Czy planowane są działania, które przyspieszą digitalizację polskich księgozbiorów?

Skoro niedawno pisałem o sporze na temat ugody sądowej z Google, a także o rozstajach dróg przed europejską biblioteką cyfrową, to należy odnotować Interpelacja nr 10612 w sprawie rozwoju cyfrowych bibliotek, którą złożył poseł Waldy Dzikowski. Odpowiedzi udzielił sam minister kultury i dziedzictwa narodowego, Bogdan Zdrojewski. To świeża interpelacja i odpowiedź (tak jakby przyspieszono publikowanie tych materiałów na stronie Sejmu, chociaż na razie w plikach PDF). Warto przeczytać.

Interpelacja nr 10612 w sprawie rozwoju cyfrowych bibliotek; tekst interpelacji przed publikacją w aneksie do sprawozdania stenograficznego (PDF):

"Rozwój cyfrowych bibliotek w Polsce następuje znacznie wolniej niż w krajach Europy Zachodniej czy w Stanach Zjednoczonych. Dziś gromadzone są wyłącznie utwory pisarzy zmarłych przed 1939 r. Wynika to nie tylko z kwestii ograniczonych możliwości finansowych polskich bibliotek, ale przede wszystkim z prawa autorskiego. Polskie przepisy zabraniają bowiem udostępniania takich zbiorów on-line bez zgody podmiotów uprawnionych do praw autorskich. Eksperci postulują o wprowadzenie licencji, które pozwolą na odpłatne korzystanie z internetowych zbiorów książek. Proponowane są też różne rozwiązania dla takich podmiotów, jak biblioteki czy szkoły.

Jakie rozwiązania w tym zakresie ma ministerstwo? Czy planowane są określone działania, które przyspieszą digitalizację polskich księgozbiorów?

Poseł Waldy Dzikowski
Warszawa, dnia 22 czerwca 2009 r.
"

Odpowiedź ministra Bogdana Zdrojewskiego; tekst odpowiedzi przed publikacją w aneksie do sprawozdania stenograficznego (PDF):

"Szanowny Panie Marszałku! W związku z interpelacją pana Waldy Dzikowskiego, posła na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej (sygn.: SPS-023-10612/09), dotyczącą rozwoju bibliotek cyfrowych, uprzejmie proszę Pana Marszałka o zapoznanie się z poniższymi informacjami.

Na wstępie chciałbym zgodzić się z tezą postawioną przez pana posła, iż problemem dotyczącym rozwoju polskich bibliotek cyfrowych, jak również cyfrowych archiwów oraz wirtualnych muzeów jest, oprócz kwestii finansowych, również problem praw autorskich.

Pragnę jednakże zwrócić uwagę, że obowiązująca ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz. U. z 2006 r. Nr 90, poz. 631, ze zm.) umożliwia w obecnym brzmieniu digitalizację zbiorów bibliotecznych. Art. 28 pkt 2 ustawy uprawnia biblioteki (oraz archiwa i szkoły) do sporządzania lub zlecania sporządzania egzemplarzy rozpowszechnionych utworów w celu uzupełnienia, zachowania lub ochrony własnych zbiorów.

Zbiory tych jednostek (w wersji oryginalnej, jak również cyfrowej) mogą być następnie udostępniane dla celów badawczych lub poznawczych za pośrednictwem końcówek systemu informatycznego (terminali), znajdujących się na ich terenie (zgodnie z art. 28 ust. 3 ustawy). Biblioteki nie mają jednakże możliwości udostępniania zbiorów cyfrowych w Internecie bez uzyskania zgody właścicieli praw autorskich. Takie działania nie mieszczą się bowiem w zakresie dozwolonego użytku, określonego w przywołanym wyżej przepisie. Nie ma natomiast przeszkód, aby odpowiednia licencja została udzielona (odpłatnie bądź nieodpłatnie) w drodze stosownej umowy pomiędzy biblioteką a uprawnionym (takie porozumienia przyczyniły się m.in. do rozwoju cyfrowych bibliotek uniwersyteckich). Nie jest natomiast możliwe wprowadzenie ustawowej licencji w tym zakresie, gdyż wykraczałoby to poza katalog przypadków dozwolonego użytku, określony w art. 5 dyrektywy 2001/29/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 22 maja 2001 r. w sprawie harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym. W pkt 40 jej preambuły stwierdzono wprost, że dozwolony użytek utworów przez biblioteki, dopuszczony przez dyrektywę, nie obejmuje udostępniania utworów w Internecie.

Zasada ta obowiązuje we wszystkich państwach członkowskich Unii Europejskiej, jest także zgodna ze standardami wyznaczonymi przez międzynarodowe konwencje dotyczące praw autorskich. Co za tym idzie, wszelkie inicjatywy dotyczące bibliotek cyfrowych muszą być podejmowane przy poszanowaniu praw autorskich. Pogląd ten potwierdziła Komisja Europejska w zaleceniu z dnia 24 sierpnia 2006 r. w sprawie digitalizacji i udostępnienia w Internecie dorobku kulturowego oraz w sprawie ochrony zasobów cyfrowych (2006/585/WE). Z kolei w 2008 r. Komisja opublikowała dokument „Zielona księga. Prawo autorskie w gospodarce opartej na wiedzy”, czym rozpoczęła konsultacje społeczne dotyczące korzystania z twórczości m.in. dla celów edukacyjnych i naukowych. W ramach tych konsultacji poruszono m.in. kwestię porozumień licencyjnych obejmujących dostęp on-line do kolekcji bibliotecznych. Być może dalszym krokiem będzie opracowanie ogólnoeuropejskich wytycznych w tym zakresie, nie wydaje się jednak, aby prace te mogły skutkować wprowadzeniem w prawie europejskim wyjątku od praw wyłącznych, obejmującego rozpowszechnianie twórczości w sieci bez zezwolenia. Stanowiłoby to zbyt drastyczne ograniczenie praw twórców, niezgodne z międzynarodowymi standardami i mające negatywny wpływ na rozwój kultury w państwach członkowskich UE.

Pragnę jednocześnie zapewnić pana posła, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego będzie dokładało wszelkich starań, aby jak najszybciej nie tylko zdigitalizować polskie zasoby kulturowe, ale również udostępnić je w otwartym Internecie. W celu realizacji tych założeń podejmujemy wiele działań, przykładowo realizujemy programy grantowe (program „Dziedzictwo Kulturowe”, priorytet „Tworzenie zasobów cyfrowych dziedzictwa kulturowego”), jak również współdziałamy z innymi resortami przy realizacji programu „Polska Cyfrowa”. Warto również zwrócić uwagę na prace Zespołu ds. digitalizacji przy Ministrze Kultury i Dziedzictwa Narodowego, który pracuje obecnie nad spójną strategią digitalizacji dóbr kultury.

Mam nadzieję, że przedstawione powyżej wyjaśnienia zostaną uznane przez pana posła Waldy Dzikowskiego za wystarczające.
Z wyrazami szacunku
"

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Nie tylko o księgozbiory w tym chodzi...

Ja sprawę traktowałbym jednak szerzej: nie tylko chodzi o księgozbiory.

Po drugie: Jest sporo zabytków piśmiennictwa, z którymi nie powinno być problemów jeżeli chodzi o prawa autorskie (starodruki, rękopisy,...) i które powinny być udostępnione (po odpowiednim opracowaniu -- czasami potrzebna będzie transkrypcja, czasami komentarz językowy, czasami coś jeszcze). To można robić.

Po trzecie wreszcie, kilka dni temu zacząłem zagłębiać się w czeluściach jakiegoś europejskiego archiwum cyfrowego. Wybrałem wyszukiwanie według daty i rok 1980. Nie szukam żadnych podtekstów, ale po przejrzeniu około 400 "eksponatów" (na prawie 40000 -- 1%?) nie znalazłem tam nic interesującego poza różnego rodzaju plakatami i ulotkami z muzeów(?) nieistniejącego dziś NRD. Zapewne jest to (archiwum) właściwe miejsce na tego typu artefakty, ale gdzie jest całe nasze dziedzictwo roku 80? I już pomijam efekt (propagandowy) który można osiągnąć przekazując do europejskiego archiwum odpowiednio opracowane materiały... Ale będzie szansa na zrównoważenie niezbyt wartościowych plakatów na temat olimpiady w Moskwie materiałami o wydarzeniach, które jednak trochę świat zmieniły.

Po czwarte wreszcie jako, że jestem jakoś tam osobiście (czy zawodowo) zainteresowany cyfrowym udostępnianiem współczesnych publikacji naukowych -- gdzie są te otwarte archiwa naszych naukowców (na stronach ich macierzystych uczelni)?

Odnoszę wrażenie, że my (w masie) słabo dosyć rozumiemy, że niechcący(?) trafiliśmy w cyfrowe czasy. Stąd jest tak jak jest.

Po czwarte wreszcie jako,

Po czwarte wreszcie jako, że jestem jakoś tam osobiście (czy zawodowo) zainteresowany cyfrowym udostępnianiem współczesnych publikacji naukowych -- gdzie są te otwarte archiwa naszych naukowców (na stronach ich macierzystych uczelni)?"

Gdy probowalem uzyskac opracowanie naukowe pracownikow UG w postaci glosy przez nich napisanej do jednego z postanowien sadow (i ktora jest wymieniona na stronach UG jako ich dorobek naukowy) w zaden sposob mi sie to nie udalo. Prosby i wnioski zostaly albo przemilczane, albo zalatwione odmownie pod byle pretekstem; autorzy glosy nie udzielili w ogole odpowiedzi. Dzial prasowy UG na wniosek o udostepnienie informacji publicznej odpowiedzial negatywnie, a skarga do rektora na bezczynnosc pozostala bez odzewu.

Z cytowanej odpowiedzi na

Z cytowanej odpowiedzi na interpelację trudno wywnioskować, czy Minister Kultury uważa obowiązujący stan prawny za zupełnie zadowalający, czy jedynie niemożliwy do zmiany, choć daleki od ideału. W każdym razie, mimo zapewnień o dobrej woli i podejmowaniu "wielu działań" chyba nie powiało optymizmem?

Co do uzyskiwania licencji przez biblioteki w drodze jednostkowych umów, to każdy, kto choć otarł się o działalność wydawniczą lub tp. wie, że taka praktyka z natury rzeczy może dotyczyć tylko ograniczonej liczby przypadków. W procesie digitalizacji setek czy tysięcy utworów ustalanie stanu prawnego, poszukiwanie uprawnionych i żmudne negocjowanie warunków licencji z każdym z osobna jest zupełnie nie do pomyślenia. Podstawowa zasada przyznająca monopol autorski niezależnie od spełnienia jakichkolwiek formalności okazuje się, niestety, kijem włożonym w szprychy digitalizacji. Korporacje takie jak Google mogą sobie pozwolić na naginanie tej zasady, mniejsi - tylko marzyć o licencjach ustawowych albo publicznym rejestrze praw autorskich. Tu jednak chyba wypada podzielić pesymizm pana Ministra, co do możliwości zmiany obowiązującego modelu. Paradoksalnie, pewne nadzieje może budzić właśnie nieco "zbójecka" działalność Google.

Polskie biblioteki oczywiście znają i wykorzystują (przykład) przepisy o dozwolonym użytku z art. 28 p. 2 i 3. Lepsze to niż nic, jednak użyteczność proponowanych tam rozwiązań jest dość dyskusyjna. Udostępnianie "na terenie" oznacza np., że pracownik uczelni lub student nie może skorzystać zdalnie ze zbiorów biblioteki macierzystej uczelni nawet po uwierzytelnieniu w bazie uczelni. Co więcej, biblioteki nie chcąc narazić się na zarzut narażania majątkowych interesów autora, zobligowane są do stosowania ograniczających użyteczność technik DRM zabezpieczających utwory przed skopiowaniem. Można więc się zastanawiać, czy inwestowanie w taką kulawą i niedemokratyczną digitalizację ma w ogóle sens? O różnych innych pułapkach zw. z art 28 p. 3 wspomina się zresztą w wątku z wyżej linkowanego forum.

W odpowiedzi Ministra nie wspomina się, że digitalizacja w polskich bibliotekach jest niemal wyłącznie efektem spontanicznych, oddolnych zabiegów podejmowanych pod hasłem "zróbmy coś dobrego, choć to wykracza poza nasze zadania statutowe i przyznane środki". Nie ma opracowanej na szczeblu ministerstwa strategii digitalizacji zasobów bibliotek z jasno określonymi celami i zadaniami, nie ma ministerialnego "kosztorysu" digitalizacji, fundusze na przedsięwzięcia z tej dziedziny uzyskiwane są ad casum z różnych źródeł i bez żadnej gwarancji, że kiedy zastrzyk finansowy się wyczerpie, znajdzie się kolejny na kontynuację rozgrzebanej roboty. Jeśli nie w dziedzinie prawa autorskiego, to tu na pewno znalazłoby się zajęcie dla MKiN. Okazjonalne granty i "zespoły do spraw" to za mało.

@Wojtek Myszka - Jest sporo zabytków piśmiennictwa... To można robić.

Można i "się robi", ale warto pamiętać, że digitalizację w takich przypadkach często musi poprzedzać kosztowna i długotrwała konserwacja. A transkrypcje i komentarze to raczej zadanie dla filologów i historyków, a nie bibliotekarzy.

@ gdzie jest całe nasze dziedzictwo roku 80?

Ano, jest w zasięgu prawa autorskiego (70 lat po śmierci autora), ze wszystkimi tego konsekwencjami, m.in. wspomnianymi wyżej.

@ gdzie są te otwarte archiwa naszych naukowców?

Tu chyba potrzebna jest głęboka zmiana mentalna w środowisku naukowym, która zniweluje dotychczasowe przekonania, przyzwyczajenia i uprzedzenia.

może to zupełnie oczywiste

Być może to jest tak oczywiste, że nikt z dyskutujących o problemach na styku digitalizacji i praw autorskich tego nie musiał wprost ujmować. Ale dla porządku przypomnę, że digitalizacja ma dwojaki sens:

1. Rozpowszechnianie.
W celu umożliwienia późniejszego szerokiego wykorzystania wykonanego odwzorowania cyfrowego. Inaczej mówiąc po to aby użytkownik biblioteki/archiwum nie musiał doń przychodzić aby zapoznać się z treścią, która go interesuje. Warto zauważyć, że jeśli zdigitalizowane zbiory nie będą mogły być udostępnione w nowej postaci, to digitalizacja w tym celu może nie mieć większego sensu.
Wyobraźmy sobie że biblioteka w X zdigitalizowała cały "Przekrój" (od początku). Może to zrobić ale nie może tego w Internecie udostępnić tylko wyłącznie "na miejscu" w bibliotece (art. 28 ust. 3 ustawy). A skoro tak, to czy nie szkoda na to publicznych pieniędzy?
Aby to skomentować warto zauważyć, że nawet natychmiastowy dostęp do treści posiadanych w zbiorach, choć tylko na miejscu w bibliotece jest lepszy niż zamawianie całych roczników czasopisma z magazynu - co wiąże się z wypełnianiem rewersu, wyjęciem z półki, dostarczeniem do czytelni, zwrotem do magazynu i włączeniem na półkę. Czas zużyty przez użytkownika na czekanie na dostawę z magazynu, to też rzecz niebagatelna. Jeśli jeszcze do tego aplikacja umożliwiająca dostęp (na terenie biblioteki) do czasopism pozwalałaby nie tylko na przeglądanie, ale także na przeszukiwanie ich treści to jej wartość dla czytelników byłaby niezaprzeczalna. Jednak dziwne się wydaje że trzeba by powtarzać to samo we wszystkich bibliotekach tylko z tego powodu że ta biblioteka która już "ma" zdigitalizowane czasopismo nie może go udostępnić innym. Ciekawe czy w ramach art. 28 ust. 3 ustawy biblioteka w Y (która też ma w zbiorach "Przekrój") mogłaby udostępniać jego odwzorowanie cyfrowe wykonane przez bibliotekę X za pośrednictwem końcówek systemu informatycznego (terminali) znajdujących się na terenie Y? w ramach tzw. dozwolonego użytku? Jeśli odpowiedź na to pytanie jest twierdząca to być może digitalizacja mająca na celu rozpowszechnianie ma sens. Bo wtedy wystarczy digitalizację "Przekroju" wykonać tylko raz i dalej przekazywać kopie pomiędzy bibliotekami. Ale jeśli z jakichś powodów okaże się że przecież biblioteka w Y nie może udostępniać zdigitalizowanych egzemplarzy biblioteki w X...tylko aby udostępnić musi zdigitalizować własny egzemplarz, to takie działania już faktycznie sensu nie mają. Na pewno potrzebna jest tu koordynacja na szczeblu państwa. Zresztą mówi o tym wyraźnie zalecenie 2006/585/WE (o którym pisał MKiDN w odpowiedzi na interpelację) a nawet (wcześniejsza) Karta Ochrony Dziedzictwa Cyfrowego UNESCO.
Na digitalizację można bowiem wydać każde pieniądze, powtarzając kompletne zakupy sprzętu i oprogramowania we wszystkich bibliotekach na świecie. Ale można też skoordynować działania i wyposażyć tylko w tym zakresie w jakim dana instytucja mogłaby służyć dobru wspólnemu. Nie należy przy tym zapominać, że czasem wielość kopii tego samego może być najlepszym zabezpieczeniem przed utratą (zob. http://www.lockss.org). I tu przechodzimy do drugiego celu digitalizacji a mianowicie:

2. Zabezpieczanie
Digitalizację wykonuje się także w celu zabezpieczenia zagrożonego degradacją nośnika oryginału (zwykle łączy się to z celem 1 - rozpowszechnianiem). Dzięki odwzorowaniu cyfrowemu nie tylko zabezpieczamy treść na wypadek klęski żywiołowej czy powolnego, ale nieuchronnego rozpadania się nośnika. Zabezpieczamy ją także przed użytkownikami którzy (jeśli tylko będą w odpowiednio dużej ilości) - zaczytają każdą książkę, czasopismo, mapę czy dokument. Nawet jeśli będzie odpowiednio konserwowany.
Tutaj akurat nie do końca zgadzam się z przedmówcą "że digitalizację w takich przypadkach często musi poprzedzać kosztowna i długotrwała konserwacja". Jeśli już musi to rzadko a nie często. A jeśli nie ma środków na "kosztowną i długotrwałą konserwację" to digitalizacja może być jedynym sposobem zabezpieczenia treści, tak aby cokolwiek z niej zostało. A nawet może być wskazane wykonanie kopii cyfrowej przed konserwacją aby "na wszelki wypadek" ją mieć. Digitalizacja zabezpieczająca dotyczy zwłaszcza materiałów filmowych i dźwiękowych, a w szczególności tych zapisanych w technice zapisu magnetycznego. Wyraźnie mówi o tym Komunikat i2010: BIBLIOTEKI CYFROWE - SEC(2005)1194-1195. Te bowiem są najbardziej zagrożone utratą w wyniku degradacji nośników.

--
Kazimierz Schmidt

jeszcze małe przemyślenie

Jeśli digitalizacja w celu rozpowszechnienia stwarza problemy na styku z prawem autorskim to może robić tylko digitalizację zabezpieczającą? I tak roboty jest nie do przerobienia. Jednak zdaje się że społeczeństwo niekoniecznie chętne będzie łożyć dość środków aby bezpiecznie zachować całość tego czemu grozi zniszczenie.
Jaką bowiem wymierną korzyść będzie miał wtedy rolnik, który co prawda dowie się, że książka w której (być może) jest napisane ile trzeba molibdenu wrzucić do ziemi przy uprawie kalafiorów znajduje się bibliotece odległej o 100 km. Że jest zdigitalizowana i można w godzinach od 9 do 18 skorzystać z terminala na miejscu. Co mu po tym jeśli właśnie idzie orać ziemię pod tę uprawę? Rozumiem także autora takiej książki, który chciałby sprzedać prawa do rozpowszechniania swojego dzieła jeśli tylko może. On też musi z czegoś żyć. I mieć pewność że jego dzieła są chronione na takich samych zasadach jak utwory Pani Rowling.

W końcu wiedza i rozrywka są towarami, których sprzedaż i dystrybucję znakomicie opanowaliśmy w przypadku nośników, które daje się opakować i postawić na półce. Ale jeszcze nie w przypadku Internetu. Jeśli jakiś towar jest za darmo to zwykle po pewnym czasie traci na jakości - bo nikomu nie opłaca się go produkować.

Myślę że taki rolnik chętnie zapłaciłby jakąś niewielka kwotę za zdalne udostępnienie książki zamiast tracić czas i pieniądze na dojazd. Gdyby wiedział gdzie ma to zrobić. A biblioteka nie mogąc mu udostępnić treści jednocześnie nie będzie wiedziała dokąd go odesłać żeby dostęp sobie kupił.
Myślę że jesteśmy właśnie świadkami narodzin zupełnie nowego biznesu: zaufanego dystrybutora praw autorskich, który je sprzeda i uczciwie się podzieli z twórcami. Ten kto będzie miał największy, najlepiej przeszukiwalny zbiór i jasne zasady jego udostępniania ten będzie najczęściej odwiedzany. Cała reszta w praktyce zostanie zepchnięta na margines.

Jak będzie wtedy rola bibliotek? Pytania o cel, rozmiar i sens digitalizacji powinny być rozpatrywane w tym kontekście. Przyśpieszanie digitalizacji polskich księgozbiorów dla samej digitalizacji (bez możliwości udostępniania) jakoś nie bardzo sensownie wygląda.
Z drugiej strony organizacje międzynarodowe (w tym i UE i UNESCO) wskazują wyraźnie na kluczową rolę bibliotek i archiwów w zabezpieczaniu informacji i wiedzy - w tym oczywiście tej zapisanej cyfrowo oraz (co ważne) jej rozpowszechnianiu. Czyli mają robić to czego ... nie mogą. I to jeszcze za publiczne pieniądze. A może biblioteki i archiwa powinny zwyczajnie stać się centrami ... sprzedającymi prawa do zdigitalizowanych dzieł i dzielić się przychodami z twórcami? Tylko organizacyjnie jakoś to nie bardzo wygląda na realizowalne. A więc może jakiś pośrednik będzie to robił?
Już jednak słyszę te głosy: "Jakże to tak? biblioteka udostępniająca zbiory za pieniędze?!"
Najlepiej żeby było dla użytkownika wszystko i za darmo - oczywiście za stosownym wynagrodzeniem twórcy.
--
Kazimierz Schmidt

granice dozwolonego użytku

kschmidt:

Ciekawe czy w ramach art. 28 ust. 3 ustawy biblioteka w Y (która też ma w zbiorach "Przekrój") mogłaby udostępniać jego odwzorowanie cyfrowe wykonane przez bibliotekę X za pośrednictwem końcówek systemu informatycznego (terminali) znajdujących się na terenie Y? w ramach tzw. dozwolonego użytku?

O ile wiem, ten przypadek był dyskutowany, podobnie jak jeszcze bardziej złożony: biblioteka X digitalizuje obiekt ze swoich zasobów, a biblioteka Y, która nie ma go w zbiorach, ale posiada prawo do egzemplarza obowiązkowego, uzupełnia swój zbiór cyfrową kopią (art. 28 p. 2) i udostępnia ją lokalnie na końcówkach syst. informatycznego (art. 28 p. 3). W obu przypadkach odpowiedź jest w zasadzie pozytywna, ale... 100% pewności jednak nie ma. Przynajmniej na razie brak w tej sprawie orzecznictwa, w doktrynie szerokiej dyskusji nie było, natomiast sama instytucja dozwolonego użytku jest wyjątkiem od zasady monopolu autorskiego, więc nie dopuszcza interpretacji rozszerzającej.

Jednak wątpliwości dotyczące sensowności digitalizacji opartej na dozwolonym użytku dotyczą jeszcze czegoś inego: sprawy ograniczonych środków i optymalizacji wyboru. Druki objęte prawem autorskim na ogół nie wymagają jeszcze cyfryzacji zabezpieczającej przed całkowitą utratą; z drugiej strony wiadomo, że dostępność wersji elektronicznej dla czytelników będzie bardzo ograniczona nawet w przypadku wymiany plików między bibliotekami. Trzeba więc decydować, czy ograniczone środki pozostające do dyspozycji przeznaczyć na "Przekrój", czy na coś, co będzie można udostępnić w bez ograniczeń.

Jeszcze tylko słówko w sprawie konieczności konserwacji przed digitalizacją. Zwracam uwagę, że Wojtek Myszka pisał o "zabytkach piśmiennictwa", zatem przysłówek "często" jest jak najbardziej na miejscu.

Biblioteki a prawo autorskie

Tak a propos prawa autorskiego i bibliotek - akurat znalazłem i czytam sobie artykuł z biuletynu Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich pt. "Raport o prawie własności intelektualnej - najnowsze prace, dokumenty i inicjatywy":

http://www.ebib.info/2009/105/a.php?szczepanska

On jest dosyć ogólny, nie mówi o konkretnych przepisach, ale za to dotyka m. in. kwestii WIPO, Google Books i utworów osieroconych. Polecam.

Dlaczego biblioteki nie udostepniaja zdalnie infor. publicznych?

W zwiazku ze wskazanym w tym watku problemem z udostepnianiem przez biblioteki swoich zasobow zdalnie z wykorzystaniem przepisow o dozwolonym użytku z art. 28 p. 2 i 3., zapytuje dlaczego biblioteki finansowane ze srodkow publicznych nie udostepniaja zdalnie tych informacji, ktore mozna uznac za informacje publiczne w rozumieniu ustawy o dostepie do informacji publicznych (udip)?

Jak wskazuje orzecznictwo pojecie informacji publicznej jest bardzo szerokie (zob. http://prawo.vagla.pl/node/8578#comment-17520 ) zatem wiele z zasobow bibliotecznych biblioteki podlegajacej pod udip byloby objetych udip i takie zasoby biblioteki powinny byc udostepniane rowniez zdalnie.
Dotyczyloby to np. prac naukowych i ksiazek pisanych w ramach pracy ich autorow na publicznych uczelniach, ale tez i np. niektorych informacji prasowych, gdyz jesli np. wiadomosc dziennikarska bedzie dotyczyla podmiotow objetych ustawa o dip to:
"Orzecznictwo przedmiotu podkreśla, że charakter informacji publicznej ma również wiadomość niewytworzona przez podmioty publiczne, lecz odnosząca się do tych podmiotów (tak m.in. NSA w wyroku z dnia 30 października 2002 r. sygn. akt II SA 1956/02)."
http://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/66E31E7F45•

Oczywiscie nie dotyczy to tylko prasy i dziennikarzy, ale i innych podmiotow i informacji np. dotyczy to tez ksiazek odnoszacych sie do podmiotow publicznych, nawet jesli ich autor nie pracuje w instytucji publicznej.

Orzecznictwo wskazuje, ze prawo autorskie nie jest przeszkoda w udostepnieniu informacji publicznej (tak, zob. wyrok NSA I OSK 315/08, wyrok WSA w Warszawie II SAB/Wa 14/09, wyrok WSA w Warszawie II SA/Wa 2043/05, wyrok WSA w Gorzowie Wlkp. II SA/Go 595/07, wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie, Wydział V Cywilny Odwoławczy sygn. akt V Ca 454/07).

Np. "Naczelny Sąd Administracyjny w pełni podziela przy tym pogląd wyrażony przez Sąd pierwszej instancji, który stwierdził, że informacją publiczną są nie tylko dokumenty bezpośrednio zredagowane i wytworzone przez organ administracji publicznej, ale przymiot taki posiadać będą także te, których organ, jak w omawianej sprawie, używa do zrealizowania powierzonych prawem zadań, nawet gdy prawa autorskie należą do innego podmiotu." (I OSK 315/08 - Wyrok NSA).

Czy w związku z tym

Czy w związku z tym książki z zakresu finansów publicznych, prawa administracyjnego czy zamówień publicznych są informacją publiczną? Na mój rozum, to nie.

A moze tylko nam sie wydaje

A moze tylko nam sie wydaje ze nie, bo jestesmy przyzwyczajeni, z czasow sprzed obowiazywania ustawy, ze nie, ale z ustawy i orzecznictwa mozna jednak wyciagnac wniosek, ze tak?
Zwrocimy uwage, ze ochrona prawem autorskim nie jest wymieniona w art. 5 ustawy jako jeden z czynnikow umozliwiajacych organiczenie dostepu informacji publicznej, a orzecznictwa wynika, ze chronione prawem autorskim materialy moga byc udostepnianie w ramach udip.

Zwrocimy uwage, ze ochrona

Zwrocimy uwage, ze ochrona prawem autorskim nie jest wymieniona w art. 5 ustawy jako jeden z czynnikow umozliwiajacych organiczenie dostepu informacji publicznej, a orzecznictwa wynika, ze chronione prawem autorskim materialy moga byc udostepnianie w ramach udip.

Ale art. 5 jest, według mnie, tylko niekoniecznym uzupełnieniem art. 1 ust. 2 "Przepisy ustawy nie naruszają przepisów innych ustaw określających odmienne zasady i tryb dostępu do informacji będącymi informacjami publicznymi." Taką ustawą jest np. ustawa o prawach autorskich. Ustawa ta, w art. 4, sama określa co nie jest objęte prawem autorskim np.: akty normatywne, urzędowe dokumenty, proste informacje prasowe. Nie jestem w stanie, bez dokładnej analizy tekstu uzasadnienie, wywnioskować co sad miał na myśli.

Gdyby prawo autorskie

Gdyby prawo autorskie stanowilo przeszkode w udostepnieniu informacji publicznej to by sad nie nakazal ZUS udostepnienia, w
ramach udostepniania informacji publicznych, objetej prawem autorskim specyfikacji technicznej protokołu KSI MAIL (wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie, Wydział V Cywilny Odwoławczy sygn. akt V Ca 454/07).

To moze ktos by sprobowal

To moze ktos by sprobowal testowo uzyskac z biblioteki jakas pozycje wnoszac o jej udostepnienie w ramach wniosku z art. 10 udip?

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>