O odcinaniu internautów w Polsce i o likwidacji dozwolonego użytku (który dziś "jakby nie jest przestępstwem")
W trakcie dzisiejszej konferencji (por. "Piractwo (nie)dozwolone?", czyli BCC pyta mundurowych), p. minister odpowiedzialny za służby mundurowe relacjonował konieczność rozważenia likwidacji instytucji dozwolonego użytku osobistego w Polsce. Dowiedzieliśmy się również, że są już gotowe założenia do ustawy, która ma wprowadzać możliwość odcinania internautów od Sieci. Jeśli dobrze pojmuję sytuację - odcinanie od Sieci ma być związane z naruszeniami prawa autorskiego. Z sali padło ponoć stwierdzenie, że nie dzieje się dobrze, gdy Policja zaczyna zajmować się kulturą. Pojawiły się też głosy, że udział ministra i funkcjonariuszy policji w lobbingowej konferencji jest skandalem... MSWiA opublikowało na swojej internetowej stronie głównej relację i apele "obecnych na konferencji". Hmm...
Zastanawiam się, do czego to wszystko prowadzi? Do udziału w konferencji, poza przedstawicielami biznesu, zaproszono też rzecznika prasowego Komendanta Głównego Policji, Mariusza Sokołowskiego. Na sali było ponad 60 osób, w tym dziennikarze. Debata zaprojektowana była jednostronnie, gdyż do udziału w niej nie zaproszono żadnych podmiotów mających inne zdanie, niż organizatorzy. To samo w sobie nie jest niczym nagannym, ale dziwię się, że funkcjonariusz policji oraz minister odpowiedzialny za mundurowych w takiej konferencji zgodzili się wziąć udział. Już raz pytałem w tym serwisie: Policja wchodzi w koalicje? Czy kiedyś wystawi kandydatów do Sejmu? Okazuje się, że w czasie afer związanych z brakiem przejrzystości procesu stanowienia prawa najlepiej wywierać presję na organy ścigania i inne służby mundurowe. Chociaż formalnie nie mają inicjatywy legislacyjnej, to jednak przekonanie ich ułatwia wpływ na proces legislacyjny w Polsce (por. Złote blachy i płyty: MSWiA twierdzi, że wszystko jest w porządku...).
Minister Rapacki z MSWiA stwierdził dziś:
(...)
[D]zisiaj mamy nieco inne [problemy], takie które wymagają i modyfikacji w prawie. Chociażby Grupa Internet przygotowała kilka propozycji rozwiązań ustawowych, nad którymi będziemy za chwilę musieli się zastanowić, a między innymi wyeliminowanie tego dozwolonego użytku, który pozwala ściągać na przykład pliki muzyczne i przechowywać u siebie.To jest tak, jakbyśmy dali przyzwolenie na dokonywanie kradzieży raz w miesiącu... To można w podobny sposób porównywać ten dozwolony użytek, który dzisiaj jakby nie jest przestępstwem. Również grupa postuluje przejście w niektórych kategoriach przestępstw z trybu wnioskowego, tam gdzie pokrzywdzony występuje z wnioskiem, na ściganie z urzędu. Podobne wnioski tej grupy, nad którymi trzeba się będzie wspólnie zastanowić i ewentualnie uzyskać akceptację w Parlamencie, czy akceptację społeczną na wdrożenie tych rozwiązań.
(...)
Ta Grupa Internet, o której tu mówi minister Rapacki, to fragment Zespołu ds przeciwdziałania naruszaniom praw autorskich i praw pokrewnych, który działa sobie w Ministerstwi Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jako ciekawostkę można powiedzieć, że w tym zespole jest reprezentowane BSA, chociaż nie wiemy, na jakich zasadach, bo - co odnotowuję uparcie i wiem, że jest to już nudne - BSA nie jest w Polsce zarejestrowane jako stowarzyszenie, chociaż reprezentowane jest w naszym kraju przez zarejestrowanych w MSWiA lobbystów (por. również "Piractwo", dostęp do informacji i prawa podstawowe (video) - w tym materiale relacja z audycji radiowej w TOK FM, w której brałem udział wraz z Bartłomiejem Wituckim z Business Software Alliance). O tym właśnie zespole minister Rapacki powiedział:
Od 2000 roku funkcjonuje zespół ds przeciwdziałania naruszaniom praw autorskich i praw pokrewnych, i to jest zespol interdyscyplinarny, przewodniczącym jest minister kultury i dziedzictwa narodowego. W skład tego zespołu wchodzą przedstawiciele agend rządowych dotykające problemu, ale wchodzą również organizacje chroniące zbiorowe prawa autorskie.
Jest zatem takie miejsce, do którego nie wszyscy mają dostęp, a w którym można ucierać wzajemne relacje, do których następnie "trzeba przekonać Parlament", czy uzyskać "akceptację społeczną". Zwłaszcza jeśli chodzi o dozwolony użytek, "który dzisiaj jakby nie jest przestępstwem".
No to teraz proste pytania do dziennikarzy: kto jest w ministerialnym zespole, na jakich zasadach i mocą czyjej decyzji dzisiejszy skład zespołu został ustalony i ile trwa kadencja zespołu, jeśli zespół działa kadencyjnie? Tu jest REPORT_2009_eng.doc i RAPORT_2009_pol.doc. Może się przyda, jako podkładka. Zarządzenia Prezesa Rady Ministrów z dnia 9 listopada 2000 r., tworzącego Zespół do Spraw Przeciwdziałania Naruszeniom Prawa Autorskiego i Praw Pokrewnych proszę poszukać we własnym zakresie.
Skoro urzędnik państwowy tej rangi, co minister Rapacki, może wyrazić pogląd o konieczności rozważenia zniesienia jednej z ważniejszych instytucji prawa autorskiego (tak, dozwolony użytek jest instytucją prawa autorskiego, chociaż nikt nie nazywa osób "gwałcących" przepisy o dozwolonym użytku piratami, ale może powinien?), to zastanawiam się, w jaki sposób Pan Minister ma zamiar przeglądać w ogóle strony internetowe w przyszłości. Fakt, że dziś może to robić, oparty jest na zasadach dozwolonego użytku. Czy minister odpowiedzialny za służby mundurowe w Polsce jest przeciwnikiem akcji "Cała Polska czyta dzieciom" (organizowanej przez Fundację ABCXXI, wspierającej zdrowie psychiczne, umysłowe i moralne dzieci i młodzieży)? No, bo czytanie dzieciom odbywa się również w ramach przepisów o dozwolonym użytku osobistym i przepisów, na mocy których system prawa przewiduje inne jeszcze licencje ustawowe. A śpiewanie przy ognisku? Czy śpiewanie przy ognisku przeszkadza ministrowi spraw wewnętrznych i administracji? Może nie lubi, gdy ktoś śpiewa?
Na razie wiemy, że Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego:
Do czasu zakończenia prac sejmowych nad nowelizacją przepisów prawa autorskiego o zbiorowym zarządzie (rządowy projekt ustawy o zmianie ustawy o prawie autorskim oraz niektórych innych ustawi, druk sejmowy nr 1628) nie przewiduję prac nad nowelizacją przepisów o dozwolonym użytku.
...o czym pisałem w tekście Korespondencyjna dyskusja o systemie prawa autorskiego. Czyli na razie nie spodziewamy się zmian w sferze dozwolonego użytku, chociaż prof. Błeszyński alarmuje, że jesteśmy w "ostrym kryzysie", odkrywając również istnienie lobbingu w sferze prawa autorskiego.
Poza tym zastanawiam się czy ze społeczną akceptacją spotkałaby się wypowiedź ministra odpowiedzialnego za służby mundurowe, wygłoszona na lobbingowej konferencji - dajmy na to - pedofilów. Minister przyjąłby takie zaproszenie i stwierdził tam: skoro chcecie legalizacji wykorzystywania seksualnego dzieci, to należy takie rozwiązanie prawne rozważyć. Pedofile mogliby lobbować nie tylko o zmiany w prawie, ale też np. o wygraną w otwartym konkursie ofert na realizację zadania publicznego Prowadzenie telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży, albo w otwartym konkursie ofert na realizację zadania publicznego Prowadzenie telefonu interwencyjnego w sprawie zaginionych dzieci. Oba przecież organizuje właśnie MSWiA (tak jak rząd czasem ogłasza zamówienia publiczne na np. oprogramowanie)... Jestem przekonany, że minister nie przyjąłby zaproszenia na taką konferencję pedofilów, ale może się mylę? W sferze działań, których sensem jest zabieganie o swoje interesy w obszarze czasowych monopoli informacyjnych (takich, jak prawo autorskie i inne prawa własności intelektualnej) minister nie ma problemu ze swoim udziałem w tego typu konferencjach. A relacja z konferencji pojawiła się dziś nawet na głównej stronie internetowej Ministerstwa!
W notatce na stronach MSWiA, zatytułowanej Piratom mówimy nie. Ochrona własności intelektualnej - konferencja w Business Centre Club, czytam:
Olbrzymia skala piractwa hamuje rozwój przedsiębiorczości i nie sprzyja poważnym inwestycjom. Podsekretarz Stanu w MSWiA, Adam Rapacki wziął udział w spotkaniu poświęconym zapobieganiu kradzieży własności intelektualnej zorganizowanym przez BCC.
Statystyki są nieubłagane: wśród 27 krajów Unii Europejskiej Polska zajmuje niechlubne, czwarte na liście państw najbardziej zarażonych plagą piractwa intelektualnego.
„Piractwo (nie)dozwolone” to temat przewodni debaty, który odbyła się 13 stycznia br. w Business Centre Club w Warszawie.
W spotkaniu, wzięli udział przedstawiciele mediów, przedsiębiorców związanych z BCC, artyści, prawnicy osoby zainteresowane skuteczną ochroną własności intelektualnej. Wśród gości znaleźli się m.in. Podsekretarz Stanu w MSWiA Adam Rapacki, dyrektor generalny polskiego oddziału Microsoft Jacek Murawski, rzecznik Komendanta Głównego Policji mł. insp. Mariusz Sokołowski, producent muzyczny Hirek Wrona.
Główne powody dotychczasowych problemów w walce z piractwem to m.in. przyzwolenie społeczne, niska świadomości użytkowników Internetu, mało precyzyjne prawo oraz zachęcające do kradzieży - wysokie ceny oprogramowania, filmów i płyt.
Adam Rapacki podkreślił, że ochrona własności intelektualnej wymaga zintegrowanych działań wszystkich instytucji oraz działań edukacyjnych skierowanych w szczególności do młodzieży. Wiceszef resortu zwrócił uwagę na sukcesy Policji i działania podejmowane w celu wyeliminowania „masowych fałszerzy” oraz miejsc kopiowania nielegalnych programów, płyt.
Kluczowe dla skutecznej walki z piractwem jest zmiana świadomości społeczeństwa i współdziałania państwa, instytucji społecznych i mediów.
Obecni na konferencji zaapelowali o skrócenie postępowań sądowych i usprawnienie pracy polskiego wymiaru sprawiedliwości w walce z kradzieżą własności intelektualnej.
Zastanawiam się, jak mogłaby brzmieć opublikowana na stronach MSWiA notatka z konferencji zorganizowane przez inne środowisko...
Dlaczego dyskusję o poważnych sprawach prowadzi się w sposób, który gwałci przejrzystość stanowienia prawa w demokratycznym rzekomo społeczeństwie? Nie respektuje się również procedur stanowienia prawa, a art 1 Konstytucji RP, zgodnie z którym "Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli", art. 2 Konstytucji RP, zgodnie z którym "Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej", artykuł 4 ust. 1 Konstytucji RP, zgodnie z którym "Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu", stają się w praktyce życia publicznego jedynie nic nieznaczącymi frazesami.
Tymczasem Komenda Stołeczna Policji nadal nie odpowiedziała mi na pytania dotyczące opublikowanych na ich stronie plików MP3 z kolędami (por. Jeszcze raz przesłałem pytania o kolędy opublikowane na policyjnych stronach i MP3 z kolędami na internetowych stronach Komendy Stołecznej Policji). Pytałem o te kolędy w kontekście wcześniejszych pytań zadanych BBN i Kancelarii Prezydenta RP (por. Prezydenckie MP3: uzyskane dokumenty rodzą kolejne pytania). Jeśli nie ma umów, jeśli nie wiadomo, kto jest producentem fonogramów, a fonogramy nie powstały w wyniku obowiązków pracowniczych funkcjonariuszy policji, to czy legalne jest pobieranie takich plików z internetu w ramach dozwolonego użytku osobistego? BBN twierdzi, że jest legalne (chociaż prawa autorskie do "Czerwonych maków" wygasną dopiero w 2070 roku, a Kancelaria Prezydenta nie uzyskała licencji na rozpowszechnianie nagrań - co wynika z uzyskanych dokumentów; takich licencji nie mają też komercyjne firmy hostingowe, na których infrastrukturze działają prezydenckie strony)...
Rzecznik prasowy Komendanta Stołecznego Policji wskazał mi w miniony piątek innego funkcjonariusza, który miał mi w piątek odpowiedzieć na zadane pytania. Funkcjonariusz ten obiecał jednak, że odpowie w poniedziałek ("jak tylko przyjdzie w poniedziałek do pracy, o ósmej"). W poniedziałek nie odpowiedział. Nie wiem, czy to próba utrudnienia lub tłumienia krytyki prasowej, o której mowa w art 44 Prawa prasowego? Wiem natomiast, bo tak wynika z deklaracji telefonicznej funkcjonariusza, że służby prasowe policji nagrywają prowadzone przez siebie rozmowy telefoniczne. Ja nagrałem tylko trzy lub cztery ostatnie. Zastanawiam się, kiedy powinienem je opublikować i czy ktoś będzie mógł wówczas uznać, że jestem złośliwy, albo mało poważny. Pytania rzecznikowi KSP zadałem 3 grudnia. Dziś podobno dowiedział się o nich biorący udział w konferencji BCC inspektor Mariusz Sokołowski z Komendy Głównej Policji. Pytania znajdzie w linkach powyżej. Liczę, że może będzie chciał się do nich ustosunkować równie chętnie, co w innych przypadkach.
Wracając do odcinania od internetu za piractwo: jeśli MSWiA ma gotowe założenia do ustawy przewidującej odcinanie internautów od Sieci, to chętnie bym takie założenia poznał. Chciałbym się również dowiedzieć, w wyniku jakich spotkań i rozmów z jakimi organizacjami, takie założenia powstały. Chciałbym również wiedzieć, kto - z imienia i nazwiska - takie założenia napisał. Napisał, nie zaś pod nimi się jedynie podpisał (różnicę niech wykażą teksty: Plan Informatyzacji Państwa a serotypy salmonelli w stadach hodowlanych gatunku kura oraz Dziennik Ustaw nr 75 z 2008 roku, poz 451, strona 4216...). Szukam w Biuletynie Informacji Publicznej MSWiA tych założeń i nie widzę. Dlaczego nie widzę? Przecież minister stwierdził, że założenia już są (o czym można też przeczytać w dzisiejszym tekście Gazety Wyborczej: Odcinanie Polaków od Sieci, czyli sposoby na walkę z piractwem). Może minister posłużył się skrótem myślowym? Może w istocie tych założeń jeszcze nie ma, a udział w takim spotkaniu, jak dzisiejsze, ma jedynie "wyprzedzić fakty" i stanowić dobre uzasadnienie przyszłych działań? Gdyby założenia były, to przecież minister opublikowałby je w BIP (podobnie jak w BIP opublikował kolejne wersje ustawy o Rejestrze Stron i Usług Niedozwolonych Minister Finansów; por. w dzisiejszej notatce: Karawana jedzie dalej, czyli kolejna wersja projektu z Rejestrem Stron i Usług Niedozwolonych), prawda? A może taki BIP, to tylko swoista sugestia, którą nie trzeba się zbytnio przejmować?
Gazeta.pl opublikowała wstępną relację z dzisiejszej debaty. Jutro można spodziewać się kolejnych relacji. Czekam również na udostępnienie nagrań wideo, które dziś zarejestrowano.
PS
Chociaż dziś plagiat jest ścigany z urzędu, to jednak p. Daukszewicza chyba nikt nie ściga?
PPS
Porządkowo trzeba podlinkować tekst z 2008 roku: Dyskusja trwa: głos(y) za ograniczeniem zakresu dozwolonego użytku osobistego
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Sondaż Gazety
link
Co rozwiązałoby problem piractwa internetowego?
- Edukacja i zwiększanie świadomości - (piractwo to kradzież)
- Przystępne ceny plików, które chcę mieć
- Odcinanie od Sieci
- Spektakularne procesy
- Inne rozwiązanie
- Nic - piractwo jest, było i będzie
Rozwiązanie, to wielkie słowo, ale ja wybrałbym opcję, gdyby była: Edukacja i zwiększanie świadomości - (co jest piractwem).
Bo to jest dzisiaj bolączką, internauta otrzymuje sprzeczne komunikaty nawet z wypowiedzi osób reprezentujących Policję.
Bo co to za komunikat: Policja weszła i zabezpieczyła pirackie nośniki. Są pirackie bo nie są oryginalne? Rozumiem, że wraz z upowszechnieniem technologii PVR taki dekoder Vectra PVR będzie zabezpieczany jako pierwszy, zanim policjanci dotrą do komputera.
Wyjaśnianiem co jest a co nie jest piractwem w warunkach prawnych różnych krajów powinny się zajmować organizacje antypirackie, ale niestety, w mojej ocenie, nie do tego zostały powołane i ich działanie koncentruje się na naginaniu bądź zmienianiu prawa tak by możliwie maksymalizować zyski firm, które je powołały.
Nagranie
Dostępne jest już pierwsze nagranie, które jednak nie obejmuje całej dzisiejszej konferencji. Warto jednak wysłuchać tego, co mówił minister Rapacki w czasie konferencji BCC:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Całości nie mam nagranej...
...będę wrzucał kolejne fragmenty. Co mieli do powiedzenia przedstawiciele BCC i BSA jest do przewidzenia - naruszanie praw autorskich to kradzież, a dodatkowo terroryści, pedofile i przestępczość zorganizowana. Nie, nie żartuje.
1% na Fundację Nowoczesna Polska, KRS: 0000070056;
...będę wrzucał kolejne
...będę wrzucał kolejne fragmenty. Co mieli do powiedzenia przedstawiciele BCC i BSA jest do przewidzenia - naruszanie praw autorskich to kradzież, a dodatkowo terroryści, pedofile i przestępczość zorganizowana. Nie, nie żartuje.
To może wreszcie należy zacząć dyskusję o delegalizacji i penalizacji działalności prowadzonej przez OZZty (organizacje zbiorowego zarządzania)? Całkiem poważnie - w XIXw handel opium był bardzo ważną dziedziną gospodarki Imperium Brytyjskiego. Dziś jest uznany za szkodliwy dla społeczeństwa, zdelegalizowany i penalizowany.
Działalność OZZtów kiedyś była pożyteczna. Dziś, gdy każdy jest twórcą, a koszt krańcowy utworu jest bliski zera, każdy może dystrybuować swoją twórczość i pobierać (jeśli zechce) za to opłaty. OZZty i stojące za nimi korporacje, starają się niedopuścić do upowszechnienia się modelu rozwoju i dystrybucji dóbr kultury, w którym ich udział jest zbędny. To jest działanie na szkodę społeczeństwa.
Na rynku normalnych dóbr, działalność taka jak prowadzą OZZty zostałaby natychmiast uznana za zmowę monopolistyczną.
Rozpocznijmy dyskusję, nie o odcinaniu piratów, ale o modelach rozwoju kultury, o podmiotach to blokujących i o likwidacji tych blokad.
piractwo (nie)dozwolone?
O pedofilach nic nie bylo...
http://capital24.tv/film/4b5052f25b91f/piractwo_niedozwolone_cz1
http://capital24.tv/film/4b506f4b7a202/piractwo_niedozwolone_cz2
http://capital24.tv/film/4b50e1816f223
http://capital24.tv/film/4b507e43b3779/piractwo_niedozwolone_cz4
Internauci chcieliby wiedzieć, w jaki sposób będą odcinani
Ponieważ w kolejnym fragmencie pojawia się to, że mamy wprowadzić w Polsce odcinanie internautów od Sieci, co ma niby wynikać z dyrektywy unijnej, to myślę sobie, że Pan minister Rapacki chyba ma na myśli pakiet telekomunikacyjny (por. Oficjalnie opublikowano Pakiet telekomunikacyjny w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej), ale może czytał inną wersję tego pakietu dyrektyw, bo w opublikowanej wersji jest następujący, nowy artykuł w dyrektywy ramowej:
Zaś w dyrektywie o usłudze powszechnej, tj. dyrektywie 2002/22/WE pojawił się przepis:
Stąd - mam takie wrażenie - nie mówimy chyba o tym samym, gdy mowa o "konieczności wprowadzenia przepisów pozwalających na odcinanie internautów". Proszę jednak posłuchać samodzielnie:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
art179 ust3 kontruderzenie operatorów?
Art. 10. W ustawie z dnia 16 lipca 2004 r. – Prawo telekomunikacyjne (Dz. U. Nr 171, poz. 1800, z późn. zm.4) wprowadza się następujące zmiany:
1) po art. 179 dodaje się art. 179a w brzmieniu:
(...)
3. Przedsiębiorca telekomunikacyjny świadczący usługi dostępu do Internetu jest obowiązany do:
1) utrudniania dostępu do niedozwolonych stron i usług przez blokowanie dostępu do adresów elektronicznych wpisanych do Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych; blokowanie powinno nastąpić nie później niż w ciągu 6 godzin od udostępnienia przedsiębiorcy danych z Rejestru;
2) odblokowania dostępu do adresów elektronicznych wykreślonych z Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych; odblokowanie powinno nastąpić nie później niż w ciągu 6 godzin od udostępnienia przedsiębiorcy informacji o wykreśleniu.
sfinansowanie państwowego "knebla" poprzez nakłady wymuszone na prywatnych przedsiębiorstwach może się nie udać.
Sądzę, że operatorzy pójdą na wojnę prawną z takim ustawodawcą.
Doniesienia o wolcie google w kneblowanym super wzorze tj ChRL
racjonalnej refleksji w krajach UE raczej nie wywołają.
Ależ oczywiście, że pytam o dozwolony użytek
Ależ oczywiście, że pytam o dozwolony użytek. Chodzi właśnie o to, że jeśli Policja lub Prezydent umieszczają MP3 na swoich stronach, to internauci nadal pobierają je w ramach dozwolonego użytku, niezależnie od tego, czy Policja lub Prezydent naruszają prawo autorskie...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Przeglądanie internetu w firmie
"[...] zastanawiam się, w jaki sposób Pan Minister ma zamiar przeglądać w ogóle strony internetowe w przyszłości. Fakt, że dziś może to robić, oparty jest na zasadach dozwolonego użytku."
Hm, OK, co do prywatnego przeglądania stron w ramach dozwolonego użytku osobistego nikt się chyba nie przyczepi. Ale w takim razie na jakiej podstawie prawnej przegląda się strony internetowe w firmach? Np. gdy firma trudni się wyszukiwaniem opinii konsumentów w internecie i z przeglądania internetu czerpie zyski... Czy takiej firmie grozi odpowiedzialność, gdy jakieś obejrzane na stronie zdjęcie zostało tam umieszczone nielegalnie? Albo gdy w tle strony leci jakaś nielegalnie zamieszczona mp3... A co gdy na stronie znajduje się jakiś spiracony skrypt? Wszak programy komputerowe wyłączone są nawet z dozwolonego użytku osobistego...
Niedawno minister myślał, że nikt się nie przyczepi do blogów
Hej,
Niestety, nadzieja na to, że do kopiowania protokołem HTTP stron internetowych chronionych prawem autorskim nikt się nie przyczepi może być płonna. Jak widzimy - świadomość złożoności technicznej zagadnienia jest wśród polityków kiepska, a lobbystom wszystko jedno - gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą.
Proszę porównać z niedawnym projektem nowelizacji prawa prasowego, która według intencji urzędników miała nie obejmować blogów, ale z treści projektu nijak to nie wynikało.
Kim był ten Pan
Kim był ten Pan "moderator"? Zaintrygowało mnie jego stwierdzenie (pod koniec pliku), że:
Ciekawe, ciekawe...
Nie mam pojęcia kim jest
Nie mam pojęcia kim jest ten Pan, ale jego opinia że nie ma takiego pojęcia jak dozwolony użytek w internecie ze względu na powiązanie tej instytucji z pojęciem egzemplarza jest bzdurą. Polecam w tym zakresie artykuł o dozwolonym użytku prywatnym w kontekście pobierania utworów z sieci (ZNUJ Prace z prawa własności intelektualnej nr 102 2008)
Przygotowując się do wykop efect
Ponieważ notatka trafiła "na wykop" - w najbliższych godzinach będzie można spodziewać się pewnych problemów z dostępem do tego serwisu. Przepraszam za ewentualne, chwilowe niedogodności. Może się okazać, że moderacja komentarzy w serwisie będzie następowała z pewnym opóźnieniem.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
na chłodno z innej strony
Mnie zaś z kolei zastanawia fakt skali zjawiska jakim są prace nad ocenzurowaniem (bo możemy tak powiedzieć) internetu i wszelkiego rodzaju pomysły na ustawy dotyczące tego tematu. Zaczynam mieć jakieś takie dziwne (ale chyba właściwe) wrażenie, że niedługo nie będziemy się w Państwie Polskim przejmować problemami namacalnymi życia codziennego - zamiast tego będziemy w sposób interaktywny rozwiązywać problemy dotyczące zbyt wielu kwestii nienamacalnych.
Ja się w tym momencie pytam, kto i jakim prawem pobiera jakiekolwiek uposażenie poselskie czy też wypłatę w momencie kiedy zajmuje się rzeczami "wirtualnymi" na taką skalę jak ma to miejsce dziś.
O ile się nie mylę, to w naszym kraju:
- służba zdrowia za moment się zapadnie (ta państwowa),
- system finansowania emerytur i rent - tak samo,
- drogi są w opłakanym stanie (w porównaniu do innych krajów),
- system edukacji - tak samo jak 3 w/w przypadki - nie jest w zbyt dobrej formie,
- ceny mieszkań są bardzo wysokie jak na obecne średnie zarobki,
- kredyty na w/w mieszkania są tak samo zbyt drogie (chyba że komuś pasuje pożyczyć 300,000 a jako odsetki oddać drugie tyle),
- edukacja seksualna w naszym kraju jest na żenująco niskim poziomie - młodzież uczy się przystosowania do współżycia z innym człowiekiem za pomocą plotek lub internetu,
- zarobki w kraju (przy stałej inflacji) nie wzrastają a na horyzoncie mamy jeszcze przejście na walutę Euro.
Na podstawie tych kilku wynotowanych punktów ze znanymi dla każdego Polaka problemami, ja się pytam - dlaczego internet i kwestie nienamacalne mają dziś pierwszeństwo? Czyżby nie było w naszym rządzie nikogo kto miał w szkole taki przedmiot jak LOGIKA albo nawet podstawy przedsiębiorczości gdzie już same te nazwy przedmiotów wskazują na jedno bardzo ważne zagadnienie z którym każdy tak czy inaczej nawet bez żadnej zdanej szkoły spotyka się na co dzień - PRIORYTETOWANIE!
No chyba że... nic innego już nie zostało z czym nasz Polski rząd mógłby sobie poradzić... oprócz internetu.
Co się tyczy tej nagonki na internautów - śmiem przypuszczać iż nasi "wybrańcy" zostali bardzo mocno zainspirowani działaniami organizacji takich jak RIAA. Bo skoro w stanach można odzierać kogoś z milionów dolarów za kilka pobranych bez zakupu licencji utworów w postaci plików mp3... to znaczy że w Polsce to jest tak samo wykonalne i się to "kalkuluje"?
Żenada.
Na zakończenie chciałbym bardzo podziękować Tobie Piotrze za pracę, którą wykonujesz codziennie. Gdyby nie Twoje artykuły to jestem przekonany, iż znacznie większa ilość osób korzystających z internetu, obudziła by się za jakiś czas z ręką w nocniku, a tak to się przynajmniej można ubezpieczyć za wczasu. Jeszcze raz wielkie dzięki za to co robisz!
Grupa Internet
Zarządzenie powołujące do życia Grupę Internet daje się wygooglać na pierwszym miejscu po wpisaniu nazwy Zespołu. Niestety źródło czyli BIP (http://bip.mk.gov.pl/bip/document/?docId=301) przerywa połączenia i tekst można obejrzeć jedynie jako szybką kopię z archiwum Google.
Kto wchodzi w skład Grupy? Popatrzmy:
BSA kwalifikuje się pewnie w mniemaniu Przewodniczącego do punktu 2.
Zarządzenie nie mówi nic o kadencyjności.
nie dajmy ukraść języka
Warto dokładnie przyjrzeć się pewnemu procesowi, który od dłuższego czasu ma miejsce w tej dyskusji, a mianowicie o powtarzającym się przesuwaniu znaczeń.
Zaczęło się od terminu piractwo, który co może nie jest powszechnie znane ukuty został w XVIw. dla określenia łamiących monopol Stationer's Company, która miała wówczas monopol na druk. Co ciekawe, początkowo autorzy nie mieli prawa publikować swoich praw, monopol miała Stationer's Company, autor mógł jedynie jednorazowo sprzedać kopię, po czym wszelkie zyski zgarniał wydawca. Stąd też termin copyright, a nie na przykład "authorright", bo termin dotyczył praw do czerpania zysków z wykonywanych kopii przez wydawców - autor nie dostawał już nic. Dopiero na początku XVII wieku prawa autorskie zostały powiązane z osobą twórcy.
Może warto pamiętać i przypominać, że termin piractwo swoje źródło ma w ochronie monopolu wydawców, a nie w ochronie czy wspieraniu twórców.
To z czym mamy obecnie do czynienia, to kilkuetapowe przesuwanie znaczenia tego terminu. Początkowo określenie takie wydawało się niegroźne, a nawet przywołujące pozytywne konotacje - romantyczny wizerunek pirata, etc. W pewnym momencie zaczęły pojawiać się komentarze, że piraci to przecież byli złodzieje a nie romantyczni bohaterowie (oczywiście nikt nie zająknął się, że łupili zwykle na zamówienie państwa lub kompanii handlowych o ogromnej władzy).
W ten sposób romantyczny wizerunek stał się nie tak już jednoznaczny. W momencie kiedy ta konotacja zaczęła się utrwalać, zaczęto zamiennie używać terminu złodzieje, a potem coraz mocniejszych określeń (bandyta, rabuś etc.) Następnie zaczęto piętnować szczególnie używających nielegalnie oprogramowania, odczekano aż określone słownictwo się utrwali i przeniesiono termin na osoby legalnie ściągające nielegalnie udostępnione materiały. Kolejne nadużycie, oczywiście.
Obecnie, kiedy spora część opinii publicznej tak naprawdę uważa ściąganie muzyki z internetu za nielegalne (czynność legalną), po raz kolejny przesuwa się znaczenie terminu piractwo. Tym razem usilnie stara się powiązać je z poważnymi zbrodniami, pedofilią czy terroryzmem. Przecież powtarzanie w jednym ciągu "przeciwdziałanie piractwu, a także pedofilii i terroryzmowi" nie jest przypadkiem, są to też zjawiska zupełnie innej kategorii. Chodzi tylko i wyłącznie o utrwalenie skojarzenia. Za kilka miesięcy, "a także" zostanie zastąpiona przecinkiem: piractwo, pedofilia, terroryzm w internecie. Jedna kategoria.
Najsmutniejsze jest, że to się uda.
Jest jeszcze drugie dno. Prawo do własności intelektualnej to także prawo patentowe. W prawie patentowym także istnieje dozwolony użytek - każdy we własnym zakresie może na własny użytek wyprodukować sobie dobro objęte ochroną patentową, zupełnie legalnie. Tak jak można sobie namalować reprodukcję obrazu. Oczywiście do tej pory nie miało to sensu, gdyż koszt produkcji byłby zapewne znacznie wyższy niż koszt zakupu. Tylko że w ciągu ostatnich dwóch lat nastąpił gwałtowny rozwój technik druku trójwymiarowego. Drukarki 3d, które kilka lat temu kosztowały dziesiątki tysięcy dolarów i były pokaźnymi szafami, dzisiaj są wielkości ksero i kosztują jedynie kilka tysięcy, koszt druku spadł kilkunastokrotnie, wzrosła prędkość.
Może również o to chodzi w całej sprawie, o szybkie przeforsowanie ograniczenia dozwolonego użytku, abyśmy w przyszłości nie mogli sobie np. wydrukować na biurku chronionego prawem bibelotu?
Jedyne co można robić, to do znudzenia robić awanturę i punktować nadużycia. Nie wystarczy wyrazić raz, ani nawet dziesięć razy sprzeciwu wobec tej sytuacji. Powtarzać te same argumenty trzeba przy każdej okazji i próbować odkłamać język, którym dyskutuje się i własności intelektualnej.
A może próbować przejąć terminologię i zacząć nazywać organizacje zbiorowego zarządzania i wydawców reketierami? Przecież dzisiaj istnieją alternatywne sposoby dystrybucji, nic dziwnego, że bronią oni swojego monopolu na ściąganie haraczu od twórców i odbiorców...
chyba sam się Pan złapał w pułapkę tego przesuwania
Chyba sam się Pan złapał w pułapkę tego przesuwania znaczeń, gdyż słowo "pirat" pochodzi jeszcze z łaciny pirata, a nawet z greki: πειρατής, a synonimami tego słowa, chociaż niezupełnie dokładnymi, są: korsarz, bukanier, kaper... W języku prawnym istnieje również Definicja piractwa, a to w Konwencji Narodów Zjednoczonych o prawie morza.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Chodziło mi jedynie o
Chodziło mi jedynie o zastosowanie terminu w dyskusji o własności intelektualnem, oczywiście termin był używany już wcześniej przy określaniu rabowania na morzu - w XVI wieku był to potężny problem, termin pirat był jednoznacznie negatywny dla przecietnego brytyjczyka.
Chyba sam się Pan złapał
Chyba sam się Pan złapał w pułapkę tego przesuwania znaczeń, gdyż słowo "pirat" pochodzi jeszcze z łaciny pirata, a nawet z greki: πειρατής, a synonimami tego słowa, chociaż niezupełnie dokładnymi, są: korsarz, bukanier, kaper...
Słowo "korsarz" oznacza pirata działającego zgodnie z prawem i grabiącego na własny rachunek, ale w imieniu króla.
To doskonale pasuje do działalności OZZtów i do działań OZZ'tów np. copyright levies. Nieważne, że kupowane materiały i nośniki wykorzystuję do przechowywania własnych zdjęć (utworów). "Korsarze" z OZZtów dostaną kilka procent ich wartości, a aparat państwa jeszcze ich wspomaga w grabieniu mnie z moich pieniędzy.
Pułapki słowne
Pułapką słowną jest też sformułowanie "własność intelektualna", gdyż ciężko mówić o "własności" w stosunku do rzeczy niematerialnej. Nie można mówić o "posiadaniu" idei, szczególnie wtedy, gdy została ona już skopiowana poza umysł autora. Wydaje mi się, że pojęcia "własność" można używać tylko do obiektów, które mogą zmienić "właściciela" na podobnej zasadzie, jak przenoszenie pliku: oryginał jest kasowany, zostaje kopia w innym miejscu [semantyka przeniesienia]. Nie można go jednak użyć do semantyki skopiowania, kiedy to oryginał zostaje nadal pod władzą właściciela. Ponieważ wtedy jego "własność" nadal pozostawałaby przy nim [oryginał], niezależnie od tego, ile wykonamy kopii.
Idee [a więc to, czego dotyczy obecnie termin "własności intelektualnej"] rozprzestrzeniają się z pomocą semantyki kopiowania, a nie przenoszenia. Jeśli opowiesz komuś o swoim pomyśle, oryginał tej myśli nadal pozostaje w Twojej głowie, a odbiorca tworzy kopię w swojej głowie. Zastosowanie określenia "własność intelektualna" do idei [obiektów niematerialnych] jest niewłaściwe i kłamliwe, ponieważ sugeruje semantykę przenoszenia tam, gdzie jej nie ma. To pozwala na dalsze nadużycia językowe, czyli porównywanie kopiowania do kradzieży mienia materialnego [czym oczywiście kopiowanie nie jest, przypomina raczej zbudowanie sobie własnego samochodu na podstawie oryginału wypatrzonego u sąsiada, sąsiad nadal ma swój samochód na podwórku] i stosowanie prawa własności materialnej do czegoś, co materialne nie jest.
Yes we can
Myślę, że jednak da się coś zrobić.
Kwestia praw autorskich w dobie Internetu sięgnęła absurdu. Przypomina mi to czasy prohibicji w USA, kiedy nagle, decyzją światłego męża, miliony ludzi pijących alkohol z dnia na dzień stały się przestępcami. Obok urojonych przestępców, prohibicja przyniosła Ameryce również tych prawdziwych - mafię, która na nielegalnej sprzedaży alkoholu zbiła miliony i położyła podwaliny pod swoją potęgę.
W chwili gdy rządzący tracą kontakt z ziemią, a społeczeństwo dla nich to ci, których można spotkać na bankietach i w telewizji, mrówkom pozostaje świadomość, że liczą się w miliony. Do obalenia absurdalnego prawa nadaje się taktyka obywatelskiego nieposłuszeństwa. Wyobraźcie sobie np. sytuację, gdy jednego dnia miliony ludzi ściągną nielegalną treść z Internetu i złożą doniesienie na samych siebie? Albo tego typu akcję powszechnego ściągania upublicznioną w mediach? Co wtedy Panowie Władcy zrobią? Wszystkich wyłapią? A istnieje cień szansy, że absurd wreszcie do nich dotrze. Nikt z nich nie lubi zostawać sam przeciwko milionom.
W sumie myślę, że likwidacja dozwolonego użytku do dobry pomysł
W sumie myślę, że likwidacja dozwolonego użytku do dobry pomysł, o ile faktycznie będzie związana z wprowadzeniem ścigania z urzędu. Jestem przekonany, że wówczas znalazłoby się bardzo wiele osób, które chciałoby spełnić swój obywatelski obowiązek pisząc doniesienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy publicznych, a nawet składając skargi w sytuacji, gdyby prokuratura decydowała się na umorzenie postępowania... Mam wrażenie, że bardzo wiele osób patrzyłoby intensywnie politykom na ręce. Przyglądałoby się temu co piszą w swoich blogach, co umieszczają na swoich stronach internetowych (również tych stronach, które prowadzą urzędy). Przypuszczam, że bardzo szybko okazałoby się, że bycie osobą publiczną jest po prostu ryzykowne... Wobec demokratyzowania się mediów okazuje się, że przyglądają ci się nie tylko ci, którzy szanują twoją pracę, ale również "hejtersi"... Może faktycznie warto spróbować tego ekstremalnego eksperymentu społecznego i - jak pisałem w 2005 roku: miejmy to już za sobą...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
A może na początek doprecyzować prawo?
Uważam, że zamiast drwić z prawa, co nie przystoi ustom/piórze prawnika, należałoby je doprecyzować, w szczególności ów feralny art. 23 ustawy o prawie autorskim - co to naprawdę znaczy "własny użytek osobisty" oraz co to jest "stosunek towarzyski"...
Brzmi to jak z Orwella
Panie Wagla, Pan raczy żartować... to rozwiązanie żywcem wyjęte z "1984". Państwo donosicielskie Ci się marzy?
"Nie wiedzieć czemu, Winstonowi stanęła przed oczyma pani Parsons ze swoimi rzadkimi włosami i zmarszczkami wypełnionymi kurzem. Jeszcze dwa lata, a dzieciaki zadenuncjują ją Policji Myśli. Pani Parsons zostanie ewaporowana. Syme również. I Winston. I O'Brien"
Nibt to wiadomo wszystkim ale napisze wprost
bo oczywiście pan minister pewnie nie wie, a eksperci sa lobbystami wiec kto mu powie? Panie Ministrze: przeglądarka kopiuje na dysk strony które Pan ogląda w internecie! TAK! Każdy obrazek, każdy film, każda treść która Pan ogląda jest na Pana dysku przez co najmniej tą chwilę kiedy Pan ją widzi a zwykle przez tydzień jeśli nie dłużej w normalnie skonfigurowanej przeglądarce. Użytkownik ściągający z sieci P2P plik mp3 jest oskarżany o rozpowszechnianie gdyż taka jest specyfika programów P2P - ściągając jednocześnie udostępniamy. Likwidując dozwolony użytek penalizuje Pan używanie każdej przeglądarki - jej specyfika polega na kopiowaniu plików ZANIM je pan zobaczy na dysk twardy Pana komputera. Zgodnie z tym co mówią ludzie którymi Pan się otacza, Pan też jest,jak wszyscy użytkownicy przeglądarek internetowych, piratem i złodziejem. Czy w takim razie mówią oni prawdę?
Technicznie masz rację. I z
Technicznie masz rację.
I z czysto technicznego punktu widzenia jednoznaczna i jednoznacznie technicznie realizowalna kategoria legalności to: cokolwiek zostanie wpuszczone w publiczne (czyli dostępne dla wszystkich) sieci transmisji danych należy uznać za rozpowszechnione i dozwolone w swobodnym powielaniu.
Granicą kontroli powielania byłoby więc wyłącznie wpuszczanie chronionych danych do publicznych sieci transmisji danych.
Nie ma bowiem sensownej technicznej możliwości zabezpieczenia przed powielaniem danych przesyłanych publiczną siecią teleinformatyczną. Jedyną możliwością którą mogłem wymyśleć jest delegalizacja niecertyfikowanego oprogramowania i sprzętu oraz nakaz dostępu do sieci, czy to internetowych czy to TV, WYŁĄCZNIE przy pomocy sprzętu i oprogramowania z należnymi certyfikatami z absolutnym zakazem modyfikacji i manipulacji przy sprzęcie i infrastrukturze sieci. Co sensu nie ma, bo dla sygnałów WiFi medium jest przestrzeń.
Pozdrawiam,
Tomasz Sztejka
Likwidacja dozwolonego użytku możliwa ale w istocie wirtualna
Zapisy z ustawy o prawie autorskim dotyczące dozwolonego użytku osobistego są dość mgliste. Nie wynika z nich jednoznacznie czy tzw. piractwo czyli "ściąganie z sieci" jest naruszeniem prawa autorskiego. A przyjanmniej ja nie potrafię tego wydedukować.
Według zasady dura lex sed lex uważam, że instytucja ta wymaga głębokiej reformy. Chodzi o to, by w jakiś sposób producent lub wydawca lub sąd, mógł jednoznacznie orzec, czy dany użytek ma charakter osobisty (dozwolony), czy jest to niedozwolone działanie łamiące prawa autorskie. Myślę że wszystko zmierza, by stosowne przepisy były przepisane pod dyktando odnośnych systemów IT czy rejestrów tak, by można było choćby po części kontrolować użytek "wtórny" legalnie nabytych utworów, i w razie czego a posteriori wykazać, na ile dany użytek był [ustawowo] dozwolony. Chociaż w zasadzie zamiast rejestru, wystarczyłoby doprecyzować szereg pojęć w rzeczonym artykule ustawy (i zapewne spoza niego).
Nawet całkowita likwidacja dozwolonego użytku "ustawowego" byłaby w istocie przeniesieniem tej dyspensy do konkretnych już licencji. A wszyscy wydawcy byliby niejako zobligowani, oczywiście z własnej woli o której poniżej, by stosowne zapisy o dozwolonym użytku wpleść w swoje licencje (choć niekoniecznie wszystkie!). Bo gdyby tego nie zrobili, nie mieliby praktycznie możliwości weryfikacji, na ile użytek egzemplarzy utworów byłby przez nich zamierzony, gdyż nie ma i w najbliższym czasie nie będzie możliwości rejestracji faktu, że kolega koledze wypożyczył książkę czy koleżanka koleżance puściła legalnie nabyty utwór mp3 na słuchawkach, podczas wspólnej jazdy autobusem. Więc zbędne byłoby dla nich prawo, którego naruszenia nie możnaby dowieść.
Chociaż z drugiej strony wobec digitalizacji, pełna kontrola obiegu elekronicznych plików wydaje się rzeczą osiągalną. Zawsze mogłoby się to skończyć, że 90% populacji zacznie używać systemu Linux.
Pod warunkiem, że nadal będzie legalny.
Pointując sądzę, że dozwolony użytek prywatny (choć niekoniecznie rozumiany jako dyspozycja wyłącznie ustawowa), to ważna instytucja, wynikająca nawet z prawa naturalnego (jest teoria, że jest to prawo podmiotowe), natomiast wymaga głębokiego dookreślenia. I w moim przekonaniu jest to interes obu "stron".
A co będzię w przypadku,
A co będzię w przypadku, gdy z internetu korzysta cała rodzina powiedzmy 5-cio osobowa, a tylko jedna osoba jest "piratem". Będzię się odcinać wszystkich? Jeśli tak, to będzie to odpowiedzialność zbiorowa a to raczej nie przejdzie.
Poza tym, filmy pobierane legalnie z sieci powinny kosztować ok. 50% ceny biletu do kina - czyli trochę ponad 10zł (z resztą tak sugerował pan z BCC). Jest to logiczne, ponieważ odejmując marżę którą pobiera kino, producent/dystrybutor i tak zarobi swoje.
Dozwolony użytek w Internecie
"Art. 23. 1. Bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z już rozpowszechnionego utworu w zakresie własnego użytku osobistego. [...]
2. Zakres własnego użytku osobistego obejmuje korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów przez krąg osób pozostających w związku osobistym, w szczególności pokrewieństwa, powinowactwa lub stosunku towarzyskiego"
Ust. 1 w zd. 1 in fine odwołuje się do "zakresu własnego użytku osobistego", a ust. 2 ten zakres własnego użytku osobistego bliżej wyjaśnia.
Wydaje się, że jeśli w ogóle można mówić o dozwolonym użytku w internecie, to wyrażenie "egzemplarz" należy odnosić również do kopii utworu nie mających postaci materialnego nośnika. Jeśli bowiem "egzemplarz" rozumieć będziemy jako utwór + materialny nośnik to rzeczywiście można mieć wątpliwości, czy korzystanie z utworów znajdujących się w Internecie jest objęte dozwolonym użytkiem osobistym.
Pogląd ten wprawił mnie w osłupienie, ale chyba nie jest pozbawiony racji.
MSWiA
Jeśli chodzi o artykuł z "Gazety Wyborczej", to akurat jest ten :-)
http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,7451329,Kiedy_odetna_od_internetu___rzadowa_walka_z_piractwem.html
Natomiast co do założeń - minister Rapacki podkreślał, że są bardzo wstępne. I wciąż trwa wewnątrzresortowa dyskusja.
Zarówno jeśli chodzi o odcinanie od sieci, jak i dozwolony użytek.
Pytanie, jak jest w istocie. Gdzieś chyba padły jednak słowa ministra, że założenia zostaną "wkrótce" upublicznione. Zobaczymy.
Mam też mieszane uczucia, mimo wszystko, gdzie o tym odcinaniu ma być legislacyjnie mowa - w odpowiedzi na pytanie J.Lipszyca, to trochę tak wyglądało, jakby był z tym powiązany i rejestr stron zakazanych, i ust. o świadczeniu usług drogą elektroniczną i prawo autorskie.
Dlaczego nie mowi sie ani slowa o takim modelu???
Mam wrazzenie, ze choc o problemie piractwa, praw autorskich, strat
finansowych, itd... itd... mowi sie duzo to nikt nie dochodzi do
sedna problemu kub moze nie tyle sedna co, wszyscy "duzi i glosni" (np. BSA, ZAIKS, RIAA, koncerny fonograficzne, itd...itd) przemilaczja inna mozliwosc a mianowcie adaptacje i zmiane modelu biznesowego. (nie da sie wrocic do rynku jaki byl 20 lat temu - chyba, ze zlikwidujemy internet!!!)
Zacznijmy od branzy muzycznej.
90% zjawiska możnaby zliwidować dzis!!! Bez klopotu, wydawania setek
milionow dolarów, zlotowek czy euro i co najwazniejsze, prawie
wszyscy byliby zadowoleni.
Prawie wszyscy, tzn. artysci!!!!, internauci!!!!!, firmy zajmujące
się dystrybucją muzyki w formie cyfrowej - jedyni przegrani to
wielkie wytwórnie muzyczne.
Wg. mnie prawda jest taka, ze to własnie ONE - zastałe i
przyzwyczajone do rynku z przed ery zapisu cyfrowego (można było
fizycznie przegrać kumplowi kaste z muzyka ale CD juz nie mieliśmy
jak skopiować - do czasu) nie sa wstanie "zmienic swojego sposobu
myslenia". Doliwy do ognia (byz moze to jest najwiekszy WROG!!!
wszystkich) dolewaja lokalne (dla kazdego kraju) organizacje
"broaniace praw autorskich" czyli takie pasożyty. Te organizacje
niczego nie tworzą, w niczym nikomu nie pomagają za to skutecznie
bronią (się) przed wszelkimi zmianami w imie ochrony czyichs
interesow.
O czym ja dokladnie pisze? Odpowiedzia na to jest odpowiedz na
nastepujace pytanie: Dlaczego do dziś w Polsce nie działa np. iTunes
Store czy serwis, ktory wg. mnie dokona rewolucji w branzy muzycznej
- Spotify??? O ile wiem głowną barierą przed wejściem tych serwisów
do nas jest jedno słowo - ZAIKS.
Czy naprawde uwazacie, ze gdyby serwisy (jak ww.) moglyby oficjalnie
dzialac w polsce nie wplyneloby to na skale piractwa w branzy
muzycznej??? Dlaczego "nasz rynek" broni sie przed Spotify???
Model dzialania jest idealny. Sluchamy czego chcemy, kiedy chcemy -
za stala miesieczna oplate (w zamian mamy Spotify w telefonie i
dostep do muzyki takze "offline") lub za darmo ale sluchajac co 5-8
piosenek 15 sekudowej reklamy.
Pieniadze zarobione przez serwis sa przekazywane artystom/wlascielom
praw autorskich na zasadzie nie rownosci ale sluchalnosci. Im
czesciej Cie sluchaja tym wiecej dostajesz.
Skoro serwis z powodzeniem dziala w UK, we Francji czy w Hispzanii
tzn., ze ten model biznesowy sie jaknajbradziej sprawdza!!!!
Kto kolekcjonuje CD/DVD i tak pojdzie do sklepu i kupi plyte. Ci
ktorzy i tak by jej nie kupili zamiast sciagac pirackie mp3 np. z p2p
sluchaja jej w leglanym serwisie.
Czy to nie sytuacja idealna???? Dzis polacy tez (przy odrobinie
wysilku) maja dostep do tej muzyki, reklam, itd.... tyle, ze nasi
artysci i reklamodawcy serwisu nie maja z tego ani euro (polak nie
kupi towarow reklamowanych dla anglika czy francuza bo nie ma ich w
naszych sklepach). A wystarczy zmienic IP aby cieszyc sie dostepem do
Spotify czy np. Hulu.com
Tu dochodzimy do drugiej kwestii - lokalizacji tresci w intrnecie
(niejako cenzury intrnetowej). Mam wrazenie, ze zmiast (skoro juz
ktos cos - jak np. hulu udostepnia) udostepniac wszystkim i czerpac
zyski z reklam - "starzy" wladcy koncernow, prezesi w wieku lat 70+
podejmuja decyzje - hulu tylko dla amerykanow. I spia spokojnie,
przeswiadczeni, ze tak wlasnie jest. Nie jest :-) Zatem, czy
tworzenie sztucznych barier, ktore coraz czesciej jest wstanie
pokonac dziecko, wydawanie na nie (bezsensowne pieniedzy) nie jest
glupie? Czy nie lepiej by bylo gdyby i Polak mogl korzystac z zasobow
serwisu hulu. com a wzamian ogladac reklamy polskich firm i produktow
z nszego rynku?
W ten sposob dotarlismy do branzy TV/Film
Nikt, nigdzie nie pisze piszac o piractwie jak wlasnie serwis hulu
wplynal swym istnieniem na rynek w USA. Czy skala zjawiska sie
zmniejszyla czy nie? Czy serwis jest dochodowy czy nie? Cisza...
Kto tu jest wrogiem? Lokalne kanaly i stacje TV :-).
Ile zarobi TVN czy Polsat gdy obejrzymy odcinek "Gotowych na
wszystko" wtedy gdy mamy czas i ochote dzieki takiemy serisowi?
Sadzicie zatem, ze stacje telewizyjne i likalni dystrybutorzy beda
stali z boku i nie robili WSZYSTKIEGO co w ich mocy aby fakt
zaistnienia takich serwisow ukryc, opóźnić?
Ale znów wynika to z błednego sposobu myślenia. Zmiany widowni i
rynku są nieuniknione. Będziemy spędzac przed tradycyjnym TV coraz
mniej i mniej czasu - i to duzo szybciej niz sie stacjom TV wydaje.
Obecni 15-nstolatkowie beda spedzac przed telewizorem 1/3 czasu ktory
spedzali ich rodzice (i nie wiem czy nie jest to zalozenie zbyt
optymistyczne).
Stacje TV musza sie skupic na produkcji!!!!! materiałów, seriali -
premiara w TV na wlasnym kanale (dla tej nielicznej garstki, ktora
jeszcze oglada) i natychmiast do sieci - aby odgladac (material i
reklamy!!!!) mogli wszyscy na calym swiecie.
A dzis... TVN, Polsat czy TVP moga zaczekac i dwa - trzy lata zanim
zdecyduja sie zakupic od stacji XYZ pierwszy sezon serialu , puscic
go o chorej porze (doba ma tylko 24h) i nazekac , ze serial drogi,
dobry i nikt nie oglada. To juz nie te czasy!!!
Wiecej pracujemy, wiecej czasu spedzamy przed monitorem, lacze o
predkosci kilku mb przestaje byc luksusem - jest 21 wiek!!!!
To samo tyczy sie branzy gier - sprawa jest moze troche barxziej
skomplikowana ale wykonalna.
Dlaczego tytulu, ktory okazal sie w pudelku pol roku temu nie moge
sciagnac legalnie dzis? Niech odbywa sie to w formie - w czasie
sciagania ogladam i potwierdzam to kliknieciem 5 reklam a gra
przestanie dzialac po miesiacu. Chce grac znow/dalej to sciagam ja i
ogladam rekalmy ponownie lub ide do sklepu i kupuje.
Nie musze sciagac z p2p narazajac sie na konsekwencje.
Oczywiscie problem jest ciut bardziej zlozony niz to co opisalem.
Jednak ogolne zasady i kirunek zmian sa wlasnie takie.
Spotify i Hulu juz dzialaja - i jak sadze z powodzeniem bo nikt nie
doplacalby do interesu.
Mam wrazenie, ze to wlasnie wielcy producenci i dystrybutorzy sa
najbardziej zadowoleni z piractwa. Nie wiedza jak zmienic swoj model
dzialania, jak sie przystosowac by nie zginac zatem piractwo jest
poniekad powdem ich istnienia - brania biednych tworcow, artystow,
opkieuja sie nimi, itd.... Jesli nagram wlsana piosenke (dobra! :-) i
"wrzuce" ja do Spotify (w wysokiej jakosci) i na youtube w niskiej
jako reklame - to po co mi EMI czy Sony BMG? Po co mi ZAIKS?
trochę nie tak
co do ZAiKS i iTunes - to decyzja Apple. Które się do ZAiKSu nawet nie zwracało (ani np. do EMI Polska), o czym można przeczytać choćby tu.
co do Spotify - to owszem, dokładają do tego jeszcze inwestorzy. i prawdopodobnie zarobią i tak, jeśli dojdzie do sprzedaży udziałów
co do Hulu - póki więcej pieniędzy producent serialu dostanie od pośrednika, który będzie daną produkcję dystrybuował w kinach, kanałach płatnych, na DVD i telewizji tzw. bezpłatnej, to takie serwisy będą US-only, German-only itp.
by tigi: "co do Hulu - póki
by tigi:
"co do Hulu - póki więcej pieniędzy producent serialu dostanie od pośrednika, który będzie daną produkcję dystrybuował w kinach, kanałach płatnych, na DVD i telewizji tzw. bezpłatnej, to takie serwisy będą US-only, German-only itp."
Czy mam rozumiec, ze w USA musieli to wrzucic do sieci bo przez piractwo nikt nie kupowal DVD, nie ogladal platnych programow, itd... itd... tam sa inni klienci?
Przeciez nie jest klopotem pozwolic np. Europejczykom ogladac to co do Europy trafilo rok tem czy wczesniej - tymczasem zamyka sie calosc serwisu...
A co do spotyify - wg. mnie takie serisy to jednyny lek na piractwo muzyczne. Pozatym czytajac oferte dla muzykow jest to tez dla nich spora szansa! Ale lobby dystrybutorow/producentow/sprzedawcow (np. Empik) na pewno bedzie na NIE :-)
Hulu - itp
Musieli wrzucić, bo nie chcieli oddawać pola YouTube.
To biznesowa gra i wg szacunków, nawet opłacalna - analitycy szacują przychody Hulu w 2009 r. na ok 120 mln dol.
To jedno. Drugie to kwestia licencji. Proszę sobie wyobrazić, ile producentowi zapłaci dystrybutor dajmy na to na rynek francuski danego serialu, jeśli Francuzi będą mogli go bez problemu obejrzeć na Hulu.com, a ile zapłaci, jeśli Hulu jest US-only i dla Francuzów zamknięte?
I producent sobie waży - jaki ruch mu się bardziej opłaca. Na dziś widać, że jeszcze nieopłacalne jest puszczenie tych filmów na żywioł w sieci. To kalkulacja biznesowa, a łańcuch pośredników w biznesie obrazkowym jest naprawdę dłuuugi. I żywot filmu w kolejnych krajach też jest dłuższy niż rok. Jeszcze.
by tigi "To biznesowa gra i
by tigi
"To biznesowa gra i wg szacunków, nawet opłacalna - analitycy szacują przychody Hulu w 2009 r. na ok 120 mln dol. [...]
Proszę sobie wyobrazić, ile producentowi zapłaci dystrybutor dajmy na to na rynek francuski danego serialu, jeśli Francuzi będą mogli go bez problemu obejrzeć na Hulu.com, a ile zapłaci, jeśli Hulu jest US-only i dla Francuzów zamknięte?"
Tylko tu dochodzimy do sedna sprawy...
Hulu. com (i tego typu serwisy) to nie biblioteka gdzie mozna postawic Smutnego Pana na bramce aby sprawdzal paszporty. Zamkniecie o ktorym Pan pisze (hulu tylko dla amerykanow - ladnie brzmi) to fikcja!
Taka sama fikcja jak probowanie usunac czegos z sieci, cenzutowanie internetu, zamykanie Napstera aby zakonczyc wymiane plikow mp3 w sieci p2p, itd... itd... tego sie po prostu od strony fizycznej nie da zrobic za pieniadze, ktore jest sens na to wydac. Tzn. inczaj - mozna w nieskonczonosc rozwijac systemy zabezpieczen po to byz a godzien, dzien, tydzien ktos je lamal (tak po prostu jest). Stad tez tak naprawde nikt tego nie robi poza niewiele znaczacymi gestami. Np. hulu filtruje ruch na podstawie IP... i co? I to, ze dzis wiekszosc srednio-rozgarnietych gimnazjalistow obchodzi to zabezpieczenie. Korporacjami rzadza starzy ludzie, nie znajacy internetu, jego mozliwosci, itp - Przez wydaje zarzdzenie "nasz serwis jest tylko dla Kowalskich" i spi spokojnie przeswiadczony, ze tak jest - pokazali mu ze serwer pyta - Kowalski? I jak nie to nie wpuszcza. Kontyunuujac mysl... ile zaplaci za serial XYZ dystrybutor wiedzac, ze i tak wiekszosc zainteresowana juz dawno go na takim hulu widziala (tlumaczenia sie w jeden dzien nie zrobi, umowy nie podpisze, itd...) NIC, nie kupi go i tyle - albo kupi kiedys za prawie nic (wystarczy zobaczy jakie filmy i seriale puszczaja nasze stacje TV). Zjawisko to bedzie sie poglebiac bo komputer zaczyna byc wszedzie (i wiedza o nim jest oraz wieksza) a na TV mamy coraz mniej czasu. Wniosek... Hulu zarobilo $120 mln na reklamach (moglo wiecej gdyby bylo otwarte) i co dalej? Prosze pamietac o fakcie,ze hulu pokazuje glownie materialy do ktorych prawa maja wlasciciele serwisu, czyli wzasadzie wlasne.
To samo ze Spotify - gdyby ich dzis wpuscic do nas kto jeszcze chcialby siciagac mp3 z p2p? Po co??? Co takiemu BSA czy ZAIKSOWI, itp - przeszkadzalaby dzialalnosc takiego serisu w kraju - przeciez wplywami dzieliliby sie rowno i uczciwie. Ci co CD chca kupic i tak kupia, Ci co nie chca posuchaja reklam (przyniosa zysk) zamiast sciagac z p2p calkiem za darmo.
Przestarzała "Premiera kinowa"
Dodam od siebie, że przeżytkiem modelu dystrybucyjnego też jest wg mnie "premiera kinowa". Za każdym razem gdy idę do kina stwierdzam, że przepłaciłem. Jakość taśmy kinowej nie jest najlepsza. Mimo, że większość filmów ma dźwięk w Dolby Digital to mało tą przestrzenność/otoczeniowość słychać. Mało tego... byłem ostatnio w Poznaniu w Multikino Stary Browar na Avatarze (oczywiście 3D). Film odtwarzany z nośnika cyfrowego, więc powienien mieć dźwięk przestrzenny w bezstratnym PCM (a nie w małobitrate'owym Dolby Digital). Niestety miałem wrażenie, że słyszę tylko Stereo. I za co ja zapłaciłem to 27 zł? BTW co do jakości obrazu, Avatar w Multikinie miał proporcje 2.4:1 i rozdzielczość pojedynczej klatki w standardzie 2K dla tych proporcji 2048x858 (czyli 1,8 Mpiksela). Jak widać szeczegółowość minimalnie większa niż na Blu-ray. Ponieważ Avatar był kręcony kamerami HD szczegółowość w IMAX jest niewiele większa (w IMAX chyba były proporcje 16:9). Skoro więc w domu mogę mieć tą samą jakość jak w kinie to po co mi kino? Telewizory HD bardzo tanieją; wchodzi teraz standard Blu-ray 3D; wg szacunków Sony w 2013 roku około połowy telewizorów w sklepach będzie 3D; rośnie prędkość Internetu (w miastach bardzo szybko, na wsiach powolutku). Dodatkowo w domu jestem w stanie ustawić sobie głośność tylnych kanałów dźwięku aby nie były one dyskryminowane. Szczerze marzę o legalnej dystrybucji filmów HD premierowo przez internet, choćby mi się miały ściągać pół dnia. Chcę sobie usiąść, ustawić wszystkie parametry obrazu i dźięku, a jak mam potrzebę to film w czasie oglądania zapauzować.
PS 1. Tak jak "ramówka" jest wadą telewizji, tak "premiera kinowa" jest wadą kina.
PS 2. 2K to za mała rozdzielczość jak dla kina, za mała szczegółowość w stosunku do rozmiarów ekranu.
PS 3. (Sci-fi) Ciekawe co będzie za około 100 lat jak możliwe, że biotechnologia pozwoli na niestarzenie się ludzi. Co z prawami autorskimi...? Chyba już nic nie przejdzie do domeny publicznej.
PS 4. (sci-fi) Avatar to pseudo-sci-fi. Ludzie na Alfa Centauri w 2154 roku (4.4 roku świetlnego od Ziemi)... też coś pfff, bzdura. Już bardziej prawdopodobne jest, że część obecnej ludzkości doczeka technologii nieśmiertelności/niestarzenia w tym wieku. Tylko do kogo ta technologia będzie należeć, kto ją zastrzeże? Czy będzie miał do niej prawa wiecznie? ;)
Odcinać odcinać...
Ja proponuje by odcinać złodziei od dróg i chodników. Taki złodziej skazany prawomocnym wyrokiem sądu za kradzież (albo lepiej, pomówiony o kradzież przez jakąś organizacje do zbiorowego zarządzania prawami własności) był by pozbawiany prawa jazdy, nie wolno by mu także było korzystać z komunikacji miejskiej, czy lotniczej. W zasadzie należało by mu także nogi obciąć bo a nóż coś lekkiego sąsiadowi z domu wyniesie.
Relacje cd.
Są już kolejne relacje. Przykładem niech będzie tekst opublikowany w ITReseller.pl: Koniec piractwa, początek złodziejstwa.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Jeśli chcieć na siłę
Jeśli chcieć na siłę zachowywać chronologię (mając w pamięci chęć bycia najpierwsiejszym z pierwszych) to powyższe wydaje się być opublikowane wcześniej - sądząc przynajmniej kiedy zostało dodane do wykopu: http://www.wykop.pl/link/284744/koniec-piractwa-poczatek-zlodziejstwa
Ale to tylko tak, na marginesie, proszę "wymoderować" bo oczywiście ta uwaga nic nie wnosi.
Wnosi
Wnosi tyle, że jest link do kolejnej dyskusji.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
PRL
I znów jak mantrę powtarzają mądrale o nawykach z PRLu. Czy do jasnej ciasnej w PRL był Internet?! Czy kiedy oglądam w ramch dozwolonego użytku film na YT, podniecam się myśląc, że walczę z państwem, jak mój ojciec przed 1989 r.?! Co za brednie...
Dopuściłem dwa głosy, więc myślę, że wystarczy.
Dopuściłem dwa głosy, co powinno zakończyć wycieczki tego typu (w jedną lub drugą stronę). To jest serwis o prawnych aspektach społeczeństwa informacyjnego i - jakkolwiek dyskusja ustrojowa jest elementem systemu prawnego, to jednak nie na tym poziomie ogólności i odczuć chciałbym ja prowadzić w tym serwisie.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Imperium kontratakuje
Daje się ostatnio zauważyć wyraźnie przybierający na sile - w różnych stronach świata - trend wielkiej mobilizacji biznesu rozrywkowego przeciwko rzekomym "piratom" (HADOPI we Francji, podobnie surowe prawa w Szwecji, plany odcinania od Internetu u nas, coraz liczniejsze sądowe wyroki przeciw serwisom pośredniczącym w wymianie plików, coraz bardziej zmasowane kampanie pod hasłem "ściąganie to kradzież" itd.). Czytając o tym, niemal natychmiast nasuwa się (przynajmniej mnie) tytułowe skojarzenie. Imperium kontratakuje - i może nawet chwilowo przytłumi rebelię - ale przedstawiciele tegoż Imperium powinni pamiętać, że kontratak Imperium nie był bynajmniej ostatnią częścią sagi Lucasa, a ostateczna bitwa rozstrzygnęła się w końcu na jego niekorzyść...
I w tej kwestii też tak będzie. Nieuchronnej dziejowej konieczności - jaką jest zmiana podejścia do prawa autorskiego - nie da się powstrzymać nawet mając do dyspozycji całą armię. Można co najwyżej nieco opóźnić jej nadejście. Z wiatrem historii wygrać się nie da.
a mnie zastanawia
dlaczego cały atak na piractwo polega na podnoszeniu jedynie kwestii kopiowania jedynie muzyki, filmów, gier a właściwie pomija korzystanie z pirackiego oprogramowania przez firmy. Przypuszcza się atak na osoby fizyczne (czyli przeciętnego obywatela) a praktycznie pomija się kontrolę firm. Przecież to tam są potężne pieniądze i łatwe do ściągnięcia. Może chodzi o to, że oprogramowanie czy to biurowe czy przemysłowe pozwala na zdobywanie rynku i przewagę nad konkurencyjnymi firmami informatycznymi a muzyka (etc) stwarza iluzję rozszerzenia puli klientów (i zysków) właściwie bez nakładów i służy utrwalaniu skostniałych metod biznesowych. Nie mówiąc o dostępie o powszechnej kontroli nad zasobami klienta i możliwością jej obróbki bez zgody końcowego użytkownika.Paru prezesów chce kontrolować i narzucać czym mają bawić się tłumy. Tak na marginesie - prawa autorskie powinny wygaszać się po 10 latach i owoce tej pracy powinny przechodzić w powszechnie dostępną domenę publiczną (oczywiscie darmową).
Jestem ciekawy, jak to
Jestem ciekawy, jak to będzie wyglądało w praktyce. Jak ktoś, kto korzystając obecnie z dozwolonego użytku ściągnął sobie muzykę czy film, będzie traktowany po hipotetycznym wprowadzeniu tego prawa. Podobnież prawo nie działa wstecz - a na jakiej zasadzie będzie się go karało za posiadanie "nielegalnych zapisów audiowizualnych". Rozumiem, że sprawa będzie prosta w stosunku do nagrań, dokonanych po wprowadzeniu tego prawa, ale jak to będzie wyglądało w przypadku wcześniejszych?
Jak rozumiem to samo będzie dotyczyło wszelakiego rodzaju odbitek kserograficznych (głównie chodzi mi o książki i różnego rodzaju oficjalne dokumenty, np. normy).
Mam takie ciche wrażenie, że wprowadzenie tego prawa ma być batem na wszystkich niepokornych - bo w tym momencie nie będzie w Polsce osoby legalnej - zawsze u kogoś znajdzie się "piracka" odbitka ksero, mp3 czy film.
jak ukarać pirata?
Być może jednym z najważniejszych aspektów tej debaty – często przemilczanych, przynajmniej przez jedna ze stron – jest nie tylko model usankcjonowania kodeksowego 'piractwa', ale model penalizacji i stojąca za nim ogólniejsza teoria KARY. Ponieważ oczywistym jest, że obecnie żadne państwo, a tym bardziej Polska, organizacyjnie nie jest w stanie spełniać wymogów absolutnej teorii karania, w której za wykroczenie lub przestępstwo czeka nieuchronna kara (nie tylko za 'piractwo'), wiemy wszyscy, że funkcja przewidywanych sankcji karnych musi być prospektywna – prewencyjna. Tutaj jednak pojawia się olbrzymi problem, bo trudno wyobrazić sobie skuteczność prewencyjnej funkcji kary dotyczącej powszechnych praktyk społecznych (łamania prawa) bez równolegle postępującej penalizacji wybranych jednostek (nawiasem pisząc – skuteczna penalizacja na poziomie kilku procent przyniosłaby 'właścicielom praw autorskich' zyski wielokrotnie wyższe niż zyski osiągane w teoretycznym modelu, w którym piractwa nie ma wcale, czyniąc z autorytetu prawa i państwa narzędzie ekonomicznie wspierające uprzywilejowanych). Jak, zachowując społeczne oczekiwania sprawiedliwości kary, dokonać spośród milionów selekcji jednostek poddanych penalizacji? Drogą losowania? Mówimy tutaj o skali przewyższającej KAŻDY INNY problem społeczny, z którym, pomimo penalizacji, Państwo sobie nie radzi – pijaństwo kierowców, posiadanie narkotyków, miganie się od alimentów, etc.
Jest oczywiście pewne wyjście z sytuacji: automatyzm wsparty delegowaniem funkcji państwa: by nie sąd i nie państwo jako takie decydowali o karze, a jego partnerzy prywatni (ISP, organizacje zb. zarządzania, etc), sami dbający o swoje interesy, i których decyzje można byłoby cierpliwie post-factum kontestować. Takie rozwiązanie wydaje się absurdalne, choć jest dla niektórych atrakcyjne i nie tylko hipotetyczne.
Te paradoksy skłaniają ku (niezbyt oryginalnej) refleksji, że karne usankcjonowanie powszechnego zachowania populacji musi prowadzić do praktycznych nadużyć wymiaru sprawiedliwości, np.: do zastosowania takiej penalizacji w walce politycznej: pokaż człowieka, a znajdziemy paragraf. Prawo działające w ten sposób to cecha ustroju totalitarnego.
Pomysł zlikwidowania
Pomysł zlikwidowania dozwolonego użytku prywatnego wydaje mi się dość utopijnym.
Moim zdaniem to czego brakuje w przypadku dozwolonego użytku prywatnego to ORZECZNICTWO. Nie pomoże żadne doprecyzowywanie czy nowelizowanie ustawy, jeżeli o jej zapisach nie wypowie się prawomocnie sąd, a wszystkie komentarze do tego momentu będą miały charakter rozważań akademickich. Tak naprawdę do dziś nikt nie wie jak w Polsce wyglądają w praktyce granice dozwolonego użytku prywatnego.
pozdrowienia, Michał
Wiem, że Vagla nie pała miłością
Wiem, że Vagla nie pała miłością do BlackoutEurope.pl niemniej jednak postanowiłem popełnić pewien laicki (z punktu widzenia prawa) artykuł, a nawet dwa.
http://blackouteurope.pl/koniec-z-dozwolonym-uzytkiem-czy-zaklamanie-w-branzy/
http://blackouteurope.pl/nadeszla-pora-aby-podjac-zdecydowane-dzialania/
Oczywiście można było to napisać zupełnie inaczej i pewnie bardziej przejrzyście, ale jestem tylko programistą i nie bardzo idzie mi pisanie esejów. Tak czy siak zapraszam wszystkich na manifestację 23.01.2010 pl. Zamkowy w Warszawie godzina 12:00
Nie mam stosunku
Nie mam stosunku do BlackoutEurope.pl, ani nie pałam miłością, ani nie mam żadnego innego emocjonalnego podejścia do tego serwisu. Jeśli pisałem o tych inicjatywach, to dlatego, że uważam za ważne zwracanie uwagi na przejrzystość dyskusji publicznej o kształcie internetu. Jednocześnie staram się tak prowadzić dyskusję w tym serwisie, by ograniczyć do minimum wykorzystanie go dla potrzeb propagacji "stanowisk politycznych" (niezależnie od tego, jaka partia je głosi, lub jakie środowisko, które ma ambicje polityczno-partyjne). Tym razem również Państwo się nie podpisaliście.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
tricolore dam?
O ile się nie mylę, to o tym jeszcze szerzej nie było mowy - tzn. o specjalnym oprogramowaniu... (za ReadWriteWeb)
[...]
jest odp. MSWiA w sprawie "dozwolonego użytku"
Tematem zajął się Olgierd i to co otrzymał:
MSWiA tłumaczy "dozwolony użytek jakby nie przestępstwo"
Taką samą odpowiedź MSWiA przesyła wszystkim
Taką samą odpowiedź MSWiA przesyła wszystkim, którzy w tej sprawie się do ministerstwa zwrócili. Poza dość oczywistym komentarzem Olgierda (który można sprowadzić do tezy: nie byloby sensu wylaczac czegos, co już wyłączone zostało, a więc minister nie mówił tylko o programach komputerowych) dostrzegłbym również, że w panelu brał udział producent muzyczny i dyskusja dotyczyła również tego "segmentu" praw autorskich.
Wiem, że dziennikarze zapytali już Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego o aktualny skład "Grupy Internet" i wcześniejsze składy... Zobaczymy, co z tego wyniknie.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
MSWiA
Jak widać MSWiA opracowuje nie tylko rozporządzenia, które pasują do różnych delegacji ustawowych, ale też odpowiedzi, które pasują do różnych pytań.
Niebawem możemy się pewnie spodziewać takich publicznych usług elektronicznych, które będą działały na różnym oprogramowaniu obywateli - co ostatecznie rozwiąże problem interoperacyjności... (bo przecież MSWiA odpowiada za informatyzację).
Ciekawe
Dobra, niech zlikwidują użytek dozwolony (chociaż jako wykształcony prawniczo - także - twórca, czyli parafrazując tytuł wpisu Vagli: "jakby" ;) będąc po tej samej stronie barykady, co walczący o prawa autorskie) nie bardzo sobie to mogę wyobrazić.
Najbardziej ciekawi mnie, jak w takiej sytuacji poradzi sobie w trakcie swoich działań operacyjnych wzmiankowana policja z instytucją tzw. praw nabytych i jak będzie oddzielać ziarno od plew?! (sic!) Chyba na zasadzie: nie wie prawica, co czyni lewica, nie wiedzą, co sobie szykują...
Przypominam, że już raz taka rewolucja była w naszej historii, kilkanaście lat temu, gdy zaprzestano respektować "socjalistyczne" zasady wydawnicze.
Dozwolony użytek
Ja czekam, aż zostanie zlikwidowany dozwolony użytek. Jestem autorem kilku witryn internetowych z mniejszym lub większym poziomem odwiedzin i oglądalności. Powyższe komentarze nasuwają mi fajny pomysł: umieszczę na swoich stronach, zapiski licencyjne ich użytkowania, które będą np: dopuszczać do korzystania za darmo np: osoby prywatne, a dla jednostek budżetowych "państwowych", czy też (cytuje z powyżej), (np. BSA, ZAIKS, RIAA, koncerny fonograficzne, itd...itd) ceną za oglądnie 1 strony będzie np: 1 mln zł. Wystarczy potem przeglądać statystyki i kasować pieniążki
P
Mam prośbę, czy mógłby Pan odnieść się do info pt. "Rzecznik prasowy Policji i Podsekretarz Stanu w MSWiA o prawie autorskim i cenzurze w Polsce" link http://www.partiapiratow.org.pl/node/88. Ja się pogubiłem czytając ten tekst.
Nie słyszałem, by rzecznik prasowy KGP
Nie słyszałem, by rzecznik prasowy KGP wypowiadał się na temat prawa autorskiego lub na temat cenzury (nie twierdzę, że się nie wypowiadał, a jedynie, że nie słyszałem). Na temat dozwolonego użytku wypowiadał się na konferencji BCC wiceminister MSWiA. Nagrania są dostępne w Sieci.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
P
Chodziło mi o pytania, które zadano. To tu się pogubiłem a 6 wręcz dobija.
Nie mam nic wspólnego
Nie mam nic wspólnego z tym tekstem, nie ja formułowałem te pytania. Myślę, że najlepiej zwrócić się do ich autorów z prośba o wyjaśnienie, o co im chodziło.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Trafiłem ja sobie na takie coś
Więcej: Ekademia.pl
Nie jestem pewien czy to słowa Autora czy reklama towaru?
Wojciech
Ciekawe czy od 2007 roku nie zmienił się punkt widzenia
Witam.
Ciekawy cytat wypowiedzi. Zawsze mnie ciekawi wątek "znajomości".
A "Kolega" od którego kopiujemy film, to aby nie "udostępnia"?
Zastanawiam się czy aby pojęcie definicyjne "kolega" jest wystarczające dla ustalenia stopnia znajomości? Przecież w internecie wszyscy są kolegami :-) Wielu z nich tylko ten jeden raz!
Pozdrawiam.
Raport Gallo czyli cel uświęca środki
Warto by wspomnieć o wydarzeniu jakie miało miejsce miesiąc temu w Parlamencie Europejskim.PE przyjał tzw. Raport Gallo - rezolucję w sprawie ochrony praw własności intelektualnej. Dokument zbliża całą Unię do rozwiązań prawnych podobnych do niesławnego Hadopi.
Smaczku dodaje lista poparcia raportu. Znalazły się na niej:
- László Kovács - reżyser nieżyjący od 2007 r.;
- Ibolya Fekete - węgierska artystka, która otwarcie przyznała dla La Quadrature du Net, że nie podpisywała petycji;
- Szabolcs Hajdú - reżyser udostępniający filmy na otwartych licencjach;
- Attila Janisch - reżyser i scenarzysta, który przyznał, że nie podpisał petycji.
- Ardai Tamas - także przyznał, że nie podpisywał petycji.
Dla zainteresowanych linki:
http://di.com.pl/news/33838,0,Raport_Gallo_wspierali_martwi_dzieci_i_piraci.html
http://www.trochetechniki.pl/Za-kratki-za-sciaganie-filmow-i-muzyki-z-Sieci,t,2772.html