informatyzacja

Rzecznik MSWiA w sprawie elektronicznej publikacja prawa i witryn administracji publicznej

No i znów muszę wspomnieć o p. Michale Charzyńskiem ("Fakty i mity"; mam kłopot, bo zaraz p. Michał pewnie zechce, bym mu płacił za współpracę), który podchwycił dwa tematy opublikowane w tym serwisie. Pierwszy z nich dotyczy ministerialnego edytora aktów prawnych i historii rozporządzenia regulującego elektronicznego wydawania prawa (por. Czytelnicy pytają: gdzie można znaleźć edytor do pisania aktów prawa miejscowego?), drugi z podchwyconych tematów dotyczy Centrum Projektów Informatycznych MSWiA oraz ujednolicania serwisów administrajci publicznej (por. Propagowanie pornografii przez polską administrację publiczną to problem systemowy oraz Zróbcie API dla danych z polskiego Sejmu i serwisów Rządowych!). Dzięki uprzejmości wspomnianego wyżej dziennikarza (kiedy inne redakcje zaczną przysyłać mi ministerialne odpowiedzi do cytowania?) - prezentuję Państwu stanowiska MSWiA w sygnalizowanych sprawach.

Czytelnicy pytają: gdzie można znaleźć edytor do pisania aktów prawa miejscowego?

Na rynku pojawiły się adresowane do administracji publicznej oferty, w których można znaleźć również "edytor aktów prawnych XML". A więc rynek już ma rozwiązania (miał je wcześniej niż pojawiło sie prawo w tym zakresie). Wedle otrzymanego listu nie mają go sami zainteresowani, a więc pracownicy Jednostek Samorządu Terytorialnego (JST). Czy coś zastąpi projektowany w połowie zeszłego roku EDAP, czy będzie to EDAP zmieniony w związku z zamieszaniem związanym z zagmatwaną ścieżką legislacyjną rozporządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji, dotyczącego wymagań technicznych dokumentów elektronicznych zawierających akty normatywne i inne akty prawne, elektronicznej formy dzienników urzędowych oraz środków komunikacji elektronicznej i informatycznych nośników danych?

Zróbcie API dla danych z polskiego Sejmu i serwisów Rządowych!

Jest chyba dobry przykład na to, jak można zrealizować koncepcję opisywaną przeze mnie w tekście Przejmujemy państwo: The New York Times udostępnił API (ang. Application Programming Interface) do danych związanych z aktywnością Kongresu Stanów Zjednoczonych, a pochodzących bezpośrednio z serwisów internetowych Izby Reprezentantów i Senatu, aktualizowanych codziennie w czasie obrad ("data comes directly from the U.S. House and Senate Web sites, and is updated throughout the day while Congress is in session"). Do tego dodano jeszcze powiązanie z danymi z serwisu GovTrack, by łatwiej można było śledzić proces legislacyjny w USA. Teraz jest szansa na to, że powstaną wtyczki do Firefoxa, dedykowane serwisy internetowe, które wykorzystując to API uzupełnią dane o nowe "funkcjonalności" (np. prezentowanie procesu legislacyjnego dotyczącego regulacji prawnych na temat pszczół, albo tylko na temat opon, albo sprawdzenie kto z przedstawicieli amerykańskiego społeczeństwa brał udział w pracach "nad pszczołami", ale uczestniczył również w pracach dotyczących opon). A u nas co?

Procedura zmiany hasła administracyjnego strony internetowej powiatu

Jak zmienić hasło administracyjne, które pozwala zarządzać treścią publikowaną na witrynynie internetowej starostwa powiatowego? Robi się to tak: o brzmieniu aktualnego hasła informuje się dziennikarzy, np. z "Nowej Trybuny Opolskiej", dziennikarze publikują tekst, tekst czyta starosta i wydaje polecenie zmiany hasła administracyjnego, które stanowi barierę dla wprowadzania nowych treści. Pewnie nie w każdym przypadku ta procedura będzie przebiegać tak samo, ale w przypadku, gdy hasło do witryny powiatu brzmi "admin1" i znają to hasło dziennikarze - zadziałała. O haśle - przy okazji - dowiedzą się też czytelnicy portali internetowych, które umieszczą informacje o nim za mediami lokalnymi. Przy okazji czytelnicy poznają nazwisko starosty.

Zdalna inwigilacja komputerów obywateli - Wielka Brytania wychodzi naprzeciw strategii UE

Niedawno pisałem o sytuacji w Niemczech (por. ostatni z serii: Jednym głosem przewagi przyjęto w Niemczech nowe uprawnienia inwigilacyjne BKA), a tymczasem z Wielkiej Brytanii dochodzą sygnały na temat "dążenia do wprowadzenia przepisów pozwalających na dokonywanie za pośrednictwem Sieci tajnych policyjnych przeszukiwań komputerów bez konieczności uzyskiwania zgody sądu". Ale to nie jest wybitnie brytyjski pomysł, a przyłączenie się rządu Wielkiej Brytanii do strategii Europejskiej dot. walki z cyberprzestępczością, którą ogłoszono pod koniec zeszłego roku.

Z frontu blokowania komunikacji elektronicznej w publicznej debacie - Tajlandia i krytyka króla

W Polsce trwa dyskusja na temat blokad uruchomionych przez TP SA (por. Techniczna czkawka poszukiwania linii demarkacyjnej między wolnością słowa, a odpowiedzialnością za słowo, tam również o Australii i Wielkiej Brytanii). W tym kontekście dobrą ilustracją prób wprowadzenia technicznej kontroli wolności słowa jet doniesienie z Tajlandii. Podobno tamtejszy minister informacji i technologii komunikacyjnych, pani Ranongruk Suwunchwee (ระนองรักษ์ สุวรรณฉวี), miała powiedzieć, że "wojna cybernetyczna z przeciwnikami monarchii jest jej najwyższym priorytetem".

Z frontu granicznego CCTV - koalicja szeryfów w Texasie

Znaczek Koalicji szeryfów wraz z kamerąDoniesienie o ciekawej praktyce władz w Texasie: pojawiło się tam coś takiego jak koalicja szeryfów odpowiedzialnych za ochronę granicy - The Texas Border Sheriff's Coalition - i ta koalicja nawiązała publiczno-prywatną współpracę z BlueServo, starając się stworzyć "społeczność", pomagającą śledzić czy ktoś przekracza granice. Kamery wycelowano na różne fragmenty granic, obraz z kamer udostępniono publicznie, a na stronie udostępniającej obraz z kamer znajduje się wezwanie do działania: powiadom odpowiednie władze, gdy dzieje się któraś z przedstawionych sytuacji (np. ktoś pieszo przechodzi z lewej strony obrazu kamery na prawą stronę...).

Czy będzie rewolucja w informatyzacji? Przegląd zgłoszonych uwag do projektu noweli

ścinki z niszczarki do papieruPisałem wcześniej o pracach nad nowelizacją ustawy o informatyzacji działalności podmiotów realizujących zadania publiczne (por. również Projekt noweli ustawy o informatyzacji: będzie się działo). Zgłaszano uwagi. Przyszedł czas na uzgodnienia międzyresortowe. Na dwa najbliższe dni zaplanowano konferencję. Poza problemem "promowania otwartych standardów" wiele emocji wzbudziło w niektórych organach administracji publicznej rozszerzenie kręgu podmiotów zobowiązanych do stosowania ustawy. Między tymi wszystkimi podmiotami są przejezdne drogi (np. asfaltowe), ale najwyraźniej cenna jest niezależność w sferze technologii informatycznych, a przecież obieg informacji i budowa spójnego środowiska informatycznego całej administracji jest tu tym celem, który ustawa horyzontalnie miała realizować. Ministerstwo twardo odpowiada (chociaż np. Prezes NSA napisał: "Informuję, iż nie wyrażam zgody na rozszerzenie kręgu podmiotów zobowiązanych do stosowania przepisów powołanej ustawy (z wyjątkiem rozdziału 4) o sądy administracyjne")... Jednak projektowana nowelizacja dotyczy praktycznie całej ustawy i zestawienie uwag zgłoszonych w konsultacjach robi spore wrażenie.

Propagowanie pornografii przez polską administrację publiczną to problem systemowy

Kiedyś, nie tak dawno, pisałem: Ministerstwo Transportu ma nową stronę - dlaczego każdy resort ma mieć własną? Teraz zaś pojawił się problem: na stronach Ministerstwa Spraw Zagranicznych, na liście placówek dyplomatycznych, ktoś znalazł umieszczony tam wcześniej link kierujący do serwisu z pornografią. Ciężko zarządza się portfolio wielu domen, czasem któraś nie zostanie opłacona, czasem ktoś coś pod nią umieści wykorzystując brak kompetencji (por. BIP Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu jak słup ogłoszeniowy SEO)... Efekt - szukając placówki dyplomatycznej na oficjalnych stronach rządu polskiego można trafić na porno-strony. Pewnie mniej istotne jest to, kto (tym razem) zawinił w MSZ i nie kontrolował linków. Ważniejsze jest pytanie: dlaczego administracja publiczna ma mieć tyle różnych (przez to niespójnych, nienadających się do zarządzania) serwisów i tyle różnych domen?

Techniczna czkawka poszukiwania linii demarkacyjnej między wolnością słowa, a odpowiedzialnością za słowo

Kiedy w październiku 2008 roku serwisy agencyjne i inne media podawały informacje, że w Australii rząd chce "cenzurować" Sieć, a to w ten sposób, że wszyscy dostawcy usług internetowych będą musieli (na razie eksperymentalnie) filtrować transmisje wychodzącą z kontynentu i doń przychodzącą, nie wiedzieliśmy, że Telekomunikacja Polska pracuje nad podobnymi rozwiązaniami. W Australii były protesty (być może mniejsze niż w Szwecji z okazji wprowadzenia tam retencji danych telekomunikacyjnych, ale jednak coś się działo). W Polsce temat dopiero trafia do świadomości konsumentów mediów, głównie dzięki temu, że TP walcząc z treściami szkodliwymi zablokowała również takie witryny jak stronę GIMP (The GNU Image Manipulation Program), a także część serwerów IRC (Internet Relay Chat). Te ostatnie z obawy przed (baczność!) botnetami.