Pobieranie plików z internetu

cpyrightRzeczpospolita publikuje dzieś dwa teksty Sławomira Wikariaka, które dotyczą pobierania plików z internetu i dyskusji wokół dozwolonego użytku własnego chronionych przez prawo autorskie utworów. Trwa debata na temat granic ochrony tzw. własności intelektualnej, oraz możliwości korzystania z dóbr kultury...

Zakaz korzystania z Internetu: "Utwór chroniony przez prawo to nie tylko piosenka czy film. To również zdjęcia, którymi ilustrowane są strony WWW, i teksty na nich umieszczone. Wiele (jeśli nie większość) również trafiło do sieci bez zgody autorów. Ci, którzy je tam umieszczają, bez wątpienia łamią prawo. Czy jednak osoba, która czyta taki tekst lub ogląda zdjęcie, również ma być pociągana do odpowiedzialności?" W drugim tekście pt. Ściąganie MP3 może być legalne toczy sie polemika: ja uważam, że artykuł 23 ustawy wyraźnie stanowi, że bez zezwolenia twórcy wolno nieodpłatnie korzystać z utworu w zakresie użytku osobistego. "Innymi słowy, jeśli znajduję plik MP3 w sieci, to mam prawo go skopiować na własny dysk i słuchać w domowym zaciszu". Michał Błeszyński, radca prawny specjalizujący się w prawie autorskim uważa, że na art. 23 trzeba patrzeć przez pryzmat art. 17 i art. 35 ustawy

Co zaś mógłbym dodać, odpowiadając argumenty mec. Błeszyńskiego opublikowane na łamach Rzepy, to to, że ustawodawca w art. 23 przewidział wyjątek od generalnej zasady przewidującej monopol twórcy wyartykułowany w art. 17, zaś zapis art. 35 nie może być interpretowany w taki sposób, że dozwolony użytek osobisty jest całkowicie wyłączony. Przeciwna interpretacja byłaby w moim odczuciu interpretacją contra legem, bo skoro ustawodawca dopuścił taki użytek, to w jakimś konkretnie celu. W tekście powołuje się m.in. na prawo dostępu do dóbr kultury, ale w literaturze poruszającej ten temat mówi się też o racjonalności ustawodawcy, która ma polegać w tym przypadku na powstrzymaniu się od tworzenia prawa, które nie byłoby możliwe do stosowania (a tak by się stało, gdyby dozwolonego użytku osobistego by nie było). Stąd - w moim odczuciu - nie można też mówić o przestępstwie z art. 115 ust. 3 prawa autorskiego. Istotnie - istnieje generalna zasada ustanawiająca monopol twórcy, ale też i wyjątek w spotaci dozwolonego użytku.

Warto zwrócić uwagę, że mec. Błeszyński jest wybitnym znawcą prawa autorskiego. Jest również autorem jednego z artykułów proponowanych przeze mnie na forum, w wątku "Własność" intelektualna i jej granice (M. Błeszyński, "Dozwolony użytek utworów chronionych prawem autorskim", Przegląd Ustawodawstwa Gospodarczego 2003/6 str. 17 gdzie omawia problem dotyczący wynagrodzenia za korzystanie z utworu na podstawie wyroku Sądu Apelacyjnego).

A gdyby faktycznie miał zastosowanie art. 115 ut. 3 ustawy do pobierania plików z internetu? Artykuł ten brzmi: "Kto w celu osiągnięcia korzyści majątkowej w inny sposób niż określony w ust. 1 lub 2 narusza cudze prawa autorskie lub prawa pokrewne określone w art. 16, art. 17, art. 18, art. 19 ust. 1 lub 2, art. 20 ust. 1-4, art. 40 ust. 1 lub 2, art. 86, art. 94 ust. 4 i art. 97, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku". Wedle niektórych pobieranie plików z internetu jest właśnie naruszeniem tego przepisu, ponieważ "w celu uzyskania korzyści majątkowej" naruszają uprawnienia twórcy, któremu na podstawie art. 17 ustawy "przysługuje wyłączne prawo do korzystania z utworu i rozporządzania nim na wszystkich polach eksploatacji oraz do wynagrodzenia za korzystanie z utworu". W celu uzyskania korzyści majątkowej, bo pobierają i nie płacą, i to, że nie płacą jest właśnie tą korzyścią.

Hmm... Gdyby tak do tego podejść, to przecież karze pozbawienia wolności podlegaliby również wszyscy ci, którzy od znajomych pożyczają książki by je przeczytać, bo ich nie stać na ich zakup, albo z innego powodu nie mają ochoty ich kupować. Korzystanie z biblioteki byłoby przestępstwem. Być może tak kiedyś będzie... Co sądzicie?

Opcje przeglądania komentarzy

Wybierz sposób przeglądania komentarzy oraz kliknij "Zachowaj ustawienia", by aktywować zmiany.

Czyli co? Dozwolony użytek osobisty nie istnieje?

Podążając tokiem rozumowania tych prawników, którzy wskazują na możliwość ścigania z art. 115 dojdziemy do wniosku, że przepis mówiący o dozwolonym użytku osobistym z założenia musi być martwy. Bo skoro przyjmiemy prymat nad nim art. 17 i 35 to zawsze, powtarzam zawsze, będzie można zarzucić użytkownikowi, że naruszył słuszne interesy twórcy. Nawet przegrywając utwór z kupionej płyty CD na kasetę godzę w interes twórcy, bo mogłem przecież tę kasetę kupić, a tak pozbawiam go wynagrodzenia. Innymi słowy przyjęcie tej argumentacji prowadzi do absurdu, czyli całkowitego zakazania dozwolonego użytku osobistego.

Srodek ciezkosci...

Tomasz Rychlicki's picture

No coz jak zwykle daje sie sprowokowac do pisania. ;)
Generalnie w sprawie "nielegalnego sciagania" z sieci MP3. Pojawia sie wiele watkow, ktore na dlugi czas zajmuja i zajmowac beda praktykow i akademikow. Luzne uwagi. Po pierwsze pojawia sie pytanie o legalnosc "umieszczonych w sieci" plikow z muzyka zapisana w formacie MP3. Jezeli osoba/grupa osob je publikujaca (pierwsze "udostepnienie", "wprowadzenia do sieci"), dokonuje to z naruszeniem licencji (i juz tutaj [w maksymalnym skrocie] pojawia sie zagadnienie czy dozwolony uzytek osobisty osoby posiadajacej licencje uprawnia ja do publikacji w sieci - mozemy dyskutowac, kwestia "zwiazku osobistego" itp. itd.), bez watpienia ten problem najbiera wyrazistosci w przypadku dzialan okreslanych jako scena warez MP3 czyli "udostepnione" odpowiednio przygotowane publikacje (przykladowo - The_Rolling_Stones-A_Bigger_Bang-(Retail)-2005-RNS czyli nowy album dinozaurow rocka The Rolling Stones). Kolejny watek to sprawa takiego elementu jak wina w przypadku czynu okreslonego mianem "sciagania z sieci", pytanie o dzialanie swiadome i z premedytacja, "wiem co sciagam" i w jakim celu, nastepstwem tego jest pytanie o powiazanie z wina samego "sciagniecia" i utrwalenia na dysku/nosniku, bez zapoznawania sie z "zawartoscia" pliku, heh niech ktos z Policji lub prokuratury to udowadnia. Inne pytanie to zasadnosc (niech sie aksjolodzy i inny wypowiadaja) wprowadzania sankcji karnych na plaszczyzne prawa cywilnego (wiem juz cos takiego od dawna w systemach prawnych istnieje, ale zawsze pozostanie to "ale"), i tak dodatkowo (last but not least) zagadnienie "domeny publicznej", praw konsumenckich itp. itd.

Lawinowo pojawiaja sie inne pytania, a ja juz mam wrazenie ze to dlugi tekst i nudnawy. Nie wiem tez czy forum to odpowiednie miejsce na "dyskusje", tak samo pewnie jak maly artykul w "Rzeczpospolitej".

Kolejne pytania

VaGla's picture

No to ja dorzucę swoje pytanie: czy mam prawo w ramach dozwolonego użytku skopiwoać książkę w punkcie tworzenia takich kopii? Radzajewski Robert (Na użytek osobisty, Rzeczpospolita 2002-08-12) odpowiada pozytywnie na to pytanie. Mogę skopiować na użytek własny całą książkę, a wprowadzenie ograniczeń w bibliotekach na przykład nie ma uzasadnienia prawnego na gruncie przepisów ustawy). Robię to na użytek własny, co stanowi wypełnienie pozwolenia z art. 23 ustawy. Czy to pozwolenie (mówimy o prawie cywilnym) różnicuje czy książka pochodzi z przestępstwa, albo czy łączy mnie z autorem (wydawcą) jakakolwiek umowa cywilnoprawna (licencja na przykład)? Nie różnicuje. Użytek własny będzie miał zastosowanie zarówno wówczas, gdy książkę znajdę na ulicy, gdy ją od kogoś pożyczę lub, gdy ją kupie (i chcę skopiować by mieć drugi egzemplarz, np. po to, by oryginał komuś podarować). Dozwolony użytek własny nie jest uzależniony od nabycia prawa do oryginału. Pojawia się w momencie, gdy wejdę we "władztwo" utworu, niezależnie od sposobu wejścia w to "władztwo" - nadal mówimy o warstwie prawa cywilnego. Przechodząc do prawa karnego: musi mieć zastosowanie zasada nullum crimen sine lege - co oznacza, że skoro ustawa wyraźnie nie uznaje czegoś za przestępstwo - przestępstwa nie ma. Nie może być uznane za przestępstwo takie działanie, które ustawa wyraźnie dopuszcza. A ustawa dopuszcza dozwolony użytek osobisty.

Co do domeny publicznej - istotnie jest on coraz bardziej ograniczana. Jednocześnie można zaobserwować ciekawe zjawiska, których głównym obecnie sprawcą jest Google. Mam na myśli projekt Google Print (o którym dziś piszę m.in. Gazeta Wyborcza). Chodzi o to, że pod wpływem wcześniejszych głosów oburzenia, iż ich pomysł zeskanowania i udostępnienia w sieci dorobku literatury anglosaskiej będzie ugruntowywał dominację tej właśnie kultury nad innymi (a to ze względu na to, że tylko taka byłaby dostępna powszechnie w Sieci) już dziś mówi się, o tym, że również inne kultury i dorobek innych krajów będzie brany pod uwagę przy tworzeniu wirtualnego księgozbioru (Google zamierza zwrócić się o zgodę na ich wykorzystanie do wydawców z Francji, Włoch, Niemiec, Holandii i Hiszpanii). A co, gdy Ci wydawcy się nie zgodzą na wykorzystanie utworów, z których żyją? Odpowiedź Google jest prosta: zniszczymy (usuniemy ze zbioru) wszystkie utwory, których nie będziemy mogli indeksować naszą wyszukiwarką. Oznacza to właśnie tyle, że dostęp do nich w globalnym społeczeństwie będzie niemożliwy (lub by nie uderzać w ton histeryczny - będzie znacznie utrudniony). Mówimy o prawach człowieka w tym o dostępie do dóbr kultury, wolności prowadzenia badań naukowych i ogłaszania ich wyników, itp.).

Pozostaje problem modelu biznesowego związanego z dostarczaniem tych dóbr kultury. Nie można zapominać o tym, że jednak twórca często "żyje" ze swojej twórczości. Nie mogę się zgodzić z komentarzami publikowanymi w Sieci na ten temat, w których padają takie zdania jak to, że "artyści wcale nie są biedni, więc niech się zajmą przeliczaniem swoich milionów, a nas zostawią w spokoju". Albo: "zawsze im mało, bo piosenkarze zarabiają na występach", lub "od wielu lat wszystko dookoła drożeje, a pensje są te same" (wystarczy przejrzeć komentarze do metatekstu Onetu na temat ściągania MP3). A co do tego ma właściwie to, czy artyści są bogaci czy biedni, lub wysokość pensji pt. słuchających? Janosikostwo nie może być argumentem w tej dyskusji. Ona się powinna toczyć na poziomie prawno dogmatycznym i ewentualnie wynikać z opcji politycznej (jak sądzę), gdzie byłby wybór pomiędzy bezwzględnym uprawnieniem twórcy (wydawcy) a jego ograniczeniami ze względu na cel społeczny, ale takie ograniczenia winny być wyrażone w akcie normatywnym. Pamiętajmy, że również prawo własności (tej, prawdziwej własności rzeczy materialnych) ma swoje ograniczenia, takie jak służebności gruntowe, możliwość wywłaszczenia, etc.

Politycy w poniedziałek opowiedzieli się za tym, by dostęp do archiwów telewizji był bezpłatny (a jeśli nie bezpłatny, to przynajmniej zagwarantowany dla szerokiej publiczności). Pamiętajmy, że telewizja publiczna ma wpisaną również swoją misję społeczną. Gdy BBC udostępniła symfonie Beethovena okazało się, że wywołało to oburzenie (jak można dawać za darmo coś, skoro inni z tego żyją i zarabiają, mają na utrzymaniu rodziny i tak dalej...)

A ja się zastanawiam: jak cicho będzie trzeba niebawem śpiewać dziecku kołysankę, by nie odprowadzać od tego, "artystycznego wykonania", stosownych tantiem?

--
[VaGla] Vigilent Android Generated for Logical Assasination

A ja będę się upierał...

Olgierd's picture

... i wskazywał na różnicę w brzmieniu art. 23 ust. 2 pr.aut. przed i po 1 maja 2004 r. kiedy to dodano istotne sformułowanie odnoszące się do zakresu własnego użytku osobistego, który obejmuje "korzystanie z pojedynczych egzemplarzy utworów". IMHO należy to rozumieć, że kupując płytę CD z muzyką nie jestem uprawniony do konwersji na format mp3, nie jestem uprawniony do kopiowania płyty w żadnym przypadku.
Korzystać z owoców cudzego "przewinienia" polegającego na skopiowaniu płyty/książki bądź konwersji na mp3/divx mogę o tyle, o ile mam zapewnienie - w postaci jakiegoś rodzaju licencji - od udostępniającego, że ma prawa do utworu i że prawa te są zbywalne/sublicencjonowane. Jeśli jest inaczej rzecz jasna nie sprawi to, że będę miał rację, ale przynajmniej nie da mi się zarzucić braku bona fide.
Sad but true.

--
Olgierd
JID: olgierd@jabber.org ||| gg: 3657597

Biore przeciez ust. 2 pod uwage.

VaGla's picture

Nie ma sporu, co do tego, że istnieje ust. 2 artykułu 23 :) Istotnie mowa w nim o "pojedynczych egzemplarzach utworów". Nie znaczy to jednak, że nie mogę książki głośno odczytać, nagrać tego na kasetę, odegrać scenki w domowym zaciszu czy przepisać na szkle i powiesić w kuchni (wiem, że brzmi dziwnie ten pomysł). Dozwolony użytek własny oznacza, że moge zrobić co zechcę z tym utworem w takiej postaci w jakim wszedlem w jego "władztwo", a to oznacza, że moge też dokonać konwersji utworu do formatu MP3, odsłuchwiwać go w postaci pierwotnej, nucić pod nosem, czy spisać słowa na kartce czy w inny sposób... O ile jest to działanie w ramach dozwolonego użytku, a kategorie utworu nie są wyłączone z przepisów o dozwolonym użytku (jak to jest w przypadku programów komputerowych).

--
[VaGla] Vigilent Android Generated for Logical Assasination

Zgadzam się w prawie całej

Olgierd's picture

Zgadzam się w prawie całej rozciągłości - z wyłączeniem jednak takiego korzystania, które prowadzi do wytworzenia nowych egzemplarzy utworu, a także które godzi w dyspozycję art. 35 pr.aut. Skoro są takie sklepy jak iTunes, gdzie możesz kupić empetrójkę (serwis uzyskał zgodę twórcy na wystawienie piosenki) to proszę bardzo, kup ją tam a nie przetwarzaj sobie.
Co do czytania książki na głos (rodzinie albo przyjaciołom) - proszę bardzo, podobnie rzecz ma sie z odśpiewaniem aktualnego przeboju na imprezie rodzinnej.
Inna sprawa, że brak dotąd orzecznictwa odnoszącego się do zmienionego brzmienia art. 23 ust. 2 pr.aut. i dlatego możemy troszkę błądzić... ;-)

--
Olgierd
JID: olgierd@jabber.org ||| gg: 3657597

Książkę też mogę kupić

VaGla's picture

Skoro są księgarnie, w których mogę kupić książkę, to po co pożyczać od kolegi? A przecież nie spieramy się o to, że takie pożyczenie jest działaniem w ramach dozwolonego użytku nie? Wyżej wskazywałem literaturę, w której autor dowodzi, że również kserowanie całej książki jest (może być) działaniem w rmach dozwolonego użytku osobistego. Zrobiłem wyłączenie, bo jeśli ktoś kopiuje w celu rozpowszechniania - to o tym już mowa wyraźnie w przepisach karnych ustawy. Jeśli robi to na własny użytek - o przestępstwie mowy być nie może a działanie takie jest zgodne z ustawą (co nie oznacza, że cieszy się z tego autor książki, wydawca lub izba książki zrzeszająca wydawców). Nie cieszą się. Nazywają takiego człowieka złodziejem. Istotnie nie ma orzecznictwa (przynajmniej nadal nie dotarłem) na ten temat. Przykładajmy jednak odpowiednie wagi do zjawiska. Jeśli taka firma Qfilm reprezentowana przez ZPAV stwierdziła, że pobranie teledysku z jej strony (który sama tam umieściła) spowodowało u niej szkody w wysokości 13 tys funtów, to coś tu jest nie tak. Rozważmy cała sytuację w skali ogólnospołecznej. Co jest bardziej społecznie szkodliwe - jazda pod wpływem alkoholu czy skopiwoanie na własny użytek (podkreślam, że chodzi o własny użytek, a nie w celu sprzedaży na stadionie dziesięciolecia) utworu chronionego przez prawo autorskie? W mojej opinii dozwolony użytek włąsny jest społecznie wartościowy (nie zaś szkodliwy)... Już widzę, jak nazywają i mnie złodziejem, bo w tej sprawie jest wiele emocji i niektórzy komentatorzy nie patrzą na problem z pewnej perspektywy (i wobec tego ich wypowiedzi często nie mają nic wspólnego z dogmatyczną analizą).

--
[VaGla] Vigilent Android Generated for Logical Assasination

Użyczając kupioną książk

Olgierd's picture

Użyczając kupioną książkę nie wytwarzasz jej dodatkowego egzemplarza, ripując piosenkę na format mp3 jednak wytwarzasz nowy "produkt" na nowym polu eksploatacji.
IMHO wszelkie komentarze wskazujące na możliwość kopiowania całej książki na własne potrzeby straciły ważność po 1 maja 2004 r.
Ja wskazuję na odpowiedzialność odszkodowawczą ripującego, nie karną. Być może faktycznie konwersja utworu na inny format (w celu odtwarzania go we własnym iPodzie) nie będzie przestępstwem ze względu na znikomą szkodliwość społeczną czynu, aczkolwiek mam wrażenie, że jeśli ten sam utwór jest dostępny w iTunes to sprawa nie jest aż tak oczywista. A jeśli nie jest tam dostępny - bo posiadacz praw nie wyraził zgodny na konwersję - to w ogóle nie mamy o czym mówić.
Dla mnie EOT, pozdrawiam :-)

--
Olgierd
JID: olgierd@jabber.org ||| gg: 3657597

wchodzimy w niebezpieczną

wchodzimy w niebezpieczną filozofię....
Pisanie, że korzyść majątkową odnosza ci, którzy nie zakupują oryginałów to nic innego jak przykład: "Dwóch skinów uratowało babci zycie: przestali ją kopać"
Dochodzimy do absurdów. Ale "RAMBO" po dzienniku to można na vhsa, co? I nikt się nie przyczepi, że nie oryginał?
Żenada w polskim wydaniu. Prokuratura nie ma legalnych windowsów u siebie w domach, a ludzi chcą ścigać za przestępstwa....

A gdyby własność

A gdyby własność intelektualną przyrównać do własności na dobrach materialnych... Ktoś kupił utwór (egzemplarz utworu), korzysta z niego. Ktoś kupił motocykl. Czy zabrania się korzystania z motocykla w jakiś sposób? Czy ktoś zmusza do jedynie słusznych form korzystania z niego? O ile oczywiście akurat nie powoduje wypadku ;-)Czy może zabrania się robienia z motocykla np. wózka, poprzez odkręcenie kół i przyspawanie ramy? szczególnie "na własny użytek"? ;-) Dlaczego więc są jakieś wątpliwości dotyczące kopiowania, konwertowania itd. Skoro kupiłem płytę z muzyką, ale chcę jej słuchać na odtwarzaczu mp3, to dlaczego miałbym utworów nie skompresować w tym celu? Jakie różnice uzasadniają taką nierównoprawność traktowania własności na dobrach materialnych i niematerialnych? Pazerność sprzedawców i pośredników...???

A gdyby własność

VaGla's picture

A gdyby własność intelektualną przyrównać do nieodgadnionej psychiki pierwszych samolotów? Sądzę, że można byłoby napisać intrygujący esej na ten temat. Analogia jednak w tej dziedzinie raczej przeszkadza niż pomaga.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination

Ale to jest absurd.

Ale to jest absurd. Przecież odtwarzając płytę zmieniasz pole eksploatacji, czytając dziecku książkę, ba zapoznając się z treścią przetwarzasz ją i utrwalasz w głowie co może prowadzić do tzw natchnienia i powstania kolejnego utworu lub po prostu nieświadomego nucenia utworu pod nosem… Możesz przecież pójść na koncert zamiast odtwarzać z płyty, kupić audiobooka albo zatrudnić autora dzieła aby poczytał Twojemu dziecku. A jeśli możemy odtwarzać bo nie zmienia to pola eksploatacji to czemu zmiana nośnika jest problemem jeśli nadal celem jest tylko odsłuch? Czy to oznacza również, że osoba niewidoma nie może używać urządzeń przetwarzających tekst na dźwięk lub alfabet Braille'a? Co z rozwiązaniami technicznymi, które do poprawnej pracy wymagają przetwarzania utworu, czy tor cyfrowy (cache, equalizer, wzmacniacz) narusza prawa autora? Jeśli nie to czemu czas życia kopii lub jawność jej tworzenia w jednym przypadku jest ok a w innym nie? Dodam tylko, że niektóre utwory wymagają utrwalenia w innej postaci (chociażby aplikacje, które wymagają instalacji).

"To, że nie płacą jest

"To, że nie płacą jest właśnie tą korzyścią". Bzdura, bo w takim razie pytanie: jakie darmowe korzystanie bez zgody twórcy NIE jest związane z korzyścią majątkową? Skoro każdy kto nie płaci, ma korzyść majątkową wynikającą z niepłacenia, to przepis ten jest bez sensu. Skoro wyłącznie PŁACĄC za niedarmowy produkt nie ma się korzyści, to po co ten przepis? Masło maślane na bułce maślanej. Słyszałem jeszcze argument, że przepis ten jest po to, by legalnie można było używać oprogramowania freeware i open-source. Że niby tylko coś co jest darmowe, może być używane bez zgody twórcy, o ile na tym użyciu się nie zarabia (np. świadcząc płatne usługi z użyciem tego softwaru). Ale to również jest bzdura, bo przecież już w licencji jest napisane o darmowości i otwartości produktu, więc przepis na to jest zbędny. Tak samo w przypadku pobierania i słuchania muzyki z np. strefy MP3 Wirtualnej Polski. Jest wyraźnie napisane w tym serwisie (rodzaj "licencji na muzykę"), że jest to darmowe, więc to już samo w sobie stanowi zgodę twórcy. A jak jest zgoda twórcy, to "uzyskania bez zgody twórcy" być nie może. Reasumując, przepis o "korzyści majatkowej związanej z uzyskaniem utworu bez zgody twórcy" jest bublem prawnym stulecia, skoro karze się tych, co używają "piratów" na własny oraz niekomercyjny użytek.

pytanko

A wiec mam rozumieć przez to ze kserowanie też jest łamaniem prawa? I po co jest limit na pobieranie plików np do 1giga? I po czym namierza sie daną osobę czy po numerze IP? Aha no i jeszcze jedno, bo słyszałem wiele opinii na ten temat: jedni mówia ze łapią za pobieranie mp3 inni, że za filmy ... i tak dalej i tak dalej, a wiec za co dokładnie? Prosze o odpowiedź.

Piotr VaGla Waglowski

VaGla
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>