Kim jesteś blogerze, czyje reprezentujesz interesy i jak cie osądzić?
Komisja Kultury i Edukacji Parlamentu Europejskiego przygląda się cały czas tematowi koncentracji i pluralizmu mediów w Unii Europejskiej. Jednym z elementów, które wpisują się w ten temat jest tzw. "blogosfera". Politycy unijni dostrzegają już, że chociaż dziś każdy może korzystać z coraz powszechniejszego dostępu do środków społecznego przekazu, to jednak nie wiadomo, kto - tak właściwie - publikuje w internecie. Nie wiadomo też jakie ma interesy, kogo reprezentuje. Nie wiadomo, jak dochodzić roszczeń przeciwko takim autorom. Może więc należy coś z tym zrobić? Proponuje się na początek takie blogowe impressum...
Najpierw kontekst. Nie tak dawno pisałem, że "media to ludzie, nie media" (por. Per devia rura viarum: dyskusja o kształcie regulacji mediów, czyli nas). W związku z prowadzonymi blogami niektórzy ludzie tracą pracę (por. Zwalniani za bloga - nowe zjawisko nowego społeczeństwa), inni mają całkiem niezłą zabawę podszywając się pod znane osoby (por. Fałszywy blog krakowskiej poetki; kiedy w internecie pojawił się blog ówczesnego premiera sam rozważałem, czy aby ktoś się pod niego nie podszywa: Sam nie wiem: czy Marcinkiewicz to, czy ktoś się podszywa?). Blogi (serwisy internetowe tworzone przez "zwykłych ludzi") dostrzeżone zostały przez machiny marketingu i reklamy, w związku z czym pojawia się potencjalne zagrożenie dla stosowania zasad uczciwej konkurencji i ochrony konsumentów (chodzi głównie o przekaz, który stara się przybrać formę neutralnej informacji, a w rzeczywistości jest przekazem reklamowym; por Marketing bezpośredni, szeptany, a może nieuczciwa konkurencja). Prawodawcy zaczęli dostrzegać również, że "blogi" mogą być narzędziem lobbingowym, a ukrywający się pod anonimizującymi ich pseudonimami autorzy w rzeczywistości czasem starają się wywierać naciski tam, gdzie transparentność podejmowania decyzji ma istotne znaczenie dla oceny czy mamy demokratyczne państwo prawa, czy nie (por. Blogerzy jak lobbyści czyli zamieszanie wokół 'grassroots lobbyingu', Mechanizm macierzy demokratycznej na przykładzie sporu o standardy dokumentów). Wprowadzane są "dedykowane" ograniczenia w przekazie informacji, zwłaszcza adresowane do blogerów, a chodzi m.in. o pieniądze (por. Sportowe relacje blogowe na cenzurowanym). Oczywiście blogerzy również mogą okazać się odpowiedzialni za przekazy, ponieważ system prawny nie rozróżnia (i bardzo dobrze) czy ktoś coś opublikował w "blogu" czy w innych środkach masowego komunikowania (podstawy odpowiedzialności są zwykle te same; por. Blogosfero uważaj na słowa!). Pojawia się jednak problem ustalenia autora przekazu (skoro każdy może zacząć pisać, publikować podcasty lub videocasty, a nie jest to związane zwykle z żadnym obowiązkiem rejestracji; por. Problem z ustaleniem danych sprawcy: kto i jak ma go szukać?, a ostatnio Włoska decyzja czyli jak zdobywane są dane internautów oraz media o "ugodach" OBIG), czasem zaś problem pojawia się w sytuacji, gdy "dziennikarz obywatelski" powołuje się na ochronę tajemnicy dziennikarskiej i nie chce ujawnić skąd zna opublikowane informacje (stąd biorą się takie sytuacje, jak opisane w tekstach Dziennikarstwo obywatelskie a ochrona tajemnic - sprawa blogera Josha Wolfa, Ujawnienie informacji - blogi, Anonimowa krytyka w blogu, Tajemnica dziennikarska blogerów, przegrana Apple, Orzeczenie w sprawie zatrzymanego blogera Charlesa LeBlanca). Tymczasem trudno wymagać od nastolatków, by rozumieli i stosowali zasady publicznej dyskusji. Wolność słowa ma granice, które wyznaczane są prawami innych uczestników życia społecznego. Wiele osób nie widzi w tym nic złego, jeśli "niewinnie" znieważy drugiego człowieka, pogwałci jego prawo do prywatności, albo zaatakuje jedną z podstawowych wartości - godność (por. Internet i masowe przekraczanie granic wolności słowa). Efekt? Pętla się zaciska (por. O kurczeniu się swobody komunikacji medialnej w internecie).
I w tym kontekście doszło do przyjęcia przez Komisję Kultury i Edukacji Parlamentu Europejskiego pewnego stanowiska, a właściwie Sprawozdania w sprawie koncentracji i pluralizmu mediów w Unii Europejskiej (PDF), w którym czytamy:
...mając na uwadze, że choć blogi internetowe stają się coraz powszechniejszym środkiem autoekspresji zarówno osób zawodowo związanych z mediami, jak i osób prywatnych, status ich autorów i wydawców, w tym ich status prawny, nie jest określony ani wyjaśniony czytelnikom takiego blogu, co powoduje niepewność co do bezstronności, rzetelności, ochrony źródeł, stosowania kodeksów etycznych i podziału odpowiedzialności w przypadku pozwów sądowych,
(...)
proponuje wyjaśnienie statusu – prawnego czy nie – blogów internetowych i zachęca do ich dobrowolnego oznaczania stosownie do zawodowej i finansowej odpowiedzialności i interesów autorów i wydawców;
W uzasadnieniu zaś czytamy:
Zaleca się wyjaśnienie prawnego statusu różnych kategorii autorów i wydawców blogów internetowych, jak również ujawnienie interesów i dobrowolne oznaczanie tych blogów. W sprawozdaniu odnotowuje się coraz powszechniejsze wykorzystywanie w komercyjnych publikacjach – za symboliczną opłatą – treści tworzonych przez użytkowników oraz wynikające stąd kwestie z zakresu prywatności i konkurencyjności. Zaleca się wynagradzanie osób zawodowo niezwiązanych z mediami stosownie do wartości handlowej ich dzieła oraz korzystanie z kodeksów etycznych do ochrony sfery prywatnej obywateli i osób publicznych.
(...)
Gazeta Wyborcza w tekście Europarlament uważa, że blogi są groźne publikuje wypowiedź autorki stanowiska:
- Popieram pluralizm mediów, szczególnie nowych mediów, których część stanowią blogi. Chciałabym jednak, by było jasne, kto za nimi stoi - wyjaśnia "Gazecie" autorka raportu, estońska socjalistyczna eurodeputowana Marianne Mikko, była dziennikarka. - Celem blogów jest pokazywanie prawdy, lecz niektórzy pod fałszywym nazwiskiem mogą kogoś oskarżać czy poniżać - tłumaczy.
Warto przy tym pamiętać, że politycy również polubili blogi. Nie tylko politycy polscy. Z tekstu z sierpnia 2007 roku, zatytułowanym Bruksela w blogosferze dowiedzieliśmy się, że urzędnicy europejscy zaczęli chętniej sięgać po tzw. blogi, by komunikować się ze społeczeństwem:
Aby zadać kłam poglądowi, zgodnie z którym UE to wieża z kości słoniowej, zamieszkiwana przez uprzywilejowaną grupę oderwanych od rzeczywistości urzędników produkujących coraz to nowe przepisy, pracownicy Komisji coraz częściej sięgają po dzienniki internetowe. Na swoich blogach mogą wypowiedzieć się na najróżniejsze tematy, od nowych opłat za roaming, po reformy rynku wina. A co najważniejsze, blog to możliwość uzyskania informacji zwrotnej od czytelników.
Ale również w Polsce politycy sięgają po ten środek wyrazu, dzięki temu - jest taka szansa - łatwiej przyjdzie im zrozumieć problemy "zwykłych internautów", zwłaszcza jeśli okaże się, że osoby "zawodowo" zajmujące się tworzeniem reguł wirtualnego świata same nie realizują standardów, które dla innych stały się już powodem kłopotów z wymiarem sprawiedliwości. Mam na myśli "rejestrację dzienników i czasopism" i sprawę Gazety Bytowskiej (por. ostatnio GBY.pl - wniosek o kasacje skierowany do Rzecznika Praw Obywatelskich), który stanął przed obliczem wymiaru sprawiedliwości, a prokuratura zarzuciła mu złamanie przepisów karnych, wynikających z polskiego Prawa prasowego, podczas gdy osoby publiczne takich zarzutów nie słyszą, chociaż przecież robią dokładnie to samo (por. Proszę o typy osób publicznych do umieszczenia w doniesieniu o możliwości popełnienia przestępstwa)
Przeczytaj również Rozważania o anonimowości i o przesyłaniu (niezamówionych) informacji
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
A jaka jest definicja bloga?
Jak odróżnić serwis od bloga? Nie patrząc daleko, VaGla jest często postrzegany jako bloger, chociaż sam się z tym nie zgadza.
Czy znowu definicją bloga będzie częstotliwość aktualizacji? Jak odróżnić forum od bloga? Ilość znaków w pierwszym poście? Mam wrażenie, że w naszych realiach 90% decyzji zależy od układu graficznego serwisu.
GBY wygląda jak papierowa gazeta, więc jest gazetą. VaGla.pl - nie ukrywajmy - ma wygląd bardziej "blogowy", niż "portalowy", więc jest utożsamiane z blogiem...
Komentarze też
Na chłopski rozum wymóg jednoznacznego identyfikowania się powinien dotyczyć nie tylko bloggerów, ale także autorów komentarzy pod nimi. Przecież w komentarzach też można obrażać i poniżać, i nie wiadomo kto za nimi stoi.
"Czasem na tzw. zwyżce, czyli specjalnym podium w newsroomie, potrafił bez zażenowania pod rozmaitymi nickami na gazetowych forach komentować w sieci nie tylko bieżące wydarzenia polityczne. A kiedy plątały mu się już nicki, Hanka pomagała mu założyć nowe konta" (pudelek.pl)
--
Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
http://ipsec.pl/
Sporo osób już dziś ma obowiązek rezygnowania z anonimowości...
Układ jest taki: identyfikacje postuluje się po to, by było wiadomo nie tyle kto napisał, a jedynie kto jest ewentualnie odpowiedzialny za słowo. W przypadku komentarzy pod tekstami, które ktoś inny opublikował i kontroluje infrastrukturę (moderuje) odpowiedzialnym za te treści (w przypadku dochodzenia roszczeń) może być dostawca usług (prowadzący serwis). Abstrahuje powyżej od rozwiązań prawnych takich jak DMCA czy polska ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną - czyli mechanizm notice and takedown (por. ostatnio Roszczenie przeciwko serwisom aukcyjnym o zaniechanie naruszenia).
Nota bene, przy całej niedoskonałości polskiej regulacji, u nas w ustawie o świadczeniu usług drogą elektroniczną też są obowiązki informacyjne, o których się zapomina:
Ja na przykład te dane podałem w FAQ
Jeśli przyjmie się, zgodnie z definicją ustawową, że "świadczenie usługi drogą elektroniczną" to "wykonanie usługi, które następuje przez wysyłanie i odbieranie danych za pomocą systemów teleinformatycznych, na indywidualne żądanie usługobiorcy, bez jednoczesnej obecności stron, przy czym dane te są transmitowane za pośrednictwem sieci publicznych..." oraz przeanalizuje się jeszcze inne definicje, w szczególności definicję "usługodawcy" ("osoba fizyczna, osoba prawna albo jednostka organizacyjna nieposiadająca osobowości prawnej, która prowadząc, chociażby ubocznie, działalność zarobkową lub zawodową świadczy usługi drogą elektroniczną"), to okazuje się, że całkiem sporo osób ma dziś obowiązek rezygnowania ze swojej anonimowości w komunikacji elektronicznej.
Być może jedynie lekka modyfikacja systemu prawnego (by oddzielić obowiązek informacyjny od prowadzenia, chociażby ubocznie działalności zarobkowej lub zawodowej) dzieli nas od powszechnej identyfikacji.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Czy prowadzenie bloga to działalność usługodawcza?
Zaraz, ale czy prowadzenie bloga to jest w ogóle działalność usługodawcza/informacyjna? Kontrowersyjne założenie, jeśli nie pobieram za to opłat i nie podpisuję z nikim żadnej umowy. Równie dobrze taką działalnością można by nazwać opublikowanie swoich wierszy w bezpłatnym periodyku.
jak w definicji
Nie wiem czy to będzie "działalność usługodawcza/informacyjna", ale jeśli spełni definicję ustawową (powyżej zacytowaną), to będzie "świadczeniem usługi drogą elektroniczną"...
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Z tej definicji wynika mi
Z tej definicji wynika mi jasno, że świadczenie usług polega na... świadczeniu usług. Definicji co jest usługą w ustawie brak.
Czy gdzieś indziej jest może jakaś definicja usługi?
Na podstawie tego, co tu cytujesz - a jest to chyba cała cześć definicyjna, nadal nie potrafię określić, gdzie kończy się prowadzenie blogu/serwisu/portalu/whatevera dla rozrywki, podbudowania ego itp od prowadzenia w celu świadczenia usług - nie widzę kryterium podziału. Czy też należy zdefiniować w stylu "Nowych Aten" czyli "usługą, co jest, każdy widzi"?
może nie czytamy tego samego
"...wysyłanie i odbieranie danych za pomocą systemów teleinformatycznych, na indywidualne żądanie usługobiorcy, bez jednoczesnej obecności stron, przy czym dane te są transmitowane za pośrednictwem sieci publicznych..."; a gdzie się kończy? Tam gdzie nie można mówić o usługodawcy, czyli tam, gdzie m.in. nie ma chociażby ubocznie działalności zarobkowej, zawodowej, etc... Jeśli ktoś w "blogu" powiesi reklamę AdSense, to myślę, że będzie to działalność zarobkowa.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
albo inaczej czytamy
"wysyłanie i odbieranie [itd]" doskonale określa działanie prawie każdego serwera (np http), ale starannie pomija taki szczegół, jak treść tego co się wysyła i odbiera, dodatkowo czynności wysyłania i odbierania w przypadku typowego blogu wykonuje nie autor/właściciel tegoż, ale jego firma hostingowa...
Tak mi się to z technicznego punktu widzenia objawia.
bo treść nie ma znaczenia
Skoro w definicji legalnej nie ma mowy o "rodzaju treści", to znaczy, że "rodzaj treści" nie ma znaczenia dla oceny czy mamy do czynienia z usługą (w rozumieniu ustawy), czy nie. A więc dowolna treść, jeśli zachodzą przesłanki wymienione w definicji, będzie taką usługą, o której sobie tu piszemy.
Nie twierdzę, że ta definicja jest dobra. Taką jednak ustawodawca nam wybrał i takiej musimy się trzymać.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
ostatni raz - naprawdę
A jak z prawnego punktu widzenia ma się moja wcześniejsza uwaga, że fizycznie operacjami wysyłania i odbierania zajmuje się niekoniecznie właściciel blogu/serwisu/itp? Pytam z ciekawości - czy można to interpretować na korzyść autora, tzn że ponieważ on sam (ani będące jego własnością urządzenie) nie dokonuje żadnego wysyłania ani odbierania, to może nie obejmuje go niewygodny obowiązek podawania danych?
Ideologia i frustracja
prowadzą do takich pomysłów, dążenie do ograniczenia wolności słowa - nie bierze się to z niczego, coraz więcej bowiem osób wyraża się krytycznie o Wspólnocie i urzędnikach.
To utwierdza mnie w moim sceptycyzmie wobec takich konstrukcji jak Unia Europejska - szczęśliwie zastopowana przez Irlandię.
Wojciech
Dlatego za karę Irlandczycy
Dlatego za karę Irlandczycy będą musieli podawać te dane jako pierwsi. Nie ma demokracji dla wrogów demokracji (sterowanej :)
--
Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
http://ipsec.pl/
dobre prawo, bo martwe
Nawet gdyby doszło do wydania odpowiedniej dyrektywy (rozporządzenia?), nie sądzę, aby rzesza blogerów nagle rzuciła się do entuzjastycznego skanowania dowodów i umieszczania ich w sygnaturkach. Naiwność to dobro ogólnodostępne, jak widać.
Przepraszam za brak logowania, znowu hasła zapomniałem.