

Chodzi o artykuł Details Emerge in British Terror Case, opublikowany w dziale Europe, jako depesza z Londynu. Pierwotnie tytuł artykułu brzmiał "In Tapes, Receipts and a Diary, Details of the British Terror Case" z podtytułem "Martyrdom Motive and 'Bomb Factory' Cited". Tekst dotyczy zatrzymań osób podejrzanych o przygotowania do zamachu terrorystycznego. Zatrzymań dokonano 10 sierpnia (21 osób) w Londynie i okolicach. Tak naprawdę aresztowano łącznie 25 osób, wszyscy to obywatele Wielkiej Brytanii w wieku od 17 do 35 lat. (Nawiasem mówiąc - dowiedziałem się, że w czasie działań Policji związanych z tymi zatrzymaniami "przeszukano" (seized) 400 komputerów, 200 telefonów komórkowych oraz 8 tys różnych innych nośników danych, takich jak płyty CD czy DVD)...

Jeśli NYT przestrzega prawa Wielkiej Brytanii, dlaczego Wikipedia miałaby nie poddać się prawu w Chinach? Dostępność różnych danych w Sieci stwarza wiele problemów i kilka razy pisałem o nich w tym serwisie: a to o ofertach nabycia pamiątek nazistowskich dostępnych dla obywateli Francji na amerykańskich serwerach, w innym przypadku o dostępności "Przeminęło z wiatrem" na serwerach australijskich, wobec wygaśnięcia praw autorskich do tego dzieła w tym kraju (ale nie w USA). W jeszcze innym przypadku chodziło o tekst opublikowany "w USA" (w jednym z internetowych wydań Dow Jones), który wedle opisanego w nim magnata górniczego, Josepha Gutnika, zniesławiał go w Australii. Przykładów takich jest zresztą znacznie więcej. To samo musi dotyczyć problemu dostępności przeróżnych usług społeczeństwa informacyjnego, takich jak apteki internetowe, serwisy hazardowe, etc...

Skoro Sieć przenika granice państw, to opisane działanie NYT stanowi przejaw tendencji do grodzenia sieci. Opublikowanie zaś podlinkowanej wyżej kopii artykułu z tego tytułu (z naruszeniem polskiego prawa autorskiego, ale być może nie amerykańskiego, bo fair use nie stanowi prostego odpowiednika dozwolonego użytku) pokazuje tendencję przeciwną. Bo czy Brytyjczycy nie zapoznali się z artykułem z NYT? W każdym razie ta próba wykorzystania targetowania tekstów to chyba pierwszy taki wyraźny przykład na grodzenie Sieci w wykonaniu poważnego tytułu prasowego. Być może przedstawiona w tekście Rozważania o anonimowości i o przesyłaniu niezamówionych informacji wizja dwóch sieci (oficjalnej - autoryzowanej i nieoficjalnej - "pirackiej") jest coraz bliżej.

A jeśli miałoby powstać prawo planetarne, to ma ono przed sobą jeszcze długą drogę. Jeśli Ameryka jest kolebką globalnego internetu, to przecież sami amerykanie często i głośno zadają pytanie: dalczego amerykańscy obywatele mają znaleźć się nagle w potencjalnej dyspozycji zagranicznych wymiarów sprawiedliwości? (to samo dotyczy walki USA z decyzjami WTO dotyczących hazardu). Na razie - co do zasady - organizacje państwowe suwerennie kształtują porządek prawny na własnym terytorium (nie zapominam o umowach międzynarodowych, ale przecież państwo również tu podejmuje decyzję czy przystąpić do niej czy nie). Nie wiem, czy NYT nie uruchomił przez przypadek lawiny takich właśnie pytań na całym świecie: dlaczego chcą przestrzegać prawa Wielkiej Brytanii, a nie naszego? Ja zadałem pytanie o polski porządek prawny.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>