Nowe domeny w Chinach tylko dla osób prawnych
Wprowadzenie nowych zasad rejestracji domen argumentuje się konicznością walki z pornografią w Sieci. Chodzi o to, że China Internet Network Information Cente, które zarządza domenami ".cn", będzie rejestrować takie domeny jedynie wówczas, gdy z wnioskiem o rejestrację zwróci się do niej osoba prawna. Niektórzy twierdzą, że to element zaostrzania działań przeciwko wolności słowa, bo w komunikatach mowa o podmiotach, które prowadzą działalność reglamentowaną przez chiński rząd. Osoby indywidualne nie będą mogły rejestrować domen. Tam, gdzie jedni tracą możliwość działania - inni widzą dla siebie nowe szanse.
Na świecie ostatnio wiele się dzieje w kwestii możliwości wprowadzania i stosowania ograniczeń w dostępie do informacji. Wystarczy odesłać do niedawnych tekstów: We Włoszech pretekstem blokowania stron w internecie ma być niedawny atak na Berlusconiego, W Australii rząd pozwala społeczeństwu dyskutować nad pomysłem blokowania treści, lub Blokowanie treści i inwigilacja: zacznijcie raz jeszcze, ale tym razem uczciwie. Nie dziwi zatem, że każde nowe wydarzenie związane z ograniczeniami aktywności w Sieci przywołuje na myśl blokady, filtry i cenzurę.
Chip opublikował notatkę Koniec prywatnych witryn internetowych w Chinach, w której pisze:
W myśl nowego prawa obowiązującego w Chinach, każda nowa witryna, jaka jest umieszczana w Internecie, musi być dokładnie przeanalizowana przez odpowiednie władze. Zgody na publikację nie uzyskają strony, których treści są sprzeczne z prawdami głoszonymi przez rząd lub których autor miał wcześniej zatargi z prawem.
Tylko, że nie chodzi o witryny, a o domeny.
O tych właśnie propozycjach można przeczytać w źródłach zachodnich, takich jak The Wall Street Journal: China Porn Measures Raise Fear Of Censors. Czytamy tam:
Among the latest measures in the crackdown, the China Internet Network Information Center, known as CNNIC, a semiofficial office that administers China's domain names, said it will tighten oversight of Chinese domain-name registrations. Beginning this week, all new registrants of domain-names with China's ".cn" suffix are required to show proof they are a government-registered business or organization -- effectively making it harder for individuals to set up domestic Web sites.
Chodzi zatem o "domeny", nie zaś o "strony". W innym tekście WSJ, GoDaddy May Benefit From ‘.cn’ Crackdown, spekuluje się - za tekstem Rebeki MacKinnon U.S. and China on Internet freedom vs. security, że konieczność weryfikacji osób ubiegających się o chińskie domeny sprowokuje osoby fizyczne do rejestrowania domen .org, .com i innych, a to napędzi klientów globalnym rejestratorom domen. Podawany jest przykład amerykańskiej spółki GoDaddy.com, która uruchomiła właśnie system, pozwalający na dokonywanie opłat za domeny w chińskiej walucie.
Nie zmienia to faktu, że utrzymanie kontroli nad domenami pozwala również kontrolować publikowane z ich wykorzystaniem treści. Jeśli ktoś korzysta z domen innych niż .cn, to łatwiej objąć go może jakaś Złota tarcza. Niektóre strony spoza systemu były blokowane wtrakcie niedawnej Olimpiady (por. Why Godaddy.com was blocked by China without tears?).
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
"Du bist Terrorist" i Internacjonalizm w nowym wydaniu...
Cóż, spełnia się marzenie prawdziwych komunistów, a mianowicie autentyczny internacjonalizm, polegający na tym, że tym razem, wszędzie będziemy mieli totalitaryzm - międzynarodowy, a więc ponad podziałem na rasy czy narody.. czyż to nie piękna wizja?
U nas wiadome projekty, w Niemczech "Du bist Terrorist", a w Chinach (które mają największe osiągnięcia na tym polu.. już powstaje nowy pomysł! Ciekawe kiedy zostanie on z powodzeniem zaimplementowany w innych, wolnych krajach tego świata?
Powoli zaczynam się zastanawiać.. gdzie wiać? Może faktycznie warto zainteresować się najnowszymi odkryciami z zakresu fizyki kwantowej, z naciskiem na "efekty nielokalne" oraz generalnie całe Pole Punktu Zerowego i... poszukać jakiegoś miejsca naprawdę daleko stąd?
Co jest moim zdaniem naprawdę groźne? Otóż, to, że pierwszy raz w zapisanej historii ludzkości (przynajmniej tej, którą znamy), totalitaryzm nie ma podłoża czysto politycznego (np. prawicowy, czy lewicowy) albo rasowego czy wyznaniowego. W każdym takim przypadku, organizacje występujące przeciwko totalitaryzmowi, mogą łatwo określić cel, który należy zwalczać.
Tym razem, mamy po prostu międzynarodową siatkę "ludzi złej woli", którzy konsekwentnie realizują swój plan, nie obnosząc się z tym: kto, co i dlaczego robi. Zapewne dowiemy się tego w momencie, gdy nie będzie już możliwości swobodnej wymiany informacji, czy też organizowania sprzeciwu (albo i nie). Wszystkie wydarzenia ostatnich lat wydają się wskazywać, że możemy znajdować się, w najbardziej niebezpiecznym momencie w historii ludzkości i nie do końca zdawać sobie sprawę ze swojego położenia!
Myślę, że warto to wszystko zebrać i przemyśleć, póki jeszcze możemy się komunikować i nie jesteśmy od razu terrorystami (choć to zapewne tylko kwestia czasu, kiedy taką łatkę przylepi się każdemu, kto nie jest pewien, że popiera nowy, świetlany porządek).
Spiskowa praktyka dziejów
Wydaje mi się, że mamy do czynienia z kilkom procesami na raz. Jedna rzecz to rzeczywiście daleko posunieta ostatnimi dniami w różnych krajach (czy nie bylo ostatnio jakiejś konferencji międzynarodowej?) chęć "służb" kontroli nad siecią (nie nalezy się temu dziwić, ani na to oburzać od tego są slużby żeby chcialy wszystko kontrolować, tak jak biznesmeni są od tego, żeby chciec zostać monopolistami, to system prawny i społeczny ma te marzenia wykorzystywac z pozytkiem dla spoleczeństwa), druga rzecz to realne zagrożenia jakie niesie ze sobą anonimowość w internecie. Nie mówię tu o cyberterrozymie i podobnych żelaznych wilkach ale o rzeczywiście nagminnie się zdarzających,a niemożliwych do ścigania w warunkach gwarantowanej anonimowości znieslawieniach czy publikacjach "informacji zakazanej" (w zależności od kraju mogą to być karykatury Mahometa, kłamstwo oswięcimskie, pornografia dziecięca etc.). Trzecią grupą problemów sa prawa autorskie, które (tu się chyba wszyscy zgadzamy) z jednej strony są przynajmniej w naszym kręgu cywilizacyjnym dość korzystne dla producentów utwórow dla masowego odbiorcy a mniej korzystne dla twórców i odbiorców, ale z drugiej - są jakimś sposobem na zalewnienie autorowi możliwości sprzedaży więcej niż pojedynczych egzemplarzy dzieła, a które są również wobec technik cyfrowych w połaczeniu z anonimowościa - mocno zagrożone.
Są w zasadzie dwa oczywiste wyjścia:
1. Zrezygnować z kategorii "informacji zakazanej" oraz z ochrony prawnej dobrego imienia i praw autorskich
2. Zrezygnować z anonimowości i wprowadzić kare cyfrowego wykluczenia
Jeśli ktoś znajdzie trzecie wyjście, ma pewne miejsce w historii ludzkości.
Hmm...
Ustosunkuję się do zdania: "są jakimś sposobem na zapewnienie autorowi możliwości sprzedaży więcej niż pojedynczych egzemplarzy dzieła".
Otóż z praktyki wynika, że nawet jeśli autor rozpowszechnia utwór na zasadach pełnej dobrowolności wniesienia ewentualnej opłaty (np. donationware), to - o dziwo - zarabia na tym nieźle i nie sprzedaje pojedynczych egzemplarzy. Dlaczego?
M.in. dlatego, że bardzo wielu ludzi czuje "przez skórę", że naszym obowiązkiem jest takie czy inne zadośćuczynienie komuś, kto poświęcił swój czas i talent, aby stworzyć coś, z czego my teraz korzystamy. Piękną prezentację (z dość szczegółową analizą finansową) pokazał w trakcie kongresu "Biznes to rozmowy" w Warszawie pan Josep Valor – Sabatier (tu więcej informacji) w ramach prezentacji zatytułowanej "The Music Industry
in the Internet Age". Wynikają z niej dwie rzeczy w zasadzie. Pierwsza, że tylko 1,5% dochodu trafia do artysty/autora oraz... że rozpowszechnianie produkcji (np. muzycznych i filmowych) bez żadnej "ochrony", daje autorowi o wiele większy zysk niż rozpowszechnianie "tradycyjne" z ochroną i szykanami. A to daje do myślenia...
Straszenie "terroryzmem" budzi obecnie głównie uśmiech (wszyscy wiemy po co jest ten straszak potrzebny) - ale do tego zaraz powrócę.
Nie wydaje mi się, abyśmy musieli stawiać wszystko na ostrzu noża, na zasadzie "albo pełna inwigilacja, albo brak ochrony". Gdyż ochrona społeczeństw na obecnym, wypracowanym od dawna poziomie, wydaje się wystarczająca. Przestępców powinno się ścigać i zamykać po fakcie dokonania przestępstwa, a nie zanim jeszcze wpadną na pomysł, że popełnią przestępstwo (jak wiemy, na tej zasadzie można zamknąć wszystkich facetów, bo każdy z nich nosi przy sobie potencjalne narzędzie gwałtu!).
Ostatnio przyszła mi do głowy zabawna myśl... (nawiązując do "Du bist Terrorist"), może faktycznie ci panowie od masowej inwigilacji mają nieco racji z tym "terroryzmem" i zapobieganiem mu, tylko nieco w innym sensie:
Otóż, każdej akcji towarzyszy reakcja - czysta fizyka. Słowem: być może oni po prostu przewidują, że likwidowanie kolejnych, podstawowych praw jednostki może - po osiągnięciu pewnej masy krytycznej - zaowocować np. chęcią zmontowania zbrojnego powstania lub jakiegoś zamachu na decydenta - tu czy tam...
Jak wiemy, zgodnie ze współczesną nomenklaturą, każdy partyzant (członek ruchu oporu) broniący swojego kraju i wolności nosi z definicji miano terrorysty! (Obecnie całe AK byłoby po prostu siatką terrorystyczną - Polnische Terroristen - w miejsce - Banditen).
Słowem - przewidując takie wypadki, może faktycznie warto już dziś uznać, że prawie każdy jest "potencjalnym terrorystą"... zanim jeszcze powstaną owe "ruchy oporu", partyzantki itd.
A gdy powstaną, zawsze wszystko będzie gotowe i będzie można z dumą krzyknąć "A nie mówiliśmy wam, że terroryzm istnieje i zagraża!". Oczywiście to obecnie jeszcze SF, niemniej - zgodzicie się chyba Panowie - że jest to możliwy scenariusz rozwoju sytuacji i powstania efektu "samorealizującej się przepowiedni".
"z praktyki wynika, że
Czy można prosić o jakieś twarde i niejednostkowe dane demonstrujące ten mechanizm w rzeczywistości? Nie powinno być z tym chyba problemów skoro napisałeś "z praktyki wynika".
--
Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
http://ipsec.pl/
tylko muzyka i film?
Mam wrażenie, że wiele rozważań o "prawie autorskim w sieci" zakładają, że utwory w Internecie to utwory ale muzyczne lub ewentualnie filmowe. Czyli twórcy to piosenkarze, reżyserzy itd. Producenci i uprawnieni to wielkie korporacje. Dystrybucja to dystrybucja masowa.
Jest to daleko idący skrót myślowy ograniczający pole widzenia tylko do jednego aspektu sprawy. Jakiekolwiek analizy i generalizacje musiałyby objąć także i inne pola i skale wykorzystywania twórczości w internecie. To co w skali makro może się sprawdzać, w wersji mini niekoniecznie, i vice versa.