Pięć tez w dyskusji o systemie blokowania stron internetowych
Niedawno pisałem o tym, że polski rząd poprze blokowanie stron internetowych w procesie legislacyjnym, toczącym się na poziomie Unii Europejskiej. Pan Premier, wbrew swemu stanowisku z lutego 2010 roku, gdy w Polsce dyskutowaliśmy o Rejestrze Stron i Usług Niedozwolonych, postanowił uznać, że jednak blokowanie stron internetowych zasługuje na wsparcie polityczne polskiego rządu. Podejmując decyzję powołał się na niewątpliwie godną szacunku organizację, tj. Fundację Dzieci Niczyje. Urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości przedstawili publicznie jednak jedynie informację, że wspomniana Fundacja "zdecydowanie popiera blokowanie stron internetowych oraz projekt dyrektywy". To wystarczyło, by uzasadnić zmianę stanowiska polskiego rządu. W mojej opinii to za mało. Potrzebne są argumenty. Jest taki pomysł: jeśli każdy u siebie opublikuje 5 tez stanowiących argumentację w dyskusji o blokowaniu stron internetowych (wszystko jedno: za albo przeciw blokowaniu), to umożliwi zderzenie argumentacji i wyciągnięcie jakichś wniosków.
Aktualizacja w górę osi czasu: Debata w biurze RPO: Blokowanie stron internetowych
Chodzi o to, że w Unii Europejskiej trwają prace nad wnioskiem dot. dyrektywy Parlamentu europejskiego i Rady w sprawie zwalczania niegodziwego traktowania w celach seksualnych i wykorzystywania seksualnego dzieci oraz pornografii dziecięcej, uchylającej decyzję ramową 2004/68/WSiSW. Odbyło się już posiedzenie Rady UE, w czasie której Rada postanowiła wspierać wniosek Komisji. Temat blokowania stron internetowych (a ściślej - ochrony dzieci, w czym blokowanie stron, zdaniem Komisji, ma pomóc) pojawi się w Parlamencie Europejskim w lutym. Ochrona dzieci to ważny temat. Tak ważny i wzbudzający automatyzm decyzyjny, że wydaje się nawet, iż w trosce ochronę dzieci wielu jest skłonnych wspierać bezrefleksyjnie różne, czasem głęboko i systemowo ingerujące w sferę wolności słowa rozwiązania. W mojej opinii tak jest w przypadku koncepcji blokowania dostępu do stron w imię takiej ochrony (por. "Pomyśl o dzieciach" w dobie prac nad odcinaniem internautów od Sieci).
Fundacja Panoptykon, w radzie programowej której mam zaszczyt zasiadać, ale też inne organizacje, których przedstawiciele nie tak dawno podpisali się pod listem do Pana Premiera (por. Organizacje wzywają Premiera do zablokowania przyjęcia dyrektywy), chcą usiąść do stołu i rozmawiać z Fundacją Dzieci Niczyje.
Argumenty Fundacji Dzieci Niczyje opublikowano w Sieci. Można się m.in. zapoznać ze Stanowiskiem Fundacji Dzieci Niczyje w sprawie art. 21 dotyczącego blokowania pornografii dziecięcej w Internecie, zawartego w roboczej wersji Dyrektywy dotyczącej zwalczania nadużyć seksualnych, wykorzystywania seksualnego dzieci oraz dziecięcej pornografii, opublikowanej przez Komisje Europejska w marcu 2010 r. (PDF). Argumenty Fundacji Panoptykon również w Sieci są dostępne, np. w tekście Petycja przeciwko projektowi Komisji Europejskiej blokowania treści w Internecie: "Usuwanie, nie blokowanie".
W tej debacie mogliby wziąć udział wszyscy. Stąd pomysł na "5 tez". Można je opublikować w swoim serwisie, blogu (cokolwiek to znaczy), forum, wszystko jedno gdzie.
Sformułowanie 5 tez oznacza, że temat trzeba przemyśleć i dokonać wyboru spośród wielu potencjalnych argumentów, które mogą przyjść do głowy. Jeśli chcieć do zagadnienia podejść rzetelnie - szybko okazuje się, że to trudne zadanie. Jednocześnie 5 tez to na tyle wiele, by autor zdąży się rozpisać, ale nie tak wiele, by się ich nie dało przeczytać.
Przeczytanie argumentów adwersarzy jest istotne. Kolejnym etapem takiej, wstępnej, ale otwartej debaty mogłaby być publiczna odpowiedź na tezy "strony przeciwnej". Przy takim podejściu wszyscy zainteresowani znaliby argumentację padającą w dyskusji. To zaś pozwoliłoby na przeprowadzenie rzetelnej dyskusji przy stole. To miałaby być dyskusja na argumenty. Przy czym warto też zaangażować w nią odpowiednie organy państwa. Takim organem jest na przykład Rzecznik Praw Obywatelskich. RPO jest konstytucyjnym i niezależnym od innych władz organem państwa, którego zadaniem jest stanie na straży wolności i praw człowieka i obywatela określonych w Konstytucji i innych przepisach prawa. Przygotowując wystąpienia, albo przyglądając się tematowi, RPO nie zawsze musi mieć jasno sformułowane zdanie na jakiś temat. Gdyby udało się przekonać Panią Rzecznik do tego, by patronowała debacie, to byłaby też okazja do tego, by zarówno zwolennicy wprowadzenia systemu blokowania stron internetowych, ale też przeciwnicy takiej koncepcji, mogli zapoznać RPO ze swoją argumentacją.
Punktem wyjścia do formułowania tez może być art 21 projektowanej dyrektywy (por. podlinkowany wyżej wniosek Komisji), zgodnie z którym:
1. Państwa członkowskie podejmują środki niezbędne do tego, by doprowadzić do zablokowania użytkownikom Internetu na swoim terytorium dostępu do stron internetowych zawierających lub rozpowszechniających pornografię dziecięcą. Blokowanie podlega odpowiednim gwarancjom, w szczególności w celu dopilnowania, aby blokowanie było ograniczone do tego, co jest konieczne, aby użytkownicy byli informowani o powodzie zablokowania i aby dostawcy treści byli w możliwie najszerszym zakresie informowani o możliwości zaskarżenia takiego zablokowania.
2. Bez uszczerbku dla powyższego, państwa członkowskie podejmują środki niezbędne do doprowadzenia do usunięcia stron internetowych zawierających lub rozpowszechniających pornografię dziecięcą.
Jednak jest to tylko jeden z elementów dyskusji. W toku prac nad Rejestrem Stron i Usług Niedozwolonych pojawiły się też inne pomysły na powody blokowania stron. Nie muszą to przecież być tylko dzieci. Pojawiły się pomysły na blokowanie dostępu ze względu na ochronę własności intelektualnej, ze względu na zwalczanie terroryzmu, gier hazardowych, ze względu na ograniczenie "mowy nienawiści"...
O gwarancjach, które muszą być uwzględnione, jeśli w ogóle chcemy myśleć o blokowaniu stron, pisałem kilkakrotnie przy okazji dyskusji na temat Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych (np. To nie jest fair, że państwo zmusza mnie do obrony pedofilów i faszystów). Zanim jednak będziemy analizowali "gwarancje" trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy tego typu środek wprowadzany do systemu prawnego jest tym, co chcemy rzeczywiście zrobić.
Poniżej prezentuję moje "5 tez" dotyczących blokowania stron internetowych:
Teza pierwsza:
Próba blokowania dostępu do informacji, ingerując w konstytucyjnie gwarantowaną wolność pozyskiwania i rozpowszechniania informacji (art 54 ust 1 Konstytucji i art 10 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności), ogranicza możliwość realizowania kontroli społecznej nad działaniem instytucji systemu prawnego przez środki społecznego przekazu (por. też art 14 Konstytucji RP). Opinia publiczna ma prawo dostępu do informacji o publicznym znaczeniu, a więc - jak uważam - ma też prawo, by móc zapoznać się z naturą popełnianych przestępstw. Jak podkreślił Europejski Trybunał Praw Człowieka w wyroku dotyczącym sprawy TASZ przeciwko Węgrom (nr 37374/05; por. Odmowa udzielenia informacji organizacji pozarządowej stanowi naruszenie art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka) - obok istotnej roli mediów instytucjonalnych podobną funkcję pełnią też organizacje pozarządowe. W czasie "demokratyzacji mediów", a więc w czasie, gdy dowolna osoba fizyczna może stać się "watchdogiem", blokowanie dostępu do informacji indywidualnym użytkownikom należy oceniać na podobnych zasadach, jak w przypadku ograniczania dostępu do informacji mediom i organizacjom pozarządowym.
Teza druga:
System prawa zamiast koncentrować się na próbach odgrodzenia opinii publicznej od świadomości popełniania przestępstw i świadomości natury tych przestępstw, powinien koncentrować się na ściganiu sprawców przestępstw. Zabiegi dotyczące blokowania użytkownikom końcowym dostępu do nie dość precyzyjnie zdefiniowanych treści (por. poniżej) oznaczają, że prawodawca przyznaje, że usuwanie z Sieci "treści źródłowych" (oraz ścigania osób naruszających normy karne, za sprawą których materiały te zostały wyprodukowane i rozpowszechniane) jest zadaniem znacznie trudniejszym od blokowania dostępu do spornych treści. W efekcie proponuje się rozwiązanie, które - mówiąc kolokwialnie - jest "zamiataniem problemu pod dywan". W orzecznictwie Trybunału Praw Człowieka wskazano już, że państwa, które przyjęły zobowiązania w celu zapewnienia praw gwarantowanych przez Konwencję muszą stosować konkretne i efektywne gwarancje ochrony praw, nie zaś teoretyczne i iluzoryczne (por. sprawa książę Hans-Adam II z Liechtensteinu vs Niemcy z 2001 r.: Prince Hans-Adam II of Liechtenstein v. Germany (application number 42527/98), European Court of Human Rights, 12 July 2001).
Teza trzecia:
Przestępstwa powinny być precyzyjnie określone przepisami rangi ustawowej (w myśl zasady nullum crimen sine lege), a obwinieni i oskarżani korzystać powinni z prawa do sądu i gwarancji procesowych (co również należy do jednych z podstawowych praw człowieka, por. art 6 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności). Infrastrukturalne, zautomatyzowane blokowanie dostępu do niektórych treści funkcjonujących w publicznej "sferze wolności słowa" oznacza, że projektant i administrator technicznego systemu blokowania dokonuje pozasądowo kwalifikacji treści, do których ten techniczny system usiłuje blokować dostęp. Zastępuje się w ten sposób instytucje demokratycznego państwa prawnego (i ochrony prawnej jednostek) technologiczną egzekutywą. To zaś musi oznaczać, że ograniczenie wolności słowa dokonywane jest w sposób nieprzejrzysty, nieprzewidywalny i niejednoznaczny oraz tak, że nie unika się możliwości dowolności i nadużyć ze strony władz.
Teza czwarta:
Próba wprowadzenia systemowego (w znaczeniu technicznym) blokowania dostępu do treści opublikowanych w Sieci jest dalej idącym środkiem niż instytucja zabezpieczenia powództwa w sprawach prasowych (w wyniku sądowego zabezpieczenia powództwa skierowano "na półki" film "Witajcie w życiu"; por. Film o firmie Amway "Witajcie w życiu" po 12 latach na ekranie). Oznacza to, że "blokowanie" musi rodzić większe wątpliwości związane z "proporcjonalnością ograniczenia wolności słowa" (art. 31 ust. 3 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej), niż instytucja zabezpieczenia powództwa, a już ta ostatnia była przedmiotem wniosku Rzecznika Praw Obywatelskich do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności art. 755 § 2 z dnia 17 listopada 1964 r. - Kodeks postępowania cywilnego z artykułem 31 ust. 3 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Wynikiem tego wniosku był wyrok Trybunału Konstytucyjnego (sygn. sygn. K 13/07), w którym TK wręcz argumentował: "niedopuszczalny byłby stan, w którym czasowy zakaz publikacji przeobraziłby się w zakaz o charakterze trwałym" (por. Zabezpieczenie polegające na zakazie publikacji (bez ram czasowych) niezgodne z Konstytucją).
Teza piąta:
Ponieważ internet jest zjawiskiem o rozproszonej naturze, w której główne elementy infrastruktury dostępowej rozwijane są głównie przez podmioty niezależne od państwa (np. przedsiębiorstwa), oznacza to, że "środki niezbędne do blokowania" będą wymagały budowy elementów "blokujących" w ramach działalności takich gospodarzy infrastruktury. Nałożenie na podmioty gospodarcze (przedsiębiorstwa działające zwykle na zasadach prawa handlowego) ciężaru budowy infrastruktury koniecznej do próby zrealizowania celu (a więc blokowania) jest, w mojej opinii, zjawiskiem znacznie ingerującym w zasadę swobody prowadzenia działalności gospodarczej (art 20 Konstytucji RP). Istotnie, Konstytucja dopuszcza też ograniczenie wolności działalności gospodarczej (tylko w drodze ustawy) ze względu na ważny interes publiczny. W mojej ocenie jednak ważny interes publiczny przemawia tu za koncentrowaniem się na ściganiu sprawców przestępstw, nie zaś na tworzeniu nieprzejrzystych, nieprzewidywalnych i niejednoznacznych warunków do działania władz (por. Teza trzecia). I chociaż podstawę ustroju gospodarczego Rzeczypospolitej Polskiej jest społeczna gospodarka rynkowa oparta m.in. na solidarności, dialogu i współpracy partnerów społecznych, to jednak nie może to - w mojej ocenie - oznaczać, że dopuszczamy do "prywatyzacji" elementów państwowego wymiaru sprawiedliwości i ścigania przestępstw (por. Sąd nad prywatyzacją organów ścigania).
Oto moje "5 tez".
Mirosław Maj, fundator i prezes Fundacji Bezpieczna Cyberprzestrzeń, uznając, że pomysł jest wart wsparcia, opublikował już na stronach prowadzonej przez siebie Fundacji swoje "5 tez". Można się z nimi zapoznać w tekście Blokować czy nie?. Jak jednak sam przyznał: pomysł na "5 tez" nieco zmodyfikował. Nie są to tezy za blokowaniem lub przeciw blokowaniu, a tezy dotyczące warunków, które w Jego opinii powinny być spełnione, by blokowanie stron mogło stać się obowiązującą zasadą systemu prawnego.
Pięć tez. Każdy może napisać własne. Jakie są Twoje tezy w tej sprawie?
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
Tylko jedna teza
1. Rząd reprezentuje interes wszystkich obywateli. W związku z tym jego działania powinny skupiać się na poprawie sytuacji owych obywateli. Najlepiej, jeśli nie pogarsza to tym samym sytuacji innych. Rząd powinien być również z tego rozliczany. Decyzje, co do których już w momencie wydania wiadomo, że nie mogą poprawić sytuacji obywateli, a mają na celu jedynie zwiększenie popularności rządu, powinny być podsumowywane stosownym bilansem i pokrywane z prywatnej kieszeni polityków. Szlachta rządzi za nasze, ale niech bawi się za swoje.
moje uzupełnienie do tez Mirosława Maja
W sumie spójny zestaw tyle że nie zawiera on dwu istotnych elementów:
1. Kto będzie finansował systemy blokujące (zarówno ich uruchomienie jak i każdorazowe nałożenie utrzymywanie i zdjęcie blokady np per stawka za 1 blokadę miesięcznie) u poszczególnych ISP bo jest chyba jasne że nie oni sami - moim zdaniem koszt w całości powinny ponosić organa ścigania co przy znaczącym obciążeniu finansowym wynikającym z długotrwałego utrzymania stanu zablokowania skłoniło by je dy wydajniejszego i szybszego ścigania sprawców.
2. Jak ma wyglądać to blokowanie od strony technicznej bo są trzy generalne sposoby
a. konkretna treść (wpis na forum, zdjęcie lub film na stronie itp) taki system jest najuczciwszy jednak jest niesamowicie skomplikowany a jego koszty wykraczają poza granice rozsądku i nie bardzo jestem sobie w stanie wyobrazić jego działanie w świecie realnym
b. po adresie IP - dość prosty do implementacji i przez to niskonakładowy - kłopot w tym że dość często na jednym IP "wisi" kilkadziesiąt domen co może doprowadzić do poszatkowania internetu w taki sposób do że stanie się on całkowicie nieużyteczny, do tego pojawią się całkiem słuszne żądania odszkodowań od właścicieli domen wyłączonych przy okazji które hostingodawca przekieruje na zleceniodawcę blokady
c. po domenie - banalnie proste w implementacji - ale czy to oznacza że jeśli ktoś wstawi fotkę porno z nieletnim na Facebooku to wyłączamy całego Facebooka ? no to to jedyny logiczny wniosek ale czy rozsądny? - nie chcę żyć w takim państwie
do tego dochodzą kwestie ewentualnego procesu sądowego odwoławczego i ewentualnego wyroku uniewinniającego co rodzi pytania o płatnika odszkodowań (nie z budżetu ale z prywatnej kieszeni decydenta) i wyrównania kosztów poniesionych na blokadę gdyż nie wyobrażam sobie sytuacji w której koszty takie poniosło by za pośrednictwem budżetu i haraczu podatkowego całe społeczeństwo - czas najwyższy by decydenci ponosili PEŁNĄ odpowiedzialność za swoje decyzje w tym również finansową)
Na ten moment to tyle choć pewnie to dopiero czubek góry lodowej
Kwestie techniczne
Większość kwestii technicznych była już wy tym serwisie rozważana w wątku: http://prawo.vagla.pl/node/8959
Tam zamieszczono też odesłanie do "Rekomendacji Zespołu Zad. KRMIiŁ ds. zmian Pt (art. 179 a) zamieszczonych w projekcie ust. o zmianie ust. o grach hazardowych oraz niektórych innych ustaw". Co prawda temat nieco inny, ale kwestia blokowania ta sama. Rząd powinien czuć się związany ustaleniami z tamtych czasów. Szczególnie, że opracowano jest po spotkaniu z wybitnymi specjalistami z rynku.
Autor tego serwisu komentował to wówczas (jakże przewidująco): "Warto - jak uważam - wnikliwie zapoznać się z tymi, historycznymi już, rekomendacjami. Być może ktoś jeszcze będzie chciał je wcielać w życie."
http://krmi.mswia.gov.pl/download.php?s=50&id=1695
Secco
Idea blokowania jest równie
Idea blokowania jest równie piękna i słuszna jak socjalizm. I niestety będzie równie kulawa w realizacji.
Jeśli, tak jak pisze fundacja, całość będzie się opierać na liście domen/IP czy czegoś tam do zablokowania ORAZ blokowanie będzie odbywać się w przedsiębiorstwach prywatnych, krytycznym dla gwarancji właściwego użycia systemów blokowanie staje się przedsiębiorca prywatny. Ostatecznie to przedsiębiorcy będą przecież dysponować infrastrukturą blokującą. Do zagrożenia manipulacją systemu blokowania przez szeroko rozumiane władze należy też dołączyć możliwość manipulacji na poziomie prywatnego przedsiębiorcy. Jakie skuteczne środki zaradcze można tu podjąć?
Podstawowym środkiem zaradczym utrudniającym manipulowanie środkami przymusu jest informacja: informacja o tym kto i ZA CO został ukarany. Zazwyczaj te informacje są możliwe do pozyskania, dzięki czemu społeczeństwo tudzież osoby tak zaangażowane jak Autor tej strony są w stanie sprawdzić czy prawo jest stosowane właściwie.
Jednak w idei blokowania dostępu (i w ogóle w idei "treści zabronionych") kluczowym elementem jest uniemożliwienie zapoznania się z treścią. A przecież to fakt istnienia rzeczonej treści jest przedmiotem sprawy! W tym wypadku utajniona treść jest dodatkowo poszerzona o listą blokowanych zasobów. Efektywnie więc nie tylko nie można sprawdzić, czy treść została słusznie osądzona ale też nie można sprawdzić jakie zasoby zostały zablokowane.
W efekcie poziom zaufania wymagany od społeczeństwa w tej sprawie jest równoważny z poziomem zaufania wymaganym przy pracy nad sprawami o kategorii "ściśle tajne". Jak na razie bowiem tylko dla spraw tej kategorii wymagane jest ślepe zaufanie do władzy przy zerowym dostępie do informacji.
Skoro więc poziom wymaganego zaufania jest tak wysoki równie wysokie oczekiwania muszą spełnić wszystkie elementy łańcucha blokowania. Od twórców listy poprzez zaangażowane instytucje państwowe po przedsiębiorstwa prywatne i ich pracowników. Podobny poziom zaufania jest także konieczny dla całej infrastruktury technicznej systemu blokowania, od dostawców w skali kraju po dostawców w skali osiedlowej.
Nawiązując do pierwszego zdania: wiara w proponowany system wygląda mi jak wiara w to, że Lenin zbuduje raj na ziemi.
Pozdrawiam,
Tomasz Sztejka
Dlaczego filtrowanie treści w Polsce budzi kontrowersje?
Ja dopisałem swoje argumenty. Wydaje mi się, że nie jest to problem techniczny a przede wszystkim kwestia zaufania do operatora filtra.
--
Paweł Krawczyk
IPSec.pl - Podpis elektroniczny i bezpieczeństwo IT
Echelon.pl - Blog o gospodarce, konkurencyjności i sprawach społecznych
uzupełnienie do mojego uzupełnienia
Dla jasności sytuacji jestem zdecydowanym przeciwnikiem jakiejkolwiek ingerencji w kontent dostępny w sieci a moja wypowiedź jest tylko próbą wejścia w buty zwolenników.
Jedyna opcja jaką dopuszczam w zakresie ograniczeń dostępu / filtrowania to usługi tego typu świadczone odpłatnie przez komercyjne firmy bez jakiejkolwiek regulacji ustawodawcy w tym zakresie. Klient ma małe dzieci i nie chce na łączu mieć danych usług/domen/ip/treści itd "zaptasza" w formularzu i płaci tyle ile żąda wybrany przez niego dostawca usługi. Jak technicznie by to wyglądało kompletnie3 m nie nie interesuje wszak jest to DOBROWOLNA umowa pomiędzy klientem a oferentem danej usługi.
Polecam kilka argumentów przytoczonych tu:
http://data.proidea.org.pl/plnog/4edycja/materialy/video/d104.mpg
wystarczy ustawowo zapisać, że nie będziemy blokowali wikileaks
I cały projekt zostanie wycofany...
Problemem pozostaje "szybkość" działania sądów.
"a obwinieni i oskarżani korzystać powinni z prawa do sądu i gwarancji procesowych"
Jaki sąd ma się tym zajmować ? Cywilny, gospodarczy ?
Jaki jest średni czas trwania jednej sprawy sądowej ? Jeśli cofnięcie decyzji o blokowaniu będzie trwać kilka lat to mamy tak naprawdę faktyczne blokowanie bez prawa do zaskarżenia takiej decyzji.
W takim wypadku trzeba ustawowo zagwarantować coś podobnego do aktualnie istniejącego "trybu wyborczego".
Marcin
Skoro blokowane mają być
Skoro blokowane mają być witryny zawierające treści, których rozpowszechnianie zabronione jest przepisami prawa karnego to najwłaściwszy wydaje się sąd karny.
Samo blokowanie powinno następować na określony okres czasu, nie dłuższy niż... no właśnie, niż ile? Miesiąc? Trzy miesiące? Rok? Tutaj niewiadomych jest naprawdę wiele.
Bo mnie się ta treść nie podoba czyli zjedz Pan żabę
Problem (jeden z wielu) polega na tym, że prawnokarnej kwalifikacji treści nie może dokonywać urzędnik na podstawie widzimisię. To nie jest, wbrew pozorom, trywialne zadanie. Parę przykładów:
1. Badam komputer na zlecenie prokuratury (szło zdaje się o pornografię), otwieram jakiś plik i widzę pismo opatrzone klauzulą informacji niejawnej. Nie wiem czy trafiłem na szpiega czy na przykład na pisarza, który sobie taki element wkomponował w powieść fantastyczną czy na historyka, który zbiera odtajnione dokumenty. Nie mam pojęcia - pakuję wszystko do worka (włącznie z kawałkiem mojego stanowiska badawczego czyli z dyskami, na które robiłem kopię bitową) i wzywam ABW - oni są kompetentni, ale też dopiero po przeprowadzeniu dochodzenia
2. Trafiam na dysku podejrzanego na zdjęcia przedstawiające jakieś gołe dzieci w - moim zdaniem - niedwuznacznych ujęciach, zdjęcia opatrzone banerem strony www w dalekim kraju. Sprawdzam - witryna działa. Składam doniesienie i po pewnym czasie dowiaduję się, że ze sprawy nici bo była to erotografia a nie pornografia, jak zaopiniował biegły a organ prowadzący jego opinię przyjął.
3. Wchodzę na polskojęzyczną stronę na której wisi oświadczenie, że Iksiński jest wiadomym potomkiem patryjarchy Noego, paszkwilantem i człowiekiem bez honoru. Oświadczenie jest wydane w Alabamie. Rzecz jasna można tam tego rodzaju oświadczenia wydawać na mocy 1-szej poprawki, nawet jeśli i oświadczający i Iksiński są Polakami i obywatelami RP. U nas w Polsce już niekoniecznie. Ale czy można je wieszać na serwerze? A gdzie stoi fizycznie serwer? Gdzie tkwiła osoba wydająca oświadczenie w momencie wydawania go i wieszająca je na www w momencie wieszania? Kto ma się tym zajmować - urzędnik czy zainteresowany Iksiński przed sądem powszechnym?
4. Przeglądam historyczną wersję serwisu, w którym wiszą zdjęcia pomników poświęconych zamordowanym w czasie II Wojny Światowej pomalowanych farbą przez jakiegoś neonazistę. Czy zamieszczanie tych zdjęć to propagowanie nienawiści na tle narodowościowym czy może wręcz przeciwnie - jej piętnowanie?
Poza tym jakieś treści mogą być "zabronione" przez sąd cywilny (np naruszenie ochrony znaku firmowego). Nie każdy czyn zabroniony jest przestępstwem :/
Po co jeść te żaby? Na dodatek za moje podatki?
Sądzę, że jeżeli mamy
Sądzę, że jeżeli mamy stosować filtrowanie treści, to w absolutnie żadnym wypadku podstawą nie powinien być delikt prawa cywilnego. Jednocześnie katalog przestępstw, które miałyby podlegać tej szczególnej formie zabezpieczenia powinien być możliwie ograniczony i dobrze przemyślany, ale tu odsyłam do mojej tezy II.
Żeby nie było bandyctwa, żeby nie było złodziejstwa...
Ba - dlaczego nie miałby być, rządowi byłoby łatwiej rządzić, przecież wiadomo, że każda opozycja łże i obraża (i piszę to niezależnie od tego, kto akurat jest rządem a kto opozycją). A czyny zabronione mamy przecież również w Kodeksie Wykroczeń. A mamy i prawo administracyjne. Pojęcie nielegalnej informacji jest pojemne. I dlaczego tylko internet? Filtrujmy też radio i telewizję. Dajmy na to Radio Maryja informuje o tym, że można na jego rzecz składać datki, jakiś nadgorliwiec doniósł był ostatnio do prokuratury że RM organizuje bez wymaganego zezwolenia zbiórkę publiczną. W epoce filtrowania internetu urzędnik jak rozumiem zablokuje strony takiej organizacji (i samo radio też zagłuszyć, i telewizję i ustawić na spotkaniach ze słuchaczami rząd smutnych panów, którzy w odpowiednich momentach będą buczeć "BUUU, BUUUU" żeby zagłuszyć mówcę), boż przecież to na pewno treść zabroniona. Przy okazji zablokuje też strony wszystkich Pań (i Panów) piszących (bez uzyskania zgody MSWiA) "szukam sponsora". No i wszystkie prowadzone bez rejestracji blogi. I wszystkie serwisy torrentowe, bo na pewno łamią prawa autorskie, jak to nie łamią, udowodnijcie towarzyszu że nie łamią to odblokujemy. I w ogóle sieci P2P. I serwery news. I skrzynki pocztowe, bo P2M też służy do naruszania prawa autorskiego. Jak mówił Klasyk: "Żeby nie było bandyctwa, żeby nie było złodziejstwa, żeby nie było niczego."
Takie luźne asocjacje
http://fakty.interia.pl/swiat/news/zaskakujace-slowa-dyktatora-oszukali-mnie,1582904
"[...] tłumaczył, że był
"[...] tłumaczył, że był oszukiwany przez swych współpracowników.
Zostałem oszukany. Nie jestem słońcem, które wszędzie świeci."
Współpracownicy wmówili mu, że jest słońcem ?
U nas jeszcze chyba do tego nie doszło, przynajmniej nikt się
tak publicznie nie wyżalał.
Głos w dyskusji o blokowaniu
Ja również postanowiłem dopisać moje pięć tez. W mojej ocenie filtrowanie treści jest raczej nieuniknione - myślę, że powinniśmy się raczej zastanowić jak blokować i jak patrzeć na ręce tym, którzy cały mechanizm będą wdrażać w życie, a następnie realizować.
Jeśli "nie" to najwyżej "nieskuteczne".
Albo będziesz miał rządową kontrolę nad każdym komputerem podłączonym do sieci (Chiny, oazo wolności), albo zupełny zakaz szyfrowania (żegnaj handlu internetowy), albo skuteczne blokowanie. Wybieraj.
Oczywiście nieskuteczne.
Prrrrr... wróć - miało być "nieskuteczne blokowanie".
Moje 5 tez przeciw cenzurze
5 tez przeciw cenzurze internetu
W ostatnich dwóch latach
Możesz podać źródło tych informacji?
re. Źródło informacji
Sukcesy w walce z pornografią dziecięcą w sieci
Bardzo dobry link. Może
Bardzo dobry link. Może warto zapytać jakie organizacje z Polski, w ramach walki z pornografią dziecięcą, biorą udział w pracach "zespołu EFC (European Financial Coalition) zwalczającego seksualne wykorzystywanie dzieci"?
Dbałość o rozwiązanie tych problemów jest tak wielka, że zapewne wiele organizacji uczestniczy w pracach nie tylko tego zespołu.
Na podstawie zgłoszeń ze
14500*0,3% ~ 44. Tworzone jest prawo do zablokowania 44 witryn?
Nie do końca
Te 44 witryny mogą być sprawami w toku.
Czyli jeszcze lepiej,
Czyli jeszcze lepiej, część z nich zostanie usunięta i zostanie nam garść witryn.
Blokowanie treści w Internecie
Niestety blokowanie treści w Internecie jest faktem i odbywa się na wielu poziomach jednocześnie. Zatem rządy czy raczej lobbyści wpływający na rządy w różnych państwach też chcą dołożyć swoją cegiełkę. A społeczeństwo jest już "oswojone" z tym, że do pewnych treści nie ma dostępu.
Problem blokowania treści w Internecie jest znacznie szerszy i bardziej groźny niż nam się wydaje. Tu wersja bezpłatna artykułu Tima Berners-Lee:
http://www.scientificamerican.com/article.cfm?id=long-live-the-web
Polskie tłumaczenie wyszło w Świecie Nauki 1/2011
Bardzo ładnie pasuje tu analogia do "dzikiego zachodu" gdzie korporacje grabią tereny, grodzą płotem i przejmują na własność. Tworzone są rezerwaty dla Indian, a prawo dla Indian stanowi szeryf i Armia Zbawienia. Jeszcze parę lat i będziemy mieli wytyczone drogi po których wolno się będzie poruszać w Internecie.
Cytat:
"W mojej ocenie filtrowanie treści jest raczej nieuniknione"
Ciekawa ocena. Wynika z niej, że autor z pełnym przekonaniem stwierdza: "Tak. Musi powstać czarny rynek Internetowy, przy pełnej otwartości zyski są niewielkie albo żadne. Po wprowadzeniu filtrowania otworzy się nowy segment rynku biznesowego, wzrośnie zatrudnienie po obu stronach."
Tezy
1) Techniczne możliwości blokowania i skutki przyjętych rozwiązań. Albo będzie to zupełnie nieskuteczne, bo VPN, szyfrowanie itd., albo potrzebne będą olbrzymie nakłady (a skuteczne będzie połowicznie - znów szyfrowanie; kto za to zapłaci?), albo niezbędna będzie kontrola rządu nad każdym komputerem podłączonym do Sieci (czyli każdym). Drogo, nieskutecznie i totalitarnie.
2) Amerykańska prohibicja i jej skutki. Skutkiem blokowania będzie rozwój technik ukrywania i obchodzenia blokad. Problem nie zniknie, zejdzie do podziemia. W podziemiu będzie znacznie trudniej go zwalczyć.
3) Gwarancje nie nadużywania mechanizmów blokowania. Patrząc na działania służb specjalnych nie ma takiej. Co w połączeniu z:
4) Brakiem jasnych kryteriów blokowania, jest zachętą do cenzury prewencyjnej przez "grupę trzymającą władzę" czyli aktulanie sprawującą kontrolę nad organem regulacyjnym.
5) Obniżenie jakości prawa, przez stworzenie przeciwskutecznej pokraki.
>(...)albo niezbędna
>(...)albo niezbędna będzie kontrola rządu nad każdym komputerem podłączonym do Sieci(...)
Jest to w dość oczywisty sposób JEDYNA droga do bliskiego 100% blokowania treści. Oczywiście pamiętać należy, że treść powinna być rozpoznawana na samym styku odbiorca-maszyna a nie na styku maszyna-maszyna.
Filtrację na styku maszyna-maszyna można obejść tworząc na stronie webowej skrypt, który będzie budował treść np. składając ją z liter czy pikseli porozrzucanych na różnych podstronach. W efekcie treść będzie podróżować poszatkowana a złożeniu w obraz zakazany ulegnie dopiero na monitorze odbiorcy.
Pamiętać trzeba także o tym, że kontrolę nad komputerem można osiągnąć JEDYNIE zakazując tworzenia oprogramowania wszystkim, którzy nie znajdują się pod specjalnym nadzorem. Pewnym przedsmakiem tego były przymiarki do, o ile mnie pamięć nie myli, Fritz-Chipa i konieczności certyfikowania każdego kawałka kodu.
Sieć to nie tylko "komputery" w potocznym rozumieniu. To także inne urządzenia techniczne i pomiarowe, często o mocach obliczeniowych zupełnie niewystarczających do prowadzenia jakiejkolwiek filtracji. Ba, takie, że ingerencja w ich oprogramowanie może doprowadzić do powstania poważnych zagrożeń.
Kłaniają się także wówczas prawa własności (czyj w końcu będzie kontrolowany komputer?) oraz związanej z tym odpowiedzialności za wyrządzone szkody oraz ponoszone koszty - czas i energia nie są przecież za darmo.
Wydaje się więc, że stworzenie skutecznej filtracji bez tworzenia państwa totalitarnego jest niemożliwe. Tworzenie zaś filtracji nieskutecznie jeszcze bardziej obniży i tak już bardzo niski w Polsce szacunek do prawa.
Pozdrawiam,
Tomasz Sztejka.
Bronię swoich alternatyw :)
Uważam, że zakaz szyfrowania jest wystarczająco silny: algorytm kodowania obrazków musi zostać gdzieś podany (i nie zaszyfrowany), a później już można blokować wszystko nim zakodowane.
Pytanie też, czy algorytm wystarczająco zaawansowany mógłby zostać uznany za szyfrowanie i tym zamym zabroniony? Ostatecznie szyfry podstawieniowe też nazywają się szyframi, a są bardzo proste i poznanie algorytmu szyfrowania wystarczy do ich złamania.
Idąc tropem "tworzenia obazków z fragmentów różnych stron" - nawet pełna kontrola nad komputerem nie da absolutnie skutecznego blokowania, bo obrazu nie trzeba przecież tworzyć na ekranie monitora - można to zrobić na papierze, wielokrotnie drukując na tej samej kartce. Kompletny obraz nigdy nie zostanie utworzony na kontrolowanym nośniku. Chyba, że zabronimy też drukarek...
Ogólnie - mam wrażnie tworzenia emocjonalnie szantażującej przykrywki dla zwiększania kontroli nad obywatelami.
Przeczytałem też komentarze odnośnie protestu brytyjskich ISP - że próbują przejąć rząd dusz. Bardzo dobrze, skoro rządy chcą posługiwać się emocjami zamiast argumentami, należy skorzystać z tej broni. Może zamiast wyższości moralnej nad populistami i goryczy porażki będzie można również poczuć smak zwycięstwa ;).
Moje 4 grosze, tzn. tezy:
1. Nieznane (?) koszty blokowania uniemożliwiają zaproponowanie alternatywnych, tańszych i skuteczniejszych rozwiązań walki z pornografią dziecięcą.
2. Zablokowanie stron ukryje ich użytkowników przed organami ścigania znajdującymi się na terytorium wspólnoty. Uniemożliwi to badanie i obserwację wirtualnego rynku i użytkowników tych treści w całej Unii, w efekcie czego nie będzie możliwe określenie skali samego zjawiska, jak i efektywności blokowania.
3. Nieznane (?) są skutki odcięcia konsumentów pornografii dziecięcej od wirtualnego źródła tych treści. Jaką mamy gwarancję że stracą oni zainteresowanie tematem, a nie zmienią się z biernych konsumentów w aktywnych oprawców (w dodatku trudniejszych do wykrycia)?
4. Czy policja odnosi wystarczająco dużo sukcesów na innych polach walki z pornografią dziecięcą, że opłacalne jest zrezygnowanie z walki w Internecie?
? - jeżeli są jednak znane, to proszę o informację :)
Odpowiadając na Twoje pytanie
http://human-stupidity.com/stupid-dogma/child-porn-witch-hunt/legal-child-pornography-reduces-child-sex-crimes-milton-diamond-hawaii
To samo z lepszego źródła: http://www.sciencedaily.com/releases/2010/11/101130111326.htm
Pornography and Sex Crimes in the Czech Republic: http://www.springerlink.com/content/v046j3g178147772/fulltext.html
http://www.hawaii.edu/PCSS/biblio/articles/1961to1999/1999-pornography-rape-sex-crimes-japan.html
Inne odnośniki: http://en.wikipedia.org/wiki/Relationship_between_child_pornography_and_child_sexual_abuse
No to jeszcze dla prawa
No to jeszcze dla prawa opartego na dowodach powtórzenie badań w polskim obszarze kulturowym? Może w Polsce inaczej to by się korelowało? Korci mnie jeszcze dodać jakiś wtręt na temat systemu wartości - może dla powodzenia życiowego dziecka z kraju trzeciego świata Polska inne czynniki są wiele razy ważniejsze niż wyeliminowanie zagrożenia molestowaniem - albo czy że dziecko w USA jest dla ludzkości tak samo ważne jak dziecko w Polsce? Postfaktycznie - nie deklaratoryjnie. Ale można to zignorować, bo któż takie rzeczy kontempluje w codziennym biegu.
A co to jest "strona"?
A co to jest "strona"? Przyjmując, że jest to treść zapisana w języku HTML (plus obrazki) dostarczana za pomocą protokołu HTTP do programu z grupy "przeglądarek WWW", można zapytać czy jest to jedyny znany sposób dostarczania treści. Jeżeli przypadkiem odpowiedź brzmi nie to należy zadać pytanie:
jakie jeszcze istnieją sposobyjakie sposoby jeszcze nie istnieją?>steelman<
Blokowanie WWW, a sprawa polska
O ile dobrze pamiętam, chyba Astra uruchomiła zwrotny dostęp do Internetu bezpośrednio przez satelitę. Póki co jest to drogie i wymaga trochę innej anteny. Ale z czasem wszystko tanieje.
Czy w projektach filtrowania treści wzięto pod uwagę także blokowanie kanałów dostępowych czy uznano, że wszystkie są nasze i nie ma problemu?
Czy filtrowane treści będą wspólne dla całej EUR czy każde państwo stworzy sobie własne filtry w zależności od tego czego nie pozwala swoim obywatelom? Pytanie jest istotne ze względu na drugi problem po pedofilii czyli narkotyki. Co z Czechami i Holandią w internecie i ewentualnym propagowaniem przez te kraje treści zabronionych w Polsce?
Czy są jakieś opracowania dotyczące ewentualnych szerszych skutków wprowadzenia filtrowania treści, co może zostać uruchomione i ile będzie kosztowała walka z tym?
A może cała akcja jest zorganizowana tradycyjnie, po polsku, jak pisał Mickiewicz w Panu Tadeuszu: "Obadwa z synowcem na konika wsiędziem, szable w dłonie uchwycim i jakoś to będzie"
Zapis z Pana Tadeusza
Zapis z Pana Tadeusza (księga VI) brzmi dokladnie:
Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie,
Ja z synowcem na czele, i - jakoś to będzie !"
Ale sens jest taki jak napisał przedmówca
5 tez + kolejne wezwanie do akcji
Fundacja Panoptykon opublikowała także swoje "5 tez" ... i wezwała do przyłączenia się do akcji:
http://www.panoptykon.org/content/czy-blokowanie-internetu-dobry-rodek-w-walce-z-pornografi-dzieci-c-napisz-swoje-pi-tez
Prosimy o przesyłanie nam bezpośrednich linków z tezami do opublikowania na stronie.
Moja kałamarnica mówi mi
"Connection timed out"... DDoS? Czy zbytnia popularność?
Pięknie, mamy przechlapane
Jest jeden problem. Nasz kochany Rząd zmieniając swoje stanowisko nie kierował się opinią "Fundacji Dzieci Niczyje". Rząd najpierw podjął decyzję, następnie zaś szukał dla niej uzasadnienia. Wcześniej walczył z hazardem. Nie wypaliło. Rodacy bardziej cenią szeroko rozumianą wolność informacji. Ale kto ośmieli się stanąć przeciwko rozwiązaniu chroniącemu dzieci przed pedofilami? Tylko skończeni niegodziwcy i pedofile. I która siła polityczna/społeczna/medialna będzie chciała mieć łatkę obrońców pedofilów? Oczywiście wszystkie tezy przytoczone we wpisie są trafne. Ale kogo to obchodzi? Jeśli nie uda się, jak poprzednim razem, zebrać dużej i hałaśliwej grupy przeciwników Rząd nie zmieni stanowiska. Dodatkowo chodzi o decyzję na poziomie Unii Europejskiej. A kogo normalnego obchodzi co robi Unia?:) A Unia potrafi zaskakiwać.. Tu nie chodzi o prawo, a nawet o zdrowy rozsądek: chodzi o poparcie w wyborach i potężny lobbing. Oczywiście nie chodzi też o "zwalczanie" pedofilii. Obalanie fałszywych argumentów Rządu nie ma sensu. Sens ma natomiast nagłaśnianie całej sprawy i aktywowanie społeczeństwa. Dopiero kiedy słupki zaczną spadać, Rząd zastanowi się raz jeszcze.
@incognitus "A Unia potrafi
@incognitus "A Unia potrafi zaskakiwać.."
Rakiete chcial wziasc ze soba na poklad samolotu, to nic dziwnego, ze nie pozwolili, a ze tenisowa, to juz szczegol... ;)))
Czy GG też będzie zablokowane?
1.Czy pomysłodawcy wiedzą, co chcą blokować? Chyba nie.
Czy GG, czaty i serwisy randkowe, tudzież NK i Facebook, HI5 i inne takie, a nawet email, też będą zablokowane? Bo to są jakby miejsca i obszary w sieci, gdzie najłatwiej jest zaczepić i namówić na to i owo upatrzoną osobę.
2. Realizacja tego pomysłu jest problematyczna.
Jeżeli ktoś chce blokować w jedyny sensowny sposób tzn po URI, musi ocenić jakiego URI dotyczą przychodzące pakiety, porównać z czarną listą i odrzucić/przepuścić. To wymaga mocy obliczeniowej, mocy elektrycznej, czasu (pojemność czarnej listy) i pieniędzy - z podatków i rachunków za internet. Wreszcie taką super-hiperblokadę można ominąć przy pomocy szyfrowania.
3. Konsekwentnie należałoby zablokować także dworce (sam widziałem) i galerie handlowe - tam proceder się rozwija.
4. Czy ktoś zrobił rzetelną analizę kosztów przedsięwzięcia? Sądzę, że nie.To są koszty sprzętu, energii do jego zasilania (co na to sieci energetyczne?) i koszty znaczącego spowolnienia łącz. Ewentualnie jeszcze koszty rezygnacji z szyfrowania i braku dyskrecji w sieci.
5.Nawet całkowita likwidacja Internetu nie zlikwiduje pedofilii. Do zaistnienia aktu pedofilii, potrzebny jest ktoś młodszy niż 15 lat i pedofil. TCP/IP nie jest konieczny w celu odbycia z przez nich stosunku. Nawołujący do blokady zachowują się jak neurotyk, który traktuje wyparcie problemu z Internetu/świadomości jak jego likwidację. Prosto jest zestawić obraz obleśnego faceta z dzieckiem z podstawówki, a potem zwalić winę na Internet i powiedzieć że trzeba blokować. Taki sposób na zaistnienie.
"To z nowomowy partyjnej czy z góralszczyzny"
Cóż to za pojęcie "mowa nienawiści"? Twór powstały z polskiego tłumaczenia unijnych dokumentów? Wprowadza się to sformułowanie ostatnio kanałem medialnym do Polski. Wykorzystują je wszelkie "mniejszości" dla obrony swych praw. Może sądy będą definiowały to pojęcie na wzór obecnego pojęcia "dobro osobiste" w konkretnej sprawie i w danym kontekście będzie można ukarać za każdą krytyczną wypowiedź. Proponuję od razu wprowadzić "zbiorniczek" o nazwie "zbrodniomyśl" i wlewanie do niego co się komu podoba. Dlaczego nie?
Dzień Ochrony Danych 28.01.2011
V Europejski Dzień Ochrony Danych Osobowych już
28 stycznia 2011 r.
Po raz piąty będziemy obchodzić Europejski Dzień Ochrony Danych Osobowych. Serdecznie zaprasza do udziału w wydarzeniach organizowanych z tej okazji Pan GIODO
szczegóły;
http://www.giodo.gov.pl/410/id_art/3897/j/pl/
Żeby nie było zbyt jednostajnie
Żeby nie było zbyt jednostajnie polecam ten oto dokument:
Popieramy ideę blokowania stron internetowych z pornografią dziecięcą!
Secco
Materiał ten
Dziękuję za link (pozwoliłem sobie sprawić, by był aktywnym odesłaniem oraz wyraźnie zaznaczyłem cytat). Mam tu jedynie wątpliwość dotyczącą tego, kto jest jego autorem.
Materiał ten komunikuje, że organizatorzy akcji "dziecko w Sieci" popierają stanowisko Fundacji Dzieci Niczyje i linkuje do tego stanowiska (do którego zresztą i ja linkuję w tekście stanowiącym początek tego wątku). Kto jednak wygenerował ten post poparcia, jeśli organizatorem akcji "dziecko w Sieci" jest Fundacja Dzieci Niczyje (trudno, by nie popierała własnego stanowiska), na liście organizatorów jest też logo s@ferinternet.pl (Fundacja Dzieci Niczyje i NASK), logo Komisji Europejskiej oraz Fundacja Orange?
O ile Komisja popiera, ponieważ zaproponowała taką nowelizację, to z powyższego wynika jedynie, że - aby nie było jednostajnie - za blokowaniem stron opowiada się dodatkowo NASK oraz Fundacja Orange. Można spytać obu podmiotów, czy indywidualnie również będą popierać taką tezę, że blokowanie jest tym, co chciałyby wspierać.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
a ja pospamuję, czyli nie bedzie nocy długich noży
Jak pisze GW mamy zgodę między PIS i PO w sprawie zakazu noszenia długich noży i maczet. No może nie dowolnego noszenia:
Generalnie tak sobie myślę, że można by w ogóle wprowadzić konstrukcję, że zabrania się posiadania czegokolwiek, chyba że jest to uzasadnione i będzie służyło celowi zgodnemu z prawem. Na przykład posiadanie solniczki może - jak wiedzą znawcy filmu "Kiler" - służyć popełnieniu zbrodni. Następnym krokiem powinno być zatem wprowadzenie powszechnej penalizacji czynności przygotowawczych do popełnienia dowolnego przestępstwa z przeniesieniem na oskarżonego ciężaru dowodu, że dana czynność nie była takową, ale że była uzasadniona i służyła celowi zgodnemu z prawem. Na przykład: po co Czytelniku serfujesz po Internecie? Czy aby jest to uzasadnione, że zamiast zarabiać na podatki czytasz niniejszy wpis? Uzasadnij no to... a w ogóle to najlepiej wobec masowej skali tego niepokojącego zjawiska podjąć działania prewencyjne (zawsze lepiej zapobiegać niż leczyć) i odfiltrować na koszt IAPów (o ile jacyś zostaną po przejęciu ich roli przez gminy). Ciekaw jestem dokąd zmierzamy z naszym prawem (bo o co walczymy to już dawno przestałem rozumieć). Na marginesie per analogiam do powyższego cytatu możemy jeszcze wprowadzić karalność "metaprzestępstwa": kto popełnia przestępstwo podlega karze (najlepiej pozbawienia wolności do lat 25, żeby sąd miał pełną wolność wyboru).
Może i było by to zabawne
gdyby nie było przerażające. Jak widać pojęcie logiki jest obce umysłom poselskim.
A może jednak będzie noc długich noży
Gwoli ścisłości uzupełniam:
Odrzucenia projektu w pierwszym czytaniu chce PO. PiS, PSL i SLD opowiadają się za skierowaniem go do dalszych prac w komisji administracji i spraw wewnętrznych. No i teraz to już nie jest spam tylko pytanie kto ma rację (pisze prawdę?) co do tego czego chce PO, albo może czy od czasu poprzedniej notatki PO się odechciało...
Orange przeciw wolności słowa?
Zmieniam operatora telefonii komórkowej zaraz po wygaśnięciu umowy.
Tu też chodziło o dobro dzieci (od cenzurowane po kilkumiesięcznej przerwie przez youtube):
http://www.youtube.com/watch?v=bGNhACJyawk
5 tez
Na wstępie pragnę zaznaczyć iż jestem zdecydowanym przeciwnikiem blokowania stron internetowych. Uważam również, iż pornografia dziecięca jest ohydnym zjawiskiem z którym trzeba walczyć zdecydowanie i przy użyciu wszelkich dostępnych środków, o ile te ostatnie nie godzą w fundamentalne wartości naszej cywilizacji.
Teza 1.
Jak słusznie argumentuje autor serwisu blokowanie serwisu godzi w wolność. Szukając potwierdzenia wśród fundamentalnych aktów prawnych obowiązujących nie tylko na terytorium RP, ale również mających swoje korzenie i moc prawną w Unii Europejskiej chciałbym dodać art. 2 ust. 2 oraz Traktatu Lizbońskiego( TL), oraz art. 11 Karty Praw Podstawowych UE, w zw. z art. 6 (TL). Pewne jest, iż zwolennicy blokowania w celu zwalczenia argumentu wolnościowego odwołają się do klauzuli porządku publicznego/ dobra wspólnego/ dobra wyższego (jakkolwiek nazywanej w konkretnym przypadku) jako quasi – kontratypu dla uzasadnienia działań UE. Moim zdaniem bezpodstawnie. Należy zwrócić uwagę na 2 kwestie. Po pierwsze UE chce stworzyć bazę prawną i infrastrukturalną do blokowania przestrzeni nad którą do tej pory nie ma praktycznie, żadnej kontroli ostatecznej, tzn. takiej która umożliwia decydowanie o kształcie, zawartości treści. Po drugie wielopłaszczyznowość zagrożenia wolności w Internecie jest aż nadto widoczna. Wolność słowa, informacji, komparastyczne ograniczenie wolności obywateli UE w stosunku do obywateli państw spoza UE (oni dalej będą mogli oglądać strony zablokowane w UE, podobnie jak my możemy korzystać ze VoIP a Chińczycy nie).
Teza 2
Kwestia blokowania stron uzasadniana jest potrzebą szybkiego reagowania na odnalezione w Internecie treści pornograficzne. Ma to stanowić środek doraźny i przejściowy, do czasu usunięcia strony z sieci. Pomijając w tym miejscu kwestię dalekiej pośredniości tego środka w ochronie dzieci, o tym później, zwracam uwagę na nieuniknioną aprioryczność oraz autorytatywność takich działań bez dokonania oceny sytuacji za pomocą organów sądowniczych. Zastanawia mnie jak UE wyobraża sobie mechanizm podejmowania decyzji w kwestii blokownia strony. Jakimi przesłankami się kierować, kogo do tego upoważnić? Jak powinna wyglądać norma prawna, czy powinna zawierać klauzulę generalną, czy katalog? Jak w oparciu o informacje wyświetlone na stronie dokonać oceny czy, jak i w jakim zakresie ją zablokować. Czy będą blokowane całe strony z setką reklam, tysiącem poprawnych wpisów i jednym zdjęciem porno? Co jeżeli osoba na tym zdjęciu niebyła nieletnia? Nieunikniona jest mnogość błędów w ocenie, a to z kolei rodzi odpowiedzialność odszkodowawczą po stronie UE (czyt. Podatników) za zablokowanie dostępu do stron użytkownikom Internetu UE ( czyt. Podatnikom). Moje obawy wzmaga pomysł Pani Roberty Angelilli, aby to dostawcy usług internetowych pełnili rolę cenzorów!!! Kuriozum i bezprawność tego pomysłu to materiał wymagający oddzielnej rozprawy.
Teza 3
Odnośnie argumentacji Fundacji Dzieci niczyje. Mówi się o jak najszybszym reagowaniu, 4-6 godzin od odnalezienia. Odwołuje się do szybkiego reagowania za punkt startowy obierając odnalezienie strony. Oznacza to, że strona może istnieć w Internecie rok, a kwestia jej zablokowania w trakcie kilku godzin jest na tyle istotna, iż należy ograniczyć wolność obywateli UE, podkreślam UE reszta świata będzie miała dalej swobodny dostęp do tych stron. Argument ograniczenia wpływu treści pornografii dziecięcej jako impulsu do podjęcia podobnych działań przez osoby o skłonnościach pedofilnych nie jest dla mnie przekonywujący z kilku powodów. Po pierwsze każdy pedofil może skorzystać z TOR aby wejść na stronę z adresu IP kraju spoza unii, kto jak kto ale oni wiedzą co to TOR. Po drugie sam w sobie argument zawiera zbyt wiele niewiadomych. Fundacja podnosi, iż może stać się to impulsem do działań szkodliwych, natomiast są również naukowcy dowodzący iż działa to w sposób deaktywujący faktyczne działania o charakterze pedofilii. Należy jak najbardziej podnosić argument, iż jednorazowe zaakceptowanie instytucji prawna art. 21 doprowadzi do lawiny podobnych wyjątków od wolności informacji w cyberprzestrzeni. To przypuszczenie jest racjonalnie uzasadnione i fundacja nie może go kwestionować jako argumentu w dyskusji.
Teza 4
Tutaj chciałbym odnieść się do 1 tezy Pana Mirosława Maja. Mechanizm wprowadzenia blokady stron internetowych zawierających pornografię dziecięcą nie będzie wykorzystany do blokowania jakichkolwiek innych treści na bazie tej i jakiejkolwiek nowej regulacji.
Również rozważałem propozycję dodania takiej klauzuli jako warunku akceptacji blokowania stron o treści pornograficznej. Niestety z proceduralnego punktu widzenia takie postanowienie równie łatwo zmienić jak dodać po przecinku, za pornografią dziecięcą, stwierdzenia typu: promujące hazard, promujące spożycie alkoholu, których operator zalega za co najmniej trzy miesiące z płaceniem podatku xxx. Klauzula ta musiałaby być zawarta w unijnym akcie wyższym rangą, np. jako aneks do Traktatu Lizbońskiego. Na takie rozwiązanie nie możemy liczyć ponieważ wymaga to angaży znacznej liczby państw członkowskich, a ponadto już pojawiły się głosy o blokowaniu kolejnych pakietów stron, np. związanych z terroryzmem.
Teza 5
Na zakończenie chciałbym dokonać syntezy rozważanego problemu, tak aby ukazać meritum sprawy. Obie strony posiadają wiele argumentów na swoją korzyść. Dlatego należy dokonać ich „zważenia”. Pytanie brzmi: Czy uważamy za uzasadnione ograniczanie swobody/ wolności Internetu, co w dłuższej perspektywie realnie zwiastuje jego dalsze cenzurowanie, w celu stworzenia instytucji służącej tymczasowemu autorytatywnemu blokowaniu stron po ich wykryciu, w celu uniemożliwienia potencjalnym osobom o skłonnościach pedofilnych zapoznania się z ich treścią, z terenów UE, zakładając że nie są one zaznajomione z istniejącymi technologiami pozwalającymi im na obejście blokad, poprzez nawiązanie połączenia z Internetem za pomocą adresu IP spoza UE?
Blokowanie stron jest środkiem bardzo mocno ingerującym w swobody obywateli i prawdopodobnie docelowo również w zasady demokratycznego państwa prawnego, w celu ochrony dzieci przed pedofilią i wiktymizacją wtórną. Moim zdaniem proponowany środek blokowania stron jest zdecydowanie pośrednim w walce z pedofilią i jej efektami. ERGO nie jest proporcjonalny w stosunku do ograniczeń wolności i środków jakich wymaga.
przeciw blokowaniu
1. Jestem przeciwny poparciu jakiejkolwiek inicjatywy zmierzającej do jakichkolwiek działań cenzorskich. Wychowałem się w PRL-u i wiem jak wielkie jest to zło. Argument mam jeden podstawowy - w naturze każdej władzy leży rozszerzanie swoich kompetencji; jeżeli teraz zgodzimy się na blokowanie stron z pornografią dziecięcą, to wkrótce pojawi się potrzeba blokowanie stron z zoofilią, potem z rasizmem, a za 10 lat okaże się, że zablokują wszystkie strony, na których znajdzie się cokolwiek niemiłego dla władzy.
2. Nie wierzę w techniczną doskonałość narzędzi do cenzurowania internetu. W Toruniu duch Rydzyka powoduje, że w hotelu, w którym blokuje się jakoby pornografię, nie mogłem wejść na własną stronę z pracami naukowymi (przyznaję, Rydzyk z części z nich byłby niezadowolony). Jak cenzorzy poradzą sobie z siecią TOR lub VPN?
3. Nie wierzę, że do cenzurowania internetu nie dojdzie i to na wielką skalę. Tylko masowy ruch protestu, swoiste obywatelskie nieposłuszeństwo może zablokować cenzorów. Może to i smutne, ale coraz częściej dochodzę do wniosku, że prawo stanowione przez polityków należy łamać w imię dobra społecznego. Rzeczywistość opisana przez Orwella nie jest wyłącznie literacką fikcją. Ona zaczyna żyć wokół nas.
Zbyszek
5T by ohir. Trochę późno ale zawsze.
Moje 5Tez
Czytelnikom powyższego niezdecydowanym czy ja tak na poważnie czy z kadyceuszem, mogę tylko powiedzieć, że sam nie wiem.
Im bardziej się temu, co się dzieje w lochach TORlandii przyglądam, tym bardziej myślę, że jednak na poważnie.
--
Wojciech S. Czarnecki
<< ^oo^ >> OHIR-RIPE
A propos tezy 2
A co właściwie nie byłoby 'zamiataniem pod dywan'? W jaki sposób państwo Polskie może podjąć jakieś realne działania w stosunku do osób działających poza jego granicami?
> W jaki sposób państwo
> W jaki sposób państwo Polskie może podjąć jakieś realne działania w > stosunku do osób działających poza jego granicami?
Informować policję lokalną dla umiejscowienia przestępcy.
Tylko tyle i aż tyle. Jakoś przy dużo mniej poważnych przestępstwach
ta współpraca jest i daje efekty.
--
Wojciech S. Czarnecki
<< ^oo^ >> OHIR-RIPE
Lektura obowiązkowa
Chyba każdy zainteresowany tematem powinien to przeczytać, nie pamiętam, czy było to już tu linkowane:
http://www.schneier.com/blog/archives/2009/03/the_techniques.html
Przynajmniej cytowany fragment, bo z oryginalnym artykułem już może być ciężko...
5 tez prawnych Fundacji Dzieci Niczyje
Fundacja Dzieci Niczyje odnosząc się do stanowiska Pana P. Waglowskiego pragnie przedstawić poniżej swoje 5 tez prawnych. Pełen dokument z przypisami jest do pobrania pod linkiem: http://fdn.pl/repository/newsy/5_tez_FDN.doc
1) Przeciwnicy wprowadzenia zapisu art. 21 ust. 1 w przytoczonym brzmieniu podnoszą, iż stanowi on ingerencję w konstytucyjnie gwarantowaną wolność pozyskiwania i rozpowszechniania informacji (art. 54 ust. 1 Konstytucji i art. 10 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności). Należy jednak pamiętać, iż w demokratycznym państwie prawa, wolność ta nie jest prawem absolutnym. Granice tej wolności zakreśla m.in. art. 30 Konstytucji RP, odnoszący się do niezbywalnej godności człowieka. Ponadto, wolność każdego człowieka ograniczona jest obowiązkiem poszanowania wolności i praw innych, wyrażonym w art. 31 ust. 2 zd. 1 Konstytucji.
Niniejsza debata dotyczy blokowania dostępu do stron internetowych, zawierających pornografię dziecięcą. Proceder rozpowszechniania treści pornograficznych z udziałem małoletniego dotyka i narusza zwłaszcza ww. przyrodzoną godność każdego człowieka. Jednocześnie nie można pominąć innych - naruszanych przez pornografię - praw dziecka, takich jak: prawo do niezakłóconego rozwoju, prawo do życia prywatnego/rodzinnego, prawo do ochrony przed bezprawnym zamachem na jego honor i reputację, i co najważniejsze – prawo do ochrony dziecka przed wszelkimi formami przemocy fizycznej bądź psychicznej, krzywdy lub zaniedbania bądź złego traktowania lub wyzysku, w tym wykorzystywania w celach seksualnych.
Także wolność seksualna dziecka stanowi dobro chronione prawnie w szczególny sposób. Ustawodawca objął je ochroną m.in. poprzez penalizację czynów związanych z pornografią dziecięcą (art. 202 KK). Co więcej, istnienie przepisów karnych w tej sferze postuluje także ww. Konwencja Rady Europy o ochronie dzieci przed seksualnym wykorzystywaniem i niegodziwym traktowaniem w celach seksualnych (art. 20 i art. 21).
Należy więc stwierdzić, iż już obowiązujące zapisy polskiego Kodeksu Karnego dokonały ograniczenia wolności, takich jak ww. wolność pozyskiwania i rozpowszechniania informacji - w zakresie, w jakim jest to niezbędne dla ochrony społeczeństwa i poszczególnych jednostek wchodzących w jego skład. Jednakże sama karalność czynów, polegających m.in. na utrwalaniu, sprowadzaniu, przechowywaniu lub posiadaniu treści pornograficznych z udziałem małoletniego, nie stanowi o skutecznej ochronie ww. praw małoletnich. Przepisy umożliwiające blokowanie stron internetowych zawierających treści pornograficzne tworzyłyby procedurę, mającą na celu poprawę efektywności egzekwowania zakazów już istniejących w KK i Konwencji.
Na marginesie należy wskazać, iż silny sprzeciw budzi powoływanie się przez przeciwników omawianego zapisu dyrektywy na wolność dostępu do informacji rozumianej jako prawo do poznawania natury popełnianych przestępstw. Prawo do „poznawania natury popełnianych przestępstw” nie jest znane żadnemu z aktów prawa międzynarodowego, określających prawa i wolności obywatelskie. Ponadto, świadome poszukiwanie i zapoznawanie się z materiałami pornograficznymi stanowi naruszenie godności i wolności seksualnej małoletniego występującego w tych treściach. Nieutrudnianie dostępu do treści pornograficznej z udziałem małoletniego pogłębia krzywdę dziecka – tym większą przecież, im szersze jest grono odbiorców.
2) Przedmiotem toczącej się dyskusji jest nie tylko cel, do którego zmierza omawiana dyrektywa („zapewnienie wysokiego poziomu bezpieczeństwa poprzez środki służące zapobieganiu przestępstwom i zwalczanie tych przestępstw” oraz „skuteczne ściganie przestępstw, ochrona praw pokrzywdzonych oraz zapobieganie wykorzystywaniu dzieci i ich niegodziwemu traktowaniu w celach seksualnych”). Najbardziej kontrowersyjne wydają się być środki, zmierzające do zapewnienia realizacji tego celu.
Zgodnie z art. 31 ust. 3 Konstytucji: „ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw”. Warunkiem, by legalnie i zgodnie z zasadami demokratycznego państwa prawa ograniczyć konstytucyjne wolności jest m.in.:
a. ustanowienie ograniczenia wolności w akcie rangi ustawowej oraz
b. ustanowienie ograniczenia tylko wtedy, gdy jest ono konieczne dla (realizacji) wolności i praw innych osób (zasada proporcjonalności).
By ustalić, czy ograniczenia wolności konstytucyjnych są zgodne z ww. wymaganiami, konieczne jest udzielenie odpowiedzi na trzy pytania:
a. czy wprowadzona regulacja ustawodawcza jest w stanie doprowadzić do zamierzonych przez nią skutków;
b. czy regulacja ta jest niezbędna dla ochrony interesu publicznego, z którym jest powiązana;
c. czy efekty wprowadzanej regulacji pozostają w proporcji do ciężarów nakładanych przez nią na obywatela.
Jak podkreśla się bowiem w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego, ograniczenie jest zgodne z ustawą zasadniczą, jeśli tego samego celu (efektu) nie można było osiągnąć przy użyciu innych środków, mniej uciążliwych dla obywatela, bo słabiej (bardziej płytko) ingerujących w sferę jego praw i wolności.
W ocenie Fundacji Dzieci Niczyje obecnie dostępne środki prawne nie są wystarczające, by osiągnąć cel w postaci zapobiegania i ścigania przestępstw związanych z dostępem do treści pornograficznych z udziałem małoletnich. Fundacja uznaje, iż proponowany zapis dyrektywy – po odpowiedniej implementacji - jest w stanie doprowadzić do zamierzonych przez nią skutków (zapobiegać popełnianiu przestępstw związanych z pornografią dziecięcą), a jednocześnie, że jest niezbędna – przy obecnym stanie techniki - dla ochrony praw małoletnich użytkowników sieci telekomunikacyjnej. Jednocześnie środek zaproponowany przez dyrektywę, tj. blokowanie użytkownikom Internetu dostępu do stron internetowych zawierających lub rozpowszechniających pornografię dziecięcą, nie stanowi – przy zastosowaniu odpowiednich gwarancji procesowych - nadmiernej ingerencji w prawa i wolności obywateli (patrz teza 5).
Należy podkreślić, iż proponowany zapis dyrektywy wprost wskazuje, iż „blokowanie podlega odpowiednim gwarancjom, w szczególności w celu dopilnowania, aby blokowanie było ograniczone do tego, co jest konieczne, aby użytkownicy byli informowani o powodzie zablokowania i aby dostawcy treści byli w możliwie najszerszym zakresie informowani o możliwości zaskarżenia takiego zablokowania”. Takie gwarancje mogłyby przede wszystkim opierać się na przejrzystej procedurze stosowania tego środka, kontroli sądowej blokowania stron internetowych, odpowiednich uprawnieniach procesowych dostawców usług – w tym w zakresie zaskarżenia decyzji o zablokowaniu strony internetowej.
3) W dyskusji podnosi się także, iż „blokowanie jednego typu treści stwarza realne ryzyko objęcia cenzurą innego typu treści” . Jednakże należy z całą mocą podkreślić, iż komentowany przepis znajduje się w dyrektywie dookreślonej przedmiotowo, tj. dotyczącej wyłącznie zwalczania niegodziwego traktowania w celach seksualnych i wykorzystywania seksualnego dzieci oraz pornografii dziecięcej. Stosuje się zatem wyłącznie do tego rodzaju treści.
Podnoszenie na tym etapie prac nad dyrektywą argumentów dotyczących treści innych niż treści nią objęte, wychodzi poza zakres rzeczowej dyskusji i nie jest – w opinii Fundacji - uprawnione. Ze względu na zróżnicowany zakres treści szkodliwych w Internecie, dopuszczalność ich blokowania powinna stanowić każdorazowo przedmiot odrębnej debaty publicznej.
Sam natomiast fakt stworzenia procedury umożliwiającej blokowanie stron internetowych, zawierających pornografię dziecięcą, nie daje organom państwowym podstaw do zastosowania tego mechanizmu w odniesieniu do treści innego rodzaju. Rozszerzenie zakresu przedmiotowego zastosowania ww. środka wymagać będzie każdorazowo zmiany ustawy.
4) W trwającym dyskursie publicznym podnosi się także, iż blokowanie stron internetowych może odwracać uwagę od realnego problemu, którym jest istnienie pornografii dziecięcej w sieci . Zdaniem Fundacji, nie można takich wniosków wysnuwać wobec proponowanego brzmienia art. 21 dyrektywy. Jak wcześniej wskazano, zapis ten stanowi zarówno o konieczności stosowania środka w postaci blokowania dostępu do stron zawierających treści pornograficzne z udziałem małoletnich, jak i środków niezbędnych do doprowadzenia do usunięcia stron internetowych zawierających lub rozpowszechniających pornografię dziecięcą (ust. 2 omawianego artykułu). Środki te więc nie wyłączają się, przeciwnie – stanowią wzajemne uzupełnienie, tworząc kompleksowy system przeciwdziałania i zwalczania przestępczości seksualnej w Internecie. Pierwszy z nich bowiem, przy zastosowaniu odpowiednich gwarancji – wymaganych przez art. 21 ust. 1 projektu dyrektywy – stanowiłby środek szybkiego i tymczasowego blokowania stron zawierających ściśle określone treści (pornografia dziecięca). Drugi zaś byłby - właściwą do zastosowania na dalszym etapie postępowania karnego wobec sprawcy przestępstwa – długotrwałą sankcją. Brak jest, w opinii Fundacji, jakichkolwiek danych wskazujących, iż blokowanie stron stosowane będzie jako środek docelowy, z pominięciem rozwiązania długotrwałego, jakim jest usunięcie strony zawierającej treści o charakterze pornografii dziecięcej.
5) Trudno zgodzić się także z argumentami, podnoszonymi przez przeciwników omawianego zapisu, o pozasądowym i arbitralnym charakterze decyzji o zablokowaniu dostępu do określonej strony . Projektowany zapis dyrektywy nie pozwala jeszcze wnioskować o tym, jak będzie przebiegać procedura blokowania stron internetowych zawierających treści pornograficzne. Jak wcześniej wskazano, proponowany zapis gwarantuje – już na poziomie dyrektywy - proporcjonalność stosowania tego środka oraz możliwość jego zaskarżenia.
Charakter tegoż zapisu wynika z istoty aktu prawnego, jakim jest dyrektywa. Zgodnie z proponowanym zapisem art. 23 ust. 1 dyrektywy, państwa członkowskie winny wprowadzić w życie przepisy ustawowe, wykonawcze i administracyjne niezbędne do wykonania tej dyrektywy. To od tychże przepisów zależeć będzie funkcjonowanie nowego środka. Przy zachowaniu wcześniej wskazanych gwarancji konstytucyjności takich ograniczeń, polska ustawa implementująca dyrektywę winna przewidywać zarówno kontrolę sądową blokowania stron www, jak i gwarancje proporcjonalności tego środka.
Dlatego, zdaniem Fundacji, obecna dyskusja skupić się powinna na racjonalnych i gwarantujących proporcjonalność i kontrolę sądową metodach implementacji zapisów dyrektywy, bardziej aniżeli na proponowanej treści tej dyrektywy.
Fundacja uznaje, iż
Chętnie przeczytałbym uzasadnienie tego poglądu Fundacji.
co do argumentacji fundacji..
Fundacja Dzieci Niczyje ustawia się w dość dziwnej pozycji rzecznika strony rządowej. Rząd natomiast - mimo składanych rok wcześniej obietnic - milczy. Milczy ale równolegle "jest zainteresowany" programem do wyszukiwania w Internecie "mowy nienawiści". Wobec takiego zestawienia faktów trudno się dziwić że sytuacja budzi zaniepokojenie. Obiecujemy wycofanie się z projektów filtrowania internetu i konsultacje społeczne, później nie ma konsultacji za to jest poparcie dla kolejnego projektu filtrowania. Poprawdzie ograniczonego i ani nam w głowie filtrować coś innego ale z zainteresowaniem śledzimy rozwój narzędzi cenzorskich. Taaaak.
No ale Fundacja Dzieci Niczyje to przecież NGO i trudno z nią rozważać poczynania rządu. Zatem ad rem: zamieszczona powyżej wypowiedź zawiera w zasadzie jeden błąd, ten sam zresztą, który Fundacja czyniła w dyskusji u RPO. Błąd powtarzający się nasuwa brzydką myśl o tym, że jest to intencjonalnym zabiegiem (ale to w końcu tylko brzydka myśl, więc też ją odrzućmy): otóż nie jest prawdą, że argumentem przeciwko blokowaniu internautom dostępu do wybranych stron internetowych jest zasada wolności pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Nie jest prawdą, że przeciwnicy blokowania użytkownikom dostępu do wybranych przez rząd stron internetowych są zwolennikami wolności rozpowszechniania dowolnej informacji (przynajmniej ja takich anarchistów nie spotkałem). Oczywiście wolność rozpowszechniania informacji jest ograniczona. W polskim prawie jest ograniczona zdecydowanie bardziej niż na przykład w prawie USA. Wymieńmy kilka z tych ograniczeń:
1. Ochrona tajemnicy państwowej i służbowej. Czy ktoś jest za tym, żeby publikować w internecie dane naszych szpiegów?
2. Ochrona tajemnicy zawodowej (lekarskiej, adwokackiej, radcowskiej, spowiedzi itd.) czy ktoś chciałby ich zniesienia?
3. Ochrona danych osobowych - wiadomo
4. Ochrona dóbr osobistych - też wiadomo
5. Ochrona praw autorskich odnośnie do utworów nierozpowszechnionych (kto chciałby kręcić filmy gdyby publikować je w internecie przed premierą)
6. Kłamstwo oświęcimskie - czy są tu jacyś neofaszyści?
7. Propaganda totalitarna (nawet nie zapytam)
8. Rozpowszechnianie pornografii z wykorzystaniem zwierząt i użyciem przemocy
i pewnie jeszcze znalazłoby się drugie tyle przepisów i zakazów, jakby dobrze poszukać.
Czemu więc "filtrować" tylko - ohydne ale na szczęście stosunkowo rzadko spotykane, jeśli wierzyć policyjnym statystykom - treści dotyczące małoletnich? A jeśli już, to czemu tylko w Internecie. Oto wczorajszy plotek.pl pyta "Nawet jeśli jest to fikcja literacka, to czy takie opisy nie promują pedofilii?". dlaczego nie w książkach, prasie, radiu i telewizji? Jeśli prawo do cenzury dać firmom świadczącym usługi dostępu do Internetu (IAPom) to czemu nie kioskarzom, księgarzom i właścicielom sklepów wysyłkowych?
Otóż przede wszystkim dlatego, że nawet jeśli jakiś czyn jest penalizowany to z zasad prawa nie wynika żeby dopuszczalne były wszelkie metody przeciwdziałania jego popełnieniu ani żeby każdy był powołany do zapobiegania popełnieniu takiego czynu per fas et nefas. Nie będę dawał humorystycznych przykładów. Po wtóre, oprócz prawa materialnego jest jeszcze sporo przepisów formalnych, które pozwalają - zgodnie zresztą ze zdrowym rozsądkiem - uznać że wobec takich czy innych okoliczności nie popełnia przestępstwa osoba, która wprawdzie dopuściła się czynu zabronionego ale właśnie te okoliczności ja usprawiedliwiają. Od tego zaś aby kompetentnie czy taka sytuacja ma miejsce są - w normalnym państwie - sądy a nie operatorzy routerów dostępowych czy DNSów. Czy powołany powyżej serwis "plotek" działa z usprawiedliwionego oburzenia spełniając swoją dziennikarską misję, czy może - cytując - promuje materiał co do którego sam ma wątpliwości? Nie wiem - od takich rzeczy mam sędziów prokuratorów, policjantów i całą resztę utrzymywanego z moich podatków (i z podatków IAPów też) wymiaru sprawiedliwości. Jego prywatyzowanie nie jest - zgódźmy się - najlepszym pomysłem. Powstaje pytanie, kto będzie ponosił odpowiedzialność odszkodowawczą za wynikłe pomyłki i straty nimi spowodowane? IAPy? Skarb Państwa? Poszkodowany?
Po trzecie wreszcie: filtrowanie dostępu może być - w ograniczonym zakresie - skuteczne w małych sieciach lokalnych, gdzie administrator wie i pilnuje co jest zainstalowane na poszczególnych komputerach, czy na pojedycznych maszynach (w ograniczonym, bo przypomnijmy sobie losy beniamina z czasów ministra Giertycha), ale będzie zupełnie nieskuteczne w przypadku kilkunastu milionów komputerów (a tyle mamy w Polsce), których użytkownicy są jednocześnie administratorami i mogą sobie zainstalować dowolne oprogramowanie - w tym szyfrujące czy tunelujące..., źle mówię - zainsalować, bo takowe już tam jest - klienty VPNów i przeglądarki intrnetowe są w każdym systemie operacyjnym, wszystko co trzeba to kilka kliknięć myszką i odpowiednio skonfgurowany serwer po drugiej stronie zapory. A że to da się zrobić: mamy przykłady z Chin, które dysponują znacznie większymi środkami na wdrożenie znacznie potężniejszej infrastruktury filtrującej i nawet próbują to robić, oczywiście nieskutecznie.
Rekapitulując:
1. Z faktu, że czyn jest zabroniony nie wynika, żeby dozwolone było przeciwdziałanie mu w dowolny sposób
2. Niebezpieczne i wątpliwie z punktu elementarnych zasad sprawiedliwości jest nierówne traktowanie mediów elektronicznych i tradycyjnych i ustawianie dostawców tych ostatnich w roli sędziów i wykonawców wyroków.
3. Proponowany mechanizm będzie nieskuteczny i łatwy do ominięcia pod względem technicznym, za to pomyłki przy jego stosowaniu będą skutkowały daleko idącymi konsekwencjami
Jeśli coś będzie nieskuteczne, niebezpieczne i wątpliwe to choćby miało najlepsze cele i intencje nie należy tego wdrażać, bo akurat w tym wypadku ważniejsze są nie intencje a skutki.
A gdybym był cenzorem...
że wrócę do starych pomysłów:
http://oldblog.maciej.szmit.info/comments.php?y=10&m=02&entry=entry100206-223145
...Zastanawiam się luźno czy tzw "blokowanie stron internetowych" (nota bene to nie jest "blokowanie stron" a blokowanie użytkownikom możliwości wejścia na te strony przy użyciu adresów symbolicznych) mogłoby być w ogóle sensownym rozwiązaniem i widzę trzy warunki:
1. Musiałoby być orzeczone jako środek karny w wyniku jawnego, podlegającego apelacji wyroku sądu karnego podjętego w trybie procesowym;
2. Musiałaby istnieć możliwość uzyskania godziwego odszkodowania w przypadku pomyłki sądowej;
3. Przepisy musiałyby być takie same dla internetu (a w zasadzie stron www) i mediów tradycyjnych.
Nadal technicznie byłoby to rozwiązanie mało skuteczne, ale przynajmniej wyglądałoby w sposób cywilizowany. Oczywiście trzeba by zmienić parę rzeczy w KK i KPK (nowy środek karny, możliwość zastosowania go w trybie natychmiastowym jak również wobec niemożliwości ustalenia tożsamości podejrzanego, sądy 24-godzinne dla stron www), ale to jest do zrobienia (jeśli się jest rządem).
Nie jestem prawnikiem (może
Nie jestem prawnikiem (może to i lepiej?). Wywód jest bardzo ładny i bardzo wartościowy. Jeżeli zamiast "blokowanie stron internetowych" podstawimy "koncesjonowanie urządzeń do sporządzania obrazów" cały wywód też będzie ważny i wartościowy.
Kocham prawników. Fantastyczne tezy. Przydadzą się do wszystkiego.
W moim prywatnym odczuciu,
W moim prywatnym odczuciu, blokowanie pornografii dziecięcej, która jest tak znikomym zjawiskiem (przynajmniej na ogólnie dostępnym stronach www), jest tylko i wyłącznie próbą stworzenia aparatu do nakładania dalszych ograniczeń.
Osobiście w przeciągu mojej kilkunastoletniej przygody z internetem, nigdy nie spotkałem się z materiałami, które mogłyby mieć cokolwiek wspólnego z pornografią dziecięcą. Przypuszczam, że sytuacja ta, również tyczy się 99,99% wszystkich internautów.
A więc po co to wszystko? W dłuższym okresie czasu jak zwykle chodzi o sprawowanie kontroli, jednakże na chwilę obecną, sprawa tyczy się tylko i wyłącznie HAZARDU INTERNETOWEGO! Przypomnijmy sobie, kiedy powstał pomysł retencji danych?
W 2009r. przy okazji naprędce przepchniętej nowelizacji ustawy o grach hazardowych, rząd chciał zaaplikować nam Rejestr Stron i Usług Niedozwolonych. Dzięki chwilowemu szumowi medialnemu, wycofano się z tego pomysłu.
Jak wiemy szykuje się kolejna nowelizacja tejże ustawy:
http://www.e-play.pl/index.php?option=com_k2&view=item&id=1942:hazard-w-sieci-b%C4%99dzie-zakazany?&Itemid=70
Jak wyjaśnił Kapica, z hazardem w internecie można poradzić sobie w trojaki sposób:
- pierwszym jest nałożenie na polskich providerów (dostawców internetu - PAP), którzy administrują serwerami, blokad dostępu do stron internetowych z hazardem.
- drugi sposób to monitorowanie przepływów finansowych między bankami a organizatorami gier. Jak wyjaśnił Kapica, wykrycie nielegalnych przepływów groziłoby m.in. przepadkiem dochodów i sankcjami karnymi.
- trzecim sposobem walki z internetowym hazardem byłoby monitorowanie połączeń internetowych między komputerami w Polsce a stronami hazardowymi, w celu zlokalizowania uczestników nielegalnych gier hazardowych w Internecie.
Ale po co zakazywać jak można zalegalizować hazard internetowy i na dodatek czerpać z tego korzyści? Sprawa jest banalnie prosta. Nasz rząd chce stworzyć sobie monopol na hazard a internetowe kasyna jak i z wielkim hukiem likwidowane automaty o niskich wygranych, które stały prawie na każdym rogu, były i dalej są POTĘŻNĄ KONKURENCJĄ!!!
W grę wchodzą dziesiątki jak nie setki mld zł. A co najciekawsze, obsługą całej branży hazardowej w imieniu Totalizatora Sportowego, miałaby się zajmować JEDNA FIRMA: amerykański GTech! Dziwne?
Poniżej zamieszczam ciekawą wypowiedź z jednego z for o tejże tematyce:
To jest większa afera, niż wam się wszystkim wydaje. Najlepiej przyjrzeć się temu od samego początku czyli od afery z Mirem & Zbychem.
Po wybuchu afery z Mirem, kolegą Donalda Tuska, Premier w październiku 2009r. zapowiedział całkowitą delegalizację wszelkiego hazardu w Internecie oraz przede wszystkim gier na automatach poza kasynami. Specjaliści od wizerunku pomagający partii rządzącej nie musieli nawet mówić, że takie działanie jest niezbędne. Zwłaszcza po tym jak wybuchła afera z Mirem i Zbychem, Rząd musiał pokazać jak bardzo jest przeciwny hazardowi!? Czy jednak aby na pewno Rząd tak bardzo "brzydzi się" hazardem?
Początkowo kwestie delegalizacji hazardu naziemnego i internetowego miały zostać załatwione ekspersowo w jednej i tej samej ustawie. Oburzenie środowiska internetowego proponowaną inwigilacją łącz telekominikacyjnych oraz konieczność notyfikacji takiego prawa w Komisji Europejskiej sprawiły jednak, że wydzielono z ustawy regulacje dotyczące hazardu internetowego. Dzięki temu, ustawa mogła zostać przyjęta w rekordowym w historii polskiego Parlementu tempie. Chodziło o to, aby zdążyć ją przegłosować jeszcze w listopadzie, aby mogła wejść w życie z dn.1 stycznia 2010r. Tak się własnie stało. Rząd darował sobie wymagane konsultacje społeczne, doszło do kilku nocnych posiedzeń Sejmu i pod osłoną nocy (dosłownie) nowa ustawa hazardowa została "klepnięta".
Najważniejsze zapisy ustawy z 19 listopada 2009r. to zwiększenie opłat dla operatorów automatów o niskich wygranych (AoNW) oraz wstrzymanie wydawania nowych licencji temu sektorowi. W założeniu, kiedy wygasną te już wydane, do końca 2014r. znikną punkty z takimi automatami i będzie w nie można grać już tylko w kasynach (obecnie 34 w Polsce). Nie ma jednak mowy w tej ustawie o videoloteriach. Pół roku później resort Skarbu Państwa zatwierdził nową, wynegocjowaną przez zarząd Totalizatora, 7-letnią umowę z GTechem. Amerykańska firma zajmuje się obsługą videoautomatów do gry. Przypadek? Na mocy nowej umowy GTech zobowiązał się też do dostarczenia technologii umożliwiającej grę przez Internet. Do dzisiaj jest to jednek w Polsce nielegalne. Wczoraj na posiedzeniu Sejmu (25.02.2011r.), wiceminister Jacek Kapica zapowiedział, jednak: "Logicznie nie ma przeciwwskazań, żeby Totalizatorowi Sportowemu umożliwić sprzedaż losów w grach liczbowychpoprzez Internet. Ta propozycja jest dyskutowana wewnątrz rządu jako ewentualny element kolejnej nowelizacji ustawy o grach i zakładach wzajemnych" (str.195 scenogramu z wczorajszego 85.posiedzenia Sejmu). Wygląda więc na to, że hazard jednak nie jest cały taki zły. Kupować losy przez Internet będzie można. Następne będą videoloterię. Za chwilę okaże się, że videoautomaty są bardziej uczciwe (bo pod kontrolą Państwa, a nie prywatnych biznesmenów) i zostanie znowelizowana ustawa, aby mógł je oferować Totalizator Sportowy. Na komisji hazardowej przesłuchiwany dyrektor generalny GTech Polska odpowiadał m.in. na pytanie: "Czy jego firma określała wspólnie z TP zasady wprowadzenia videoloterii w Polsce i czy brała udział w sporządzaniu jakichkolwiek propozycji ustaw dotyczących videoloterii"?! Tak czy inaczej, to jedynie Totalizator Sportowy jako spółka Skarbu Państwa jako jedyny będzie miał do tego prawo i będzie technicznie do tego przygotowany (wspomniana umowa z GTechem). Reasumując, w ciągu 5 najbliższych lat Rząd "wyczyści" rynek automatów (AoNW) dla videoloterii, które oferować będzie tylko Totalizator Sportowy. Monopol.
Nas jednak nie interesuje ten "przekręt" z automatami. Wspomnialiśmy tylko o nim, abyście nie dali sobie wmówić, że Rząd pozbywa się automatów do gier. On się ich nie pozbywa, tylko przekierowuje z rąk prywatnych biznesmenów do siebie, aby mieć pełną kontrolę nad tym rynkiem i analogicznie więcej z niego zarabiać.
Niestety, podobny "zamach" na zasady wolnego rynku szykowany jest na hazard internetowy...
moje 3 grosze
1. Nieskuteczność blokowania - treści pedofilskie z założenia dotyczą wąskiej grupy osób, "przypadkowe" wejście na taką stronę jest mało prawdopodobne. Trudność występuje więc już na starcie - Jak znaleźć taką stronę? przecież autorzy się nie reklamują. Ile stron działa tylko nie są znane szerszej grupie odbiorców?, przecież strona tego typu może być ukryta/zahasłowana i służyć kilkudziesięciu osobom.
2. Koszty - kto za to zapłaci? - ostatecznie my wszyscy w abonamencie za internet i podatkach.
3. Nie wierzę w zapewnienia że blokowanie będzie dotyczyło tylko pornografii dziecięcej, dodanie kolejnych blokowanych treści będzie znacznie łatwiejsze.
4. Aż się prosi o nadużycia - czy przypadkiem możliwość "przypadkowego" zablokowania strony z treściami nieprzychylnymi władzy nie jest jednym celów filtrowania? Przykładowo - blokowana "przez pomyłkę" jest strona jednego z kandydatów w wyborach w najgorętszym momencie kampanii wyborczej, znajduje się kozioł ofiarny, oczywiście już po wyborach. "Pomyłkowe" blokowanie stanie się naprawdę groźne gdy poszerzy się spis blokowanych treści a kryteria oceny ulegną rozmyciu i staną się niejednoznaczne, oparte na arbitralnej decyzji urzędnika lub co gorsza operatora systemu.
5. Prawdziwą przyczyną blokowania danej treści może być niemożność dotarcia do serwera zawierającego "content"
Wcześniej był podany link do strony Bruce'a Schneider'a gdzie jest to dobrze wyjaśnione - w skrócie - serwer zawierający zakazane materiały jest świetnie ukryty i zabezpieczony, użytkownicy łączą się z nim za pośrednictwem innych podstawionych - również zabezpieczonych serwerów, usługi są wykupione u providerów przez podstawione osoby na skradzione karty kredytowe itp. Łatwiej blokować dostęp - choćby nieskutecznie, niż ścigać i zamykać.
Wyrok Sądu Okręgowego
Jeszcze nieprawomocny wyrok Sądu Okręgowego, w którym właściciel bloga (pośrednik treści) został ukarany za naruszenie dóbr osobistych poprzez komentarz Internauty!
Autorowi komentarza nie postawiono zarzutów!
http://www.hfhr.pl/bloger-przegral-proces-o-komentarze-internautow/
Helsińska Fundacja Praw Człowieka tak komentuje: "Odnosząc się jednak to przedstawionych przez sąd ustnych motywów wydanego rozstrzygnięcia, można odnieść wrażenie, że granice odpowiedzialności pośrednika oraz autora treści (przeciwko, któremu nigdy nie toczyło się żadne postępowanie) niebezpiecznie się w nim zatarły."