O tym, że policyjne wydatki na programy i licencje okrojono w 2009 roku o 2/3

"Zdecydowana większość tych programów i licencji dotyczy oprogramowania, które ma swoje odpowiedniki open source, co nie wymaga ponoszenia żadnych kosztów. Różnice w funkcjonalności są niezauważalne dla zdecydowanej większości użytkowników. Zanadto przyzwyczailiśmy się uważać za niezbędne takie oprogramowanie, którego możliwości wykorzystywane są w około 5 procentach. To typowy przykład strzelania z armaty do wróbla."

- insp. Andrzej Trela, zastępca komendanta głównego Policji ds. logistyki na łamach Miesięcznika Policja 997, w wywiadzie pt. Jeszcze o cięciu. Przeprowadzająca wywiad p. Irena Fedorowicz zapytała m.in. o to, czy - wobec cięć finansów w Policji "można jeszcze bardziej oszczędzać, na przykład w informatyce, gdzie wydatki na programy i licencje okrojono w 2009 roku o 2/3?". Niektórzy komentatorzy uważają, że jest to zapowiedź rezygnacji przez Policję z oprogramowania Microsoftu (tak np. w tekście Open Source w Policji zamiast drogiego Microsoft'u? i Policja z oszczędności rozważa open source).

Podobne materiały gromadzę w dziale cytaty niniejszego serwisu.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Wiele Komend Państwowej

Wiele Komend Państwowej Straży Pożarnej już od dawna używa z powodzeniem Openoffice, a format odt/ods jest uznawany jako jedyny oficjalny format wymiany informacji pomiędzy nimi. Jedynie Komenda Główna dalej swoje M$ używa i wydaje pieniądze

Pomysł dobry ale ...

Sama idea przechodzenia na OpenSource nie jest zła. Powiedział bym nawet, że w pewnych sytuacjach może bardzo usprawnić i ujednolicić pracę. Niestety w przypadku urzędów przechodzenie np. na pakiet OpenOffice wiąże się zawsze z kłopotami odnośnie standardu. Bo co z tego, że jakiś urząd pracuje na tym pakiecie skoro instytucje podsyłają mu formularze w doc'u lub xls'ie tak sformatowane, że nie da się ich prawidłowo wyświetlić i wypełnić. Przypomnę tylko, że zgodnie z prawem format doc jest traktowany jak pdf czyli tylko odczyt i drukowanie.

Odczyt - ale

kocio's picture

O ile sobie dobrze przypominam nie określono co właściwie znaczy "tylko odczyt" - dla urzędów (że nie mogą tworzyć w tym formacie, tylko odczytywać co do nich przyszło) czy np. dla petentów (że urząd może takie produkować, jeśli petent nie musi tego wypełniać), czy jakoś jeszcze inaczej (np. dotyczy wszystkich w Polsce?). W każdym razie nie jest to czytelne sformułowanie, a szkoda.

Formularz jako...

Z tego co pamiętam (nie mam przepisów przy sobie) to jest za to określone coś takiego jak formularz i są tam wymienione formaty txt, rtf i odf. Nie ma tam mowy o doc (o docx nie wspomnę) ani xls. Problem jest taki, że jest to chyba najbardziej ignorowane rozporządzenie dotyczące informatyki jakie znam.

Dobrze pamiętasz, proszę o

Dobrze pamiętasz, proszę o to link: http://isap.sejm.gov.pl/Download?id=WDU20052121766&type=2 jest to Rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie minimalnych wymagań dla systemów teleinformatycznych, z dnia 11 października 2005r. (Dz. U. Nr 212, poz. 1766

Dokładnie ten przepis

Dokładnie o to chodziło. I teraz z różnych urzędów dostarczane są różne formularze w formatach doc, lub xls i dochodzi do sytuacji że trzeba się pytać (w przypadku doc'a), w której wersji programu Word był formularz tworzony bo otwierany jest z błędami (do zawieszenia Worda włącznie). Prośba o wersję formularza zgodną z przepisami ZAWSZE kończy się po pierwsze zdziwieniem, po drugie tłumaczeniem że nie będą robić inaczej niż wszyscy.

W takich sytuacjach

VaGla's picture

W takich sytuacjach zwykło się mówić, że "rozporządzenie się nie przyjęło". Problem w tym, że za brak przestrzegania interoperacyjności, która związana jest z zasadą neutralności technologicznej, nie ma sankcji. Być może powinna być taka sankcja.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Ano potrzebne są te sankcje!

Witam.

Sankcje może i są potrzebne, choć z tego co wiem, to sankcje są tylko nikt ich nie egzekwuje!. Ale do rzeczy!
Zakup licencji na oprogramowanie biurowe to wydatek ze środków publicznych. A w ustawie o "dyscyplinie budżetowej" jest jasno napisane jakie są obowiązki jednostki budżetowej! Tyle tylko, że nikt nie weryfikuje gospodarności jednostek publicznych! Kontrole NIK-u, to najczęściej przysłowiowy śmiech na sali! Z tego co wiem, to kontrolerzy NIK-u szukają albo "wskazanych" uchybień, albo weryfikują zasadność wydatków zgodnie z paragrafami wydatków, zamiast rentowności inwestycji!
Przetargi Publiczne, to także śmiesznostka! Urząd Zamówień Publicznych wydał nawet "Rekomendacje dotyczące zakupu oprogramowania komputerowego" i co? I nic! To są tylko rekomendacje, a nie wymóg prawny! I dlatego wciąż pojawiają się dziwne projekty za publiczne pieniądze, projekty których użyteczność albo jest wątpliwa albo wręcz są bezużyteczne!
Co ciekawsze, to większość tych super rozwiązań informatycznych, można wprowadzić metodą organizacyjną i za pomocą ogólnie dostępnych elementów każdego systemu operacyjnego i/lub oprogramowania biurowego!

A tak z podwórka informatyków! Z tego co mam rozeznanie, to każdy informatyk usiłujący zrealizować choćby elementy obowiązującego prawa, szybko staje się niewygodny! Powód? Najczęściej ten, że jest jeden i do tego informatyk, to co on wie o obowiązującym prawie?
Na dokładkę, najczęściej jest sam jeden, a zatem jego siła w demokracji jest jednostkowa! :-) Możliwe też, że za wieloma przetargami w których kupowane są licencje aplikacji biurowych, stoi coś jeszcze. Może jakaś dodatkowa korzyść? Wszak ogólnie wiadomo, że budżet zawsze płaci i to każdą kasę! Dlatego firmy walczą jak lwy o wygranie przetargu. A tam gdzie walka bezpardonowa, to i metody często mocno wątpliwe moralnie. To co się dziwić, że jest jak jest?
Dopiero jak szef zacznie sam doglądać budżetu (jak ten w Policji), to szybko zaczyna dostrzegać gdzie są marnowane pieniądze i przez kogo! Obecny jednak problem jest w tym, że publiczne pieniądze, to nie prywatna kasa Dyrektora urzędu. To czym taki dyrektor ma się przejmować? Przecież to ne z jego konta się płaci za chybione inwestycje.

A sankcje? No cóż... Gdyby zażądać od urzędów zwrócenia środków wydatkowanych na licencje oprogramowania biurowego zakupionego po wejściu w życie rozporządzenia (październik 2005), to szybko urzędy nauczyłyby się czytać ustawy! A Dyrektor urzędu byłby informowany przez piony prawne, jeszcze szybciej o takich ustawach! 90% zaniedbań realizacji obowiązujących przepisów, to skutek niemrawości pionów prawnych urzędów! A to one informują dyrektora o zaistniałych zmianach w obowiązującym prawie!

A najbardziej dolegliwą sankcją byłoby postawienie Dyrektorowi urzędu zarzutu niegospodarności! Taki zarzut ma już swoje sankcje wynikające z właściwej ustawy! Czyli jak widać, problem nie w samych sankcjach jako takich, tylko w braku właściwego nadzoru nad wydawaniem publicznych pieniędzy. Kto za to odpowiada? To już pytanie do mądrzejszych ode mnie.

A może jedynym rozwiązaniem jest zlikwidowanie finansowania działalności urzędu z pieniędzy publicznych czy unijnych? Każda dowolna firma może wygrać przetarg na świadczenie usług urzędowych! Pobierać będzie opłaty za wykonanie usługi! Tu jak widać, aż w oczy kole, że urzędy to odpowiednik biur adwokackich! Tyle tylko, że urzędy mają przerost zatrudnienia, rozdrobnione kompetencje urzędników i brakiem odpowiedzialności za błędy merytoryczne!

Ciekawe jakby wyglądał świat, gdyby powstały firmy adwokackie świadczące usługi administracji zamiast obecnych urzędów! Zapewne klient były traktowany jak klient, a ponadto miałby wybór firmy, czyli wolny rynek! Co to za problem uzyskać patent Ministra na wydawanie zezwoleń czy koncesji?

O rany! Toż to rewolucja w świecie relacji państwo-obywatel!
Tego nikt nie zrobi, bo nie byłoby miejsc pracy dla swoich :-)
Bo o pracę dla profesjonalistów nie ma się co obawiać. Tych specjalistów wychwyciłyby wszystkie firmy świadczące tego rodzaju usługi!

Pozdrawiam.

Hmmm... W jakim trybie

Hmmm... W jakim trybie odrzucane jest moje pismo, np w formacie odf, kiedy urzad mowi mi, ze mu program tego formatu nie czyta?

W trybie nieuctwa urzędniczego!

Witam.

Nie mam zamiaru się wymądrzać, ale jak tu już wskazano jest stosowny przepis mówiący o tym, jakimi formatami ma się posługiwać urząd!
Proponuję powołać się na tę ustawę oraz rozporządzenie do ustawy, a treść pisma wydrukować i wysłać listem poleconym za potwierdzeniem odbioru! Papierową wersję Twojego pisma, Dyrektor urzędu będzie umiał odczytać :-)

To, że jakiś urzędnik nie potrafi obsługiwać narzędzia pracy biurowej jakim jest dla niego komputer, nie zwalnia urzędu z obowiązku respektowania obowiązującego prawa! A skoro urząd wyposaża stanowiska pracy biurowej w komputery z edytorami tekstu z których nie potrafi korzystać urzędnik, to jest to jasna przesłanka do tego, że wystąpiło naruszenie dyscypliny budżetowej! Zakup sprzętu z pieniędzy publicznych, który jest bezużyteczny jest marnotrawstwem pieniędzy publicznych! To, że panuje moda na komputery na biurkach nie uzasadnia wydawania pieniędzy na urządzenia biurowe, których nie potrafią obsługiwać pracownicy!
Ponadto, skoro urzędnik nie umie pracować za pomocą narzędzi biurowych które dostał jako narzędzie pracy, to niech ustąpi miejsca innemu urzędnikowi który potrafi. Sam natomiast, niech zajmie stosowne do własnych umiejętności stanowisko pracy!

Tak na marginesie. Skoro płacisz podatki, to masz prawo wymagać aby urząd utrzymywany także z Twoich podatków, realizował obowiązujące przepisy prawa!

A tak przy okazji.
Coraz częściej dochodzę do wniosku, że brak kancelarii i hal maszynopisania, powoduje coraz większe komplikacje w wymianie dokumentów. Bo dla mnie nie ma różnicy, że eDokument został najpierw napisany ołówkiem na papierze ekologicznym przez urzędnika, a potem przepisany przez osobę zawodowo przepisującą pisma (maszynistka). Po takim procesie i tak albo otrzymam wydruk, albo elektroniczną wersję.
Ale jakie oszczędności w urzędzie? Hale maszynopisania, to kilka lub kilkanaście komputerów pracujących bez przerw na "wenę twórczą". Gdyby jeszcze hale maszynopisania były uruchomione w trybie dwóch zmian, automatycznie podwoiłaby liczba czynnych stanowisk komputerowych w urzędzie. To skutkowałoby zwiększeniem efektywności urzędu i skróceniem czasu powstawania pisma w wersji do druku czy elektronicznej. Jednocześnie dawałoby to życie mniej prądu pochłoniętego przez włączony komputer oczekujący na dopisanie kolejnego zdania w piśmie. Mniej licencji na pakiety biurowe i antywiry. Mniej kosztów napraw i wymiany "starego" sprzętu komputerowego. Mniej komputerów jako takich. A wszystko to przecież pieniądze podatnika, czyli wysokie oprocentowanie dochodów każdego obywatela. Trzeba miec bowiem świadomość, że większość urzędników i tak siedzi w papierach. Jest to konsekwencją tego, bo elektroniczne wersje przepisów nie pozwalają na operacje "kopiuj-wklej". Skutkiem czego, prawie każda ustawa czy rozporządzenie jest drukowane w urzędzie! Ciekawe czy urzędnicy są świadomi tego, że druk cyfrowy w wielkim nakładzie jest bardzo drogi w porównaniu z drukiem offsetowym? A to o czym piszę, można zweryfikować w każdym urzędzie! Bo skoro mają komputery na każdym biurku i do tego każdy komputer ma nieograniczony dostęp do internetu, to skąd na półkach urzędów wydruki ustaw czy rozporządzeń? Przecież zawsze można zaczytać z internetu! Jak widać, w urzędach ewidentnie leży organizacja i zarządzanie pracą urzędów! Urządzenia nie nadrobią braku kompetencji urzędników, a jedynie podnoszą koszty funkcjonowania publicznych instytucji.

Takie jest moje prywatne zdanie!

Pozdrawiam

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>