przechowywanie danych

Przedwojenne kino polskie: "domena publiczna" i domena publiczna

Warto dopytać ministra Zdrojewskiego o szczegóły, kiedy mówi o "domenie publicznej" w kontekście przedwojennych filmów polskich. Czy rzeczywiście zakłada on, że wykorzystywanie takich filmów nie będzie związane z żadnymi warunkami i opłatami. No bo przecież te "adresy digitalizacyjne" jakieś nakłady poniosły na rekonstrukcję. Ktoś mógłby powiedzieć, że przeniesienie filmu z celuloidu do postaci cyfrowej musiało się wiązać z twórczą działalnością (naprawy, rekonstrukcje klatek, przycinanie, montaż, obróbka), zatem - to konsekwencja - odrestaurowany film wcale nie jest taki nietwórczy. A zatem - ktoś tak może argumentować - od momentu jego renowacji znów został objęty ochroną. W takim przypadku nazywanie czegoś "domeną publiczną" byłoby jedynie zawłaszczaniem terminu dla nowego znaczenia. Takiego, które nie oznacza wcale domeny publicznej, a jest innym rodzajem działania w ramach monopolu. Ciekawie brzmi też zdanie zaczynające się od słów: "My wydaliśmy środki nie tylko na przeniesienie tych filmów do domeny publicznej...". Czy istnieje administracyjna droga do przeniesienia danego dzieła do domeny publicznej, czy też trzeba to rozumieć jedynie jako wydanie środków na faktyczne udostępnienie publiczności?

Dzień Domeny Publicznej A.D. 2012 - niektóre problemy prawnej ochrony domeny publicznej

Już za kilka godzin (z wybiciem godziny dwudziestej czwartej i rozpoczęciem się nowego roku) kolejne dzieła znajdą się w domenie publicznej. Tym razem będą to utwory tych wszystkich twórców, którzy zmarli w roku 1941. Wspominając wszystkich, którzy w tym roku zmarli (wszyscy oni byli twórcami), warto odnotować takich, jak James Joyce, Tadeusz Boy-Żeleński, Ignacy Paderewski. Prawa własności intelektualnej wprowadzają czasowy monopol - prawa wyłączne. Przez 70 (obecnie) lat od śmierci twórców prawa wyłączne przysługują spadkobiercom. Potem zaś już ich nie ma. Obok narzędzi pozwalających na "ściganie piractwa", a w istocie naruszeń prawa autorskiego do dzieł, które nadal korzystają z monopolu, warto zastanowić się, w jaki sposób system prawny mógłby przeciwdziałać naruszeniom prawa autorskiego, które polegają na uniemożliwieniu wszystkim zainteresowanym korzystanie z dzieł, które już do domeny publicznej należą. Prawo autorskie to nie jest jedynie coś, co ma chronić twórców. Prawo autorskie powinno również chronić słuszne interesy wszystkich innych uczestników życia społecznego.

Lektura warunków ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego...

W Biuletynach Informacji Publicznej różnych sądów, ministerstw, urzędów, zaczęły pojawiać się "warunki ponownego wykorzystania informacji publicznych". Zaczyna się robić dość przerażająco. Nie dość, że każdy urząd sam sobie wymyśla różne warunki, to jeszcze Ministerstwo Finansów wydaje się składać hołd Jej Królewskiej Mości, pisząc też o wymaganych zgodach od Kontrolera Urzędu Oficjalnych Publikacji Jej Królewskiej Mości (© Copyright by Crown, 2004). Przyznam, że chociaż wiele widziałem, to ręce mi opadły. Coraz bardziej przychylam się do tezy, że w Polsce powinien powstać urząd-regulator, który będzie kontrolował zasady ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego. Nie można zostawiać administracji publicznej takiej swobody. To tylko pogłębi chaos. Ustawa, która wczoraj weszła w życie jest wadliwa. Pokazuje to już pierwszy dzień jej obowiązywania. Trzeba po prostu to przyznać i ustawę jak najszybciej zmienić. Najlepiej by nie było "warunków", a jeśli już muszą być takie, jak podawanie źródła, to to powinno być wprost w ustawie napisane i koniec.

Wydawcy prasy i książek o projekcie noweli ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną

Przeoczyłem interesujące stanowisko Izby Wydawców Prasy i dwóch innych organizacji w sprawie nowelizacji ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Przeoczyłem, a - jak uważam - warto je odnotować i analizować pokazane tam argumenty. Stanowisko jest z 21 listopada 2011 roku. W MAiC (poprzednio w MSWiA) trwają prace nad nowelizacją tej ustawy. Stanowisko wydawców pokazuje drugi biegun (a przynajmniej kolejny biegun) sporu o wyłączenie odpowiedzialności, procedurę "notice and takedown" i kilka innych elementów nowelizacji.

O retencji w kontekście ochrony danych informatorów prasy

"Ta sprawa pokazuje, że od czasu afery ze zbieraniem billingów dziennikarzy za rządów PiS nic się nie zmieniło i dalej jest to powszechna praktyka. Prokuratura wykorzystała w tym przypadku nieszczelność przepisów, dzięki której poznała źródła informacji dziennikarzy. A przecież ich dane w myśl prawa powinny być chronione."

Część przepisów dot. informacji publicznych weszła w życie

Zatem dziś weszło w życie część przepisów ustawy z dnia 16 września 2011 r. o zmianie ustawy o dostępie do informacji publicznej oraz niektórych innych ustaw. Notatki dotyczące procesu legislacyjnego związanego z tymi przepisami gromadziłem w dziale BIP oraz re-use niniejszego serwisu. Jeszcze nie wszystkie przepisy weszły w życie, gdyż art. 1 pkt 5 - 7 i 10 tej ustawy, które dotyczą "centralnego repozytorium informacji publicznej", wejdą w życie dopiero z dniem 29 września 2012 r.

Cykliczność pobierania danych nie ma uzasadnienia w ustawie implementującej dyrektywę o re-use?

Miało być dobrze i miało być łatwo i bez warunków. Miało być też bezpłatnie, bo "coś co powstaje za pieniądze publiczne jest własnością publiczną, a więc także tych, którzy chcą z tego korzystać w sposób wybrany przez siebie". Ale kilka dni temu pojawił się nowy projekt rozporządzenia Ministra Administracji i Cyfryzacji w sprawie wzoru wniosku o ponowne wykorzystywanie informacji publicznej (w brzmieniu skierowanym do RCL z prośbą o zwolnienie z obowiązku rozpatrzenia przez Komisję Prawniczą). I tam można przeczytać m.in., że "ustawodawca nie przewidział możliwości cyklicznego uzyskiwania informacji publicznej do ponownego wykorzystywania bez konieczności składania każdorazowo odpowiedniego wniosku", dlatego właśnie nie można przychylić się do propozycji, by rozporządzenie przewidywało taką możliwość. A i cel ponownego wykorzystania trzeba będzie podawać, bo taka delegacja ustawowa prawodawcy wyszła. Będzie ciekawie.

Tablety dla posłów i przejrzystość procesu legislacyjnego

Właśnie usiłuję jakoś zweryfikować podaną w mediach informację, że "Sejm zamknął przetarg na zakup tabletów dla posłów". Na stronie Kancelarii Sejmu jest informacja o wyborze najkorzystniejszej oferty w przetargu na obsługę serwisową systemów zasilania UPS-ów centralnych pracujących na terenie Kancelarii Sejmu i Senatu. Jest też ogłoszenie o udzieleniu zamówienia na dostawę czapek garnizonowych, szalokominiarek i szalików zimowych dla pracowników Straży Marszałkowskiej. Nie widzę za to informacji o tabletach. A do pomysłu z tabletami mam jednak pewne wątpliwości...

Przyglądanie się przez obywateli mogłoby zmienić "delikatny proces decyzyjny" w Unii Europejskiej

Kilka dni temu przybliżałem dyskusję w Parlamencie Europejskim na temat przejrzystości działania UE i o dostępie do dokumentów. Dziś mogę przywołać odpowiedź, jakiej udzielono w imieniu Sekretariatu Generalnego Rady UE w związku z wnioskiem w sprawie dostępu do dokumentu 15856/11. Dokument ten jest opinią Służby Prawnej Rady dotyczącą projektu porozumienia w sprawie jurysdykcji patentowej Unii Europejskiej opracowanego przez prezydencję Rady we wrześniu 2011 roku. Pewna obywatelka postanowiła dowiedzieć się, jakie też uwagi lub zastrzeżenia miały owe służby, ponieważ - jak można przypuszczać - chciała, jako obywatelka kraju członkowskiego Unii Europejskiej, skorzystać z możliwości partycypowania w procesach politycznych zachodzących w Unii. Jeśli nawet nie aktywnie, to przecież wystarczy, że chciałaby poznać sposób, w jaki takie procesy zachodzą. Jednak nie może wiedzieć.

O dziennikarstwie, sponsoringu idei i modelach biznesowych, które nie zasługują na zmianę prawa w Szwajcarii

Postanowiłem popastwić się trochę nad rzetelnością dziennikarską. Wszystko w związku z działaniami analitycznymi rządu szwajcarskiego, które to działania zostały opisane przez popularne w pewnych środowiskach serwisy internetowe, a za ich pośrednictwem z echem działań Szwajcarów zderzył się polski "dziennikarz". Wyszło śmiesznie i strasznie. Na polskiej końcówce "głuchego telefonu" (który mógłby działać sprawniej, gdyby miało znaczenie coś takiego jak dziennikarska rzetelność) pojawiła się teza, że szwajcarski rząd miał powiedzieć: "piractwo wcale nie jest szkodliwe". Gdyby dziennikarz sięgnął do źródła, to nie znalazłby piractwa, a rozważania o ekonomii i rynku oraz zadumę nad koniecznością zmieniania prawa.