Wniosek o dostęp do informacji publicznej via Twitter

Logo Twittera w koronie i na tarczy heraldycznejDowiemy się, czy w Polsce da się skutecznie złożyć wniosek o dostęp do informacji publicznej poprzez Twittera. Właściwie, to jestem przekonany, że się da. Właśnie taki wniosek złożyłem. Złożyłem wniosek do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wysyłając "na konto UOKiK" wniosek o treści "@UOKiKgovPL Oto wniosek o dostęp do informacji publicznej: kto w imieniu UOKiK (proszę podać imię i nazwisko) zawarł umowę ze spółką Twitter". Nie wiem, jak długo zajmie UOKiK-owi odpowiedzenie na wniosek. Urząd powinien odpowiedzieć "bez zbędnej zwłoki". Oczywiście ustawa mówi, że nie później niż 14 dni. Potem złożę skargę na bezczynność administracji publicznej do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. To nie obywatele są kłopotem. Kłopotem jest to, że administracja publiczna staje przed problemami, które sama administracja publiczna generuje.

Z wnioskiem via Twitter jest ten kłopot, że do jego sformułowanie ma się jedynie owe 140 znaków. Ale oczywiście ten "kłopot" działa też w drugą stronę. Krótki wniosek o informację publiczną, która nie zmieści się w 140 znakach powinien być jakoś odbiorcy dostarczony.

Ja oczywiście twierdzę, że UOKiK zakładając konto na Twitterze naruszył zasady wspólnego rynku, stosuje w ten sposób nieuprawnioną pomoc publiczną (zasila treściami serwis internetowy koleżanek i kolegów z USA, którzy właśnie dzięki stworzeniu środowiska interakcji i wymiany komunikatów realizują swój model biznesowy). Administracja publiczna daje się wciągać w to i nie dostrzega, że swoim działaniem dyskryminuje (bezpośrednio i pośrednio, a więc wbrew normom konstytucyjnym) grupy obywateli. Jestem przedsiębiorcą, prowadzę serwis internetowy, UOKiK może w prowadzonym przeze mnie serwisie założyć konto i dzięki temu wiele osób zapozna się z treściami, które UOKiK opublikuje. Zapoznają się z nimi, bo będą w szoku, że UOKiK pisze u Waglowskiego, nie zaś w Biuletynie Informacji Publicznej. Będą musieli do mojego serwisu przychodzić i go używać zwłaszcza wówczas, gdy UOKiK publikowanych u mnie treści nie umieści nigdzie indziej. W efekcie oglądalność (używalność i zasięg) mojego serwisu będzie się zwiększać. Gdybym przekonał całą administrację publiczną, by siłami zatrudnianych z podatków urzędników regularnie "generowali treści" w moim serwisie - mógłbym zacząć żyć z reklam, albo ze sprzedaży analiz zachowania obywateli chcących zapoznać się z treściami w ramach kontrolowanej przeze mnie infrastruktury. Profilowałbym ludzi-obywateli: o proszę - ten obywatel interesuje się rolnictwem, bo obserwuje, co pisze ministerstwo właściwe w sprawach rolnictwa. A ten obywatel stara się dokonać interakcji z ministerstwem kultury, więc może warto mu zaoferować targetowaną reklamę aukcji dzieł sztuki, którą organizuje jakiś mój biznesowy partner.

Przed nazwaniem operacji kryptonimem "Szklana kula CBA" sprawdziłem, czy UOKiK używa "mediów społecznościowych". Ucieszyłem się, że nie używa. W końcu jest regulatorem rynku. Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów ma ustawowe kompetencje. Wydaje decyzję o uznaniu praktyki za ograniczającą konkurencję, nakazuje zaniechanie stosowania praktyki naruszającej ustawowe zakazy... Wydając decyzje, a działając w celu zaniechania stosowania praktyki lub usunięcia jej skutków, może w decyzjach nakazać zastosowanie takich środków, jak umożliwienie dostępu do określonej infrastruktury na niedyskryminacyjnych warunkach, albo zapewnienie innym podmiotom dostawy określonych produktów lub świadczenia określonych usług na niedyskryminacyjnych warunkach. Tymczasem, jak się okazało - Prezes UOKiK sam wpadł w pułapkę dyskryminacji konsumentów i w pułapkę naruszania - dzięki swojej aktywności - zasad konkurencji. Jakimi zasadami, skoro sam napędza obywateli danej spółce, będzie kierował się regulator rynku, gdy będzie musiał zdecydować, że owa spółka ma dominującą pozycję na rynku?

Skoro jednak wczoraj UOKiK "założył konto na Twitterze", to dał pretekst, by przetestować sposób, w jaki poradzi sobie z problemami "elektronicznego gospodarki". Złożyłem wniosek o dostęp do informacji publicznej. Zgodnie z ustawą o dostępie do informacji publicznej - informacja publiczna, która nie została udostępniona w Biuletynie Informacji Publicznej lub centralnym repozytorium, jest udostępniana na wniosek. Czy infrastruktura elektroniczna amerykańskiego przedsiębiorcy jest tu skutecznym "forum komunikacji" w sferze realizacji ustawowych obowiązków państwa polskiego?

W 2013 roku Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wydał postanowienie (sygn. II SAB/Wa 513/12) w przedmiocie rozpatrzenia wniosku o udostępnienie informacji publicznej złożonego za pomocą serwisu Facebook. Ponieważ zobowiązany do udostępnienia informacji publicznej burmistrz zanonimizowanej przez NSA gminy nie odpowiedział na wniosek - wnioskodawca poszedł do sądu administracyjnego ze skargą na bezczynność administracji publicznej. WSA w Warszawie rozpoznając skargę postanowił ją odrzucić, ale też zwrócić skarżącemu kwotę wpisu. Dlaczego?

Wniosek został złożony w taki sposób, że treść wniosku o dostęp do informacji umieszczono w komentarzu (taką możliwość daje infrastruktura serwisu Facebook Inc.), a burmistrz w odpowiedzi na skargę argumentował, że z treścią wniosku się nie zapoznał. Dowiedział się o wniosku dopiero ze skargi (nawiasem mówiąc: to odpowiedź dla tych, którzy twierdzą, że te konta na Twitterach i Facebookach, to one służą do lepszej komunikacji urzędów z obywatelami).

WSA stwierdził w uzasadnieniu swojego postanowienia (wytłuszczenie moje):

Zasady i tryb udostępniania informacji publicznej uregulowane zostały w ustawie z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej (Dz. U. nr 112, poz. 1198 ze zm.). Zgodnie z art. 2 ust. 1 powołanej ustawy, każdemu przysługuje, z zastrzeżeniem art. 5, prawo dostępu do informacji publicznej, a od osoby wykonującej prawo do informacji publicznej nie wolno żądać wykazania interesu prawnego lub faktycznego (art. 2 ust. 2 tej ustawy). Stosownie do art. 10 ww. ustawy, informacja publiczna, która nie została udostępniona w Biuletynie Informacji Publicznej, jest udostępniana na wniosek. W takim przypadku złożenie wniosku jest zatem warunkiem realizacji prawa do informacji publicznej. Ustawodawca postanowił także w art. 10 ust. 2 powołanej ustawy, że informacja publiczna, która może być niezwłocznie udostępniona, jest udostępniana w formie ustnej lub pisemnej bez pisemnego wniosku. Nie zawsze zatem konieczne jest złożenie wniosku w formie pisemnej. Zawsze jednak żądanie udostępnienia określonej informacji publicznej musi być organowi skutecznie przedstawione.

W rozpatrywanej sprawie skarżący podał, że w dniu 13 listopada 2012 r. złożył wniosek o udostępnienie informacji publicznej poprzez zamieszczenie na oficjalnej stronie Gminy [...] w serwisie Facebook (https://[...]).

Zasadniczą kwestią w niniejszej sprawie ze skargi na bezczynność jest ustalenie, czy po stronie Burmistrza Gminy [...] istniał prawny obowiązek rozpatrzenia konkretnego wniosku w przewidzianej prawem formie, tj. zgodnie z rozwiązaniami przyjętymi w ustawie o dostępie do informacji publicznej, albo w formie czynności materialno-technicznej w przypadku udzielenia informacji, albo – w razie odmowy jej udzielenia – w formie decyzji.

Podkreślenia wymaga jednakże, iż ocena taka może zostać dokonana przez Sąd tylko wówczas, gdy do organu administracji publicznej wpłynął wniosek z określonym żądaniem.

Skarżący nie kwestionuje, iż swój wniosek o udostępnienie informacji publicznej złożył poprzez dodanie komentarza do artykułu "[...]" na stronie Gminy [...] w serwisie Facebook (https://[...]).

Wskazać należy, iż w świetle konstytucyjnej zasady działania organów władzy publicznej na podstawie i w granicach prawa (art. 7 Konstytucji RP), w państwie demokratycznym, w którym rządzi prawo, organy władzy publicznej mogą powstać tylko na podstawie prawnej, a normy prawne muszą określać ich kompetencje, zadania i tryb postępowania, wyznaczając tym samym granice ich aktywności. Oznacza to, iż w zakresie zadań, wykonywanych przez organy administracji publicznej, tzw. spraw urzędowych, organy te mogą wykorzystywać instrumenty prawne, których stosowanie przewidują przepisy prawa powszechnie obowiązującego. Do tej kategorii spraw należy zaliczyć także sprawy załatwiane z wniosku obywatela o udzielenie informacji publicznej. Zatem podanie (wniosek) w takiej sprawie będzie skutecznie złożone organowi, jeśli nastąpi ustnie do protokołu, zostanie wniesione w formie pisemnej w danym urzędzie, bądź w formie elektronicznej na adres poczty elektronicznej (z rozszerzeniem "gov.pl", zastrzeżonym dla organów administracji publicznej).

Posiadanie przez Gminę strony w portalu społecznościowym typu Facebook służy zazwyczaj promocji, przedstawia dokonania władz lokalnych, określa zamierzenia i wskazuje na inicjatywy społeczne, itp. Tego typu nośnik informacji jest używany do wymiany poglądów, prowadzenia dyskusji, komentowania pewnych zdarzeń, itp. Natomiast posiadanie takiej strony przez podmioty publiczne nie jest określone, a zatem i wymagane przepisami prawa. W obowiązującym porządku prawnym, tego typu strona nie jest dopuszczalnym sposobem komunikowania się w tzw. sprawach urzędowych, w tym nie służy wnoszeniu podań i wniosków.

Nie bez znaczenia w sprawie pozostaje, iż w ww. serwisie społecznościowym Gminy [...] zamieszczony został adres korespondencyjny, mailowy oraz wskazano numer telefonu Urzędu Miejskiego. Osoba zainteresowana, nie wychodząc nawet z ww. serwisu, jest informowana o sposobie "urzędowego" kontaktu z Urzędem.

Jak wynika z akt sprawy, Burmistrz Gminy [...] nie otrzymał wniosku skarżącego z dnia 13 listopada 2012 r. i nie mógł zapoznać się z jego treścią. Wniosek taki nie wpłynął bowiem do podmiotu, którego bezczynność zaskarżono w niniejszej postępowaniu i nie został przedstawiony organowi gminnemu w innej dopuszczalnej prawem formie.

Pomijając to, że przepisy nie mówią o tej domenie "gov.pl", o której w uzasadnieniu napisał WSA - wystarczy złożyć wniosek elektronicznie "na adres". Ale ważniejsze jest coś innego. W Polsce nie ma żadnego regulatora, który ogarnąłby rozpasanie promocyjne i wykwity informacyjno-propagandowych zachcianek urzędniczych. Zamiast udostępniać obywatelom rzetelne, aktualne i kompletne informacje publiczne, a to w sposób przewidziany nie czym innym, a ustawą, jeśli publikując elektronicznie, to za pomocą Biuletynu Informacji Publicznej (urzędowego publikatora teleinformatycznego) - zamiast tego powstają wciąż nowe konta w nowych serwisach: YouTube, Facebook, Twitter, Instagram i tak dalej. Wszystkie one za publicznie pompowane tam pieniądze usiłują miło sugerować, jaki to urząd jest miły i trendy.

Jak widać z przytoczonego wyżej uzasadnienia - sądy administracyjne rozpatrując skargi na bezczynność administracji publicznej wydają się bronić zasady legalizmu i praworządności, ale też nie ma żadnej drogi sądowej w Polsce, za pomocą której można by uzyskać orzeczenie odwracające sytuację z tego uzasadnienia. Bo w jakim trybie uzyskać wyrok lub postanowienie, w którym sąd stwierdziłby, że urząd ma działać zgodnie z ustawą? Od tego są raczej takie instytucje kontroli prawa, jak Najwyższa Izba Kontroli, albo - w przypadku samorządu - Regionalna Izba Obrachunkowa (por. Jaskółka potencjalnej tamy dla informacyjno-reklamowego rozpasania państwa). Mamy zatem do czynienia z ewidentną nierównością stron i - być może - z naruszeniem prawa do sądu. Obywatel nie ma jak zmusić administracji swojego państwa, by to państwo przestrzegało prawa związanego z obiegiem informacji. To dotyczy nie tylko owego "rozpasania propagandowego", które kwitnie kosztem rzetelnego udostępnienia informacji publicznej. Osoby niewidome nie mają skutecznej drogi do sądu, by zmusić sądownie administrację publiczną do udostępniania informacji w sposób dostępny, a przecież ratyfikowaliśmy nawet konwencję ONZ w sprawie praw osób niepełnosprawnych, a w Konstytucji RP mamy zakaz dyskryminacji. Przedsiębiorcy nie mają skutecznej drogi do sądu, by domagać się zaprzestania dyskryminacji w sferze gospodarczej.

Ponieważ - jak pisał Benedykt Chmielowski w swojej "encyklopedii" pt. "Nowe Ateny" - "smoka pokonać trudno, ale starać się trzeba", postanowiłem sprawdzić, czy się da złożyć wniosek do UOKiK via Twitter, a raczej: co się stanie, gdy taki wniosek złożę.

No i złożyłem:

Screenshot mojego wpisu w serwisie Twitter, który adresowanyjest do UOKiK

Screenshot mojego wpisu w serwisie Twitter, który adresowany jest do UOKiK, a raczej "na konto UOKiK", jak się w nowomowie wynikającej z rozwoju technologii dziś mówi.

Burmistrz w przywołanej wyżej sprawie twierdził, że nie zapoznał się z wnioskiem. Czy zatem z moim wnioskiem via Twitter zapozna się UOKiK?

W swoim anonsie uruchomienia konta "na Twitterze" Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów napisał, że "Komentarze na profilu @UOKiKgovPL będą w miarę możliwości monitorowane...". Mamy zatem deklarację monitorowania tego, co tam ludzie do UOKiK wypisują. Jest tu oczywiście sprytnie zostawiona furtka "w miarę możliwości". Liczę, że mojego wniosku o dostęp do informacji UOKiK nie przeoczy, bo w chwili robienia screenshota już 19 razy ów wniosek został "retwittnięty". Każde "rettwitnięcie" odkłada się w panelu powiadomień podmiotu, który obsługuje konto UOKiK na Twitterze.

I teraz ćwiczenie intelektualne dla czytelników, bo przecież nie zawsze wszystko trzeba samemu puentować: jakie będą konsekwencje tego, że UOKiK zignoruje wniosek złożony przez Twittera, a przede wszystkim: jakie będą konsekwencje tego, że UOKiK na tak złożony wniosek... odpowie?

Nie byłoby problemów tego typu, gdyby administracja publiczna korzystała z Biuletynu Informacji Publicznej, gdyby korzystała z elektronicznych skrzynek podawczych z potwierdzeniem odbioru, gdyby swoim działaniem nie wchodziła w sytuacje dyskryminujące grupy obywateli (z dowolnej przyczyny), gdyby stosowała zasady legalizmu i praworządności, gdyby nie stosowała praktyk będących w istocie naruszeniem zasad wspólnego rynku m.in. stosując niedozwoloną pomoc publiczną, gdyby nie była targana zachciankami piastunów organów władzy publicznej, którzy chcą wydawać się obywatelom bardziej seksowni.

Nie jestem piastunem władzy publicznej, nie mogę nakazać UOKiK-owi doprowadzenia do stanu zgodnego z prawem, w tym z konstytucyjnymi zasadami demokratycznego państwa prawnego. Pozostaje tylko vaglowa szkoła tektoniki społecznej.

PS

Jeszcze pytanie do prezesa UOKiK

Zawsze warto zwiększać szanse powodzenia swoich akcji, więc postanowiłem jeszcze zapytać Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów p. Adama Jassera, czy skutecznie udało mi się złożyć wniosek do obsługującego Go urzędu via Twitter. Ale to pytanie zadałem już prywatnie. Pan Adam Jasser wszak korzysta z Twittera nie jako Prezes UOKiK, tylko jako obywatel.

Przeczytaj również: Odpowiedzi z Prokuratury Generalnej w sprawie konta na Twitterze. Kiedy zaczęła "śledzić mnie" Prokuratura Generalna podjąłem próbę sprawdzenia, czy da się skutecznie via Twitter zawiadomić ową Prokuraturę o popełnienia przestępstwa ściganego z urzędu, ale prokurator obsługujący Twittera najwyraźniej patrzył wówczas w inną stronę...

Przeczytaj również: Administracja Prezydenta USA, Facebook i inne "serwisy społecznościowe".

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Z wnioskiem via Twitter jest

Z wnioskiem via Twitter jest ten kłopot, że do jego sformułowanie ma się jedynie owe 140 znaków. Ale oczywiście ten "kłopot" działa też w drugą stronę. Krótki wniosek o informację publiczną, która nie zmieści się w 140 znakach powinien być jakoś odbiorcy dostarczony.

Ten problem można dość łatwo obejść dołączając wniosek/odpowiedź w formie zdjęcia do tweeta (podobnie jak można to zrobić w mailu dodając załącznik).

Tylko z odpowiedzią jest kłopot

VaGla's picture

Tylko z odpowiedzią jest kłopot, bo jeśli miałaby być dokonana za pomocą "zdjęcia" to będzie taka odpowiedź dyskryminowała grupy obywateli, którzy nie widzą. A neutralny technologicznie, zgodny z zasadami accessability przekaz (czyli ekwiwalent tekstowy do niedostępnych materiałów), już się via Twitter nie zmieści.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

To może po prostu

To może po prostu wystarczyłoby odpowiednią informację umieścić w BIPie i odesłać jedynie odnośnik (z krótką informacją, że odpowiedź na pytanie znajduje się pod podanym adresem)? Tam dokument może znajdować się w dowolnej (najlepiej dostępnej dla wszystkich) formie. Dzięki temu też wszystkie osoby które 'retwittnęły' taki wniosek będą miały dostęp do odpowiedzi.
Oczywiście to tylko obejście problemu, ale to urzędy wydają się same sobie takie problemy tworzyć, staram się jedynie podsunąć jakieś (względnie) sensowne rozwiązanie.

Zawsze można podlinkować

Zawsze można podlinkować do dokumentu umieszczonego na... Dropboxie ;)

A moze o to chodzi?

Może właśnie w tym dostrzegł ktoś zalety - każdy wniosek via Twitter będzie nieważny gdyż nieprawidłowo ( z powodów obiektywnych, braku miejsca) operuje odwołaniem do przepisów prawnych ( te wszystkie "na podstawie paragrafu ... ustęp ... Ustawy ..."). Tym samym, niejedne urzędnik pewnie patrzy na taki kanał dostępu dla petentów jako na wręcz idealny - "nie słyszę pana, coś szumi w słuchawce, proszę przyjść osobiści" zostaje zamienione na: "chętnie bym pomógł ale pana wniosek nie podaje podstawy pra". Państwo Polskie, _zwłaszcza po 89 roku_ ma bardzo niechlubną tradycję zastawiana tego typu "paragrafów 22" na obywateli...

Przewidziałem to

VaGla's picture

Przewidziałem to i dlatego zapytałem tylko o imię i nazwisko.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Bo to chyba ogólny problem świadomości...

Niestety świadomość w tych kwestiach nie jest chyba zbyt wysoka, a i sporo tu dziwnych nawyków myślowych w stylu "władza chce dobrze, a obywatel złośliwie przeszkadza". Niestety takie nawyki widać nie tylko u "władzy" (co jeszcze byłoby w miarę zrozumiałe), ale np. także u dziennikarzy (choćby artykuł red. Pytlakowskiego w jednym z ostatnich numerów Polityki).

Ciekaw jestem tylko, na ile z tym da sie wygrać. Jakoś trudno mi uwierzyć, że przy obecnym tempie rozwoju technologii, osoby nie śledzące tego rozwoju są w stanie sensownie tworzyć prawo dotyczące tych technologii. A potem powstają takie potworki, jak obowiązek informowania o Cookies, czy o tym, że jeśli "kupujesz", to zobowiązujesz sie zapłacić (ciekawe, że w sklepie stacjonarnym nikt nikomu tego tłumaczyć nie musi).

Możliwość zaskarżania

"Obywatel nie ma jak zmusić administracji swojego państwa, by to państwo przestrzegało prawa związanego z obiegiem informacji. To dotyczy nie tylko owego "rozpasania propagandowego", które kwitnie kosztem rzetelnego udostępnienia informacji publicznej. Osoby niewidome nie mają skutecznej drogi do sądu, by zmusić sądownie administrację publiczną do udostępniania informacji w sposób dostępny, a przecież ratyfikowaliśmy nawet konwencję ONZ w sprawie praw osób niepełnosprawnych, a w Konstytucji RP mamy zakaz dyskryminacji. Przedsiębiorcy nie mają skutecznej drogi do sądu, by domagać się zaprzestania dyskryminacji w sferze gospodarczej."

Trochę się nie zgodzę... Odrobinkę, naprawdę... Bo może ktoś wie, ktoś słyszał, ktoś próbował zrobić sztukę następującą: działając (procesowo) na podstawie art. 52 par. 4 p.p.s.a. w związku z np. art. 3 par. 2 pkt 6 p.p.s.a wezwać organ posługujący się "f", "t", "y" czy czymkolwiek innym, do usunięcia naruszenia prawa polegającego na linkowaniu do profili organu na tych serwisach - bo zgadzamy się, że brak jest podstawy prawnej do takiego linkowania i posiadania profili, a skoro tak, to to linkowanie i posiadanie profili jest naruszeniem prawa - i potem uderzać ze skargą do sądu? Oczywiście należałoby też powołać podstawy materialnoprawne - konstytucję, ustawę o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji czy ustawę o ochronie konkurencji i konsumentów...

Może to jest metoda?

Otóż nie, nie zgadzamy

Otóż nie, nie zgadzamy się, "że brak jest podstawy prawnej do takiego linkowania i posiadania profili, a skoro tak, to to linkowanie i posiadanie profili jest naruszeniem prawa" :-)

Ilość wypowiedzi w tym serwisie potwierdzających taką tezę wynika wyłącznie z jej popularności wśród czytelników tego serwisu, a nie z jej obiektywnej prawdziwości.

Nie chodziło mi o nic

Nie chodziło mi o nic innego niż o commune consensu w ramach PT Czytelników. Bo to, że praktyczne podejście do tej kwestii przez wszelkie organy jest zgoła odmienne, to inna historia.

I właśnie w tym problem -

I właśnie w tym problem - organem nie jestem, a mam inne zdanie na ten temat. Communis consensus zależy od kształtu communae, w której się go osiąga ;-)

to nie jest problem braku podstawy

ksiewi's picture

Dlatego też staram się co pewien czas przypominać, że to tak naprawdę nie jest problem braku podstawy prawnej, ale zupełnie inny (http://prawo.vagla.pl/node/10156#comment-37279). Choć przy okazji można się zastanawiać, czy działalność informacyjna państwa nie powinna doczekać się jakiejś wyraźnej regulacji...

szkoda...

Bardzo żałuję, że szanowny Pan Prawnik Litwiński zamierza bronić istniejącej patologii. Zapewne jest to zgodne z jakąś tam interpretacją jakiegoś tam przepisu - nie znam się, więc nie będę wnikał (chociaż ponoć mam obowiązek znać obowiązujące przepisy prawne, ciekawe jak mam go spełnić), szkopuł w tym że zdrowo działające Państwo nie powinno uprzywilejowywać prywatnych podmiotów, kropka. I nie interesuje mnie w tym momencie zwyczajowo usankcjonowana praktyka i/lub prawnicze machlojki, tylko zasady funkcjonowania tego skomplikowanego tworu jakim jest państwo prawa.

Fikołki sofistyczne

@Paweł Litwiński. "Ilość wypowiedzi w tym serwisie potwierdzających taką tezę wynika wyłącznie z jej popularności wśród czytelników tego serwisu, a nie z jej obiektywnej prawdziwości"

Do tej pory byłem przekonany, że serwis posiada różnych czytelników, a więc także tych "urzędowych" czyli promotorów i sponsorów działań Fbookowych, Twitterowych itd. Jeden z urzędów napisał wprost, że "obserwuje" Vaglę :) Może teza PL wynika z konkretnych badań czytelników serwisu Vagli, które gdzieś są dostępne? a może zwolennicy przepuszczania pieniędzy publicznych na media społecznościowe, będący czytelnikami tego serwisu, nie mają nic do powiedzenia (napisania)?

Stosując podobną metodę, mogę powiedzieć, że ustanawiane przepisy prawa wynikają wyłącznie z ich popularności wśród posłów, a nie z ich obiektywnej przydatności/konieczności.
I będzie to analogiczny fikołek sofistyczny, który nie ma na celu poszerzenia czy pogłębienia wiedzy, a jedynie przekonanie dyskutantów, że nie mają racji.

Jeszcze "oficjalne adresy"

VaGla's picture

II SAB/Bk 58/14 - Wyrok WSA w Białymstoku: "Zdaniem Sądu rejestrowane powinny być wszystkie pisma wpływające na oficjalne adresy elektroniczne Urzędu Gminy wyszczególnione w piśmie Wójta Gminy P. z dnia 20.08.2014 roku. Znamiennym jest również wyjaśnienie Sekretarza gminy na rozprawie w dniu 4.11.2014 roku, który oświadczył, że kontaktowano się z operatorem sieci i uzyskano informację, że "takiego" E-maila nie było – co jest w sprzeczności z treścią udzielonej informacji sądowi przez tegoż operatora (k. 26)."
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

ten wniosek ma braki

wniosek ma istotny brak - nie określa żądania w zakresie formy udostępnienia informacji, nie podaje też adresu wnioskodawcy. organ ma obowiązek komunikować się z wnioskodawcą listownie (przy braku innej wyraźnej dyspozycji).

więc oleją wniosek z powodu braków formalnych i niemożności wezwania wnioskodawcy do uzupełnienia wniosku :-(

ale sugeruję złożyć wezwanie do usunięcia niezgodności z prawem i tam uzupełnić brakujące treści
a skargę do WSA złożyć po 14 dniach od doręczenia wezwania.

a swoją drogą ostatnio NSA napisał, że te 14 dni to nie do końca tak. organ ma załatwić sprawę niezwłocznie a nie w ciągu 14 dni.

Ustawa nie nakłada na

Ustawa nie nakłada na wnioskodawcę obowiązku podawania adresu. Wniosek o udostępnienie informacji publicznej nie może mieć braków formalnych, bo nie ma w przepisach określonej wymaganej formy takiego wniosku.

Jeżeli we wniosku nie wskazano formy udostępnienia informacji, to oczywiste jest, że sposób udostępnienia powinien być taki, jak sposób doręczenia wniosku. Udostępnienie informacji publicznej to czynność faktyczna (materialno-techniczna), a nie administracyjne gusła podlegające precyzyjnym zasadom odnośnie formy. Wynika z tego, że liczy się efekt: organ ma udostępnić obywatelowi informację. Jeżeli jedyna znana organowi metoda wykonania tego obowiązku to przekazanie informacji w SMS-ach, to tak powinni zrobić.

anonymous

Ciekawe czy to przez wniosek gospodarza?

http://uokik.gov.pl/kariera_w_uokik.php#faq2445

(...)bądź w formie

(...)bądź w formie elektronicznej na adres poczty elektronicznej (z rozszerzeniem "gov.pl", zastrzeżonym dla organów administracji publicznej).

Sędziowie nie wiedzą, że prawie żaden urząd nie korzysta z domen gov.pl?

gov.pl

ksiewi's picture

A to w sumie osobny problem. Wolałbym jednak nie spotykać serwisów administracji publicznej pod adresem innym niż gov.pl, bo inaczej administracja ułatwia działalność rozmaitym pomysłowym "podszywaczom". Np. obok strony szybkipit.pl (abonentem jest Ministerstwo Finansów) zaraz może powstać strona o podobnie brzmiącej nazwie w tej samej TLD, która wygląda równie "oficjalnie"...

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>