Dzień Domeny Publicznej A.D. 2012 - niektóre problemy prawnej ochrony domeny publicznej

Już za kilka godzin (z wybiciem godziny dwudziestej czwartej i rozpoczęciem się nowego roku) kolejne dzieła znajdą się w domenie publicznej. Tym razem będą to utwory tych wszystkich twórców, którzy zmarli w roku 1941. Wspominając wszystkich, którzy w tym roku zmarli (wszyscy oni byli twórcami), warto odnotować takich, jak James Joyce, Tadeusz Boy-Żeleński, Ignacy Paderewski. Prawa własności intelektualnej wprowadzają czasowy monopol - prawa wyłączne. Przez 70 (obecnie) lat od śmierci twórców prawa wyłączne przysługują spadkobiercom. Potem zaś już ich nie ma. Obok narzędzi pozwalających na "ściganie piractwa", a w istocie naruszeń prawa autorskiego do dzieł, które nadal korzystają z monopolu, warto zastanowić się, w jaki sposób system prawny mógłby przeciwdziałać naruszeniom prawa autorskiego, które polegają na uniemożliwieniu wszystkim zainteresowanym korzystanie z dzieł, które już do domeny publicznej należą. Prawo autorskie to nie jest jedynie coś, co ma chronić twórców. Prawo autorskie powinno również chronić słuszne interesy wszystkich innych uczestników życia społecznego.

Koalicja Otwartej Edukacji organizuje Dzień Domeny Publicznej, aby uczcić uwolnienie kolejnych twórców. W tym roku świętujemy 5 stycznia 2012 w klubie Znajomi Znajomych w Warszawie. Więcej na ten temat na stronach Koalicji. Kilka słów na temat tego dnia można również przeczytać w depeszy PAP: Joyce uwolniony, czyli Dzień Domeny Publicznej.

Na marginesie - to, że dzieła zmarłych w 1941 roku przechodzą (wracają) w Polsce do domeny publicznej, nie oznacza, że w tej domenie publicznej znajdą się wszelkie tłumaczenia, adaptacje i przeróbki, które powstały po stworzeniu tych dzieł. Takie opracowania (np. tłumaczenia), jeśli mają w sobie element twórczy, korzystają z ochrony prawa autorskiego niezależnie od ochrony samego dzieła. Oznacza to, że o ile Ulisses Jamesa Joyce-a do domeny publicznej przechodzi w oryginale, to na przejście do domeny publicznej polskich tłumaczeń tego dzieła należy poczekać, aż upłynie 70 lat od śmierci ich tłumaczy. Podobnie jest z prawami do artystycznych wykonań dzieł (a też do fonogramów, wideogramów, generalnie chodzi o prawa pokrewne), które są już w domenie publicznej. Tu chroniony jest artystyczny wykonawca (producent fonogramu) i czas ochrony jego wykonania liczony jest odrębnie. Może się zatem zdarzyć, że jeśli zaczniemy jutro miksować dzieła Paderewskiego, to chociaż nie naruszymy praw autorskich twórcy, to naruszymy prawa artystycznych wykonawców, którzy miksowane dzieła wykonali, albo prawa producentów fonogramów, którzy takie wykonania nagrali.

Ja się zaś zastanawiam stale, czy te dzieła do domeny publicznej przechodzą, czy też może wracają. Zastanawiam się również nad narzędziami prawnej ochrony domeny publicznej.

Weźmy na przykład takie Zarządzenie nr 83 Prezesa Rady Ministrów z dnia 9 listopada 2000 r. w sprawie utworzenia Zespołu do Spraw Przeciwdziałania Naruszeniom Prawa Autorskiego i Praw Pokrewnych. na podstawie tego Zarządzenia działa "Grupa internet" (por. Po dzisiejszym spotkaniu Grupy internet i deklaracjach w sprawie porozumienia o współpracy.... Zarządzenie zaś zostało wydane na podstawie art. 1271 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych:

Prezes Rady Ministrów, na wniosek ministra właściwego do spraw kultury i ochrony dziedzictwa narodowego, w drodze zarządzenia, utworzy zespół do spraw przeciwdziałania naruszeniom prawa autorskiego i praw pokrewnych oraz określi jego skład, zadania i tryb działania.

I teraz wiele zależy od podejścia do tematu. Jeśli uniemożliwianie korzystania z domeny publicznej również należy do kategorii "naruszeń prawa autorskiego", to w ramach prac Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, obok badań "piractwa", również należałoby badać wszelkie sytuacje, w których w jakikolwiek sposób zagrożone jest prawo wszystkich chcących korzystać z dzieł w domenie publicznej. Zespół zatem powinien alarmować, gdy widzi próby wydłużania okresu ochrony praw wyłącznych, bo przez to coś się zabiera uprawnionym, chcącym korzystać z dzieł już nie chronionych. Podobnie powinno być w sytuacji, w której ktoś stara się ograniczać możliwość korzystania z dozwolonego użytku chronionych prawem autorskim utworów.

Ta ostatnia kwestia może być istotna w dyskusji o nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną i tzw. notice and takedown. W tej dyskusji wskazywałem wielokrotnie amerykańskie przepisy 17 U.S.C. §512(f) ("Misrepresentations"). Tego typu przepisy mają za zadanie chronić przed nadużywaniem procedury notice and takedown przez tych, którzy np. starają się nie dostrzegać przepisów o dozwolonym użytku, albo starają się przeciwdziałać temu, by w Sieci dostępne były treści, które nie są objęte prawami wyłącznymi.

Próba pobierania wynagrodzenia prawnoautorskiego za korzystanie z dzieł, które należą do domeny publicznej również będzie naruszeniem prawa autorskiego. W istocie będzie próbą wyłudzenia (ponieważ dzieła takie nie są już chronione, a więc wynagrodzenie, którego domagaliby się spadkobiercy, dotychczasowi dysponenci praw lub organizacje zbiorowego zarządzania, nie jest już wymagane). Nie oznacza to, że np. jakiś wydawca nie mógłby sprzedawać płyt, albo oferować odpłatnego dostępu do takich dzieł. Opłata w tym przypadku jednak nie byłaby związana z korzystaniem z utworów, a z dostępem lub sprzedażą nośnika. Pojawia się pytanie, w jaki sposób oznaczać dzieła należące do domeny publicznej, by "hurtowe" opłaty prawnoautorskie takich dzieł nie dotyczyły. W szczególności można sobie wyobrazić, że rozgłośnia, która emitowałaby jedynie dzieła w domenie publicznej, które dodatkowo nie korzystałyby już z ochrony praw pokrewnych (jak praw artystycznych wykonawców czy praw producentów fonogramów), nie byłaby obciążona koniecznością dokonywania jakichkolwiek opłat na rzecz organizacji zbiorowego zarządzania prawami.

Jeśli do domeny publicznej należą również projekty aktów normatywnych, sama treść przepisów, ale też dokumenty i materiały urzędowe (które na gruncie art. 4 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych nie są w ogóle przedmiotem prawa autorskiego), to system prawny powinien chronić przed uniemożliwieniem dostępu i wykorzystywania takich materiałów. Jeśli ochrona tajemnic prawnie chronionych jest elementem własności intelektualnej, to postulat udostępniania informacji publicznych musi być elementem analogicznym do publicznej domeny. Tymczasem obserwujemy pewne problemy z dostępnością informacji publicznych i z ponownym jej wykorzystaniem. A system prawny powinien raczej zapewniać, by nie było przeszkód w korzystaniu z czegoś, co do domeny publicznej należy.

Wracając do samego prawa autorskiego - chodzi o równowagę. Prawo autorskie powinno zatem chronić nie tylko twórców (organizacje ich reprezentujące), wydawców, producentów, itp, ale powinno również chronić odbiorców. Powinno chronić samą domenę publiczną (przed zawłaszczaniem) i chronić możliwość niezakłóconego korzystania z niej, co uznałbym za element wolności słowa.

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Wydaje się jednak, że

de lege lata trudno postrzegać „uniemożliwianie korzystania z domeny publicznej” jak "naruszenie prawa autorskiego". Ochrona prawnoautorska opiera się konstrukcji wyłącznego prawa podmiotowego delimitowanego upływem czasu, i tam gdzie po upływie 70 lat kończy się wyłączność, tam jak rozumiem rozpoczyna się domena publiczna. Domena publiczna jest więc przeciwieństwem wyłączności wynikającej z prawa podmiotowego, czyli innymi słowy jest po prostu brakiem wyłącznego prawa podmiotowego. W tym kontekście mówienie o naruszaniu prawa autorskiego polegającego na niezasadnym ograniczaniu domeny publicznej jest trochę nielogiczne, bo po drugiej stronie nie ma żadnego prawa podmiotowego (trudno o naruszenie czegoś, czego nie ma). Tym bardziej, że domena publiczna doznaje istotnych ograniczeń, tj. nie wchodzą do niej autorskie prawa osobiste, a komercyjne wykorzystanie utworów z domeny publicznej może wiązać się z obowiązkiem ponoszenia opłat na rzecz Funduszu Promocji Twórczości.

Komentowany tekst należałoby więc raczej odczytywać jako postulat de lege ferenda, zmierzający do wprowadzenia do polskiej ustawy wyraźnego zakazu ograniczania domeny publicznej (z tym, że bardziej pasowałby chyba zakaz o charakterze karnym). Pytanie, czy jest to postulat słuszny. Zastanawiam, jak często w praktyce dochodzi do „nadużywania” majątkowych praw autorskich poprzez próby ich egzekwowania po upływie 70 lat? Może ktoś poda przykłady z praktyki?

Zdecydowanie

Zdecydowanie chodziło o pokazanie pewnego sposobu myślenia, którego brakuje w obecnej dyskusji o tych problemach (w gruncie rzeczy mało jest materiałów na temat domeny publicznej, a przypuszczam, że będzie ona wywierała coraz większy wpływ na życie społeczno-gospodarcze). Z tym, że "prawa autorskiego" użyłem też w sensie "ustawy prawo-autorskiej".

Jeśli przepisy o dozwolonym użytku (publicznym) stanowią ograniczenie prawa wyłącznego do chronionego prawem autorskim dzieła, to - jak chcą niektórzy autorzy (tak np. dr Tomasz Targosz, „Domena publiczna w prawie autorskim”, [w] „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prace z Prawa Własności Intelektualnej”, zeszyt 100 (2007), s. 537) - korzystanie z dzieł w ramach takiego dozwolonego użytku jest korzystaniem z domeny publicznej. Istnieją różnice pomiędzy poszczególnymi systemami prawnymi i nie da się wprost przełożyć amerykańskiego fair use do polskich realiów, ale chodzi o zasadę. I w ramach rozważań takiej zasady warto przywołać “Dancing Baby” case: Overview and thoughts on the “Dancing Baby” case.

A tu taka sprawa związana z korzystaniem z reprodukcji sławnych obrazów będących w domenie publicznej: The Bridgeman Art Library, Ltd., Plaintiff, - versus - Corel Corporation, et ano., Defendants. 97 Civ. 6232 (LAK)

Inny przykład (chociaż nie sprawy sądowej, a raczej reakcji medialnej grup zainteresowanych) to historia opublikowania przez BBC symfonii Beethovena (por. Natarcie uszu za rozdawanie muzyki).

Takich sytuacji jest coraz więcej, nie wszystkie trafiają do sądów, wiele z "tarć" odbywa się w sferze medialnej (albo w sferze wymiany pism), zaś kwestia ochrony "domeny publicznej" nie jest tak silnie reprezentowana w działaniach popierających dany model legislacji, jak podejścia związane z zapewnieniem dłuższej i pełniejszej możliwości ekonomicznej ochrony przedsięwzięć o charakterze biznesowym, że to tak nazwę.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Nadużywanie praw

Pewna instytucja państwowa przez wiele miesięcy utrudniała na różne sposoby legalne korzystanie z publikacji, którą wcześniej udostępniła (być może przez pomyłkę...) na licencji Creative Common. Nie podaję na razie więcej szczegółów, bo sprawa nie jest jeszcze zamknięta.

Alert dwójmyślenia

A tu rodzimy przykład, przy którym włącza mi się "alert dwójmyślenia": Przedwojenne kino polskie: "domena publiczna" i domena publiczna.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

ISAP -- to jest kuriozum

http://isap.sejm.gov.pl/ -- "Nie zezwala się na komercyjne używanie, kopiowanie i inne wykorzystywanie danych znajdujących się w bazie danych ISAP."

A na każdej stronie PDF-a z tekstem ujednoliconym ustawy widnieje "©Kancelaria Sejmu". IMHO to bezczelność. Za naszą kasę to wszystko, a nie wolno korzystać? Czyje by to naruszyło prawa autorskie? Kancelarii sejmu? LOL.

Inny przykład

Inny przykład z "Domena publiczna naszym wspólnym dobrem":

Przykładem mogą być choćby dzieła Witkacego, które po raz pierwszy trafiły do domeny publicznej w roku 1964, kiedy upłynął 25-letni okres obowiązujących wówczas praw autorskich. Kiedy w roku 1994 prawo ochrony przedłużono do okresu 50 lat, dzieła Witkacego pozostały w domenie publicznej, ale w roku 2001 prawa autorskie ponownie przedłużono - do okresu 70 lat po śmierci autora i znowu nie mogły one być wykorzystywane, aż do roku 2009.

--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>