Zachmurzenie zwiastuje burzę w prawie autorskim (ustalanie tabel wynagrodzeń)
Dziś w Senacie odbyła się konferencja "Prawo autorskie na miarę XXI wieku. Krok trzeci". Dyskusja była burzliwa, a to dlatego, że jej przedmiotem był projekt ustawy nowelizującej ustawę o prawie autorskim i prawach pokrewnych w zakresie systemu ustalania tabel wynagrodzeń (por. Do tabel wynagrodzeń i nowelizacji prawa autorskiego kolejne podejście). Minęło już ponad 3 lata od wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który uznał 24 stycznia 2006 roku część przepisów prawa autorskiego za niezgodne z Konstytucją RP. Od tego czasu nie udało się wprowadzić zmian poprawiających tamte przepisy. Kilka dni temu wpłynął do Sejmu rządowy projekt nowelizacji i zapowiada się tam istna "Bitwa pod Grunwaldem".
Rządowy projekt ustawy o zmianie ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz niektórych innych można znaleźć na stronie Sejmu. Ale polecam również materiały zebrane na stronach Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w szczególności uwagi zgłoszone przed posiedzeniem Komitetu Rady Ministrów (PDF), odpowiedź MKiDN na uwagi zgłoszone przed Komitetem Rady Ministrów (PDF).
Krótką relacje z konferencji w Senacie można przeczytać na senackich stronach: "Prawo autorskie na miarę XXI wieku. Krok trzeci".
Obecni na konferencji przedstawiciele organizacji twórców krytykowali projekt nowelizacji. Twierdzili, że jest niekorzystny dla twórców. Zaproponowane zmiany prowadzą do nadreprezentacji użytkowników prawa autorskiego przy ustalaniu tabel wynagradzania, co naruszy prawa autorów. Przedstawiciel Polskiej Izby Komunikacji Elektronicznej podkreślił, że dalsze obowiązywanie obecnych tabel wynagradzania jest łamaniem prawa, bo już trzy lata temu zakwestionował je TK. Sami twórcy podkreślali, że zniesienie obowiązujących tabel przed wynegocjowaniem nowych grozi zniszczeniem organizacji zborowego zarządzania, który jest najlepszym, sprawdzonym systemem ochrony twórców.
Przysłuchując się obradom w Senacie mogę powiedzieć, że ta relacja jest bardzo wyważona. Mam nagrania wideo (nie wszystko mi się udał nagrać, gdyż bateria się przestraszyła tego co musiała nagrywać i w pewnym momencie odmówiła dalszej współpracy) i jak w wolnej chwili postaram się to państwu pokazać... W Sejmie zapowiada się kolejna, niezwykle burzliwa bitwa.
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
"Twórcy" ??
Z niesmakiem przyjmuję fakt, że organizacje zbiorowego zarządzania są nazywane w notatce powyżej "twórcami".
W ten sam sposób można nazwać sprzątaczki w moim instytucie zespołem akademickim.
I jeśli ktoś z Państwa wyjaśniłby mi na czym polega "obowiązywanie" zakwestionowanych przez TK przed trzema laty przepisów, byłbym wdzięczny. Jak to jest możliwe?
ZAIKS zwiera szeregi i mobilizuje czlonkow
Wszyscy czlonkowie ZAIKSU dostli w tym tygodniu specjalny numer zaiksowego periodyku poswieconego tabelom wynagrodzen, wraz z koperta zaadresowana na nazwisko Marszalka Komorowskiego oraz wzor listu, w ktorym protestuja przeciwko trybowi prac nad nowelizacja i wezwaniem do porzucenia tego projektu w calosci.
Potrzeba...
Czy w ogóle jest konieczny taki twór jak ZAiKS? komu jest potrzebny? Dlaczegóż to twórca/y nie może dbać o swoje interesy samodzielnie?
Znane przypadki to publikowany w serwisie casus kabaretu Monthy Python,czy zespołu NIN (nin.com) pokazują, że jest to możliwe. Czy nie prostsze byłoby unormowanie problemu od początku?
Jakaś forma OZZ (choć
Jakaś forma OZZ (choć faktycznie ZAiKS jest jej kiepskim wydaniem) jest potrzebna choćby nadawcom radiowym - nie sposób dogadywać się każdym artystą/producentem emitowanym w radiu.
potrzeba zbiorowego zarządu
Był kiedyś taki dowcip, że komunizm bohatersko rozwiązuje problemy nieznane w innych ustrojach, czy jakoś tak. Pozwolę sobie na obrazoburcze stwierdzenie, że zbiorowy zarząd bohatersko rozwiązuje problemy nieznane przed wprowadzeniem prawa autorskiego.
Ściśle rzecz ujmując zbiorowy zarząd rozwiązuje problem wywołany wprowadzeniem do systemu prawa zasady, że na każde korzystanie z utworu konieczna jest zgoda uprawnionego i że uprawnionemu należy się wynagrodzenie za wyrażenie tej zgody.
Istotnie, jeżeli przy takim postawieniu sprawy pojawia się podmiot chcący masowo skorzystać z utworów, to nie jest on w stanie negocjować z każdym z uprawnionych osobno. Wprowadzeniu tej zasady musi towarzyszyć wobec tego wprowadzenie jakiegoś mechanizmu typu "one-stop-shop". Jest to jedna z funkcji zbiorowego zarządu (która nota bene nie działa dobrze w Polsce i nie wydaje mi się, że projekt nowelizacji jest wystarczający, żeby to zmienić).
Znane są jednak sposoby masowego korzystania z utworów, które radzą sobie dobrze bez zbiorowego zarządu, a jednocześnie twórcy uzyskują wynagrodzenie. W największym skrócie polegają one na udzieleniu szerokiej zgody na korzystaniu każdemu zainteresowanemu (tzw. wolnej licencji). Licencjobiorca wolnej licencji może się stać nawet konkurencyjnym dystrybutorem utworu. Model ten ogranicza zatem możliwość pobierania opłaty za zgodę na korzystanie z utworu. Twórcy są jednak wynagradzani za rzeczywistą pracę (np. deweloperzy zatrudnieni przy rozwijaniu wolnego oprogramowania lub świadczący różnego rodzaju usługi związane z tym oprogramowaniem).
Należą tu również wszelkiego rodzaju modele typu "darmowa publikacja w Internecie, zarabianie na koncertach i sprzedaży płyt w ładnych okładkach". NIN i Monty Python to spektakularne przykłady sukcesu takiego modelu.
Ale oczywiście zarówno zbiorowy zarząd, jak i wolna kultura ma swoje plusy i minusy. To co mnie osobiście drażni to traktowanie dowolnego z tych modeli jako "jednego słusznego". A w polskim prawie jest wiele przepisów, zgodnie z którymi to właśnie zbiorowy zarząd jest jedyną dopuszczoną możliwością korzystania z utworów.
za i przeciw
Dotarliśmy tym sposobem (IMHO) do sedna zjawiska. Otóż nie przeczę konieczności "jakiegoś" nazwijmy to umownie zbiorowego zarządzania, aczkolwiek jest to model klasycznej redystrybucji dóbr, obawiam się że zarówno promuje "radosną" twórczość niektórych "gwiazdeczek" jak i rzeczywiście ambitnych wykonawców-twórców. To, że w większości przypadków jest to złym modelem nie trzeba nikogo przekonywać. Sądzę, że przykłady twórców podane przeze mnie powyżej są kijem w mrowisko, ponieważ rynek powiedział prawdę. Nota bene jest to kij który ma dwa końce - rynek nie puści na dłuższą metę nędznych wypocin, a jak nie dopuścić do lobbowania tychże? Narzędziem lobbingu są właśnie rozmaite RIAA itp. Osobiście skłaniałbym się do szerzenia zasady równości twórców w funkcji np.czasów antenowych, dlaczego? Ja nie chciałbym słuchać np. Sz.W. a muszę wobec ciągłej jego obecności w stacjach komercyjnych. Mam wybór-przełączyć na inną częstotliwość i tu właśnie zaczyna dominować element rynkowy, aczkolwiek nie podjąłbym się rozwiązania tego w sensie legislacyjnym, znalezienie kompromisu między faktycznym interesem twórcy i odbiorcy, może mieć rozwiązanie tylko w takiej formie, przynajmniej na etapie na jakim możemy to obserwować wokół. Całokształt zjawiska przypomina węzeł gordyjski i chyba tylko zdecydowane cięcie rozwiąże tą patową sytuację.
Mamy 21 wiek
W dobie internetu można by się pokusić na wyeliminowanie obecnego pośrednictwa OZZ, które zbiera od wszystkich i jakoś tam dzieli uprawnionym.
Jak uprawniony chce dzielić się dziełem i wyrażać stosowną zgodę za opłatą, to rejestruje się/swoje dzieła w jakimś internetowym serwisie z określeniem co, jak i za ile, a zainteresowani po prostu będą mu ile sobie zażąda. Ba, mógłby tam zamieścić swoje dzieło do pobrania, taka dystrybucja dla swoich klientów. A ceny nie są wedle stawek OZZ, z którymi się nie dyskutuje, ale są po prostu rynkowe. Nadawcy i inni licencjobiorcy mogą sobie dobierać utwory wedle dowolnych kryteriów, np. kierując się ceną. Wtedy może tańsi mieliby szanse na zaistnienie. A serwis by zarabiał za pośrednictwo.
No ale to łatanie systemu, który i tak się kupy nie trzyma.