Branie udziału w publicznej dyskusji o procesie legislacyjnym może być ryzykowne
Wiem, nie ułatwiam nikomu sprawy, ale przypominam raz jeszcze: nie można wierzyć w ani jedno moje słowo. Sygnalizowałem to nie raz i nie dwa i będę sygnalizował nadal. W debacie publicznej stoję na stanowisku, że należy dotrzeć do źródła informacji, że należy myśleć samodzielnie. W dyskusji na temat edukacji medialnej zwracam uwagę na formy manipulacji informacją. W dyskusji o legislacji w Polsce i w UE zwracam uwagę na konieczność stworzenia skutecznych mechanizmów konsultacji społecznych, na zwiększenie przejrzystości procesu stanowienia prawa, na to, by projektowane przepisy były przygotowane w sposób spójny i aby projekty miały rzetelne uzasadnienia (m.in. aby projektodawcy odnosili się do uwag zgłaszanych w procesie konsultacji) wraz rzetelnie przygotowanymi ocenami skutków regulacji. Biorąc udział w publicznej dyskusji zabiegam również o pełniejszy dostęp do informacji publicznej oraz o pełniejszą realizację "demokracji partycypacyjnej", czyli - jak mogliby chcieć niektórzy - o "społeczeństwo obywatelskie". W tym serwisie staram się ujawniać wszelkie moje afiliacje, które mogą być istotne dla dyskusji, w których biorę udział. Biorąc udział w dyskusji publicznej może jednak naruszam prawo?
Tym razem mam kłopot z odnalezieniem się w dyskusji o lobbingu. Otóż biorę udział w dyskusji na temat stanowienia prawa. Robię to w ramach tego serwisu, w ramach udziału w pracach różnych organizacji społecznych (m.in. w ramach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego, w ramach Fundacji Nowoczesna Polska, Fundacji ePaństwo, Fundacji Panoptykon), biorę również udział w konferencjach (gdzie wypowiadam swoje tezy, wątpliwości i pytania), a nawet komentuję czasem proces legislacyjny na prośbę mediów. Ale jest gorzej. Otóż poza szkoleniami, za które biorę wynagrodzenie, zajmuję się również doradztwem. Prowadzę działalność gospodarczą i w ramach takiej działalności m.in. analizuję istniejące i projektowane przepisy. Analizuję je i przedstawiam wnioski. Jednym z moich klientów jest teraz IAB, ale nie jest jedynym. Wcześniej pełniłem funkcje w statutowych organach Internet Society Poland oraz w Polskiej Izbie Informatyki i Telekomunikacji. W tej ostatniej reprezentowałem konkretną spółkę.
Kiedy chodziłem do Sejmu z kamerą i przysłuchiwałem się obradom jednej z komisji, gdy przewodniczący komisji zorientował się, że tematyka poruszana w trakcie posiedzenia jest mi bliska, zapytał mnie o zdanie. Odpowiedziałem, że nie będę się wypowiadał, ponieważ w Sejmie byłem wówczas w roli dziennikarza.
Podobnie, jak to było w czasach, gdy zrobiłem sobie legitymację prasową, biegałem z kamerą w Sejmie i nagrywałem obrady komisji i podkomisji sejmowych (por. Czy wielopłaszczyznowa samorealizacja jest legalna?), również teraz zastanawiam się nad legalnością swoich działań. W szczególności zastanawiam się, czy ktoś może nagle uznać, że moja działalność jest "zarobkową działalnością lobbingową prowadzoną na rzecz osób trzecich w celu uwzględnienia w procesie stanowienia prawa interesów tych osób", co należy zestawić z przepisami, zgodnie z którymi "działalnością lobbingową jest każde działanie prowadzone metodami prawnie dozwolonymi zmierzające do wywarcia wpływu na organy władzy publicznej w procesie stanowienia prawa". To są zdania wyjęte z obowiązującej dziś ustawy o działalności lobbingowej w procesie stanowienia prawa.
Nie uważam się za zawodowego lobbystę. Nie płaci mi się za to, bym wywierał jakikolwiek wpływ na organy władzy publicznej. Nie płaci mi się nawet za to, bym wypowiadał się w cudzym imieniu w mediach (albo w ministerstwach). Płaci mi się głównie za analizę. Z tego właśnie żyję. Z tego i ze szkoleń. Do wykonywania mojej pracy potrzebuję informacji, których czasem państwo nie chce mi udostępnić. Prowadząc publiczną debatę wsłuchuję się też w kontrargumenty. Te różne głosy w dyskusji są istotne, jeśli chce się poznać różne punkty widzenia. Stąd m.in. pomysł na "5 tez" (por. Pięć tez w dyskusji o systemie blokowania stron internetowych). Efekty mojej pracy mogą być, ale nie muszą, wykorzystywane następnie przez innych. Być może również w celu wywarcia wpływu na proces legislacyjny. Wszak jeśli z analizy wynika, że dana działalność wiąże się z określonymi ryzykami prawnymi, społecznymi czy biznesowymi, a ryzyka te są udokumentowane, przeanalizowane i wynikają - przykładowo - z niespójnie napisanej ustawy, którą następnie organy władzy publicznej (również sądy) będą mogły interpretować dowolnie - to jest tu coś do zrobienia. Płaci mi się również za koordynacje działań, ale działań zmierzających do powstania jednolitych stanowisk, zawierających analizy. W dyskusji publicznej na temat procesu stanowienia prawa biorą udział zarówno organizacje zrzeszające przedsiębiorców, jak też organizacje zabiegające o uwzględnienie innych interesów społecznych. Współpracuję z jednymi i z drugimi. Ba! Współpracuję również czasem z administracją publiczną (por. przykładowo Nic nie wiem o "utajnieniu" mojego opracowania). I mam kłopot.
Teraz trwa w mediach duża dyskusja na temat regulacji działalności lobbingowej. Z jednej strony ma ona związek z pracami legislacyjnymi nad nowelizacją polskiej ustawy (sygnalizowałem ją już w tekście O projekcie założeń do projektu ustawy o lobbingu). Z drugiej zaś temperatura dyskusji nieco się podniosła w ostatnich dniach, a to za sprawą prowokacji dziennikarzy w Parlamencie Europejskim. Okazało się, że trzech eurodeputowanych schyliło się po pieniądze oferowane im za określone rozwiązania legislacyjne (na ten temat m.in. w tekście Trzech deputowanych nakrytych w lobbingowej ustawce, albo w Europoseł jak lobbysta).
W poszukiwaniu polskich źródeł dyskusji legislacyjnej można odwiedzić stronę Biuletynu Informacji Publicznej kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a tam zbiór materiałów na temat tych prac legislacyjnych. Ostatnia wersja projektu założeń ustawy datowana jest na 3 marca 2011 r. (PDF). W poszukiwaniu krytyki można m.in. sięgnąć do tekstu CBA zarejestruje lobbystów. I sprawdzi powiązane media, albo do takich stanowisk, jak Pracodawcy RP oceniają założenia projektu ustawy o lobbingu. Żadnego z ww. nie pisałem i nie uczestniczyłem w jakikolwiek sposób w pracach nad nimi.
Otwieram marcowe założenia do ustawy i pierwsze, co mi się rzuca w oczy to fakt, że plik PDF opublikowany w BIP KPRM to kontener zawierający zeskanowaną bitmapę. Oznacza to, że osoby niewidome nie będą mogły się zapoznać z 42-stronicowym materiałem. Nie da się tego łatwo przeszukać. Nie będę mógł też łatwo wkleić fragmentów założeń w celu ich skomentowania. Muszę przepisywać, jeśli chcę odnieść się do tego, co proponuje mi rząd. Czytam tam, że:
Profesjonalny lobbing jest zazwyczaj prowadzony przez pośredników specjalizujących się w komunikowaniu z adresatami działań. Działają oni poprzez przekonywanie, pozyskiwanie i dostarczanie informacji, zmierzających do promowania określonych rozwiązań. Należy podkreślić, że lobbyści, których działania opierają się na legalnych i przejrzystych zasadach, pełnią istotną rolę w procesie przepływu informacji między społeczeństwem a władzą.
Zawodowy lobbing prowadzony jest przez zarejestrowanego lobbystę działającego za wynagrodzeniem, również w ramach stosunku pracy, w interesie osoby trzeciej (zleceniodawcy lobbingu), w celu wywarcia korzystnego dla zleceniodawcy wpływu na prawotwórstwo lub decyzje organów państwowych. Jednocześnie istnieje lobbing niezawodowy - prowadzony przez osoby fizyczne na swoją rzecz lub też na przykład na rzecz swojej grupy interesu, stowarzyszenia, fundacji, izb gospodarczych, etc. Każdy bowiem ma prawo reprezentowania swoich interesów wobec władzy publicznej.
Kiedy piszę w serwisie, kiedy wypowiadam się w mediach, albo kiedy biorę udział w konferencjach - nie działam w imieniu osób trzecich. Wypowiadam się jako Piotr VaGla Waglowski i z nikim nie ustalam tego, co powiem i jaką argumentację będę przedstawiał, albo jaki efekt ma moje komunikowanie wywrzeć (ze szkoleniami czasem jest różnie, bo przecież zamawiający szkolenie ma czasem oczekiwania co do rozłożenia akcentów i - przede wszystkim - wyboru tematu, ale nawet prowadzenie szkoleń może być przyczynkiem do tworzenia argumentacji na rzecz zmiany przepisów; por. NSA przełamuje impas w papierowych fakturach "elektronicznych" (sygn. I FSK 1444/09)).
Jestem zaangażowany w rozwój polskiego internetu od ponad 14 lat. Prowadzę serwis internetowy i otoczenie prawne takiej działalności jest dla mnie bardzo istotne. Chciałbym - jako obywatel - mieć pewność prawa i jak najmniejsze ryzyka prawne związane z prowadzoną w Sieci (ale przecież nie tylko tu) działalnością. Poza tym dentysta i właściciel osiedlowego sklepu nie chcą rozliczać się w barterze, więc staram się zarabiać na utrzymanie. Ale czy - wobec powyższych akapitów - jestem zawodowym lobbystą, jeśli w ramach mojej działalności gospodarczej przygotowuje opracowanie dot. prac legislacyjnych na rzecz fundacji, izby gospodarczej, związku zawodowego lub ministerstwa? Zdarzają mi się takie sytuacje.
Takich osób, które mogą mieć wątpliwości, jest znacznie więcej. Czy zawodową działalnością lobbingową zajmuje się adwokat, który w imieniu klienta zabiega o jego interesy w procesie stanowienia prawa? Czy taką działalnością zajmują się również prezesi, członkowie zarządów i innych organów organizacji społecznych, którzy biorąc udział w dyskusji na temat otoczenia prawnego nie działają społecznie, czyli którzy pobierają za sprawowanie swoich funkcji wynagrodzenie? Czy ma znaczenie forma stosunku prawnego, który wiąże organizację z osobami działającymi w niej lub na jej rzecz? Czy - w szczególności - ma znaczenie, że odpłatność działania wynika ze stosunku pracy, umowy o dzieło, umowy zlecenia czy innej umowy cywilnoprawnej? Jak się to ma do wcześniej sygnalizowanych w tym serwisie komentarzy: O tym, że jesteśmy w "ostrym kryzysie" i o lobbingu w sferze prawa autorskiego, Do Euro zostało 877 dni, czyli jak to zrobią i uzasadnią, Są różne interesy, a "kto nie jest z nami, jest przeciwko nam", albo "Piractwo informacyjne" - od słów do czynów, czyli "wszyscy przeciwko wszystkim"? Czy studenci otrzymujący wynagrodzenie na podstawie umowy zlecenia od jednej z organizacji zabiegających o prawa człowieka, a którzy uczestniczą w publicznych wysłuchaniach, albo zabiegają o nie, również są zawodowymi lobbystami? Proszę wybaczyć, że wciągam w to tych studentów, ale poszukuję odpowiedzi na pytanie, czy sam działam zgodnie z prawem. Oczywiście zamiast studentów mógłbym pytać o Zespół Doradców Strategicznych Prezesa Rady Ministrów, którzy przecież też z czegoś żyją, nawet jeśli dla premiera pracują społecznie.
Nieuczciwych polityków, osoby korumpujące urzędników, wadliwie, nierzetelnie przygotowane projekty ustaw i inne tego typu patologie należy piętnować. Tak uważam. A uważam tak dlatego, że te zjawiska stanowią bezpośrednie zagrożenie dla mojej egzystencji. Uważam również, że należy prowadzić debatę publiczną w taki sposób, by zasady gry były jasne dla wszystkich (por. Plebejusze a dostęp do informacji o działalności organów władzy publicznej). Jeśli dostęp do danego, istotnego w procesie legislacyjnym, dokumentu mają tylko niektórzy, a ja do niego dostępu uzyskać nie mogę, to się o niego głośno upominam (por. MKiDN przesłało odpowiedź w sprawie ACTA, czyli dlaczego nie możemy wiedzieć). Jeśli dostrzegam manipulacje w dyskusji, w której biorę udział, sygnalizuję swój pogląd i własną ocenę dostępnych mi informacji (por. m.in. Nie studiujcie prawa, studiujcie PR).
Zastanawiam się, kogo miał na myśli minister Zdrojewski, gdy broniąc - moim zdaniem źle przygotowanego - pilnego (to istotne) projektu ustawy medialnej twierdził w Sejmie: "Opinia publiczna była manipulowana w kwestii ustawy medialnej". Komentując tą wypowiedź ministra napisałem:
Ponieważ komentuję publicznie prace nad ustawą medialną, to się zastanawiam, czy aby Pan Minister odnosi się do moich opinii, czy też może niedopuszczalne opinie wygłaszał ktoś inny? Staram się swoje opinie uzasadniać, a uzasadnienia są elementem wyrażanych opinii. Jeśli Pan Minister uważa, że któraś z moich opinii była "niedopuszczalna" i "sugerująca zagrożenia, z którymi ta ustawa nie ma nic wspólnego", to chętnie dowiedziałbym się, o które z moich opinii chodzi. Opinie te zebrane są w dziale media niniejszego serwisu.
Jeśli jeden z kolegów ocenił moją wypowiedź na konferencji Fundacji Panoptykon w komentarzu Co jest zapisane w konstytucji? sugerując, że występowałem tam w roli rzecznika interesów biznesu, to odpowiedziałem:
Nie wypowiadałem się w imieniu Fundacji Nowoczesna Polska (por. Rada Nowoczesnej Polski), chociaż pełnię funkcję zastępcy przewodniczącego Rady tej Fundacji, nie wypowiadałem się w imieniu Fundacji Panoptykon (por. Programowo w Fundacji "Panoptykon"), chociaż angażuję się w działania Rady Programowej tej Fundacji. Nie wypowiadałem się w imieniu żadnej innej organizacji, z którą bliżej lub dalej jestem związany (por. Działam również w trzecim sektorze, ale nie uważam się za przedstawiciela "ruchu pirackiego"). Nie wypowiadam się w szczególności również w imieniu IAB Polska (por. Koordynacja działań prawnych Związku Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska). Od tego Związek ma statutowe władze, w których nie uczestniczę. Występowałem, jako VaGla. Istotnie - jestem też przedsiębiorcą. Mam nadzieję, ze wszystkie swoje afiliacje dość transparentnie ujawniam publicznie.
Następnie zaś wskazałem, że aby analizować dany problem, należy na niego patrzeć z wielu stron, z wielu perspektyw. Tylko w taki sposób będziemy potrafili zbliżyć się do wypracowania potrzebnej w procesie legislacyjnym równowagi. O taką równowagę zabiega Fundacja Panoptykon, która zorganizowała seminarium.
Nie można mi wierzyć. Należy samodzielnie wyrabiać sobie zdanie, docierać do źródeł, analizować fakty i informacje.
Kiedy czytam na forach internetowych takie komentarze, jak "Vagli ufam w opór", to jestem trochę przerażony. Głównie odpowiedzialnością, która wiąże się z oczekiwaniami komentującego wobec mnie. Ta wypowiedź, chociaż krótka, nie zakłada, że mogę popełniać błędy, a popełniam błędy jak każdy. Mam jednak również świadomość tego, że mam tylko jedną twarz, którą mogę łatwo stracić, jeśli będę podchodził instrumentalnie lub nierzetelnie do argumentacji w publicznej dyskusji. Mam też świadomość tego, że w innych komentarzach pojawiały się tezy, że jednak lobbuję za określonymi interesami. Toczy się dyskusja i to bardzo dobrze.
Jeden z komentarzy internautów na forum TOK FM.
Nie można mi ufać. Nie można wierzyć w ani jedno słowo, które wypowiadam, piszę czy publikuję. To zaś nie zmienia faktu, że zastanawiam się właśnie, czy udział w publicznej debacie jest w ogóle zgodny z prawem. Uważam przy tym, że wiele celów, które stawiają sobie dziś twórcy projektów nowelizacji ustawy o lobbingu można osiągnąć stwarzając systemowe podstawy przejrzystości działania państwa, takie jak obowiązki publikacji informacji publicznej w internecie (w tym samym czasie dla wszystkich), organizowanie konsultacji społecznych (z odpowiednim czasem na wzięcie w nich udziału oraz wraz z rzetelnym odniesieniem się następnie do tez padających w tych konsultacjach), przygotowywanie spójnych projektów ustaw wraz z dogłębną oceną skutków regulacji. Uważam również, że istotnym elementem poprawy przejrzystości działania państwa jest re-use, czyli możliwość ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego. Jego przykładem jest Sejmometr.pl wydawany przez Fundację ePaństwo, w zespole doradców której mam przyjemność uczestniczyć. Stworzenie takich fundamentów życia społecznego jest trudne. Trudniejsze niż zaprojektowanie restrykcji w wyrażaniu zdania w debacie publicznej.
Czytam w udostępnionych założeniach:
Jednym z głównych celów proponowanych przepisów regulujących prowadzenie działalności lobbingowej powinno być ujawnienie wszelkich, pochodzących spoza administracji publicznej, prób wpływu na projektowane akty prawne i ich skutków. Ma to służyć umożliwieniu społeczeństwu pozyskania wiedzy o próbach wpływania na procesy legislacyjne oraz zwiększeniu zaufania do organów Państwa, w tym przede wszystkim Rządu, będącego głównym celem działań lobbystów.
Czytam sobie to i myślę, że projektodawca chce ujawniać próby pochodzące spoza administracji publicznej (i dobrze), a nigdy nie dowiemy się, mimo bezpośrednich o to pytań, kto w administracji publicznej wymyślił niesławny "Rejestr Stron i Usług Niedozwolonych"... Ja w tym miejscu upatruję problem, który projektodawcy widzą głównie poza administracją publiczną.
Zgodnie z art. 4 Konstytucji RP:
1. Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu.
2. Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio.
W tej dyskusji uważam, że jeśli projektujemy mechanizmy kontroli, to w pierwszej kolejności mechanizmy te powinny dotyczyć urzędników i polityków (przedstawicieli). Bez kontroli społecznej ich działań nie będę mógł mieć zaufania, że efekt nieprzejrzystego procesu legislacyjnego, opierającego się na nieprzemyślanych i niespójnych projektach i uzasadnieniach, da w efekcie coś, co pozwoli mi spokojnie żyć w społeczeństwie, realizując się w nim rodzinnie i zawodowo, sensownie udzielając się w nauce lub zwyczajnie realizując hobby.
Przeczytaj również: Blogerzy jak lobbyści czyli zamieszanie wokół 'grassroots lobbyingu'
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Brak alternatywy?
To jest ciekawy fragment założeń ustawy lobbingowej (str. 8 podlinkowanego wyżej dokumentu, uwaga - przepisuję):
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Co nie będzie, a co nie będzie uznane za lobbing...
Tu kolejny fragment założeń, który warto odnotować (str. 12):
Nie wiem, czy dobrze rozumiem, ale jeśli będę sobie pisał w serwisie różne tezy i pokazywał argumenty - to nie będzie uważane za lobbing. Tak?
I nieco dalej:
To zatrudnienie to tylko na podstawie umowy o pracę, czy też na podstawie innych stosunków prawnych? A jak ktoś jest samozatrudniony i realizuje np. kontrakt menadżerski, to - jak rozumiem - będzie to raczej lobbysta zawodowy, nawet jeśli jest członkiem organu statutowego organizacji społecznej (fundacji, stowarzyszenia, itp)?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Bardzo to wszystko ciekawe
Generalnie jestem za zwiększeniem jawności życia publicznego. Czytam sobie dziś ten dokument i muszę przyznać, że to wszystko bardzo ciekawe. Chociaż zastanawiam się jak wielu kolegów prawników z uczelni wyższych nie będzie już można spotkać na korytarzach ministerialnych, gdy odbywać się będą spotkania konsultacyjne. Sporo też trzeba będzie notować w życiu urzędniczym (telefony, spotkania). Ludzie, którzy będą chcieli przesłać stanowiska będą musieli wcześniej wypełniać formularze. Zastanawiam się, jakby to działało w praktyce? Przewidziano nawet, że za nieumieszczanie pewnych informacji "na BIP" urzędnik może ponieść odpowiedzialność dyscyplinarną przewidzianą w "poszczególnych pragmatykach służbowych". Ale są też elementy takie, jak 3 letni okres karencji. W szczególności napisano tam, że Rzecznik Praw Obywatelskich, obok innych podmiotów, nie mógłby podejmować decyzji w sprawach, w których poprzednio lobbował. Zastanawiam się właśnie nad tym, co by się miało stać w sytuacji, w której RPO lobbował wcześniej za ochroną praw człowieka? Hmm...
Projekt wchodzi w materię konstytucyjną w szczególności normowaną w art 63 Konstytucji RP:
Na uwagę zasługują ujawnione w końcowej wersji założeń uwagi ABW, która postulowała m.in. "rozważenie wprowadzenia katalogu działań uznanych za lobbingowe oraz określenie czynności, które nie stanowią działalności lobbingowej". Po lekturze założeń nadal nie wiem, czy moja aktywność wpisuje się w projektowaną regulacje bardzo, czy tylko trochę.
W założeniach nie ma wzmianki, albo musiałem przeoczyć, o tym, o czym pisałem w tekście Społeczna, elektroniczna partycypacja w Polsce - ucieczka do przodu, a więc o możliwości elektronicznego składania podpisów w ramach obywatelskiej inicjatywy legislacyjnej, którą zaproponowałem zamiast dyskusji o wyborach "przez internet".
Może to trochę krzywdzące, sam nie wiem, ale zastanawiam się właśnie nad tym, że nikt nie lubi konkurencji, a w procesie stanowienia prawa, w którym politycy wywalczyli sobie istotny udział i wpływy, niemal monopol, konkurencją są inni uczestnicy debaty... Chociaż oczywiście z założeń wynika, że ich twórcom chodzi o zwiększenie możliwości partycypowania w procesie stanowienia prawa.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Ja jako zawodowy
Dziękuję VaGla że jednak podsumowujesz (komentujesz) to co Pełnomocnik rządu d/s itd. wyrabia z założeniami do projektu ustawy o lobbingu. Ty lobbystą nie jesteś i nie chcesz być. Mnie podkusiło i 17 stycznia zarejestrowałem się jako zawodowy. W rejestrze MSWiA. Według założeń Pełnomocnika rządu ten rejestr ma prowadzić CBA. Wówczas się z rejestru skreślę. I też nie będę lobbystą. Chociaż o stanowieniu prawa w Polsce będę pisał dalej.
"Manipulatów" było wielu
"(..)Zastanawiam się, kogo miał na myśli minister Zdrojewski, gdy broniąc - moim zdaniem źle przygotowanego - pilnego (to istotne) projektu ustawy medialnej twierdził w Sejmie: "Opinia publiczna była manipulowana w kwestii ustawy medialnej(..)"
Proszę nie brać tego do siebie-bo za tą tak zwaną "manipulacją opinii publicznej" stało wiele osób i instytucji. Artykuły na największych portalach internetowych, działania na Facebook i forach internetowych 20 000 wyświetleń reklamy Google AdWords "Stop cenzurze internetu" dały określony efekt w postaci mobilizacji opinii publicznej i lobbystów. Pan tylko stawia tezy z odpowiednią argumentacją, z którymi odbiorcy albo się zgadzają, albo nie. A co do manipulacji opinii publicznej zostawmy to politykom i nierzetelnym dziennikarzom-daną informację można przekazać albo obiektywnie, albo nie . Ciekawe, czy by doszło do podwyżki ceny cukru gdyby nie artykuł "Faktu" o podwyżce jego ceny?
"Nie da się tego łatwo
"Nie da się tego łatwo przeszukać. Nie będę mógł też łatwo wkleić fragmentów założeń w celu ich skomentowania. Muszę przepisywać, jeśli chcę odnieść się do tego, co proponuje mi rząd."
Rozumiem, czasu mało, ale od czego wyszukiwarka: image pdf scan ocr linux.
Wyników duzo, np:http://superuser.com/questions/50631/convert-scanned-images-pdf-file-to-searchable-pdf-file
nie ten adresat
takie czynności powinien wykonywać podmiot publikujący, a nie odbiorca (jeśli nie dysponuje formą źródłową dokumentu).
--
pozdrawiam
i.o.
OCR
Z praktycznych doświadczeń polecam konkretnie OCRFeeder (nakładka graficzna) z silnikiem Tesseract lub CuneiForm/FreeOCR (ten ostatni jest też pod MS Windows z własnym GUI). Bieżące wersje pakietów dla Ubuntu (w głównej gałęzi niektóre są leciwe jak na zmiany w obsłudze np. języka polskiego): Alex_P PPA.
Oczywiście OCR jest czasochłonne, obarczone niepewnością i błędami, czyli i tak trzeba sprawdzać. Na ile rozumiem intencję Piotra, i co sam bym postulował, chodzi o to, żeby ten krok był zbędny...
Czy chcemy mieć probabilistyczne prawo?
kto będzie ponosił odpowiedzialność za błędy w OCR-owaniu? Wiele może być wychwyconych natychmiast, ale wyłapanie, że chodzi o panią Kłącz, a nie o panią Klacz jest ciężko (taki przypadek miał miejsce). OCR-y działają z dużym prawdopodobieństwem, zostawiając margines na błędy. Przy tego typu dokumentach nie można pozwolić sobie na żaden błąd. Słyszałem na zajęciach, że sąd uznał tłumaczenie sprawcy wykroczenia skarbowego, że kwota jaką uiścił, była na wezwaniu do zapłaty na zgięciu kartki i przez to na tyle nieczytelna, że były wątpliwości co do jej wysokości.
A co jeśli jest taki zrost administracji i biznesu
że następują między nimi roszady?
Właśnie ogłoszono, że Tilman Lueder człowiek odpowiedzialny u komisarza Barniera za problematykę praw autorskich (także IPRED i ACTA) ma zostawać lobbystą IFPI (zarabianie na piosenkach) w Chinach.
Na zwolnione miejsce przychodzi dotychczasowa kierowniczka działu prawnego International Federation of the Phonographic Industry Maria Martin-Prat.
http://www.netzpolitik.org/2011/eu-lobbyist-der-musikindustrie-vor-wechsel-zur-eu-kommission/
W USA też wymiaru sprawiedliwości
Teraz Sieć żyje odkryciem, że była lobbystka RIAA została sędzią i sądzi w sprawach, w których wcześniej lobbowała: BitTorrent Case Judge Is a Former RIAA Lobbyist and Pirate Chaser
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
2. Naród sprawuje władzę
kto ma decydować o tym LUB
Ja wybieram bezpośrednio!!!
"Nie można wierzyć w ani jedno moje słowo"
Gdybyż tak się dało... Niestety, cywilizacja zabrnęła już tak daleko, że większość informacji przyjmujemy "na wiarę", bo fizycznie nie jesteśmy ich w stanie sprawdzić samodzielnie, choćby z braku czasu. W najlepszym przypadku możemy sprawdzić jeszcze jedną, czy dwie opinie.
Przykładowo: muszę wiedzieć, które materiały mogę zamieścić na stronie www bez zgody i wynagrodzenia autora i uzasadnić zleceniodawcy bądź pracodawcy, których materiałów, mimo nalegań, umieścić nie mogę. Nie jestem jednak prawnikiem i prawo traktuję ściśle użytkowo. Dodatkowo: akty prawne są napisane takim językiem, że wiele trudności nastręcza już samo zrozumienie, o co tutaj w ogóle chodzi. Polegam więc na opiniach tych osób, bądź organizacji, o których wiarygodności i rzetelności wyrobiłem sobie dobrą opinię, a ponieważ taką mam o serwisie vagla.pl, to siłą rzeczy wierzę w większość, a może we wszystkie napisane tutaj słowa.