własność intelektualna

Amerykańska administracja usiłuje chyba gasić pożar wywołany pracami nad SOPA i innymi ustawami

Jutro Wikipedia i kilka innych serwisów wyłączą się w proteście przeciwko amerykańskim pracom legislacyjnym nad SOPA (por. Internet Society przeciwko projektowi amerykańskiej ustawy SOPA), natomiast ja dziś odnotuję komunikat, który opublikowano w oficjalnym serwisie Prezydenta USA.

Ekstradycja z UK do USA za linki do chronionych prawem autorskim treści

Sąd w Londynie zgodził się na ekstradycję do USA 23-letniego brytyjskiego studenta. Student ów prowadził serwis internetowy (TV Shack), który zawierał linki do chronionych prawem autorskim treści (filmy, programy telewizyjne). W ramach swojej działalności chłopakowi udało się sprzedać reklamę w prowadzonym przez siebie serwisie o wartości 230 tys. dolarów. Obrońca chłopaka podnosił w czasie postępowania, że jeszcze się nie zdarzyło w historii, by jakikolwiek Brytyjczyk został poddany ekstradycji do USA w związku z naruszeniami prawa autorskiego, a w przypadku jego klienta w ramach serwisu internetowego nie publikowano nawet chronionych treści, a jedynie linki. Obrona twierdzi, że chłopak nie robi nic innego, niż to, co robi Google.

Koncesja MinFinu na dwutygodnik internetowy

Przyglądam się postępowaniu w sprawie zawarcia umowy koncesji na usługę, która opisana jest słowami "Skład, druk, kolportaż wydania papierowego oraz przygotowanie wydania internetowego, jak również sprzedaż i obsługa sprzedaży prenumeraty wersji papierowej i abonamentu wydania internetowego dwumiesięcznika Biuletyn Skarbowy Ministerstwa Finansów". Tak opisano "nazwę nadaną koncesji przez koncesjodawcę". Określono również "Termin wykonania przedmiotu koncesji": Od 1 stycznia 2011 r. do 31 grudnia 2012 r. Dwuletnia Koncesja na internetowy dwutygodnik Ministerstwa Finansów. Okazuje się, że umowa dotycząca tej koncesji została podpisana 16 lutego 2011 r.. Koncesję otrzymało (?) Wydawnictwo INFOR Ekspert sp. z o.o. To dalszy ciąg historii Dwutygodnika, którą wcześniej odnotowywałem m.in. w tekście Umowa między MinFinem a wydawnictwem na "wydanie, prenumeratę i abonament, dystrybucję i sprzedaż".

Wydaje się, że ACTA to "gra na czas" w celu dłuższego utrzymania "status quo"

Jeśli ACTA istotnie ma nic nie zmienić w porządkach prawnych państw, które do niego przystępują, to jaki jest sens przyjmowania i - następnie - ratyfikowania tej umowy międzynarodowej? Wydaje mi się, że to element "gry na czas". Każdy traktat międzynarodowy, umowa, porozumienie proponowane przez tą lub inną organizację ponadnarodową, to jak zawijanie "status quo" w kolejne papierki, opakowywanie dość istotnego w "społeczeństwie informacyjnym" tematu w system z różnymi tasiemkami, z różną mocą, z różnymi sposobami ustalenia zawiązania kokardki. Jedne traktaty są ozdobną folijką, inne mocnym papierem pakowym. Do zapakowania jednych trzeba było jednomyślności, by owinąć idee innym traktatem wystarczyło tylko przystąpienie do grupy liderów. System tworzony jest od XIX wieku. Internet zaś trochę zmienia układ oczekiwań społecznych. Pojawiają się głosy kontestujące zakres i zasady działania monopoli prawno-autorskich. Gdyby teraz ktoś nagle chciał coś zmienić - musiałby się spróbować przebić przez kolejne warstwy systemu. Musiałby poszukiwać sposobu na rozpakowanie takiego pakunku. A nie wydaje się to sprawą prostą.

Izba Skarbowa we Wrocławiu zamawia usługę dostępu do baz danych z Allegro

Zwrócono mi właśnie uwagę na interesujący przetarg. Otóż Izba Skarbowa we Wrocławiu postanowiła zamówić usługę polegającą na "dostępie do bazy danych wraz z narzędziem do wyszukiwania archiwalnych danych z platformy aukcyjnej Allegro oraz serwisów ogłoszeniowych". Zastanawiam się nad dwoma sprawami. Pierwsza, to ochrona sui generis baz danych, która przysługuje producentowi bazy danych (w tym przypadku najpewniej wydawcy serwisu Allegro oraz innym wydawcom serwisów ogłoszeniowych). Druga kwestia zaś to art. 51 ust. 2 Konstytucji RP, zgodnie z którym "Władze publiczne nie mogą pozyskiwać, gromadzić i udostępniać innych informacji o obywatelach niż niezbędne w demokratycznym państwie prawnym". Jest jeszcze kwestia ochrony danych osobowych.

Przedwojenne kino polskie: "domena publiczna" i domena publiczna

Warto dopytać ministra Zdrojewskiego o szczegóły, kiedy mówi o "domenie publicznej" w kontekście przedwojennych filmów polskich. Czy rzeczywiście zakłada on, że wykorzystywanie takich filmów nie będzie związane z żadnymi warunkami i opłatami. No bo przecież te "adresy digitalizacyjne" jakieś nakłady poniosły na rekonstrukcję. Ktoś mógłby powiedzieć, że przeniesienie filmu z celuloidu do postaci cyfrowej musiało się wiązać z twórczą działalnością (naprawy, rekonstrukcje klatek, przycinanie, montaż, obróbka), zatem - to konsekwencja - odrestaurowany film wcale nie jest taki nietwórczy. A zatem - ktoś tak może argumentować - od momentu jego renowacji znów został objęty ochroną. W takim przypadku nazywanie czegoś "domeną publiczną" byłoby jedynie zawłaszczaniem terminu dla nowego znaczenia. Takiego, które nie oznacza wcale domeny publicznej, a jest innym rodzajem działania w ramach monopolu. Ciekawie brzmi też zdanie zaczynające się od słów: "My wydaliśmy środki nie tylko na przeniesienie tych filmów do domeny publicznej...". Czy istnieje administracyjna droga do przeniesienia danego dzieła do domeny publicznej, czy też trzeba to rozumieć jedynie jako wydanie środków na faktyczne udostępnienie publiczności?

Dzień Domeny Publicznej A.D. 2012 - niektóre problemy prawnej ochrony domeny publicznej

Już za kilka godzin (z wybiciem godziny dwudziestej czwartej i rozpoczęciem się nowego roku) kolejne dzieła znajdą się w domenie publicznej. Tym razem będą to utwory tych wszystkich twórców, którzy zmarli w roku 1941. Wspominając wszystkich, którzy w tym roku zmarli (wszyscy oni byli twórcami), warto odnotować takich, jak James Joyce, Tadeusz Boy-Żeleński, Ignacy Paderewski. Prawa własności intelektualnej wprowadzają czasowy monopol - prawa wyłączne. Przez 70 (obecnie) lat od śmierci twórców prawa wyłączne przysługują spadkobiercom. Potem zaś już ich nie ma. Obok narzędzi pozwalających na "ściganie piractwa", a w istocie naruszeń prawa autorskiego do dzieł, które nadal korzystają z monopolu, warto zastanowić się, w jaki sposób system prawny mógłby przeciwdziałać naruszeniom prawa autorskiego, które polegają na uniemożliwieniu wszystkim zainteresowanym korzystanie z dzieł, które już do domeny publicznej należą. Prawo autorskie to nie jest jedynie coś, co ma chronić twórców. Prawo autorskie powinno również chronić słuszne interesy wszystkich innych uczestników życia społecznego.

Wydawcy prasy i książek o projekcie noweli ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną

Przeoczyłem interesujące stanowisko Izby Wydawców Prasy i dwóch innych organizacji w sprawie nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Przeoczyłem, a - jak uważam - warto je odnotować i analizować pokazane tam argumenty. Stanowisko jest z 21 listopada 2011 roku. W MAiC (poprzednio w MSWiA) trwają prace nad nowelizacją tej ustawy. Stanowisko wydawców pokazuje drugi biegun (a przynajmniej kolejny biegun) sporu o wyłączenie odpowiedzialności, procedurę "notice and takedown" i kilka innych elementów nowelizacji.

O retencji w kontekście ochrony danych informatorów prasy

"Ta sprawa pokazuje, że od czasu afery ze zbieraniem billingów dziennikarzy za rządów PiS nic się nie zmieniło i dalej jest to powszechna praktyka. Prokuratura wykorzystała w tym przypadku nieszczelność przepisów, dzięki której poznała źródła informacji dziennikarzy. A przecież ich dane w myśl prawa powinny być chronione."

Cykliczność pobierania danych nie ma uzasadnienia w ustawie implementującej dyrektywę o re-use?

Miało być dobrze i miało być łatwo i bez warunków. Miało być też bezpłatnie, bo "coś co powstaje za pieniądze publiczne jest własnością publiczną, a więc także tych, którzy chcą z tego korzystać w sposób wybrany przez siebie". Ale kilka dni temu pojawił się nowy projekt rozporządzenia Ministra Administracji i Cyfryzacji w sprawie wzoru wniosku o ponowne wykorzystywanie informacji publicznej (w brzmieniu skierowanym do RCL z prośbą o zwolnienie z obowiązku rozpatrzenia przez Komisję Prawniczą). I tam można przeczytać m.in., że "ustawodawca nie przewidział możliwości cyklicznego uzyskiwania informacji publicznej do ponownego wykorzystywania bez konieczności składania każdorazowo odpowiedniego wniosku", dlatego właśnie nie można przychylić się do propozycji, by rozporządzenie przewidywało taką możliwość. A i cel ponownego wykorzystania trzeba będzie podawać, bo taka delegacja ustawowa prawodawcy wyszła. Będzie ciekawie.