Każdy jest rewolucjonistą na własny rachunek, czyli WikiLeaks i jego zaplecze infrastrukturalne
Obok wcześniejszych doniesień związanych z infrastrukturą stojącą za serwisem WikiLeaks należy odnotować, że Amazon opublikował niedawno oświadczenie, w którym podaje do publicznej wiadomości powody, dla których przestał świadczyć usługę serwisowi WikiLeaks.org. Pojawiały się wcześniej doniesienia, że Amazon zrobił to pod naciskiem władz, albo dlatego, że serwis był infrastrukturalnie atakowany, zatem Amazon zrezygnował ze współpracy. Z oświadczenia wynika, że te spekulacje były chybione, ponieważ z atakiem DDoS Amazon sobie poradził, a nacisków władz nie było. Powód zaprzestania świadczenia usługi miał być inny: WikiLeaks miał naruszyć regulamin świadczenia usługi Amazon Web Services (AWS) m.in. w ten sposób, że nie dysponował stosownym prawem korzystania z opublikowanych treści...
W ostatnich dniach opublikowałem następujące doniesienia i komentarze dotyczące WikiLeaks: Przełamane embargo informacyjne WikiLeaks: społeczna inżynieria obiegu informacji (to w związku z materiałami na temat wojny w Iraku i Afganistanie), O jurysdykcji i czy będziemy się upierać... i Palec amerykańskiego rządu na globalnym przełączniku domenowym - w związku z ostatnimi publikacjami not dyplomatycznych.
Obok tych komentarzy warto jeszcze odnotować, że Interpol za Julianem Assange rozesłał międzynarodowy list gończy (w związku z zarzucanymi mu przestępstwami na tle seksualnym w Szwecji), a obok zaprzestania świadczenia usług w chmurze Amazona serwis WikiLeaks stracił też wsparcie ze strony Everydns, w zakresie obsługi systemu nazw domenowych. Jeśli chodzi o ten ostatni wątek - warto odnotować, że spółka Everydns skomentowała "problem WikiLeaks" w następujący sposób (wytłuszczenie moje):
First, let’s be clear, this is a difficult issue to deal with and there are opinions on all sides. Second, EveryDNS.net, the world’s largest free managed DNS provider, is not taking a position on the content hosted on the wikileaks.org or wikileaks.ch website, it is following established policies so as not to put any one EveryDNS.net user’s interests ahead of any others. Lastly, regardless of what people say about the actions of EveryDNS.net, we know this much is true - we believe in our New Hampshire state motto, Live Free or Die.
Czyli, wobec ataków DDoS na infrastrukturę DNS Everydns postanowiła usunąć wpisy dot. wikileaks.org i wikileaks.ch, by chronić dostępność innych zasobów innych swoich klientów.
Odnośnie oświadczenia Amazon - czytamy w nim (wytłuszczenie moje):
(...)
Amazon Web Services (AWS) rents computer infrastructure on a self-service basis. AWS does not pre-screen its customers, but it does have terms of service that must be followed. WikiLeaks was not following them. There were several parts they were violating. For example, our terms of service state that “you represent and warrant that you own or otherwise control all of the rights to the content… that use of the content you supply does not violate this policy and will not cause injury to any person or entity.” It’s clear that WikiLeaks doesn’t own or otherwise control all the rights to this classified content. Further, it is not credible that the extraordinary volume of 250,000 classified documents that WikiLeaks is publishing could have been carefully redacted in such a way as to ensure that they weren’t putting innocent people in jeopardy. Human rights organizations have in fact written to WikiLeaks asking them to exercise caution and not release the names or identities of human rights defenders who might be persecuted by their governments.We’ve been running AWS for over four years and have hundreds of thousands of customers storing all kinds of data on AWS. Some of this data is controversial, and that’s perfectly fine. But, when companies or people go about securing and storing large quantities of data that isn’t rightfully theirs, and publishing this data without ensuring it won’t injure others, it’s a violation of our terms of service, and folks need to go operate elsewhere.
We look forward to continuing to serve our AWS customers and are excited about several new things we have coming your way in the next few months.
(...)
Gazeta Wyborcza w tekście Wikileaks jest ścigana uznała, że w powyższym oświadczeniu chodzi o prawa autorskie, proponując następującą interpretację oświadczenia:
Nie zrobiliśmy tego ze względu na rządowe śledztwo, ani ze względu na ataki hakerów na nasze serwery. Ataki na wielką skalę rzeczywiście miały miejsce, ale obroniliśmy się przed nimi. Zrobiliśmy to, ponieważ zgodnie z naszym regulaminem nasi partnerzy muszą mieć prawa autorskie do treści na swoich stronach. Jest oczywiste, że Wikileaks nie ma praw autorskich do tajnych dokumentów państwowych.
Ale nie o prawa autorskie chodzi w oświadczeniu Amazon, a o kategorię szerszą: określenie "own or otherwise control all of the rights to the content" dotyczy nie tylko prawa autorskiego, ale szerzej - własności intelektualnej, a wśród obszarów chronionych przez szeroko pojęte prawo własności intelektualnej znajduje się też ochrona szeroko pojętych tajemnic prawnie chronionych (tajemnica handlowa, tajemnica państwowa, etc.). Niezależnie od tego można by uznać, że (bezprawne) naruszanie dóbr osobistych, albo pomawianie, również będzie się mieściło w kategorii braku prawa do rozpowszechnienia, do którego nawiązuje Amazon.
Czy jest "cenzurą" tego typu polityka korporacji?
Moim zdaniem nie.
Nie ma wszak obowiązku świadczenia usługi wszystkim zainteresowanym, na takich warunkach, jakich oni sobie życzą. Jeśli dochodzi do zagrożenia słusznych interesów świadczącego usługę (jak atak DDoS na nie dość przygotowaną na taki atak infrastrukturę Everydns), to trudno się dziwić, że spółka od świadczenia odstępuje. Można analizować sytuację ze względu na relacje kontraktowe między zainteresowanymi stronami (czy Everydns miał prawo odstąpić od umowy, czy też nie miał i czy odbyło się to w przewidzianych regulaminami trybach), ale to przecież nie "cenzura".
Również Amazon może okazać się odpowiedzialny za fakt udostępniania w swojej infrastrukturze treści "o wątpliwym statusie prawnym". Dlatego właśnie nie zarzucam cenzury Amazonowi, gdyż - jak uważam - przedsiębiorca hostujący treści (nawet w chmurze) musi świadomie taką usługę świadczyć i w przypadku, w którym dochodzi do naruszenia przepisów powszechnie obowiązującego prawa - może ponosić również za to odpowiedzialność. Dlatego właśnie mamy takie przepisy, jak oparty na przepisie europejskiej dyrektywy o handlu elektronicznym art. 14 polskiej ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, zgodnie z którymi świadczący usługi nie ponosi odpowiedzialności tylko pod pewnymi warunkami (jeśli "nie wie o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności, a w razie otrzymania urzędowego zawiadomienia lub uzyskania wiarygodnej wiadomości o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności niezwłocznie uniemożliwi dostęp do tych danych").
Spółka oferująca hosting może ponosić odpowiedzialność za działania swoich klientów. Spółka taka, w przypadku, gdy jest świadoma takiej działalności, musi ocenić samodzielnie (czasem nie czekając na wyrok sądu), czy taka działalność jest bezprawna, czy nie jest. Szacuje ryzyko prawne (wyobrażam sobie, że w Amazonie zebrał się sztab kryzysowy składający się z grupy prawników, którzy szybko przygotowali ekspertyzę prawną i doszli do wniosku, że należy zaprzestać świadczenia usługi). Właśnie taki sposób myślenia stał za moimi komentarzami również w innych sytuacjach, jak np.: Nazwiska w domenach w Polityce i co mam zamiar zrobić, albo Ideo sp. z o.o.: my tylko hostujemy prezydenckie MP3 .
Jest też dla mnie jasne, że mniejsze spółki, albo spółki prowadzące działalność na masową, "zautomatyzowaną" skalę powinny być chronione przed brakiem pewności prawnej. Wolałyby nie musieć rozstrzygać prawnych dylematów, z którymi nie radzą sobie często same sądy (wystarczy porównać sygnalizowane w tym serwisie sytuacje serwisu Nasza-klasa, albo inne jeszcze)...
Przypomnę wypowiedź p. Marcina Walkowiaka z home.pl, którą cytowałem w tekście Dyskusje: Odpowiedzialność firmy hostingowej za przechowywanie danych o bezprawnym charakterze:
Sam Pan przyzna, iż nie tylko brakuje nam kompetencji do oceny bezprawnego charakteru materiałów, ale również ze względów faktycznych jesteśmy pozbawieni możliwości weryfikacji tego rodzajów stanu rzeczy. Dotyczy to zarówno jednoznacznej weryfikacji istnienia uprawnienia pierwotnego, ale też wykluczenia jego przejścia czy delegacji w formie licencji.
Dla zwiększenie pewności prawnej przedsiębiorców oferujących swoje usługi na globalnym rynku wystarczyłoby, aby "globalny prawodawca" przygotowywał precyzyjnie przepisy, którym przedsiębiorcy muszą sprostać. To oczywiście nie jest proste i - wobec dynamicznego rozwoju technologii informacyjnych - prawdopodobnie nawet niemożliwe jest, by prawo w dostatecznie precyzyjny sposób opisywało wciąż nowe sytuacje związane z takim rozwojem. Przedsiębiorcy muszą zatem szacować ryzyka prawne na bieżąco. Amazon oszacował i podjął decyzję. Nie nazywam tego "cenzurą", gdyż nie można nikogo zmuszać do wejścia na stos nawet najszczytniejszej idei, a ideę przejrzystości działania władz w świecie globalnym uznałbym za godną szacunku.
Dlatego (to bodaj pierwszy raz, gdy napiszę coś takiego publicznie) nie zgadzam się z diagnozą w krótkiej notatce EFF opublikowanej w serwisie Twitter: "When Amazon cuts off #WikiLeaks, corporate policies shut down free speech". To łatwy populizm, który zbyt prosto określa granice między białym i czarnym. Być może celem tej notatki miało być zachęcenie do linkowanego w niej komentarza Electronic Frontier Foundation, który jest już bardziej wyważony: Amazon and WikiLeaks - Online Speech is Only as Strong as the Weakest Intermediary
Twitt Electronic Frontier Foundation: "When Amazon cuts off #WikiLeaks, corporate policies shut down free speech..."
To, że ktoś chce zostać rewolucjonistą nie oznacza, że inni takimi rewolucjonistami również chcą lub muszą zostać...
Za Everydns i Amazon poszedł też PayPal i zablokował usługi świadczone na rzecz WikiLeaks (por. PayPal blocks WikiLeaks account, ale to przecież nie pierwszy raz, bo znacznie wcześniej, w styczniu 2010: PayPal Suspends WikiLeaks Account Yet Again; Freezes Assets). W efekcie serwis WikiLeaks odcięty został od jednego ze źródeł finansowania. Tu też powodem ma być regulamin (wytłuszczenie moje):
PayPal has permanently restricted the account used by WikiLeaks due to a violation of the PayPal Acceptable Use Policy, which states that our payment service cannot be used for any activities that encourage, promote, facilitate or instruct others to engage in illegal activity. We've notified the account holder of this action.
Badacze rozpoznali już dawno temu takie zjawisko, jak "autocenzura" mediów. Wiadomo, że niektóre redakcje (tradycyjne), niezależnie od realizacji polityki redakcyjnej, podejmują też czasem decyzje związane z publikacjami materiałów prasowych i ważą, czy - przykładowo - taka publikacja przyczyni się do utraty przychodów z reklamy, czy nie. Być może badania nad taką "autocenzurą" (tradycyjnych) wydawców może być dziś rozszerzone na innych pośredników społeczeństwa informacyjnego, jak chociażby na spółki hostujące zasoby osób trzecich. Zgoda. Ale ze względu na odpowiedzialność prawną oraz na politykę redakcyjną ja moderuję komentarze w serwisie VaGla.pl Prawo i Internet. Czy zatem można uznać, że wprowadzam autocenzurę? Jeśli ktoś zechce opublikować komentarz, którego ja u siebie nie przepuszczę, może to próbować robić w ramach własnej infrastruktury ("nie palcie komitetów, budujcie własne" - Jacek Kuroń). Czy nie będzie realizował wówczas swojej wolności słowa? Wolność słowa nie jest jednak nieograniczona. Wolność słowa oznacza też odpowiedzialność za słowo (por. Techniczna czkawka poszukiwania linii demarkacyjnej między wolnością słowa, a odpowiedzialnością za słowo, "Dziennikarstwo obywatelskie" nie istnieje, ponieważ nikt mi za to nie zapłacił, Wyrok w sprawie komentarzy w serwisie NaszaKalwaria.pl, etc.).
To co ma zrobić WikiLeaks, by skutecznie realizować swoją misję ujawniania tajnych dokumentów kuchni sprawowania władzy publicznej i gospodarczej? Być może powinien się zatroszczyć o własną infrastrukturę, własne serwery, ale i tak będzie zależny od pośredników (por. m.in. Ograniczanie i kontrola dostępu oraz kanałów dystrybucji, Kontrola i ograniczenia dystrybucji informacji w świecie mobilnego internetu, albo Kto ma wyszukiwarkę, ten ma władzę i Net Neutrality czyli spór o społeczeństwo informacyjne).
Być może WikiLeaks.org jest po prostu zbyt słabe infrastrukturalnie dla realizacji wybranej przez siebie misji. Być może pozostaje mu tylko Sieć drugiego obiegu.
WikiLeaks_insurance czyli zaszyfrowane archiwum WikiLeaks, dystrybuowane w sieci P2P. Założenie jest takie, że to na wszelki wypadek, gdyby serwis musiał z niego skorzystać, nie będzie musiał robić wszystkiego od początku, tylko rozszyfruje seedowany przez ludzi zaszyfrowany backup
A na zakończenie tylko przypomnę (być może smutną, ale - jak sądzę - realistyczną) tezę jednego z tekstów tu opublikowanych: nie każdego stać na osobistą wolność. Nawet, jeśli głosi się realizację polityki "don't be evil" (por. Po odcenzurowaniu chińskich wyników wyszukiwania - czas na suwerenne korporacyjne koalicje).
- Login to post comments
Piotr VaGla Waglowski
Piotr VaGla Waglowski - prawnik, publicysta i webmaster, autor serwisu VaGla.pl Prawo i Internet. Ukończył Aplikację Legislacyjną prowadzoną przez Rządowe Centrum Legislacji. Radca ministra w Departamencie Oceny Ryzyka Regulacyjnego a następnie w Departamencie Doskonalenia Regulacji Gospodarczych Ministerstwa Rozwoju. Felietonista miesięcznika "IT w Administracji" (wcześniej również felietonista miesięcznika "Gazeta Bankowa" i tygodnika "Wprost"). Uczestniczył w pracach Obywatelskiego Forum Legislacji, działającego przy Fundacji im. Stefana Batorego w ramach programu Odpowiedzialne Państwo. W 1995 założył pierwszą w internecie listę dyskusyjną na temat prawa w języku polskim, Członek Założyciel Internet Society Poland, pełnił funkcję Członka Zarządu ISOC Polska i Członka Rady Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Był również członkiem Rady ds Cyfryzacji przy Ministrze Cyfryzacji i członkiem Rady Informatyzacji przy MSWiA, członkiem Zespołu ds. otwartych danych i zasobów przy Komitecie Rady Ministrów do spraw Cyfryzacji oraz Doradcą społecznym Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej ds. funkcjonowania rynku mediów w szczególności w zakresie neutralności sieci. W latach 2009-2014 Zastępca Przewodniczącego Rady Fundacji Nowoczesna Polska, w tym czasie był również Członkiem Rady Programowej Fundacji Panoptykon. Więcej >>
A co powiesz na to?
“PayPal has permanently restricted the account used by WikiLeaks due to a violation of the PayPal acceptable use policy, which states that our payment service cannot be used for any activities that encourage, promote, facilitate or instruct others to engage in illegal activity. We’ve notified the account holder of this action.”
Rozumiem, że w USA nie trzeba wyroku sądu, aby uznać coś za nielegalne... Wystarczy, że rząd tak powie...
Ale przecież
Ale przecież, jeśli zerwanie umowy między WikiLeaks a Amazon, PayPal, czy Everydns, było sprzeczne z tą umową, to WikiLeaks może (tak to przyjęto tradycyjnie) iść do sądu i domagać się ochrony... Pójdzie do sądu? Gdyby poszedł do sądu, to czy wygra sprawę?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Gdyby poszedł do sądu...
Piotrze, z formalnego punktu widzenia masz oczywiście rację. Ale sam wiesz, że nawet zakładając, że sądy w USA działają (w odróżnieniu od naszych), w jakim okresie spodziewasz się prawomocnego wyroku?
A może jednak odwrócimy (zgodnie z Twoimi dywagacjami) przyczynę i skutek? Niech rząd USA przed sądem udowodni, że działanie WikiLeaks np. nie mieści się w zakresie słynnej drugiej poprawce do konstytucji i na gruncie prawa amerykańskiego jest nielegalne. Wtedy i działania Amazona i EveryDNS mają prawne umocowanie.
Druga poprawka do
Druga poprawka do konstytucji w Usa to prawo do posiadania broni przez obywateli. Wolność słowa to pierwsza.
Dwa linki o Julku :
http://www.crikey.com.au/2010/12/02/when-it-comes-to-assange-r-pe-case-the-swedes-are-making-it-up-as-they-go-along/
http://www.washingtonsblog.com/2010/12/sex-charges-and-arrest-warrant-against.html
Mi chodzi o coś innego...
Co się stało ze starym, dobrym domniemaniem niewinności?
O jakich "illegal activities" mowa, skoro przed żadnym sądem nie udowodniono nikomu (czy to Manningowi, czy WikiLeaks) złamania jakiegokolwiek prawa?
Rozumiem, że chętnie domniemuje się niewinność w wypadku np. Chodorkowskiego, chińskich dysydentów czy innych osób, bądź co bądź skazanych prawomocnymi wyrokami, zaś w wypadku WikiLeaks zapomina się o tym zupełnie? Czy nazywając to hipokryzją i podwójną moralnością mam rację, czy jestem tylko zaplutym karłem reakcji? ;-)
A propos - kilka miesięcy temu Hillary Rodham Clinton tak oto wypowiadała się o Chinach (w kontekście ataków na Google): "countries that restrict free access to information or violate the basic rights of internet users risk walling themselves off from the progress of the next century".
W Stanach kazdy jest winny
W Stanach kazdy jest winny dopoki nie udowodni, ze jest niewinny, przynajmniej w kwestiach imigracyjnych jest tak calkiem oficjalnie, gdyz przyjmuje sie, ze kazdy przekraczajacy granice USA jest nieleglanym imigrantem i dlatego ma wykazac przed urzednikiem imigracyjnym, ze nim jednak nie jest, jesli chce byc wpuszczony, a w innych dziedzinach byc moze oficjalnie zasada domniemania niewinnosci wciaz teoretycznie obowiazuje, ale w praktyce roznie z tym bywa, co nawet sparodiowano w roznych filmach fabularnych.
co z domniemaniem niewinności?
Tomku,
nic. Domniemanie niewinności zawsze dotyczyło postępowań karnych. Tu mamy postępowanie cywilne. I decyzje nie podmiotów "państwowych" a "prywatnych" (nie będących władzami publicznymi).
Inną sprawa jest to co Amerykanie rozumieją pod pojęciem: "legal". Mam wrażenie, że "illegal" jest wszystko co do czego są jakiekolwiek zastrzeżenia popierane jakimikolwiek paragrafami.
"Gdzie zaczyna się
"Gdzie zaczyna się tajemnica, kończy się sprawiedliwość":
http://prawo.vagla.pl/node/7344
Na poczatku chcialem
Na poczatku chcialem zacytowac fragment, ale bylby on za duzy, wiec odsylam do calosci ciekawego artykulu:
Odwalcie się od Juliana Assange'a.
PayPal
http://www.guardian.co.uk/media/2010/dec/08/paypal-us-pressure-wikileaks-mastercard mówi m.in.:
The site's vice-president of platform [Pay Pal], Osama Bedier, told an internet conference the site had decided to freeze WikiLeaks's account on 4 December after government representatives said it was engaged in illegal activity.
"State Dept told us these were illegal activities. It was straightforward," he told the LeWeb conference in Paris, adding: "We ... comply with regulations around the world, making sure that we protect our brand."
Czyżby jednak jakiś jednak udział smutnych panów w tym był?
"Wiarygodna wiadomość"
"Wiarygodna wiadomość" może przecież pochodzić również od osób piastujących funkcję publiczną.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Openleaks - nowy portal na
Openleaks - nowy portal na wzór Wikileaks:
Note bene ktos na Wykopie zasugerowal inna przyczyne poszukiwania Assagne przez Interpol za SEX CRIMES. ROTFL. ;)
torrent
Nieodparcie nasuwa się refleksja, że po tym jak, dbając o swój interes, w ramach autocenzury korporacje jedna po drugiej wycinają Wikileaks - ostatnim bastionem wolności pozostaje torrent i społeczność z niego korzystająca.
Nie wiem z jakiego powodu
Nie wiem z jakiego powodu nie przepusciles tego komentarza, wytnij co Ci sie nie podoba, a reszte przepusc (moim zdaniem jednak nie ma zupelnie zadnego powodu by go cenzurowac). Nieco zmodyfikowany przedstawiam ponownie:
Jak widac nauka stalinowcow nie poszla w las, odnosi sie bowiem wrazenie, ze zasade: "dajcie mi czlowieka, a paragraf sie na niego znajdzie" z powodzeniem zastosowali juz Amazon, Paypal, bank poczty szwajcarskiej, everyDNS.net, Interpol, policja i prokuratura szwedzka - kto jeszcze zastosowal lub zastosuje?
Ciagle w tej sprawie odnosi sie wrazenie, ze te powolywania sie na regulaminy, stwierdzenie, ze nieuzywanie kondoma = gwalt itd. itp. to wszystko sa tylko preteksty, a nie prawdziwe powody nagonki i utrudniania zycia temu czlowiekowi i jego organizacji.
Czy jestesmy swiadkami jakiejs ogolnoswiatowej perfidii i hipokryzji?
nieuzywanie kondoma =
nieuzywanie kondoma = gwalt
Seks bez zgody człowieka = gwałt
Również kiedy jest nieprzytomny, lub śpi - co jest w akcie oskarżenia.
I nieważne czy jest twoją żoną, siostrą czy synem.
Zmuszenie osoby do kontynuowania kontaktu seksualnego kiedy cofa zgodę po jego rozpoczęciu (np. dlatego że pękła guma) = gwałt - co jest również w akcie oskarżenia.
Zmuszanie człowieka do kontaktów seksualnych z użyciem przemocy fizycznej, to - niespodzianka - również gwałt. I to również jest w akcie oskarżenia.
WikiLeaks' assange refused bail
Zarzuty nie są ani naciągane, ani niewiarygodne, są absolutnie typowe, co jest oczywiste dla każdej osoby która zna podstawowe statystki dotyczące przemocy seksualnej.
Naprawdę nie ma tu o czym dyskutować. Choć pewnie się będzie, więc uważaj na trolerstwo, Gospodarzu.
Gdzie przeczytam akt oskarżenia?
Gdzie przeczytam akt oskarżenia, o którym mowa w powyższym komentarzu? Podlinkowana jest jedynie depesza agencyjna, a to "meta źródło".
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Przytaczam meta źródło w
Przytaczam meta źródło w odpowiedzi na teorie spiskowe nie poparte kompletnie niczym, źle?
Depesze zgodnie mówią, że zarzuty przedstawiła Assangowi Gemma Lindfield - "acting on behalf of the Swedish authorities". Swedish authorities nie były łaskawe przetłumaczyć i upublicznić na swoich BIPach prywatnego aktu oskarżenia. Co w tym podejrzanego? Ostatecznie możesz zadzwonić do pani Gemmy Lindfield i zapytać jak było ;)
http://www.7br.co.uk/barristers-and-staff-profiles/gemma-lindfield.asp
Bardzo dobrze
Bardzo dobrze. Ja staram się wyznawać zasadę Dotrzeć do źródła. Linki do materiałów źródłowych są w tym serwisie mile widziane. Jeśli mam meta-źródło zawsze się zastanawiam, czy nie przekręciło ono informacji. Parę razy zwracałem uwagę na to, że dziennikarze nie dość precyzyjnie oddają stan rzeczy. Nawet w komentowanej notatce pokazałem, że Gazeta.pl napisała o prawie autorskim, a nie o prawo autorskie chodzi. Skoro zatem ktoś pisze, że w akcie oskarżenia jest tak i tak, to pytam, gdzie przeczytam ten akt oskarżenia, by to, co komentator twierdzi, zweryfikować. Pytanie o to, gdzie znajdę jakieś źródło w tym serwisie należy traktować jak pytanie o źródło, nie zaś prowokację do bójki na słowa.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
"Przytaczam meta źródło w
"Przytaczam meta źródło w odpowiedzi na teorie spiskowe nie poparte kompletnie niczym, źle?"
O tym, ze "brak kondoma = gwalt" przeczytalem w artykule napisanym przez (bylego?) prawnika Assagne do ktorego to artykulu link podal ktos w innej wypowiedzi tutaj. W zwiazku wiec z tym oraz w zwiazku, ze ta kwestia nie byla glownym tematem mojego postu, nie uznalem za stosowne podawac jeszcze raz ten sam link, ktory juz zostal podany tutaj przez kogos innego, wiec nie oceniaj innych tak pochopnie jak to uczyniles.
Nie jest tez prawda, jak podajesz, ze sprawa jest taka oczywista i typowa, nawet dzisiaj The Guardian napisal powolujac sie na Reutersa:
Inny artykuł na ten temat:
How the rape claims against Julian Assange sparked an information war
The arrest of Julian Assange: as it happened
Swoja droga trzeba miec niezwykle gleboki sen, zeby byl mozliwy stosunek seksualny z osoba spiaca (jak rozumiem bez jej obudzenia), az dziwne, ze to mozliwe. ;)
Swoja droga trzeba miec
Mógłbyś zachować swoje fantazje dla siebie. Fantazje, bo nikt nie mówi, że taki właśnie był przebieg zdarzenia (że ofiara się nie obudziła "do końca") tylko ty sobie to wymyśliłeś.
Tak, gwałt jest nawet wtedy kiedy gwałciciel nie miał orgazmu (bo przestał gdy ofiara się obudziła). I nie usprawiedliwia go też, jeśli ofiara nie walczyła. Albo, że nie zdążyła powiedzieć 'nie', bo np. spała.
W Szwecji (jak i np. w Kanadzie) obowiązuje standard zwany enthusiastic consent. Jeśli chcesz dyskutować z zasadnością tej normy prawnej (bo to chyba jest twoją intencją), znajdziesz do tego lepsze miejsca niż to, np. polskie Onionforum, albo (if you dare) manboobz.blogspot.com.
Znamy juz odpowiedz na to
Znamy juz odpowiedz na to pytanie: "kto jeszcze zastosowal lub zastosuje?"
Visa i Mastercard.
Wydaje sie, ze juz znacznie wiecej firm wymowilo uslugi dla wikileaks, niz pozostalo takich, ktore jeszcze nie wymowily, choc by mogly.
A co do rzekomego braku wplywu politykow na decyzje firm, to czytamy jednak, ze PayPal podjal swoja decyzje po tym jak politycy wywierali na nich naciski w tej kwestii:
http://wyborcza.pl/1,75248,8789471,Cyberwojna_w_obronie_Wikileaks.html
http://wyborcza.pl/1,75248,8789471,Cyberwojna_w_obronie_Wikileaks.html
http://wyborcza.biz/biznes/1,
http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,8841722,Bank_of_America_przeciwko_Wikileaks.html
http://wiadomosci.gazeta.pl/W
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8831971,Australia__Rzad__Wikileaks_nie_zlamalo_prawa.html
A dokładniej, jakie prawa
A dokładniej, jakie prawa łamie Wikileaks?
Tego już PayPal nie mówi... To nie Wikileaks wykradło tajne materiały, oni je tylko opublikowali. A to - o ile się nie mylę - nie jest nielegalne.
Rozumiem, gdyby PayPal wypowiedział umowę Wikileaks, oznajmił, że nie przyjmuje więcej przekazów a zgromadzone środki przelał na wskazany rachunek.
Ale zamrożenie środków bez żadnej podstawy prawnej to zupełnie inna sytuacja. PayPal nie jest właścicielem tych środków i nie może uniemożliwiać korzystania z nich bez konkretnej przyczyny.
A wygląda na to, że przyczyny takiej za bardzo nie ma, czego zresztą ma świadomość amerykańska administracja. Stąd też list gończy Interpolu i naciski na prywatne firmy (to oczywiście domysły).
Jednak jest różnica między unikaniem narażania się reklamodawcom (czyli stosunki między dwoma podmiotami prywatnymi), a naciskami ze strony rządu czy "służb".
PayPal nie jest sądem
Nie mówi, bo nie jest sądem. Oszacowali - jak przypuszczam - ryzyka prawne i doszli do wniosku, że tak będzie dla nich lepiej. Podobnie jak Amazon, czy inne spółki, celem ich działania jest (i to nie powinno nikogo dziwić) jest przynoszczenie zysku ich udziałowcom. To nie jest spostrzeżenie z tych bardzo rewolucyjnych, wystarczy sięgnąć do polskiego kodeksu spółek handlowych, by się zorientować, że tak też widzi rolę spółek polski ustawodawca. Zamieszanie związane z obsługą "gorącego kartofla" wcale nie musi być korzystne dla interesów. Nie można - jak uważam - oczekiwać od PayPal, że będzie świadczyć usługi wszystkim, wobec których takie życzenie wyrazi "opinia publiczna wspierająca pewną idee". Moim zdaniem świat też nie działa tak, że zawsze za wszystkim musi stać jakiś "rząd". Przedsiębiorcy podejmują swoje własne decyzje biznesowe i czasem rzeczywiście oddają pole pod naciskiem tego czy innego, ale racjonalne prowadzenie biznesu również jest ważnym czynnikiem przy podejmowaniu decyzji.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Racjonalne prowadzenie biznesu
A właściwie to dlaczego konieczność maksymalizacji zysku jednego podmiotu ma stać ponad interesem społecznym? Firmy nie są przecież oderwane od społeczeństw w których prowadzą interesy. Czy naprawdę mamy akceptować to, że "racjonalne prowadzenie biznesu" polega tylko i wyłącznie na zimnej kalkulacji finansowej, obliczonej na kilka, góra kilkanaście lat, a wieloletni (a może nawet wielopokoleniowy) interes obywateli - nasz, naszych dzieci - schodzi na drugi plan, albo w ogóle się nie liczy? Oczywiście, że firmy mają przynosić zyski - ale czy zysk należy liczyć tylko w pieniądzach? Czy naprawdę chcemy, żeby pieniądze były najważniejszym i ostatecznym argumentem? Jeśli się na to zgodzimy, to oddamy całkowicie i nieodwracalnie władzę nad nami bankom, z którymi nie mamy najmniejszych szans, bo nie potrafimy jak one tworzyć pieniędzy z niczego. A na wybór władz banków społeczeństwa nie mają najmniejszego wpływu...
WikiLeaks pewnie niedługo przetestuje Google (bezpośrednio lub pośrednio) - miejmy nadzieję, że "Don't be evil" nie okaże się frazesem... Jak na razie tylko szwajcarski Switch, który jest dokładnym odpowiednikiem polskiego NASK, tak samo zresztą państwowym, powiedział STOP naciskom rządów USA i Francji... Symptomatyczne?
Ja w każdym razie dorzuciłem swój kamyczek do uderzenia w firmy tam gdzie je najwyraźniej najbardziej zaboli i skasowałem swoje konto w PayPalu oraz zabrałem maszyny z Amazon Web Services. Nie ja jeden oczywiście i mam nadzieję, że podobne decyzje - mimo oczywistych niewygód - podejmie jeszcze wielu ludzi. Do czego gorąco zachęcam. :))
Mamy środki nacisku, nie wahajmy się ich użyć. ;-)
Wahadła
Ja ten proces, którego jesteś częścią (przenosząc hosting, wybierając operatora płatności), postrzegam, jako coś na większą skalę, coś o dużej inercji. W myśl zasady, że "każdej akcji towarzyszy reakcja" wizualizuję to sobie jako wielkie wahadło (por. W Wielkiej Brytanii zapowiedź zmiany kierunku wahadła). I tak, jak biznes kieruje się osiąganiem pewnych celów, tak konsumenci kierują się osiąganiem swoich. Tworzy się złożony "ekosystem". Jeśli konsumenci/partnerzy biznesowi w reakcji na działania biznesu będą podejmować (masowo?) działania, które ten biznes będzie (musiał?) wkalkulować w swoje strategie, to doprowadzi to prawdopodobnie do zmiany "układu" społecznego.
Jednocześnie chętnie poznałbym Twoje zdanie, komentarz, dotyczący takich zjawisk społecznych, jak opisane w tekście Wyrok ETPCz: prawo dochodzenia roszczeń w przypadku naruszenia prywatności.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Chomsky - propaganda model
Jakiś czas temu Chomsky zaproponował model działania mediów. Od tego czasu jest jasne, że media prywatne nie sa oazą wolności w odróżnieniu od Państwowych ( sterowanych przez rząd) a sa po prostu firmami walczacymi o zysk. Większość żali jakie sie tu pojawiają bierze się z naiwnego przekoannia że Amazon robi coś "dla idei" czy jak? Przecież chodzi o pieniądze. I o nic więcej. Tak wygląda świat ludzi dorosłych moi panowie - w teatrze TV pt. "Opowieści Hollywood" jest scena w której słuchamy jak umarła żona brata Tomasa Manna - Hainricha. Zażyła środki nasenne, a Heinrich niosąc ją na rękach chodzil od szpitala do szpitala i nikt jej nie przyjął - jako emigranci nie mieli ubezpieczenia. Tak wygląda i nasze życie - tyle że nas na razie stać na wczasy i internet...
Oszacowali - jak
Raczej ryzyko polityczne. Trudno sobie wyobrazić o co mogłby zostać pozwany PayPal, wspieranie terroryzmu? lmao...
No i dalej pozostaje kwestia na jakiej podstawie PayPal pozbawił swojego klienta możliwości korzystania ze środków zgromadzonych na koncie. Tutaj nie wystarczy mętnie powołać się na swoje zasady. Dla mnie jest szokujące, że tak poważna firma poddaje się naciskom.
Zdaje się nie rozumie pan
Zdaje się nie rozumie pan co ujawnia WikiLeaks. Jeśli coś z tych dokumentów wynika to właśnie to, że nacisk na paypal nie jest niczym szokującym i dziwne że dopiero teraz...
A co takiego niesamowicie
A co takiego niesamowicie groźnego było w ostatnio ujawnionych materiałach, bo chyba mi umknęło? Dużo więszego kalibry były materiały ujawnione np. w kwietniu czy lipcu br.
Większość nawet nie była utajniona. Po prostu obecny wyciek lepiej nadaje się do wykorzystania w polityce, tak na szczeblu międzynarodowym jak i w wewnętrznych rozgrywkach w USA.
Do tych materiałów dostęp miał 22-letni analityk i setki, jeśli nie tysiące jego koleżanek i kolegów.
A czy znamy
A czy znamy umowy, które zawarli wspomnieni koledzy oraz sam 22-letni analityk ze swoim pracodawcą? Tajemnica pracodawcy, niezależnie od tajemnicy służbowej i innych tajemnic, chroniona jest również w Polsce. Co więcej - można się też umową cywilnoprawną niezależną od stosunku pracy umówić o powstrzymania się od ujawnienia tajemnic (art. 721 Kodeksu cywilnego). To, że ktoś miał do informacji dostęp, wcale nie oznacza, że każdy miał prawo się z informacjami zapoznać.
Pozostaje dylemat sygnalizowany wielokrotnie na łamach tego serwisu: czy tajemnica powszechnie znana nadal jest tajemnicą? Z perspektywy systemu prawnego odpowiedź na to pytanie wydaje się być twierdząca: tak, tajemnica powszechnie znana nadal jest tajemnicą.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Ale przecież ja nie
Ale przecież ja nie kwestionuję odpowiedzialności prawnej Manninga.
Z całym szacunkiem, ale się nie zgodzę. Umowa zawarta pomiędzy jakąś organizacją a jej pracownikiem w żaden sposób nie ogranicza mojego prawa do zapoznania się z informacją czy jej dalszego rozpowszechniania. Taka umowa ma skutek prawny tylko dla stron, prawda? Czyli ja mam prawo się z takimi tajemnicami zapoznać (np. jak ktoś zgubi pendrive na ulicy a ja go znajdę), co więcej - mogę je pokazać komu tylko będę miał ochotę.
Jeżeli się mylę, to proszę o sprostowanie, bo nieświadomie mogę sobie kiedyś napytać kłopotów.
Czyli nadal nie widzę w jaki sposób prawnie za rozpowszechnianie tych informacji mieliby odpowiadać Assagne, Amazon czy PayPal.
To oczywiście dalece nie
To oczywiście dalece nie wyczerpuje tematu, ale może być jakimś początkiem - proszę sięgnąć np. do tego e-booka: Prawne aspekty prowadzenia e-biznesu, zwłaszcza do części:
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
No dobrze, ale czy ktos nie
No dobrze, ale czy ktos nie zwiazany z dana firma kto przypadkiem natknie sie na takie inforomacje, bo ktos z firmy na przyklad pomylkowo wyrzucil je do smietnika, jest zobowiazany do tajemnicy, pomimo ze nic z ta firma nie ma wspolnego?
Klasyfikacja informacji
Klasyfikacja informacji poufnych wg wikipedii:
"Classification levels
Although the classification systems vary from country to country, most have levels corresponding to the following British definitions (from the highest level to lowest):
Top Secret (TS)
The highest level of classification of material on a national level. Such material would cause "exceptionally grave damage" to national security if made publicly available.
Secret
Such material would cause "grave damage" to national security if it were publicly available.
Confidential
Such material would cause "damage" or be "prejudicial" to national security if publicly available.
Restricted
Such material would cause "undesirable effects" if publicly available. Some countries do not have such a classification.
Unclassified
Technically not a classification level, but is used for government documents that do not have a classification listed above. Such documents can sometimes be viewed by those without security clearance."
http://en.wikipedia.org/wiki/Classified_information
Nie bardzo widzę, które z
Nie bardzo widzę, które z tych kategorii mogłyby mieć zastosowanie. Nie jest to ani tajemnica handlowa (w kontekscie nieuczciwej konkurencji lub manipulacji giełdowych), nie można też mówić o tajemnicy dziennikarskiej (bo to dotyczy tylko źródeł), pozostałe przypadki są wiążące tylko dla stron.
Trochę mało, aby kwestionować pierwszą poprawkę. Co prawda prokuratorzy w USA kombinują, jak sprawę podciągnąć pod Espionage Act, ale wymagałoby to udowodnienia (USA vs. Morrison, pkt. 39 uzasadnienia), że depesze faktycznie spowodowały poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa. A trudno to udowodnić przed sądem bez odtajniania kolejnych informacji ;)
Ciekawy komentarz w Washington Post
Jeszcze ciekawsze są pojawiające się i znikające artykuły w niektórych Niezależnych (sic!) mediach.
Assagne przejdzie do historii jako pierwsza osoba ścigana przez Interpol za nieumiejętne używanie kondoma.
Assange Accuser Worked with
Assange Accuser Worked with US-Funded, CIA-Tied Anti-Castro Group
"Do tych materiałów
"Do tych materiałów dostęp miał 22-letni analityk i setki, jeśli nie tysiące jego koleżanek i kolegów."
Gdzies w mediach jest podane ze 3 mln urzednikow i wojskowych ma do tego dostep, dlatego nawet dziwiono sie, ze przy takiej ich liczbie dopiero teraz nastapil przeciek.
O tu jest dokladniej
O tu jest dokladniej podane:
Wiadomo skąd Wikileaks ma informacje?
Jest jeden problem
Oczywiście że nie można od firmy komercyjnej (na wolnym rynku) wymagać by obsługiwała wszystkich którzy maja na to ochotę wbrew (nawet subiektywnie postrzeganemu) interesowi firmy jednakże powstaje kłopot natury formalnej a mianowicie rynek płatności i usług bankowych jest daleki od wolnego rynku stąd też nie każdy może sam taką działalność prowadzić (moim zdaniem to źle ale to temat na odrębną dyskusje) jednakże w związku z limitowaniem prawa do działalności a danej dziej dziedzinie powstaje problem czy dana korporacja może (pod względem moralnym) w taki sposób traktować swoich klientów i bez wyroku sądu odmawiać im świadczenia usługi.
Poprzez sztuczne ograniczenia zbudowano system w 100% zależny od polityki i tym samym realizujący cele stricte polityczne
stąd nie ma się co dziwić że koncerny (zależne od koncesji) reagują na naciski i się im poddają.
Jeszcze linki odnośnie
Jeszcze linki odnośnie poprzedniego postu:
http://www.lasisblog.com/2010/11/12/wikileaks-has-committed-no-crime/
http://en.rsf.org/wikileaks-hounded-04-12-2010,38958.html
A w Polsce biją murzynów
Dlaczego MSWiA piętnuje ludzi bez wyroku sądowego? "Czy następni w kolejce będą dziennikarze, którzy krytykują premiera?"
Reductio ad absurdum
Szanowny Panie Waglowski, idąc dalej za Pana rozumowaniem zapewne nie podejmie się Pan też prowadzenia przed sądem sprawy nazwanego przez Pana "gorącego kartofla"(niekoniecznie WikiLeaks), bo może to zaszkodzić Pańskiemu biznesowi (o ile prowadzi Pan sprawy przed sądem).
Okazuje się też, że to, iż ktoś jest czyimś klientem i zawarł z nim umowę nic nie znaczy, bo kiedy klient okazuje się "gorącym kartoflem", to zwyczajnie spuszcza się go do kanału. Jednak nam, zwykłym "konsumentom" wmawia się, że umowa to rzecz święta i najważniejszy dokument w kapitalizmie. Mogę więc oczekiwać, że pewnego dnia zakład energetyczny zerwie ze mną umowę, jeżeli będę miał głośną kontrowersyjną sprawę z rządem RP.
Chciałbym też zauważyć, że wyjaśnienie Amazon wcale nie musi być prawdziwą przyczyną usunięcia WikiLeaks z ich serwerów, a jedynie wiarygodną. To, że ktoś mówi, iż nie było nacisków niekoniecznie znaczy, że nie było, szczególnie w tej sprawie.
Całkiem niedawno pisał Pan tyle o ACTA. Podnosił Pan wtedy larum, że za naszymi plecami wprowadza się quasi prawo. Ile by Pan wiedział, gdyby nie WikiLeaks?
Społeczeństwo nie sprowadza się do dwóch tylko ról: biznesmenów i konsumentów. Ci, którzy tego nie rozumieją prowokują rewolucje.
Szanowny Panie sevencats
nie jestem adwokatem ani radcą prawnym, a więc nie podjąłbym się prowadzenia sprawy WikiLeaks przed sądem, ponieważ nie mógłbym tego (co do zasady) zrobić. Nie zmienia to faktu, że uważam, że ludzie tworzący WikiLeaks mają prawo do sądu. Mają je również w sytuacji, w której byli związani kontraktem, a ktoś kontraktu nie dotrzymał (chociaż nie znam treści umowy wiążącej Amazona z WikiLeaks i nie wiem, jakby orzekał sąd, gdyby sprawa zaprzestania świadczenia usługi do niego trafiła).
To, że zwracam uwagę na pewne procesy legislacyjne, nie pozostaje w sprzeczności z tym, że staram się analizować sytuacje z uwzględnieniem dostępnych informacji i z włączonym samodzielnym myśleniem i staram się robić to krytycznie. Oczywiście rozumiem, że wielu komentatorów chciałoby widzieć taki stan, w którym jasno można określić: to jest czarne, to jest białe, albo: to jest dobre, to jest złe. Ja wiem, że są odcienie szarości. Nie bronię nikomu dochodzenia roszczeń, nie bronię nikomu brania udziału w debacie (proszę zresztą przejrzeć archiwum tego serwisu, by znaleźć wielokrotne sygnały, że właśnie toczą się jakieś konsultacje i warto, by czytelnicy wzięli w nich udział).
Proszę też sobie samodzielnie odpowiedzieć, czy przeczytał Pan chociaż jedną depeszę ujawnioną przez WikiLeaks (albo przynajmniej przywołane przez Pana dokumenty nt. ACTA), czy oburza się Pan na mnie opierając się wyłącznie na meta-informacjach dotyczących sprawy WikiLekas, czy też może rzeczywiście zadał Pan sobie trud, by przekopać się przez większą liczbę materiałów dostępnych w tej sprawie. Wiele osób łatwo buduje sobie obraz świata wyłącznie w oparciu o to, co ktoś inny im podaje na tacy. Ja staram się myśleć samodzielnie. Być może nie zawsze mi się to udaje, ale staram się.
Podobnie, jak nie musi być prawdziwą przyczyną podany przez Amazon powód zaprzestania świadczenia usługi na rzecz Wikileaks, tak i nie koniecznie musi być tak, że zaprzestanie świadczenia usługi nastąpiło pod presją "nacisków". Może Pan oczywiście wierzyć w cokolwiek chce.
Ja wierzę, że przejrzystość działania władzy publicznej jest czymś, o co warto walczyć. I dlatego tyle energii poświęcam na uruchomienie i prowadzenie rzetelnej dyskusji o ponownym wykorzystaniu informacji z sektora publicznego (por. re-use). Wczoraj nawet, mimo zasp i generalnie nieprzyjaznej aury, dotarłem na Hackaton, by w miarę możliwości pomóc w pracach nad tworzeniem narzędzi wykorzystujących dane publiczne. Wczoraj był Open Data Day 2010, ale moja aktywność w tej dziedzinie nie ogranicza się tylko do jednego dnia w roku. Jeśli robi Pan więcej w tej sprawie - chwała Panu i proszę przyjąć moje najserdeczniejsze życzenia.
Ja jestem zarówno konsumentem, jak i przedsiębiorcą. Poza tym jestem również aktywny w organizacjach pozarządowych. Staram się analizować sytuację uwzględniając doświadczenia każdej z tych ról. A im więcej uwzględni się czynników, tym sytuacja bardziej skomplikowana (to truizm), ale tym trudniej doprowadzić do prostego zestawienia: dobre-złe.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Z tą racjonalizacją
Z tą racjonalizacją podejścia biznesu do wyjawiacza tajemnic dyplomatycznych USA, to wreszcie VaGla włożył kapelusz socjologa, odnotowując wektory sił w społeczeństwie zamiast pryncypialnie walidować zachowania ludzkie do kilku (może i ważnych) instytucji prawnych (np. domniemanie niewinności). Jak dla mnie ciekawa odmiana w tekstach wydawanych na łamach tego serwisu. Różne idee przewijają się w komentarzach i wydaje mi się, że stali czytelnicy tego serwisu taką analizę motywacji wyobrazić mogliby sobie sami.
Zresztą, co my byśmy sobie tu nie pogadali, to nie mamy takich tradycji we free speech i na pewno tamten odległy naród inaczej wizualizuje sobie winnych, ofiary i zagrożenia dyplomatyczne, zbrojne, dla wolności słowa z powodu całego zajścia. I tak my tu polskojęzyczni za dużo nikogo nie pokaramy generując entropię. ;)
Za tym wszystkim nie stoi rząd...
...tylko - słowo którego lubią używac wszelkiej maści rewolucjoniści, ale tu pasuje idealnie - tzw. "system". Róznego rodzaju korporacje, wraz z rządami, są częścią tego "systemu", który funkcjonuje m.in. w oparciu o takie założenie, ze poszczególni uczestnicy tegoz "systemu" będą wobec siebie przestrzegac pewnych reguł "akceptowalnych" zachowań. Jedną z takich niepisanych reguł jest m.in. to, że o wszelkiego rodzaju "ciemnych" sprawkach - których i rządy, i korporacje mają na sumieniu sporo - nie mówi się publicznie (pani Dulska się przypomina ;)). Dopóki pewne sprawy pozostają nieujawnione, jest OK. Assange porwał sie na to tabu i widzimy, jak "system" sie broni - każdy uczestnik tego systemu na własną rękę, ale bardzo spójnie i ręka w rękę z innymi, wynajduje preteksty pozwalające odciąć się od niego, czy też odciąć jego od tych, którzy pozostają lojalni wobec "systemu". Mamy tu przykład klasycznego, typowego ostracyzmu we współczesnych dekoracjach, którego Wikileaks padło ofiarą. Nie byłeś jak inni, nie milczałes w sprawach, o których lojalny uczestnik "systemu" powinien milczeć, więc won...
To pewien punkt widzenia, ale
To pewien punkt widzenia, ale powiedz mi Jarku, jak byś skomentował/ocenił sytuację, w której rzeczywiście wysłałbym już to pismo do NASK w sprawie waglowski.pl, a NASK uznając, że dochodzi do bezprawnego naruszenia moich dóbr osobistych, nie czekając na rozstrzygnięcie sądu, a samodzielnie oceniając sytuację, usunąłby wpisy dotyczące tej domeny u siebie? Byłbym "częścią systemu, który się broni", a NASK szedłby ze mną "ręka w rękę"? Bo przecież gdyby NASK nie zareagował na moje pismo, to (w myśl art 14 uśude) od otrzymania takiego powiadomienia (wiarygodnej wiadomości) może ponosić samodzielnie odpowiedzialność, a pozew przeciwko NASK by uwzględniał profesjonalny charakter rejestratora i moja wygrana przed sądem byłaby dla NASK bolesna (również ekonomicznie).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
mój scenariusz
Cóż, NASK oszacowałby ryzyko prawne (pewnie zostałby powołany jakiś sztab kryzysowy) i obliczył czy bardziej opłaca mu się spuścić Cię na drzewo czy tym razem oddać domenę a do sądu pójść przy następnej okazji z kimś bardziej anonimowym i/lub mającym słabsze argumenty :-).
Będę sie upierał
że jest to zupełnie inna sytuacja. Może od strony prawnej istotnie da się ją potraktować podobnie, ale merytorycznie chodzi zupełnie o co innego.
Zgodnie z Twoją tezą, każdy musi sam oszacować, kiedy warto postąpić może niekoniecznie do końca zgodnie z prawem, za to w zgodzie z jakimiś wyznawanymi wyższymi wartościami.
Problem w tym, że dla korporacji wartości nie istnieją - istnieje tylko rachunek zysków i strat, więc korporacja zawsze będzie wybierać działania oportunistyczne...
Moja teza jest inna
Napisałeś:
A moja teza jest inna. System prawny wymaga od każdego "aktora" działającego w społecznym układzie, by przestrzegał prawa. Można dyskutować, czy dane prawo jest "słuszne", czy nie jest (tu odsyłam do dyskusji na temat prawa natury i dalszych koncepcji, które tym obszarem badań się zajmowały). Można oceniać, czy prawo jest dość precyzyjne, czy też pozostawia margines interpretacyjny. Można się zastanawiać, zwłaszcza wobec rozwoju technik społecznej komunikacji, jakie prawo (w ujęciu "pozytywnym", a więc tym spisanym i interpretowanym wedle przyjętych w nauce prawa reguł interpretacyjnych) jest właściwe dla konkretnych relacji transgranicznych. Niezależnie od tego system przewiduje, że każdy taki "aktor" będzie przestrzegał przyjętych norm. Niezależnie, od tego, czy sprawa trafi kiedyś do sądu, czy nie. Sąd zaś jest uruchamiany "w ostateczności".
Podobnie, jak nie zakładamy, że za każdym razem sąd musi się wypowiedzieć, by organ do tego zobowiązany udostępniał nam informację publiczną, lub wydał decyzję administracyjną tam, gdzie taką decyzje - wedle odrębnych przepisów - powinien wydać, czasem się jednak zdarza, że zachodzi bezczynność i dochodzi do rozstrzygnięcia sądowego (jak np. WSA w Warszawie zobowiązał GIODO do rozpoznania skargi związanej z Warszawską Kartą Miejską), jednak oczekuje się, że zobowiązani do pewnych działań będą je czynili bez konieczności angażowania wymiaru sprawiedliwości. Podobnie musi być w przypadku relacji między podmiotami prywatnymi. Każdy powinien się powstrzymać przed bezprawną ingerencją w sferę życia prywatnego, każdy powinien chronić informacje podlegające - ponieważ takie są przepisy - ochronie (ze względu na tajemnice przedsiębiorstwa, tajemnice handlowe, tajemnice państwowe, służbowe, inne jeszcze).
Może się zdarzyć, że część społeczności w inny sposób widzi dany, normatywny obowiązek i chciałoby (jak w przypadku WikiLekas), by informacja była dostępna. Oczekuje wręcz, by inne podmioty niż WikiLeaks "pomagały" w utrzymaniu dostępności. Jednak te inne podmioty również muszą przestrzegać przyjętych norm, a brak ich przestrzegania może powodować odpowiedzialność. Dlatego ich każdoczesna interpretacja w pierwszej kolejności odbywa się wewnątrz organizacji, o którą chodzi (interpretuje Amazon, interpretuje - w moim przykładzie - NASK, interpretują też inne podmioty; ja interpretuję za każdym razem, gdy moderuję komentarze w tym serwisie, i nie przepuszczam takich, które mają - wedle mojej świadomości - kogoś pomówić, jeśli miałyby być ujawnieniem tajemnic, jeśli naruszałyby dobra osobiste, jeśli stanowiłyby apoteozę systemu totalitarnego, jeśli byłyby naruszeniem praw autorskich, i tak dalej - prowadząc ten serwis i moderując codziennie komentarze, dokonuję na własny rachunek takich interpretacji i nie czekam na sąd).
Można tą sytuację przybliżyć do adwersarzy proponując, by postawili się w roli takiego Amazona. Oto adwersarz staje się - dla potrzeb tego wywodu - prezesem zarządu spółki, która świadczy usługę podmiotowi, który postanowił ujawnić pewne informacje. Dostrzega, że takie informacje, które udostępniane są z wykorzystaniem infrastruktury kierowanej przez niego spółki mogą mieć wątpliwy prawnie status. Szacuje ryzyka. Dochodzi do wniosku, że utrzymanie stanu, w którym kierowane przeze niego przedsiębiorstwo i on osobiście może podlegać odpowiedzialności prawnej (dziś w Polsce chyba nie ma już wydawców, którzy wierzą - to przykład jedynie - w umieszczane kiedyś w papierowych periodykach klauzule, że "wydawca i redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treści reklamowe"). Co zatem robi? Jeśli jest "rewolucjonistą na własny rachunek" - nie reaguje ("Niech nas zamkną, niech nas obłożą karami, niech mnie osobiście wsadzą do więzienia, ale jawność tych dokumentów jest tak ważna, że możemy polec, a nie usuniemy ich z naszej chmury" - mógłby powiedzieć szef Amazona). Jeśli jednak dochodzi do wniosku, że możliwe sankcje i inne konsekwencje prawnej natury przeszkodzą mu w realizacji podstawowej działalności - nie czeka na sytuacje, w której zostanie uruchomiony system. Wie bowiem, że w przypadku uruchomienia systemu skutki dla jego działalności mogą być "kosztowne".
Zatem moja teza jest taka: każdy sam szacuje, kiedy ma postąpić zgodnie z prawem (a wcześniej podejmuje trud interpretacji przepisów i robi to na własny rachunek).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Dostrzega, że takie
Ale nie mają wątpliwego prawnie statusu. Ponieważ ujawnianie tajnych rządowych materiałów nie jest i nie może być w USA nielegalne, co gwarantuje 1. poprawka.
Pociągnąć do odpowiedzialności prawnej można jedynie osobę, która wykradła tajne bądź poufne informacja, ci którzy je dalej rozpowszechniają działają zupełnie legalnie.
Czyli ryzyko prawne jest bliskie zeru, zakładając legalne działania administracji. Co innego ryzyko polityczne.
I nadal rozróżnić trzeba odmowę świadczenia usług z zablokowaniem środków klienta (PayPal).
To jest Pana wniosek
Amazon być może doszedł do innych wniosków.
Ale jeśli uważa Pan przeciwnie, to przecież może Pan zaproponować WikiLeaks, że przyjmie Pan ten serwis do swojej infrastruktury.
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
niestety nie mogę
niestety nie mogę zaoferować im nic lepszego niż farma serwerów w dawnym schronie przeciwatomowym...
I chciałbym zauważyć, że uparcie odwołuję się do umowy z PayPal, ponieważ to ta kwestia wydaje sie tutaj ciekawsza. Amazon po prostu zrywa bez podania konkretnego powodu umowę, co może nie jest najładniejszym zachowaniem, ale nie budzi zastrzeżeń jeżeli chodzi o legalność.
Zamrożenie środków klienta jest moim skromnym zdaniem zupełnie inną kwestią. I chętnie bym usłyszał, co na ten temat sądzą prawnicy.
Zamrożenie
W przypadku zamrożenia konta w banku szwajcarskim powód został opisany w następujący sposób:
Oryginalna notatka prasowa The Swiss Bank Post Finance: WikiLeaks: PostFinance beendet Geschäftsbeziehung zu Assange:
Podał zatem nie swój adres. To po pierwsze. Po drugie - zakładając konto oświadczył, że jest mieszkańcem Szwajcarii, a bank stwierdził (poniżej cytuję za swissinfo.ch), że nie jest (dlatego banku uznał, że Julian Paul Assange przy zakładaniu konta podał nieprawdziwe informacje, a zatem bank może odstąpić od umowy).
I dalej, za genevalunch.com:
Zatem zamrozili, ale pytają, gdzie przelać pieniądze, a jeśli nie będzie można legalnie (zgodnie z prawem) przetransferować pieniędzy, to umieszczą na specjalnym koncie i poczekają, aż się zgłosi ktoś, kto zgodnie z prawem może dysponować tymi funduszami.
Jeśli chodzi o PayPal, to notatka prasowa również została opublikowana:
Spośród opublikowanych dokumentów część nie była oznaczona żadną klauzulą tajności, ale przedstawia się to w sposób następujący:
Przypuszczam, że w obu przypadkach Assange może pójść do sądu i próbować argumentować, że zerwanie umowy było niezgodne z prawem. Ale czy było niezgodne z prawem?
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
"Trzeba pamiętać, że nie
Bankiet tajemnic
WikiLeaks ostrzega: następny wyciek dotknie naj...
Jest rzeczywiscie zdumiewajace, ze niby dzialajace niezaleznie firmy w roznych krajach pod roznymi pretekstami *w mniej wiecej tym samym czasie* rozwiazuja umowy i zamrazaja fundusze.
Podobne zdanie maja
Podobne zdanie maja przedstawiciele Iranu:
http://www.guardian.co.uk/news/blog/2010/dec/07/wikileaks-us-embassy-cables-live-updates
Nasze, zwyklych smiertelnikow watpliwosci co do takiego obrotu zdarzen wynikaja zapewne glownie z tego, ze sami nie potrafimy wymyslec tak przerotnych spiskow i intryg, zatem odruchowo myslimy, ze to zbyt zawile i skomplikowane, aby ktokolwiek inny je wymyslil i wprowadzil w zycie.
Jednakze takie przewrotne spiski potrafia tez uknuc powiesciopiszarze, autorzy bestsellerow, a zatem skoro oni potrafia, to "tacy sami" "powiesciopisarze" moga tez pracowac dla rzadow i wymyslac podobne intrygi i spiski, jak autorzy kryminalow i poswiesci sensacyjnych, ale tym razem z zamiarem wprowadzenia ich w zycie.
Jedyna pociecha, ze bestsellery trafiaja sie wzglednie rzadko, zatem mozna miec nadzieje, ze przez analogie w swiecie realnym rowniez tego typu wyrafinowane i wyrachowane spiski i intrygi rowniez maja miejsce dosc rzadko.
Na co dzien bowiem dominuje niekompetencja, glupota i niechlujstwo wszelkiej masci urzednikow i dlatego mozna miec nadzieje, ze prawdopodobnie to jest przyczyna aktualnej afery, a przedstawiciele Iranu sie myla co do tego, ze jest to kontrolowany przeciek.
Ja nie widzę różnicy
"Zatem moja teza jest taka: każdy sam szacuje, kiedy ma postąpić zgodnie z prawem (a wcześniej podejmuje trud interpretacji przepisów i robi to na własny rachunek)."
Pomijając cały Twój wywód, który prowadzi do tej tezy, a który traktuję jako całkowicie uboczny, naprawdę nie widzę istotnej różnicy między tym co napisałeś powyżej, a tym co ja napisałem:
"każdy musi sam oszacować, kiedy warto postąpić może niekoniecznie do końca zgodnie z prawem, za to w zgodzie z jakimiś wyznawanymi wyższymi wartościami."
Może róznica polega na tym, że z mojej wersji wypowiedzi wyraźnie wynika, że prawo nie jest całym światem, i jest tu jawne odwołanie do innych wartości, które dla danej konkretnej osoby w danej konkretnej sytuacji mogą być istotniejsze niż przestrzeganie prawa - natomiast w Twojej wersji jest odwołanie tylko do prawa, czyli alternatywą jest przestrzegać prawa albo nie przestrzegać prawa (ale nie ma mowy o tym, co "w zamian" nieprzestrzegania prawa...)? Nie wiem...
Witam, Zgodzę się z
Witam,
Zgodzę się z Autorem, że przedsiębiorcy mają prawo do zrywania umów, tym bardziej, jeśli bądź przynoszą im one szkody, bądź też w samej umowie istnieją warunki pozwalające na wykonanie w danych okolicznościach takiego ruchu.
Jako chyba jedna z nielicznych osób czytam licencje na oprogramowanie i regulaminy forów/serwisów na których się udzielam i uderzają mnie w nich wszystkich dwie rzeczy:
1.Praktyczne pozbawienie praw usługobiorcy do dochodzenia swoich praw na drodze prawnej, bo przecież podpisując regulamin był świadom scedowania praktycznie wszelkich praw do oceny legalności, zgodności z prawem autorskim itp. na rzecz usługodawcy.
Klauzula o "czynnościach niezgodnych z prawem" jest przeze mnie rozumiana: o czynnościach, których niezgodność z prawem została dowiedziona przed sądem. Z praktyki, także tej tutaj przytoczonej, wydaje się jednak, że należy to rozumieć: "czynnościach co do których usługodawca ma podejrzenie o to, że są niezgodne z prawem".
2.Wybiórcze traktowanie regulaminów przez usługodawców w trakcie świadczenia usługi.
Chyba słusznym będzie domniemywać, że dotychczasowa działalność wspomnianego serwisu mieściła się w tym samym profilu co w momencie zakwestionowania legalności. Czy nie oznacza to więc, że ignorując dotychczas odpowiednie zapisy umowy usługodawca zrezygnował z wynikających z nich uprawnień? Zdaję sobie sprawę, że prawo do zerwania umowy to nie obowiązek. Z drugiej jednak strony zapisy regulaminów często stanowią w takim wypadku nie "ma prawo do zerwania umowy" ale "umowa ulega zerwaniu".
Wszystko co napisałem nie ma zapewne zastosowania do usług wspomnianych serwisów, jako że z ich regulaminami akurat się nie zapoznałem nie będąc ich klientem.
Pozdrawiam,
Tomasz Sztejka
Wykładnia według Heise
Mi się bardzo podoba ta wersja:
- Amazon odpiera zarzuty o naciski polityczne w sprawie WikiLeaks
Ewidentnie tutaj wyboldowałbym pierwszą cześć wypowiedzi Amazonu:
Pytanie czy jesteśmy w stanie udowodnić, że posiadają prawa do tej zawartości i czy na pewno mogą wyrządzić szkody innym. Według mnie praw nie posiadają, a wyrządzić szkody mogą ;]
Odpowiedż
Szanowny Panie. Nie chciałem, aby moja wypowiedź złośliwie wypadła, ale mam do tego tendencje. Miałem odpisać od razu ale różne pilne zajęcia mi na to nie pozwoliły.
Oczywiście, że zadałem sobie trud przeczytania przynajmniej części dokumentów ACTA oraz pewnej niewielkiej części depesz jak również artykułów na różnych światowych portalach nt. mr Assange'a, bo zwyczajnie nie mam czasu na czytanie wszystkiego.
Nie mam w zwyczaju kierowania się cudzymi opiniami, bo mam własne. Mogę się mylić ale to moje opinie.
Chciałem tylko pokazać, do czego może doprowadzić pójście za pewnymi rozumowaniami.
W tej chwili mr Assange ma opinię gwałciciela, terrorysty, przestępcy komputerowego(przynajmniej w mediach) - miliony ludzi zresztą w to nie wierzą.
Rzecz jednak nie dotyczy tego, czy mr Assange jest gwałcicielem, czy nie.
Proszę mi wyjaśnić, bo nie będąc prawnikiem nie rozumiem:
WikiLeaks nie przekazało tych materiałów żadnemu konkretnemu wywiadowi, Al-Kaidzie czy innym organizacjom naruszającym porządek świata ale udostępniło je wszystkim, którzy zechcą je przeczytać. Nawiasem mówiąc te materiały więcej mówią o mentalności władz USA i ich spojrzeniu na inne kraje niż ujawniają tajemnic, bo np. średnio rozgarnięty gimnazjalista śmiało mógłby sporządzić taką "listę obiektów strategicznych" jaką stworzyły sobie władze USA. Prawdopodobnie chodzi o ujawnienie samego faktu tworzenia takiej listy i kompletnego zignorowania władz państw, na których terytorium te obiekty się znajdują.
Wedle dostęnych mi
Wedle dostępnych mi informacji Bradley Manning, a więc mężczyzna, któremu przypisuje się wydobycie opublikowanych następnie przez WikiLeaks depesz dyplomatycznych, został zatrzymany w maju 2010 r. Przebywając w areszcie (por. US soldier arrested in WikiLeaks case) ponoć czeka na wyrok sądu. To zaś oznacza, że Pańskie pierwsze pytanie wydaje się nie korespondować z aktualnym stanem (popularnej) wiedzy w tej sprawie. Napisałem w nawiasie "popularnej", gdyż nie mam dostępu do akt postępowania, które dotyczy działań Manninga, a więc nie wiem na jakim jest etapie, jakie padają tam argumenty, czy postawiono mu formalnie zarzuty, a jeśli postawiono, to jakie to zarzuty.
W drugim punkcie zadał Pan aż dwa pytania. Jedno o brak ścigania osób odpowiedzialnych za publikacje w prasie, drugie o powód - jeśli dobrze rozumiem - dla którego Pan nie ma wiedzy na temat takiego ścigania. Zacznę od drugiego, ponieważ prościej mi odpowiedzieć: nie wiem, co Pan wie i w oparciu o jakie źródła buduje Pan swój stan wiedzy. Ten stan wiedzy jednak nie przesądza o stanie faktycznym. Ale ja również nie wiem nic na temat ewentualnego ścigania redakcji pism publikujących (niektóre) depesze, opublikowane wcześniej przez WikiLeaks. Pytanie o równe traktowanie WikiLeaks oraz redakcji pojawia się w różnych publicystycznych programach oraz w artykułach. Uważam, że to dobre pytanie. Przechodząc do odpowiedzi na drugie pytanie: sposób, w jaki sformułował Pan pytanie zakłada, że rzeczywiście nie podjęto wobec redakcji żadnych działań prawnych. Mój stan wiedzy nie pozwala mi stanowczo stwierdzić, że rzeczywiście ich nie podjęto. Wiem również (z praktyki), że redakcje/wydawcy, zwłaszcza te, które zajmują się "dużymi" tematami, zatrudniają prawników, czasem nawet wynajmują kilka kancelarii prawnych. Jeśli są przedmiotem działań prawnych - niekoniecznie będziemy musieli się o tym szybko (lub w ogóle) dowiedzieć.
Jeśli jednak akt oskarżenia przeciwko osobom związanym z WikiLeaks zostanie przedstawiony, a stałoby się to w USA, to prawdopodobnie oskarżano by ich na podstawie ustawy, o której Mariusz Zawadzki był uprzejmy napisać w linkowanym już w tym wątku tekście Odwalcie się od Juliana Assange'a:
Chodzi, o czym przywołany autor nie wspomniał (chociaż - jak się wydaje - przeczytał wcześniej tekst If Wikileaks Broke the Espionage Act, So Did the New York Times), o Espionage Act of 1917, czyli przepisy, które zostały skodyfikowane w obowiązującym (a więc nic nie trzeba było "odkurzać") US. Code, a konkretnie: 18 U.S.C. § 793 : US Code - Section 793: Gathering, transmitting or losing defense information.
W trzecim punkcie pyta Pan dlaczego oskarża się WikiLeaks "o naruszenie praw własności (w uogólnieniu)". Otóż - w kontekście mojego tekstu, pod którym sobie tu dywagujemy - naruszenie regulaminu Amazona jest oficjalnie podawanym powodem zerwania umowy, nazwijmy to, hostingu. Nie użyłem słowa "oskarżać" (sprawdziłem przed chwilą i słowo to pada jedynie w Pana komentarzu). Dla mnie "oskarżać" znaczy tyle, co wykonywać określoną, sformalizowaną rolę w postępowaniu karnym. Tekst zaś, który komentujemy odnosi się do cywilnoprawnych relacji kontraktowych. Fakt, że te relacje kontraktowe są w przypadku WikiLeaks zanurzone w pewnym szerszym, społecznym kontekście nie zmienia głównego tematu powyższej notatki. Ja piszę o jednym, Pan najwyraźniej czyta to co napisałem w inny sposób. Być może powodem tego stanu rzeczy jest mój zbyt zagmatwany sposób formułowania myśli. Proszę zatem przyjąć moje pokorne ubolewanie związane z moją ułomnością. Niezależnie od niego nie czuję się w obowiązku katalogować i przedstawiać teraz wszystkich znanych mi przypadków, w których sprawca naruszenia tajemnicy (niezależnie od rodzaju tej tajemnicy) został oskarżony (przez prokuraturę) o popełnienie przestępstwa. Może mi Pan jednak spróbować uwierzyć na słowo, że takich przypadków jest wiele.
Gdyby zadał Pan inne pytanie, tj. dlaczego w jednej sytuacji przedsiębiorstwo powołuje się na swój regulamin, podczas gdy w analogicznej sytuacji z takiego prawa nie korzysta - tu odpowiedź musiałaby uwzględnić autonomię woli kontraktujących ze sobą stron. Takiego pytania jednak Pan nie zadał. Proszę przy okazji sięgnąć do tekstu Brak reakcji nie oznacza, że nie dochodzi do naruszenia (cytowanie korespondencji a ochrona godności).
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
tajemnica poliszynela
To jest dość delikatna i mimo wszystko nieoczywista kwestia. Z jednej strony jest potrzeba spójności syst. prawnego oraz prostoty i jednoznaczności kryteriów pozwalających ocenić, co jest, a co nie jest tajemnicą (klauzula została nadana i nie została uchylona w sposób zgodny z przepisami, ergo dokument jest tajny).
Z drugiej strony, jeśli uznamy, że do ważnych społecznie celów należą utrzymanie autorytetu prawa, zgodność prawa z zasadami racjonalności, zagwarantowanie swobody wypowiedzi oraz wolności dyskursu naukowego, to sytuacje takie, jak opisana w poniższym cytacie, muszą budzić wątpliwości.
Źródło: Guardian
Mówiąc krótko, system prawny, który tajemnicę poliszynela każe traktować z całą powagą i udawać, że nic się nie stało, podkopuje swój własny racjonalny fundament, a także okazuje się dysfunkcjonalny jako instrument regulacji życia społecznego, bo suma zysków jest mniejsza niż suma strat.
Dziękuję
Dziękuję za odp. Nie twierdzę, że Pan użył sformułowania "oskarża się". Przeczytałem to gdzieś indziej ale, ponieważ nie zapisałem linka, to teraz nie potrafię powiedzieć, ani nie mogę odszukać gdzie.
Co do odp. na pytania: dużo mi wyjaśniły. Nawiasem mówiąc nie wydaje mi się, aby to tylko ten jeden człowiek wykradł cały ten materiał, zapewne jednak prawdy nie poznamy.
To podwójne pytanie nie było podwójne. Było pojedyncze. Wiem, dlaczego ja nie mam wiedzy na ten temat, dlatego pytałem Pana, bo, jak słusznie przypuszczałem, Pan taką wiedzę posiada. Nie domagam się katalogu. Wystarcza mi zapewnienie z Pana strony.
Nasuwa mi się, przy okazji tej "historii przeciekowej" dotykającej całego świata, o skutkach dziś całkowicie nieprzewidywalnych, dość smutna refleksja: ponieważ naciski(jeśli są) są zakulisowe, negocjacje(jeśli są) toczą się zakulisowo, to my, obserwujący wyłącznie frontend, możemy sobie wyrobić całkiem fałszywe pojęcie o rzeczywistym przebiegu wydarzeń i w ten sposób sami sobą manipulować.
Press Statement Philip J.
state.gov via daring fireball
Paypal zablokował, Mastercard leży...
Od dziś rana nie działa strona Mastercard - gazeta.pl twierdzi, że to odwet za paypal.
Cygan zawinił..?
Mastercard i Visa
Być może raczej chodzi o to, że Mastercard wstrzymał przelewy dla WikiLeaks, a to samo potem zrobiła Visa Europe: Wikileaks' Visa payments suspended. Przedstawiciel Mastercard miał powiedzieć, że jego przedsiębiorstwo jest:
Zresztą, jest i wyjaśnienie: Operation Payback cripples MasterCard site in revenge for WikiLeaks ban. W przywołanym źródle mowa również o tym, że atakowane są również internetowe zasoby szwedzkiej prokuratury:
To samo w depeszy The Associated Press: Supporters of WikiLeaks and founder Julian Assange attack MasterCard, Swedish prosecutors
--
[VaGla] Vigilant Android Generated for Logical Assassination
Atmosfera się zagęszcza
1)
Datacell ehf, firma obsługująca od dwóch miesięcy płatności Wikileaks zamierza wystąpić na drodze prawnej (notki z 7 i 8 grudnia) przeciwko decyzjom Visy i Mastercard, twierdząc, że decyzje te motywowane są politycznie i przynoszą straty Wikileaks i Datacell.
2)
Ataki DDoS dotknęły m.in. PostFinance (bank, który zablokował konta), PayPal, Mastercard, Visa; w stronę Amazona poleciały na razie niepochlebne opinie. Ataki są kontynuacją Operation Payback, która była już tu wspominana przy okazji ataku na RIAA kilka tygodni temu. Akcje te prowadzone są przez Anonymous, luźną (i bardzo liczną...) grupę internautów.
Ataki były dość krótkie, jak twierdzą ich organizatorzy miały być jedynie "prztyczkiem w nos" i demonstracją niezadowolenia z postawy niektórych firm i organizacji.
W międzyczasie Facebook skasował główną grupę Operation Payback i kontynuuje kasowanie pączkujących klonów. Powodzenia.
Nie działa też np. strona anonops.net, a przed kilkunastoma minutami skasowano konto twittera Op. Payback.
Przewiduję jutro pewne zawirowania jeżeli chodzi o funkcjonowanie obu serwisów.
3) VP PayPal'a na dzisiejszej konferencji LeWeb oświadczył, że zawiesili konto Wikileaks ze względu na list administracji rządowej. Administracja dość szybko się tego wyparła, PayPal uściślił, że... chodziło o list wysłany do Wikileaks.
Wystąpienie Biedera obejrzeć można np. na techcrunch
Jestem pewien, że to jeszcze nie koniec.
"Charles Arthur, the
http://www.guardian.co.uk/news/blog/2010/dec/07/wikileaks-us-embassy-cables-live-updates
PayPal oddaje kase
z korporacyjnego bloga (chwilowo usługi PayPal działają dość... nieregularnie, więc nie jest łatwo to przeczytać):
Jak łatwo być skazanym w USA
Mam kilka przemyśleń dotyczących ostatnich doniesień, w szczególności tych dotyczących ścigania w USA. Tutaj możemy obejrzeć wywiad z senatorem Joe Liebermanem. Tam wspomina o konieczności ścigania za ujawnienie poufnych danych i wspomina, że publikacje NY Times powinny być widziane jako naruszenie Espionage Act, a przynajmniej są oznaką "bad citizenship".
Teraz zadaję sobie kilka pytań.
1) Po pierwsze należałoby się zastanowić jaką osobowość ma Wikileaks. W końcu depesze są tam ujawniane. Czy jest to zarejestrowana organizacja, a jeżeli tak, to w jakim kraju i jaki ma status.
2) Niezależnie od pierwszego ważne jest pytanie jaka jest struktura i zasada działania Wikileaks, a dokładnie jaka jest procedura publikacji depesz. Czy ktoś nad tym czuwa, zatwierdza do ujawnienia. Wówczas bowiem ta osoba (jak redaktor naczelny) byłaby ścigana przez prawo. Szczególnie jeżeli Wikileaks nie jest zarejestrowaną organizacją, a jedynie portalem umożliwiającym publikację tekstów, to odpowiedzialność ponosi ten, kto tekst tam umieszcza.
3) Ważne pytanie to ustalenie miejsca, w którym dokonano publikacji. Wówczas bowiem będzie można rozstrzygnąć jaka jurysdykcja będzie miała zastosowanie. Z wypowiedzi senatora Liebermana wynika, że USA uznają internet jako terytorium własnej jurysdykcji na zasadzie dostępne z terytorium USA - działania podejmowane pod prawem USA.
4) Jakie konsekwencje będzie miało ewentualne postawienie zarzutów NY Times. Okaże się, że kontrola władzy, którą to funkcję prasa w dużej mierze wykonuje, stanie się niezwykle kłopotliwa, jeżeli niemożliwa. Nieraz to właśnie prasa, w ten sam sposób co Wikileaks, pozyskuje poufne informacje o nieprawidłowościach i ujawnia je.
5) Druga sprawa. Jeżeli NY Times naruszyłby Espionage Act, to tak samo należałoby potraktować inne media w USA. Co więcej, ponieważ większość dużych tytułów ma swoje internetowe wydania, to stosując to samo uzasadnienie, jakie stałoby za ściganiem Assange'a, należałoby zastosować dla w zasadzie wszystkich gazet świata.
6) Wydaje mi się, że uzasadnione przedstawienie zarzutów byłoby jedynie przeciw osobom, które pobrały depesze z systemu i przekazały je do dalej.
Ciekawa logika biznesowa Amazon
http://www.theregister.co.uk/2010/12/09/amazon_sells_wikileaks/
Śmieszności nie darujemy
Śmieszności nie darujemy
""Libération" poinformował
"Libération" przyjęła WikiLeaks
"W internecie pojawił się
"W internecie pojawił się list do mediów od "Anonymous", grupy odpowiedzialnej za ataki na strony działające na szkodę WikiLeaks. W swoim oświadczeniu mówią, że "nie są hakerami", ich ataki nie mają na celu ataku na zwykłych użytkowników internetu, a na "publiczną twarz firm". ... Nie było ataku na Amazon. "Byłby w złym guście""
"Nie jesteśmy hakerami" - Internetowi bojownicy o WikiLeaks piszą do mediów
Atak na Amazon nie tyle
Atak na Amazon nie tyle "byłby w złym guście", tylko po prostu spłynął po Amazon jak po kaczce. Bo jakieś nieśmiałe próby były, ale kilka tysięcy komputerów nie jest w stanie wiele zrobić EC2.
Poza tym do wielu uczestników ataków zaczęło docierać, że dalsze ataki nie mają sensu:
- są tak naprawdę wandalizmem internetu i uderzają głównie w tych, którzy najbardziej o internet dbają - sysadminom.
- poza rozgłosem nic się dzięki nim nie uzyska, a rozgłos już jest.
- "safety in number" wcale nie jest takie mocne i można napytać sobie sporych kłopotów.
W całej tej kwestii nie tyle ciekawe jest czy Anon jest faktycznym zagrożeniem, ale raczej kolejny etap narodzin świadomości internautów. Naprawdę setki tysięcy ludzi (o ile nie miliony) głośno wyraziło sprzeciw wobec ingerencji rządów w sieć. I obok całego hype związanego z anonops pojawiło się dużo ciekawych dyskusji o tym jak zapewnić internetowi pewną autonomię (czy jest to możliwe), gdzie są zagrożenia, jak regulacje mają się np. do libertarianizmu i np. tzw. left-liberals.
Wikileaks - powrót do rzeczywistości
Wikileaks - powrót do rzeczywistości
WikiLeaks keeps on publishing despite arrest
WikiLeaks keeps on publishing despite arrest
In a time of universal
In a time of universal deceit - telling the truth is a revolutionary act.
-George Orwell
W czasach powszechnego zakłamania mówienie prawdy jest aktem rewolucyjnym
-George Orwell
Co taki cytat ma na celu?
Co taki cytat ma na celu? Nawoływanie do powrotu do czasów kiedy homo sapiens miały mniejsze mózgi, mniej zdolne do kłamania?
Moze wskazanie, ze mowienie
Moze wskazanie, ze mowienie prawdy w czasach powszechnego falszu, jest aktem odwagi, za ktory groza represje. Wskazanie, ze wszystko jest na odwrot, wszystko jest postawione na glowie w stosunku do tego jak powinno byc, bo karze sie lub usiluje ukarac za mowienie prawdy, a nie za mowienie nieprawdy.
Homo sapiens sapiens nigdy
Homo sapiens sapiens nigdy nie mialy mniejszych mozgow, bo by wtedy nie byly homo sapiens sapiens. Zreszta neandertalczyk mial wiekszy mozg od homo sapiens sapiens, wiec wielkosc mozgu to jeszcze nie wszystko. Mozg kaszalota jest najwiekszy, wazy bodajze 9 kg.
WikiLekaks - pytania i odpowiedzi
http://www.quora.com/WikiLeaks
MasterCard i Visa przed komisją parlamentu Islandii
http://www.rawstory.com/rs/2010/12/mastercard-visa-licenses-revoked-iceland-wikileaks/
O wygibasach wokół
O wygibasach wokół zarzutów, źródle i podstawach bredni o powiązaniach z CIA i o przemocy seksualnej w ogóle (niektórym dyskutantom się bardzo przyda):
The rush to smear Assange's rape accuser
I o rzekomej pękniętej
I o rzekomej pękniętej gumce, tudzież kłamstwach rozpowszechnianych przez zwolenników J.A. (historyjka z "sex-by-surprise"), z linkami:
AOL News at the center of “sex by surprise” lie in Assange’s rape case
Gwałt czy "chwyt poniżej pasa"?
Gwałt czy "chwyt poniżej pasa"? "Guardian" ma zeznania Szwedek ws. Assange'a
Materiały ze śledztwa policyjnego w sprawie "gwałtu"
http://www.guardian.co.uk/media/2010/dec/17/julian-assange-sweden
Uwaga do postu "I o rzekomej pękniętej":
AOL to portal amerykański, może być stronniczy co pośrednio wynika z konfrontacji z artykułem w Guardianie.
Z artykułu w Guardianie opartego na materiałach ze śledztwa wynika, że JA nie został formalnie przez prokuraturę oskarżony, a jedynie obie panie zarzuciły mu sex bez zabezpieczania (piszę to hasłowo). List gończy zaś wziął się stąd, że nie stawił się na przesłuchanie. Chcę podkreślić, że sprawą zajmuje się już drugi prokurator, bo pierwszy skargę odrzucił jako niewiarygodną. Dlatego też słowo gwałt w tytule postu ująłem w cudzysłów.
Całe to zamieszanie wokół JA nijak się jednak nie ma do opublikowanych depesz. Mógłby nawet być złodziejem hipermarketowym i wcale by to nie dyskredytowało WikiLeaks.
Gwałt bez cydzysłowu
Obie panie zarzuciły mu dokonanie na nich czynności seksualnych których sobie nie życzyły i o czym poinformowały przed zbliżeniem, w trakcie, lub w jednym przypadku nie poinformowały bo spały.
Już Simon Mol był lepszy.
http://wyborcza.pl/1,76842,88
http://wyborcza.pl/1,76842,8842413,Co_maja_Szwedzi_na_szefa_Wikileaks.html